Skocz do zawartości

Kącik depresyjny


Icon

Rekomendowane odpowiedzi

A ja tak z innej beczki - jakie macie sposoby na wyładowanie złych emocji, które w sobie trzymacie?

 

Dla mnie najlepsze było zawsze albo kopanie piłki o ścianę/bramkę, bieganie, darcie się na stadionie na mecz lub granie w FPS na kompie;) Ale szukam czegoś innego, co pozwoli się pozbyć tych negatywnych emocji.

Odnośnik do komentarza

A ja tak z innej beczki - jakie macie sposoby na wyładowanie złych emocji, które w sobie trzymacie?

 

Dla mnie najlepsze było zawsze albo kopanie piłki o ścianę/bramkę, bieganie, darcie się na stadionie na mecz lub granie w FPS na kompie;) Ale szukam czegoś innego, co pozwoli się pozbyć tych negatywnych emocji.

Piję do upadłego, po pijaku poczuje sie jeszcze gorzej, czasem nawet wtedy płacze. Na drugi dzień na kacu już się lepiej czuję.

Odnośnik do komentarza

A ja tak z innej beczki - jakie macie sposoby na wyładowanie złych emocji, które w sobie trzymacie?

 

Dla mnie najlepsze było zawsze albo kopanie piłki o ścianę/bramkę, bieganie, darcie się na stadionie na mecz lub granie w FPS na kompie;) Ale szukam czegoś innego, co pozwoli się pozbyć tych negatywnych emocji.

 

Siłownia, bieganie, jakiś sport i tak jak Keith powiedział ;)

Odnośnik do komentarza

Latem rower- kiedyś ocknąłem się po 30 km gdzieś w okolicy Rogoźna (piłka nożna też daje radę, ale ostatnio zawiesiłem karierę no i potrzeba jeszcze choć 7 osób by miało to jakiś sens), a zimą wrzucam Przystanek Alaska po raz 124 lub Latający Cyrk Monty Pythona po raz 87.

Odnośnik do komentarza
  • 3 tygodnie później...

Nieuchronnie zbliża się ta data, przed którą mam lęk... będzie to już druga rocznica momentu, kiedy mój świat wywrócił się do góry nogami, od momentu pierwszego dnia w szpitalu. Coraz częściej zdaję sobie sprawę, że coraz mniej pamiętam z tamtych chwil, kiedy jestem na chemioterapii dziennej i przychodzą studenci analizować mój przypadek to wiele szczegółów nie pamiętam, ciężko mi sobie przypomnieć co się działo tak naprawdę na początku. Z jednej strony to dobrze, bo chciałbym się od tego ciężaru w końcu oderwać, zacząć żyć tak naprawdę na nowo, ale takie dni mi tylko przypominają... Jak na ironię, w tym roku 22 grudnia wypadł mi termin chemioterapii, a więc w "rocznicę" będę akurat w szpitalu.

Ostatnio robiłem niby to co każdy, zapomniałem kim jestem, czego nie mogę. Potrzebowałem pieniędzy, ale nie po to, bo nie mam co jeść - nie, te czasy już nie wracają - po prostu, chciałem mieć więcej, chciałem, żeby mojej kobiecie niczego nie brakowało, a skoro udaje mi się wyciągnąć 1500zł na miesiąc, to czemu przy zwiększonym wysiłku nie wyciągać 2000zł? Łapałem się różnych prac, które zlecała mi studencka spółdzielnia pracy, bywało różne od 5h, najczęściej po 6h po 8h dziennie, bywały też nocki. Wracałem, kupowałem sobie piwo, piłem...

Łącząc to z zajęciami jakoś się udawało, w miniony piątek byłem ostatni raz - od 21 do 5 rano, wróciłem, wyspałem się kilka godzin, zamówiliśmy sobie pizzę na obiad, wieczorem mała wódka, sobota - kino, nachosy, cola. W dopiero tej nocy poczułem co ja ze sobą robię. Ciało nie chciało dalej tak żyć, wołało "przestań". Ten ból uświadomił mnie, że jak będę dalej tak żył, to długo nie dociągnę mimo i tak krótkiego życia.

Akurat adwent to czas takich przemyśleń, odnowy duchowej. Moi rodzice nie byli zbytnio religijni... nie - byli po prostu tradycjonalistami. Przez to obchodziliśmy wszystkie święta, obrządki, ale nie pamiętam byśmy kiedyś czytali Pismo Święte w Boże Narodzenie.

Coraz częściej dochodzę do wniosku, że Bóg moje życie tak toruje, żebym mógł dostrzec nie tylko dobre rzeczy, ale i też te złe, żeby nie dać się złamać w trudnych chwilach. Pamiętam czasy, gdy byłem zły, piłem, ćpałem i wracałem z podbitym okiem do domu, nie dostawałem wtedy żadnej kary od Stwórcy, wręcz przeciwnie, nie rozumiałem, że robię źle - takie życie mi pasowało, byłem młody, szalałem i korzystałem z wszystkiego. Rodzicie byli wtedy na etapie wstydu za mnie i olewania mojej osoby, mieli córkę, która była wzorem i ówczesnym ideałem. Mi to pasowało.

Wtedy przyszło olśnienie w postaci miłości... ile to już czasu? Pięć i pół roku jesteśmy już razem. Dzięki niej chce mi się to wszystko robić, zmieniać, wstawać rano, pchać to pieprzone życie dalej, uczyć się, pracować - dać jej wszystko. Dzięki niej wyszedłem z każdego dołu, z każdego uzależnienia.

Tak po prostu rzuciłem stare nawyki, człowiek jest słaby, ale wobec potęgi miłości jest w stanie robić niewyobrażalne rzeczy, może góry przenosić.

Miłość umocniła moją można by powiedzieć "przeciętną" wiarę. Gdy wszystko szło dobrze, przyszły problemy w rodzinie, rozpad totalny życia rodzinnego, moja ukochana była wtedy przy mnie. Ciężko mi teraz przypomnieć sobie dobre chwile w domu, w czasach liceum lub studiów - łatwiej mi przypomnieć sobie to, co było za dzieciaka. Dołożono mi do tego ten cholerny 22 grudnia, krzyż, który jest najcięższy w moim życiu do udźwignięcia.

Kiedy wydaje mi się, że jestem silny, mogę wszystko, zawsze przychodzi ten moment, kiedy upadam, kiedy przestaję w siebie wierzyć, wierzyć, że ta droga ma jakiś sens. Podobno jednak nie chodzi o to, by nie upadać, ale żeby się umieć podnieść. Moja wiara, mimo iż chwiejna, to cały czas się trzyma. Ludzie często modlą się i wierzą mocniej w momentach trudnych dla nich, kiedy nic im nie idzie, a u mnie jest cholera jak zwykle odwrotnie, kiedy upadam jestem pełen goryczy i gniewu "czemu nie dasz mi spokoju, albo mnie wylecz, popraw moje życie albo mnie zabierz do siebie", natomiast, gdy jest dobrze to dziękuję Bogu, że daje mi siły.

Coraz częściej myślę kim będę za rok, czy do chcę dalej żyć jak teraz, na rencie inwalidzkiej dorabiając na boku, czy rzucić te świadczenia w cholerę i pójść do normalnej pracy?

Nadchodzi czas Bożego Narodzenia, dlatego zebrało mi się na takie "wyplucie się" na forum, gdzie wbrew pozorom nie są obcy ludzie, znam wielu z Was przecież dobrze, wiem, że mogę na Was liczyć, mimo, że jesteście tylko "kolegami z Internetu". Czasami jedno słowo w Internecie daje siłę na kolejne trudne momenty.

 

Zbliżają się Święta, czas narodzin Boga. Dlatego też liczę na odnowę w sobie, liczę, że nowy rok nie da mi kolejnego roku narzekania, poddawania się, użalania, ale da mi siłę, by walczyć dalej, by w końcu pogodzić się ze swoim losem i gdy przychodzą momenty gorsze po prostu zacisnąć zęby, a nie narzekać. Wstydzę się tego, że jestem taki słaby w momentach kryzysowych, że muszę się "wypisać" gdzieś, pomarudzić, przecież to takie... kruche, żałosne. Mimo tego czuję, że po prostu muszę wyrzucić z siebie to o czym myślę, wtedy doznaje takiego katharsis. Dopóki nie będę w stanie sobie samemu z tym poradzić to będę Wam zaśmiecał to forum, a właściwie ten kącik.

 

Na koniec wzięło mnie jeszcze na sentymenty, obudziły się we mnie reszty spaczonego człowieczeństwa, chcę wysłać ojcu kartkę na święta. Nie wiem czy dobrze robię.

Odnośnik do komentarza

jmk, to jest naturalne, że w chwilach trudnych jest frustracja, pretensje do Boga, żal że wierzymy w niego, modlimy się, a on zamiast dać nam natychmiastowe ukojenie pozostaje pozornie głuchy. Jednak dobrze wiesz, że to wołanie nigdy nie zostaje bez reakcji. Fajnie, że jak na tak młodego człowieka potrafisz w tak dojrzały sposób wytłumaczyć sobie czemu każdy z nas nosi jakiś krzyż, a także, że ból i cierpienie ma jakiś sens. Naprawdę żałuję, że mieszkasz tak daleko, bo z chęcią spotkałbym się z Tobą i porozmawiał na ten temat, a także starał się jakoś pomóc. Nie poddawaj się. Jednocześnie szanuj siebie i swoje zdrowie, masz tyle siły, że w końcu pokonasz tę chorobę.

Odnośnik do komentarza

jmk, nie wiem niestety, co dokładnie przeszedłeś/przechodzisz, nie wiem, czy gdzieś mogę się dowiedzieć tego...

 

Dobrze, że jest w Twoim życiu ta miłość, która Cię "uskrzydla", dla której wiesz, że warto żyć, dla której warto walczyć. Takie coś jest zawsze bardzo ważne, wiesz, że masz wsparcie bliskiej Ci osoby. Tak jak Icon napisał, zawsze jest tak, że gdy dzieje się źle, bardzo źle, jesteśmy źli, sfrustrowani, często nawet odrzucamy Boga, bo zadajemy sobie pytanie: "Czemu akurat ja?"... ja też to przechodziłem, pewnie niedługo gdzieś o tym wszystkim napiszę, bo też ciężko jest to trzymać w sobie. Mam 19 lat, a też troszeńkę już przeszedłem...

 

Bardzo pięknie wyraziłeś to, że "nie chodzi o to, by nie upadać, ale żeby się umieć podnieść". Przypomniały mi się słowa z filmu Rocky: "Nieważne, jak mocno bijesz, ale jak dużo jesteś w stanie znieść i nadal iść do przodu". Ty, mimo wszystkich swoich przeciwności, nie poddajesz się. Upadasz - wstajesz, niesiesz swoje brzemię, upadasz, znowu wstajesz. Jesteś młodym człowiekiem, ale naprawdę mądrym, potrafisz każde ludzkie cierpienie, ból wyjaśnić, zauważasz w tym jakiś sens. Ja tego nie potrafiłem, ja zadawałem pytania "Boże, gdzie Ty k***a byłeś?! Dlaczego ja? Dlaczego mnie to spotyka? Uwziąłeś się na mnie? Co ja Ci zrobiłem, że zasłużyłem sobie na życie pełnie bólu i cierpienia?"

 

Podziwiam Cię, że ciągle znajdujesz siły, by walczyć. Wierzę, że w końcu wszystko się odmieni. Że będzie lepiej. Bo zasługujesz na to. Każdy z nas zasługuje. Ech, gdybym miał okazję, to z chęcią bym się z Tobą spotkał. W sumie ojciec jeździ czasami do Szczecina, może jak będę mógł, to się z nim przejadę i byśmy się spotkali...?

 

Trzymaj się jmk, wierzę w Ciebie, wierzę, że niedługo będzie dobrze. Życzę Ci wszystkiego dobrego...

 

Swoją historię (bo aktualnie nic bardzo złego się nie dzieje, to był taki zły okres ostatnich kilku lat) napiszę już następnym razem...

Odnośnik do komentarza
  • 3 tygodnie później...

Ostatnie wydarzenia zupełnie mnie już dobiły... i muszę, w sumie nie wiem, co muszę... wygadać się, wyżalić, wykrzyczeć?

 

Na to, co się teraz dzieje u mnie, złożyły się wydarzenia z kilku ostatnich lat. Zacznę od choroby... w zeszłym roku wykryto u mnie raka wątroby. Przeszedłem operację, chemioterapię itd. Wydawało się, że jest już w porządku, wyniki były dobre, nie było śladów choroby. Jednak ostatnimi dniami czułem się źle i zdecydowałem się pójść do lekarza. Po przeprowadzeniu wszystkich koniecznych badań lekarze podejrzewają nawrót choroby.

 

Kilka dni temu pobito mojego kolegę. Tylko dlatego, że on mnie zna, taka była informacja przy nim zostawiona. Prawdopodobnie ma to związek z przeszłością, kiedy zeznawałem przeciw handlarzowi narkotyków. Może chcą mnie nastraszyć? Nie wiem, ale wiem jedno. Że przeze mnie ludzie cholernie cierpią. Ponadto mój przyjaciel kilka lat temu zginął ratując mi życie, odpychając mnie i przyjmując ugodzenie nożem... zmarł mi na rękach...

 

Jest w moim życiu osoba, którą kocham i na której cholernie mocno mi zależy. Jesteśmy sobie bardzo bliscy, obojgu nam na sobie zależy, choć nie wiem tak naprawdę, co Ona czuje do mnie. Dzieli nas odległość ok 360 km. Ale cholernie mi na Niej zależy. Chciałbym z Nią być, ale jednocześnie cholernie się boję. Nie chcę, by ktoś Ją skrzywdził przez to, że jest ze mną. Ponadto zaczyna się coś sypać między nami, a zaczęło się od momentu, gdy poprosiłem o to, by dała mi czas na przemyślenie pewnych spraw. Teraz jest na mnie trochę obrażona, choć staram się Jej wszystko wyjaśnić, wytłumaczyć i za wszystko przeprosić. Nie wiem, czy uda się to wszystko naprawić. Chciałbym, ale niewiele mogę. Wszystko będzie zależeć od Niej.

 

Ludzie myślą, że jestem silny i to wszystko przetrwam. Ale ja przestaję sobie radzić. Mam już tego dość. Mam dość ciągłej walki. Nie wiem, już co robić. Nie chciałem używać tego pytania, ale jak żyć? Nie wiem, tracę już siły na mierzenie się z tym wszystkim. Tracę zdrowie, cierpią przeze mnie znajomi, tracę osobę, którą kocham. Aż żyć się odechciewa, a jedynego rozwiązania tego wszystkiego upatruję w samobójstwie. Naprawdę mam takie myśli. Przynajmniej ja przestanę się męczyć, może ci ludzie odczepią się od moich znajomych... I może wtedy już nikt nie będzie cierpiał przeze mnie...

Odnośnik do komentarza
Na to, co się teraz dzieje u mnie, złożyły się wydarzenia z kilku ostatnich lat. Zacznę od choroby... w zeszłym roku wykryto u mnie raka wątroby. Przeszedłem operację, chemioterapię itd. Wydawało się, że jest już w porządku, wyniki były dobre, nie było śladów choroby. Jednak ostatnimi dniami czułem się źle i zdecydowałem się pójść do lekarza. Po przeprowadzeniu wszystkich koniecznych badań lekarze podejrzewają nawrót choroby.

 

Szczerze współczuję. Na oddziale leżę z osobami chorymi na raka, wiem jaki to ciężar od nich. W Twoim przypadku nie wchodził w grę przeszczep? Zbadaj się dokładnie, bo życie w nieświadomości jest chyba gorsze niż wiedza.

 

Kilka dni temu pobito mojego kolegę. Tylko dlatego, że on mnie zna, taka była informacja przy nim zostawiona. Prawdopodobnie ma to związek z przeszłością, kiedy zeznawałem przeciw handlarzowi narkotyków. Może chcą mnie nastraszyć? Nie wiem, ale wiem jedno. Że przeze mnie ludzie cholernie cierpią. Ponadto mój przyjaciel kilka lat temu zginął ratując mi życie, odpychając mnie i przyjmując ugodzenie nożem... zmarł mi na rękach...

 

A nie myślałeś o tym, żeby zmienić otoczenie, wyjechać w drugi koniec Polski? Co Cię tu trzyma? Rodzina jak mniemam? Myślę, że by zrozumiała albo zdecydowała się jechać z Tobą, jeśli i m na Tobie zależy i im o wszystkim powiesz.

 

 

Jest w moim życiu osoba, którą kocham i na której cholernie mocno mi zależy. Jesteśmy sobie bardzo bliscy, obojgu nam na sobie zależy, choć nie wiem tak naprawdę, co Ona czuje do mnie. Dzieli nas odległość ok 360 km. Ale cholernie mi na Niej zależy. Chciałbym z Nią być, ale jednocześnie cholernie się boję. Nie chcę, by ktoś Ją skrzywdził przez to, że jest ze mną. Ponadto zaczyna się coś sypać między nami, a zaczęło się od momentu, gdy poprosiłem o to, by dała mi czas na przemyślenie pewnych spraw. Teraz jest na mnie trochę obrażona, choć staram się Jej wszystko wyjaśnić, wytłumaczyć i za wszystko przeprosić. Nie wiem, czy uda się to wszystko naprawić. Chciałbym, ale niewiele mogę. Wszystko będzie zależeć od Niej.

 

Mój znajomy poznał kobietę przez Internet, mieszkała w Kazachstanie, jak się poznali o wiele lepiej (przez neta wciąż), uznali, że to miłość - ona przyleciała do niego do Polski, mimo że miała tam życie "księżniczki", bo miała dwóch bardzo bogatych braci, wzięli ślub, już bodaj rok mieszkają razem :)

 

]Ludzie myślą, że jestem silny i to wszystko przetrwam. Ale ja przestaję sobie radzić. Mam już tego dość. Mam dość ciągłej walki. Nie wiem, już co robić[/b]. Nie chciałem używać tego pytania, ale jak żyć? Nie wiem, tracę już siły na mierzenie się z tym wszystkim. Tracę zdrowie, cierpią przeze mnie znajomi, tracę osobę, którą kocham. Aż żyć się odechciewa, a jedynego rozwiązania tego wszystkiego upatruję w samobójstwie. Naprawdę mam takie myśli. Przynajmniej ja przestanę się męczyć, może ci ludzie odczepią się od moich znajomych... I może wtedy już nikt nie będzie cierpiał przeze mnie...

 

Każdy ma chwile zwątpienia, krótsze lub dłuższe, ważne żeby umieć się podnieść i czerpać radość z życia. Szukaj pomocy u bliskich, a może u psychologa? Mi został narzucony i przez pierwsze miesiące korzystałem z jego usług, chociaż najpierw byłem mocno na "nie" to potem to zaakceptowałem, potem się cieszyłem z tych rozmów, a na koniec przestałem się wstydzić o tym mówić. Jak żyć? Powiem dość "zabawnie" - jak najdłużej !! :) Staraj się korzystać z tego co masz i cieszyć się z każdej przebyt chwili, znajdź sobie jakieś zajęcie, nie wiem jak u Ciebie z problemami fizycznymi - możesz uprawiać sport? Oczywiście indywidualnie, dla siebie, biegać, chodzić na siłkę.

Jesteś silny i odważny, nie zepsuj tego przez oznakę tchórzostwa, jaką jest samobójstwo.

 

I masz, na poprawę nastroju piosenka :

 

Odnośnik do komentarza

A nie myślałeś o tym, żeby zmienić otoczenie, wyjechać w drugi koniec Polski?

Najlepiej te 360km dalej.

 

Tylko nie wiem, w jakim jestes wieku (szkoła jeszcze?) o jakich miastach mowimy.

 

Poza tym, moze powiniens skorzystac z pomocy psycholga? Jesli trafisz na odpowiedniego, to serio moze pomóc.

Odnośnik do komentarza

A nie myślałeś o tym, żeby zmienić otoczenie, wyjechać w drugi koniec Polski?

Najlepiej te 360km dalej.

 

Tylko nie wiem, w jakim jestes wieku (szkoła jeszcze?) o jakich miastach mowimy.

 

Poza tym, moze powiniens skorzystac z pomocy psycholga? Jesli trafisz na odpowiedniego, to serio moze pomóc.

 

Za kilka dni kończę 20 lat, studiuję pierwszy rok w Toruniu. Mieszkam niedaleko "Grodu Kopernika", a ta dziewczyna mieszka w Tychach...

 

Szczerze współczuję. Na oddziale leżę z osobami chorymi na raka, wiem jaki to ciężar od nich. W Twoim przypadku nie wchodził w grę przeszczep? Zbadaj się dokładnie, bo życie w nieświadomości jest chyba gorsze niż wiedza.

 

Nie, lekarze uznali, że przeszczep nie wchodzi grę z dwóch powodów. Raz, że są szanse na wyleczenie tradycyjnymi środkami, dwa, że na wątrobę długo można czekać...

 

A nie myślałeś o tym, żeby zmienić otoczenie, wyjechać w drugi koniec Polski? Co Cię tu trzyma? Rodzina jak mniemam? Myślę, że by zrozumiała albo zdecydowała się jechać z Tobą, jeśli i m na Tobie zależy i im o wszystkim powiesz.

 

Myślałem o wyjechaniu stąd. Nic mnie tu nie trzyma oprócz uczelni. Rodzina? Hmm, dla nich rodzicielstwo sprowadza się do zapewnienia mi dachu nad głową, wyżywieniu mnie oraz kupnie ubrań i biletów. O resztę muszę się martwić sam, jak książki, bilety itd. Z tego powodu właściwie od 14 roku życia pracuję w okresie wakacji, staram się coś znajdować na weekendy, a czasami i na popołudnia lub wieczory... Dlatego nie powiedzieć, że rodzina jest powodem, przez który muszę tu zostać. Tylko znając moich rodziców to, gdybym chciał wyjechać, sam musiałbym sobie zapewnić utrzymanie, a to byłoby niemożliwe.

 

Jest w moim życiu osoba, którą kocham i na której cholernie mocno mi zależy. Jesteśmy sobie bardzo bliscy, obojgu nam na sobie zależy, choć nie wiem tak naprawdę, co Ona czuje do mnie. Dzieli nas odległość ok 360 km. Ale cholernie mi na Niej zależy. Chciałbym z Nią być, ale jednocześnie cholernie się boję. Nie chcę, by ktoś Ją skrzywdził przez to, że jest ze mną. Ponadto zaczyna się coś sypać między nami, a zaczęło się od momentu, gdy poprosiłem o to, by dała mi czas na przemyślenie pewnych spraw. Teraz jest na mnie trochę obrażona, choć staram się Jej wszystko wyjaśnić, wytłumaczyć i za wszystko przeprosić. Nie wiem, czy uda się to wszystko naprawić. Chciałbym, ale niewiele mogę. Wszystko będzie zależeć od Niej.

 

Mój znajomy poznał kobietę przez Internet, mieszkała w Kazachstanie, jak się poznali o wiele lepiej (przez neta wciąż), uznali, że to miłość - ona przyleciała do niego do Polski, mimo że miała tam życie "księżniczki", bo miała dwóch bardzo bogatych braci, wzięli ślub, już bodaj rok mieszkają razem :)

 

Tylko problem jest w tym, że nie wiem, co Ona tak naprawdę czuje do mnie. Niby jak rozmawialiśmy sobie szczerze, twierdziła, że jestem osobą bardzo fajną, z poczuciem humoru i że mogłaby się z taką osobą związać, nawet na odległość, ale to nie musi znaczyć, że mnie kocha. A i ostatnio coś się sypie i zamiast się skupić na leczeniu to dwoję się i troję, by wszystko ponaprawiać i przywrócić do poprzedniego stanu...

 

Każdy ma chwile zwątpienia, krótsze lub dłuższe, ważne żeby umieć się podnieść i czerpać radość z życia. Szukaj pomocy u bliskich, a może u psychologa? Mi został narzucony i przez pierwsze miesiące korzystałem z jego usług, chociaż najpierw byłem mocno na "nie" to potem to zaakceptowałem, potem się cieszyłem z tych rozmów, a na koniec przestałem się wstydzić o tym mówić. Jak żyć? Powiem dość "zabawnie" - jak najdłużej !! :) Staraj się korzystać z tego co masz i cieszyć się z każdej przebyt chwili, znajdź sobie jakieś zajęcie, nie wiem jak u Ciebie z problemami fizycznymi - możesz uprawiać sport? Oczywiście indywidualnie, dla siebie, biegać, chodzić na siłkę.

Jesteś silny i odważny, nie zepsuj tego przez oznakę tchórzostwa, jaką jest samobójstwo.

 

Tak jak pisałem wcześniej, na rodzinę raczej nie mam co liczyć. Nawet na adwokata (gdy obroniłem dziewczynę przed dwoma bijącymi ją facetami i miałem sprawę sądową - w pierwszej instancji otrzymałem wyrok w zawieszeniu, w drugiej zostałem uniewinniony) składali się moi znajomi i ludzie w szkole... bo rodzina miała to za przeproszenie, ale w dupie. Gdyby nie znajomi i szkoła, to pewnie już dawno siedziałbym w więzieniu. Psycholog? Zastanawiałem się nad nim, ale jakoś nie potrafiłem się przekonać, by pójść do niego....

 

Na szczęście problemów fizycznych nie mam. Sprawność jest na dobrym poziomie... od kilku miesięcy trenuję Capoeira w Toruniu :) ze znajomymi wynajmujemy halę i gramy w siatkówkę... także z tym problemów nie ma.

 

Co do samobójstwa - na razie przy życiu utrzymuje mnie tylko jedno - dziewczyna, którą kocham. Ale bez Niej chyba już do końca się załamię. Dlatego też nie wiem, co robić dalej. Udawać, że na razie jest wszystko normalnie, starać się zdobyć pewność, że Ona mnie kocha, czy lepiej od razu powiedzieć, co do Niej czuję? Ech, to wszystko jest pojebane....

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...