Skocz do zawartości

Kącik depresyjny


Icon

Rekomendowane odpowiedzi

Bardzo cieszę się że dałeś odniesienie do lasu i ogólnie do podróży. Otóz NIGDY nie korzystam z przewodników, zawsze jeżdżę SAM i podziwiam to, co sam znajdę. Taka już moja natura. Nienawidzę, gardzę i napawają mnie obrzydzeniem zorganizowane wczasy z biura podróży, na które nie poleciałbym nawet za darmo. Wracając do tematu, nie potrzebuję żadnych życiowych przewodników. Sam jestem sobie sterem, żeglarzem i okrętem. I tylko dzięki temu czuję się dobrze. Całe życie ktoś próbował mną sterować. Dopiero gdy uciekłem na drugi koniec Polski zaczałęm żyć. Zacząłem czuć, że jestem sobą i mogę robić to, co czuję. Nie ma większego skarbu. Ja nie uciekam do tego co "jasne" i "wyraźne". Wprost przeciwnie. Fascynuje mnie to co dzikie i nieodkryte. Nie każdy szuka tego samego, nie każdy jest taki sam. Trud i upokorzenia są naturalnymi zjawiskami w świadomym życiu jako jednostka. Zwłaszcza upokorzenia ze strony tych, co chcą nam mówić, jak żyć. Ja nie wątpię w to, że z moją własną duchowością, przeżywaną tylko na swój indywidualny sposób, osiągnę tyle, ile mogę, by uznać swe życie za spełnione - wiem że to słuszna droga, bo to droga, którą sam wybrałem i nikt mi jej nie narzucił.

 

Oczywiście, wiele osób potrzebuje "kogoś, kto nazwie rzeczy po imieniu". Być może Henkel i Dragon także - ja nie :) A to przecież im mamy radzić a nie mi - ja problemów depresyjnych się wyzbyłem, gdyż najlepszym na nie lekarstwem jest miłość.

Odnośnik do komentarza

Porownanie do lasu jest dla mnie chybione - w lesie drzewo to drzewo, kwiatek to kwiatek, a wawoz to wawoz... Ktos mi moze jedynie powiedziec, ze idac cos przeoczylem i jesli chce to moge na to zerknac - a przy interpretacji Pisma Swietego nie tylko pokazuje mi, ze cos mi umknelo i nie zauwazylem tego, ale tenze przewodnik jesczcze mowie mi, ze to jest metafora, tamto alegoria, a tutaj autor nie mial na mysli tego co napisal tylko zupelnie co innego i to jest przenosnia. To juz nie jest wycieczka z przewodnikiem - to jest wycieczka z kims to za mnie intrepretuje to co widze. I mozna to przyrownac do tego, ze ja widze dzrzewo, a on mi za uchem szepcze chlopie, to nic, ze widzisz sosne, tak naprawde to jest stokrotka, serio... madrzy ludzie tak ustlili.

Odnośnik do komentarza

Porownanie do lasu jest dla mnie chybione - w lesie drzewo to drzewo, kwiatek to kwiatek, a wawoz to wawoz... Ktos mi moze jedynie powiedziec, ze idac cos przeoczylem i jesli chce to moge na to zerknac - a przy interpretacji Pisma Swietego nie tylko pokazuje mi, ze cos mi umknelo i nie zauwazylem tego, ale tenze przewodnik jesczcze mowie mi, ze to jest metafora, tamto alegoria, a tutaj autor nie mial na mysli tego co napisal tylko zupelnie co innego i to jest przenosnia. To juz nie jest wycieczka z przewodnikiem - to jest wycieczka z kims to za mnie intrepretuje to co widze. I mozna to przyrownac do tego, ze ja widze dzrzewo, a on mi za uchem szepcze chlopie, to nic, ze widzisz sosne, tak naprawde to jest stokrotka, serio... madrzy ludzie tak ustlili.

To samo od razu pomyślałem.

Wiare można bardziej porównac do wychowania, w którym ksiądz czy przyrodnik powinien być wychowawcą, który nie narzuci nam "myśl w taki i taki sposób", a jedynie nakieruje nas na odpowiedni tor i zapyta "co o tym sądzisz?".

Odnośnik do komentarza

Z wiara jest taki problem, ze zadna interpretacja - chocby nie wiem jak zakorzeniona i nie wiem jak ugruntowana jest tylko wylacznie hipoteza - i tak naprawde nie wiadomo kto ma racje. Studia teologiczne nie warunkuja w zadnym stopniu tego, ze ktos ma w kwestii wiary racje - tutaj wioskowy glupek ma tyle samo racji co profesor - bo nikt niczego dowiesc nie moze.

Odnośnik do komentarza

Bardzo fajnego posta wysmarował Fubert, a został on przemilczany. Rozumiem, że na tym forum jest kilku aktywnych ateistów, którzy będą skutecznie torpedować pogląd zwrócenia się w stronę wiary, Boga i nauczania kościoła, ale może warto odrzucić swój strach przed Najwyższym i choć spróbować w nauce kościoła znaleźć odpowiedzi na wiele nurtujących pytań. Obrażanie się jest reakcją niedojrzałą. Nikt nie chce Ci przewracać świata do góry nogami (choć być może to byłoby rozwiązanie Twoich problemów), a jedynie pokazać Ci inną drogę, od tej którą naświetlą Ci antykościelni użytkownicy tego forum. Nie chcę się tutaj szerzej rozpisywać, bo zdaję sobie sprawę, że jesteś z gatunku tych bardzo ciężko reformowalnych, ale wiem jednocześnie, że jesteś rozsądnym człowiekiem i może jednak zdecydujesz się na ten ciężki krok uznania, że Bóg może Ci przynieść spokój i zadowolenie, jeżeli tylko tego będziesz chciał i jeżeli tylko go o to poprosisz. Jeżeli nie będziesz wiedział od czego zacząć, to ze swojej strony mogę Ci zadeklarować pomoc. Jednak przede wszystkim to Ty musisz tego chcieć.

 

Co do psychiatry to nie wydaje mi się aby to było rozwiązanie. Musisz zmienić swoje podejście i sposób myślenia. Psychiatra Ci w tym nie pomoże.

 

Skoro masz lęki to może warto się zastanowić nad zmianą pracy? To dużo pomaga. Zmiana otoczenia, zrzucenie z siebie ciążącej presji.

Heh, ale ja się wcale nie obrażam ;) Nie jestem też aż takim strasznym betonem na jakiego wyglądam :P Jedna z najbliższych mi osób ciągle mówi mi o Jezusie i nie reaguję na to alergicznie. Sam staram się postępować po chrześcijańsku wobec innych, bo jednak pochodzę z tego pnia kulturowego i wydaje mi się to naturalne. Myślę że to nie światopogląd jest moim problemem - u mnie jest on bardzo ugruntowany. Mam problem z działaniami autodestrukcyjnymi i najwidoczniej jednak i z pracą. Dzisiaj jest zdecydowanie lepiej - jednak obowiązki pozwoliły mi skutecznie zabić czas. Myślę że ograniczenie spożywanych procentów powinno mi pomóc, bo czuję wyraźnie jak alkohol rozstraja mnie emocjonalnie. Oczywiście nie w czasie spożycia, tylko dzień po maratoniku, kiedy pojawia się przygnębienie i poczucie winy. Najwyraźniej parę czynników wzajemnie się splata i powoduje takie a nie inne reakcje.

Odnośnik do komentarza

Źle to odbierasz. Nikt Ci nie narzuca interpretacji, jednak musisz sobie uzmysłowić to, że NT jest napisany bardzo trudnym językiem, niedosłownym, pełnym ilustracji, które należy odpowiednio przeanalizować żeby je zrozumieć.

 

Nie ma to jak zachęcić do lektury Pisma Świętego. Ktoś kto dopiero rozważa otworzenie Pisma powinien właśnie zacząć od Nowego Testamentu, szczególnie od Ewangelii.

Icon - Jezus mówił do rybaków i "prostaczków" - jeżeli oni skumali o co chodzi gdy mówił "Królestwo Boże podobne jest do skarbu ukrytego w roli..." to i Dragon i Henkel też się pokapują.

Mnie też odrzuca od wszelkich oficjalnych interpretatorów Pisma. Owszem, czytam to co mają do powiedzenia, niekiedy mnie przekonują ale wolę do wszystkiego sam dochodzić.

Odnośnik do komentarza

Imo jedyne czego można szukać w Piśmie to nadzieja w życie wieczne. Inaczej jaką nadzieję ma tam znaleźć? No chyba, ze założymy, że wszelka etyka i moralność wywodzą się tylko i wyłącznie z pism NT; ale to nie jest prawda, bo przecież i przed Chrystusem ludzie mieli wyznaczniki moralności.

Mówiąc szczerze nie zagłębiałem się w dyskurs, nawiązałem tylko do posta tio.

Odnośnik do komentarza
Inaczej jaką nadzieję ma tam znaleźć?

Nadzieję na to, że będzie lepiej, bo Twoje życie, otoczenie i cały świat zaplanował i stworzył Miłosierny Ojciec, który wie, co jest dla Ciebie najlepsze.

To jest cholernie ważne, imo nawet ważniejsze od nadziei na życie wieczne - świadomość tego, że porażki nie są katastrofą, bo będzie lepiej, w końcu Bóg się o Ciebie zatroszczy.

Odnośnik do komentarza
Tylko gdzie w tym wszystkim szukać pociechy w życiu doczesnym?

Nie chcę nikogo z wierzących urazić, co powiem na wstępie. Co człowiek, to pogląd na wiarę, indywidualna modlitwa i podejście do różnych spraw. Nie chcę więc generalizować.

me_who, pociechy w życiu doczesnym szukały osoby, które po wylocie ze studiów/braku awansu w LO czy innej porażce życiowej uważały, że "Bóg tak chciał" i to znaczy, że będzie lepiej, bo Bóg jest nieskończenie miłosierny. W moim otoczeniu jest to dość popularne podejście.

I całkiem, z mojej perspektywy, wygodne - pociechę masz w zmniejszonej odpowiedzialności za porażki, która spoczywa na Twojej głowie, pociechę znajdujesz w spojrzeniu w przyszłość.

Nie wiem, czy oglądałeś Friends, tam był taki moment, w którym Rachel oddała władzę nad swoim życiem Monice, by ta podejmowała za nią decyzję, bo zaczęła mieć poważne problemy, a chciała, by je rozwiązał ktoś inny, bo ze swoimi sobie nie radziła. Tak mi ta scena przyszła do głowy, gdy pisałem powyższe słowa.

Odnośnik do komentarza

Ale ja nie mówię o rzeczach na które mamy wpływ. Dlatego pisałem o "niezawinionej" śmierci. Ja uważam, ze mamy wolną wolę i sami kierujemy swoim losem. Modlitwa do Boga nie pomaga stricte, typu Bóg się wikła w nasze sprawy bezpośrednio, ale wierzę w to, ze Pan jest ze mną i mam dodatkowe siły. Ale do tego nie jest potrzebny NT, to jest zwyczajna Wiara W Cokolwiek (z wielkiej litery bo bardzo ogólnie)

Gębą w mur uderzam tylko przy tych niezawinionych śmierciach. Tego nie rozumiem. Tu właśnie mówi się o owym "Planie".

Odnośnik do komentarza

Może po prostu trzeba się z tym pogodzić, że nasze życie nie ma żadnego celu ani sensu i iść dalej? Ja pod tym względem jestem 'zatwardziałym' ateistą. To nie jest mój wybór, po prostu nie umiem uwierzyć w nic. Po moim 'odejściu' od kościoła wierzyłem tylko w jedno - w siebie. Chociaż to też było zachwiane wielokrotnie. Właściwie teraz trochę na nowo odbudowuję tę wiarę, bo gdzieś ponad rok temu miałem wielkiego doła. Jedyne co robiłem to oglądałem seriale na kompie. Zanim wyszedłem na uczelnię, jak wróciłem z uczelni. Praktycznie nic nie byłem w stanie zrobić. Tak jak napisałem na początku, trzeba się z tym pogodzić i umieć czerpać przyjemność ze wszystkiego co się robi.

Chociaż przyznam uczciwie, że takim 100% ateistą nie jestem. Bardziej bym siebie określił jako panteistę. Choć tu nie ma tego aspektu wiary to jest pewnego rodzaju przekonanie, które pozwala tłumaczyć lepiej zjawiska i godzić się z tym wszystkim co nas spotyka w życiu.

Odnośnik do komentarza

Żyję ciągle nadzieją, że w dniu Sądu Ostatecznego i nasze potępione dusze zostaną zbawione

Świadomie odrzucasz Boga, który daje zbawienie i piszesz takie rzeczy - gdzie tu do licha logika?

 

Odpowiedział im Jezus: «Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie.

Powiedziałem wam jednak: Widzieliście Mnie, a przecież nie wierzycie.

Wszystko, co Mi daje Ojciec, do Mnie przyjdzie, a tego, który do Mnie przychodzi, precz nie odrzucę,

ponieważ z nieba zstąpiłem nie po to, aby pełnić swoją wolę, ale wolę Tego, który Mnie posłał.

Jest wolą Tego, który Mię posłał, abym ze wszystkiego, co Mi dał, niczego nie stracił, ale żebym to wskrzesił w dniu ostatecznym.

To bowiem jest wolą Ojca mego, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w Niego, miał życie wieczne. A ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym».

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...