Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Taaa, tego odcinka lepiej nie czytajcie :x

 

------------------------------------------

 

Radość po sensacyjnym debiucie nie trwała zbyt długo, bo już parę dni później mięśnie grzbietu na siłowni załatwił sobie Markus Gsellmann i przez miesiąc musieliśmy sobie radzić bez naszego najlepszego strzelca.

 

W drugiej kolejce wypadało potwierdzić swoje ambicje dobrym występem przeciwko FC Pasching, które podejmowaliśmy ponownie u siebie. I kolejny raz rozczarowali kibice swoją frekwencją, jedynie robotnicy na dachu nieodmiennie obserwowali nasze zmagania w licznym gronie. Miejsce Gsellmanna zajął Daniel Brauneis, zaś za niezbyt solidnego przed tygodniem imiennika Markusa wystąpił Marveaux.

 

Wysokie zwycięstwo nad Admirą przyniosło efekt odwrotny od uskrzydlenia/dodania wiary w siebie/podniesienia zgrania (niepotrzebne skreślić). Zagraliśmy gówniany piach, stosunkowo nieliczna publiczność już kwadrans przed końcem ruszała oburzona w kierunku parkingu, a ja przeklinałem bez opamiętania. Zaczęło się w 3. minucie, gdy na strzał z dobrych 30 metrów zdecydował się Wegmair, a Heinz Weber totalnie się skompromitował, jakimś niezgrabnym ruchem rąk wbijając sobie piłkę do bramki. Niestety do jego poziomu szybko dostroiła się reszta zespołu, praktycznie nie było nas na boisku, a Pasching radośnie klepało futbolówkę, bawiąc się z nami w kółko graniaste. Moi zawodnicy ani razu (!) nawet nie próbowali zbliżyć się do jakiegokolwiek zawodnika będącego w posiadaniu futbolówki, by choć spróbować mu ją odebrać.

 

W efekcie po dziesięciu minutach było już po meczu, gdy Kangulungu gorliwie zrobił miejsce Patrickowi, który bez najmniejszego wysiłku klepnął piłkę obok manekina Webera, a w 31. minucie ten sam zawodnik po dośrodkowaniu z rzutu wolnego nawet nie musiał wyskakiwać do główki, bo moi podopieczni nie byli zainteresowani przeszkadzaniem mu. Moje darcie mordy w szatni przyniosło jedynie tyle, że w drugiej połowie straciliśmy zaledwie jedną bramkę zamiast trzech. W 87. minucie Jorge Riberio dla zobrazowania naszej beznadziei dosłownie przespacerował się z piłką między moimi pachołkami, a Pichlmann po jego podaniu spokojnie podwyższył na 0:4 obok kładącego się jak żelbetonowy kloc Webera.

 

Gdy po meczu skończyłem już swój koncert w szatni, poprosiłem współpracowników, by nie zawracali mi niepotrzebnie głowy. Byłbym w stanie zaakceptować tę porażkę, gdyby rzeczywiście wynikała z jakiejś przepaści dzielącej oba zespoły. Jednak prawda była taka, że daliśmy dupy za friko, a żaden z zawodników rywali nie uronił nawet kropelki potu, nie mówiąc już o jakimkolwiek siniaku, czy brudnym od upadku po walce z naszym zawodnikiem stroju.

28.07.2007, Sportstadion Gratkorn, Gratkorn, widzów: 794

TB (2/36) FC Gratkorn [1.] - FC Pasching [3.] 0:4 (0:3)

 

3' M. Wegmair 0:1

11' Patrick 0:2

31' Patrick 0:3

87' T. Pichlmann 0:4

 

FC Gratkorn: H.Weber 5 – J.Marveaux ŻK 5, E.Kangulungu 6, I.Bouzón 6, W.Hacker 6 – M.Weber 6 (71' Ch.Ratschnig 6), M.Ehrenreich 6, M.Dogan 6, A.Troisi 6 (46' R.Dorn 6) – D.Brauneis 6 (46' G.Baumgartner 6), A.Kanneh 6

 

GM: Jozef Valachović (O Ś, FC Pasching) - 10

Odnośnik do komentarza

Nie mam pojęcia, dlaczego tak się stało. Nie uwierzę, że 1200 kibiców nadal zachlewa pały świętując awans. Fabryki z miejsca stałyby się nierentowne.

 

---------------------------------------

 

 

Lipiec 2007

 

Bilans: 1-0-1, 5:5

T-Mobile Bundesliga: 5. [-0 pkt do Sturmu Graz, +1 pkt nad Rapidem Wiedeń]

Hallen Cup: –

Finanse: -505 tys. euro (+486 tys. euro)

Gole: Markus Gsellmann (2)

Asysty: Manuel Weber (3)

 

 

 

Ligi:

 

Anglia: –

Austria: SV Salzburg [+2 pkt]

Francja: Guingamp [+0 pkt]

Hiszpania: –

Niemcy: –

Polska: Amica Wronki [+0 pkt]

Rosja: CSKA Moskwa [+1 pkt]

Szwajcaria: FC Zurych [+2 pkt]

Włochy:

 

Liga Mistrzów:

- Wisła Kraków, 3 runda el., vs. Maccabi Hajfa

 

Puchar UEFA:

- Groclin Grodzisk Wlkp., 2 runda kwa., vs. Bańska Bystrzyca

- Legia Warszawa, 2 runda kwal., vs. Aalborg

- Amica Wronki, 2 runda kwal., vs. Zeta

 

Reprezentacja Polski:

-

 

Ranking FIFA: 1. Anglia [1137], 2. Holandia [981], 3. Brazylia [980], ..., 14. Polska [764]

Odnośnik do komentarza

Na otwarcie sierpnia, dokładnie dzień po moich urodzinach, przerażała mnie perspektywa pierwszego wyjazdowego spotkania, choć daleko nie mieliśmy jechać, bo do sąsiedniego Grazu, gdzie czekał na nas Sturm, wicemistrz Austrii. Po ostatniej kompromitacji o grze mógł zapomnieć Heinz Weber, który zagrał swój najgorszy występ, odkąd jestem w klubie, a także Marveaux, którego miałem ochotę zamordować jako drugiego. Heinza zastąpił Monterosso, zaś za Jorisa wszedł Mandl. Dodatkowo zdecydowałem wycofać ze składu Kangulungu na rzecz debiutującego Colleau.

 

Początkowo wydawało mi się, że coś zagramy, bo potrafiliśmy ruszyć z jakimś nieśmiały natarciem. Ale już w 4. minucie przy jednym z nich Dogan zamiast do oddalonego o pięć metrów Troisiego, podał piłkę prosto do przeciwnika, w rezultacie czego Mesut został inicjatorem kontrataku gospodarzy i pierwszym winnym straconej bramki, która rozpoczęła nasz pogrzeb. Z minuty na minutę graliśmy coraz gorzej, aż wreszcie w 20. na dzień dobry z klubem kretynizmem błysnął Colleau, faulując rywala niemal na linii pola karnego, a oczywistego gola z rzutu wolnego zdobył Krugłow i mogliśmy wracać do Gratkorn.

 

W szatni nawoływałem do rozpoczęcia walki z rywalami, a nie współpracy z nimi, jednak nie zdołało zatrzymać to regresu, jaki rozwijał się od beznadziejnego podania Dogana z 4. minuty. W efekcie od pewnego momentu kolejni moi zawodnicy zaczynali snuć się jak muchy w smole, dając się odpychać rywalom niczym szmaciane lalki, piłki traciliśmy już w obronie i jasnym było, że nie zdobędziemy nawet honorowej bramki. A te nadal strzelali piłkarze Sturmu. W 60. minucie Krugłow prostopadle dośrodkowywał, zaś Hacker nawet nie wyskoczył do główki z Dangadji Rabihou i było 0:3, z kolei dziewięć minut później Panagiotopoulos wycofywał piłkę do Wolfganga właśnie, a ten sunął do niej spacerowym tempem i podał rywalowi, pozwalając, by Dangadji Rabihou podreperował swoje statystyki. Druga żałosna porażka 0:4 z rzędu, brak jakichkolwiek powodów do minimalnego choćby optymizmu i perspektywa dwóch następnych spotkań na wyjeździe – w tym sezonie czekała nas rozpaczliwa walka o utrzymanie i wiele druzgocących upokorzeń.

04.08.2007, Graz-Libenau, Graz, widzów: 5904

TB (3/36) Sturm Graz [4.] - FC Gratkorn [5.] 4:0 (2:0)

 

4' P. Nzuzi 1:0

18' M. Bjärsmyr (SG) ktz.

20' D. Krugłow 2:0

60' A. Dangadji Rabihou 3:0

69' A. Dangadji Rabihou 4:0

 

FC Gratkorn: M.Monterosso 6 – M.Mandl 6, F.Colleau ŻK 5 (24' R.Gsellmann ŻK 6), I.Bouzón ŻK 6, W.Hacker 6 – M.Weber 6, M.Ehrenreich 6, M.Dogan ŻK 6, A.Troisi 6 – D.Brauneis 6 (70' G.Baumgartner 6), A.Kanneh 6 (66' G.Panagiotopoulos 6)

 

GM: Amadou Dangadji Rabihou (Nn Sturm Graz) - 10

Odnośnik do komentarza

Dokładnie tak, panie Polaco.

 

--------------------------------

 

W pierwszych spotkaniach czwartej kolejki FC Pasching poznało gorycz porażki 0:4, której doznało z rąk GAK'u Graz. Nie powiem, że wieść o tym wywołała delikatny uśmiech na mojej twarzy.

 

Na drugi z rzędu wyjazdowy mecz stawiliśmy się naszym klubowym autokarem w Mattersburgu. Po drugiej klęsce nie obyło się bez ponownych zmian, a tym razem do bramki mimo wszystko wrócił Weber, a ze składu na rzecz powracającego po kontuzji Djukicia wypadł Colleau, który bardzo mnie zawiódł w Graz. Mattersburg pozostawał w dołku, nie potrafiąc wygrać o pięciu ligowych spotkań, ale i tak obawiałem się kolejnej wysokiej porażki.

 

I wydawało się nawet, że do takowej zmierzamy. Po świetnym pierwszym kwadransie, w którym Dogan znowu świetnie podawał, byliśmy o krok od objęcia prowadzenia, gdy albo brakowało ostatniego podania, albo wykończenia, ale w 16. minucie siermięga Hacker w drugim występie z rzędu zaczął plątać się we własne nogi, łatwo oddając piłkę rywalom na naszej połowie. To rzecz jasna skończyło się paroma ich podaniami i otwarciem wyniku za sprawą Mörza. Miałem już dosyć gamoniowatej gry Wolfganga, więc momentalnie usunąłem go z boiska, posyłając do gry Zygfryda Srienza, a ten wprowadził na lewą flankę solidność. Choć spodziewałem się kolejnych goli, zaczynaliśmy jednak grać, a nawet uzyskiwać przewagę, która w 25. minucie pozwoliła nam rozegrać akcję zainicjowaną poprzez wybicie Djukicia, a Kanneh świetnie dograł do Brauneisa, który wyrównał na 1:1. Tak jest!

 

Ten gol odmienił losy meczu. W 34. minucie Daniel zakręcił kółeczko na środku boiska, by następnie posłać piłkę na skrzydło do Troisiego, Alessandro wygrał pojedynek biegowy z rywalem i podał po ziemi do Kanneha, zaś ten z ostrego kąta nareszcie wstrzelił się w bramkę i objęliśmy prowadzenie! Jeszcze przed przerwą wywalczyliśmy rzut rożny, po którym Bouzón świetnie zgubił krycie, głową pokonując golkipera, a w 55. minucie, po dwóch nieudanych próbach, ruszyliśmy z kontratakiem, Kanneh ze skrzydła zagrał do Troisiego, który następnie prostopadle obsłużył wychodzącego sam na sam Dogana, z oczywistym rezultatem. Mieliśmy jeszcze kilka dogodnych sytuacji i wiele obiecujących kontr oraz ataków pozycyjnych, tak więc gospodarze powinni odczuwać ulgę, że więcej goli już nie padło. W tym sezonie mecze z udziałem Gratkorn były gwarancją co najmniej czterech goli po jednej lub drugiej stronie, ale tym razem to kibice rywali opuszczali trybuny przed zakończeniem spotkania.

15.08.2007, Pappelstadion, Mattersburg, widzów: 10 393

TB (4/36) SV Mattersburg [9.] - FC Gratkorn [7.] 1:4 (1:3)

 

16' M. Mörz 1:0

25' D. Brauneis 1:1

34' A. Kanneh 1:2

40' I. Bouzón 1:3

55' M. Dogan 1:4

 

FC Gratkorn: H.Weber 7 – M.Mandl ŻK 8, A.Djukić 9, I.Bouzón 10, W.Hacker 6 (17' S.Srienz 8) – M.Weber 9, M.Ehrenreich 7 (79' J.Segreto 7), M.Dogan 9, A.Troisi ŻK 9 – D.Brauneis 9 (71' K.Puntigam 6), A.Kanneh 9

 

GM: Iago Bouzón (O Ś, FC Gratkorn) - 10

Odnośnik do komentarza

@Fenomen,

No a jak, jeśli coś robić, to z rozmachem :>

 

@Profesor,

Sądząc po dobiegających odgłosach łkania zza okienek, kurs ten musiał być bardzo niekorzystny dla bukmacherów :P

 

-------------------------------------

 

Drugi sezon z rzędu losowanie Pucharu Austrii obracało się przeciwko nam, gdyż znowu trafiliśmy na cholerne FC Pasching, tym razem już w pierwszej rundzie.

 

Trzeci kolejny wyjazdowy mecz napawał mnie już autentycznym przerażeniem. SV Salzburg miałoby pełne prawo stuknąć nas wysoko już w Gratkorn, więc nie dziwiłem się bukmacherom i tzw. ekspertom, że na Wals-Siezheim przepowiadali nam prawdziwą klęskę. Nawet posyłając na boisko jedenastkę, która zmiażdżyła Mattersburg, wycofawszy z niej jedynie kiepskiego Hackera, nie liczyłem na cud.

 

A jednak było to spotkanie o dwóch, jakże skrajnie różniących się obliczach. Początek bezapelacyjnie należał do Salzburga, piłka krążyła między zawodnikami gospodarzy jak po sznurku i raz po raz podjeżdżali niebezpiecznie blisko naszej bramki. Trwało to grubo ponad kwadrans, w międzyczasie boisko ze wstrząśnieniem mózgu opuścił Manuel Weber, ale w 21. minucie rywale rozgrywali piłkę w obronie na środku boiska, a wtedy Gercaliu kiepsko podawał do Hackmaria, zagranie przeciął Kanneh i pognał w stronę bramki, gdzie wymanewrował golkipera i dał nam zaskakujące prowadzenie. "Uff, przynajmniej nie będzie do zera", pomyślałem. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo się myliłem, pozytywnie na szczęście. Cztery minuty później Bouzón sprytnie przerzucił piłkę dostrzegłszy, że Troisi jest kompletnie niepilnowany, Włoch z kolei wrzutką znalazł Brauneisa, który strzałem głową w okienko z ponad 11 metrów skutecznie zaskoczył bramkarza Salzburga. Teraz zdążyły minąć raptem dwie minuty, a już sunęliśmy z kolejnym zdecydowanym atakiem, Kanneh po ciekawej ruletce wypuścił skrzydłem Troisiego, który ponownie udanie dośrodkował, po czym główkę Dogana wybronił Kohler, lecz Brauneis był zwarty i gotowy do dobitki, podwyższając na 3:0. Mimo półsprawnej po wypadku prawej nogi podrygiwałem wesoło z radości, a to jeszcze nie było wszystko.

 

W 34. minucie bowiem wszyscy byliśmy świadkami niecodziennego zdarzenia. Brauneis starając się sięgnąć kolejnej wrzutki Troisiego położył się na Gercaliu na linii bramkowej, a sędzia prawidłowo podyktował rzut wolny dla Salzburga. Bramkarz Kohler ustawił piłkę w miejscu przewinienia, po czym wszedł do bramki, by wziąć rozbieg, gdy nagle rozległ się gwizdek sędziego, wskazującego na środek boiska. Okazało się, że arbiter uznał, iż golkiper ustawił piłkę... za linią bramkową, zaliczając to jako samobójcze trafienie. Protesty gospodarzy nic nie dały, gwizdy na trybunach również, zaś ja sam przecierałem oczy ze zdumienia, podobnie jak moi piłkarze.

 

Wynik 4:0 do przerwy był sensacją, ale choć w szatni robiłem co w mojej mocy, nie zdołałem zapobiec rozprężeniu w drużynie. W efekcie w drugiej połowie na boisku istniał tylko Salzburg, a ja czułem, jak na głowie przybywa mi siwych włosów. Zaczęliśmy grać zbyt biernie w obronie, a to już w 53. minucie pozwoliło Wellingtonowi Pauliście bez przeszkód dograć do Lokvenca, który spokojnie pokonał nieco rozkojarzonego Webera. Mimo iż przez następnych kilkanaście minut jakoś się broniliśmy, to jednak było to tylko "jakoś", zaś pewny dotąd Djukić zaczął hurtowo przegrywać pojedynki główkowe, nieustannie stwarzając tym olbrzymie zagrożenie pod naszą bramką. W końcu identyczne błędy zaczął popełniać i Mandl na prawej flance, co w 71. skończyło się dograniem do Wellingtona Paulisty, który strzałem z ostrego kąta zbyt łatwo wsadził piłkę przy dalszym słupku. "Erich, nie ma bata, oni wyrównają, muszą wyrównać", mówiłem do Marko, bezsilnie patrząc, jak trwonimy przewagę.

 

W doliczonym czasie byłem bliski postarzenia się o kolejnych kilka lat. W normalnych okolicznościach cieszyłbym się już ze zwycięstwa, a jednak kontaktowy gol dla Salzburga wisiał w powietrzu, a po nim wystarczyłby już tylko jakiś strzał rozpaczy, by z wyniku 4:0 zrobiło się 4:4. W trzeciej doliczonej minucie stało się – Mair daleko dośrodkowywał, a w naszym polu karnym Djukić oczywiście dał się przeskoczyć Lokvencowi, który po strzale głową od razu porwał piłkę z siatki i sprintem zaniósł ją na środek, byśmy szybko wznowili grę. Na szczęście była to ostatnia akcja meczu, bo po pierwszym podaniu arbiter od razu zakończył spotkanie. Gdyby doliczona była minuta więcej... Nawet nie chcę myśleć, co by wtedy było.

18.08.2007, Wals-Siezheim, Salzburg, widzów: 5770

TB (5/36) SV Salzburg [3.] - FC Gratkorn [7.] 3:4 (0:4)

 

16' M. Weber (G) ktz.

21' A. Kanneh 0:1

25' D. Brauneis 0:2

27' D. Brauneis 0:3

34' F. Kohler 0:4 sam.

54' V. Lokvenc 1:4

71' W. Paulista 2:4

90+3' V. Lokvenc 3:4

 

FC Gratkorn: H.Weber 7 – M.Mandl 7, A.Djukić 7, I.Bouzón ŻK 7, S.Srienz 7 (80' M.Obermaier 6) – M.Weber Ktz 6 (16' J.Segreto 7), M.Ehrenreich 8, M.Dogan 8, A.Troisi 8 – D.Brauneis 8 (67' G.Baumgartner 6), A.Kanneh 8

 

GM: Vratislav Lokvenc (N, SV Salzburg) - 9

Odnośnik do komentarza

Można było cieszyć się z niespodziewanego zwycięstwa w Salzburgu, ale jednocześnie byłem bardzo niezadowolony z gry obrony, bo niewiele brakowało, byśmy roztrwonili czterobramkową przewagę. Martwiłem się też trochę stanem zdrowia Brauneisa, który choć pod względem ortopedycznym był w pełni sprawny, to jednak straszliwie szybko się męczył, w rezultacie jeszcze ani jednego meczu nie był w stanie zagrać dalej, niż do około 70. minuty, gdy oddychał już rękawami.

 

 

Ucieszyła mnie wiadomość, że Markus Gsellmann wznowił już treningi, ale mało prawdopodobne było, by miał zagrać już w sierpniu, natomiast pewnym było, że przeciwko Rapidowi Wiedeń wybiec na boisko jeszcze nie może. Po trzech wyjazdach z rzędu miło było wrócić na boisko w Gratkorn, a weseli z tego powodu byli również wierni robotnicy, standardowo urządzający sobie punkt widokowy na dachu hali produkcyjnej. Nareszcie tyłki na stadion ruszyli i kibice, a my z Segreto na środku i przesuniętym na skrzydło Ehrenreichem za Manuela Webera przystępowaliśmy do starcia z głównym kandydatem do mistrzostwa Austrii.

 

Trzeba przyznać, że zagraliśmy niezłe spotkanie. Przez pierwszy kwadrans stołeczny Rapid zamknął nas we własnym polu karnym, a już w pierwszej minucie bliski otwarcia wyniku był Tengesdal. Później z kolei Kanneh świetnie wszedł między obrońców przechwytując podanie, cała akcja wyglądała bliźniaczo do tej z Salzburga, ale tym razem strzał Abu obronił bramkarz. Payer z resztą wiele razy ratował wiedeńczykom tyłki i gdyby nie on, Rapid do przerwy spokojnie mógłby przegrywać co najmniej 0:2. Tak zaś po naszej stronie niestety mogliśmy zapisać jedynie kontuzję Dogana, która mogła nas wiele kosztować, gdyby okazała się poważniejsza, z kolei wraz z Mesutem w 23. minucie boisko opuszczał żałosny Mandl, którego wolałem ściągnąć, zanim zdąży zawalić nam bramkę.

 

Niestety wprowadzony za niego Rene Gsellmann zaprezentował się niewiele lepiej. Na domiar złego w 52. minucie Srienz zaspał i wpuścił za siebie Kosowskiego, który ściął w naszą szesnastkę, a tam goście tak długo grali z nami w dziada, aż wreszcie sytuację wyjaśnił Bouzón, niestety faulem. Hiszpan w ten sposób zrujnował nam spotkanie, bo rzut karny bez najmniejszego trudu na gola zamienił Katzer, a z gry Rapid za grosz nie potrafił wcisnąć nam gola, dlatego cenny punkt był jak najbardziej w naszym zasięgu. Początkowo miałem ochotę rozerwać Iago w szatni, ale postanowiłem odetchnąć parę minut przed zjawieniem się w niej, dzięki czemu ograniczyłem się tylko do jego ostrego zrugania i poprawieniu pod adresem Ehrenreicha, który również grał dzisiaj, jakby stracił nogę w Wietnamie.

25.08.2007, Sportstadion Gratkorn, Gratkorn, widzów: 1990

TB (6/36) FC Gratkorn [3.] - Rapid Wiedeń [2.] 0:1 (0:0)

 

22' M. Dogan (G) ktz.

52' M. Katzer 0:1 rz.k.

 

FC Gratkorn: H.Weber 6 – M.Mandl 5 (23' R.Gsellmann 6), A.Djukić 7, I.Bouzón 6, S.Srienz 6 – M.Ehrenreich 5, J.Segreto 6, M.Dogan Ktz 6 (23' L.Malouda 6), A.Troisi ŻK 6 – D.Brauneis 7, A.Kanneh 6 (67' K.Puntigam 6)

 

GM: Markus Katzer (O/DBP/P L, Rapid Wiedeń) - 8

Odnośnik do komentarza

Ligowy sierpień był już zakończony, a ze względu na spotkania międzynarodowe siódma kolejka miała zostać rozegrana dopiero za blisko dwa tygodnie. Była to doskonała sytuacja, by rekonwalescenci popracowali w spokoju nad powrotem do formy meczowej, zaś kontuzje ważnych graczy nie odbijały się na boisku. Mesut Dogan doznał niestety złamania nadgarstka, odpadając aż na miesiąc. Z drugiej strony mogłem teraz dać szansę innym zawodnikom, a pierwszy w kolejce był Holender Rogier Wissink.

 

 

 

Sierpień 2007

 

Bilans: 2-0-2, 8:9

T-Mobile Bundesliga: 5. [-0 pkt do FC Pasching, +1 pkt nad GAK Graz]

Hallen Cup: 1 runda, vs. FC Pasching

Finanse: -713 tys. euro (+278 tys. euro)

Gole: Daniel Brauneis (3)

Asysty: Alessandro Troisi (5)

 

 

 

Ligi:

 

Anglia: Middlesbrough [+1 pkt]

Austria: Sturm Graz [+0 pkt]

Francja: Olympique Marsylia [+3 pkt]

Hiszpania: Atlético Madryt [+0 pkt]

Niemcy: Hertha BSC Berlin [+0 pkt]

Polska: Jagiellonia Białystok [+0 pkt]

Rosja: CSKA Moskwa [+7 pkt]

Szwajcaria: FC Basel [+1pkt]

Włochy: Atalanta [+0 pkt]

 

Liga Mistrzów:

- Wisła Kraków, 3 runda el., 2:2k i 2:2 z Maccabi Hajfa; out

 

Puchar UEFA:

- Groclin Grodzisk Wlkp., 2 runda kwa., 1:0 i 2:0 z Bańską Bystrzycą; awans, vs. AEK Ateny

- Legia Warszawa, 2 runda kwal., 2:1 i 3:1 z Aalborgiem; awans, vs. Metz

- Amica Wronki, 2 runda kwal., 1:1 i 1:0 z Zetą; awans, vs. Ksanthi

- Wisła Kraków, Pierwsza runda, vs. Genk

 

Reprezentacja Polski:

-

 

Ranking FIFA: 1. Anglia [1079], 2. Brazylia [1063], 3. Holandia [981], ..., 15. Polska [764]

Odnośnik do komentarza

Biało-czerwoni skompromitowali się w meczu eliminacji do EURO 2008, wyjazdową porażką 0:2 z Andorą praktycznie tracąc szansę na awans. Kilka dni później co prawda Polacy pokonali Łotwę 2:1, ale nie zmieniało to faktu, że okupująca drugie miejsce Portugalia mogła być już względnie spokojna.

 

 

8 września ponownie jechaliśmy do Grazu, tym razem na mecz z GAK, który miał czekać na spokojne trzy punkty. Szykowany przeze mnie do debiutu Wissink rzeczywiście znalazł się w składzie w miejsce Dogana, na prawej obronie wystąpił Marveaux, natomiast do ataku nareszcie powrócił Markus Gsellmann. W międzyczasie urazu nabawił się jeszcze Bouzón, który w pojedynkę zniszczył nam mecz z Rapidem, choć po prawdzie nawet i bez tego wyleciałby na rzecz Colleau, któremu dałem szansę na zmazanie plamy ze swojego pierwszego występu.

 

Byliśmy bardzo nieprzewidywalnym beniaminkiem. Potrafiliśmy rozegrać koncertowy mecz, a także oddać spotkanie bez walki, natomiast tego wieczoru pokazaliśmy trochę tego i trochę tego. GAK oczywiście bardzo często gościło w naszym polu karnym, ale gdy wywalczało rzuty rożne, dośrodkowania niezmiennie lądowały poza linią końcową. W związku z tym gospodarze robili wyłącznie dużo szumu, a gdy już się wyszaleli, zaczęliśmy dochodzić do głosu. W końcu w 35. minucie Marveaux wyrzucał z autu na połowie GAK, po odegraniu Gsellmanna podał na środek do Wissinka, zaś Holender wypuścił w pole karne Troisiego, który z łatwością objechał rywala po zewnętrznej i pokonał bramkarza strzałem na dalszy słupek. Zacisnąłem pięści z radości.

 

55. minut później kląłem jednak jak szewc. Do przerwy było nieźle, ale od początku drugiej połowy rozważałem jak najszybsze zdjęcie z boiska fajtłapy Manuela Webera. Niestety, spóźniłem się. Gdy rozgrzewkę kończył już Wemmer, dupy dali właściwie obaj Weberowie – Heinz skandalicznym wznowieniem od bramki, a Manuel biernym daniem się przeskoczyć Lagosowi, co bezpośrednio skończyło się wyrównującym golem Mineiro. Później natomiast Djukić zdawał się czekać, aż tylko przeprowadzę ostatnią zmianę, by nagle zacząć przegrywać pojedynki główkowe jeden za drugim, a ja byłbym w stanie przegryźć cegłę z frustracji, że nie mogę zdjąć go z boiska. W 81. minucie wiedziałem już, że Alen grał ostatni na dłuższy czas występ w Gratkorn, bo właśnie wtedy nie dość, że w beznadziejnym stylu przegrał tysięczną ósmą walkę o górną piłkę, to jeszcze zrobił miejsce Mineiro, który swoim drugim golem skasował cały nasz wysiłek.

 

Tak wściekły nie byłem nawet po klęskach 0:4. Owszem, nienawidziłem wysokich przegranych, ale jeszcze bardziej nienawidziłem, gdy przy minimalnym prowadzeniu dwa indywidualne błędy skutkują porażką na własne życzenie.

08.09.2007, Graz-Liebenau, Graz, widzów: 8418

TB (7/36) GAK Graz [6.] - FC Gratkorn [5.] 2:1 (0:1)

 

35' A. Troisi 0:1

51' R. Mineiro 1:1

81' R. Mineiro 2:1

 

FC Gratkorn: H.Weber 6 – J.Marveaux 7, A.Djukić 7, F.Colleau 7, S.Srienz 7 – M.Weber 6 (52' R.Wemmer ŻK 6), J.Segreto 6, R.Wissink ŻK 7, A.Troisi 7 (77' L.Malouda 6) – M.Gsellmann 7 (67' D.Brauneis 7), A.Kanneh 7

 

GM: Reinaldo Mineiro (N, GAK Graz) - 8

Odnośnik do komentarza

Jak na beniaminka to jest znakomicie. Przed sezonem ostrożnie zakładałem jakieś dwa-trzy punkty po pierwszej rundzie i co najwyżej pięć pojedynczo zdobywanych bramek.

 

------------------------------------------

 

Bukmacherzy mieli z nami ciężkie życie w tym sezonie. Gdy przewidywali nasze sromotne klęski, omal nie puszczaliśmy ich z torbami, z kolei gdy niektórzy z nich nieśmiało rozważali uwzględnienie naszej nieprzewidywalności i bardziej zrównoważone kursy, porażkami wybijaliśmy im to z głów.

 

Przed olbrzymim dylematem stali i 15 września, gdy w Gratkorn zjawił się aktualny Mistrz Austrii, sama Austria Wiedeń. Przez ostatnie dwa sezony toczyliśmy boje z rezerwami tego klubu, a teraz przyszło zmierzyć się z siłami głównymi. Jako że ostatni mecz w pojedynkę załatwili nam Djukić z Manuelem Weberem, zostali oni zastąpieni odpowiednio Kangulungu i Ehrenreichem, zaś na treningu nogę obił sobie Heinz Weber, jedynie zyskując w ten sposób pewność, że w bramce zagrać miał Monterosso.

 

 

Reszta pojawiła się na murawie przed blisko kompletem publiczności bez zmian. Naszej szansy upatrywałem w tym, że Austria koszmarnie rozpoczęła rozgrywki, mimo awansu do fazy grupowej Ligi Mistrzów zajmując zaledwie ósme miejsce w tabeli. Rzeczywiście, choć goście z Wiednia optycznie przeważali, w 14. minucie po wyrzucie z autu przez Marevaux Ehrenreich podał do Kanneha, następnie w posiadaniu piłki znalazł się Gsellmann, który przerzucił na lewo przed pole karne. Wydawało się, że jest po akcji, gdy niespodziewanie Lell zawahał się przed zgarnięciem futbolówki, co wykorzystał Troisi, potężnym półwolejem zza jego pleców pakując piłkę w okienko! Wspaniała bramka! Teraz grało nam się trochę lepiej, ale Austria zawsze pozostawała Austrią. Dlatego w 37. minucie trochę zbyt biernie przyglądaliśmy się, jak goście rozgrywają w środku pola, a to przyniosło oczywisty skutek – Čeh dośrodkował do Szałachowskiego, zaś Srienz nie przeszkadzał mu zbytnio w wyrównaniu na 1:1. Nie powiem, nie byłem tym zachwycony, ale przed przerwą odzyskaliśmy przewagę. Pięć minut po straconym golu Ehrenreich znowu szarżował na prawym skrzydle, Segreto odegrał do Marveaux, zaś Joris znalazł w polu karnym osamotnionego Wissinka, który wykazał się przytomnością umysłu i pewnie rąbnął po ziemi, swoim pierwszym trafieniem dla Gratkorn pokonując Didulicę.

 

W przerwie zachęciłem chłopaków do jeszcze pewniejszej gry, bo Austria była jak najbardziej do ogrania. W efekcie już w pierwszej akcji drugiej połowy w świetnej sytuacji znalazł się Gsellmann, lecz niestety Kanneh nie zdążył z dobitką. Zaczynaliśmy jednak łapać wiatr w żagle i niecały kwadrans później z autu na wysokości pola karnego gości wznawiał Marveaux, a Ehrenreich po dograniu Segreto asystował przy golu Kanneha po strzale głową. Już teraz mieliśmy Mistrzów Austrii w garści, a dwie minuty później Wissink zaliczył udany odbiór na naszej połowie, Troisi z kolei fantastycznie posłał piłkę za obrońców do wybiegającego Markusa Gsellmanna, który pokazał, że nadal potrafi wykańczać akcje, już po chwili z dwoma obrońcami na plecach pewnie podwyższając na 4:1. W 86. wydawało mi się, że właśnie serwujemy kibicom akcję na kolejnego gola, ale niestety Troisi nie zdołał opanować piłki, a po szybkiej kontrze Kangulungu mógł bardziej się wysilić, zamiast bezczynnie odprowadzić Rushfeldta, który ustalił wynik na 4:2. Szkoda, że ostatnie słowo nie należało do Gratkorn, ale lepiej pokonać urzędującego mistrza, niż strzelić jedynie honorowego gola na końcu. Tak, czy inaczej, wielu bukmacherów ponownie mocno uszczupliło swoje zasoby finansowe, jedynie nieliczni odważni się wzbogacili, a nasi kibice i robotnicy mieli kolejne powody do dumy.

15.09.2007, Sportstadion Gratkorn, Gratkorn, widzów: 1980

TB (8/36) FC Gratkorn [6.] - Austria Wiedeń [8.] 4:2 (2:1)

 

14' A. Troisi 1:0

33' S. Mila (AW) ktz.

37' S. Szałachowski 1:1

42' R. Wissink 2:1

59' A. Kanneh 3:1

61' M. Gsellmann 4:1

86' S. Rushfeldt 4:2

 

FC Gratkorn: M.Monterosso 7 – J.Marveaux 8, E.Kangulungu 8, F.Colleau 8, S.Srienz 6 (46' M.Obermaier 7) – M.Ehrenreich 9, J.Segreto 8 (80' R.Wemmer 6), R.Wissink 8, A.Troisi ŻK 9 – M.Gsellmann 8, A.Kanneh 8 (71' D.Brauneis 6)

 

GM: Martin Ehrenreich (DBP P, P PŚ, FC Gratkorn) - 9

Odnośnik do komentarza

@kubakisiel,

Cóż, ja widzę wyraźny spadek w porównaniu do lipca.

 

@zurawwisla,

Jest jeszcze Szamotulski w Sturmie Graz, Tomasz Sokołowski i Kamil Kosowski z Rapidzie Wiedeń, Tomek Hajto i Mazurkiewicz w Kärnten oraz Krzysztof Ratajczyk w Mattersburgu. Tak więc jest z kim pogadać po polsku na rozgrzewkach i po zakończonych spotkaniach :>

 

-----------------------------------------

 

Kontuzje nas nie opuszczały. Choć treningi wznowił Dogan, w jego miejsce u fizjoterapeutów zameldował się Kanneh, który miał pamiątkę po meczu z Austrią Wiedeń w postaci obitego uda.

 

Pierwszą rundę spotkań T-Mobile Bundesliga zamykała dość nietypowo, bo rewanżowymi spotkaniami, a nie pojedynkami między drużynami, które jeszcze ze sobą nie zagrały. Z tego tytułu, zamiast FC Kärnten, w Gratkorn zjawił się liderujący Sturm Graz, z którym w sierpniu przegraliśmy 0:4. Z Danielem Brauneisem w ataku i Obermaierem na lewej flance przystępowaliśmy do próby rewanżu za tamtą klęskę.

 

 

Od początku Sturm przystąpił do prawdziwego szturmu, czego efektem była kontuzja Troisiego z 9. minuty, z powodu której zaciskałem mocno pięści z frustracji, oraz liczne sytuacje pod naszą bramką, w związku z czym było niebywale gorąco. Pewnie w bramce spisywał się na szczęście Monterosso, który przed tygodniem nie wybronił niczego szczególnego. Strata Alessandro mogła być znacząca, gdyż mimo młodego wieku był on jednym z najważniejszych piłkarzy Gratkorn, ale wprowadzony za niego Malouda spisał się nienagannie. To m.in. właśnie Francuz brał udział w ostatniej akcji przed przerwą, w jej trakcie zgrywając z lewego skrzydła do Wissinka, który po nogach defensorów obsłużył Brauneisa, a ten mocno uderzył na dalszy słupek, aplikując liderowi bramkę do szatni.

 

Już wiele razy w historii gole strzelane rywalom tuż przed przerwą wprowadzały w ich szeregi zamęt. Coś podobnego spotkało tego wieczoru Sturm, dzięki czemu pierwszy kwadrans drugiej połowy mieliśmy względnie spokojny. Niestety, gdy się otrząsnęli, już pierwsza groźniejsza akcja przyniosła gościom wyrównanie. Równo w 60. minucie Filipović zacentrował z lewej strony na piąty metr, gdzie Kangulungu standardowo dał ciała, pozwalając Mujiriemu strącić piłkę do bramki. Eugène, podobnie jak Djukić, miał dłużej odpocząć od występów, a teraz w trybie natychmiastowym zastąpił go Rene Gsellmann. Po raz kolejny okazało się, że jeśli nie strzelamy czterech goli w meczu, końcówki mrożą krew w żyłach. W 77. minucie na strzał z 16 metrów zdecydował się Rogier Wissink, malowniczym rogalem uzupełniając piłką wolne miejsce w okienku bramki. Nie przesadzaliśmy ze zbyt długim świętowaniem, bo nim się obejrzeliśmy, już sunął na nas nalot dywanowy Sturmu. Zwłaszcza w doliczonym czasie było niespokojnie, choć Panagiotopoulos mógł zadać rozstrzygający cios, ale umiejętna gra na czas przyniosła nam sukces, a gościom pożegnanie z fotelem lidera. Zaczynaliśmy budować swój ekstraklasowy byt.

22.09.2007, Sportstadion Gratkorn, Gratkorn, widzów: 1972

TB (9/36) FC Gratkorn [4.] - Sturm Graz [1.] 2:1 (1:0)

 

9' A. Troisi (FCG) ktz.

45+2' D. Brauneis 1:0

60' D. Mujiri 1:1

77' R. Wissink 2:1

 

FC Gratkorn: M.Monterosso 7 – J.Marveaux 7, E.Kangulungu 6 (61' R.Gsellmann 6), F.Colleau 8, M.Obermaier ŻK 7 – M.Ehrenreich 8, J.Segreto 7, R.Wissink 9, A.Troisi Ktz 7 (9' L.Malouda 8) – M.Gsellmann 7, D.Brauneis 7 (80' G.Panagiotopoulos 7)

 

GM: Rogier Wissink (P Ś, FC Gratkorn) - 9

 

 

T-Mobile Bundesliga 2007/09, runda 1/4:

 

8bfc00a999825645.jpg

 

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...