Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Ciekawe teorie towarzysze snują.

 

---------------------------------------

 

Reprezentacja Polski zdołała utrzymać drugie miejsce w swojej grupie eliminacyjnej, wywożąc z Porto cenny punkt za remis 1:1 z Portugalią.

 

Przerwa na spotkania eliminacyjne oznaczała, że do meczu z Wiener Sportklub czekały nas blisko dwa tygodnie. Dwa dobre występy na inaugurację wiosny zagraliśmy niemal tą samą jedenastką, tak więc i w Wiedniu zdecydowałem nie zmieniać zwycięskiego składu.

 

Może i beniaminek spisywał się rewelacyjnie po przysłowiowym zapłaceniu frycowego na początku rozgrywek, ale pod żadnym pozorem nie mogło być to usprawiedliwieniem tego, co zaprezentowaliśmy na Wiener Sportklub Platz. Od początku zastanawiałem się, czy przez te kilkanaście dni nie podmieniono mi zawodników na ich pozbawione ambicji sobowtóry, aż w pewnym momencie zwróciłem się do Marko i powiedziałem zażenowany: "ani chybi Gratkorn z jesieni, ani chybi!". Po pierwszym kwadransie coraz bardziej ciapowata gra w obronie zwiastowała nieuchronną bramkę dla gospodarzy, aż wreszcie stało się w 34. minucie. Najpierw Mandl nie potrafił porządnie wybić piłki, następnie zaś nie raczył wrócić na pozycję, dzięki czemu mający mnóstwo swobody Soymisirlio na naszej prawej flance dośrodkował, a w polu bramkowym zignorowany przez naszych obrońców Kurtisi spokojnie strącił piłkę obok Webera. Co gorsza, po straconym golu dalej staliśmy w miejscu, na przerwę schodząc bez choćby celnego strzału na bramkę Kalogeridisa.

 

– Nawet, k***a, nie żartujcie, że znowu zaczynacie ten cholerny cyrk! – wrzeszczałem w szatni.

 

Nie przeprowadzałem przed wznowieniem gry żadnych zmian personalnych, bo musiałbym wymienić niemal całą jedenastkę, oprócz zaangażowania krtani przestawiłem tylko naszą taktykę na zdecydowanie ofensywną. Mimo to nadal w naszych szeregach nie było za grosz ambicji, a ja byłem chyba jedynym, któremu na czymś zależało. Dopiero w 60. minucie padł z naszej strony pierwszy celny strzał, oczywiście zbyt słaby, by sprawić bramkarzowi jakiekolwiek problemy, a wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na drugą porażkę w sezonie, ponownie w żenującym stylu. W 78. jednak Dorn zgrał ze skrzydła na środek do Troisiego, a zagranie Alessandro między obrońców opanował Karl-Heinz Puntigam, w sytuacji sam na sam wreszcie pokazując, że Gratkorn jednak ma przód.

 

Mimo mało ambitnej ucieczki spod topora byłem bardzo niezadowolony nie tyle z wyniku, co z koszmarnie bezpłciowej gry zespołu i mogłem mieć tylko nadzieję, że poprzednie dwa zwycięstwa nie były wyjątkiem od reguły.

27.03.2007, Wiener Sportklub Platz, Wiedeń, widzów: 2630

ErLi (24/33) Wiener Sportklub [4.] - FC Gratkorn [1.] 1:1 (1:0)

 

34' M. Kurtisi 1:0

45' T. Pękała (WSK) ktz.

78' K. Puntigam 1:1

 

FC Gratkorn: H.Weber 6 – M.Mandl 6, A.Djukić 7, J.Marveaux 7, W.Hacker 6 – M.Weber 6 (65' M.Ehrenreich 6), M.Gsellmann 6, M.Dogan 7, R.Dorn 7 – D.Brauneis 6 (53' K.Puntigam 7), G.Baumgartner 6 (65' A.Troisi 7)

 

GM: Gökan Soymisirlio (OP LŚ, N Ś, Wiener Sportklub) - 8

Odnośnik do komentarza

Ostatniego dnia marca miała znaleźć się odpowiedź na pytanie, czy antyfutbol przeciwko Wiener Sportklub był wypadkiem przy pracy, czy były nim dwa pierwsze spotkania miesiąca. Nie zamierzałem jednak biernie na nią czekać, odsuwając na ławkę Manuela Webera i Gernota Bamugartnera, którzy najbardziej razili biernością przed trzema dniami, w meczu z trzecim w tabeli DSV Leoben zastępując ich Ratschnigiem i Karl-Heinzem Puntigamem.

 

W naszym wykonaniu było to spotkanie w kratkę. Już w 2. minucie po przechwycie Hackera ruszyliśmy z kontratakiem, w którym Brauneis zagrał ze środka na skrzydło, a świetne przerzucenie Dorna Puntigam równie dobrze wykorzystał w sytuacji sam na sam z bramkarzem, lokując piłkę w siatce sprytnym uderzeniem przy krótkim słupku. Później ciężar gry przeniósł się na środek i sytuacje podbramkowe skończyły się zarówno po naszej, jak i przeciwnej stronie. Trwało to do 29. minuty, kiedy na nasz wynik targnął się Dorn, faulem na Staniciu doprowadzając do utraty bramki z rzutu karnego, której strzelcem został Öbster. Konsekwencją postąpienia Rafaela było odesłanie go pod prysznic w przerwie i wpuszczenie w jego miejsce młodego Troisiego.

 

Była to trafna decyzja z mojej strony. W 57. minucie Dogan poprowadził efektowny rajd środkiem pola, a po jego podaniu Puntigam był faulowany z lewej strony przed polem karnym przez Boltera. Piłkę ustawił wspomniany Troisi i świetnym strzałem w okienko przywrócił nam jednobramkowe prowadzenie, zaliczając swoje pierwsze trafienie dra Gratkorn. Po tym zrywie znowu tempo spotkania widocznie spadło, a ja nie wykorzystywałem ostatniej zmiany, bo frustracja gospodarzy odbiła się boleśnie na mięśniu uda Webera i nie wiadomym było, czy da radę dokończyć występ. W ogóle na koniec rywale pomylili boisko z rzeźnią, bo wraz z naszym bramkarzem pod opiekę fizjoterapeutów trafili Brauneis i Djukić, obaj z rozwalonymi kolanami. Przynajmniej trzy punkty pojechały z nami do Gratkorn, natomiast zawodnik Leoben, Robert Schellander, powiedział po meczu, że w szatni po końcowym gwizdku było bardzo głośno za sprawą ich menedżera.

30.03.2007, Stadion Donawitz, Leoben, widzów: 1235

ErLi (25/33) DSV Leoben [3.] - FC Gratkorn [1.] 1:2 (1:1)

 

2' K. Puntigam 0:1

29' E. Öbster 1:1 rz.k.

57' A. Troisi 1:2

74' Z. Stanić (L) ktz.

 

FC Gratkorn: H.Weber 8 – M.Mandl ŻK 8, A.Djukić 7, J.Marveaux 8, W.Hacker 6 – Ch.Ratschnig ŻK 7 (71' M.Weber 7), M.Gsellmann 7, M.Dogan 8, R.Dorn 6 (46' A.Troisi 7) – D.Brauneis 7, K.Puntigam 8

 

GM: Joris Marveaux (O PŚ, FC Gratkorn) - 8

Odnośnik do komentarza

Wisła Kraków świetnie wykorzystała łaskawe losowanie 1/8 finału Pucharu UEFA, zwycięstwem 1:0 na wyjeździe i remisem 1:1 w Krakowie z Heerneveen zapewniając sobie awans do ćwierćfinału tych rozgrywek. Tam Białą gwiazdę czekała trudna przeprawa ze Sportingiem Lizbona, a po pierwszym spotkaniu w Portugalii rywale krakowian prowadzili w dwumeczu 2:0.

 

 

 

Marzec 2007

 

Bilans: 3-1-0, 11:4

Red Zac Erste Liga: 1. [+9 pkt nad LASK Linz]

Hallen Cup: –

Finanse: -651 tys. euro (-236 tys. euro)

Gole: Markus Gsellmann (10)

Asysty: Manuel Weber (6)

 

 

 

Ligi:

 

Anglia: Arsenal Londyn [+4 pkt]

Austria: Austria Wiedeń [+6 pkt]

Francja: Olympique Marsylia [+3 pkt]

Hiszpania: Real Madryt [+2 pkt]

Niemcy: Bayern Monachium [+4 pkt]

Polska: Wisła Kraków [+3 pkt]

Rosja: CSKA Moskwa [+2 pkt]

Szwajcaria: Young Boys [+4 pkt]

Włochy: Inter Mediolan [+4 pkt]

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

- Wisła Kraków:

* 1/8 finału, 1:1 i 1:0 z Heerneveen; awans, vs. Sporting Lizbona

* Ćwierćfinał, –:– i 0:2 ze Sportingiem Lizoba

 

Reprezentacja Polski:

- 24.03, eliminacje ME 2008, Portugalia - Polska, 1:1

 

Ranking FIFA: 1. Anglia [1136], 2. Nigeria [1012], 3. Holandia [1004], ..., 14. Polska [783]

Odnośnik do komentarza

Mimo beznadziejnej sytuacji Wisła Kraków ostro walczyła ze Sportingiem, zwycięstwem 3:2 przy Reymonta godnie żegnając się z Pucharem UEFA.

 

 

W Austrii tymczasem sezon powoli chylił się ku końcowi, a na początku kwietnia zaczynaliśmy ostatni w 2007 roku mecz z Blau Weiss Linz. Po ostatniej rzeźni w wyjściowym składzie musiało zajść kilka zmian, po których na boisko wyszli m.in. Harald Letnik, Rene Gsellmann, Alessandro Troisi, a na prawą flankę powrócił Manuel Weber. Na ławce jako rezerwowy bramkarz zasiadł ponadto Marco Monterosso.

 

Ostatni zespół ligi, zwłaszcza grając u siebie, trzeba było pokonać. Nie ważne w jakim stosunku bramkowym, najważniejsze były trzy punkty. Mogło to trochę zalatywać Dariuszem Szpakowskim, ale nierzadko najgorsze są ostatnie kolejki. Blau Weiss Linz nie mogło już pozwolić sobie na myślenie pokroju "później będzie lepiej", musiało ostro bronić się przed spadkiem, nie zdziwiłem się więc, że szło trochę jak po grudzie, choć trzeba zaznaczyć, że skutecznością nie grzeszyliśmy. Na szczęście w 29. minucie Jank podarował nam rzut wolny, zaś Mesut Dogan z 25. metrów spokojnie wstrzelił się w okienko, dając nam upragnione prowadzenie. Tym razem z naszej strony nie mogło być mowy o takiej tandecie, jak jesienią z tym rywalem, ani w niedawnym spotkaniu z Wiener Sportklub, a w 68. minucie ładne rozegranie środkiem dotarło do Troisiego, który wszedł w pole karne i spod linii końcowej zagrał do Baumgartnera, gdy ten był w trakcie upadania po nieczystym zagraniu rywala. Piłkę na jedenastym metrze ze stoickim spokojem ustawił Markus Gsellmann, wziął rozbieg, poczekał na sygnał arbitra i po prostu rąbnął przy słupku.

 

Goście mieli oczywiście swoje sytuacje, m.in. minimalnie niecelnie strzelali Leinberger, czy Jank, a jedno z dośrodkowań tak się zakręciło, że ugrzęzło w bocznej siatce, ale to w dalszym ciągu było obok bramki. Tym kompletem punktów zaczęliśmy małymi kroczkami zbliżać się do niespodziewanego przed sezonem zwycięstwa w lidze, zaś Blau Weiss Linz mocno utrudniło sobie walkę o utrzymanie.

06.04.2007, Sportstadion Gratkorn, Gratkorn, widzów: 1910

ErLi (26/33) FC Gratkorn [1.] - Blau Weiss Linz [12.] 2:0 (1:0)

 

29' M. Dogan 1:0

68' M. Gsellmann 2:0 rz.k.

 

FC Gratkorn: H.Letnik 7 – M.Mandl ŻK 8, R.Gsellmann 7, J.Marveaux 8, W.Hacker 7 – M.Weber 8, Ch.Ratschnig 7 (72' M.Ehrenreich 7), M.Dogan 7, A.Troisi ŻK 8 (80' K.Wawra 6) – M.Gsellmann 7, K.Puntigam 7 (65' G.Baumgartner 7)

 

GM: Alessandro Troisi (OP LŚ, FC Gratkorn) - 8

Odnośnik do komentarza

W drugim z rzędu meczu ligowym podejmowaliśmy zespół ze strefy spadkowej, tym razem w postaci FC Kufstein walczącego o ucieczkę z miejsca 10., ostatniego oznaczającego relegację do trzeciej ligi. Dla postronnego widza mogło to być ciekawe widowisko. Dla mnie niekoniecznie.

 

Jak przystało na drużynę, która nie miała jeszcze noża na gardle, Kufstein od pierwszego gwizdka interesowało się wyłącznie obrębem własnego pola karnego, zaś napastnicy gospodarzy byli chyba jedynymi, którzy momentami wystawiali nos dalej. Skoro tak się sprawa miała, to logika nakazywałaby wysnuć wniosek, że powinniśmy strzelać gole. Może i powinniśmy, ale tak się długo nie działo. Dopiero w 20. minucie Dogan poszedł po rozum do głowy i rąbnął z linii szesnastki po podaniu Troisiego, dzięki czemu objęliśmy prowadzenie. Niestety już cztery minuty później dupy po całości dał Letnik, który przy słabiutkim pchnięciu, bo strzałem tego nazwać nie można było, Ümita po ziemi stał w miejscu, jakby miał w gaciach kowadło, i tylko tępo przyglądał się, jak piłka ospale wtacza się do bramki, ocierając się jeszcze o słupek. Ta sytuacja fatalnie odbiła się na reszcie zespołu, przez co teraz to my nie opuszczaliśmy własnego przedpola, a Kufstein grało, jakby w przyszłym sezonie miało występować w T-Mobile Bundeslidze. Fatalnie grał również Rene Gsellmann, który w pojedynkę omal nie podarował rywalom dwóch kolejnych goli.

 

Moja zdecydowana interwencja w szatni wymogła na drużynie chwilowe podkręcenie obrotów. W rezultacie już w 47. minucie Dogan świetnie odebrał piłkę na środku boiska i rozciągnął do Troisiego, którego głęboką centrę lekkim podcięciem głową do bramki skierował Markus Gsellmann. Niewiele to jednak dało, bo po pięciu minutach znowu był remis. Tym razem przy rzucie wolnym z prawej flanki Six bez większego wysiłku przeskoczył aż dwóch moich zawodników naraz, a przy tym skorzystał z faktu, że Letnik zostawił odsłoniętą prawie całą bramkę. W tym momencie stało się jasnym, że o zwycięstwie możemy zapomnieć, toteż do samego końca, oprócz reagowania zmianami, kręciłem głową widząc, jak za wszelką cenę staramy się nie wygrać tego meczu.

13.04.2007, Grenzlandstadion, Kufstein, widzów: 476

ErLi (27/33) FC Kufstein [10.] - FC Gratkorn [1.] 2:2 (1:1)

 

20' M. Dogan 0:1

24' E. Ümit 1:1

47' M. Gsellmann 1:2

52' M. Six 2:2

 

FC Gratkorn: H.Letnik 7 (53' M.Monterosso 7) – M.Mandl 6, R.Gsellmann 6 (53' M.Obermaier 6), J.Marveaux 8, W.Hacker 6 – M.Weber 7, Ch.Ratschnig 8, M.Dogan 8, A.Troisi 7 – M.Gsellmann 7, K.Puntigam 6 (75' G.Baumgartner 6)

 

GM: Mesut Dogan (OP LŚ, N Ś, FC Gratkorn) - 8

Odnośnik do komentarza

Dwa tygodnie przerwy w rozgrywkach pozwoliły na spokojną rehabilitację kontuzjowanych zawodników, dzięki czemu przez ten czas wydobrzeli już Brauneis, Djukić i Heinz Weber, z czego tylko dwaj ostatni byli gotowi do gry. Ja zaś w międzyczasie zająłem się marudzącym Karl-Heinz Puntigamem, którego dość łatwo odwiodłem od żądania kolosalnej podwyżki, zamiast oczekiwanego prawie 1,5 tysiąca euro tygodniowo mówiąc mu: "mogę ci zaoferować co najwyżej 900, no, niech stracę, 950 euro". W wolnym czasie zaś relaksując się przy zimnym piwku obejrzałem półfinałowe, rewanżowe mecze Ligi Mistrzów, w których w jednym do wielkiego finału wszedł Inter Mediolan, zaś w drugim poradził sobie Ajax Amsterdam, co było holenderskim urozmaiceniem po dwóch angielsko-włoskich finałach z rzędu.

 

 

27 kwietnia, w ostatnim spotkaniu miesiąca, czekał nas domowy mecz z Austrią Lustenau, który najprawdopodobniej miał być najcięższym spotkaniem końcówki sezonu. Co prawda w następnych kolejkach mieliśmy mieć do czynienia z rywalami plasującymi się na wyższych miejscach w tabeli, ale wtedy wyniki mogły już nie być tak istotne.

 

Mimo powrotu do zdrowia kilku zawodników, miałem mały zgryz z zestawieniem składu. Ostatnio kiepsko spisali się Letnik i Rene Gsellmann, którzy mogli tylko pomarzyć o występie przeciwko Austrii, do tego kontuzji nabawił się Mandl. Problem polegał na tym, że w wyjściowym składzie miałem już komplet limitu obcokrajowców, tak więc stanąłem przed wyborem: albo Monterosso w bramce i Troisi na trybunach, albo odwrotnie. Alessandro na lewym skrzydle spisywał się znakomicie, mimo zaledwie 18 lat w metryce dawał większą gwarancję jakości od Dorna i Wawry, tak więc troszkę zaryzykowałem, i w bramce znalazł się nieco roztrenowany Weber, a na środku obrony za przesuniętego Marveaux dziadek Lipa.

 

 

To spotkanie miało ogromne znaczenie, bowiem zwycięstwo sprawiało, że awans do ekstraklasy byłby już na wyciągnięcie ręki. Był to naprawdę ciężki pojedynek. Zaczęliśmy kiepsko, bo już w 3. minucie goście dość łatwo przemaszerowali naszym prawym skrzydłem, a przy dośrodkowaniu gapowata obrona nie upilnowała Topicia, który bez najmniejszego problemu skierował piłkę do bramki. Dość długo zajęło nam zbieranie się po tym ciosie, bo dopiero kwadrans później udało się odpowiedzieć. Była to 17. minuta, Hacker spokojnie wyprowadził piłkę lewą stroną i w porę uruchomił Troisiego, który ciekawie zacentrował spod linii bocznej, zaś na środku pola karnego Gsellmann po żołniersku wyrównał na 1:1. Po kolejnych dziesięciu minutach ujawniła się jednak wada mojego rozwiązania personalnego. Lipa był już ewidentnie zbyt wiekowy na wydajną grę, więc zamiast wybijać piłki z pola karnego, zaczął faulować w nim rywali, w rezultacie czego po rzucie karnym znowu przegrywaliśmy za sprawą Hausera. Andreas w konsekwencji został przeze mnie ściągnięty do szatni, a wraz z nim poszedł nieobecny Manuel Weber.

 

Nasza sytuacja zaczynała wyglądać bardzo nieciekawie, tym bardziej, że w swoim meczu LASK Linz już prowadziło ze swoim rywalem zza miedzy, Blau Weiss. Szło nam jak po grudzie, po mojej motywacyjnej gadce w przerwie również, aż mus przyznać, że obawiałem się drugiej w sezonie porażki. Na szczęście w 65. minucie rekonwalescent Djukić, który minutę wcześniej obejrzał żółtą kartkę, wyskoczył najwyżej w zbiegowisku na piątym metrze przy rzucie rożnym, zdobywając bezcennego gola na 2:2. Teraz wzięliśmy się do roboty, dzięki czemu trzy minuty później Troisi poradził sobie z rywalem na skrzydle i zgrał do środka, gdzie Dogan za pośrednictwem Puntigama oddał mu piłkę. Alessandro miał teraz świetną okazję na wrzutkę, z której skorzystał, a to przyniosło mu drugą asystę przy również drugim trafieniu Markusa Gsellmanna! Byłem pod wrażeniem, ale piłkarze Austrii nie rezygnowali tak łatwo. Chociaż uszczelniliśmy już tyły, aż do doliczonego czasu nie mieliśmy ani chwili spokoju, a gdy wreszcie zabrzmiał ostatni gwizdek, z moich barków spadło półtorej tony. Do zapewnienia sobie pierwszego miejsca w lidze brakowało nam już tylko jednego zwycięstwa.

27.04.2007, Sportstadion Gratkorn, Gratkorn, widzów: 1916

ErLi (28/33) FC Gratkorn [1.] - Austria Lustenau [6.] 3:2 (1:2)

 

3' E. Topić 0:1

17' M. Gsellmann 1:1

26' A. Hauser 1:2 rz.k.

65' A. Djukić 2:2

68' M. Gsellmann 3:2

 

FC Gratkorn: H.Weber 7 – J.Marveaux 6, A.Djukić ŻK 7, A.Lipa 5 (27' M.Obermaier 7), W.Hacker ŻK 7 – M.Weber 5 (27' M.Ehrenreich 8), Ch.Ratschnig 7, M.Dogan 7, A.Troisi 7 – M.Gsellmann ŻK 8, K.Puntigam 7 (80' G.Baumgartner 6)

 

GM: Markus Gsellmann (OP/N Ś, FC Gratkorn) - 8

Odnośnik do komentarza

W Erste Lidze coraz bliżej było ostatecznych rozstrzygnięć. Po ostatniej kolejce gorzki smak spadku poznał zespół Blau Weiss Linz, o krok od podzielenia tego losu było FC Lustenau 07, zaś o utrzymanie się ponad strefą spadkową walczyło FC Kufstein i... Wacker Tirol. Ta ostatnia drużyna była tegorocznym spadkowiczem z ekstraklasy, a tymczasem, ku powszechnemu zdumieniu, zamiast walczyć o powrót do T-Mobile Bundesligi, zespół z Innsbrucku bronił się przed kolejnym spadkiem. A skoro o najwyższej klasie rozgrywkowej mowa, w boju o awans na arenie pozostawało już tylko FC Gratkorn i LASK Linz.

 

 

 

Kwiecień 2007

 

Bilans: 2-1-0, 7:4

Red Zac Erste Liga: 1. [+12 pkt nad LASK Linz]

Hallen Cup: –

Finanse: -789 tys. euro (-374 tys. euro)

Gole: Markus Gsellmann (14)

Asysty: Manuel Weber (6)

 

 

 

Ligi:

 

Anglia: Arsenal Londyn [M]

Austria: Austria Wiedeń [+8 pkt]

Francja: Olympique Marsylia [+3 pkt]

Hiszpania: Real Madryt [+5 pkt]

Niemcy: Bayern Monachium [+3 pkt]

Polska: Wisła Kraków [M]

Rosja: CSKA Moskwa [+2 pkt]

Szwajcaria: Young Boys [+10 pkt]

Włochy: Inter Mediolan [M]

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

- Wisła Kraków, Ćwierćfinał, 3:2 i 0:2 ze Sportingiem Lizoba; out

 

Reprezentacja Polski:

-

 

Ranking FIFA: 1. Anglia [1153], 2. Francja [1016], 3. Nigeria [1012], ..., 15. Polska [794]

Odnośnik do komentarza

Nareszcie udało mi się pozbyć bezużytecznego Maicona, który był moją transferową pomyłką. Ostatecznie wrócił on do swojej ojczyzny, gdy kwotę 26 000 euro (50%) wyłożyło za niego brazylijskie Juventude.

 

 

Pierwszego maja stanęliśmy przed pierwszą szansą przypieczętowania naszej drogi po awans do ekstraklasy, a wszystko wypadło tak trafnie, że dopięcie tego celu mogliśmy świętować z kibicami na własnym stadionie, gdzie przyjechali średniacy z Altach. W wyjściowym składzie dokonałem tylko kosmetycznej zmiany, Lipę zastępując Rene Gsellmannem.

 

Piłkarze wydawali się kompletnie nie zdawać sobie sprawy z tego, że przy odrobinie zwiększonym wysiłku mogliśmy zapewnić klubowi historyczny awans do T-Mobile Bundesligi. W efekcie zagraliśmy koszmarnie nieskuteczne spotkanie, wprowadzony na boisko Baumgartner w pojedynkę wykreował bramkarza Altach na piłkarza meczu, a zawiedli nawet Troisi, Dogan i Markus Gsellmann, którzy przeszli obok spotkania.

 

Nic więc dziwnego, że od pewnego momentu swoją uwagę rozdzielałem już pomiędzy tym, co (nie) działo się na boisku, a Erichem Marko, który na swoim laptopie z bezprzewodowym internetem stukał na gadu-gadu z naszym człowiekiem będącym na spotkaniu FC Kufstein - LASK Linz.

 

– Ralf, jest! – krzyknął Erich tuż po rozpoczęciu drugiej połowy.

 

– Co się stało?

 

– Kufstein prowadzi z LASK, strzelili w 47. minucie – poinformował.

 

Chodziłem nerwowo w kółko. Raz po raz pytałem Ericha, jak tam wynik, a gdy w odpowiedzi słyszałem, że dalej tak samo, coraz mocniej ściskałem kciuki. Bowiem nawet w przypadku braku zwycięstwa – ale i porażki – przegrana naszych głównych rywali i tak zapewniała nam triumf w lidze. W samych końcówkach obu spotkań niemal wyłącznie siedziałem już przy laptopie z Marko, bowiem gdy zobaczyłem, jak Baumgartner kolejny raz omal nie zabił bramkarza, wiedziałem już, że nic nie zdziałamy.

 

– Będzie, będzie... – powtarzałem w kółko licząc na to, że Kufstein dowiezie zwycięstwo.

 

Wiadomość od naszego człowieka wciąż nie docierała.

 

– Cholera... – westchnął w końcu Marko.

 

– Hę? – spojrzałem w ekran. – Masz rację. Cholera...

 

Tuż przed końcem LASK Linz wyrównało na 1:1. Fatalnie, bo przez ten jeden jedyny gol całe świętowanie trafił szlag i musieliśmy odłożyć je co najmniej na następną kolejkę. Ale ciśnienia nie podniósł mi wynik tamtego spotkania, a to, że to my sami spapraliśmy pierwszą piłkę meczową obecnego sezonu. Wystarczyło tylko choć raz strzelić obok bramkarza, zamiast w jego tors.

01.05.2007, Sportstadion Gratkorn, Gratkorn, widzów: 1938

ErLi (29/33) FC Gratkorn [1.] - SCR Altach [7.] 0:0

 

FC Gratkorn: H.Weber 7 – J.Marveaux 6, A.Djukić 7, R.Gsellmann 7, W.Hacker ŻK 7 – M.Weber 6 (58' M.Ehrenreich 6), Ch.Ratschnig 7, M.Dogan 6, A.Troisi 6 (80' K.Wawra 6) – M.Gsellmann 6, K.Puntigam 6 (69' G.Baumgartner 7)

 

GM: Ramazan Özcan (BR, SCR Altach) - 8

Odnośnik do komentarza

4 maja 2007, kolejna piłka meczowa aktualnego sezonu Erste Ligi, wciąż dzierżona przez biało-zielone barwy Gratkorn. Teraz nasza sytuacja była jeszcze bardziej komfortowa, bowiem samo uniknięcie porażki ze Schwanenstadt oznaczało automatyczny awans do ekstraklasy, bo nawet przy dowolnym zwycięstwie LASK, ekipa z Linz traciłaby matematyczne szanse na dogonienie nas w punktacji. Ja jednak zawsze powtarzam, że niezależnie od okoliczności gra się o zwycięstwo, dlatego z meczowej szesnastki zniknął fatalny ostatnio Baumgartner, ze składu Karl-Heinz Puntigama wypchnął Daniel Brauneis, a w obronie zmęczonego Rene Gsellmanna zastąpił Obermaier.

 

 

Choć praktycznie nie było takiej potrzeby, nasz klubowy wysłannik zgłosił się na ochotnika pojechać do Linz obserwować spotkanie naszych rywali z Austrią Lustenau, a ja nie odwodziłem go od tego pomysłu, bo uznałem, że jednak dobrze znać losy meczu drugiej drużyny. Łatwiej wtedy podejmować decyzje przy linii bocznej.

 

Schwanenstadt wciąż o coś grało. Gospodarzy dzieliły tylko dwa punkty od pierwszego miejsca strefy spadkowej, tak więc by nie oglądać się na Kufstein, musieli z nami wygrać. I było to widać od samego początku, czego gorzką kulminację zobaczyliśmy w 10. minucie. Hacker położył przeciwnika na 25. metrze, do rzutu wolnego podszedł Karapetrović, a ja nie wierzyłem oczom, że Heinz Weber przepuścił między rękami tak prosty strzał w środek bramki. Źle to wyglądało, tym bardziej, że Schwanenstadt ciągle grało do przodu i mieliśmy kłopoty. Już wydawało mi się, że moi podopieczni chyba nie chcą awansować, gdy w 27. minucie Troisi wreszcie się obudził, przy linii bocznej ściągnął na siebie dwóch rywali i podał do Dogana, który miał mnóstwo miejsca, mogąc wobec tego dograć do Markusa Gsellmanna, a ten mógł już tylko wyrównać na 1:1 strzałem z powietrza.

 

Tego wieczoru nawet sędzia Tschandl rozdawał niespotykanie mało kartek, jakby nie chciał zbytnio zaznaczać się w tym ważnym dla Gratkorn dniu. Chwała mu za to, bo w 59. minucie, po chwili niemocy, Brauneis zabrał piłkę Sämuelowi i wpadł w pole karne, gdzie nareszcie zrobił coś pożytecznego, po położeniu bramkarza wystawiając ją Gsellmannowi, który klepnięciem do pustej bramki wprawił nas w szampański nastrój. Podniosłą atmosferę podgrzewały informacje z Linz, gdzie LASK wypuściło z rąk prowadzenie 1:0 i po stracie dwóch bramek w dziesięć minut przegrywało 1:2.

 

– Erich, czujesz to? Uda się! – recytowałem pozytywnie niespokojny.

 

Schwanenstadt dwoiło się i troiło, ale nie było w stanie sforsować naszej zapory przed polem karnym. Znakomicie. Byle czas uciekał. Tuż przed końcem jeszcze Bucsek zmarnował sytuację sam na sam. Nie zemściło się to jednak na nas – nie zdążyło! Po chwili sędzia użył gwizdka po raz ostatni!

 

– Jeeeeeeest! – wyskoczyliśmy wszyscy w górę i zaczęliśmy wpadać sobie w uściski.

 

Piłkarska Austria przecierała oczy ze zdumienia. FC Gratkorn, niewielki klubik z małego, przemysłowego zadupia niedaleko Grazu, wbrew prognozom pewnie, na trzy kolejki przed końcem, zapewniło sobie awans do T-Mobile Bundesligi.

04.05.2007, Schwan Stadion, Schwanenstadt, widzów: 183

ErLi (30/33) SC Schwanenstadt [9.] - FC Gratkorn [1.] 1:2 (1:1)

 

10' D. Karapetrović 1:0

27' M. Gsellmann 1:1

59' M. Gsellmann 1:2

 

FC Gratkorn: H.Weber 7 – J.Marveaux 7, A.Djukić 8, M.Obermaier ŻK 7, W.Hacker 7 – M.Weber 6 (65' M.Ehrenreich 7), Ch.Ratschnig 7, M.Dogan 7, A.Troisi ŻK 7 (74' K.Wawra 7) – M.Gsellmann 8, D.Brauneis 7 (80' M.Bucsek 7)

 

GM: Markus Gsellmann (OP/N Ś, FC Gratkorn) - 8

Odnośnik do komentarza

W finale Pucharu UEFA HSV Hamburg mierzyło się z włoską Romą i minimalnym zwycięstwem 1:0 zgarnęło trofeum.

 

 

Wracając ze Schwanenstadt, ulice Gratkorn wypełniły się szczęśliwymi kibicami i robotnikami z fabryk, którym nie śniło się, że ich miejscowy klub zdoła w tak przekonującym stylu wejść do ekstraklasy, zaś dwa lata temu po przypadkowym awansie do Erste Ligi byli pewni rychłego spadku. Od prezesa już w progu było czuć woń etanolu, zaś on sam zachowywał się, jakby wygrał los na loterii. Po części tak było, bowiem gdy w 2005 roku przychodziłem do klubu, moja karta była niemal czysta.

 

Kolejny raz prawie dwa tygodnie trzeba było czekać na następny ligowy pojedynek. Czekałem dość niecierpliwie, bowiem w swoje ręce dostać mieliśmy LASK Linz, z którym były niemałe rachunki do wyrównania. Choć czasu było aż nadto, nie wszyscy zdążyli wyleczyć kaca po opijaniu sukcesu, a sztuka ta nie udała się około 400 kibicom, bo mniej więcej tyle dusz mniej zjawiło się na trybunie w porównaniu do frekwencji z poprzednich spotkań.

 

 

Zmęczenie długim sezonem dawało się już we znaki. Tempo spotkania, poza drobnymi wyjątkami, nie było porywające, a LASK zdawało się być trochę podłamane utraceniem szans na awans do ekstraklasy. Dlatego w 10. minucie bez przeszkód udało nam się przeprowadzić atak lewym skrzydłem, chwalony przez mojego asystenta Troisi zacentrował do Dogana, a ten uderzeniem bez przyjęcia nie dał bramkarzowi najmniejszych szans. Jak się później okazało, był to gol na wagę zwycięstwa, emeryt Vastić nie zgrywał już takiego cwaniaka, a i menedżer LASK jakoś nie zadzierał nosa. Cóż, musiał pogodzić się z faktem, że jego "herosi" jednak nie są takim dream teamem, jak to zarozumiale rozpowiadał po naszym ostatnim pojedynku.

15.05.2007, Sportstadion Gratkorn, Gratkorn, widzów: 1563

ErLi (31/33) FC Gratkorn [1.] - LASK Linz [2.] 1:0 (1:0)

 

10' M. Dogan 1:0

 

FC Gratkorn: H.Weber 7 – J.Marveaux 7, A.Djukić 8, M.Obermaier ŻK 7, W.Hacker 7 – M.Ehrenreich 6 (69' M.Weber 7), Ch.Ratschnig 7, M.Dogan 7, A.Troisi 7 – M.Gsellmann 6 (61' M.Bucsek 6), D.Brauneis 7 (81' K.Wawra 6)

 

GM: Mesut Dogan (OP PŚ, N Ś, FC Gratkorn) - 7

Odnośnik do komentarza

Finał Ligi Mistrzów był dosyć nudnym, bezbramkowym widowiskiem. Ajaxowi niewiele brakowało, by wyszarpać puchar, ale rzuty karne lepiej egzekwowali piłkarze Interu, tak więc trofeum po raz drugi z rzędu powędrowało do Mediolanu.

 

 

Sprawa awansu była już rozstrzygnięta, więc teraz oczy kibiców zwrócone były na walkę o utrzymanie, gdyż nadal jedynym zespołem pewnym spadku było Blau Weiss Linz, a przedostatnie FC Lustenau 07 miało już tylko iluzoryczne szanse na wyjście z piekła. Największy ścisk panował wokół miejsca dziesiątego. Po ostatniej kolejce wygrzebało się z niego Kufstein, spychając tam Schwanenstadt dzięki korzystniejszemu bilansowi bramkowemu, natomiast ostatnim zespołem zagrożonym relegacją było Wacker Tirol, i to właśnie w Innsbrucku graliśmy mecz 32. kolejki Erste Ligi.

 

Nie było to najlepsze spotkanie w naszym wykonaniu. Na początku mocno przycisnęliśmy niespokojnych gospodarzy, a w 9. minucie Djukić wygrał pojedynek główkowy na naszej połowie, cofnięty Gsellmann rozegrał w prawo do Marveaux, ten pod linią końcową znalazł Ratschniga, którego centrę z najbliższej odległości spokojnie zamknął Brauneis. Ale już kolejnych dziewięć minut później niepotrzebnie zaczęliśmy oddawać inicjatywę rywalom, ciapowaty Manuel Weber dał Sturmowi zdjąć sobie piłkę z nogi, zaś po jego dośrodkowaniu obrońcy nie wysilali się z kryciem Schretera, który wyrównał na 1:1.

 

W przerwie wywaliłem z boiska żałosnego Hackera, ale zmieniło to tylko tyle, że koszmarne kiksy i podania pod nogi przeciwników sadził jedynie środek oraz prawa flanka. Cóż, zdarzają się w futbolu takie mecze, w których jedno fatalne zagranie ciągnie za sobą następne, co trwa już do samego końca i albo skutkuje wysoką porażką, albo jej szczęśliwym uniknięciem. W naszym przypadku cudem padło na to drugie, i w sumie przyjąłem to z lekką ulgą.

18.05.2007, Tivoli-Neu, Innsbruck, widzów: 5951

ErLi (32/33) Wacker Tirol [8.] - FC Gratkorn [1.] 1:1 (1:1)

 

9' D. Brauneis 0:1

18' M. Schreter 1:1

 

FC Gratkorn: H.Weber 7 – J.Marveaux 6, A.Djukić 6, M.Obermaier 6, W.Hacker 5 (46' R.Gsellmann 6) – M.Weber 6 (70' M.Ehrenreich 6), Ch.Ratschnig 7, M.Dogan 6, A.Troisi 7 – M.Gsellmann 6 (81' M.Bucsek 6), D.Brauneis 7

 

GM: Florian Sturm (DBP/P L, Wacker Tirol) - 8

Odnośnik do komentarza

Też rzadko widuję holenderskie kluby w finałach.

 

----------------------------------

 

Na pożegnalny mecz z Red Zac Erste Liga, w którym u siebie podejmowaliśmy już niemal pewne spadku FC Lustenau 07, przeprowadziłem szereg zmian. Przede wszystkim wolne dostał już Heinz Weber, za którego w bramce zagrał młody Monterosso, a od pierwszej minuty na środku obrony i prawym skrzydle wystąpili kończący karierę Lipa i Lukić, dla których był to z mojej strony pewnego rodzaju benefis.

 

Chociaż musiał zdarzyć się cud, by goście utrzymali się w lidze, i tak za wszelką cenę starali się oni osiągnąć na Sportstadion Gratkorn korzystny rezultat. Efektem tego zapału była kontuzja Karl-Heinz Puntigama, który opuścił boisko po zaledwie sześciu minutach gry. Później jednak Lustenau nie było już tak wesoło, oj nie było. Zaczęło się w 18. minucie, gdy wywalczyliśmy rzut wolny, a Troisi pokazał, że stałe fragmenty gry z lewej strony pola karnego są jego specjalnością, pewnie pakując piłkę do bramki. Mimo najszczerszych chęci, do przerwy nie udało się nam podwyższyć wyniku, ale nic straconego.

 

W drugiej połowie w pewnym momencie ruszyliśmy bardziej zdecydowanie, czego efektem było pozbawienie rywali złudzeń i sprawienie, że dla nich to również był pożegnalny mecz z drugą ligą, tyle że w przeciwnym kierunku. W 65. minucie, gdy goście postawili wszystko na jedną kartkę, dalekim wybiciem zainicjowaliśmy kontratak, w którym Brauneis z Markusem Gsellmannem ruszyli sami na jednego tylko obrońcę i bramkarza, a na końcu Daniel wysunął piłkę Markusowi i było 2:0. Trzy minuty później kibice obejrzeli niemal kopię tej akcji, tyle że tym razem to Gsellmann zgrywał piłkę, zaś strzał Brauneisa obronił bramkarz, po czym futbolówka trafiła do Dogana, który ustalił wynik meczu na 3:0. FC Lustenau powróciło do trzeciej ligi, a trzecim spadkowiczem zostało jednak Schwanenstadt – Kufstein drugi rok z rzędu w ostatniej chwili pozostało na powierzchni. Rozdział o nazwie "Erste Liga" zamknięty i wypadało tylko dołożyć wszelkich starań, by za rok taki pozostał.

25.05.2007, Sportstadion Gratkorn, Gratkorn, widzów: 1212

ErLi (33/33) FC Gratkorn [1.] - FC Lustenau 07 [11.] 3:0 (1:0)

 

6' K. Puntigam (G) ktz.

18' A.Troisi 1:0

65' M. Gsellmann 2:0

68' M. Dogan 3:0

80' N. Lechner (L) ktz.

 

FC Gratkorn: M.Monterosso 8 – R.Gsellmann 7, A.Lipa 7, M.Obermaier 8, S.Srienz 7 – S.Lukić 7, Ch.Ratschnig 7 (70' M.Ehrenreich 7), M.Dogan 8, A.Troisi 8 (80' K.Wawra 6) – K.Puntigam Ktz 6 (6' M.Gsellmann 7), D.Brauneis 8

 

GM: Daniel Brauneis (N, FC Gratkorn) - 8

 

 

Red Zac Erste Liga, sezon 2006/07:

 

695550b5c3519a43.jpg

 

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...