Skocz do zawartości

Śląsk Wrocław


Rekomendowane odpowiedzi

Awans wywalczony w męczarniach, ale pozostaje faktem. Mało kto się zapewne spodziewał (poza wrocławskimi fanami), że powracający do europejskich pucharów po ponad 20 latach Śląsk powalczy o coś więcej niż jedną rundę.

ja się spodziewałem i po trafieniu na Rapid liczę na więcej, powodzenia! :)

Odnośnik do komentarza

Dobrze, pewnie nikt nie czeka na relację kibicowską, ale ja i tak ją napiszę.

 

Do Sofii wyruszyłem najtańszym zorganizowanym autokarem. Wycieczka kosztowała mnie 280 zł. W autokarze stara gwardia kibicowska, do której powoli zaczynam się zaliczać, więc przynajmniej wiedziałem z kim jadę (w sensie, że nie są to ludzie z łapanki). Tradycyjnie na wyjazd wziąłem sobie kilka piwek (Perła Chmielowa), ale już na granicy w Boboszowie kupiliśmy sobie dodatkowo kilka butelek wody ognistej.

 

Jeszcze w Polsce w okolicach Kudowy zostaliśmy spisani przez policję i przekroczyliśmy granicę, za którą kolega K. zorientował się, że może mieć niezły przypał, bo kiedyś trochę powariował w Czechach i ma absolutny zakaz przebywania na terytorium naszych południowych sąsiadów. Z każdym kielonkiem jednak obracaliśmy wszystko w żart i dojechaliśmy do Słowacji, przez którą można już było legalnie jechać.

 

Co jakiś czas zatrzymywaliśmy się na pompkę, palący na papierosa i podróżowaliśmy dalej. W Serbii skończyła nam się wódka (tzn. załodze, która siedziała koło mnie), więc dalej piłem na sępa :D, i w końcu poszliśmy spać. Obudziliśmy się o 6-ej i okazało się, że nadal jedziemy przez Serbię, ale do celu zostały nam jakieś 3 godziny, więc wytrzymaliśmy.

 

Wjazd do Sofii i zatrzymuje nas miejscowa policja mówiąc, że będziemy czekać na pozostałe autokary (było 10 godzin do meczu), a mieliśmy info, że tamci dojadą na styk, bo jadą przez Rumunię, więc wspólnie z kierowcami zasugerowaliśmy, że lepiej, żebyśmy kręcili się po mieście za dnia, niż po nocy, bo przerwa kierowców liczy się dopiero jak nas odstawią na stadion. Stróże to przemyśleli i odeskortowali nas na stadion, ale może trochę o drodze na niego.

 

Stolica europejskiego państwa, a przejeżdżaliśmy koło slumsów, gdzie m.in. po ulicy chodził sobie koń i wpierdzielał resztki pokarmu ze śmietnika. Minęliśmy slumsy, wjechaliśmy do miasta, gdzie co drugi sklep to tłumiki do samochodów oraz sklep z felgami. W samym centrum było już trochę lepiej. Kierowcy nas wysadzili, my wzięliśmy swoje rzeczy i poszliśmy do pubów. Jeden z policjantów powiedział nawet przyjaźnie „Go drink, go eat, go na k***y” (cytuję tak jak mówił).

Szybka wizyta większą ekipą w kantorze, wymiana hajsu i poszliśmy pozwiedzać miasto, z uwzględnieniem pubów i ogródków piwnych. Ja zabunkrowałem się w jakimś grill barze, gdzie były prześliczne kelnerki. Autentycznie po prostu były jak z obrazka. Do tego bardzo sympatyczne i rozmawiały po angielsku. Pobajerzyliśmy trochę, zjedliśmy miejscowe specjały, udaliśmy się do innego pubu, po czym wróciliśmy do tego samego baru i znowu piliśmy Kamenitzę.

 

W ogóle w Bułgarii kręcą się całkiem fajne lachony. Zakochałem się jakieś 13 razy ;). Na stadion udaliśmy się 40 minut przed meczem. Bilet dla nas 35 lewa (~70 zł), bilet dla miejscowych 4 lewa (~8 zł). Ładne zdzierstwo. Sam mecz oglądaliście w TV, więc opisywać nie będę. Byłem dziwnie pewny tego awansu i stał on się faktem.

 

Po meczu zapakowaliśmy się do autokaru i udaliśmy się w powrót do domu. Serbia dłużyła się niemiłosiernie, mogło dojśc do starcia z fanami Lewskiego Sofia, którzy wracali z Trnavy (?), ale było dużo policji i widzieliśmy się tylko ze stojących autobusów. Troszkę zeszło nam czasu na granicy węgiersko-serbskiej, ale w końcu przejechaliśmy. Na Węgrzech mała promocja na jednej ze stacji, przyjechała policja, spisała nas i pojechaliśmy dalej.

 

Dochodziła 22-ga, jesteśmy w Czechach. Jedziemy sobie ze śpiewem na ustach a tu nagle „dup!” – w autokarze poszła skrzynia biegów. Na nowy, podstawiony z Wrocławia czekaliśmy zaledwie 5 h, umilając sobie i okolicznym mieszkańcom czas wodą ognistą, która lała się wiadrami (wysłaliśmy na stację 4 osoby po zaopatrzenie). Kiedy podjechał autokar grzecznie wsiedliśmy i trasę do Wrocławia już przespaliśmy.

 

Podsumowując 72 godziny w podróży, emocje – bezcenne, do grobu zabiorę świetną pamiątkę w postaci wspomnień. Teraz pora kombinować kasę na wyjazd do Rumunii. Może po awans do fazy grupowej…

Odnośnik do komentarza

Ktoś może przybliżyć akcje Zielińskiego na temat Lenczyka- ponoć kumaci juz nie skandują "Orest Lenczyk"- Zieliński wydał zakaz po tym jak Ponoć Orest nie wstawił sie za jakimś kibicem w Sofii?...

 

Diaz udzielił wywiadu PS gdzie wyraźnie powiedział swoje zdanie ( niezbyt pozytywne ) na temat współpracy z Lenczykiem....Orest sprzeciwu nie toleruje, wydaje się być, że to początek problemów Diaza...z ŁKSem już siedział na ławie...

Odnośnik do komentarza

Co do Diaza to nie byłbym pewien czy rzeczywiście tak powiedział (trochę to głupie by było skoro nie tak dawno w wywiadzie dla weszło zapowiadał, że były jakieś problemy, ale już je z Lenczykiem wyjaśnili), a składem z ŁKS bym się nie sugerował skoro grał drugi garnitur.

 

Co do Gikiewicza to zdaje się, że wegetuje, bo nie doszły mnie słuchy o jakimś wypożyczeniu, a na grę szans nie ma żadnych (zwłaszcza po transferze Żukowskiego i wcześniejszych tekstach Lenczyka "mamy pierwszego bramkarza Kelemena i trzeciego Gikieiwcza", gdy w klubie było ich dwóch).

 

Chociaż Edyta podpowiada następujące oświadczenie Diaza z oficjalnej:

 

W nawiązaniu do wywiadu, udzielonego przeze mnie Przeglądowi Sportowemu, chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że moją intencją nie było obrażenie trenera Oresta Lenczyka. Słowa, które znalazły się w wywiadzie, zostały wypowiedziane pod wpływem impulsu i w żaden sposób nie oddają mojego stosunku do Pana Oresta Lenczyka. Bardzo żałuję, że w rozmowie z dziennikarzem Przeglądu Sportowego dałem się ponieść emocjom, zamiast na spokojnie przemyśleć odpowiedzi na pytania związane z moją obecną rolą w drużynie. Żałuję również, że nie poprosiłem o autoryzację wywiadu, co z pewnością pozwoliłoby na uniknięcie tej nieprzyjemnej i sprowokowanej przeze mnie sytuacji. Pana Oresta Lenczyka za moje zachowanie bardzo przepraszam i gwarantuję, że nie miałem zamiaru go urazić. Chciałbym także przeprosić kolegów z drużyny i wszystkich kibiców Śląska Wrocław, którzy zamiast cieszyć się ostatnimi sukcesami naszego klubu, muszą zajmować się moimi niepotrzebnymi wypowiedziami. Wszystkich ich zapewniam, że swoją przydatność dla zespołu będę chciał udowodnić wyłącznie postawą na treningach i podczas meczów.

 

Cristian Omar Diaz

 

Chyba poważnie on ma coś z psychiką.

Odnośnik do komentarza

Akcja z kibicem i w dość zdecydowany sposób komentującym zajście Lenczykiem miała miejsce w nocy przed meczem w Dundee. Padły słowa o tym, że tacy kibice Śląskowi nie są potrzebni, etc. O co dokładnie poszło, wiedzą pewnie tylko bohaterowie tamtych wydarzeń. Relacje obu stron są jednakowe w zasadzie tylko w temacie miejsca i czasu - hotel w nocy przed rewanżowym meczem ze Szkotami.

O Diazie szkoda pisać - znów coś palnął, a że PS lubuje się ostatnio w takich akcjach rodem z weszło, to zrobiło się głośno wokół całego wywiadu. Argentyńczyka w klubie postawiono do pionu i stąd oświadczenie.

Co do Gikiewicza - o Rafale wspomniano (cały czas wydaje się możliwe, że jeszcze jesienią trafi na wypożyczenie), natomiast Łukasz leczy się po urazie nogi w meczu z Wisłą. Jak dojdzie do siebie i złapie formę, może zastąpić Szewczuka na ławce. Na razie raczej więcej nie zwojuje. Chyba, że Diaz dalej będzie kombinował, to Lenczyk postawi na Gikiewicza.

Odnośnik do komentarza

Obserwując ten żywot Diaza w Ślasku -można się tylko uśmiechać pod nosem - facet od początku ma pod górkę - również sobie to zawdzięcza ( wywiady itp ) - typowy latynoski charakter - jednak naprawdę w piłkę grać potrafi...któremu polskiego napastnikowi przyszło by to głowy strzeli bramkę tak jak z Ruchem...?...( zapewne bieg do końca strzał po ziemi bądz w okno...Pany Bogu w okno;) )... naprawę Diaz robi różnice, technicznie, przekrojowo jako napastnik....może Orest spróbuje pograć 2 napastnikami...:))

Odnośnik do komentarza

Kilka zdań z perspektywy stadionu:

 

Mecz wygladal tak, jakby Rumuni sie wk** po szybko straconym golu i chcieli (skutecznie) pokazac Slaskowi, jak sie gra w pilke. Zwyciestwo Rumunów w pelni zaslużone. Rapid to jednak za wyoskie progi na Slask.

 

Kilka indywidualnych ocen:

Kelemen - co mial wyjac wyjal, raczej zaden gol nie byl do obrony

 

Celeban - oj meczy sie Piotrek na tej prawej obronie.. Slabo w ataku, slabo w obronie

 

Pietrasiak - dziecko we mgle. Gubil sie co chwila

 

Wasiluk - w pierwszej polowie bardzo solidnie. W drugiej Rumuni juz nium krecili jak chcieli

 

Socha - Tadziu na lewej obronie to nieporozumienie. Przed meczem cieszylem sie, ze zagral on a nie Pawelec, po mialem zgola odmienne odczucia. Jeden z najgorszych na boisku

 

Elsner - zdecydowanie najgorszy jego mecz we wrocławkim klubie. Nie podjal walki, mnóstwo strat, zero gry w destrukcji. Az zal bylo na niego patrzec

 

Cetnarski - niewiele lepiej od Elsnera. Przeszedl koło meczu

 

Dudek - costam próbowal, ale za kazdym razem gdy byl przy pilce, doskakiwalo do niego trzech Rumunów. A ze Cetnarski i Elsner sie chowali za rywalami, to i nic dobrego z gry Dudka wyjsc nie moglo

 

Sobota - Waldek chyba wiecej daje druzynie wchodzac w drugiej polowie na podmeczonego rywala. Zupelnie niewidoczny

 

Mila - jedyny gracz, który mogl po meczu wrocic do domu z do gory podniesiona glowa. Wczoraj grał Sebek i 10 koszulek. No i ten wolny :wub:

 

Diaz - zero z niego pożytku we wczorajszym meczu. Gdyby strzelil w pierwszych minutach, zapewne ocenilbym go inaczej

 

Madej - wniosl sporo ozywienia. Ale i tak szalu nie było

 

Voskamp - niewykorzystany. Walczyl jak zwykle w destrukcji, ale w ataku mial moze pół akcji.

 

Sztylka - wszedł na boisko..

 

 

I jeszcze kilka słów o dopingu. Bylem pod wrazeniem rumunskich kibiców. Doping przez pelne 90 minut. Ciagle spiewy, tance. Fajnie zorganizowani. Na ich tle nasza publicznosc wygladala jak pikniki.

Odnośnik do komentarza

W czwartek przeciwko Rapidowi nie poszło, w niedzielę na Łazienkowskiej było tak, jak tego sobie wszyscy życzyli we Wrocławiu. W pierwszej połowie Śląsk nie dał Legii pograć, a sam potrafił kilkukrotnie zagrozić bramce Skaby - w dwóch przypadkach akcję zainicjował Sztylka świetnym podaniem do Mili, a ten najpierw wyłożył piłkę przed szesnastkę Madejowi, a potem dograł dokładnie Voskampowi. Miał też Mila swoją szansę po akcji z Ćwielongiem, ale przestrzelił. W drugiej połowie Śląsk przede wszystkim bronił wyniku, choć na dobrą sprawę Madej mógł po kilku minutach po wznowieniu gry rozstrzygnąć definitywnie losy spotkania, ale przegrał pojedynek ze Skabą. Gdyby nie jedyny tak naprawdę poważny błąd defensywy Śląska (konkretnie Wasiluka) w tym meczu, Legia mogłaby skończyć spotkanie z zerowym dorobkiem bramkowym.

 

Indywidualnie na wyróżnienia zasłużyli niemal wszyscy z pierwszego składu. Słabo nadal Ćwielong, bez błysku wciąż Elsner. Defensywa kierowana przez Pietrasiaka (kapitalny, jak się na razie okazuje, do tego "darmowy" transfer Lenczyka) niemal bez błędu, skutecznie ograniczając pole manewru Ljuboji i Radoviciowi. Powrót do składu Spahicia, który pauzował za kartki w meczu z Rapidem i pełen spokój na lewej stronie. Wasiluk grając obok Pietrasiaka, mimo błędu przy bramce dla Legii, na tyle dobrze, że załapał się do jedenastki kolejki L+Extra. W pomocy kapitalną robotę wykonywał Sztylka, rozbijając co rusz ataki Legii środkiem i inicjując kontry Śląska. Madej urasta w ostatnich 2-3 tygodniach do rangi najlepszego skrzydłowego w zespole, choć jeszcze przed sezonem zdawał się być na wylocie. Na tle Ćwielonga, Soboty i Gancarczyka wygląda jednak na profesora. Mila w polskiej lidze jest liderem z prawdziwego zdarzenia i mając nieco więcej miejsca niż np. w meczach z Dundee czy Rapidem, może spokojnie rozprowadzać piłki. Trochę kuleje w ostatnich meczach wykonywanie stałych fragmentów gry, co sprawia, że nieco niewykorzystany jest Voskamp. Inna sprawa, że Holender okazuje się kolejnym trafionym transferem letnim - wykańcza, zgrywa, wspiera. Brawo.

 

BTW - Radović mógłby swoje frustracje wyładowywać inaczej niż atakiem łokciem na bramkarza rywali, a Ljuboja z tym swoim środkowym palcem kierowanym do Pietrasiaka zachował się jak nie przymierzając gówniarz gdzieś w C-Klasie. Profesjonaliści...

Odnośnik do komentarza

BTW - Radović mógłby swoje frustracje wyładowywać inaczej niż atakiem łokciem na bramkarza rywali, a Ljuboja z tym swoim środkowym palcem kierowanym do Pietrasiaka zachował się jak nie przymierzając gówniarz gdzieś w C-Klasie. Profesjonaliści...

 

Profesjonaliści wkładają palce w oczodoły i to w profesjonalnym pucharze ;)

 

Mila ładnie dogrywał piłeczki, no i w rundzie jesiennej jesteście najlepszym piłkarskim klubem wojskowym ;) w Polsce

 

Gratki za wygraną :D

Odnośnik do komentarza

Cudu nie było, bo i być nie mogło. Rapid przewyższał w dwumeczu Śląsk niemal w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła. Wyjątkiem Kelemen w bramce, którego zasługą jest na pewno to, że skończyło się na czterech trafieniach dla rumuńskiego zespołu w dwóch meczach. Mogło być ich niestety znacznie więcej. Gol Soboty (trochę przypadku, rykoszet, sporo szczęścia) tak na otarcie łez. Przygoda z pucharami dobiegła końca, ale spokojnie można powiedzieć, że Śląsk nie zawiódł. Co mógł, to zrobił (przejście dwóch rund, o stylu i skuteczności w dwumeczu z Lokomotiwem nie będę już wspominał). Teraz czas na ligę i może wreszcie jakiś lepszy wynik w Pucharze Polski, w którym Śląsk regularnie ostatnio odpadał po 1-2 meczach.

Odnośnik do komentarza

Moja pierwsza w karierze przygoda pucharowa dobiegła końca. Szkoda, że tak szybko, zwłaszcza, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Mam jednak nadzieję, że już w przyszłym roku czekają na mnie podobne emocje. Głęboko w to wierzę.

Do Timisoary (bo tam było rozgrywane spotkanie) udałem się samochodem z trójką kolegów. Wyruszyliśmy w środę przed 7-mą rano. We Wrocławiu zaopatrzyliśmy się w 2 butelki wody ognistej, które spokojnie rozpracowaliśmy w trasie.

W okolicach godziny 15-ej dotarliśmy nad Balaton , gdzie chcieliśmy się ochłodzić. Pierwszy psikus – wszędzie wejście płatne węgierską walutą. Jako, że nie dysponowaliśmy Forintami wpadliśmy na genialny pomysł i zupełnie przypadkowo znaleźliśmy dziurę w płocie, przez którą dostaliśmy się na teren ośrodka, usadawiając się na trawie. Kilka razy wykąpaliśmy się (temperatura powietrza była przeokrutnie olbrzymia), niestety ładnych obywatelek płci pięknej nie stwierdzono. Wszystkie były jakieś smutne, poza tym w miejscu piersi miały plecy.

 

Po 3 godzinach postanowiliśmy poszukać noclegu, co w okolicach było nierealne – nawet jak coś się znalazło, to gospodarze widząc, że jesteśmy turystami postanowili z nas wydoić kasę i żądali wielkich sum za noc. Pojechaliśmy do Budapesztu, gdzie przez 2,5 godziny szukaliśmy pokoju, w końcu znaleźliśmy jakiś hostel gdzie były typowo studenckie warunki, ale temperatura, która o godzinie 23-ej wynosiła 37 stopni nie pozwoliła nam wypocząć.

Rano szybki prysznic, chwila łaziorki i pojechaliśmy do Timisoary, ale w trasie dostaliśmy info, że zbiórka większej ekipy będzie miała miejsce w węgierskim Szeged. Udaliśmy się tam na coś w rodzaju Rynku do jakiegoś parku, gdzie bezczelnie zanurzyliśmy się w fontannie . Po 3 godzinach wyruszyliśmy do celu.

 

Do granicy było spokojnie, auta się rozciągnęły. Dojechaliśmy do miejscowości Sandra, gdzie zobaczyliśmy nasze fury dozbrajające się w brechy. Poszło info, że w Timisoarze trwa wojna, nie ma policji, a gospodarze wyłapują gości, spuszczając im srogi wpier*ol. My (na szczęście, ale o tym za moment) nie dozbroiliśmy się

.

Po tym, jak samochodowi rozmontowali płot przy jakieś knajpie, gdzie się spotkaliśmy w kierunku jednego z naszych samochodów poleciał kamień. Szyba poszła w drobny mak, więc siłą rzeczy napastnik salwował się ucieczką, ale niestety nie zdążył – został lekko przekopany i fury pojechały dalej. Na kilka kilometrów przed Timisoara zatrzymała nas policja, która zabrała nam dokumenty i eskortowała do miasta na posterunek. Szybko wypuścili większość aut, ale pozostały 3 – tym właśnie moje. Odwi9eziono nas na kolejny posterunek.

Tam posadzili nas na krawężniku i próbowali się dogadać. Jeden z niebieskich łamaną angielszczyzną powiedział, że zgłoszono napad (pobicie) i ofiara zaraz przyjedzie, w międzyczasie…

 

Zgłosił się jakiś rzep twierdzący, że Polacy uszkodzili mu samochód. Chciał 150 euro za szkody, które podobno okazało się małą rysą. Dobra, na odpier*ol się uzbieraliśmy taką kwotę. Rumun ucieszony (w końcu dostał chyba półroczną wypłatę) zawinął się, po czym przyszedł poszkodowany miotacz kamieni, wskazując, że ktoś go pobił, ale nie potrafił zidentyfikować napastnika. O tym, że rzucał kamieniem nie wspomniał, a policja nie dawała nam wiary, że wybita szyba w samochodzie to jego dzieło. Gość chciał 120 euro. Również, choć już z trudem uzbieraliśmy pieniądze, bo trzymaliby nas do rana, a my chcieliśmy jechać na mecz. I teraz nadchodzi najlepsza akcja:

 

Po zapłaceniu miotaczowi, który udał się na posterunek przychodzi jeden policjant i mówi. Jest jeszcze jedna ofiara. Ciężko pobity, właśnie ma operację w szpitalu, jest nieprzytomny i żąda od was 500 euro, wtedy nie wniesie sprawy do sądu. Już samo to, że nieprzytomny żąda pieniędzy było wesołe. Ciekawe jak oni się z nim skomunikowali. Powiedzieliśmy, że nie mamy. Więc policja rzekomo wykonała telefon i stwierdziła, że 400 euro wystarczy. Powiedzieliśmy, że 450 euro to zarabia jedna osoba w Polsce zapierdalając w fabryce po 12 h na dobę. Znowu „telefon” i zeszli na 250 euro. Powiedzieliśmy „no way”, no to pies – „ile możecie dać”?. Dobty motyw, nie? Jawna korupcja.

 

Nie wspomnę, że miotający i właściciel fury zniknęli na komisariacie, gdzie pewnie oddali lwią część zarobku miejscowej władzy. Powiedzieliśmy, że nasi koledzy na stadionie uzbierają około 100 euro, ale muszą nas zawieźć. Po konsultacjach przystali na to, zawieźli nas pod eskortą, my jakiś cudem zniknęliśmy w tłumie i tyle nas widzieli. Dotarliśmy na druga połowę. Meczu sportowo nie oceniam, bo w sumie ciągle gadaliśmy o minionych wydarzeniach więc tę część opisu pominę.

Po meczu zapakowaliśmy się w samochody, niektórzy pojechali na Węgry do hoteli, inni (w tym my) do domów. Po drodze 2 postoje na godzinne spanie dla kierowcy i zameldowaliśmy się w domu w okolicach 13-tej.

 

Podsumowując: 3 wyjazdy na mecze Śląska w Europejskich Pucharach za mną. Mam nadzieję, że nie ostatnie. Najlepszy wyjazd? Dundee – dramaturgia sportowa, piłka wyspiarska, no i mój pierwszy mecz w pucharach. Mam nadzieję, że za rok kolejne wyjazdy, tym razem w ramach eliminacji do Ligi Mistrzów.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...