Skocz do zawartości

[FM2006] Guys in the red... are fighting for win...


Rekomendowane odpowiedzi

Pierwszym oficjalnym meczem nowego sezonu było spotkanie o Tarczę Wspólnoty, w którym naszym rywalem była drużyna Carlisle, a zatem spotykałem się z ekipa, w której się wypromowałem. To w jakiś sposób wskazuje i zamyka pewien krąg. Zobaczymy, jak te symbole będą się układały na koniec spotkania. W zestawieniu Scarborough zabrakło jedynie kontuzjowanych Murphy’ego i Morgana oraz będących na zgrupowaniu swoich reprezentacji Webba oraz Moreno, dlatego jedynie defensywa i atak wyglądały na nieco eksperymentalnie zestawione.

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Marshall, Howard – Brichkus, Morris, Youngjohns, Bailey – Chibueze, Rodriguez

 

Spotkanie rozpoczęło się dla nas znakomicie, bowiem już w 5 minucie Rodriguez otworzył wynik meczu, strzelając bramkę po podaniu od Youngjohnsa. Cztery minuty potem odpowiedział pilkarz drużyny rywala o podobnym nazwisku – Rodrigues, ale znakomicie strzał Portugalczyka obronił Curtis. Cztery minuty potem bramkarz gości, Van der Laan znakomicie obronił strzał z daleka Baileya. Dwie minuty później z kolei uderzenie Perreiry z rzutu wolnego świetnie obronił Curtis. W 22 minucie raz jeszcze świetnie wykazał się Curtis, tym razem broniąc strzał Perreiry po podaniu Tavaresa. Sześć minut potem naszym obrońcom znów urwał się Perreira, ale Curtis nie dał się pokonać. Wreszcie w 32 minucie udało nam się strzelić drugiego gola, a zapisał go na swoje konto Chibueze, który na raty pokonał bramkarza gości. W 42 minucie goście zdołali jednak strzelić gola kontaktowego, którego wpakował Ghezzi, co świadczyło o tym, że ten mecz jeszcze się nie skończył. W drugiej połowie gra zaczęła się od czerwonej kartki dla Watsona po faulu na Baileyu w szesnastce, a gola z jedenastu metrów strzelił niezawodny z wapna Brichkus. Dwie minuty potem po akcji Rodirugesa nasze prowadzenie zmniejszył Rodrigo, strzelając bardzo ładnego gola z ostrego kąta, a po chwli Ghezzi strzelił swojego drugiego gola, doprowadzając do remisu. Zrobiło się nagle bardzo nerwowo. Czternaście minut potem akcję przeprowadziło dwóch moich rezerwowych i zakończyła się ona golem. Celnie z rzutu rożnego dośrodkował Marshall, a akcję strzalem głową zakończył Cevallos. W 76 minucie po akcji Rodrigueza piłka trafiła do Brichkusa, ten urwał się obrońcy i oddał mocny strzał, zaskakując bramkarza Carlisle, dając nam kolejnego gola. nie był to jednak koniec emocji. W 84 minucie przed swietną szansą na zdobycie bramki stanął Pedersen, ale nieznacznie chybił celu. Poprawił się jednak w doliczonym czasie gry, strzelając gola numer cztery dla gości. Na szczęście, na więcej rywalom brakło czasu i mogliśmy się cieszyć z kolejnego trofeum.

 

Community Shield, 05.08.2040

Wembley, 30886 widzów

Scarborough – Carlisle, 5:4 (RODRIGUEZ ‘5, CHIBUEZE ’32, Ghezzi ’42, BRICHKUS (k) ’48, Rodrigo ’50, Ghezzi ’52, CEVALLOS ’66, BRICHKUS ’76, Pedersen ‘90+1)

MoM: Egidijus Brichkus (Scarborough)

 

 

Podbudowani zwycięstwem i zdobyciem kolejnego trofeum, w dobrych nastrojach przystępowaliśmy do pierwszego meczu ligowego, w którym naszym rywalem była drużyna Blackburn. Mecz miał się odbyć na stadionie rywala, co na pewno będzie dla gospodarzy sporym atutem. U siebie grają oni bowiem znacznie lepiej niż na wyjazdach.

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Marshall, Howard – Brichkus, Morris, Youngjohns, Bailey – Chibueze, Rodriguez

 

Od samego początku narzuciliśmy swój styl gry. Pierwsza akcja jednak nie skończyła się golem mimo znakomitej szansy Chibueze. Cztery minuty potem gospodarze odpowiedzieli strzałem niecelnym Adamsa, a w 11 minucie padł gol dla gości, a strzelił go Rodriguez po świetnym podaniu od Chibueze. Sześć minut potem Peruwiańczyk strzelił swojego drugiego gola, tym razem po znakomitym podaniu Morrisa z lewego skrzydła. W 22 minucie Rodriguez mógł rozstrzygnąć losy meczu, ale nie wykorzystał dośrodkowania Brichkusa z prawego skrzydła. Dwie minuty potem znów peruwiański napastnik marnował okazję strzelecką. W 27 minucie dość niespodziewanie gospodarze zdobyli gola, a konkretnie uczynił to Harvey, który strzelił gola kontaktowego. W 30 minucie znów uderzał Rodriguez, ale jego strzał obronił na rzut rożny Murray. Sześć minut potem niecelnie uderzał Bailey po dośrodkowaniu Brichkusa, a w 41 minucie Bailey miał kolejną szansę po akcji Rodrigueza, ale tej nie wykorzystał. Po dobrej pierwszej połowie prowadziliśmy, ale tylko jednym golem, choć powinno być wyżej. W drugiej odsłonie należało udowodnić nasza przewagę i strzelić kolejne bramki. W 46 minucie jednak to Adams miał okazję, by doprowadzić do wyrównania. W 57 minucie po akcji Hammaniego piłka dotarła do Chibueze lecz nigeryjski napastnik uderzył bardzo niecelnie. Trzy minuty potem z kolei z dystansu uderzał Youngjohns, ale bardzo niecelnie. W 69 minucie padł wreszcie gol dla gości, a strzelił go Youngjohns, wykorzystując dobre podanie od Baileya. W 83 minucie szansę na ostateczne rozstrzygnięcie zmarnował wprowadzony chwilę wcześniej na boisko Meijer po dośrodkowaniu Hammaniego. Cztery minuty potem Holender się poprawił i zdobył gola, który ostatecznie rozwiał nadzieje gospodarzy na próbę wywalczenia remisu.

 

Premiership, 1/38, 11.08.2040

Ewood Park, 26874 widzów

Blackburn – Scarborough, 1:4 (RODRIGUEZ ’11, RODRIGUEZ ’17, Harvey ’27, YOUNGJOHNS ’69, MEIJER ‘87)

MoM: Justin Bailey (Scarborough)

Odnośnik do komentarza

Dobra inauguracja sezonu sprawiła, że po pierwszej kolejce zajmujemy fotel lidera. Bardzo fajnie by było utrzymać go przez cały sezon, ale wszyscy mamy świadomość, jak trudne będzie to zadanie. Będziemy jednak walczyć, aby ten cel osiągnąć. Na razie mamy dość dobry kalendarz. Naszym następnym rywalem jest bowiem drużyna Middlesbrough.

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Marshall, Howard – Brichkus, Morris, Youngjohns, Bailey – Chibueze, Rodriguez

 

Początek tego spotkania zdecydowanie należał do gości, którzy mieli znakomitą szansę na początku, kiedy uderzał minimalnie niecelnie Simpson. Następną okazję stworzyli już sobie moi podopieczni w 12 minucie i od razu zakończyła się ona golem Rodrigueza. Minute potem po akcji Youngjohnsa piłka trafiła do Morrisa, a ten oddał strzał, po którym piłka nieznacznie przeleciała ponad poprzeczką. W 18 minucie gola dla gości strzelił Tiago, ale sędzia bramki nie uznał, dopatrując się spalonej pozycji Portugalczyka. W 28 minucie udało się strzelić drugiego gola, kiedy Chibueze dobił strzał Baileya z dystansu. Tym samym Anglik zanotował kolejną asystę. W drugiej połowie tempo meczu znacząco spadło. Pierwsze dwadzieścia minut było bardzo nudne, ale potem wreszcie udało się przeprowadzić skuteczną akcję, którą bramką zakończył Chibueze. Minutę potem nigeryjski napastnik był o włos od zdobycia trzeciego gola, ale tym razem zabrakło mu centymetrów. Po chwili zaś uderzenie rezerwowego Meijera ostało sparowane przez Fontaine’a. W 77 minucie kontuzji doznał Brichkus, a ponieważ wcześniej dokonałem trzech zmian, mecz kończyliśmy w osłabieniu. Nie przeszkodziło nam to jednak strzelić kolejnego gola. w 83 minucie wynik meczu ustalił rezerwowy Meijer, potwierdzając naszą dominację w tym spotkaniu.

 

Premiership, 2/38, 15.08.2040

McCain Stadium, 19757 widzów

[1] Scarborough – [3] Middlesbrough, 4:0 (RODRIGUEZ ’12, CHIBUEZE ’28, CHIBUEZE ’66, MEIJER ‘83)

MoM: Ikechukwu Chibueze (Scarborough)

 

 

W kolejnym meczu ligowym naszym rywalem miała być drużyna Derby, która zdaniem bukmacherów miała walczyć o mistrzostwo, a tymczasem po dwóch pierwszych meczach tego sezonu, Derby ma zero punktów na swoim koncie i zajmuje miejsce w okolicach strefy spadkowej. W składzie jedna zmiana: w miejsce kontuzjowanego Brichkusa wskoczył Tounkara.

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Marshall, Howard – Tounkara, Morris, Youngjohns, Bailey – Chibueze, Rodriguez

 

Ten mecz zaczął się nie po naszej myśli. Brak koncentracji w początkowych fragmentach przypłaciliśmy utratą gola, gdy na listę strzelców wpisał się Chavez. Niespełna kwadrans po tej akcji mogliśmy wyrównać, ale doskonałej szansy nie wykorzystał Chibueze, który zmarnował akcję i dośrodkowanie Tounkary. W 28 minucie Chibueze zabrał piłkę Chavezowi i sam popędził na bramkę rywala, oddając strzał, ale bardzo niecelny. Dwie minuty później doskonałej okazji z kolei nie wykorzystał Rodriguez, marnując podanie Chibueze. Jeszcze przed przerwą okazję miał Chibueze lecz jego strzał obronił Andrews. W drugiej połowie musieliśmy mocniej zaatakować, żeby uratować tutaj punkty. W 48 minucie niecelnie uderzał Chibueze, ale pięc minut potem to Curtis musiał interweniować, broniąc strzał Mariniego z rzutu wolnego. Po chwili nasz bramkarz obronił też strzał Ramosa. W 61 minucie okazję do zdobycia bramki dla gospodarzy miał Smith. Jak na razie, druga połowa należała do gospodarzy. Dopiero w 75 minucie stworzyliśmy sobie szansę na gola wyrównującego, ale nieznacznie pomylił się Meijer. Cztery minuty potem uderzenie Chibueze zostało wybronione przez Andrewsa, a trzy minuty potem gola pieczętującego zwycięstwo rywala mógł i powinien był strzelić Walker. Ostatecznie ten mecz przegraliśmy i chyba słusznie, bo zaprezentowaliśmy się słabo.

 

Premiership, 3/38, 18.08.2040

Pride Park, 32945 widzów

[17] Derby – [1] Scarborough, 1:0 (Chavez ‘3)

MoM: Andy Howard (Scarborough)

Odnośnik do komentarza

No chyba coś w tym jest :-k Zawsze ciężko mi się gra z Baranami :/

 

Profile na życzenie: Kevin Marshall, Ian Payne, David Donnelly

I obiecana retrospekcja - sorry za chronologiczny bałagan, ale tak to jest jak się przenosi tekst opka z jednego kompa na drugiego :roll:

 

 

Na najbliższe tygodnie zamierał cały futbol klubowy w Europie, bowiem w Holandii miały odbywać się Mistrzostwa Europy. Tytułu wywalczonego przed czterema laty broniła Belgia.

Grupa A: Dania, Niemcy, Hiszpania, Szwajcaria

Grupa B: Francja, Holandia, Irlandia, Serbia

Grupa C: Anglia, Czechy, Portugalia, Włochy

Grupa D: Belgia, Polska, Walia, Węgry

 

Piłkarze Scarborough powołani na Mistrzostwa Europy przez selekcjonerów reprezentacji narodowych:

Czechy: Petr Hruby

Dania: Henrik Lauridsen

Holandia: Rob Meijer

Polska: Patryk Wachowiec

Serbia: Djordje Bosković

 

 

W meczu inauguracyjnym turniej Francja pewnie pokonała Irlandię 2:0 po bramkach Simona i Lopeza. Dzień później Holandia za sprawą gola Smita rozprawiła się z Serbią, która stawiała Pomarańczowym zacięty opór. Tego samego dnia aktualni wciąż Mistrzowie Europy zremisowali bezbramkowo z Polską, a Węgry po golu Szalaiego pokonały Walię. Następnego dnia Hiszpania męczyła się z Danią i w sumie nic nie wymęczyła, mecz zakończył się bezbramkowym remisem. Podobnie było w drugim meczu tej grupy, gdzie kibice nie zobaczyli bramek w pojedynku Niemców ze Szwajcarami. W Grupie C zaczęło się od zwycięstwa Włochów nad Czechami 1:0 po golu Bianco, a gole Batesa i Howarda dały Anglikom zwycięstwo nad Portugalią 2:0.

 

Na początku drugiej serii spotkań Holandia w bardzo ciekawie zapowiadającym się meczu, pokonała Francję 1:0, a decydującego gola strzelił mój podopieczny, Meijer. Następnego dnia Irlandia w takim samym stosunku pokonała Serbię. Zwycięskiego gola strzelił O’Sullivan. Następnie Walijczycy pokonali po bramce Cooka Polskę, a w drugim meczu tej grupy Węgrzy dość niespodziewanie pokonali Belgów 2:1 (Vass, Szabo Jacobs). Nazajutrz Niemcy pokonali wysoko, bo aż 3:0 Danię dzięki dwóm bramkom Maula i jednej Schlossera, a gol Sanza dał Hiszpanii zwycięstwo nad Szwajcarią. Dzień później Anglicy pokonali bez problemów Czechów 3:1 (Howard, Bates x2 - Mach), natomiast bramki Bianco i Goncalo dały remis w meczu pomiędzy Włochami, a Portugalią.

 

Ostatnia seria grupowa rozpoczęła się od dwóch zwycięstw po 2:0. Najpierw bramki Meijera i Smita dały zwycięstwo Holandii nad Irlandią, a potem w takim samym stosunku Serbia pokonała Francję, co było sporą niespodzianką. Bramki strzelali Djordjević i Stefanović. Następnego dnia Szwajcaria zremisowała z Danią 1:1 po golach Studera i Budtza. Takim samym wynikiem zakończył się pojedynek Hiszpanii z Niemcami. Bramki w tym spotkaniu strzelali Maul oraz Miranda. Następnie Portugalia ograła Czechów 2:0 (Ferreira, Carlos), Anglia pokonała 2:1 Włochów (Alexander, Owen - Bianco), Węgry zremisowały 2:2 z Polską po golach Szalaiego, Vargi oraz dwóm trafieniom Książka, a w ostatnim meczu tej grupy Walia po zaciętym spotkaniu ostatecznie pokonała Belgię 3:2 (Smith Jacobs, Van den Broeck), uniemożliwiając Mistrzom Europy choćby wyjście z grupy.

Odnośnik do komentarza

W pierwszym ćwierćfinale od razu mieliśmy nie lada sensację, bo tak trzeba nazwać nieoczekiwane zwycięstwo Serbii nad Niemcami. Zwycięskiego gola dla Serbów strzelił Marković. Dzień później w meczu, który elektryzował kibiców na całym świecie Hiszpania po golu Mirandy wyeliminowała Holandię. W następnym, brytyjskim ćwierćfinale, Anglia po bramce Owena pokonała Walię, a w ostatnim meczu tej rundy Włosi pokonali rewelację turnieju – Węgrów, ale dopiero po dogrywce, bowiem w regulaminowym czasie utrzymywał się wynik 1:1. Bramki strzelali Szalai dla Węgrów oraz Matera, Mattioli i Mantovani dla Squaddra Azurra.

 

W pierwszym półfinale Serbowie pokazali, że nadal są w fantastycznej dyspozycji i ograli Włochów. Znów 1:0, a tym razem zwycięskiego gola strzelił Kneżević. W drugim zaś meczu faworyzowani Anglicy ulegli Hiszpanom również 1:0. Tutaj jedynego gola strzelił Miranda.

 

W Wielkim Finale rozpędzonych Serbów nie zdołała powstrzymać Hiszpania i to właśnie kraj z Europy Środkowo-Wschodniej zwyciężył w całym turnieju. W regulaminowym czasie finału utrzymywał się remis 1:1 po golach Kneżevicia i Ortegi, dogrywka nie przyniosła zmiany rezultatu, a jedenastki lepiej wykonywali gracze serbscy. Cieszy udział w tym wielkim sukcesie serbskiej piłki gracza Scarborough, Boskovicia, który grał we wszystkich meczach na mistrzostwach.

 

Najlepszym piłkarzem Mistrzostw wybrano Luciano Perreirę (Portugalia). Za nim uplasowali się Rafael Ferreira (Portugalia) oraz Hugo Goncalves (Portugalia). Dawno już nie było tak, żeby ten plebiscyt zdominowali gracze jednej reprezentacji, która na dodatek wraca do domu z pustymi rękami.

 

Złotego Buta za cztery gole w turnieju otrzymał Laszlo Szalai (Węgry), po jednym golu mniej mieli na swoim koncie Mike Bates (Anglia) oraz Rafael Miranda (Hiszpania)

 

 

Odnośnik do komentarza

Porażka z Derby sprawiła, że utraciliśmy pozycje lidera, spadając na miejsce szóste. Okazja do poprawy pozycji ligowej natrafiła się jednak bardzo szybko, bowiem już kilka dni później podejmowaliśmy w kolejnym ligowym pojedynku drużynę Nottingham Forrest. W składzie nie zaszła żadna zmiana. Zaufałem tym samym piłkarzom, aby mogli zmazać plamę na honorze za tamten nieudany mecz.

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Marshall, Howard – Tounkara, Morris, Youngjohns, Bailey – Chibueze, Rodriguez

 

Już pierwsze sekundy tego meczu pokazały, że będzie on obfitował w wiele sytuacji podbramkowych, kiedy na początku doskonałej szansy na strzelenie gola nie wykorzystał Fusi. W 8 minucie jednak już udało nam się objąć prowadzenie, kiedy bramkę strzelił Rodriguez, pokonując na raty bramkarza gości. Dobrym dośrodkowaniem w tej akcji popisał się Tounkara. Cztery minuty potem kolejną szansę miał Fusi, tym razem doskonale dośrodkował Iglesias, ale włoski napastnik gości szansy nie wykorzystał. W 16 minucie raz jeszcze uderzał Fusi, ale i ta próba nie zakończyła się dla niego powodzeniem. Osiem minut potem po akcji Palmera i Fusiego znów Włoch miał okazję, ale w ostatniej chwili z dobrą interwencją zdążył Howard. Po chwili przed szansą zdobycia gola stanął Iglesias, ale jemu na drodze do szczęścia stanął Wachowiec, który w ostatniej chwili wybił mu piłkę. W 43 minucie raz jeszcze zaatakowali goście. Uderzał Hughes, ale bardzo niecelnie. Druga połowa również rozpoczęła się od szarży Fusiego, który był bardzo aktywny lecz nieskuteczny. Tak samo było w tej akcji. Po chwili zaś nasza druga groźna akcja w tym meczu zakończyła się drugim golem, którego strzelił Youngjohns. Udział w tej akcji miał Marshall, który w przerwie zastąpił kontuzjowanego Tounkarę. W 61 minucie z kolei kontuzji doznał Iglesias i jego miejsce na boisku zajął Batista. W 68 minucie mogliśmy ostatecznie rozstrzygnąć losy meczu, ale strzał Rodrigueza świetnie obronił Brinkmann. Po chwili jednak Chibueze zdobył trzeciego gola, który ostatecznie odebrał rywalom chęci do gry. Była to jednocześnie ostatnia ciekawa akcja tego spotkania.

 

Premiership, 4/38, 22.08.2040

McCain Stadium, 19625 widzów

[6] Scarborough – [16] Notingham Forrest, 3:0 (RODRIGUEZ ‘8, YOUNGJOHNS ’53, CHIBUEZE ’71)

MoM: Ikechukwu Chibueze (Scarborough)

 

 

W bardzo dobrym stylu podnieśliśmy się po porażce z poprzedniej kolejki. Kilka dni potem poznaliśmy zaś naszych rywali w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Zmierzymy się z Realem Madryt, PSV Eindhoven oraz Spartą Praga. Będzie zatem okazję miał Lauridsen, aby wyrównać pewne rachunki. Tymczasem w kolejnym meczu ligowym naszym rywalem jest londyńska Chelsea, która na początku sezonu prezentuje bardzo nierówną formę.

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Marshall, Howard – Tounkara, Morris, Youngjohns, Bailey – Chibueze, Rodriguez

 

Początek spotkania to jedna szansa moich podopiecznych, gdy w 7 minucie uderzał Youngjohns, ale jego strzał był niecelny. Dwie minuty potem znakomitą interwencją po strzale Capa popisał się Curtis, a czternaście minut potem doskonała interwencja Tavaresa uniemożliwiła Baileyowi oddanie celnego strzału. W 31n minucie po dośrodkowaniu Hammaniego akcję strzałem głową kończył Chibueze, ale jego uderzenie było niecelne. Cztery minuty potem szansy nie wykorzystał Rodriguez, który zmarnował sytuacje sam na sam z Lopezem. W 39 minucie po akcji Morrisa na skrzydle, piłka trafiła do Baileya, ale ten uderzył niecelnie. Na początku drugiej połowy swoją szanse na zdobycie gola mieli gospodarze lecz niecelnie uderzał Hunt. Cztery minuty potem odpowiedzieliśmy kolejnym nieudanym strzałem Youngjohnsa, a w 59 minucie ostre dośrodkowanie Marshalla musiał przenieść nad poprzeczką bramkarz gospodarzy, Lopez. W 61 minucie świetną szansę po akcji Briggsa miał Cap, ale jego strzał głową minimalnie minął naszą bramkę. Trzy minuty potem mocno z daleka uderzał Orsini lecz bardzo niecelnie. W 68 minucie znów przed szansą na zdobycie gola stanął Youngjohns, który znalazł się z piłką w polu karnym, ale zabrakło mu zimnej krwi i fatalnie przestrzeił. W 78 minucie znakomita interwencja Curtisa uratowała nas przed utratą gola po strzale Robertsa i dzięki temu przywieźliśmy z Londynu jeden punkt.

 

Premiership, 5/38, 25.08.2040

Stamford Bridge, 40947 widzów

[16] Chelsea – [5] Scarborough, 0:0

MoM: Carl Curtis (Scarborough)

Odnośnik do komentarza

W ostatnich godzinach okienka transferowego dograłem jeszcze jeden transfer wychodzący. Na najbliższy sezon Portsmouth zostanie wzmocnione Craigiem Martinem, który musi nabierać więcej doświadczenia, jeśli chce niedługo stać się graczem światowej klasy. Wiele wskazuje na to, że w Pompeys będzie miał więcej szans na grę, a fakt, że drużyna ta awansowała w tym sezonie do Premiership na pewno mu pomoże stawać się coraz lepszym graczem. Tymczasem w pierwszym meczu fazy grupowej Ligi Mistrzów od razu czekało nas potencjalnie najtrudniejsze zadanie. Jechaliśmy bowiem na Santiago Bernabeu…

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Marshall, Howard – Tounkara, Morris, Youngjohns, Bailey – Chibueze, Rodriguez

 

Spotkanie rozpoczęło się od szansy, jaką w 3 minucie miał Chibueze, kiedy znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem gospodarzy, ale nie wytrzymał ciśnienia i spudłował. Trzy minuty potem akcją ofensywną odpowiedzieli gospodarze, ale Nunez fatalnie spudłował. Po chwili zaś uderzenie Rodrigueza świetnie obronił Thomas. W 13 minucie niecelnie z rzutu wolnego uderzał Lauridsen, a w 22 minucie uderzenie Casadeiego świetnie obronił Curtis. Dwie minuty potem znów górą był nasz bramkarz, tym razem broniąc strzał Nuneza. Trzy minuty potem po akcji Nuneza i Lauridsena, Duńczyk stanął przed szansą zdobycia gola, ale uderzył niecelnie. W 39 minucie raz jeszcze uratował nas Curtis, gdy obronił mocny strzał Krala z dystansu. W drugiej połowie na boisku w miejsce Chibueze pojawił się Meijer, który wyraźnie rozruszał to towarzystwo. W 51 minucie miał świetną okazje do zdobycia gola, ale jego uderzenie obronił Thomas. W 64 minucie niecelnie z rzutu wolnego uderzał Kuznetsov, na co odpowiedzieliśmy kolejną akcją i strzałem Meijera, który miał wyraźną ochotę na gola. Gdy już wydawało się, że mecz zakończy się bezbramkowym remisem, w doliczonym czasie gry sfaulowany przed polem karnym został Meijer. Z rzutu wolnego grę wznowił Youngjohns, wprost na głowę Rodrigueza, który z zimną krwią wykorzystał to doskonałe dogranie i zapewnił nam zwycięstwo!

 

Liga Mistrzów, Grupa D, 1/6, 11.09.2040

Santiago Bernabeu, 62221 widzów

Real Madryt – Scarborough, 0:1 (RODRIGUEZ ‘90+2)

MoM: Juan Carlos Rodriguez (Scarborough)

 

 

Przed kolejnym meczem ligowym do składu powrócił już Webb, który wiele tygodni spędził na wojażach z reprezentacją Australii, najpierw grając na Igrzyskach Olimpijskich, a potem rozgrywając kilka spotkań eliminacyjnych do Mistrzostw Świata. W meczu z Evertonem jednak Australijczyk jeszcze nie zagra. W ogóle żadnych zmian w składzie na to spotkanie nie ma.

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Marshall, Howard – Tounkara, Morris, Youngjohns, Bailey – Chibueze, Rodriguez

 

Bardzo szybko mogliśmy objąć prowadzenie, ale w swojej pierwszej szansy tego wieczora Lee zdołał w ostatniej chwili zabrać piłkę Chibueze. Pewnie gdyby nie ta interwencja, już byśmy prowadzili. W 5 minucie niecelnie z kolei uderzał Giovannini, który tym samym dał sygnał do ataków dla gospodarzy. Cztery minuty potem Curtis znakomicie obronił strzał Agudeto, a w 11 minucie fenomenalna jego interwencja uratowała nas przed utratą gola po strzale Vaccaro. W 36 minucie dwójkową akcję rozegrali Bailey z Rodriguezem, zakończył ją ten pierwszy, ale dobrze interweniował Burns. Po chwili obronił on również doskonały strzał Chibueze i stał się bohaterem tej części Liverpoolu. W drugiej połowie gospodarze próbowali jako pierwsi zdobyć bramkę. W 53 minucie niecelnie jednak uderzał Gartner. Sześć minut potem po akcji i dośrodkowaniu Hammaniego uderzał niecelnie głową Rodriguez. Wreszcie w 63 minucie Peruwiańczyk dograł idealną piłkę do Chibueze, a ten zakończył akcję precyzyjnym stzałem i dał nam prowadzenie. W 74 minucie Burns obronił też strzał Tounkary z rzutu wolnego. W 83 minucie gospodarze mogli wyrównać, ale znów świetnie strzał Morrisa obronił Curtis. W samej końcówce zaś zdobyliśmy drugiego gola, gdy znakomitym podaniem do Chibueze popisał się rezerwowy Meijer. Nigeryjczykowi pozostało sfinalizowanie akcji i potwierdzenie naszej lepszej dyspozycji tego dnia.

 

Premiership, 6/38, 15.09.2040

Goodison Park, 39234 widzów

[13] Everton – [7] Scarborough, 0:2 (CHIBUEZE ’63, CHIBUEZE ‘90+1)

MoM: Ikechukwu Chibueze (Scarborough)

Odnośnik do komentarza

Trudnych meczów nie było końca. W następnej ligowej kolejce podejmowaliśmy na własnym obiekcie Manchester United, ale ponieważ w ostatnich tygodniach gramy zupełnie nieźle, stwierdziłem, że nie warto zmieniać tego zwycięskiego, dobrze funkcjonującego zestawienia, które zapewnia nam na początku sezonu sporo punktów. Mimo, że gotowi do gry są już tacy piłkarze jak Murphy, Brichkus, czy Webb.

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Marshall, Howard – Tounkara, Morris, Youngjohns, Bailey – Chibueze, Rodriguez

 

Mecz rozpoczął się od naszej szansy bramkowej, kiedy w 11 minucie akcji indywidualnej próbował Chibueze, ale jego uderzenie było niecelne. Dwanaście minut potem Tounkara przeprowadził efektowną akcję na skrzydle, ale jego uderzenie było niecelne, a przede wszystkim niepotrzebne, bo można było podawać do wybiegających na pozycje napastników. W 25 minucie po dośrodkowaniu Sterjovskiego strzelał Lopez, ale znów dobrze interweniował Curtis. Trzy minuty potem znów doskonała interwencja Curtisa uratowała nam skóry, kiedy uderzał Owen. W 40 minucie z kolei mieliśmy swoją okazję do zdobycia gola, kiedy po akcji Hammaniego na skrzydle piłka trafiła do Youngjohnsa, ale ten uderzył mocno i niecelnie.W drugiej połowie rozpoczęliśmy od dobrej szansy Chibueze w 51 minucie, ale jego uderzenie świetnie obronił Townsend. Sześć minut potem bliski pokonania Townsenda był Wachowiec, który głęboko dośrodkował tak, że piłka leciała w światło bramki, ale ostatecznie bramkarz gości ten strzał-dośrodkowanie obronił. Po chwili dość niespodziewanie straciliśmy gola, kiedy Owen pokonał naszego bramkarza. Na szczęście jednak błyskawicznie udało się wyrównać, kiedy strzał Chibueze dobił rezerwowy Meijer. Mimo, że była to dopiero sześćdziesiąta minuta, kolejne nie przyniosły zmiany rezultatu. Ba, nie przyniosły nawet żadnej ku temu okazji i przez to mecz zakończył się remisem.

 

Premiership, 7/38, 19.09.2040

McCain Stadium, 19688 widzów

[5] Scarborough – [9] Manchester United, 1:1 (Owen ’59, MEIJER ‘63)

MoM: Joe Morris (Scarborough)

 

 

Mecz w następnej kolejce ligowej miał być chyba apogeum serii trudnych spotkań. Na nasz obiekt przyjeżdżał bowiem sam Arsenal, nasz najpoważniejszy rywal w walce o Mistrzostwo Anglii, przynajmniej zdaniem bukmacherów. Chciałem, żeby w tym meczu zagrał już Webb, ale doznał on kontuzji i będzie niedostępny do gry w kilku najbliższych tygodniach.

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Marshall, Howard – Tounkara, Morris, Youngjohns, Bailey – Chibueze, Rodriguez

 

Podobnie jak poprzednie mecze, tak i ten zaczął się od szansy, jaką miał w pierwszych minutach Chibueze. I podobnie jak to miało wówczas miejsce, nie udało się zdobyć gola. W 8 minucie Babayaro uderzał na naszą bramkę, ale znakomicie interweniował Curtis. W 21 minucie głębokie dośrodkowanie Ceccheriniego zamieniło się w strzał na bramkę, ale Curtis świetnie zachował czujność. W 25 minucie straciliśmy gola, na co zanosiło się od kilku minut. Tym, który nas unieszczęśliwił został Babayaro, dobijając strzał Ceccheriniego. W 31 minucie zrobił się problem, bowiem Rocca strzelił drugiego gola dla Kanonierów. Na szczęście szybko udało się strzelić gola kontaktowego, którego strzelił Tounkara z rzutu karnego. Był to dla niego pierwszy gol w barwach Scarborough. Jeszcze przed przerwą goście znów mogli prowadzić dwoma golami, ale kolejny strzał Babayaro świetnie tym razem obronił Curtis. W drugiej połowie koniecznie musieliśmy zagrać lepiej, przede wszystkim odważniej. W 56 minucie po dośrodkowaniu Tounkary strzelał głową Rodriguez, ale minimalnie ponad bramką. W 75 minucie jednak padł gol wyrównujący! Strzelił go nie kto inny, jak właśnie Peruwiańczyk, który wykorzystał precyzyjne dośrodkowanie Hammaniego. Ten gol uratował nam jeden punkt.

 

Premiership, 8/38, 22.09.2040

McCain Stadium, 19609 widzów

[5] Scarborough – [3] Arsenal, 2:2 (Babayaro ’25, Rocca ’31, TOUNKARA (k) ’38, RODRIGUEZ ‘75)

MoM: Juan Carlos Rodriguez (Scarborough)

Odnośnik do komentarza

W drugim meczu fazy grupowej Ligi Mistrzów podejmowaliśmy Spartę Praga, która dość niespodziewanie, ale jednak zasłużenie pokonała w pierwszej serii PSV Eindhoven. Dlastego nie możemy lekceważyć Prażan, którzy pokazali, że potrafią grać dobry futbol. Mam nadzieję, że uda nam się odbudować po ostatnich dwóch meczach bez wygranej.

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Marshall, Howard – Tounkara, Morris, Youngjohns, Bailey – Chibueze, Rodriguez

 

Pierwszą okazję do zdobycia bramki stworzyliśmy sobie w 12 minucie, a mógł to uczynić… nie, nie Chibueze, a Rodriguez. Strzał Peruwiańczyka obronił jednak Zelenka. Trzy minuty potem przed znakomitą szansą na strzelenie gola stanął Machacek, ale znakomitą interwencją popisał się Marshall, który zabrał piłkę Czechowi. W 35 minucie mocno z dystansu uderzał Morris, ale próba ta była przestrzelona. W doliczonym czasie pierwszej połowy okazje miał jeszcze Youngjohns, ale gola nie potrafił strzelić. W drugiej połowie wreszcie udało się sforsować obronę gości, gdy w 54 minucie bramkę strzelił rezerwowy Meijer. W 65 minucie znakomicie strzał Chibueze obronił Zelenka, co uniemożliwiło nam zdobycie drugiego gola. W 72 minucie Wachowiec dośrodkował w pole karne, gdzie akcję kończył Meijer, ale jego uderzenie było niecelne. W 79 minucie padł drugi gol, strzelił go Tounkara z podania Meijera. To trafienie ostatecznie przypieczętowało nasze zwycięstwo, które nas przybliża do awansu z fazy grupowej.

 

Liga Mistrzów, Grupa D, 2/6, 26.09.2040

McCain Stadium, 9817 widzów

[2] Scarborough – [1] Sparta Praga, 2:0 (MEIJER ’54, TOUNKARA ‘79)

MoM: Patryk Wachowiec (Scarborough)

 

 

Zwycięstwo poprawiło morale w zespole przed kolejnymi spotkaniami ligowymi. Jak się okazuje, wcale teraz nie będziemy mieć łatwiej. W zbliżającym się meczu naszym rywalem będzie bowiem Carlisle, z którym już w tym sezonie raz się zmierzyliśmy, pokonując mojego pierwszego pracodawcę w karierze w meczu o Tarczę Wspólnoty.

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Marshall, Murphy – Tounkara, Morris, Youngjohns, Bailey – Chibueze, Rodriguez

 

Ten mecz zaczął się bardzo dobrze dla nas, bowiem już w 3 minucie Chibueze wyprowadził nas na prowadzenie, wykorzystując znakomite podanie od Rodrigueza. W 9 minucie kontuzji doznał pomocnik gospodarzy, Rodrigues, którego zastąpił Thomas. W 12 minucie gospodarze mogli wyrównać, ale Ghezzi uderzył wysoko ponad bramką i zmarnował wysiłek całego zespołu. Pięć minut potem van der Laan znakomicie obronił uderzenie Chibueze, a trzy minuty później Goncalo sprawdził czujność Curtisa w bramce, uderzając chytrze z rzutu wolnego. W 29 minucie Curtis świetnie obronił strzał Kuznetsova, a w ostatniej ciekawej akcji pierwszej połowy Grilli znakomicie zabrał piłkę Rodriguezowi, który już wychodził na pozycję. Druga połowa oznaczała dla nas pewne kłopoty, bo zaraz na jej początku nerwy puściły Baileyowi i otrzymał on czerwoną kartkę za uderzenie w twarz Thomasa. Na szczęście nie zmieniło to bardzo naszego stylu gry. Natychmiast bowiem wprowadziłem na boisko Meijera za Chibueze, który zajął miejsce Baileya na skrzydle (gdzie ten był przesunięty po przerwie, kiedy z boiska zszedł Tounkara, a zastąpił go Anderson). Nadal kontrolowaliśmy przebieg meczu, grając w osłabieniu. W 55 minucie groźnie, acz niecelnie uderzał Rodriguez, ale pięć minut potem gospodarze zdołali jednak wyrównać za sprawą gola Goncalo, który wykorzystał rzut karny podyktowany za faul Wachowca na Perreirze. W 70 minucie pomocnik gospodarzy, Kuznetsov, otrzymał czerwoną kartkę za faul taktyczny na Rodriguezie, a dodatkową korzyścią dla nas był podyktowany rzut karny, który na gola zamienił Anderson, dla którego było to pierwsze trafienie dla Scarborough. Ten gol chyba rozwiał szanse gospodarzy na pokonanie nas na Brunton Park. Chociaż w 77 minucie Bicciarrelli miał swoją okazję do zdobycia bramki, ale na nasze szczęście fatalnie spudłował. W końcówce gospodarze zupełnie zdominowali wydarzenia boiskowe, ale nie potrafili tego przełożyć choćby na groźniejsze akcje ofensywne, nie mówiąc już o golach. Dlatego też mimo nerwówki w ostatnich minutach, udało nam się ten mecz wygrać.

 

Premiership, 9/38, 30.09.2040

Brunton Park, 33090 widzów

[5] Carlisle – [6] Scarborough, 1:2 (CHIBUEZE ‘3, Goncalo (k) ’60, ANDERSON (k) ‘70)

MoM: Patryk Wachowiec (Scarborough)

Odnośnik do komentarza

W przerwie na mecze eliminacji do Mistrzostw Świata to, co najbardziej zwróciło moja uwagę to powołanie dla Curtisa do Reprezentacji Anglii. Co prawda Carl nie zagrał w dwóch meczach Anglików ani minuty, ale pierwszy krok ku temu został już uczyniony. Niestety po tych meczach dwóch graczy wypadło mi ze składu. Są to Anderson i Howard. O ile absencja tego pierwszego specjalnie nie boli, o tyle w miejsce Howarda musiałem wstawić Murphy’ego na mecz Ligi Mistrzów z PSV Eindhoven. Poza tym do składu wskoczył Meijer, zastępując powołanego na mecze reprezentacji Peru Rodrigueza oraz Brichkus zastępujący Tounkarę.

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Marshall, Murphy – Brichkus, Morris, Youngjohns, Bailey – Chibueze, Meijer

 

Pierwsi w tym meczu za konstruowanie ciekawszych akcji ofensywnych wzięli się goście, gdy w 9 minucie groźnie uderzał Mulder, ale Curtis stanął na wysokości zadania i obronił jego próbę. Na następną ciekawszą akcje kibice musieli czekać do 31 minuty. Wtedy to na prawym skrzydle pokazał się Brichkus, który dośrodkował w pole karne. Akcję zamykał Morris, ale uderzył niecelnie. W doliczonym czasie pierwszej połowy udało nam się strzelić gola, kiedy prostopadłe podanie Baileya znalazło adresata w osobie Chibueze, który z zimną krwią wykorzystał szansę. W drugiej połowie szybko strzeliliśmy drugiego gola, znów autorstwa Chibueze i zapowiadała się spokojna końcówka tego spotkania. W 51 minucie Nigeryjczyk był bliski ustalenia hattricka, ale zabrakło mu trochę precyzji. W 55 minucie z kolei znów pokazał się Mulder, który był jedynym jak dotąd graczem PSV, który sprawiał jako takie pozytywne wrażenie. W 68 minucie Curtis znakomicie obronił strzał Smita po dośrodkowaniu Nihuisa. Końcówka jednak należała do nas. Najpierw czerwoną kartkę obejrzał Smit za faul na swoim rodaku, Meijerze, a po chwili z rzutu wolnego precyzyjnie przymierzył B. Marshall, ustalając wynik meczu.

 

Liga Mistrzów, Grupa D, 3/6, 17.10.2040

McCain Stadium, 19642 widzów

[1] Scarborough – [4] PSV Eindhoven, 3:0 (CHIBUEZE ’45, CHIBUEZE ’47, B. MARSHALL ’88)

MoM: Ikechukwu Chibueze (Scarborough)

 

 

Po trzech meczach jesteśmy już bardzo blisko awansu, mając aż pięć punktów przewagi nad drugim w grupie Realem Madryt i sześć oczek więcej od trzeciej Sparty Praga. Wszystko wskazuje na to, że w najbliższej serii spotkań sobie ów awans zapewnimy. Warto jeszcze dodać, że w meczu z PSV Eindhoven w dorosłej drużynie Scarborough zadebiutował Donnelly, stając się najmłodszym graczem Scarborough, grającym w meczu o stawkę. Tymczasem w zbliżającym się meczu ligowym podejmowaliśmy lidera tabeli, Mansfield. Na to spotkanie do składu powrócił Rodriguez, ale wypadł z niego zawieszony za kartki Bailey. Dlatego na środku pomocy musiał dość eksperymentalnie zagrać Morgan.

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Marshall, Murphy – Brichkus, Morris, Youngjohns, Morgan – Chibueze, Rodriguez

 

Mogliśmy dobrze wejść w to spotkanie, ale jednak Chibueze nie potrafił wykorzystać szansy z 3 minuty i nie strzelił gola. W 13 minucie Gomes znakomicie obronił strzał Rodrigueza, a dwie minuty potem Curtis fenomenalnie obronił z kolei strzał Solera. Cztery minuty potem znów uderzał Soler, ale tym razem bardzo niecelnie. W 22 minucie objęliśmy prowadzenie, kiedy dośrodkowanie z rzutu rożnego Morrisa na bramkę zamienił J. Marshall, dla którego było to pierwsze trafienie dla Scarborough. W 30 minucie mocno z daleka uderzał Lenz, ale Curtis nie dał się zaskoczyć. Pięć minut później jednak straciliśmy gola, kiedy po akcji Limy celnie uderzył Grandi, doprowadzając do remisu. Jeszcze przed przerwą Grandi miał jedną okazję, ale tej nie wykorzystał. Sytuację tę wypracował mu nasz były gracz, Moore. W drugiej połowie znów graliśmy odważnie. W 51 minucie bliski zdobycia bramki był Chibueze, zabrakło naprawdę niewiele. Poprawił się dziewięć minut później, zdobywając gola, dającego nam znów prowadzenie. Jedenaście minut potem wpisał się ponownie na listę strzelców i stało się jasne, że tego meczu już nie przegramy. Zwłaszcza, że stwarzaliśmy sobie kolejne okazje, jak choćby dwie minuty później, gdy uderzał Rodriguez. W 74 minucie raz jeszcze próbował peruwiański napastnik, ale bez efektu. W doliczonym czasie jeszcze szansę na zdobycie gola miał Youngjohns, ale choć gola nie strzelił, nie mam mu tego absolutnie za złe.

 

Premiership, 10/38, 20.10.2040

Field Mill, 32488 widzów

[1] Mansfield – [4] Scarborough, 1:3 (J. MARSHALL ’22, Grandi ’35, CHIBUEZE ’60, CHIBUEZE ‘71)

MoM: Ikechukwu Chibueze (Scarborough)

Odnośnik do komentarza

Dzięki jmk, już poprawiłem. Już mi się te dziesiątki mylą :P

 

 

 

Walkę w Pucharze Ligi rozpoczynaliśmy od trzeciej rundy, w której spotykaliśmy się z drużyną, która jako jedyna potrafiła nas w tym sezonie dotychczas pokonać, mianowicie z Derby. Na to spotkanie wystawiłem jednak skład rezerwowy, dając pograć graczom drugiego garnituru, aby odczuli swoją przydatność w zespole i mogli pokazać, że mogą jeszcze wiele dać tej drużynie.

 

 

Sanchez – Magnusson, Cevallos, Vazquez, Morgan – Tounkara, Flores, Rosario, Edwards – Meijer, Moreno

 

Bardzo szybko udało nam się objąć prowadzenie, kiedy w 5 minucie bramkę strzelił Meijer, kończąc akcję i dośrodkowanie Cevallosa z lewego skrzydła. Gospodarze chyba nie spodziewali się, że będziemy w stanie tak szybko zadać cios. Chyba uwierzyli za bardzo w swoją siłę po pokonaniu nas w lidze i to jeszcze w tej lepszej konfiguracji personalnej. Tymczasem ten mecz dobrze się nam układał. W 11 minucie niegroźny strzał oddał Cipriani, ale dwie minuty potem odpowiedzieliśmy uderzeniem Tounkary, które obronił Ronaldo. W 17 minucie znakomicie strzał Chaveza z dystansu obronił Sanchez, który osiem minut potem ponownie pokazał klasę, tym razem fenomenalnie interweniując po strzale Mariniego z rzutu wolnego. W 35 minucie efektowną akcję lewym skrzydłem przeprowadził Flores, po czym dośrodkował w pole karne, gdzie najwyżej wyskoczył Moreno, ale oddał niecelny strzał. Poprawił się trzy minuty potem, strzelając drugiego gola dla gości. Przed przerwą gospodarze mieli jeszcze okazję na gola kontaktowego lecz szansy nie wykorzystał Wood, który uderzył niecelnie. Druga połowa rozpoczęła się od ataków gospodarzy. Dobrej okazji nie wykorzystał zaraz po wznowieniu gry Chavez. W 53 minucie gospodarzy osłabił Powell, który za taktyczny faul wyleciał z boiska. To sprawiło, że grało nam się jeszcze łatwiej, a na efekty nie trzeba było długo czekać. W 70 minucie Meijer strzelił swojego drugiego gola po dośrodkowaniu Tounkary, ale takiego dorobku bramkowego pozazdrościł mu Moreno, który sześć minut potem również strzelił drugiego gola, tym razem ze znakomitego podania Rosario. W ten sposób ustalony został wynik meczu.

 

Carling Cup, III runda, 24.10.2040

Pride Park, 20860 widzów

[P] Derby – [P] Scarborough, 0:4 (MEIJER ‘5, MORENO ’38, MEIJER ’70, MORENO ’76)

MoM Jaime Moreno (Scarborough)

 

 

W meczu czwartej rundy zmierzymy się z Carlisle, ale teraz skupialiśmy się na najbliższym rywalu ligowym, a jest nim drużyna Portsmouth, która jednak nieudanie rozpoczęła sezon i wszystko wskazuje na to, że Pompeys będą walczyć zaledwie o utrzymanie. Jedynym pozytywem jest fakt, że wypożyczony do tej drużyny Martin ma w miarę pewne miejsce w składzie i nabiera regularnie doświadczenia.

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Marshall, Murphy – Brichkus, Morris, Youngjohns, Bailey – Chibueze, Rodriguez

 

Od samego początku narzuciliśmy rywalom nasz styl gry, ale nie potrafiliśmy strzelić bramki, która by to potwierdzała. Uderzenie Baileya z 8 minuty zablokował Phillips, a z kolei strzał głową Rodrigueza dwie minuty poźniej znakomicie obronił Ros. W 22 minucie padł gol dla gospodarzy, strzelony przez peruwiańskiego napastnika, ale nie uznał go sędzia, twierdząc, że nasz napastnik faulował rywala w walce o górną piłkę. W 36 minucie faulowany przed polem karnym był Chibueze, ale Brichkus nie potrafił zrobić użytku z rzutu wolnego i chybił celu. Jeszcze przed przerwą okazję do zdobycia bramki miał Chibueze lecz i on był tego dnia nieskuteczny. W drugiej po połowie popis nieskuteczności trwał nadal. W 50 minucie niecelnie uderzał wprowadzony po zmianie stron Marshall, a dwadzieścia minut później znów fatalnie spudłował Chibueze. Jeszcze w doliczonym czasie gry mieliśmy jedną okazję lecz i tej nie potrafił na gola zamienić nasz najlepszy napastnik i mecz zakończył się remisem.

 

Premiership, 11/38, 27.10.2040

McCain Stadium, 15539 widzów

[3] Scarborough – [15] Portsmouth, 0:0

MoM: Danny Taylor (Portsmouth)

Odnośnik do komentarza

Remis w meczu ligowym nie zmącił generalnie dobrych nastrojów panujących w klubie. To było ważne, bo w najbliższym spotkaniu mogliśmy sobie zapewnić awans do fazy pucharowej Ligi Mistrzów. Teoretycznie może nam do tego wystarczyć już remis, ale żeby być na bank pewnym, powinniśmy wygrać z PSV na stadionie rywala i już nie oglądać się na rywala.

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Marshall, Murphy – Brichkus, Morris, Youngjohns, Bailey – Chibueze, Rodriguez

 

Podobnie jak poprzednie spotkania, tak i to rozpoczęło się pod nasze dyktando. Pierwszej szansy już w 5 minucie meczu nie wykorzystał Rodriguez, a minutę potem niecelnie też uderzał Youngjohns. W 13 minucie pierwszy raz groźną akcję przeprowadzili gospodarze lecz na nasze szczęście Nihujs uderzył bardzo niecelnie. Dwie minuty potem jednak gospodarze zdołali objąć prowadzenie, a to za sprawą bramki Smita, którego znakomitym podaniem obsłużył Janssen. Już trzy minuty potem mogliśmy wyrównać, ale świetną szansę fatalnie zmarnował Chibueze. Nie można tego powiedzieć o Smitcie, który dziesięć minut po pierwszym golu, po raz drugi wpisał się na listę strzelców i nasza sytuacja stawała się bardzo trudna. W 31 minucie okazję na gola kontaktowego zaprzepaścił Youngjohns, który niechybnie przestrzelił z bliskiej odległości, a po chwili po akcji dwójki napastników, Rodriguez wystawił piłkę Chibueze lecz ten nie potrafił pokonać bramkarza gospodarzy. W drugiej połowie musieliśmy zagrać przede wszystkim skuteczniej i pomóc w tym mieli Meijer oraz Marshall, którzy pojawili się na boisku. Już w 50 minucie ten drugi dał sygnał do ataku uderzając mocno, ale minimalnie obok bramki. W 62 minucie padł wreszcie gol kontaktowy, a strzelił go Brichkus z rzutu karnego podyktowanego za faul na Rodriguezie. Wracaliśmy zatem do gry. W 77 minucie znów Litwin miał okazje na gola, ale tej wykorzystać nie potrafił. Jednak W 86 minucie dość przypadkowo, ale jednak udało się wyrównać za sprawą strzału rezerwowego Marshalla. Gdy wydawało się, że wyrwiemy gospodarzom jeden punkt, w ostatniej akcji meczu pogrążył ich ich rodak, Meijer, który strzelił zwycięskiego gola i przypieczętował nasz awans z fazy grupowej!

 

Liga Mistrzów, Grupa D, 4/6, 30.10.2040

Phillips Stadion, 31625 widzów

[4] PSV Eindhoven – [1] Scarborough, 2:3 (Smit ’15, Smit ’25, BRICHKUS (k) ’62, B. MARSHALL ’86, MEIJER ‘90+3)

MoM: Egidijus Brichkus (Scarborough)

 

 

Po czterech seriach gier jesteśmy jedyną drużyną w Lidze Mistrzów, która ma już zapewniony awans do dalszej fazy. Muszę jednak przyznać, że jestem bardzo dumny z charakteru jaki pokazali moi podopieczni w ostatnim spotkaniu. Mimo, wydawać by się mogło, beznadziejnej sytuacji, potrafili strzelić trzy gole i odwrócić losy meczu. Oby jednak takich spotkań było jak najmniej, a zwycięstwa niech przychodzą łatwiej. Teraz zaś gramy ligowe spotkanie z beniaminkiem z Southampton.

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Marshall, Murphy – Brichkus, Morris, Youngjohns, Bailey – Chibueze, Rodriguez

 

Zaczęliśmy, jak to mamy w swoim zwyczaju, od zdominowania wydarzeń boiskowych, ale niestety, również jak to mamy w swoim ostatnimi czasy zwyczaju, z koszmarną nieskutecznością. W 6 minucie doskonałej szansy na objęcie prowadzenia nie wykorzystał Chibueze, a pięć minut potem również niecelnie uderzał Rodriguez. W 15 minucie próbował z daleka uderzał Bailey lecz jego strzał doskonale obronił Mugnai. Trzy minuty potem znów świetnie interweniował bramkarz gości, tym razem radząc sobie z dobitką Morrisa po strzale Baileya. W 27 minucie po raz kolei Mugnai był górą, broniąc z kolei uderzenie z dystansu Baileya. Sześć minut potem raz jeszcze bramkarz gości fenomenalnie obronił kolejny strzał Baileya. W 38 minucie następną swoją szansę miał Rodriguez lecz tego dnia Mugnai bronił jak w transie. W 41 minucie również i Chibueze nie był w stanie pokonać świetnie dysponowanego bramkarza drużyny gości. Po przerwie dali o sobie znać gracze ofensywni Southampton. W 53 minucie czujność Curtisa w bramce sprawił Hughes próbą z rzutu wolnego, a sześć minut potem niecelnie uderzał Cook. Dla nas to była szansa, by spróbować z kontrataku i od razu zakończył się on golem, którego strzelił Morris, dobijając uderzenie Chibueze. Goście jednak niemal natychmiast wyrównali, kiedy w 67 minucie bramkę strzelił Ryan, choć całą akcję wypracował Green rajdem na skrzydle. Niemal błyskawicznie mogliśmy ponownie wyjść na prowadzenie lecz Mugnai znów fenomenalnie interweniował, tym razem po strzale Chibueze. W 73 minucie bramkarza gości probował pokonać wprowadzony chwiłę wcześniej Meijer, ale nasz dżoker też nie miał pomysłu, jak sobie z nim poradzić. W 78 minucie też niecelnie uderzał Marshall, a w doliczonym czasie jeszcze niecelnie uderzał Bailey. Znów remis w Premiership…

 

Premiership, 12/38, 03.11.2040

McCain Stadium, 15588 widzów

[3] Scarborough – [17] Southampton, 1:1 (MORRIS ’59, Ryan ’67)

MoM: Domenico Mugnai (Southampton)

 

 

Statystyka strzałów: 22/9 – 4/3.

Odnośnik do komentarza

Liczyłem gorąco na to, że do trzech razy sztuka. Po raz trzeci bowiem z rzędu graliśmy teraz mecz ligowy na własnym stadionie. Dwa poprzednie zakończyły się remisami, które w efekcie sprawiły, że wyprzedził nas w tabeli Manchester United. Czas teraz podjąć Aston Villę, wygrać to spotkanie i powrócić do gry, która dawała nam do tej pory zwycięstwa. W razie braku zwycięstwa trzeba będzie powoli mówić o jakimś kryzysie w zespole.

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Marshall, Murphy – Brichkus, Morris, Youngjohns, Bailey – Chibueze, Rodriguez

 

Wyjątkowo ten mecz zaczął się od ataków gości, a konkretnie to Taylora, który próbował oddać na początku meczu chytry strzał, sprawdzając tym samym koncentrację Curtisa, ale nasz bramkarz nie dał się zaskoczyć. W 23 minucie znów Curtis musiał się wykazać, tym razem broniąc strzał McLaughina, a dziesięć minut potem niecelnie na naszą bramkę uderzał Andersen. Dopiero w 42 minucie udało nam się przeprowadzić jakąś groźniejszą akcję w pierwszej połowie lecz strzał Brichkusa świetnie obronił Thijssen. Jeszcze przed przerwą jedną okazję miał Andersen, ale do gwizdka bramka nie padła. W drugiej połowie sygnał do strzelania dał Schwabe, który w 47 minucie… dostał czerwoną kartkę i osłabił zespół rywala. Na efekty nie trzeba było długo czekać i w 59 minucie rezerwowy Meijer dał nam prowadzenie, kończąc akcję i dośrodkowanie Wachowca. W 68 minucie do remisu doprowadził jednak Rosa i wszystko zaczynało się od początku. W 75 minucie bliski ponownego wyprowadzenia nas na prowadzenie był Chibueze, ale nieznacznie spudłował. Poprawił się za to w następnej akcji, kiedy pewnie wykorzystał dośrodkowanie Marshalla z lewego skrzydła, który w przerwie zastąpił niewidocznego dziś Morrisa. Niestety nie udało nam się tego prowadzenia dowieźć do końca. Niemal natychmiast po utracie gola, goście wyrównali za sprawą Taylora, który dobił strzał Rogersa, a przy okazji dobił nas, zabierając nam kolejne punkty w lidze, bowiem w ostatnich dziesięciu minutach nie udało nam się po raz trzeci pokonać bramkarza The Villans.

 

Premiership, 13/38, 07.11.2040

McCain Stadium, 17487 widzów

[4] Scarborough – [16] Aston Villa, 2:2 (MEIJER ’59, Rosa ’68, CHIBUEZE ’76, Taylor ‘78)

MoM: Brian Marshall (Scarborough)

 

 

Chyba jakaś klątwa ciąży nad stadionem McCain, bo trzeba zauważyć, że wszystkie te ostatnie mecze ligowe graliśmy właśnie na naszym obiekcie. Może ma to związek z przedłużającą się rozbudową obiektu, a może po prostu drużyna obecnie przeżywa dołek formy? Mam nadzieję, że pobyt na zgrupowaniach reprezentacji narodowych pomoże niektórym graczom wrócić do optymalnej dyspozycji, bo po dwóch tygodniach przerwy czeka nas mecz z Boltonem.

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Marshall, Murphy – Brichkus, Morris, Youngjohns, Bailey – Chibueze, Rodriguez

 

Mogliśmy bardzo udanie rozpocząć ten mecz, gdyby w pierwszej jego akcji Brichkus lepiej przymierzył z rzutu wolnego i Perry nie obroniłby jego strzału. Tak się jednak nie stało. Pięć minut potem Rodriguez również nie był w stanie znaleźć sposobu na bramkarza gospodarzy, a sześć minut później pierwszy raz zaatakowali rywale, gdy uderzał Robin. Na szczęście bardzo niecelnie. W 26 minucie Perry długim podaniem uruchomił Lehmanna, ale ten, choć urwał się obrońcom, nie potrafił oddać celnego strzału. Po chwili to goście objęli prowadzenie, kiedy bramkę strzelił Rodriguez, ale nie cieszyliśmy się z niego długo, bo w 38 minucie Booth wykorzystał przedłużenie dośrodkowania Lehmanna w wykonaniu Robina i strzelił gola wyrównującego. Jeszcze przed przerwą ten sam pilkarz strzelił drugiego gola i sytuacja się zupełnie odwróciła. Gdy w 60 minucie najpierw Chibueze nie wykorzystał sytuacji sam na sam, a gospodarze odpowiedzieli bramką Robina stało się jasne, że tego meczu nie wygramy, bo po prostu jesteśmy bez formy. Mogliśmy zatem tylko liczyć na łaskawość gospodarzy, którzy mogliby zadowolić się trzybramkowym łupem. Na nasze szczęście, tak też się stało, chociaż trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że to był nasz najgorszy mecz w tym sezonie i zasłużyliśmy na zdecydowanie bardziej ostre lanie od graczy z Reebok Stadium. Jedynym graczem, który próbował ciągnąc naszą grę był wprowadzony na ostatnie pół godziny Meijer, ale on sam nie był w stanie wiele zdziałać. Sądzę jednak, że tym meczem być może zagości na dłużej w wyjściowej jedenastce.

 

Premiership, 14/38, 17.11.2040

Reebok Stadium, 28265 widzów

[6] Bolton – [3] Scarborough, 3:1 (RODRIGUEZ ’28, Booth ’38, Booth ‘45+2, Robin ’60)

MoM: Gary Perry (Bolton Wanderers)

Odnośnik do komentarza

W Premiership nie wygraliśmy meczu od czterech spotkań, ale w Lidze Mistrzów jak dotychczas jeszcze nie straciliśmy choćby punktu i z zamiarem podtrzymania tej dobrej passy gościliśmy madrycki Real. W składzie na to spotkanie zaszły dwie zmiany. W miejsce powołanego na mecze reprezentacji Rodrigueza wskoczył Meijer, a na środku obrony Murphy’ego zastąpił powracający po kontuzji Howard.

 

 

Curtis – Hammani, Wachowiec, Marshall, Howard – Brichkus, Morris, Youngjohns, Bailey – Chibueze, Meijer

 

Mogliśmy ten mecz rozpocząć znakomicie, gdyby nie świetna interwencja Thomasa po strzale Chibueze z 3 minuty. Dziewięć minut potem po akcji Krala przed naszą bramką znalazł się w dobrej sytuacji Traore, który oddał strzał, wprost jednak w bramkarza Curtisa. Cztery minuty potem akcję indywidualną przeprowadził Chibueze lecz nie potrafił celnie uderzyć. W 33 minucie na to odpowiedzieli rywale, a konkretnie to uderzający (niecelnie) Kral. Wreszcie w 35 minucie padł gol otwierający wynik, a strzelił go Bailey, który dobił strzał Chibueze, pokonując Thomasa, który wobec tej dobitki nie miał nic do powiedzenia. Pięć minut potem nigeryjski napastnik był o włos od wpisania się na listę strzelców, ale znów świetnie interweniował Thomas. W drugiej połowie oddaliśmy z początku inicjatywę rywalom, ale nie potrafili oni tego wykorzystać. Tak jak Sanz, którego strzał z 53 minuty był bardzo niecelny. Pięć minut potem czujność bramkarza gości, Thomasa, sprawdził niegroźnym strzalem Meijer, ale po chwili świetną akcję zespołową wykończył Chibueze i dał nam drugiego gola. Po chwili goście odpowiedzieli uderzeniem z rzutu wolnego naszego znajomego, Lauridsena, ale dobrze interweniował Curtis. W 69 minucie po raz kolejny gości uratował Thomas, znów broniąc strzał Chibueze. W 72 minucie ciekawą akcje na skrzydle przeprowadził wprowadzony chwilę wcześniej Edwards, ale po dośrodkowaniu w pole karne niecelnie akcję zamykał Youngjohns. W 77 minucie goście zdołali strzelić gola kontaktowego, którego zapisał na swoim koncie rezerwowy Nunez, ale na szczęście niepokój o wynik trwał tylko chwilę, bowiem nie minęło wiele czasu, a Chibueze po raz drugi wpisał się na listę strzelców i ustalił wynik meczu.

 

Liga Mistrzów, Grupa D, 5/6, 21.11.2040

McCain Stadium, 19550 widzów

[1] Scarborough – [2] Real Madryt, 3:1 (BAILEY ’35, CHIBUEZE ’59, Nunez ’77, CHIBUEZE ‘81)

MoM: Ikechukwu Chibueze (Scarborough)

 

 

Fatum naszego obiektu zostało wreszcie odblokowane! Co ciekawe, zbiegło się to w czasie z zakończeniem remontu naszego stadionu. Teraz będzie on mógł pomieścić ponad dwadzieścia siedem tysięcy widzów i zbliżonej frekwencji spodziewamy się już podczas zbliżającego się szlagierowego meczu ligowego z Leicester. Ten mecz jest wyjątkowy z jeszcze jednego powodu. Mianowicie, po raz pierwszy w tym sezonie, kibice zobaczą wytęsknionego Webba, który już chyba wypełnił limit kontuzji na ten sezon…

 

 

Sanchez – Hammani, Wachowiec, Marshall, Howard – Brichkus, Morris, Youngjohns, Bailey – Chibueze, Webb

 

Goście pokazali nam, że nie zamierzają tutaj wyłącznie bronić bezbramkowego remisu i jako pierwsi ruszyli do ataków, czego konsekwencją była akcja i strzał Adlera, który okazał się minimalnie niecelny. W 5 minucie mocny strzał Garcii znakomicie obronił zastępujący kontuzjowanego Curtisa Sanchez, a trzy minuty potem po raz pierwszy w tym spotkaniu zagroziliśmy bramce rywala, gdy uderzał Youngjohns. W 15 minucie znów atakowali goście, a tak ten kończył strzał Wilsona. Znów jednak znakomicie w bramce zachował się Sanchez. W 23 minucie udało się nam strzelić gola, a strzelił go, ku uciesze widzów, Webb, z podania Chibueze. Widać, że długi okres spędzony w gabinetach lekarskich nie sprawił, aby zapomniał on jak się strzela bramki. Po chwili mocno w ramach odpowiedzi uderzał Simic, ale bardzo niecelnie. W 39 minucie uderzenie Morrisa znakomicie zablokował Cascone, ale trzy minuty potem bramkarz gości, Vos, był bezradny, kiedy z jedenastu metrów pokonał go Brichkus, wykorzystując rzut karny, podyktowany za faul na Chibueze. Jeszcze przed przerwą mogliśmy strzelić trzeciego gola, ale tym razem Vos świetnie wybronił strzał Webba. W drugiej połowie nadal graliśmy swoje, a dyspozycji Vosa goście zawdzięczają, że tak długo przegrywali tylko dwoma golami. W 53 minucie Vos znakomicie obronił strzał Webba, a po chwili również i Chibueze. Ten duet napastników rozumie się znakomicie. W 61 minucie padł trzeci gol dla gospodarzy, a strzelił go ponownie Webb, wykorzystując dośrodkowanie Youngjohnsa z rzutu wolnego. Po chwili czwarty cios zadał Chibueze i stało się jasne, że goście doznają tu upokorzenia. W 74 minucie uratował ich przed totalną kompromitacją Vos, broniąc strzał Chibueze, a w ostatnich minutach goście wykorzystali rzut karny, sprokurowany przez rezerwowego Murphy’ego i w ten sposób uniknęli wielkiej hańby.

 

Premiership, 15/38, 25.11.2040

McCain Stadium, 17832 widzów

[6] Scarborough – [3] Leicester, 4:1 (WEBB ’23, BRICHKUS (k) ’42, WEBB ’61, CHIBUEZE ’64, Cascone (k) ‘88)

MoM: Craig Webb (Scarborough)

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...