Skocz do zawartości

łaziii

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    3 646
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2

Zawartość dodana przez łaziii

  1. łaziii

    NBA

    Co za fatalna noc! Rose i Shumpert zerwali wiązadła w kolanach. Szkoda chłopaków. Bulls stać na finał konferencji, ale nic poza tym. Szkoda, ze już po pierwszym dniu wszystko wiadomo na wschodzie :(
  2. Czy save'y z wersji Handheld są kompatybilne z wersją PC? Wie może ktoś?
  3. łaziii

    NBA

    Zgadzam się. To też nie mówię, że Knicks zrobili błąd. Tylko że nie ma się co napalać za wcześnie na miłą dla oka pierwszą piątkę NYK Chandler-Amare-Melo-Fields-Davis. Ja jestem pod wrażeniem składu Clippers. O dodaniu CP3 napisano już wszystko, ale obecność Butlera i Billupsa czyni z tej ekipy pewnego kandydata do playoffs.
  4. łaziii

    NBA

    Na razie nie wiadomo, kiedy Baron wróci do gry. Problemy z dyskiem to poważna sprawa i oby się nie okazało, że NYK zakontraktowali koszykarskiego inwalidę. Niezły mecz Gortata, ale niepokoi jego wpis na twitterze. Ponoć złamał palec, choć inne źródła o tym milczą.
  5. W wielu anglojęzycznych materiałach o taktyce FM pojawia się określenie "out-and-out striker". Jaki jest tego odpowiednik w FMie? Kompletny napastnik, co sugeruje nieco ang-ang tłumaczenie powiedzenia out-and-out? A może to jest także "klasyczna 10"? Z góry dzięki za pomoc.
  6. Po przesiadce z FM08 na FM11 bardzo spodobał mi się nowy kreator taktyk oraz całe podejście do tego elementu gry. Konkretne role i zadania dla poszczególnych pozycji są znacznie bardziej realistyczne i po kilku sezonach gry nie wyobrażam sobie powrotu do "suwaków". Ostatnio jednak z ciekawości odpaliłem kilka "cudownych taktyk" z sieci i niemal wszystkie były zbudowane na "suwakach". Czy to znaczy, że w oparciu o nowy kreator stworzenie killer-taksy jest o niebo trudniejsze niż przy starym podejściu?
  7. łaziii

    Legia Warszawa

    Kkamillo - od wczoraj jesteś nakręcony jak cholera. Popuść trochę powietrza, bo eksplodujesz ;) Widać, że dla Ciebie po zwycięstwie nad Spartakiem "sky is the limit" ;) Grupa faktycznie przyjazna. Mogło być gorzej. Tylko że w takich grupach niemal zawsze jest zaskakująco trudno, bo każdy wietrzy swoją szansę i spina się na każdy mecz. Niespodzianki najczęściej mają miejsca w pozornie trudnych grupach. Tak było z Lechem, któremu mało kto dawał szansę z ManC i Juventusem.
  8. łaziii

    Islands of Peace

    Zacząłem grać w FM2011, ale z rozpędu rozegrałem już cały miesiąc. Zobaczę, czy dogonię opowiadaniem, czy później rozpocznę coś nowego. Póki co, znikam. Panowie modowie. Chyba czas zamknąć ten temat :]
  9. łaziii

    Islands of Peace

    Dziękuję Wszystkim za dobre słowo :] To naprawdę miłe. Dla mnie ta kariera to także przede wszystkim odkrycie uroków ligi fińskiej, tak jak przy pierwszym moim opku zachwyciłem się ligą holenderską.
  10. Czy ktoś z Was należy do Fan Club Barca Polska i planuje wyjazd w październiku na mecz z Sevillą?
  11. łaziii

    Islands of Peace

    Widziałem, że rozbicie finału na dwie części Wam się spodoba :] --------------------------------------------- Czy wygranie mistrzostwa Europy przy pierwszej w karierze przygodzie z reprezentacją nie brzmi wspaniale? I to w tak dramatycznych okolicznościach, po wcześniejszym zdobyciu potrójnej korony z Chelsea. Cóż za idealny koniec trwającego prawie dwa lata opowiadania! Naprawdę bardzo chciałem takiego happy endu, ale wredny FM napisał mi inny scenariusz. W decydującej serii „jedenastek” do głosu doszli dwaj kaci, którzy nękali nas w regulaminowym czasie gry. Tony Nijholt, który na pół minuty przed końcem wyrwał nam z rąk zwycięstwo, skutecznie wyegzekwował rzut karny. Po chwili Chris Schipper - ten sam, z którym półtora roku temu rozstawałem się w kiepskich relacjach w Chelsea i który przez 120 minut finału wybronił aż 12 celnych strzałów moich podopiecznych – wyczuł intencję Salvatore Marchi i pewną interwencją dał Oranje końcowy triumf. Porażka w duńskim czempionacie smakowała gorzko, ale z pocieszeniem pospieszył mój szczodry pryncypał Roman Abramowicz. Przy okazji pierwszego telefonu zaproponował mi przedłużenie kontraktu z Chelsea na warunkach, które uczyniły mnie najlepiej zarabiającym menedżerem w historii piłki nożnej. 7 milionów euro za rok, to niemal trzy razy więcej, niż w Arsenalu zarabia Stuart Pearce i o połowę więcej, niż dotychczasowy krezus Pierluigi Casiraghi z Juventusu. A co z planami sportowymi? Włoska federacja była usatysfakcjonowana wynikiem Euro2024 i powierzyła mi misję powalczenia o pierwszy po 20 latach przerwy Puchar Świata. W Chelsea osiągnąłem już wszystko i po cichu planowałem przejście do ukochanej Barcelony, jednak ostanio podpisany lukratywny kontrakt zatrzyma mnie w Londynie jeszcze na przynajmniej dwa sezony. Mam 43 lata, menedżerskie CV wypchane sukcesami, ale wciąż jestem ich spragniony. Aż uśmiecham się pod nosem na samą myśl, ile jeszcze zdołam osiągnąć do emerytury. Żaden trenerski rekord nie jest bezpieczny. Już nie mogę się doczekać! ------------------------------------------------------------------- Dziękuję Wszystkim za niemal rok i 9 miesięcy śledzenia moich postępów. To była moja pierwsza i jedyna kariera w FM08, który wciągnął mnie równie mocno, jak niezapomniany FM06. Czasami zastanawiam się, czy nie tracę czasu na pisanie opków, bo bez tego rozegrałbym trzy razy więcej sezonów. Do tego mam coraz mniej czasu, bo obowiązki rodzinne i zawodowe zaczynają się piętrzyć. Jednak granie bez pisania jest dla mnie niepełne i nie udaje mi się wówczas wskoczyć w świat FMa. Dlatego może wkrótce znów coś przeczytacie, tym razem z FM2011. Ale nie obiecuję. Jeszcze raz - DZIĘKUJĘ. Koniec, można zamykać
  12. łaziii

    Islands of Peace

    Według bukmacherów to Holandia była faworytem finału, choć jej przewaga nie był znaczna. Obydwie ekipy zdawały się prezentować podobny poziom, na co dowodem był towarzyski remis 3:3 z początku roku. Jednak w duńskim turnieju lepsze wrażenie sprawiali reprezentanci Oranje i właśnie dlatego typowani byli do końcowego sukcesu. Tyle wróżenia z fusów, bo rzeczywistość okazała się dla nas dużo łaskawsza. Bardzo szybko przejęliśmy inicjatywę, a samobójczy gol Danny Stama z 9. minuty dał nam prowadzenie i potężny zastrzyk pewności siebie. To było szczególnie widoczne przed 20. minutą. Najpierw wyrównał pomocnik Juventusu Arjan Bentohami, który popisał się atomowym uderzeniem z dystansu. Gola nie byłoby jednak bez przejęcia i podania lewego obrońcy van der Valla, mojego podopiecznego z Chelsea. Radość Holendrów trwała ledwie 100 sekund, bo już w pierwszej akcji po wznowieniu Rossini wypuścił w pole karne Marcelo i ten huknął z bliska pod poprzeczkę. Mecz toczył się według dobrze znanego nam scenariusza. Moja drużyna grała koncertowo, oddając ponad dwa razy więcej strzałów niż rywal. Dłużej utrzymywaliśmy się przy piłce, kontrolowaliśmy tempo gry. A jednak nie potrafiliśmy w pełni udokumentować tej przewagi wynikiem, a co udawało się nam odskoczyć na jedno trafienie, przeciwnicy wykorzystywali pierwszą lepszą okazję do wyrównania. W dodatku robili to w kluczowych momentach. Jak Cees Waslander, który tuż przed przerwą zaskoczył Periliego uderzeniem z dystansu. I wreszcie jak nasz stary znajomy z Premiership Tony Nijholt (Aston Villa), który w czwartej, ostatniej doliczonej minucie meczu złamał serca wszystkich Włochów. W 82. minucie wspaniały Marcelo dał nam ponowne prowadzenie, pokonując na raty dawnego kolegę z Chelsea Chrisa Schippera. Czas płynął i już uwierzyłem w wielki triumf. A jednak na 30 sekund przed końcem wyznaczonego przez sędziego czasu wspomniany Nijholt wyskoczył do zagrywanej na „aferę” piłki i mocną główką doprowadził do dogrywki. Dodatkowe 30 minut to była już pełna dominacja piłkarzy Squadra Azzurra. Średnio co 4 minuty oddawaliśmy w stronę Schippera strzał, a nasi rywale odpowiedzieli ledwie jedną próbą. Cóż z tego, skoro nasze celowniki wciąż nie były najlepiej wymierzone i remisowy wynik pozostał na tablicy do samego końca. Gdy sędzia zarządził „jedenastki”, Holendrzy wyglądali na zadowolonych z siebie. Wyraźnie osiągnęli swój cel, bo z gry byli od nas dużo gorszą ekipą. Doszło do paradoksu, bo oto znani z catenaccio Włosi zagrali futbol totalny, a potomkowie Rinusa Michelsa przejęli mediolańskie praktyki Helenio Herrery. Seria rzutów karnych zaczęła się od udanych prób obrońców van der Valla i Ambrosio. Później solidarnie pomylili się Stam i Gallo. W trzeciej kolejce znów pełna zgoda – Taument i Lamberti pokonali ośmielonych poprzednimi interwencjami golkiperów. W czwartej i piątej serii strzelali już słabsi fachowcy i wszyscy zmarnowali swoje próby. Wreszcie do „wapna” podeszła szósta para, która miała rozstrzygnąć losy finału…
  13. Bez rzeźnika na dMC trudno będzie Xaviemu i Inieście spokojnie myśleć o konstruowaniu ataku. Kiedyś był Edmilson, potem Yaya, teraz Sergio i Mascherano - tacy gracze są w centrum pomocy niezbędni. Tutaj znalazłem jedną z taktycznych opcji z Cescem, ale od razu widać, że wówczas musiałoby zmienić się całe ustawienie. Edyta podpowiada, że jeśli ustawienie z 3 obrońcami byłoby prawdą (tzn. Sergio w roli DC włączającego się do ataku pozycyjnego), to wówczas logicznie wygląda brak letnich transferów DC. Może Pep ma już plan :-k
  14. Tak wczoraj gadali Szpaku z Trzeciakiem. Ale plizzz - oni wczoraj wygadywali takie farmazony, że przy nich Onet to AP. Rosell to biznesmen i na pewno nie ugiąłby się pod życzeniami Pique i Puyola. Mówi się, że Cesc to idealny następca Xaviego, ale przecież też ma dopiero 31 lat! Pogra na najwyższym poziomie jeszcze 3 więc Pep musi szybko wymyślić, jak to wszystko poukładać (a raczej zmieścić) na boisku.
  15. łaziii

    Islands of Peace

    Z reprezentacją nigdy mi w się w FMie nie wiodło. Inna rzecz, że naprawdę gram bardzo dobrze, miażdżę rywali i stwarzam dwa razy więcej sytuacji strzeleckich. Dziwnym trafem za każdym razem bramkarz rywali ma wielki dzień i broni wszystko. To wkurzające. Słowacja ma sporo gwiazd. Największą jest stoper Barcelony Kudlik (€17M), DM Walencji Slysko (€15M) i rozgrywający VfB Stuttgart Takacs (€12,5M). Jest też snajper Bordeaux Nemec, którego swego czasu osobiście kupowałem z Żiliny do IFK Mariehamn za €18K, a dziś jest wart €8,75M :] ---------------------------------------------------------------------- Włoskie media marudziły po fazie grupowej i trudno było nie przyznać im racji. Może i zespół grał efektownie i dochodził do licznych sytuacji strzeleckich, ale szwankowała skuteczność, zaś w staciu z Chorwacją formacja defensywna nie stanowiła monolitu. Największy zawód sprawiał Marcelo, który w zakończonym sezonie w Chelsea zanotował imponujące statystyki (44 gole i 25 asyst w 50 meczach), ale na duńskich boiskach sprawiał wrażenie zagubionego. Mało kto spodziewał się, że czas Brazylijczyka dopiero nadejdzie. Faza pucharowa Euro2024 to właśnie popis Marcelo, który pokazał się z nieznanej dotychczas strony. Mecze ze Słowacją i Francją okazały się partiami szachów i nieuchronnie zmierzały do dogrywki. W obydwu starciach mieliśmy zdecydowaną przewagę, ale podobnie jak w fazie grupowej szwankowała skuteczność. I gdy wydawało się, że już nic nie zdoła sforsować defensywy przeciwników, błysnął Marcelo. Z będącą „czarnym koniem” turnieju Słowacją trafił do siatki w 72. minucie, krótko po przestrzelonym przez Gallo rzucie karnym, co zdawało się podkopać nasze morale. Z kolei Trójkolorowych ukarał za zachowawczą grę niegodną tak klasowej drużyny i wręczył im bilety powrotne w doliczonym czasie gry. Pokonując Francję daliśmy Włochom pierwszy finał międzynarodowego turnieju seniorskiego od czasu Mundialu 2006. Naszym rywalem będzie Holandia, mistrz z turniejów w 1988 i 2012 r. oraz finalista z 2016 r. Reprezentacja Oranje miała dużo trudniejszą drogę do decydującego meczu imprezy i przebyła ją w imponującym stylu. W ćwierćfinale rozgromiła Anglię 3:0, a w następnej fazie pokonała zawsze groźną Hiszpanię 1:0.
  16. Ładnie to ująłeś Ja jednak wciąż zachodzą w głowę, jak Pep to wszystko poukłada. Przecież sezon przygotowawczy, a zwłaszcza wczorajszy mecz w Madrycie pokazał, że w środku pomocy i bez Cesca jest w kim wybierać. Natomiast w defensywie dziury. To co wczoraj wyrabiał Abidal na stoperze, to była jakaś szopka. Po wejściu Pique było już nieco lepiej ze strefowym kryciem, ale ten biegał wyjątkowo ociężale i widać było, że potrzebuje jeszcze sporo czasu. Podobnie Alexis. Czy potrzebny był aż tak kosztowny transfer, gdy w zeszłym sezonie trio MVP było bodaj najskuteczniejsze w Europie? Wydano ogromną kasę na dwóch zawodników, którzy wzmocnią i tak najlepsze już formację. Trochę marudzę, ale zwyczajnie nie do końca widzę w tym wszystkim logikę.
  17. łaziii

    Islands of Peace

    Nasze trzy grupowe mecze można podzielić na dwie części. Ta pierwsza obejmuje spotkania ze Słowenią i pierwszą połowę z Chorwacją, kiedy to graliśmy szybko, skutecznie, po prostu znakomicie. Niestety druga część grupowych zmagań nie do końca potoczyła się zgodnie z naszym planem i nie obyło się bez nerwów. Pierwsze starcie wygrał nam prawoskrzydłowy Salvatore Marchi, który wspaniale ścinał w pole karne, zaliczając asystę przy bramce Rossiniego oraz samemu wpisując się na listę strzelców. Wygrana 2:0 po świetnej grze stanowiła doskonałe rozpoczęcie turnieju i napawała optymizmem przed następnymi meczami. Dobry nastrój nie opuszczał nas w pojedynku z Chorwatami. Po 18. minutach prowadziliśmy już 2:0 i wydawało się, że spokojnie zapewnimy sobie awans do fazy pucharowej. Niestety w szeregach rywali był napastnik Realu Madryt Haris Mostarlic, który wziął ciężar gry na swoje barki i odmienił losy spotkania. Doświadczony zawodnik dał sygnał do ataku jeszcze przed przerwą, zdobywając kontaktową bramkę. W drugiej połowie szaleli piłkarze Vatreni, którzy wyrównali w 60. minucie, a w 84. wyszli na prowadzenie po bramce anonimowego napastnika II-ligowego Lorient, Marino Filipovica. Nagle znaleźliśmy się pod ścianą. Porażka z Chorwacją oznaczałaby konieczność wygrania ostatniego starcia z gospodarzami turnieju, a w takich momentach ściany zdecydowanie pomagają miejscowym. Dlatego w końcówce rzuciliśmy wszystko na jedną szalę i jakimś cudem wyrównaliśmy w doliczonym czasie gry. Zadecydowała akcja dwóch zmienników – prawą flanką popędził Stallone, a jego płaskie dośrodkowanie wykończył Finocchiaro. Ostatnie spotkanie grupowe to wielka wojna nerwów. Urządzał nas remis, ale wówczas mogliśmy spaść na drugie miejsce i w ćwierćfinale musielibyśmy mierzyć się z wicemistrzem Europy Hiszpanią. Dlatego nie zważając na buńczuczne zapowiedzi gospodarzy, ruszyliśmy do zdecydowanych ataków. Wszystko układało się dobrze aż do momentu strzału. Te albo nam nie wychodziły, albo wspaniale bronił Morten Rasmussen. Duński golkiper uporał się z aż siedmioma próbami moich piłkarzy i do końcowego gwizdka zachował czyste konto. Na nasze szczęście jego koledzy z pola nie błysnęli równie wysoką dyspozycją. Zawiedli na całej linii, oddając przez 90 minut ledwie 2 strzały na bramkę Perilliego. W równoległym meczu Chorwacja niespodziewanie zremisowała ze Słowenią, dzięki czemu zajęliśmy w grupie pierwsze miejsce. | Poz | Inf | Zespol | M | Z | R | P | ZdG | StG | R.B. | Pkt | --------------------------------------------------------------------------------------- | 1. | A | Włochy | 3 | 1 | 2 | 0 | 5 | 3 | +2 | 5 | 2. | A | Chorwacja | 3 | 0 | 3 | 0 | 4 | 4 | 0 | 3 | 3. | | Dania | 3 | 0 | 3 | 0 | 1 | 1 | 0 | 3 | 4. | | Słowenia | 3 | 0 | 2 | 1 | 2 | 4 | -2 | 2 W ćwierćfinale zagramy z rewelacją turnieju Słowacją, która sensacyjnie wyeliminowała mistrzów świata Portugalczyków oraz Turków. Uległa jedynie Hiszpanii, która o półfinał zagra z Chorwacją. W innej parze Francja spotka się ze Szwecją, która w grupie odesłała z kwitkiem Niemców. Największym szlagierem będzie pojedynek Holandii z Anglią.
  18. łaziii

    Islands of Peace

    Hola, hola! Jeszcze Euro2024 :] --------------------------------------------- 8 czerwca na duńskich boiskach wystartowały finały Mistrzostw Europy. Tytułu broniła reprezentacja Niemiec, która 4 lata temu w Oslo pokonała Hiszpanię. Kadra Włoch trafiła do z pozoru łatwej grupy, bo z Chorwacją, Słowenią i Danią. Byliśmy rzecz jasna faworytem, ale Chorwaci stanowili realne niebezpieczeństwo, zaś Duńczycy to przecież gospodarze, a tych nigdy nie można lekceważyć. Na turniej powołałem 23 piłkarzy, a wybór ułatwił brak poważnych kontuzji wśród włoskich piłkarzy. Na bramce zaufałem Marco Perilliemu (30, GK, ITA 22/0) z Celty Vigo, a jako rezerwowy pojechał wicekapitan Eros Corradini (35, GK, ITA 69/0) ze zdegradowanego do Championship Manchester United. Wśród stoperów było tylko dwóch, którzy reprezentowali odpowiedni poziom. To Francesco Ambrosio (24, DC, ITA 23/1) z Sampdorii oraz Silvio Santoro (30, SW/DC, ITA 21/0) z Fulham. Ich zmiennikami mianowałem Ivana Baldiniego (30, DC, ITA 2/0) z Atalanty i Fabio Lorenziniego (26, DRC, ITA 3/0) z Ascoli. Na bokach obrony miałem kłopot bogactwa. Ostatecznie zdecydowałem się na Jacopo Ferrettiego (25, D/WBR, ITA 17/0) z Realu Madryt i Vincenzo Gallo (28, DR, ITA 54/1) z Barcelony na prawą flankę oraz na Simone Saccaniego (24, D/WBL, ITA 35/0) z Barcelony i naturalizowanego Brazylijczyka Allana (29, DL, ITA 1/0) z Walencji. Dostępu do własnej bramki bronić mieli także defensywni pomocnicy – Mattia Gentile (27, DM, ITA 30/0) z Romy lub Raffaele Gallo (24, DM, ITA 10/0) z Arsenalu. Naszymi atakami z środka pola dyrygować mieli Ferdinando Lamberti (28, MC, ITA 31/2) z Genui, doświadczony Tommaso De Falco (31, MC, ITA 83/10) z Realu Madryt oraz weteran Fernando Forestieri (34, AMC, ITA 52/14) z Milanu. Na prawym skrzydle były dwie równorzędne gwiazdy - Salvatore Marchi (27, AMRC/FC, ITA 60/26) z sycylijskiej Katanii oraz Luigi Stallone (23, AMRC, ITA 6/2) z Romy. Na przeciwległej stronie konkurencja była równie zażarta, choć pozycja Rosario Carliego (27, AMLC, ITA 49/3) z Newcastle wydaje się być pewniejsza w porównaniu z Gianfranco Marchettim (24, D/AML, ITA 12/0) z Romy. W ataku miałem cztery wielkie gwiazdy. Na odegraniu miał grać najskuteczniejszy zawodnik poprzedniej edycji Ligi Mistrzów, Umberto Rossini (25, ST, ITA 42/23) z Celty Vigo, a jako zmiennika miał Andrea Giacominiego (25, ST, ITA 2/1) z Realu Madryt. Rolę szybkiego napastnika powierzyć miałem mojemu podopiecznemu z Chelsea Marcelo (25, AM/FC, ITA 4/3), choć faworytem włoskich dziennikarzy był Simone Finocchiaro (24, ST, ITA 12/9) z Genui. Przy powołaniach obyło się bez większych kontrowersji. W domu zostawiłem dwie wchodzące gwiazdy włoskiego futbolu, ale nie wywołało to większego szumu w mediach. Z listy skreśliłem Stefano Prosperiego (26, AM/FC, ITA 12/0), który zaliczył fatalny sezon w Arsenalu. Z kolei prawy obrońca Lazio Gianluca Olivieri (24, D/WBR, ITA 8/0) dopiero co wyleczył długotrwałą kontuzję i zdecydowałem, że nie sprosta trudów ciężkiego turnieju.
  19. łaziii

    Islands of Peace

    Opek zmierza do brzegu... ----------------------------------------- Moi najlepsi snajperzy zgarnęli indywidualne nagrody Ligi Mistrzów. Marcelo zdobył Złotego Buta (12 goli w 11 spotkaniach) i był też drugim najlepszych strzelcem rozgrywek, o jedno trafienie za moim włoskim kadrowiczem Umberto Rossinim z Celty Vigo. Bohater finału Myles Dyke zanotował w sumie 9 bramek w 8 występach i zajął drugie miejsce w głosowaniu do Złotego Buta. Trzeci był kongijski gwiazdor Arsenalu, Alain Pottier. Maj 2024 Bilans: 4-0-1, 13:4 Premiership: 1. [+0 pkt.], 92 pkt, 104:40 FA Cup: finał – 3:2 z Aston Villa Carling Cup: półfinał - 2:5 z Aston Villa Community Shield: 2:2, 2:4 po karnych z Arsenal Superpuchar Europy: 3:0 z Sampdoria Klubowe Mistrzostwa Świata: finał – 3:2 z Independiente Liga Mistrzów: finał – 3:1 z Juventus Finanse: € 166M (+ € 48,34M) Budżet transferowy: € 75,74M (€ 52,62M) Budżet płac (rocznie): € 71,46M (€ 116M) Nagrody: Menedżer Roku PRM: Łaziii (1.); Piłkarz Roku PRM: Marcelo (1.), Dyke (3.); Piłkarz Roku wg Piłkarzy PRM: Lacroix (2.); Młody Piłkarz PRM: MacDonald (1.); Król Strzelców PRM: Marcelo (3.); Bramka Sezonu PRM: Lacroix (2.); Jedenastka Roku PRM: Moldoveanu, Pedersen, Navarro, van der Vall, Abe, Lacroix, Marcelo; Najlepszy Zawodnik Ligi Mistrzów: Marcelo (1.), Dyke (2.); Złoty But LM: Marcelo (2.); Jedenastka Marzeń LM: Puljic, Navarro, van der Vall, Lee, Marcelo, Dyke Transfery (Polacy): brak Transfery (świat): brak Ligi świata: Anglia: Chelsea [+0] M Finlandia: IFK Mariehamn [+0] Francja: Monaco [+7] M Hiszpania: Real Madryt [+15] M Niemcy: Bayern [+8] M Norwegia: Bryne [+1] Polska: Polonia Bytom [+1] M Szwecja: Helsingborg [+2] Włochy: Juventus [+9] M Ranking FIFA: 1. Brazylia [+0], 2. Nigeria [+0], 3. Hiszpania [+0], …, 12. Włochy [+0], …, 41. Polska [-1]
  20. łaziii

    Islands of Peace

    Dziękuję wszystkim za gratki :] --------------------------------------- Dziesięć słodkich dni dla fanów The Blues. Najpierw wywalczony w mrożących krew okolicznościach tytuł mistrza Anglii, a po sześciu dniach come back na Wembley i FA Cup po raz trzeci z rzędu ląduje w gablocie Chelsea. Na deser najbardziej prestiżowy finał – o obronę Pucharu Mistrzów z Juventusem. Otoczenie wspaniałe, bo sławny Teatr Marzeń, ale atmosfera wokół niego smutna, bo pół Manchesteru wciąż płacze po niedawnym spadku Czerwonych Diabłów do Championship. Ostatnie doświadczenia z Premiership i FA Cup tak bardzo nas zahartowały, że do meczu z Juventusem przystępowaliśmy z przekonaniem o swej wyższości. Wiarę wzmacniało wspomnienie zeszłorocznej potyczki z Realem Madryt, którą rozstrzygnęliśmy w wielkim stylu i wynikiem 5:1. Oczywiście nie spodziewaliśmy się spacerku więc z godnością przyjęliśmy przestrzelony rzut karny Pedersena w 15. minucie (jego trzeci z rzędu, a czwarty drużyny) oraz kontuzję i zejście z boiska naszego rozgrywającego Dona Lee. Mimo tych ciosów, wciąż kontrolowaliśmy wydarzenia na boisku, a od 32. minuty prowadziliśmy po golu Marcelo. Brazylijczyk z włoskim paszportem wykończył prostą akcję, z której za czasów Houllier, Heskeya, Owena i Dudka słynął Liverpool. Golkiper Bunce posłał daleki wykop na głowę Dyke’a, który strąceniem piłki otworzył drogę do bramki Marcelo. Skromne prowadzenie straciliśmy tuż po przerwie. W 54. minucie koncertową akcję pełną licznych, szybkich podań przeprowadzili piłkarze Starej Damy, a egzekutorem okazał się reprezentant Węgier Dávid Somogyi. Ten popis na wielu zrobił wrażenie, ale my nie straciliśmy rezonu. Utrzymaliśmy inicjatywę, dzięki czemu częściej gotowało się pod bramką Velluciego, niż Bunce’a. Wielkim nieobecnym ubiegłorocznego finału był nasz gwiazdor Myles Dyke. Kontuzjowany snajper z trybun oglądał hat trick swojego zastępcy Castaignosa i zapewne od tego momentu marzył o drugiej szansie na występ w największym meczu europejskiego futbolu. Taką otrzymał w najkrótszym możliwym terminie i w pełni ją wykorzystał. W pierwszej połowie zaliczył asystę przy golu Marcelo, a w ostatnim kwadransie sam wziął się za egzekucję. W 78. minucie przywrócił nam prowadzenie po olbrzymim błędzie Michela Gastiena. Francuski rozgrywający, sprowadzony przed rokiem z Blackburn za 43 miliony euro, w dziecinny sposób stracił piłkę przed polem karnym na rzecz Nightingale’a, który natychmiastowym podaniem umożliwił Mylesowi wpisanie się na listę strzelców. W doliczonym czasie gry Dyke dobił nowo-koronowanego mistrza Włoch, kierując piłkę do siatki po rzucie rożnym. Misja zakończona – Chelsea w potrójnej koronie.
  21. łaziii

    Islands of Peace

    Emocji było aż nadto. Ale to jeszcze nie koniec... -------------------------------------- Szczęśliwie wywalczone mistrzostwo Premiership świętowaliśmy przez następne dwa dni. Wreszcie zeszło z nas ciśnienie i niesamowity stres, który moim podopiecznym spętał nogi w ostatnich dwóch spotkaniach, a mi obniżył trenerskie IQ. Czuliśmy się ludźmi spełnionymi, bo główny cel ostatnich kilku sezonów został osiągnięty. Ale przecież to jeszcze nie koniec, bo potrójna korona jest wciąż w naszym zasięgu. FA Cup był drugim trofeum w majowym terminarzu. W finale przeciwko Aston Villa występowaliśmy jako jego podwójny obrońca, z szansą na trzeci z rzędu triumf, co ostatni raz udało się Blackburn Rovers w latach... 1884-1886. Bukmacherzy stawiali nas w roli faworyta, ale przecież w kończącym się sezonie wygraliśmy z The Villans ledwie raz, dwa razy remisując i przegrywając w Londynie aż 1:4. Obydwie ekipy stworzyły wspaniałe widowisko, godne dumnego Wembley i tradycji najstarszych klubowych rozgrywek w historii futbolu. Wynik otworzył nasz defensywny pomocnik Ivan Alagic, który w 5. minucie przyjął wybijaną po kornerze piłkę i z 20 metrów huknął tuż przy prawym słupku. Bramkarz Edson nawet nie drgnął, bo strzelca zasłonił tłum stojących przed nim piłkarzy. Nasi rywale ambitnie dążyli do wyrównania, a ich trud został nagrodzony w ostatniej doliczonej minucie pierwszej połowy. Wówczas to Albańczyk Rezart Bulku najlepiej odnalazł się w zamieszaniu na polu karnym i z bliska pokonał Bunce’a. To trafienie miało olbrzymie znaczenie psychologiczne, bo od tego momentu to zawodnicy z Birmingham zdawali się bardziej wierzyć w końcowy sukces. Ta postawa znalazła potwierdzenie w drugiej bramce The Villans. W 60. minucie z lewej flanki dośrodkował Szkot Paul McDonald, a francuski gwiazdor Arnaud Marty ubiegł walczącego z nim Navarro. Opadaliśmy z sił. Ostatnie tygodnie na trzech frontach, w tym stresujące zamknięcie Premiership, dały się nam we znaki. Przegrywaliśmy 1:2 i byliśmy świadomi, że w baku pozostało nam niewiele paliwa. A jednak zdołaliśmy wykrzesać resztę energii i w ostatnim kwadransie cudownie odmieniliśmy sytuację. Kluczową postacią nie tylko tego okresu, ale i całego spotkania był defensywny pomocnik Ivan Alagic. Strzelec pierwszego gola wziął sprawy w swoje ręce i poprowadził nas do kolejnego triumfu. W 78. minucie idealnie wrzucił piłkę na 15. metr, skąd celnym uderzeniem bez przyjęcia popisał się Australijczyk MacDonald. Na tym nie koniec emocji. Upłynęły ledwie trzy minuty, a bośniacki pomocnik znów błysnął w ataku. Alagic po raz drugi zdecydował się na uderzenie z dystansu, które - podobnie jak te z 5. minuty - okazało się zabójczo mocne i precyzyjne. Po tym ciosie rywale już się nie podnieśli. Wspaniały come back pod wodzą walecznego Bośniaka dał nam trzeci z rzędu triumf w FA Cup.
  22. łaziii

    Islands of Peace

    Dzięki, ale nerwy były olbrzymie. ---------------------------------------------- Mało kto pamięta równie dramatyczną i zaciętą walkę o mistrzostwo Anglii. W tym roku los trofeum ważył się do ostatniej sekundy, a o kolejności mogła zadecydować jedna przypadkowa bramka. Szczęście dopisało Chelsea, dzięki czemu przerwana została trwająca trzy lata hegemonia Arsenalu, a The Blues zatriumfowali po raz pierwszy od 2017 r. Oprócz walki na szczycie, kibice śledzili też losy najsłabszych ekip Premiership. Niestety porażką zakończyła się misja Franka Lamparda, który za wszelką cenę dążył do utrzymania Manchesteru United w gronie najlepszych. To udawało się do 33. kolejki, ale już po następnej Czerwone Diabły wylądowały na przedostatnim miejscu, trener Lampard został zwolniony, a następca nie zdołał już wyciągnąć zespołu z bagna. Druga runda spotkań była w wykonaniu piłkarzy Man Utd fatalna. Wystarczy wspomnieć, że ostatnie zwycięstwo zanotowali 31 stycznia, a później przegrali 9 spotkań i uzbierali ledwie 5 punktów. To pierwsza degradacja gospodarzy Old Trafford od połowy lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia. Tabela końcowa Premiership 2023/24: | Poz | Inf | Zespol | M | Z | R | P | ZdG | StG | R.B. | Pkt | -------------------------------------------------------------------------------------------- | 1. | PM | Chelsea | 38 | 29 | 5 | 4 | 104 | 40 | +64 | 92 | 2. | PM | Arsenal | 38 | 29 | 5 | 4 | 99 | 35 | +64 | 92 | 3. | PM | Wigan | 38 | 23 | 7 | 8 | 82 | 51 | +31 | 76 | 4. | PM | Newcastle | 38 | 20 | 9 | 9 | 76 | 45 | +31 | 69 | 5. | PE | Middlesbrough | 38 | 19 | 7 | 12 | 58 | 43 | +15 | 64 | 6. | PE | Man City | 38 | 19 | 7 | 12 | 71 | 57 | +14 | 64 | 7. | PE | Aston Villa | 38 | 18 | 9 | 11 | 66 | 68 | -2 | 63 | 8. | PL | Liverpool | 38 | 17 | 9 | 12 | 65 | 56 | +9 | 60 | 9. | | Everton | 38 | 16 | 10 | 12 | 70 | 62 | +8 | 58 | 10. | | Fulham | 38 | 14 | 12 | 12 | 58 | 57 | +1 | 54 | 11. | | Tottenham | 38 | 17 | 3 | 18 | 74 | 79 | -5 | 54 | 12. | | West Brom | 38 | 13 | 9 | 16 | 66 | 77 | -11 | 48 | 13. | | Leeds | 38 | 11 | 10 | 17 | 72 | 78 | -6 | 43 | 14. | | Blackburn | 38 | 10 | 6 | 22 | 70 | 98 | -28 | 36 | 15. | | Reading | 38 | 10 | 5 | 23 | 49 | 90 | -41 | 35 | 16. | | Crystal Palace | 38 | 8 | 10 | 20 | 51 | 77 | -26 | 34 | 17. | | Bolton | 38 | 7 | 10 | 21 | 61 | 98 | -37 | 31 | 18. | S | Portsmouth | 38 | 4 | 17 | 17 | 30 | 50 | -20 | 29 | 19. | S | Man Utd | 38 | 6 | 10 | 22 | 48 | 74 | -26 | 28 | 20. | S | Sunderland | 38 | 5 | 10 | 23 | 51 | 86 | -35 | 25 Pierwszy w karierze tytuł mistrza Anglii dał mi nagrodę dla Menedżera Roku Premiership. Wyprzedziłem opiekuna Arsenalu Stuarta Pearce’a, który poprawnie zastąpił w klubie legendarnego Mauro Tassottiego. Piłkarzem Roku wybrano mojego podopiecznego Marcelo, który wyprzedził gwiazdę Kanonierów Alaina Pottiera i kolegę z zespołu Mylesa Dyke’a. Wynik plebiscytu nie mógł być inny, gdyż Brazylijczyk z włoskim paszportem w 30 meczach zanotował aż 29 goli (trzeci strzelec ligi), 13 asyst (piąty) i średnią notę 7,93 (pierwszy). Wspaniały sezon zaliczył też 21-letni Australijczyk Tony MacDonald, którego postawa w grudniu i styczniu pozwoliła nam zapomnieć o kontuzjach Dyke’a i Castaignosa. Napastnik z Antypodów zaliczył w sumie 14 asyst w lidze i został uznany Młodym Piłkarzem Roku. Jakby nagród dla piłkarzy The Blues było komuś mało, wystarczy spojrzeć na Jedenastkę Sezonu Premiership. Cała defensywa została powierzona moim podopiecznym (van der Vall, Pedersen, Navarro, Moldoveanu), także oba skrzydła (Abe, Lacroix), a w ataku ustawiono Marcelo.
  23. łaziii

    Islands of Peace

    Ostatnia porażka Wigan spowodowała więcej szkód w naszej psychice, niż w układzie tabeli. Wciąż bowiem wszystko leżało w naszych rękach. Wystarczyło wygrać z 15. w tabeli i już pewnym utrzymania Crystal Palace, a w równolegle rozgrywanym spotkaniu Arsenal nie mógł pokonać naszego kata Wigan wyżej o trzy bramki, niż uczynilibyśmy to my. Zadanie proste – tak się przynajmniej wydawało. Na Stamford Bridge wszystko było przygotowane na mistrzowską fetę. Obecny był prezydent FA wraz z oryginałem trofeum (kopia pojechała na Emirates). W tej podniosłej atmosferze nie wytrzymywałem napięcia. Siedziałem na ławce ze ściśniętym żołądkiem i sercem w przełyku. Presję lepiej znosił mój asystent Steve Clark, którego zadaniem było śledzenie wyniku Arsenalu. W 21. minucie mocno przybladł, bo Kanonierzy prowadzili z Wigan już 2:0, a my wciąż nie potrafiliśmy wbić słabiutkim The Eagles choćby jednej bramki. Co gorsza, to goście byli bliżej wyjścia na prowadzenie, ale w 8. minucie John Bunce w cudowny sposób wybronił uderzenie z 5. metrów Denisa Holzingera. Wreszcie w 30. minucie wykorzystaliśmy swoją najgroźniejszą broń i po wrzutce z kornera van der Valla Myles Dyke głową skierował piłkę do siatki. Do przerwy na Stamford Bridge było skromne 1:0 dla The Blues, a na Emirates Arsenal podwyższył na 3:0 i do szczęścia brakowało mu już tylko jednego trafienia. W 64. minucie Clarke zbladł jak papier i z przerażeniem na twarzy zakomunikował czwartą bramkę Kanonierów, którzy w tym momencie byli wirtualnym mistrzem Anglii. Wynik z Emirates obiegł nasze trybuny, a wraz z nim rozległ się szmer zaniepokojenia. Po chwili fani otrzeźwieli i z całych sił zaczęli dopingować swoich pupili. To przecież niemożliwe, aby tak długo wyczekiwany tytuł wymknął się z rąk w ostatnich dwóch kolejkach. Za dużo było pracy, wyrzeczeń i zbyt dużo zależało od nas, aby w kluczowym momencie wszystko posypało się jak domek z kart. Nie było na co czekać. W 69. minuty zdjąłem z boiska nieskutecznego Marcelo, na jego pozycję AMC przesunąłem Dyke’a, a na odgrywającego wpuściłem Castaignosa. Holender był naszym zbawcą w zeszłym sezonie, gdy wspaniałą postawą zapewnił nam triumf w Lidze Mistrzów i FA Cup. Teraz liczyłem na kolejny dar. Niestety gra wciąż się nam nie układała. Najlepszą sytuację miał w 65. minucie Moldoveanu, którego rykoszet po rzucie wolnym o mało nie zaskoczył Josepha. Od tego momentu nie zagroziliśmy bramce Orłów ani razu, czym doprowadziliśmy fanów do stanu paniki. Zaciął się też Arsenal więc nasze szczęście (ale i dramat) wciąż było ledwie one-goal-away. W końcówce wszyscy piłkarze Chelsea myśleli już tylko o ataku, przez co narażeni byliśmy na kontry. W 81. minucie zmroziło mnie, gdy osamotniony Leonardo stanął „oko w oko” z Bunce’em. Brazylijczyk jakimś cudem przestrzelił, a zadecydowało zapewne jego zaskoczenie, że tak łatwo doszedł do dogodnej sytuacji. Mój stan z ostatnich minut jest trudny do opisania. Ciałem stałem przy linii końcowej, ale myślami byłem nieobecny. Co prawda krzyczałem, dyrygowałem, ciągnąłem za przysłowiowe sznurki w mojej drużynie, ale w głowie coraz bardziej dojrzewała myśl o spektakularnej klęsce. Nie wiedziesz czemu najlepsza ofensywa Europy nagle straciła wszystkie atuty, a zagrożenie stwarzała jedynie przy stałych fragmentach gry. Po jednym z nich stał się cud. W 85. minucie Koreańczyk Kim Jung-Hoon sfaulował szarżującego prawym skrzydłem Manco. Z rzutu wolnego dośrodkował van der Vall, celując na 7. metr pola karnego. W tym miejscu znaleźli się jednocześnie Dyke i Castaignos. Panowie mocno sobie przeszkodzili i wydawało się, że w powietrzu rywalizują o piłkę. Pierwszy dosięgnął jej wyższy o 15 cm Holender i głową posłał ją tuż pod poprzeczkę. Gol na 2:0, stadion szaleje, ja upadłem na kolana i o mało co nie zalałem się łzami. Nie łzami szczęścia, jeszcze nie – zwyczajnie zeszła ze mnie część niewyobrażalnego napięcia. Do końca pozostawało 5 minut gry. Na Emirates wciąż było 4:0 dla Arsenalu, do którego piłkarzy już dotarły wieści zza miedzy. Pearce zmienił ustawienie swojego zespołu na 4-2-4 i było pewne, że przed nami jeszcze długie chwile niepewności. Trudno było nam zachować skupienie – niby chcieliśmy atakować, aby oddalić widmo utraty mistrzostwa przez gol Arsenalu w samej końcówce, a z drugiej strony nie chcieliśmy dopuścić do utraty głupiej bramki z kontry. Wreszcie sędzia gwizdnął po raz ostatni. Obroniliśmy wynik 2:0. Minuta nasłuchiwania wieści z Emirates i wreszcie eksplozja radości. Chelsea mistrzem Anglii!!! O tym, jak zacięta była walka w ostatniej kolejce i jak wszystko mogło zmienić się w oku mgnienia, najlepiej mówi tabela - Chelsea i Arsenal z równą liczbą punktów i różnicą bramek. Zadecydowała większa liczba goli strzelonych przez The Blues. | Poz | Zespol | M | Z | R | P | ZdG | StG | R.B. | Pkt | ------------------------------------------------------------------------------------ | 1. | Chelsea | 38 | 29 | 5 | 4 | 104 | 40 | +64 | 92 | 2. | Arsenal | 38 | 29 | 5 | 4 | 99 | 35 | +64 | 92
  24. łaziii

    Islands of Peace

    Mecz z Wigan nie mógł nam jeszcze zagwarantować mistrzostwa kraju, ale zwycięstwo przybliżyłoby nas do tego celu dosłownie na krok. Od spotkania z Porto mieliśmy aż tydzień, aby odpowiednio przygotować się do starcia z trzecią drużyną tabeli. Co prawda okres ten był zbawienny pod względem odpoczynku i sfery fizycznej, ale napędzana przez media atmosfera zaczęła nas przygniatać. Wszyscy zadawali sobie pytanie – czy Chelsea, mając swój wymarzony cel na wyciągnięcie ręki, wytrzyma napięcie i spełni oczekiwania. Jak to często bywa w podobnych okolicznościach, poprawna odpowiedź nie była tą najbardziej oczywistą. Wigan to groźny przeciwnik, ale przecież na Stamford Bridge potrafimy pokonać dosłownie każdego. Z tym przekonaniem ruszyliśmy do ataków od pierwszego gwizdka. Akcje zawiązywały się składnie, Dyke z Marcelo dochodzili do sytuacji strzeleckich, ale na tablicy wciąż paliły się dwa zera. Wszystko przez mającego „dzień konia” bramkarza Briana Defoe. Kapitan przyjezdnych fruwał od słupka do słupka i z każdą kolejną udaną interwencją odbierał nam pewność siebie. W przerwie moi piłkarze byli mocno zaniepokojeni, a ja nie zdołałem tchnąć w nich nowej dawki wiary we własne umiejętności i szansy w zwycięstwo. Na domiar złego w 50. minucie prawoskrzydłowy Wigan Gary Thompson ściął w pole karne i po ograniu van der Valla pokonał Bunce’a. 1:0 dla gości, stadion zamilkł, a nam ugięły się nogi. Już nie zdołaliśmy powrócić do żywych i w ciężkim szoku, a może po prostu panicznie przestraszeni, schodziliśmy do szatni. Polegliśmy w zaległym spotkaniu i przewaga punktowa nad Arsenalem stopniała do zera. Pozostał nam już tylko lepszy bilans bramkowy, ale handicap nie jest okazały – ledwie dwa trafienia więcej. | Poz | Zespol | M | Z | R | P | ZdG | StG | R.B. | Pkt | ------------------------------------------------------------------------------------ | 1. | Chelsea | 37 | 28 | 5 | 4 | 102 | 40 | +62 | 89 | 2. | Arsenal | 37 | 28 | 5 | 4 | 95 | 35 | +60 | 89 | 3. | Wigan | 37 | 23 | 7 | 7 | 82 | 47 | +35 | 76 | 4. | Newcastle | 37 | 19 | 9 | 9 | 73 | 45 | +28 | 66 | 5. | Middlesbrough | 37 | 19 | 7 | 11 | 57 | 41 | +16 | 64
  25. łaziii

    Islands of Peace

    Ruszył maj – miesiąc, w którym rozstrzygnąć się mają nasze marzenia o trzech trofeach. Najbardziej zależy nam na odzyskaniu miana mistrza Anglii po 7 długich latach przerwy, ale i obrona Pucharu Mistrzów oraz trzecie z rzędu FA Cup wyglądają apetycznie. Na pierwszy ogień poszła Liga Mistrzów i kwestia naszego awansu do finału na Old Trafford. Ciężko wywalczony remis w Porto zapowiadał równie trudną przeprawę w rewanżu. A tutaj proszę bardzo – niespodzianka i nasze gładkie zwycięstwo 5:0. Gdy moi podopieczni są w optymalnej formie, na naszym boisku nie podskoczy nam żaden rywal. Gra ofensywna jest wówczas tak perfekcyjna, że zespół przeciwny nie ma nawet okazji na dłużej nacieszyć się piłką. W środku pola rządził i dzielił Don Lee (9 kluczowych podań, 2 asysty), który uruchamiał śmiercionośne duo Dyke (1 gol) i Marcelo (2 bramki i 1 asysta). Dzięki tej trójce do przerwy było już komfortowe prowadzenie 3:0, a po zmianie stron główki Puljica i Castaignosa dobiły zagubionych przyjezdnych. Faworytem drugiej pary półfinałowej był Juventus, ale po remisie na Delle Alpi 1:1 to Walencji przypisywano więcej szans na awans. Jednak w rewanżu Nietoperze zawiodły swych fanów i do powtórki z fazy grupowej (tzn. meczu Chelsea-Valencia) nie dojdzie. Stara Dama objęła prowadzenie po golu francuskiego stopera Thierry Gay’a w 52. minucie. Co prawda w 84. minucie wyrównał 19-latek Santiago Quiñones, ale chwilę później wychowanek Juve Maximiliano Mancosu zapewnił swojej drużynie awans do finału. W nim spotkają się zwycięzcy rozgrywek z dwóch ostatnich lat.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...