Skocz do zawartości

Kącik depresyjny


Icon

Rekomendowane odpowiedzi

Nie wiem czy jestem silny i zdeterminowany, wiem tylko, że tego nie chcę... po prostu mi... smutno. Wiem, że wybaczałem, starałem się i nic z tego nie wychodziło, męczyłem się strasznie, jedyne co dostałem to obwinianie mnie, że to przeze mnie to wszystko. Brakuje mi rodziców, brakuje mi kogokolwiek starszego z kim bym mógł porozmawiać i się wyżalić, z kim się cieszyć, ale wydaje mi się też, że im jest lżej, że są w końcu wolni, zarówno tata jak i mama są sami, ale wolni. Najgorsze jest to, że po tym "spotkaniu" znowu wracają mnie koszmary, znowu się budzę w nocy... nie chcę znowu wpaść w depresję, szukam innych zajęć. Jakby tego było mało dostałem poważne zapalenie gardła = gorączka, antybiotyk i inne gówna, co spowodowało, że w tym tygodniu nie mogłem chodzić na treningi. No to sobie tak siedzę i rozmyślam...

Odnośnik do komentarza
  • 1 miesiąc później...

Zdołowało Cię to, że ojciec być może wreszcie zrozumiał, że wyrządził Ci kiedyś krzywdę? Trochę to rozumowanie dziwne ...

 

Myślę, że 'wyrzucił' go ze swojego świata by czuć się lepiej i żyć swobodnie, a ten znowu chce się tam dostać. To może zdołować gdy sobie człowiek poukłada wszystko po swojemy :/.

Odnośnik do komentarza

Problem jest taki, że zawsze jak ojciec próbował jakiegoś kontaktu to zaczynało się "co u mnie słychać czy sobie radzę i pisał co u niego", wierzyłem wtedy, że może faktycznie go coś obchodzę, chociaż nigdy nie dał mi żadnych pieniędzy poza alimentami, które przelewa mi automatycznie komornik, które mam przyznanie przez sąd, ale jak mu odpisywałem, to okazywało się zaraz, że coś ode mnie chce, a to skan mojej legitki, a to, żebym zeznawał w sądzie w sprawie pobicia matki przez niego, a to żebym zrezygnował z alimentów... więc moje hmm nadzieje cały czas bywały zgniatane, rozdeptywane. Kilka razy przecież potrzebowałem od niego pomocy, kwitku ubezpieczenia, bo jeszcze byłem przecież u niego ubezpieczony, bo nie chcieli mnie bez tego przyjąć do szpitala, ale nie chciał dać. Dopiero jak zrozumiał, że to on będzie płacił to przyniósł. Potem ubezpieczyłem się sam, a on zdeklarował, że będzie mi przesyłał co miesiąc kwitek. Wysłał trzy razy. Po pół roku (?) napisał czy potrzebuje ten kwitek... no i standardowo: co u mnie, jak się czuję, czy się uczę dalej i opisał co u niego. Nie odpisałem, więc po 2 dniach dostałem groźbę, że ostatni raz prosi o kontakt, jak nie odpisze to "Spotkamy się w sądzie". To mnie zdenerwowało, więc odpowiedziałem, że "Czego ode mnie chce, że poradziłem i radzę sobie bez nich, że nie chce mieć żadnych problemów związanych z nimi, ani być ich problemem". Wtedy dostałem sms, że nie chce już aby komornik płacił mi alimenty, tylko on sam (już to widzę...), oraz że po prostu chciałby wiedzieć co u mnie, bo jest moim ojcem i że przeprasza za wszystko. Nie wiem czemu, ale te ostatnie zdanie po prostu mnie rozkleiło kompletnie, bo wiem ile krzywdy mi zrobił, jaki jest, że pewnie ma jakiś interes, ale wtedy tak przeze mnie przeszło, jak bardzo brakuje mi taty i jak bardzo go potrzebuję.

Odnośnik do komentarza

Nie potrafię tak. Nawet jak byłem w najgorszej sytuacji zarówno fizycznej, jak i psychicznej to nie chciałem im robić wyrzutów, że mają obowiązek nie wiem, przynieść mi jedzenie do szpitala, bo na sterydach szpitalna dieta mi nie wystarczała, a nie miałem za co sam sobie kupić, wolałem poradzić sobie samemu.

Odnośnik do komentarza

No panowie - wizyta u psychiatry, zdiagnozowane pierwsze stadium alkoholizmu, do tego symptomy lęków i depresji poalkoholowej. Przepisany Lexotan, zero alko. Trzymajcie kciuki! Euro 2012 z wodą mineralną ;)

 

Do odwiedzenia specjalisty przekonały mnie kolejne weekendy alkoholowego ciągu od piątku do niedzieli, kończone totalną depresją, lękami, delirką i próbami pocięcia się. W dodatku romansuję z cudną dziewczyną, z którą jest jeden problem - lubi sobie poimprezować. I tak w tygodniu odwiedza mnie w wiadomych celach, natomiast w weekendy dajemy w palnik jak dekadenci. Ściągaliśmy się nawzajem w dół. Nie mogłem sobie pozwolić na to żeby mój stan wpływał na moją pracę. A zaczął... W zeszły weekend miarka się przebrała. W niedzielę po śniadaniu od razu browary i do brata, potem rum. O 6.30 rano w poniedziałek - ściśnięte gardło, lęk, panika. Zadzwoniłem do roboty że jestem chory. Potem do rodzinnego i umówienie do psychiatry. Ale zanim to zrobiłem - leżenie, gapienie się w sufit, lęk, poczucie beznadziei (nie mylić z kacem, którego już nie było). Dobrze że brat miał wolne - przyszedł i siedział koło mnie. Powiedział że nie pozwoli mi żebyśmy pili razem, bo to się źle dla mnie kończy. Alko działa na mnie destruktywnie. Kiedy zaczynam, kończę po 2-3 dniach, totalnie rozbity i zdezorientowany. W tym tygodniu było L4, jutro wracam do roboty, czysty jak łza. Jutro będzie problem, kiedy będę widział moich kolegów z piwem na meczu, ale to będzie dobry trening siły woli. Gdybym wziął jedno piwo, zakończyłoby się to podtrzymaniem bani do niedzieli, a w sobotę muszę jechać na studia, gdzie mam ważne zaliczenia.

 

Mała dygresja na koniec: w swoim odbiciu widziałem ojca, dziadka...

Odnośnik do komentarza

Mój brat też grubo daje w dekiel. Powiedziałbym że nawet więcej ode mnie. Tyle że on ma inny charakter. Ja mam studia, odpowiedzialną pracę i muszę trzymać fason. Do tego bardziej się wszystkim przejmuję. Mam paniczny lęk przed utratą kontroli nad własnym życiem. A tak właśnie jest po weekendowym maratonie. A on ma na wszystko wyjebane - siedzi za biurkiem od 8 do 16, potem do domu i browar z rumem na zmianę. Potem wstaje do roboty, dwie-trzy kawy i tak jedzie cały tydzień. Nie będę go pouczał, jest dorosły i sam powinien wiedzieć co robi. Najwidoczniej jemu alko nie ryje mózgu, albo ma wyższy próg tolerancji. Wiecie, to jest przerażające? W piątek dużo nie wypiłem, bo byłem w Poznaniu na koncercie owej pięknej pani którą mam na avatarze ;) Ale już w sobotę był wieczór filmowy - poszły dwa Tokaje i beton. W niedzielę obudziłem się lekko sfazowany, zjadłem śniadanie, patrzę do lodówki a tam Desperados! Zimniutki! Po nim bania zrobiła się taka inna. Rano na klina jest taka wyraźniejsza, "ekran" robi się węższy, masz świadomość że robisz źle, że w jutro poniedziałek i będziesz szedł do pracy z gardłem ściśniętym stalowym uciskiem, ale mimo to dzwonisz do brata, kupujesz piwska i jazda! Wróciłem około północy. Skończyło się alko, bomba schodzi zaczyna się rozpacz. Ostrzysz nóż, ale rozsądek wygrywa. W nocy budzisz się przerażony, cały mokry, ręce się trzęsą. A rano to już kompletna tragedia - jesteś "trzeźwy jak świnia", ale każdy ruch, każda czynność to nadludzki wysiłek. Nie chcesz już pić, nie masz na to ochoty. Gardło ściśnięte, nic nie możesz przełknąć, rozpacz, myślenie o śmierci, nie masz siły nawet leżeć. Na myśl o wyjściu do pracy i codziennej walce z gimnazjalistami ogarnia cię panika: "Nie dam rady! Muszę trzymać fason, ale jak? Nie mam kontroli nad swoim życiem!"

 

Moja "przyjaciółka" (tak ją nazwijmy ;P ) przeraziła się. Już dwa tygodnie temu widziała moje jazdy, bo u mnie nocowała z niedzieli na poniedziałek, też po ostrym weekendzie. Kiedy wcześniej jej o tym mówiłem, uważała że przesadzam, że jaja sobie robię. Teraz już wierzy i kiedy mnie odwiedza, nie przynosi już piwska jak zawsze, nawet dla siebie, bo wie że wtedy na pewno przynajmniej jedno jej zabiorę. Nie zawsze możemy się widywać, ale codziennie pisze z zapytaniem jak się czuję. Doceniam to.

 

Ten tydzień jest dobry, od wtorku znajduję się w stanie względnej równowagi, choć przez lek jestem troszkę przymulony, ale przynajmniej stalowy ucisk w gardle już puścił :) Zacząłem biegać i po takiej 45 minutowej sesyjce śmigania po okolicznych lasach czuję że żyję. Zmęczenie fizyczne dużo pomaga. Wierzę że starczy mi siły i determinacji, żeby funkcjonować normalnie i cieszyć się życiem :)

Odnośnik do komentarza

Nie pozostaje nic innego, jak tylko życzyć Ci wytrwałości w tej walce. Z doświadczenia bycia dzieckiem alkoholika, powiem Ci, że terapia jest potrzebna. Niczego sam na własną rękę nie zrobisz. Dobrze, że zdajesz sobie sprawę z istnienia problemu, to już chyba najważniejszy krok. Teraz byle do przodu.

Odnośnik do komentarza

Dziękuję za słowa otuchy. Raz bywa lepiej, raz gorzej. Euro z herbatką to dla mnie coś nowego, ale póki co jest nieźle. Koledzy przesiadują u mnie, chleją piwsko na meczach, a ja spokojnie bez napinki sączę ciepłą herbatkę z cytryną. Wczoraj byłem we Wrocławiu na strefie kibica - wspaniałe doświadczenie. W sobotę jedziemy znowu do Wrocławia na strefę na mecz Polska-Czechy. Chłopaki od razu wskazali kto będzie robił "za Krzysia" ;) Dawno autem nie jeździłem :P

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...