Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Ze zdziwieniem zauważyłem, że niektórzy dziennikarze oraz eksperci zaczęli spekulować, że Gratkorn może okazać się zespołem, który w końcowej fazie rozgrywek będzie w stanie niespodziewanie wyskoczyć zza pleców toczących ze sobą bój Salzburga oraz Rapidu Wiedeń i nieoczekiwanie zgarnąć tytuł. Jednakże bardziej byłem zajęty faktem, że męcząca nas plaga kontuzji tylko czekała, aż wznowimy ligowe zmagania, by zabrać nam tym razem Marveaux, który był najlepszym zawodnikiem w meczu z Admirą Wacker.

 

Jorisa w wyjściowym składzie na wyjazd do Mattersburga zastąpił więc Obermaier. Drugi kolejny mecz zaczęliśmy udanie, a szczęśliwa okazała się dla nas ponownie 4. minuta. Najpierw dośrodkowanie Brauneisa przerodziło się w strzał, cudem przeniesiony nad poprzeczką przez bramkarza, a po rzucie rożnym wybita przez gospodarzy piłka wróciła niczym bumerang w ich pole karne, gdzie Manuela Webera sfaulował de Oliveira. Do piłki podszedł Gsellmann, któremu jesienią stanowczo zabroniłem wykonywania jedenastek, ale na swoje szczęście zdołał zamienić rzut karny na gola na 1:0. I było to właściwie jedyne, co można było powiedzieć dobrego o Markusie. Do przerwy zmarnował bowiem dwie stuprocentowe sytuacje, w jednej oddając niecelny strzał, zaś w drugiej nastrzeliwując bramkarza, natomiast w innym momencie nie potrafił nawet przyjąć podania otwierającego drogę do bramki.

 

W drugiej połowie z czasem zaczynała mnie niepokoić utrzymująca się stagnacja oraz nasza gra, która kończyła się mniej więcej na 16. metrze od bramki Mattersburga. Wreszcie w 83. minucie złapałem się za głowę i wymamrotałem zawiedziony "kuźwa, już jest 1:1" – taką reakcję wywołała u mnie bierność Bouzóna, który wybiegł na środek boiska tylko po to, by nie zaatakować Halilovicia. Następstwo zachowania Iago okazało się być potwierdzeniem moich pesymistycznych słów sprzed półtorej sekundy. Outsiderzy z Mattersburga momentalnie przeprowadzili króciutką akcje, którą z linii pola karnego wyrównaniem na 1:1 zakończył tenże Halilović i to znowu przy porażająco biernym zachowaniu Bouzóna, który nie tylko zdążył go dogonić, lecz też i wyprzedzić, ale ani myślał go zablokować. Mimo końcówki granej w osłabieniu po kontuzji Webera nie było jeszcze nic straconego, bo parę minut później sam na sam wychodził Gsellmann, ku mojej irytacji po raz tysięczny ósmy nie trafiając w bramkę, i cały nasz wysiłek poszedł na marne, bo Mattersburg był dziś do ogrania już po pierwszej połowie. Tym samym przesadzone medialne spekulacje można było z całą stanowczością odłożyć na półkę z bajkami.

23.02.2008, Papelstadion, Mattersburg, widzów: 9310

TB (22/36) SV Mattersburg [10.] - FC Gratkorn [3.] 1:1 (0:1)

 

4' M. Gsellmann 0:1 rz.k.

83' N. Halilović 1:1

88' M. Weber (G) ktz.

 

FC Gratkorn: M.Monterosso 6 – M.Mandl 7, M.Obermaier 7, I.Bouzón 7, W.Hacker ŻK 6 (46' S.Srienz 7) – M.Weber Ktz 7, R.Wissink 7, M.Dogan 7 (81' L.Malouda 7), A.Troisi 8 – M.Gsellmann 7, D.Brauneis 7 (69' R.Wemmer 7)

 

GM: Alessandro Troisi (OP LŚ, FC Gratkorn) - 8

Odnośnik do komentarza

Kontuzja Webera była poważna, bowiem uraz biodra oznaczał dla niego koniec sezonu 2007/08. W tej pladze najbardziej denerwowało mnie to, że w żadnym wypadku urazu nie mógł doznać głęboki rezerwowy, a zawsze jeden z najlepszych graczy lub wręcz filar zespołu.

 

A na zakończenie lutego jechaliśmy dostać łomot od zmierzającego po mistrzowski tytuł Salzburga. Marzyło mi się powtórzenie sensacji z naszego pierwszego meczu z tym rywalem, który zakończyliśmy szczęśliwym zwycięstwem 4:3, bo do przerwy prowadziliśmy 4:0, ale nie miałem złudzeń. Mimo wszystko po kwadransie obrony Częstochowy Troisi pięknie zdjął piłkę Salihu'owi, po czym dograł do Brauneisa, ten w tempo do Gsellmanna, a Markus ku powszechnemu zdumieniu nie dał szans Manningerowi. Było nieźle, a do tego god mode włączył Monterosso, który wyjmował niemożliwe piłki, pod koniec pierwszej połowy zatrzymując nawet Lokvenca, który w meczach przeciwko Gratkorn czuł się jak ryba w wodzie. Odczuwałem jednak niedosyt, bowiem w 25. minucie wywalczyliśmy rzut wolny tuż sprzed pola karnego, a Wissink mimo precyzyjnego strzału nie zdołał pokonać bramkarza Salzburga.

 

Dziesięć minut po przerwie rozegraliśmy świetną kontrę lewym skrzydłem, Troisi założył siatkę Mineiro, po chwili powtarzając dogranie w pole karne po wybiciu piłki, a tam wynurzył się Gsellmann i swoim drugim golem podwyższył na 2:0. Cieszyłem się niezmiernie, ale chyba tylko głupi wierzyłby, że utrzymamy korzystny wynik do końca. Dlatego po chwili radości uspokoiłem się i wróciłem na ziemię spodziewając się, że Salzburg zacznie strzelać gole. I zaczął. Już w 61. minucie nikt z moich asów nie wpadł na pomysł, by wyjść do Sessègnona na 25. metr, który wobec tego bez zbędnej żenady zdobył kontaktowego gola i wiedziałem, że nie wygramy tego meczu. Od tego momentu Monterosso przestał bronić, a niespełna 20 minut później wiedziałem też, że również spotkania nie zremisujemy, gdy Mandl zrobił miejsce na flance strzelcowi gola, a po jego dośrodkowaniu na 2:2 wyrównał cholerny Lokvenc, którego miałem już serdecznie dosyć. Po raz kolejny moja świetna intuicja boiskowa mnie nie zawiodła i w 85. minucie Carboni z porażającą łatwością dośrodkował z blisko połowy boiska, a na naszym piątym metrze obrona przyglądała się bezczynnie, jak Paulista razem z Lokvencem wyskakują do główki, a trafienie, ku mojej frustracji, zostało zaliczone Vratislavowi.

 

Gdy już rozwaliłem wszystko, co było do rozwalenia, w szatni zacząłem od wywrzeszczanego pytania retorycznego: "jak można było spier**lić taki świetny wynik?!" – prawdziwy zespół poznaje się nie po tym, jak zaczyna, a po tym, jak kończy. No właśnie, odpowiedź na pytanie, jakim byliśmy dziś zespołem, nasuwała się sama.

27.02.2008, Wals-Siezheim, Salzburg, widzów: 8991

TB (23/36) SV Salzburg [1.] - FC Gratkorn [3.] 3:2 (0:1)

 

14' M. Gsellmann 0:1

55' M. Gsellmann 0:2

61' S. Sessègnon 1:2

79' V. Lokvenc 2:2

85' V. Lokvenc 3:2

 

FC Gratkorn: M.Monterosso 8 – M.Mandl 7, M.Obermaier 6 (80' R.Gsellmann 7), I.Bouzón 6, S.Srienz 6 – M.Ehrenreich 7 (75' Ch.Ratschnig 6), R.Wissink 7, M.Dogan 7, A.Troisi 7 – M.Gsellmann 8, D.Brauneis 7 (68' A.Kanneh 7)

 

GM: Vratislav Lokvenc (N, SV Salzburg) - 9

Odnośnik do komentarza

Groclin zakończył swoją przygodę z Pucharem UEFA, odpadajac po porażkach 1:2 i 0:1 z Benfiką Lizbona, za to Wisła Kraków poradziła sobie z Lokomotiwem Moskwa, remisując na wyjeździe 1:1, a w Krakowie zwyciężając 2:1. W 1/8 finału Biała-gwiazda miała rozegrać dwumecz z Athleticiem Bilbao.

 

 

Po frajersko oddanym Salzburgowi meczu byłem tak wściekły, że skrytykowałem w mediach siermięgę Bouzóna, który już od dłuższego czasu częściej nam szkodził na boisku, a w Salzburgu walnie przyczynił się do porażki w ostatnich minutach. W ten sposób wyczerpał moją cierpliwość, a także kibiców, którzy stanęli po mojej stronie. Niezmiernie cieszyłem się natomiast, że w lipcu nasze szeregi miał zasilić rodak Kangulungu, Kongijczyk Franck Matingou (28 l., O Ś, DP, P P, DR Konga; 20/0), który był niedoceniany we francuskiej Bastii.

 

 

Luty 2008

 

Bilans: 1-1-1, 5:4

T-Mobile Bundesliga: 3. [-7 pkt do Rapidu Wiedeń, +5 pkt nad GAK]

Hallen Cup: –

Finanse: -1,63 mln euro (-91 tys. euro)

Gole: Markus Gsellmann (8)

Asysty: Manuel Weber (8)

 

 

 

Ligi:

 

Anglia: Arsenal Londyn [+13 pkt]

Austria: SV Salzburg [+6 pkt]

Francja: Olympique Marsylia [+3 pkt]

Hiszpania: Real Madryt [+2 pkt]

Niemcy: Bayern Monachium [+4 pkt]

Polska: Legia Warszawa [+6 pkt]

Rosja: –

Szwajcaria: FC Zurych [+6 pkt]

Włochy: Juventus Turyn [+8 pkt]

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

- Groclin Grodzisk Wlkp., 1/16 finału, 1:2 i 0:1 z Benfiką Lizbona; out

- Wisła Kraków, 1/16 finału, 2:1 i 1:1 z Lokomotiwem Moskwa; awans, vs. Athletic Bilbao

 

Reprezentacja Polski:

- 06.02, mecz towarzyski, Polska - Litwa, 3:2

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1279], 2. Anglia [1177], 3. Holandia [965], ..., 30. Polska [684]

Odnośnik do komentarza

@Profesor,

Grunt, żeby to Kongo zauważalnie podniosło jakość defensywy.

 

@wenger,

Czyżby m.in. z Durango? :>

 

--------------------------------------------

 

 

Pierwszego marca powracaliśmy do Gratkorn, by zmierzyć się z drugim po Salzburgu zespołem walczącym o tytuł, stołecznym Rapidem. Tymczasem ofiarę Bouzóna z jedenastki wyeksmitował powracający do zdrowia Kangulungu – który 45 minut później musiał opuścić już boisko, tak nawiasem –, ponadto na prawym skrzydle nie mógł wystąpić zmęczony Ehrenreich, tak więc szansę gry otrzymał Ratschnig.

 

 

Szczerze mówiąc, spodziewałem się drugiej porażki z rzędu. Z Rapidem jeszcze nigdy nie wygraliśmy, a nie widziałem powodów, by miało się to udać teraz. Mimo to na odprawie przekazałem zawodnikom swoje uwagi i zapewniłem, że utytułowany rywal jest do pokonania. Moje skryte obawy zaczęły materializować się w 9. minucie, gdy Ratschnig faulował pod linią końcową, a dośrodkowanie Laitinena do siatki z linii bramkowej strącił Halsti. Później wiedeńczycy grali, my kręciliśmy się bezradnie w kółko, tak więc w szatni musiałem stanowczo zainterweniować, by obudzić przechodzących obok meczu zawodników.

 

Oczywiście oprócz motywacyjnej przemowy podniesionym głosem, zaleciłem także odważniejszą, bardziej ofensywną grę. Początkowo nic nie szło po naszej myśli, ponadto żałowałem, iż plaga kontuzji nie ma ludzkiej postaci, bo niezwłocznie złapałbym takiego człeka za frak i połamał mu ręce oraz nogi. To z tej przyczyny, że kolejnym kluczowym zawodnikiem, który padł na boisko i już się nie podniósł, był Alessandro Troisi, który został zniesiony z boiska w 61. minucie. Naprawdę, z tak długotrwałą i wyjątkowo złośliwą plagą kontuzji jeszcze nigdy nie miałem do czynienia. Później jednak przyszła mała osłoda w postaci 69. minuty – Brauneis ściągnął na siebie rywali w środku pola, rozciągnął na skrzydło do Mandla, po którego zagraniu urwał się Ratsching i idealnie dośrodkował na bliższy słupek, gdzie z obrońcami przepychał się Wissink, po czym Holender sprytną główką wyrównał na 1:1.

 

Końcówka obfitowała w nagłe zwroty akcji. W 80. minucie Markus Halsti obejrzał drugą żółtą kartkę, fundując nam grę w przewadze, ale szybciutko siły wyrównał Mesut Dogan, dwie minuty później również oglądając czerwień za drugie żółtko i wróciliśmy do punktu wyjścia. Gotów byłem przyjąć z otwartymi rękami podział punktów, ale miałem się jeszcze solidnie zdziwić. W 89. minucie Mandl wymienił podania z Ratschnigiem na prawej flance i dośrodkował na skraj szesnastki do Maloudy, który zdołał przeskoczyć obrońcę i zagrać głową w poprzek pola karnego, gdzie nieoczekiwanie znalazł się niepilnowany Wissink, delikatnym, ale skutecznym strzałem tuż przy słupku dając nam zwycięstwo! "Rogier, powinni cię beatyfikować!" – powiedziałem Holendrowi w szatni, podczas gdy świętowaliśmy nasze pierwsze zwycięstwo nad Rapidem Wiedeń.

01.03.2008, Sportstadion Gratkorn, Gratkorn, widzów: 1972

TB (24/36) FC Gratkorn [3.] - Rapid Wiedeń [2.] 2:1 (0:1)

 

9' M. Halsti 0:1

61' A. Troisi (G) ktz.

69' R. Wissink 1:1

80' M. Halsti (RW) czrw.k.

82' M. Dogan (G) czrw.k.

89' R. Wissink 2:1

 

FC Gratkorn: M.Monterosso 7 – M.Mandl 7, R.Gsellmann 6, E.Kangulungu 6 (46' M.Obermaier 7), S.Srienz 7 – Ch.Ratschnig 7, R.Wissink 8, M.Dogan CzK 6, A.Troisi Ktz 7 (61' L.Malouda 7) – M.Gsellmann 87, D.Brauneis 6 (78' R.Wemmer 7)

 

GM: Rogier Wissink (P Ś, FC Gratkorn) - 8

Odnośnik do komentarza

Ani trochę nie zdziwił mnie fakt, że Troisi doznał pęknięcia kości przedramienia, bo przecież liczne urazy kluczowych graczy zawsze musiały należeć do tych poważniejszych. Tym samym przeciwko GAK Graz okazję do gry dostał Lesly Malouda, który w ostatnim czasie marudził na zbyt rzadkie występy w pierwszym zespole. Innymi zmianami byli Obermaier za zmęczonego Kangulungu oraz Esposito za zawieszonego Dogana.

 

Tego meczu jednak nie mieliśmy najmniejszego prawa nie tyle wygrać, co nawet zremisować. "Dlaczego?", spytacie. Tekst ten wszystko wam opowie. Nie zdziwiło mnie to, że od pierwszego gwizdka częściej przy piłce na naszej połowie byli gospodarze, bo nie bez powodu byli faworytami spotkania. Jednak w 4. minucie negatywnie się zdziwiłem. Wtedy bowiem GAK wywalczył rzut rożny, po dośrodkowaniu piłkę głową trącił Salkić, a Monterosso, który nie miał prawa przepuścić tej słabej piłki, jednak to uczynił i błyskawicznie gospodarze uzyskali przewagę. W tej chwili wszystko było jeszcze do odratowania, tyle tylko, że w 12. minucie nasze szanse na osiągnięcie korzystnego wyniku pogrzebał Ratschnig, który w przeciągu 15. sekund (!) obejrzał dwie żółte kartki, aż Marko profilaktycznie złapał mnie za bary, bym czasem nie urwał Christophowi głowy wraz z kręgosłupem.

 

Przez jakiś czas ratował nas jeszcze Monterosso, ale w końcu w 25. minucie wybiliśmy piłkę po rzucie rożnym, a przed polem karnym przejął ją Lechner, który podał prostopadle do niepilnowanego Mineiro i było po zawodach. Później w 34. Marco już pękł, w słabym stylu wpuścił uderzenie Standfesta z 25 metrów i zaczęło śmierdzieć pogromem. Pogromem, który chwilę później był już pewny jak to, że jutro w nocy będzie ciemno, gdy drugą żółtą kartkę zebrał Srienz i musieliśmy przez lwią część meczu grać w dziewiątkę. Jeszcze przed przerwą swojego drugiego gola dorzucił po raz drugi zignorowany przez obronę Mineiro, fundując nam Formułę 4.0 w Play i zacząłem obawiać się wyniku dwucyfrowego.

 

W drugiej połowie na szczęście GAK skupiło się na oszczędzaniu sił, a jedyne trafienie Luisa Moreiry z doliczonego czasu wynikało już tylko z postawy Monterosso, któremu nie chciało się już grać i przy słabym klepnięciu Ekwadorczyka już tylko biernie obejrzał się za piłką. Ratsching i Srienz pożegnali się z dwutygodniowymi wynagrodzeniami, dodatkowo nie mając już co liczyć na występy w tym sezonie, zaś z Monterosso przesiedziałem dobre pół godziny stanowczo tłumacząc mu, że niezależnie od okoliczności grać trzeba do ostatniego gwizdka.

08.03.2008, Graz-Liebenau, Graz, widzów: 9288

TB (25/36) GAK Graz [5.] - FC Gratkorn [3.] 5:0 (4:0)

 

4' E. Salkić 1:0

12' Ch. Ratschnig (FCG) czrw.k.

25' R. Mineiro 2:0

34' J. Standfest 3:0

39' S. Srienz (FCG) czrw.k.

41' R. Mineiro 4:0

90+2' L. Moreira 5:0

 

FC Gratkorn: M.Monterosso 5 – M.Mandl ŻK 5, R.Gsellmann 6, M.Obermaier 6, S.Srienz CzK 4 – Ch.Ratschnig CzK 4, R.Wissink 6, V.Esposito 5 (74' R.Wemmer 6), L.Malouda 6 (40' W.Hacker 6) – M.Gsellmann 6 (14' M.Ehrenreich 5), D.Brauneis 6

 

GM: Luis Moreira (OP/N Ś, GAK Graz) - 10

Odnośnik do komentarza

No, zaczynamy już powoli żegnać się z europejskimi pucharami.

 

---------------------------------------------

 

Po ostatnich radykalnych krokach zarówno Srienz jak i Ratschnig zaczęli się rzucać, zrzekając się odpowiedzialności za zrujnowanie nam meczu. Oczywiście ponosili oni 98% winy za pogrom, jakiego doznaliśmy z rąk GAK, toteż Siegfried i Christoph momentalnie znaleźli się w rezerwach oraz nieodwołalnie na liście transferowej, mogąc już zapomnieć o dalszej karierze w Gratkorn.

 

W następnym spotkaniu przyjeżdżała do nas Austria Wiedeń, na którą dotychczas zawsze mieliśmy receptę. Receptę, która jednak wymagała od zawodników poważnego podejścia i woli walki, a tego po klęsce w Graz zabrakło, jak ręką odjął. Mimo wielu wątpliwości postanowiłem dokonać jedynie kosmetycznych zmian w wyjściowym składzie, ponadto dopominający się o grę zawodnik rezerw, napastnik Florian Eibinger dostał ode mnie szansę od pierwszej minuty, gdyż stwierdziłem, że może Florian wie, co mówi.

 

Jednakże nie pokazał on niczego szczególnego. Właściwie to nie miał ku temu okazji, bowiem od pierwszego gwizdka można było odnieść wrażenie, że boisko w Gratkorn jest tylko kwadratem, a to z tego tytułu, że gra toczyła się wyłącznie na naszej połowie, a przez pierwsze pół godziny ani razu nie przekroczyliśmy z piłką linii środkowej. Ani razu. Za to pod naszą bramką sporo się działo, co rusz interweniować musiał Monterosso, aż w końcu Marco w 31. minucie wyszedł z bramki do pędzącego sam na sam Bruno, ale tylko po to, by go sfaulować. Rzut karny z dziecinną łatwością na gola zamienił Maccarone i właściwie było po meczu. Tym bardziej, że w zawodnikach nie było krzty ambicji, a dziesięć minut później poważnie naraził mi się Wissink, który naoglądał się chyba za dużo MMA, bez piłki traktując rywala soczystym low-kickiem, za co otrzymał czerwoną kartkę. Już trzeci raz z rzędu kończyliśmy meczu w osłabieniu, co po spotkaniu zamierzałem poruszyć w szatni.

 

Oczywiście ten jeden gol dał Austrii zwycięstwo, bramkarz gości tylko dwa razu musiał wznawiać grę od swojej bramki, przez co bardzo zmarzł, a my daliśmy się ograć bez walki jak ostatnie leszcze. Gdy zeszliśmy z boiska, w szatni najpierw zrugałem wszystkich za brak jakichkolwiek ambicji, zaś po tym oznajmiłem, że do końca sezonu każdy, kto opuści boisko z powodu czerwonej kartki, będzie bezwzględnie za to "nagradzany". Naturalnie ilustracją tego, że mówię poważnie, został kretyn Wissink. Porażka z Austrią miała też inny wymiar, bowiem przez nią wiedeńczycy zrównali się z nami w punktacji, dzięki bilansowi bramek od razu nas przeskakując, co mogło i zapewne miało kosztować nas grę w eliminacjach Pucharu UEFA.

15.03.2008, Sportstadion Gratkorn, Gratkorn, widzów: 1989

TB (26/36) FC Gratkorn [3.] - Austria Wiedeń [4.] 0:1 (0:1)

 

31' M. Maccarone 0:1 rz.k.

41' R. Wissink (G) czrw.k.

 

FC Gratkorn: M.Monterosso 6 – M.Mandl 7, R.Gsellmann ŻK 6, E.Kangulungu 6, W.Hacker 6 – M.Ehrenreich 6 (78' R.Wemmer 7), R.Wissink CzK 5, M.Dogan 6, L.Malouda 6 – M.Gsellmann 7, F.Eibinger 6 (70' A.Kanneh 7)

 

GM: Ronald Schmidt (O LŚ, DP, Austria Wiedeń) - 8

Odnośnik do komentarza

Porażka na własne życzenie z Austrią Wiedeń zakończyła pewien rozdział Gratkorn w tym sezonie i była dosyć symbolicznym wydarzeniem. Pokazało to bowiem, że w ostatnim czasie staliśmy się o kilka klas słabsi, gdyż nie tak dawno mogliśmy czuć się całkiem bezpiecznie na 3. miejscu w tabeli, mając solidny bufor kilku punktów nad grupą pościgową. Natomiast po posłusznym oddaniu Austrii trzech punktów, w przeciągu tych paru kolejek daliśmy się dogonić i wyprzedzić. Tym samym mogliśmy już zapominać o zakwalifikowaniu się do europejskich pucharów, co jeszcze na przełomie lutego i marca była nader realną perspektywą.

 

 

Na wyjazd do czerwonej latarni ligi z Klagenfurtu zaszły już zmiany, będące konsekwencją staczania się w tabeli. Przede wszystkim miejsce w bramce stracił Monterosso, z obrony zniknął podłamany Rene Gsellmann, na lewym skrzydle pojawił się Konstantin Wawra, a na ławkę zabrałem dwóch młodych napastników z rezerw, Davide Raffaello oraz strzelającego gol za golem Benjamina Sulimaniego.

 

Liczyłem na to, że przeciwko Kärnten unikniemy wpadnięcia w wir porażek i powalczymy o powrót na trzecie miejsce, ale nic z tego. Przez pierwszy kwadrans nasza gra wyglądała dość optymistycznie. W pewnym momencie nawet ruszyliśmy we trzech na samego Wilanda, ale prowadzący akcję Kanneh tak "wspaniale" dogrywał do partnerów, że piłka zaliczyła pusty przelot przez pole karne, a ratujący sytuację Ehrenreich z ostrego kąta nie miał szans zaskoczyć wzdychającego z ulgą bramkarza. Gospodarze, w przeciwieństwie do nas, nie mieli problemów z wykańczaniem akcji. W 30. minucie zatem Obermaier nie wysilał się z blokowaniem centry Ishizakiego, w konsekwencji czego Hüttenbrenner przeskoczył Dogana i głową pokonał Webera. Było oczywistym, że w obecnej formie i mentalności zawodników jest po ptokach, co potwierdził trzy minuty później Ehrenreich, idiotycznym faulem na skraju pola karnego pozwalając Luisowi Gilowi z jedenastu metrów zdobyć swojego pierwszego gola w klubie. Oczywiście do przerwy miałem już wykorzystane dwie zmiany, gdy z boiska wyrzuciłem Obermaiera i rozdającego prezenty Martina.

 

Po przerwie dalej trwał nasz koncert, a w 63. minucie niezawodny Bouzón popełnił faul na łuku pola karnego, po czym pełen wdzięczności Koloušek podwyższył na 0:3 z rzutu wolnego. W tej chwili wściekły machnąłem ręką, siadając na ławce. O dziwo niedługo później Wawra na lewym skrzydle zdołał zabrać piłkę obrońcy, a po chwili dograł do wbiegającego Dogana, który zaliczył sensacyjne trafienie dla Gratkorn. W moim sercu zaiskrzył promyk nadziei na odrobienie strat, ale ostatecznie zgasił go Laref, dobijając do pustej bramki uderzenie Baldeóna po błędzie w ustawieniu Kangulungu. Minutę później rozmiary porażki zmniejszył debiutant Sulimani, który ładnie kiwnął rywala i silnym strzałem na dalszy słupek pewnie pokonał Wilanda, ale kropkę nad "i" naszego żałosnego występu musiał postawił Markus Gsellmann odpychając bez piłki rywala, podtrzymując naszą serię meczów z czerwoną kartką.

 

Oczywiście również Markusa jak najbardziej dotyczyła moja zapowiedź sprzed paru dni, a tymczasem zaliczyliśmy kolejny spadek w tabeli, wypadając już nawet poza strefę dającą awans do Intertoto. Zanosiło się na to, że zaczynaliśmy zjazd do Erste Ligi.

19.03.2008, Wörthersee Stadion, Klagenfurt, widzów: 1354

TB (27/36) FC Kärnten [10.] - FC Gratkorn [4.] 4:2 (2:0)

 

30' B. Hüttenbrenner 1:0

33' L. Gil 2:0 rz.k.

63' V. Koloušek 3:0

68' M. Dogan 3:1

83' A. Laref 4:1

84' B. Sulimani 4:2

86' M. Gsellmann (G) czrw.k.

 

FC Gratkorn: H.Weber 7 – M.Mandl ŻK 6, M.Obermaier 5 (31' I.Bouzón 6), E.Kangulungu 6, W.Hacker 6 – M.Ehrenreich 5 (33' R.Wemmer 7), V.Esposito 7, M.Dogan 8, K.Wawra ŻK 7 – M.Gsellmann CzK 7, A.Kanneh 6 (56' B.Sulimani 7)

 

GM: Catalin Racanel (OP L, FC Kärnten) - 8

 

 

T-Mobile Bundesliga, runda 3/4:

 

95a2f995637f61db.jpg

 

Odnośnik do komentarza

Pasmo porażek i lot pikujący w dół tabeli spowodowały, że ciągle chodziłem wnerwiony i łatwo było wyprowadzić mnie z równowagi, a morale w szatni sięgnęło dna. Nie sposób było się dziwić takim obrazkom, skoro trzeba było przyznać, że jesteśmy jak Kanał Sueski – wszyscy nas kopią.

 

 

22 marca mieliśmy doznać czwartej porażki z rzędu, bowiem graliśmy na wyjeździe z naszą nemezis, FC Pasching, z którym zwykliśmy zawsze przegrywać, samodzielnie stwarzając rywalowi, którego zdążyłem znienawidzić, sporo okazji do zdobycia bramki. Po kompromitacji w Klagenfurcie ze składu wylecieli m.in. Obermaier z Ehrenreichem na rzecz Rene Gsellmanna i Rogiera Wissinka, z kolei w ataku za zawieszonego Markusa Gsellmanna wystąpił Benjamin Sulimani.

 

W pierwszej połowie przecierałem oczy ze zdumienia, z ręką na sercu mus to przyznać. Nie tylko nie wpuszczaliśmy napastników Pasching sam na sam z Weberem, ale wręcz prowadziliśmy grę, śmiało zapuszczając się na połowę gospodarzy. Do tego w 15. minucie Mandl z prawej strony przerzucał piłkę na środek boiska, tam z kolei Kanneh przeskoczył rywala i zgrał między obrońców do Wissinka, który dał nam sensacyjne prowadzenie. Wcześniej jednak okazało się, że już dawno nie było u nas kontuzji, dlatego jeszcze w 8. minucie boisko z urazem opuścił Dorn. Mimo że do końca pierwszej połowy na boisku przeważało Gratkorn, to pamiętałem jednak poprzednie trzy spotkania z naszymi rywalami, wszystkie przegrane w większości po indywidualnych błędach, toteż ani przez chwilę nie wierzyłem w zwycięstwo. Jak się później okazało, całkiem słusznie.

 

Jeszcze na początku drugiej połowy Kanneh z metra ustrzelił bramkarza, ale już w 49. i 55. minucie dwa szybkie rzuty karne podarowali rywalom Rene Gsellmann zagraniem ręką i Kangulungu faulem na Zubarze, a obydwa z przyjemnością wykorzystał Adrianinho, wyprowadzając Pasching na błyskawiczne prowadzenie. Ani trochę mnie to nie zdziwiło, bowiem spodziewałem się czegoś takiego patrząc na historię naszych spotkań z tym rywalem, a teraz czekałem jeszcze na obowiązkową czerwoną kartkę jednego z naszych zawodników. Jednakże nie tylko sędzia nie musiał po nią sięgać, ale wręcz w 86. minucie ruszyliśmy z atakiem rozpaczy, dośrodkowanie Hackera znalazło Dogana, a ten dobił do linii końcowej i posłał piłkę wzdłuż bramki, gdzie w tejże ulokował ją Sulimani. Niebywałe! Chociaż Kangulungu ze wszech miar usiłował podtrzymać tradycję, to jednak sztuka ta mu się nie udała i po raz pierwszy w historii nie przegraliśmy z Pasching. Forza Gratkorn!

22.03.2008, Waldstadion, Pasching, widzów: 3706

TB (28/36) FC Pasching [6.] - FC Gratkorn [5.] 2:2 (0:1)

 

8' R. Dorn (G) ktz.

15' R. Wissink 0:1

49' Adrianinho 1:1 rz.k.

55' Adrianinho 2:1 rz.k.

86' B. Sulimani 2:2

 

FC Gratkorn: H.Weber 8 – M.Mandl 7, R.Gsellmann 5 (56' I.Bouzón ŻK 8), E.Kangulungu 4, W.Hacker 8 – M.Dogan 7, G.Puntigam 7, R.Wissink 8, R.Dorn Ktz 6 (8' L.Malouda 8) – B.Sulimani 7, A.Kanneh 6 (74' D.Raffaello 7)

 

GM: Rogier Wissink (P Ś, FC Gratkorn) - 8

Odnośnik do komentarza

Karl-Heinz Puntigam, od dłuższego czasu siejący zamęt w szatni żaleniem się dziennikarzom, doczekał się w końcu listy transferowej, bowiem nie był wystarczająco solidnym graczem, jak na T-Mobile Bundesligę.

 

Seria urazów zaczynała sobie coraz zuchwalej poczynać. Naturalnie w gabinecie fizjoterapeutów przesiadywał Dorn, zaś w tygodniu poprzedzającym mecz ze Sturmem Graz staw skokowy uszkodził sobie Ehrenreich. To w połączeniu z decyzją komisji dyscyplinarnej, która nałożyła na Rogiera Wissinka dodatkową karę zawieszenia na dwa spotkania za pomylenie futbolu z kickboxingiem, sprawiło, że miałem już niepokojąco małe pole do manewru pod kątem obsady środka boiska. Wszystko rozwiązałem tak, że Dogan pozostał na prawym skrzydle, na środku znaleźli się Esposito z Segreto, a w obronie za zdegradowanego do rezerw Kangulungu, który strzelił sobie w stopę stwierdzeniem, iż przeciwko Pasching wcale nie zagrał źle, wystawiłem debiutanta Delbourga z tychże rezerw właśnie.

 

 

Po niespełna 20 minutach gry wyglądało na to, że Sturm przyjechał do Gratkorn pewny tego, że może liczyć na pomoc ze strony moich graczy, tak jak otrzymywali ją nasi czterej ostatni rywale. Zlekceważenie mojego zespołu słono gości kosztowało. W 5. minucie po rajdzie Dogana prawym skrzydłem Esposito zagrał do przodu do Segreto, Francuz zaś prostopadłym podaniem stworzył Sulimaniemu stuprocentową okazję, której Benjamin, choć na raty, oczywiście nie zmarnował i objęliśmy szybkie prowadzenie. Powoli przecierałem już oczy ze zdumienia widząc, jak zgraną i waleczną ekipą byliśmy na boisku, gdy w 9. z kolei minucie ponownie prawą stroną ruszył Dogan, przeprawił się przez prawie pół boiska, a do jego centry głowę przyłożył Esposito, podwyższając na 2:0. Szczególnie kiepskie spotkanie w drużynie rywali rozgrywał bramkarz Szamotulski, czego ilustracją była jego nieudolna interwencja z 17. minuty, kiedy z rzutu wolnego dośrodkował Hacker, zaś na jedenastym metrze Kanneh przeskoczył rywala i niezbyt mocnym strzałem głową ośmieszył plączącego ręce Grześka.

 

Sturm Graz nie tylko pokpił sobie to spotkanie, ale wręcz jakby zapatrzył się w naszych zawodników. Najlepszym tego przejawem była sytuacja z 76. minuty, w której Sämuel brutalnie wyjechał z mawahy Wemmerowi, w żałosnym stylu kończąc udział w meczu. Współczuć rywalom jednak nie zamierzaliśmy, dlatego w 81. minucie czwartą bramkę wsadził im rezerwowy Raffaello, pięknym, siłowym strzałem między słupkiem a Szamotulskim wykańczając podanie Wawry po rozegraniu z Maloudą. Goście nie mogli uwierzyć w to, co stało się na Sportstadion Gratkorn, z kolei dla nas było to pierwsze od... 1 marca zwycięstwo, ponadto kibicom na trybunie i robotnikom na dachu ręce same składały się do oklasków.

29.03.2008, Sportstadion Gratkorn, Gratkorn, widzów: 1988

TB (29/36) FC Gratkorn [5.] - Sturm Graz [7.] 4:0 (3:0)

 

5' B. Sulimani 1:0

9' V. Esposito 2:0

17' A. Kanneh 3:0

68' G. Neukirchner (SG) ktz.

76' G. Sämuel (SG) czrw.k.

81' D. Raffaello 4:0

 

FC Gratkorn: H.Weber 8 – M.Mandl 8, I.Bouzón 8, R.Delbourg 7, W.Hacker 8 – M.Dogan 8, V.Esposito 7 (78' K.Wawra 7), J.Segreto 7 (70' R.Wemmer 7), L.Malouda ŻK 8 – B.Sulimani 8, A.Kanneh 7 (65' D.Raffaello 7)

 

GM: Wolfgang Hacker (O/DBP/P L, FC Gratkorn) - 8

Odnośnik do komentarza

Widzę, że obywatelowi @Bulemu humor dopisuje :>

 

---------------------------------------

 

Zarząd FC Kärnten stracił już cierpliwość do człowieka prowadzącego klub ku powrocie do Erste Ligi, wskutek czego na bruku znalazł się menedżer Peter Pacult. Zupełnie inaczej sprawy miały się w Gratkorn. Prezes Fandl już na dobre przekonał się do mojej osoby, dlatego mogłem złożyć podpis pod oryginalną wersją nowej umowy, nie widząc konieczności głębszych negocjacji. Tym samym związałem się z klubem na kolejne trzy lata, a prezes wręcz nalegał na przyjęcie przeze mnie znaczącej podwyżki, o którą nie prosiłem.

 

W międzyczasie ryzykująca własnym życiem plaga kontuzji, której jesienią tak spodobało się w mieście, że wlecze się z nami aż po kwiecień, na dwa tygodnie zabrała nam Markusa Gsellmanna.

 

 

 

Marzec 2008

 

Bilans: 2-1-3, 8:12

T-Mobile Bundesliga: 4. [-0 pkt do Austrii Wiedeń, +3 pkt nad GAK]

Hallen Cup: –

Finanse: -1,8 mln euro (-146 tys. euro)

Gole: Markus Gsellmann (8)

Asysty: Manuel Weber (8)

 

 

 

Ligi:

 

Anglia: Arsenal Londyn [+9 pkt]

Austria: SV Salzburg [+8 pkt]

Francja: Olympique Marsylia [+6 pkt]

Hiszpania: Real Madryt [+1 pkt]

Niemcy: Bayern Monachium [+2 pkt]

Polska: Legia Warszawa [+8 pkt]

Rosja: Spartak Moskwa [+0 pkt]

Szwajcaria: FC Zurych [+6 pkt]

Włochy: Juventus Turyn [+8 pkt]

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

- Wisła Kraków, 1/8 finału, 2:2w i 0:0 z Athletic Bilbao

 

Reprezentacja Polski:

-

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1260], 2. Anglia [1173], 3. Holandia [965], ..., 30. Polska [674]

Odnośnik do komentarza

Święta racja, podobnie ma się z dyspozycją na boisku.

 

---------------------------------------

 

Kolejnym, który swoim narzekaniem wpadł w strefę przyciągania listy transferowej został Georges Panagiotopoulos, który jednak znalazł się na niej demonstracyjnie, bo i tak z końcem czerwca wygasał jego kontrakt, którego nie zamierzałem przedłużać.

 

 

Tymczasem w pierwszym meczu kwietnia wyruszaliśmy w trasę, której celem było spotkanie z Admirą Wacker, przeciwnikiem, z którym potrafiliśmy efektownie wygrać, ale i w słabym stylu przegrać. Gro zawodników było kontuzjowanych, jednak cała meczowa osiemnastka z poprzedniej kolejki była w jednym kawałku, więc konieczności zmian nie widziałem.

 

Odkąd tylko sędzia pierwszy raz przytknął gwizdek do ust, wszystko świetnie układało się po naszej myśli. W 7. minucie obawiałem się, że za chwilę padnie bramka dla Admiry, gdy straciliśmy piłkę w środku pola, ale szybciutko odzyskał ją Malouda i wycofał do Webera, a następnie Lesly zszedł na swoją pozycję i już po chwili po dograniu swojego rodaka Segreto, stanął oko w oko z bramkarzem, z ostrego kąta nie dając mu najmniejszych szans na obronę. Gospodarze wydawali się być w ciężkim szoku, bo nieustannie nękaliśmy ich wszelkimi dostępnymi drogami, a w 13. minucie Segreto uderzał na bramkę, przy czym Schlag odbił piłkę prosto przed siebie pod nogi Maloudy, który pewnym trafieniem po raz drugi radośnie poderwał nas z ławki. Admira wznowiła grę od środka i już po kilkunastu sekundach sam na sam z bramkarzem urywał się Kanneh, w ostatniej chwili faulowany przez Afolabiego, który otrzymał za to zagranie czerwoną kartkę. Rzut wolny co prawda z trudem wybronił Schlag, ale wiedziałem, że jeśli dalej będziemy się starać, gospodarze padną na deski, nie mając prawa się z nich podnieść.

 

A trzeci knockdown zaliczyli w 39. minucie. Po rozegraniu piłki w obronie z wykorzystaniem całej szerokości boiska, Mandl zdecydował się podjąć próbę dośrodkowania z blisko połowy boiska, perfekcyjnie trafiając do Kanneha, który trafił w słupek, ale przy dobitce po żołniersku skierował piłkę do bramki. 3:0 do przerwy kompletnie złamało ducha gospodarzy, dzięki czemu grubo ponad 3/4 czasu drugiej połowy spędziliśmy w okolicach ich pola karnego, a przed stratą kolejnych bramek uchronił ich fakt, że zapasy upartości zostawiliśmy na pozostałe sześć kolejek. Miałem szczerą nadzieję, że nie stracą one ważności, bo na finiszu sezonu będzie liczył się każdy punkt.

05.04.2008, Bundesstadion Südstadt, Maria Erzensdorf, widzów: 2735

TB (30/36) Admira Wacker [7.] - FC Gratkorn [4.] 0:3 (0:3)

 

7' L. Malouda 0:1

13' L. Malouda 0:2

14' R. Afolabi (A) czrw.k.

39' A. Kanneh 0:3

 

FC Gratkorn: H.Weber 8 – M.Mandl 8, I.Bouzón 8, R.Delbourg 8, W.Hacker 8 – M.Dogan 8, V.Esposito 8, J.Segreto 8 (72' R.Wemmer 7), L.Malouda 9 – B.Sulimani 7 (78' D.Raffaello 6), A.Kanneh 8 (65' D.Brauneis 6)

 

GM: Lesly Malouda (OP L, FC Gratkorn) - 9

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...