Skocz do zawartości

Filmy


Tenorio

Rekomendowane odpowiedzi

Ghost in the shell

 

Czekałem na ten film, mimo obaw że zobaczę kompletnego gniota. Nieznany mi kompletnie reżyser bardzo mnie niepokoił no i zwykle zachodnie adaptacje azjatyckich pomysłów nie porywały.

Oryginalne anime pamiętałem jak przez mgłę, obejrzane 1x lat temu. Kojarzę iż było zagmatwane, pełne niedopowiedzeń dających sporo miejsca na interpretację. Przekładaniec kina akcji z filmem psychologicznym.

A czym jest nowy film? Na pewno nie zagmatwanym dziełem. Wyjaśnienie działania świata dostajemy już na wstępie w postaci kilku zdań wypisanych na ekranie. Praktycznie każda konkluzja, informacja kto jest tym "złym", a kto tym "dobrym" są podane na tacy. I nie jest to w sumie nic złego. Fabuła jednak została sprowadzona do minimum.

Ot w cyberpunkowej przyszłości poznajemy główną postać czyli Major odgrywaną przez Scarlett Johansson. Jest ona pierwszym w swoim rodzaju człowiekiem z w pełni mechanicznym ciałem. Z ludzkich cech pozostał jej mózg i dusza czy też tak zwany ghost. Major jest jednak osamotniona i przytłoczona tym iż nie ma żadnych wspomnień sprzed modyfikacji jej ciała, szuka swojego miejsca na świecie i odpowiedzi czym jest "człowiekiem" czy już jednak "maszyną". To jedna z cichszych ról Scarlett, a i materiał który otrzymała nie był zbyt wdzięczny. Postać raczej nie grzesząca ekspresją emocji, niewiele mówiąca. Ciężko tu rzeźbić, nie ma w czym i było to widać. Jednak Johansson spisała się moim zdaniem naprawdę dobrze. Pokazała to głównie jedna scena, ot naprawdę niewiele materiału do rzeźbienia:

 

Za najlepszą scenę uznałem jednocześnie dość niedorzeczne wydarzenie. Major dostała informację o swojej przeszłości, trafia do kompleksu mieszkalnego, gdzie podnosi kota i nieznana jej kobieta ot tak zaprasza ją do środka na herbatę. W każdym razie pomijając szycie gruuuuuuubymi nićmi. Kobieta to oczywiście jej matka i z ekranu wylewa się wręcz niepewność Major, wahanie czy to może być ona, osoba, którą przecież kiedyś znała całe życie itd. Krótka scena, z niewielką ilością dialogu, ale udowodniła, że Johansson potrafi coś zagrać, a nie tylko świecić ładną buzią ;)

 

 

Reszta aktorów już w ogóle nie istnieje. Ot trochę oglądamy kompana pani Major czyli Batou, a reszta pojawia się i znika jeszcze bardziej. Wszystkie te postaci mają jednak być ciche, tajemnicze zgodnie z konwencją oryginału. Przyczepię się jednak szefa oddziału Aramaki, w którego wcielił się Takeshi Kitano. Aktor w miarę mi znany i naprawdę znający się na swoim fachu. Grał jednak w Japońskich produkcjach i z jakiegoś powodu tylko on nie mówi po angielsku, a po japońsku. Dlaczego? Dlaczego inni odpowiadają mu po angielsku i każdy z każdym się rozumie. Czy mając budżet 18 mln nie można było znaleźć porządnego aktora, który będzie trzymać się tego samego języka? Czy to może jakiś ukłon w stronę kraju, z którego przecież pochodzi ten tytuł? Nie wiem, ale jest to dość... głupie. W każdym razie gry aktorskiej praktycznie nie da się w tym filmie ocenić. Jest poprawna, ale niewiele było do spaprania i niewiele było do wyniesienia na piedestały.

 

Wracając do fabuły, przypomina trochę stare kino z lat 90. Major przypominająca Robocopa wraz ze swoim oddziałem próbuje dopaść hakera Kuze. Dlaczego? Bo jest zły. I to tyle. Mamy niby "szkoujące" zwroty akcji, ale niewiele to wnosi do ubogacenia scenariusza. Wątek psychologiczny jak już pisałem jest również ubogi i bazuje głównie na grze Johansson. Jej gra jest okej, ale wykorzystanie potencjału z samego tematu już niewystarczające. Można było to zrobić na pewno o wiele ciekawiej.

Nie był to bardzo zły zabieg. Film był prosty i łatwo przyswajalny, ale na pewno nie zapadnie nikomu w pamięci.

 

Efekty to już jednak inna bajka. Mimo mrocznego klimatu film ma sporo ładnych obrazków i nie jest wcale "ciemny". Sceny walki są w większości przypadków dobrze nakręcone, widać co się dzieje. Podkreślam w większości bo parę potknięć można wytknąć. Robią jednak wrażenie.

Również efekty modyfikacji ciał były zrobione starannie i nie biły sztucznością.

 

TL;DR:

W skrócie film mi się podobał, uproszczona wersja starego anime, prowadząca widza za rączkę, aby przypadkiem nie zgubił się w natłoku wrażeń i informacji. Plus to wizualne wrażenia (w tym Johansson ;)). Gra aktorska poprawna, ale nie ma jej wiele, ale odgrywająca główną rolę Johanssons spisała się dobrze. Warto, ale nie jest to na pewno kategoria 'must see'.

Odnośnik do komentarza

Byłem w czwartek na Loganie, był całkiem spoko, jednak trochę za długi jak dla mnie, można było jakoś to upchać i wyciąć. Natomiast chciałem sobie bardziej przybliżyć X-menów, całą historię. Dziś zacząłem od X-men pierwsza klasa - co najlepiej potem oglądać w chronologicznej kolejności?

 

I tak swoją drogą - skąd się wzięły mutacje, te takie hmm spore? :D Myślałem, że łączą to jakoś z eksperymentami nazistów, ale chyba wtedy już te dzieciaki miały po kilka lat.

Odnośnik do komentarza

Byłem w czwartek na Loganie, był całkiem spoko, jednak trochę za długi jak dla mnie, można było jakoś to upchać i wyciąć. Natomiast chciałem sobie bardziej przybliżyć X-menów, całą historię. Dziś zacząłem od X-men pierwsza klasa - co najlepiej potem oglądać w chronologicznej kolejności?

 

I tak swoją drogą - skąd się wzięły mutacje, te takie hmm spore? :D Myślałem, że łączą to jakoś z eksperymentami nazistów, ale chyba wtedy już te dzieciaki miały po kilka lat.

Tak szczerze mówiąc to ja sugeruję jechać wg kręcenia X-menów. Ja oglądałem tak z córką i było ok.

 

 

I tak swoją drogą - skąd się wzięły mutacje, te takie hmm spore? Myślałem, że łączą to jakoś z eksperymentami nazistów, ale chyba wtedy już te dzieciaki miały po kilka lat.

Tak w prost nie ma powiedziane (chyba, że coś pominąłem gdzieś) skąd wszyscy mają. Jakieś genezy mutacji DNA. Większość po prostu urodziła się z ubytkami i zmienionym DNA. Niektórzy zostali napromieniowani itp.

Eksperymenty nazistów to nie. Przecież sam Erik był w obozie koncentracyjnym.

Odnośnik do komentarza

Byłem w czwartek na Loganie, był całkiem spoko, jednak trochę za długi jak dla mnie, można było jakoś to upchać i wyciąć. Natomiast chciałem sobie bardziej przybliżyć X-menów, całą historię. Dziś zacząłem od X-men pierwsza klasa - co najlepiej potem oglądać w chronologicznej kolejności?

 

I tak swoją drogą - skąd się wzięły mutacje, te takie hmm spore? :D Myślałem, że łączą to jakoś z eksperymentami nazistów, ale chyba wtedy już te dzieciaki miały po kilka lat.

 

Mutanci byli od zawsze (vide najstarszy mutant Apokalips) i po prostu jest to (wedle mutantów) kolejny szczebel ewolucji albo wadliwy gen.

Odnośnik do komentarza

https://www.youtube.com/watch?v=v7MGUNV8MxU

 

Marvel nie zwalnia tempa ;)

 

Ten trailer jest tak zajebisty :wub:

W następnym odcinku Mody na Sukces

ps pod żadnym pozorem nie oglądajcie tego trailera spidermana https://www.youtube.com/watch?v=39udgGPyYMgwłaśnie poznałem fabułę całego filmu...

 

No tam historie Marvela zazwyczaj są niesamowicie nieprzewidywalne.

Odnośnik do komentarza

Jakim cudem jeszcze nie wpadł teaser najnowszej odsłony Star Wars ;) ?

 

Ja wiem, że mało co pokazuje, ale i tak mam ciary. SW to marka, która nigdy nie przestanie mnie jarać :wub:

No pokazuje pokazuje :) Rey się szkoli przez wiadomo kogo, w końcu jakaś porządna walka w kosmosie będzie, Kaylo ewoluuje, coś z Leją. ;)

Odnośnik do komentarza

imo momentami niedokładna interpretacja. Nie zwraca uwagi na jedną imo ważną rzecz. Disney w rzeczach dookoła ostatnio porusza inne aspekty Mocy, nie tylko dark i light side, ale i żywa/kosmiczna Moc, oraz znana z legend jednocząca Moc (możliwe, że wskrzeszą tą koncpecję),. Nie zdziwiłbym się jakby Luke był Grey Jedi (zwłąszcza po porażce wychowawczej z Benem), jak choćby swego czas Qui-Gon i to taką wizję mocy będzie przekazywał swej uczennicy.

Odnośnik do komentarza

"Ten wątek nie jest nowością w aktualnym kanonie Gwiezdnych Wojen. W trzecim sezonie serialu Star Wars Rebelianci pojawiła się postać Bendu, który stwierdził, że jest wśród użytkowników Mocy kimś pośrodku. Kimś, kto wyraźnie jest w równowadze pomiędzy jasnością a ciemnością. Pamiętajmy, że kanon jest spójnym i nic nie ma tutaj przypadkowego. Informacje z serialu wydają się powiązane z tym, co sugeruje zwiastun. A do tego pojawiały się istoty innych ras, które również wierzą w Mocy, ale oferują kompletnie inne podejście. Ba, nawet używają innej nazwy. Tam również nie ma Jasnej i Ciemnej Strony. Kluczem wydają się odcienie szarości, które poprzez Łotra 1 oraz książki stały się kierunkiem rozwoju uniwersum."

Aha.

Odnośnik do komentarza

Co by nie mówić o tym filmie, ale...

 

"Szybcy i wściekli 8" - najlepszy światowy weekend otwarcia w historii Hollywood!

 

"Szybcy i wściekli 8" mogą pochwalić się pierwszym rekordem. Film, który swoją światową premierę miał 14 kwietnia, w weekend otwarcia zarobił aż 532,5 mln dolarów. To najlepszy wynik w historii branży filmowej.

 

http://cojestgrane24.wyborcza.pl/cjg24/1,13,21650767,146943,-Szybcy-i-wsciekli-8----najlepszy-swiatowy-weekend.html#BoxGWImg

 

Wiadomo- najwięcej kaski wpłynęło z Chin.

Odnośnik do komentarza

Jakim cudem jeszcze nie wpadł teaser najnowszej odsłony Star Wars ;) ?

 

Ja wiem, że mało co pokazuje, ale i tak mam ciary. SW to marka, która nigdy nie przestanie mnie jarać :wub:

 

Pomarudzę, mam prawo, przywilej wieku. Po zabiciu całego expanded universe cokolwiek nowego nie wymyśli Disney, może sobie sczeznąć. Zresztą The Force Awakens i tak było gniotem, tylko Jar-Jara w nim brakowało. Na Rogue 1 poczekam, aż gdzieś w TV będzie, ale sobie wiele nie obiecuję po recenzjach w stylu "nie wszystko stracone, było przynajmniej lepsze od The Force Awakens".

Odnośnik do komentarza

 

Jakim cudem jeszcze nie wpadł teaser najnowszej odsłony Star Wars ;) ?

 

Ja wiem, że mało co pokazuje, ale i tak mam ciary. SW to marka, która nigdy nie przestanie mnie jarać :wub:

 

Pomarudzę, mam prawo, przywilej wieku. Po zabiciu całego expanded universe cokolwiek nowego nie wymyśli Disney, może sobie sczeznąć. Zresztą The Force Awakens i tak było gniotem, tylko Jar-Jara w nim brakowało. Na Rogue 1 poczekam, aż gdzieś w TV będzie, ale sobie wiele nie obiecuję po recenzjach w stylu "nie wszystko stracone, było przynajmniej lepsze od The Force Awakens".

 

Oj, Prof, obejrzyj Łotra. Bardziej film wojenny niż spod znaku SW. Przytoczony cytat pasuje... nie bardzo.

Odnośnik do komentarza

Ghost in the shell

 

Czekałem na ten film, mimo obaw że zobaczę kompletnego gniota. Nieznany mi kompletnie reżyser bardzo mnie niepokoił no i zwykle zachodnie adaptacje azjatyckich pomysłów nie porywały.

Oryginalne anime pamiętałem jak przez mgłę, obejrzane 1x lat temu. Kojarzę iż było zagmatwane, pełne niedopowiedzeń dających sporo miejsca na interpretację. Przekładaniec kina akcji z filmem psychologicznym.

A czym jest nowy film? Na pewno nie zagmatwanym dziełem. Wyjaśnienie działania świata dostajemy już na wstępie w postaci kilku zdań wypisanych na ekranie. Praktycznie każda konkluzja, informacja kto jest tym "złym", a kto tym "dobrym" są podane na tacy. I nie jest to w sumie nic złego. Fabuła jednak została sprowadzona do minimum.

Ot w cyberpunkowej przyszłości poznajemy główną postać czyli Major odgrywaną przez Scarlett Johansson. Jest ona pierwszym w swoim rodzaju człowiekiem z w pełni mechanicznym ciałem. Z ludzkich cech pozostał jej mózg i dusza czy też tak zwany ghost. Major jest jednak osamotniona i przytłoczona tym iż nie ma żadnych wspomnień sprzed modyfikacji jej ciała, szuka swojego miejsca na świecie i odpowiedzi czym jest "człowiekiem" czy już jednak "maszyną". To jedna z cichszych ról Scarlett, a i materiał który otrzymała nie był zbyt wdzięczny. Postać raczej nie grzesząca ekspresją emocji, niewiele mówiąca. Ciężko tu rzeźbić, nie ma w czym i było to widać. Jednak Johansson spisała się moim zdaniem naprawdę dobrze. Pokazała to głównie jedna scena, ot naprawdę niewiele materiału do rzeźbienia:

 

Za najlepszą scenę uznałem jednocześnie dość niedorzeczne wydarzenie. Major dostała informację o swojej przeszłości, trafia do kompleksu mieszkalnego, gdzie podnosi kota i nieznana jej kobieta ot tak zaprasza ją do środka na herbatę. W każdym razie pomijając szycie gruuuuuuubymi nićmi. Kobieta to oczywiście jej matka i z ekranu wylewa się wręcz niepewność Major, wahanie czy to może być ona, osoba, którą przecież kiedyś znała całe życie itd. Krótka scena, z niewielką ilością dialogu, ale udowodniła, że Johansson potrafi coś zagrać, a nie tylko świecić ładną buzią ;)

 

 

Reszta aktorów już w ogóle nie istnieje. Ot trochę oglądamy kompana pani Major czyli Batou, a reszta pojawia się i znika jeszcze bardziej. Wszystkie te postaci mają jednak być ciche, tajemnicze zgodnie z konwencją oryginału. Przyczepię się jednak szefa oddziału Aramaki, w którego wcielił się Takeshi Kitano. Aktor w miarę mi znany i naprawdę znający się na swoim fachu. Grał jednak w Japońskich produkcjach i z jakiegoś powodu tylko on nie mówi po angielsku, a po japońsku. Dlaczego? Dlaczego inni odpowiadają mu po angielsku i każdy z każdym się rozumie. Czy mając budżet 18 mln nie można było znaleźć porządnego aktora, który będzie trzymać się tego samego języka? Czy to może jakiś ukłon w stronę kraju, z którego przecież pochodzi ten tytuł? Nie wiem, ale jest to dość... głupie. W każdym razie gry aktorskiej praktycznie nie da się w tym filmie ocenić. Jest poprawna, ale niewiele było do spaprania i niewiele było do wyniesienia na piedestały.

 

Wracając do fabuły, przypomina trochę stare kino z lat 90. Major przypominająca Robocopa wraz ze swoim oddziałem próbuje dopaść hakera Kuze. Dlaczego? Bo jest zły. I to tyle. Mamy niby "szkoujące" zwroty akcji, ale niewiele to wnosi do ubogacenia scenariusza. Wątek psychologiczny jak już pisałem jest również ubogi i bazuje głównie na grze Johansson. Jej gra jest okej, ale wykorzystanie potencjału z samego tematu już niewystarczające. Można było to zrobić na pewno o wiele ciekawiej.

Nie był to bardzo zły zabieg. Film był prosty i łatwo przyswajalny, ale na pewno nie zapadnie nikomu w pamięci.

 

Efekty to już jednak inna bajka. Mimo mrocznego klimatu film ma sporo ładnych obrazków i nie jest wcale "ciemny". Sceny walki są w większości przypadków dobrze nakręcone, widać co się dzieje. Podkreślam w większości bo parę potknięć można wytknąć. Robią jednak wrażenie.

Również efekty modyfikacji ciał były zrobione starannie i nie biły sztucznością.

 

TL;DR:

W skrócie film mi się podobał, uproszczona wersja starego anime, prowadząca widza za rączkę, aby przypadkiem nie zgubił się w natłoku wrażeń i informacji. Plus to wizualne wrażenia (w tym Johansson ;)). Gra aktorska poprawna, ale nie ma jej wiele, ale odgrywająca główną rolę Johanssons spisała się dobrze. Warto, ale nie jest to na pewno kategoria 'must see'.

 

 

Z grubsza mogę to wszystko potwierdzić, ale dla mnie film jest rozczarowaniem, bo stał się jednym z miliona podobnych filmów, gdzie oryginał był, no cóż...dosyć oryginalny. Fabuła jest jak z każdego innego filmu akcji made in USA, film ma strasznie dużo dłużyzn i slow mo. Cieszy celna adaptacja scen z anime + dobry wygląd bohaterów. Ale zrobiło się z tego filmidło jak każde inne, nic ciekawego.

Odnośnik do komentarza

Kong

 

Kong to najbardziej spektakularny film 2017 i chyba najbardziej efektowny jaki widziałem. Na filmie nie oszczędzano i to widać nie tylko po obsadzie. Chyba nigdy nie widziałem TAK DOBREJ animacji jak tytułowy król. Sceny gdzie z detalami mogliśmy się przyjrzeć Kongowi zachwycają. Gwarantuje, że nie widzieliście tak dobrych animacji nigdzie do tej pory.

 

Film poza dobrym aktorstwem (C. Reilly!) ma dużo więcej niż ładne widoczki i walki potworów (finałowa urywa dupę, a fatality Konga, no kurwa, chciałem klaskać w kinie!). Masa nawiązań do strasznie kliszowego kina jakim jest gatunek o kaiju cieszy oko i bawi. Parę scen przypomina też o oryginale i nie mówię tu o scenie gdzie Brie Larson (spadaj z tronu Marvelowych dupeczek Scarlett!) głaszcze, hehe, goryla. Cieszy też scena po napisach sugerująca uniwersum potworów, jest na co czekać.

 

A Kong po prostu spełnia wszystkie oczekiwania fanów kina kaiju. Wszystkie. Polecam jak cholera.

Potwierdzam. Jak na razie dla mnie film roku.

Odnośnik do komentarza

 

 

Cieszy celna adaptacja scen z anime + dobry wygląd bohaterów. Ale zrobiło się z tego filmidło jak każde inne, nic ciekawego.

O tototo. I to sprawia, że nawet jeśli zwróci się uwagę na te parę scen to i tak szybko się o tym zapomni. Brak wyrazistości postaci też uderza, niby w anime też nie rzucali na prawo i lewo ekspozycją, a jednak znało się je dobrze, łatwo zapadały w pamięci.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...