Skocz do zawartości

Magazyn Polska Ekstraklasa


Escort

Rekomendowane odpowiedzi

Odra Wodzisław – Ruch Chorzów

 

Wydaje się, że Odra jest gotowa odnieść pewne zwycięstwo u siebie, szczególnie, że w pierwszych meczach prezentowali bardzo dojrzały futbol. Szybkie rozegranie na małej przestrzeni to była ich specjalność. Gorszy dzień przydarzył się w pojedynku z Bytomianami, którzy zaskoczyli rywali i odnieśli pewną wygraną. Dziś rywalem jest chorzowski Ruch – na ławce zasiadł między innymi as gości w postaci Jasińskiego, który już podczas jednego z wywiadów przebąkiwał, że zmiana klubu na lepszy będzie jego krokiem w karierze. W składzie Odry bez zmian, podobnie w Ruchu w obronie, w ataku szansę dostał Adamczyk, w pomocy Camilleri na lewej flance.

W pierwszych minutach warto odnotować rolę M. Dziubińskiego, który potrafił zbiec do środkowej strefy i wspomóc Zielińskiego i Petrova w rozegraniu piłki. Odra nie brała tego pod uwagę. Czasami M. Dziubiński mógł liczyć na to, że wyciągnie rywala ze strefy obronnej i zrobi wolną przestrzeń dla kolegi z ataku. W 5. minucie pierwsza znakomita okazja gospodarzy – zgranie Koniecznego ze skrzydła do Fernandeza, ten świetnym zwodem wyprowadził Pawlaka w pole, podanie do Mitrovica, wybiegnięcie zza Karwana, strzał, ale końcami palców fantastyczna interwencja Kantora! Dośrodkowanie Koniecznego z narożnika boiska, wyskoczył Smoliński i mało brakowało, by umieścił piłkę w siatce, wygrał pojedynek z Zielińskim, ale przelobował bramkę. Odra dyktowała warunki, a Niebiescy wyczekiwali jakiejś kontry jak ta z 8. minuty, gdy M. Dziubiński przechwycił podanie, zagraniem górą wyszukał Adamczyka, ale Grad zdołał wrócić i powstrzymał snajpera Ruchu. W 15. minucie ten sam zawodnik Odry uderzał z dwudziestego metra, ale bardzo niecelnie. W 19. minucie kolejny rzut rożny dla Odry, tym razem podanie na dalszy słupek, gdzie czyhał W. Dziubiński, lecz piłkę wypiąstkował Kantor. Chwilę potem akcja z pierwszej piłki, defensywa Ruchu wyglądała na zaskoczoną, dopiero Dylewski powstrzymał Koniecznego, który z prawej strony próbował wbiec w pole karne. W 27. minucie Chorzowianie przenieśli się pod bramkę rywali, lecz nic z tego nie wynikło – najpierw podanie Dylewskiego do Zielińskiego, ten oddał do lewego obrońcy, który wybiegł... za linię końcową. Słabo dziś prezentowały się obie jedenastki. W 33. minucie fantastyczna interwencja Kantora w akcji sam na sam z Fernandezem, który nie zachował zimnej krwi i postawił na siłowe uderzenie. W 35. minucie M. Dziubiński zdecydował się na piorunujący strzał z dystansu, ale Witkowski w znakomitej paradzie! Przed przerwą gospodarze próbowali swojego firmowego rozegrania pod polem karnym gości, lecz podopieczni Organka nie pozwalali na to – Petrov i Zieliński momentami skutecznie rozbijali ataki lub zmuszali wycofanie piłki do obrony. Do przerwy bez goli.

Po przerwie pierwsza okazja nadarzyła się Ruchowi, jednak z bezpośredniego rzutu wolnego zawiódł Petrov, który chyba chciał poobijać rywali w stojącym murze, piłka przeszła, ale w zwolnionym tempie trafiła do bramkarza. W 53. minucie pierwsza dobra okazja Adamczyka, który dostał długą piłkę od Dylewskiego lewym skrzydłem, ruszył do przodu z futbolówką przy nodze, zagrał do M. Dziubińskiego, który uciekł spod krycia, ale nadbiegł Markowski, prawy obrońca Odry, zagrodził drogę młodemu graczowi, który zbiegał jeszcze bardziej do boku, aż w końcu został osaczony przez trzech rywali. W 62. minucie Mitrovic do Wołkiewicza, ten poszukał strzału, ale Pawlak zdołał wybić piłkę spod nóg na rzut rożny. W 69. minucie Mitrovic rozciągnął do Wołkiewicza, ten zabawił się na skrzydle z Dylewskim, minął młodego zawodnika, ruszył do przodu, ale technicznym strzałem przelobował bramkę. W 77. minucie Stanikaitis z lewej strony zaryzykował i dograł długą piłkę na Adamka, lecz ten w pojedynku sam na sam musiał uznać wyższość Kantora. W 81. minucie kolejna próba Adamka, tym razem zbyt lekko dla Kantora. W 83. minucie najlepsza okazja Ruchu, piłka rozegrana w bardzo szybkim tempie, zagranie Grubesica do Petrova, strzał z półobrotu.. słupek, a po chwili piłka w rękach Witkowskiego. Dużo szczęścia. Ostatecznie remis i podział punktów. Kibice mogą śmiało narzekać na poziom spotkania, bo ten zawiódł. Odra chyba idzie na ligowy rekord remisów. Fakt, lepiej remisować niż przegrywać, ale wkrótce może dojść do zmiany szkoleniowca, jeśli Chybiorz nie zmieni nastawienia. Oczekuje się większego zaangażowania. Prawdziwym wzorem może być Organek, który najlepiej w Polsce poukładał pierwszy zespół – jest porządek, dyscyplina, walka o jedenastkę. Dziś przypomniał się Ruch z dwóch pierwszych kolejek, ale kibice są zadowoleni, że klub ciągle jest w czołówce.

 

Odra Wodzisław – Ruch Chorzów 0:0

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Marcin Szulc

Widzów: 4799

 

 

 

Górnik Zabrze – Wisła Kraków

 

Trener Gibała ciągle się uczy piłkarskiego fachu na poziomie Ekstraklasy. Ma za sobą ciężkie dni i bardzo udane spotkanie ze Śląskiem. Zabrzanie powolnie, mozolnie, ale uczą się taktyki, założeń trenera. Szkoleniowiec wierzy w sukces na własnym boisku z rozpędzoną Wisłą, która ostatnio po remisie z Koroną ma tylko jeden cel – nadrobić stratę do Lechii i Legii. Głos nie zamierza bawić się w spekulacje, w wyliczanki – po prostu trzeba wygrywać. Kontrakt z Białą Gwiazdą przedłużył Zieliński, który dopiero od tego sezonu wywalczył miejsce w jedenastce. Wyprzedaż w Krakowie opłacała się z wielu względów, a dzięki zarobionym pieniądzom można było zainwestować w nowy zespół, który aktualnie buduje Głos.

Górnik w pierwszych fragmentach spotkania chciał wykorzystać ofensywne wejścia Hossama i Omara, jednak Wiślacy podwajali krycie i potrafili posunąć się nawet do brutalnego faulu, ale Mikulski kończył jedynie na reprymendzie. W 2. minucie z rzutu wolnego zagranie Patera do Smółki, jednak stoper znajdował się na pozycji spalonej. W 4. minucie rewelacja w wykonaniu Białej Gwiazdy – rozegranie Wasyla do Djukica, ten z lewej strony zagrał do Kokoszki, który znalazł się przed linią obrony i przed kolegami z ataku, zagrał technicznie podbijając piłkę do góry, przelobował przy okazji obu stoperów, Ivanovski popisał się klasycznym przyjęciem, uderzył lekko obok Wosia, piłka odbiła się od słupka i przy drugim wpadła swobodnie do siatki. Wisła w efektowny sposób wyszła na prowadzenie. W 7. minucie z rzutu wolnego szansy próbował Wasilewski, ale obił mur i wywalczył korner. Kokoszka zagrał na jedenasty metr do Zielińskiego – pytanie dlaczego nikt nie krył środkowego pomocnika? Ten miał sporo miejsca, uderzył po ziemi jak z rzutu karnego, bramka! Rywale, którzy stali na słupkach nie zdołali wybić szybko lecącej futbolówki. W 23. minucie Zieliński szukał kolejnego prostopadłego podania, tym razem rywal wygłówkował, ale nadbiegł Kokoszka i za wszelką cenę chciał wpuścić piłkę w obręb szesnastki, wybiegł Cukovic, uderzył z powietrza... minimalnie obok prawego słupka Wosia, który już leżał na murawie. Zdołałby to wyciągnąć. W 31. minucie pierwsza dogodna sytuacja dla gospodarzy, najpierw rozegrał piłkę Szewczyk (chyba podglądał Michniewicza z Cracovii?), tak się złożyło, że Cieślak dobrze przetrzymał futbolówkę w środkowej strefie, prostopadłe podanie za Górskiego, wybiegł Nowak, ale uderzył za lekko i piłka ledwo doleciała do bandy reklamowej. W 34. minucie z rzutu rożnego Szewczyk zagrał na głowę Cieślaka, ale w ostatnim momencie nie pozwolił na uderzenie Wasilewski zmieniając tor lotu piłki. W drużynie gości szukano szybkiej akcji, ale pomocnicy za bardzo się gubili, a napastnicy chowali za plecami defensorów Górnika. W 40. minucie efektowna interwencja Gulbrandsena po strzale Szewczyka, który dostał dobre podanie z lewej strony od Nowaka. Do przerwy Górnik przegrywał.

Po przerwie Górnik chciał za wszelką cenę zdobyć gola kontaktowego, by chociaż nawiązać walkę z Wiślakami. Cieślak gryzł trawę, ale brakowało czucia piłki Omarowi, który został całkowicie zneutralizowany, raz przez Zuba, innym razem Djukic nie pozwalał mu na swobodny rajd. Po rozegraniu górą przez gospodarzy Djukic zdecydował się przeszkodzić Szewczykowi i zagrać głową do golkipera, lecz podał na tyle niefortunnie, że Gulbrandsen musiał skierować piłkę za linię końcową. W 58. minucie dobrze w powietrzu Wasilewski, zgrał piłkę do Kokoszki, ten uderzył z powietrza, ale wybił futbolówkę za stadion. W 61. minucie próba z rzutu wolnego Szewczyka, dośrodkowanie na Łukasika, ale znów na posterunku Wasilewski. Chwilę potem przerzucenie gry do prawej strony, gdzie Omar pokazywał Moskalowi dobre ustawienie, podał na wolne pole, ten w tempo do wbiegającego Szewczyka, Djukic i Górski nie mogli już nic zrobić, mocny strzał z obrotem, ale fantastycznie broni Gulbrandsen! W 70. minucie Szewczyk wbiegł w pole karne, zamiast uderzać wyczekał Górskiego, po czym padł na murawę – typowa symulacja. W 73. minucie w indywidualnej akcji Ivanovski, udało mu się przedrzeć przez trójkę rywali, uderzył za lekko dla Wosia. W 77. minucie po prawym skrzydle pobiegł Novosel, dostał dobre podanie od Kokoszki, zagrał na pole karne, gdzie uderzył z pierwszego tempa Ivanovski, ale Woś znakomicie! Gdzie byli stoperzy?! W 82. minucie Zofcak uruchomił Ivanovskiego, który plecami do bramki odegrał do Novosela, jednak strzał napastnika Białej Gwiazdy wybronił Woś. W doliczonym czasie gry jeszcze Górski obejrzał żółtą kartkę za faul na Łukasiku na skraju pola karnego. Cieślak górą do Smółki, ale pospieszyli się z rozegraniem. Koniec, ostatni gwizdek i Wisła zdobywa wyjazdowe trzy punkty. Górnik zagrał ambitnie w drugiej połowie, postawił trudne warunki i nie pozwalał Wiśle na zbyt wiele. Drużyna Głosa po długich męczarniach wywozi trzy oczka. Zadecydował pierwszy kwadrans, kiedy zabrakło doświadczenia i odpowiedniego wejścia w mecz. Oglądaliśmy dobry mecz i akcje z obu stron.

 

Górnik Zabrze – Wisła Kraków 0:2

4’ Ivanovski 0:1

8’ Zieliński 0:2

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Tomasz Mikulski

Widzów: 16227

 

 

 

Cracovia Kraków – Śląsk Wrocław

 

Jest pierwsza reakcja Laskosza – dziś w pierwszej jedenastce ujrzymy i Brkovica, i Georgieva, czyli dwóch zawodników, którzy nie radzili sobie jako samotny snajper. To oznacza, że szkoleniowiec Pasów zmienił wyjściowe ustawienie. W Śląsku bez zmian – jedynie Tasev na lewej obronie po bardzo dobrym meczu z PSG po raz kolejny pojawia się w jedenastce, brak Skrby. O kontuzji Warzychy wiedzą już wszyscy. Sam zawodnik jeszcze trochę musi odpocząć. W ekipie gospodarzy coraz większa presja, bo nadal brakuje zwycięstwa. Dziś ważny mecz z Mistrzem Polski, a za tydzień derby Krakowa – prawdziwe wyzwania dla Michniewicza, Nowaka i spółki.

Pierwsze fragmenty to zacięta walka w środkowej strefie, choć z korzyściami dla gospodarzy. Michniewicz i Eze uzupełniali się wzajemnie, próbowali rozegrania na skrzydła, jednak wydawało się, że taktycznie Śląsk może wygrać tę potyczkę – trzech środkowych pomocników, a do tego dwa potężnie obsadzone skrzydła. W 7. minucie pierwsza dobra okazja dla mistrzów Polski, rozegranie do Wosia, ten wdał się w drybling z Amodu, podał do wybiegającego Małkowskiego, strzał z linii pola karnego, ale przestrzelił za trybunę bramkową. W 9. minucie Mazurek podał z rzutu wolnego do Żurka, ten główkował, lecz prosto w Nalepę. Również Cracovia miała swoje okazja i szła za ciosem – piłkarze byli spragnieni punktów. Najpierw Dao wywalczył piłkę w 10. minucie w środkowej strefie, ta przeszła przez Michniewicza do Georgieva, napastnik uderzył z piętnastego metra, jednak końcami palców fantastycznie Pałys! Wydawało się, że bronił, lecz sędzia uznał, że to napastnik ostatni dotykał futbolówki. W 17. minucie Adamski zagrał do Eze, ten wypuścił piłkę z drugiej strony, obrona Śląska wciśnięta w pole karne jedynie wypatrywała dalszego rozwoju, a skrzydłowy Pasów uderzył mocno... w Żurka. Sporo szczęścia mieli goście. Brakowało w szatni Biskupa, który odszedł już do Anothorsisu, sprzedany przez prezesa, jednak Adamski dobrze uzupełniał po nim lukę. Po chwili kontra Śląska, wyszedł z piłką Małkowski, wdał się w walkę ze stoperami Cracovii, uderzył, ale obok bramki. Rzuty wolne miały być mocną stroną Pasów, dlatego kolejne dośrodkowanie z lewej strony skierowano na rosłych stoperów, jednak znów lepsi Mosór i Żurek. Zebrali niezbędne doświadczenie w Lidze Mistrzów i dziś wykorzystywali przeciwko teoretycznie słabszemu rywalowi. Pocrnjic zbiegł do środka wspomóc Michniewicza, ten próbował strzału, ale wyszło podanie do boku do Brkovica. Napastnik walczył bark w bark z Mosórem, udało mu się przedrzeć pod bramkę, jednak trafił jedynie w boczną siatkę. W 27. minucie niezła parada w wykonaniu Nalepy, który wybronił bezpośredni strzał Mazurka z 25 metra z rzutu wolnego. Przez kolejne minuty naciskali podopieczni Polo, którzy mieli zdecydowaną przewagę. Z rzutu rożnego zagrał Mazurek wysoką zawieszoną piłkę, Dao nie dał rady lepszemu Żurkowi, który wygrał w powietrzu i z bliska zapakował piłkę do siatki. Śląsk wyszedł na prowadzenie. Teraz Cracovia chciała rzucić się do ataku, jednak zagranie Eze na Brkovica słabe, główka napastnika jeszcze gorsza i piłka wylądowała w rękach bramkarza. Na nic zdawały się akcje Cracovii, bo Śląsk przejął inicjatywę. Kołodziejczyk do Mazurka, ten do zbiegającego Wosia, walka z Amodu wygrana, podał do Małkowskiego, który w jednej chwili zerwał się spod opieki obu stoperom, strzał mocny nie do obrony z dziewiątego metra i gol! Śląsk do przerwy prowadził 2:0, a Cracovia bezradna wobec Mistrzów Polski.

Po przerwie kolejne znakomite zagranie Mazurka na Małkowskiego, który najpierw uciekł Dao, później jednak Basta powstrzymał snajpera Śląska, bo szykowała się kolejna niebezpieczna akcja. Długie podania na Lenarta miały zdać egzamin, lecz sam zawodnik nie spełniał takich warunków, by przyjąć plecami do bramki, odegrać do Brkovica i pójść za akcją. W 50. minucie znakomite prostopadłe podanie Brkovica po przechwycie Dao, Lenart wybiegł, jednak nie oddał strzału, bo w ostatniej chwili powstrzymał go Mosór. Zagrał do boku do Amodu, dośrodkowanie na Adamskiego... spalony. W 56. minucie Mazurek spróbował szybkiego strzału po ziemi z boku pola karnego, ale Nalepa wybronił, lecz piłka wypadła mu z rąk, zamieszania w polu karnym nie wykorzystali goście, szybko z kontrą ruszył Pocrnjic, zdecydowanie przebiegł 60 metrów, podał do Lenarta w głąb pola karnego, ten zmylił Mosóra zdecydowanym ruchem do piłki, uderzył po ziemi, a ta wpadła do siatki w przeciwległy narożnik. Sporo stałych fragmentów gry mieli gracze Śląska. Wiele z nich świetnie rozgrywał Mazurek, jednak w powietrzu dobrze prezentowali się Dao i Basta. Kolejne długie piłki zgarniali stoperzy Śląska. Dlatego poziom spotkania wyraźnie się obniżył. W 68. minucie dobry odbiór Michniewicza w defensywie, Cracovia ruszyła z akcją, przerzut na Pietronia, który starał się w jakiś przemyślany sposób zagrozić bramce rywali, ale na darmo, bo po jego dograniu Lenart za długo zastanawiał się w polu karnym, narażając się na stratę na rzecz Mosóra. W 74. minucie znów Pietroń ośmieszył Breikstasa, dograł w obręb szesnastki, Lenart... i Mosór. W 86. minucie Piątek włączył się do akcji ofensywnej, zagrał na Góreckiego, ale w powietrzu lepiej zaprezentował się Terlecki mocnym wybiciem na uwolnienie. W 88. minucie chyba ostatnia szansa Pasów na wyrównanie – dośrodkowaniu Amodu na Adamskiego, ale skrzydłowego od podania odcięli stoperzy, a dokładniej Żurek. Pietroń przejął zgranie, podał do Lenarta, strzał wybronił Pałys, ale sędziowie odgwizdali jeszcze pozycję spaloną. Po ostatnim gwizdku wielki niedosyt, bo nawet remis uciekł gospodarzom. Jest jeden pozytyw – za chwilę drużyna Laskosza będzie grać na nowym obiekcie w Krakowie, przyjdzie większa fala kibiców, dzięki czemu będzie się łatwiej grało niż w Sosnowcu. Śląsk pewnie wskakuje do czołówki ligi – nie zamierza pozwolić na utratę tytułu.

 

Cracovia Kraków – Śląsk Wrocław 1:2

33’ Żurek 0:1

41’ Małkowski 0:2

57’ Lenart 1:2

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Artur Radziszewski

Widzów: 7176

 

 

 

Polonia Bytom – GKS Bełchatów

 

Drużyna Karpińskiego miewa przebłyski, coraz więcej wychodzi im podczas ligowego spotkania, pomimo niskich umiejętności jak na Ekstraklasę. Ostatnia dominacja nad Odrą to chyba najlepsze spotkanie Karpińskiego, odkąd objął Polonię. Semenov i Bobolokic, a do tego Bondarenko przeżywają formę życia. Tych dwóch pierwszych przedłużyło już swoje umowy. W GKSie bardzo kiepskie humory po przypadkowej porażce z Arką. Trener Białek wyładował zdenerwowanie na piłkarzach już po raz kolejny, ale powód jest ten sam – brak skuteczności. Dlatego dziś w ataku całkowita zmiana – Williams i Terlecki z przodu, za ich plecami operował będzie Kołodziejczyk. Zając w pomocy za Mikołajczaka.

W 1. minucie bardzo dobrze lewym skrzydłem przedarł się Kuklis, podał do Sanou, który najpierw uciekł Okoro, a potem pomiędzy stoperami poszukał przestrzeni do oddania strzału, ale uderzenie wybronił K. Kowalczyk. Po chwili mieliśmy szybki odbiór w środkowej strefie i znów Polonia w natarciu, tym razem dogranie Romposa do Kuklisa, ten dograł do Sanou, który prostopadłym podaniem uruchomił Bobolokica, obrona GKSu stała jak wryta, jednak strzał środkowego pomocnika nie zaskoczył bramkarza, który wyszedł do piłki. W 4. minucie z rzutu wolnego dogrywał Semenov, a główkował Konieczny, lecz osaczony przez dwóch rywali uderzył do góry, a nie w światło bramki. Szybka kontra Giela w 7. minucie nieudana po podaniu do Terleckiego, który zagubił się we własnym przyjęciu. W 13. minucie doskonałe dogranie górą Kołodziejczyka na Terleckiego, jednak napastnik w biegu na bramkę nie spostrzegł, że z tyłu atakuje go Rompos, który zdołał wyłuskać futbolówkę. W 16. minucie Giel poszukał Williamsa, który pod pressingiem Majewskiego musiał wybiec z pola karnego, postanowił uderzyć z dystansu, lecz przeniósł futbolówkę nad poprzeczką. W 20. minucie Giel do Okoro, ten do Zająca, środkowy pomocnik posyła prostopadłe podanie skośne względem obu stoperów, Majewski ruszył zdecydowanie, ale Williams go przepchał, miał miejsce na piętnastym metrze, uderzenie... bramka! Zarate mógł szybciej zareagować. W 25. minucie bardzo ładna akcja dla oka w wykonaniu Kołodziejczyka i Okoro, którzy szukali napastnika w środku pola karnego, lecz zareagował Majewski i szybko wybił piłkę. W 36. minucie kolejna wymiana podań przed polem karnym Zarate, najpierw rozrzucenie do Nnanny, który podłączył się z prawej strony, oddał do Giela, zagranie do Zająca, ten piłkę z powietrza przymierzył idealnie, że trafił w narożnik bramki wręcz perfekcyjnie! Doskonałe wykończenie i już goście mieli dwubramkowe prowadzenie. Chwilę potem szybkie wznowienie gospodarzy, którzy byli niesieni przez swoich kibiców – długa piłka Bondarenki do Szyszki, jednak pierwszy na przedpolu z piłką w rękach znalazł się K. Kowalczyk. Jeszcze przed przerwą z rzutu rożnego szansy szukał Semenov, ale podał za głęboko na Szyszkę i piłkę wyłapał golkiper. 2:0 do przerwy.

Po zmianie stron i krótkim odpoczynku na murawie nie ujrzeliśmy już Semenova, którego zastąpił Didi. Nic to nie zmieniło w obrazie gry na początku drugiej części gry, kiedy GKS chciał jeszcze podwyższyć, a siły w nodze spróbował Okoro z trzydziestu metrów, ale Zarate przycisnął piłkę do piersi. W 55. minucie Poloniści starali się wyprowadzić kontrę, ale wszystko popsuł Szyszko, który wpadł na Okoro, dzięki czemu znów GKS miał groźną sytuację. Podanie do Terleckiego, jednak napastnika Białka zablokował Majewski. W 58. minucie żółta kartka dla Okoro za nieprzepisowe powstrzymanie Sanou, jednak sam zawodnik powinien ujrzeć nawet czerwoną kartkę. W 62. minucie z rzutu rożnego Kuklis zagrał piłkę odchodzącą, jednak dobrze zachował się Wierzbicki i wygrał pojedynek z Sanou. W 69. minucie bardzo dynamiczna akcja GKSu, podanie Kołodziejczyka na Williamsa, napastnik wyszedł do dogodnej sytuacji, uderzył z ostrego kąta, ale Zarate wyczekał i fantastycznie wybronił! Gospodarze zaczynali wywierać presję na rywalu, jednak wiele z tego nie wynikało, bo w kluczowych momentach defensywa Białka potrafiła się zachować w odpowiedni sposób – czy to odbiór Rochy, czy blok Viniciusa. W 72. minucie Zając dobrze z lewej strony do Terleckiego, ale napastnika uprzedził ponownie Majewski. Chwilę potem akcja przeniosła się pod bramkę K. Kowalczyka, ale Klimavicius zachował się bardzo egoistycznie, mając dwóch kolegów na skrzydłach, uderzył sam i wywalczył jedynie rzut rożny po bloku jednego z rywali. W kolejnych fragmentach niewiele się działo. Bytomianie dłużej utrzymywali się przy piłce, jednak GKS grał konsekwentniej. W końcówce, w doliczonym czasie gry świetnie zagrał Bobolokic do Szyszki, ten wszedł pomiędzy szeroką linię obrony, uderzył z dwunastego metra, świetnym refleksem popisał się K. Kowalczyk, wybili stoperzy. Również posypały się żółte kartki, które wynikały ze zdenerwowania piłkarzy GKSu. Ci zyskali odpowiednio sporo czasu i ostatecznie goście wywożą ważne trzy punkty z Bytomia. Drużyna Białka w końcu może świętować zwycięstwo. Ostatnio brakuje im stabilizacji formy. Typowani na środek tabeli mają w drużynie takich zawodników, że swobodnie mogliby walczyć o czołowe lokaty. Natomiast w Polonii rozczarowanie, bo drużyna Karpińskiego mogła nawiązać walkę, lecz brakowało doświadczenia młodym napastnikom.

 

Polonia Bytom – GKS Bełchatów 0:2

20’ Williams 0:1

36’ Zając 0:2

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Hubert Siejewicz

Widzów: 4914

Odnośnik do komentarza

Lech Poznań – Arka Gdynia

 

Kolejorz po wygranej z ŁKSem w lepszych humorach, Szymandera przetrzymał posadę na jakiś czas, lecz wie, że wygrana z Łodzianami nie jest wielkim sukcesem. Outsider może urwać punkty każdemu, jednak faworytowi do mistrzostwa nie mogą zdarzać się takie wpadki. Działacze liczą, że Lech wróci na właściwe tory i zacznie wygrywać. Taktykę utrzymano – znów Lech wychodzi z jednym napastnikiem, Adamusem, na którego narzekał Szymandera. Na ławce znów brak Sabica. Młodziutki snajper już rozgląda się za nowym pracodawcą. Zresztą podobnie jak Kalinic, który nie uzyskał pozwolenia na zmianę klubu, jednak w zimie zechce przypomnieć o swoich zachciankach. Nowy trener Arki wierzy w niespodziankę. Potrafili wygrać z GKSem, dlatego chce tchnąć ducha w drużynie przed meczem z Kolejorzem.

Szybkie rozegranie, goście już w 8. sekundzie byli w polu karnym, ale Marczak naraził się na stratę, Markowski znalazł się w dobrym miejscu. Lech zmuszony był do głębokiej defensywy pod wpływem ataku Arki. Oddawał strzał Malaj z dwudziestego metra, ale został zablokowany – rzut rożny. Toleski dograł na Flavio, bramkarz minął się z futbolówką, ale akcję uratował Bekric, który wygrał w powietrzu i oddalił zagrożenie. Magallanes mocnym wykopem posłał piłkę do przodu, na prawej flance znalazł się niekryty Rogozhin. Ruszył do niego Marcao, Trzeciak skupił się na Adamusie, w pole karne wbiegł niepilnowany Zając, podanie do niego, uderzenie mocne przy krótszym słupku i bramka! Lech potrafił skontrować w odpowiednim momencie. 1:0 dla gospodarzy. W 3. minucie Stefanik ośmieszył Francisco prostym zwodem, potem dograł w pole karne, gdzie uderzenia szukał Toleski, ale jego z rytmu wybił Bekric. W 6. minucie bezmyślne długie podanie Toleskiego na Flavio, jednak w pojedynku z dwoma stoperami nie miał szans. Na dodatek formację obronną wspomagali Świątek i Gajewski. Długie piłki na Adamusa to też nie był najlepszy pomysł, a jednak Lechici grali jakby podpatrywali sposób gości. W 9. minucie wydawało się, że Marcao wybije piłkę, ale uderzył piłkę na tyle, że ta zakręciła na rzut rożny. Gracze trenera Wuwera czuli się zagubieni na boisku. Momentami wydawało się, że są ustawieni bardzo ofensywnie, co wykorzystywali szybcy Magallanes i Zając. W 16. minucie podanie Francisco do Zająca, ten próbował swoich magicznych zwodów, podał po ziemi do Adamusa, napastnik z łatwością urwał się Plucie, który popisał się niesamowitą biernością, uderzenie po ziemi bardzo lekkie, ale mylące dla golkipera i piłka wpadła do siatki. 2:0. W 21. minucie skuteczna interwencja Postolova po strzale Flavio, który nie wierzył, że nie poradził sobie z czterema graczami, którzy doskoczyli do niego przed polem karnym. Arka popełnia ten sam błąd Grabowskiego – gra ofensywnie, przez co naraża się na groźne kontry Lecha. W 23. minucie Toleski zagrał na Popovica, bezskutecznie, później na Stefanika, ale znów defensor Lecha reagował. W 33. minucie świetna okazja po dograniu Gajewskiego w pole karne, wyszło z tego trochę przypadkowości, ale Zając stał w dobrym miejscu i zmienił tor lotu piłki, końcami palców futbolówkę na korner wybił Szczepanik. W 40. minucie Pluta zapobiegł strzałowi Adamusa. Arka rozgrywała pod polem karnym, Malaj zagrał w pole karne – przeciął Zając, długie podanie pomiędzy rozciągniętą formację obronną, wybiegł Adamus, przyjął jakby miał klej na bucie, uderzył mocno nie do obrony i mieliśmy 3:0 przed przerwą.

W 56. minucie Flavio ściągnął do lewej strony i Francisco, i Bekrica, zagrał do wbiegającego Stefanika, który został zablokowany przez K. Wójcika. Sporo szczęścia gospodarzy, ale i brak doświadczenia Stefanika, który nie potrafił zachować się spokojniej. W 62. minucie znów skuteczna interwencja K. Wójcika, który wślizgiem wybił Flavio z rytmu, ale skutecznie, bez faulu. W 64. minucie niektórzy już widzieli piłkę w siatce, ale po podaniu Flavio do Trzeciaka, pomocnik obił jedynie boczną siatkę. Bardzo spokojnie zachował się Postolov, który nawet nie zareagował na strzał. W 72. minucie pierwsza skuteczna interwencja Szczepanika, który musiał wybronić uderzenie Adamusa, dogrywał Magallanes ośmieszając Plutę lobem. W 78. minucie sprytny Stefanik udał, że dośrodkuje, jednak to był strzał, Postolov broni fantastycznie przy słupku! W 79. minucie długie podanie na Kalinowskiego, ten strzelił mocno, ale podobnie jak poprzednicy, jedynie w boczną siatkę. Kalinowski imponował swoimi warunkami i wyjściem do piłki, jednak w 82. minucie Bekric nabił futbolówkę na napastniku Arki. Gracze gości wyglądali na wycieńczonych, jakby nieprzygotowani do sezonu, snuli się niczym muchy w smole. W 90. minucie Adamus padł po czystej interwencji Popovica w polu karnym, a sędzia zdecydował się podyktować jedenastkę. Zawodnicy otoczyli sędziego, ale nie dali rady go przekonać. W końcu Adamus ustawił piłkę na jedenastym metrze i zaprzeczył teorii, że poszkodowany nie może wykonywać rzutu karnego. Precyzyjnym strzałem ustalił wynik na 4:0. Po ostatnim gwizdku kibice szaleli z radości, pomimo niskiej lokaty w tabeli. Szymandera jakby trzeci raz korzystał z cierpliwości zarządu – oby tym razem skutecznie. Arka przegrywa, ale to oni prowadzili grę przez większość czasu, dlatego trener Wuwer musi pracować sumiennie, a rezultaty powinny przyjść z biegiem czasu.

 

Lech Poznań – Arka Gdynia 4:0

2’ Zając 1:0

16’ Adamus 2:0

44’ Adamus 3:0

90+2’ Adamus (kar) 4:0

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Paweł Gil

Widzów: 18961

 

 

 

Zagłębie Lubin – ŁKS Łódź

 

Debiut trenerski Gieroby w Ekstraklasie. Tak naprawdę jeszcze niewiele wiemy o nim, poza tym, że zaczyna przygodę na najwyższym szczeblu w Polsce. Naprzeciw staje Kowalczyk, który rok temu był wiązany z Legią, dziś jego notowania spadły poprzez kolejne słabe przygotowania i w rezultacie kiepskie wyniki. Bardzo ofensywne ustawienie gospodarzy, ale jeszcze ofensywniejsze gości. Nikt nie spodziewał się, że przed Pietrzakiem i Gacevicem zagra wysunięty jeszcze Chałas, który będzie zawieszony za trójką napastników. Bukmacherzy po prostu musieli grać over 2.5 za 1.55. Kurs spadał bardzo dynamicznie. W Lubinie kolejne zmiany, posada coraz bardziej zagrożona – cel jest jeden: dziś wygrać z outsiderem ligowym. Gieroba wierzy w swój zespół, dlatego gdy ci wybiegli z szatni jeszcze ich mobilizował. Kibice byli przeciwni nowemu trenerowi, bo ten przyznał się do swojej wielkiej miłości do Legii. Czasami trzeba uważać co się mówi. Dziś na trybunie gości przez pierwszą połowę wisiał transparent: „Gieroba, biegnij do Warszafki!”. Przechodzimy do samego spotkania.

Bardzo pewni siebie zawodnicy z Lubina próbowali najpierw prostopadłych podań. Jedna próba to szansa Angeleskiego po podaniu Holstroma, inna to Careca do Holstroma, jednak w obu przypadkach trzeźwo zachowali się obrońcy, przecinając zagrania. W 2. minucie Pietrzak praktycznie z narożnika boiska, ale jednak z rzutu wolnego zagrał na dalszy słupek na Gacevica, który niespodziewanie wygrał główkę z Holstromem i skierował piłkę do siatki. Wynik szybko otworzyli goście, Gieroba wyskoczył do góry. Jednak praca z ostatniego tygodnia nie może pójść na marne. W 5. minucie rozegranie w środkowej strefie boiska, w końcu Mitic do Gacevica, ten prostopadłym podaniem pomiędzy Ogórka a Szczęsnego uruchomił Vasiliauskasa, napastnik przyjął piłkę i ruszył dynamicznie w kierunku bramki. Uderzył po ziemi i trafił w przeciwległy róg bramki! Nikt nie spodziewał się takiego początku. ŁKS nadal był nastawiony ofensywnie, przez co Zagłębie miało więcej pola do popisu i mogli odrabiać straty. Jednak podania pod polem karnym Króla niewiele dawały, bo w końcu dośrodkowanie Króla wybił Careca, przechwycili goście i mieli okazję do kontry, również i w ich wykonaniu oglądaliśmy bardzo szarpaną akcję z kilkoma stratami. W 28. minucie Chałas znalazł się na pozycji spalonej. Maximenko wybił piłkę daleko do Holstroma, który wykazał się sprytem i balansem ciała wszedł przed Carecę, zagrał do klubowego kolegi Carecy, Angeleski do Holstroma, trójka napastników zabawiła się z formacją obronną, strzał Sweda obronił Król, jednak dobitka Carecy znalazła miejsce w siatce. Gol kontaktowy. W 34. minucie Klimek starał się dośrodkowaniem zaskoczyć Króla, ale nikt nie zgarnął futbolówki, ta ostatecznie wylądowała w rękach bramkarza. Do przerwy 2:1 dla gości, ale rezultat pozostaje sprawą otwartą.

Trener Gieroba zarządził dwie zmiany. Widać, że wynik nie odgrywał dla niego większej roli. Piłkarze po prostu mieli grać efektywnie. W 52. minucie trochę zamieszania pod bramką Maximenki, Vasiliauskas zagrał w pole karne, gdzie Ogórek krył Mitica, jednak młodziutki snajper dostawił nogę, dograł do Kwieka, który mocnym uderzeniem po ziemi nie dał szans golkiperowi gospodarzy. Podwyższył na 3:1! Niechciany w Odrze zawodnik w końcu mógł się wykazać na swojej ulubionej pozycji. Ponownie zawiodła formacja obronna, a Niewiadomski czeka szansę i czeka... Rywale z Lubina posuwali się do brzydki fauli, podcinek, by przeszkodzić Łodzianom rozwinąć skrzydła. W 62. minucie kosztowna strata Chamery, szybka kontra Zagłębia, jednak Angeleski nie zdołał celnie trafić. W 68. minucie bardzo dobra interwencja Króla po strzale Bianchiego, bo ten znalazł się w akcji sam na sam – stoperzy musieli pilnować napastników, a środkowy pomocnik stworzył podwojenie i większe zagrożenie w polu karnym. Czasami atakowała cała grupa zawodników, całkowicie zapominając o defensywie. Działo się tak po obu stronach. W 78. minucie zabrakło Holstromowi zimnej krwi, ale w 81. minucie po stracie Carecy na rzecz wspomnianego napastnika wyszła bardzo niebezpieczna akcja, która zakończyła się mocnym strzałem Kozlyuka po ziemi i kolejnym trafieniem dla Lubinian. Kowalczyk w ogóle nie żył na ławce rezerwowych. Król spóźnił się z interwencją. To chyba już ten wiek. W końcówce spotkania Zagłębie dominowało, wydawało się, że piłkarze chcą wejść z piłką do bramki, dlatego mecz zakończył się zwycięstwem gości. Bezradność napastników z Lubina porażała cały sztab trenerski, a do tego działaczy zasiadających na loży vip. Tęsknili za Zagłębiem, tym efektownym sprzed roku. Dobry debiut Gieroby, choć kiepskie przyjęcie przez kibiców, a wszystko przez brak doświadczenia w mediach – trzeba uważać na każde słowo. Do tego bardzo ofensywne wejście w ligę, co w pojedynku z mocarzem ligowym może zakończyć się pogromem.

 

Zagłębie Lubin – ŁKS Łódź 2:3

2’ Careca 0:1

5’ Vasiliauskas 0:2

29’ Careca 1:2

52’ Kwiek 1:3

81’ Kozlyuk 2:3

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Daniel Stefański

Widzów: 3637

 

 

 

Polonia Warszawa – Lechia Gdańsk

 

W drużynie z Konwiktorskiej znów dzieją się niestworzone rzeczy. Trener Kucharski otrzymał drugą szansę, pod koniec ubiegłego sezonu potrafił utrzymać zespół w lidze. W tym natomiast szybko przebił się do czołówki, by ostatnio przełknąć gorycz dwóch porażek. Niestety jego zaangażowanie sporadycznie zmalało, klub odnotowuje stratę po tym, jak nie pojawił się już na trzech konferencjach z rzędu. Zarząd traci cierpliwość, a wiemy, że właściciel nie należy do ludzi, którzy tolerują ignorowanie obowiązków w pracy trenerskiej. W ostatnim wywiadzie powiedział: - Mam pecha do trenerów. Najpierw Kucharski, teraz znów mu dałem szansę, ale on mnie zawodzi. Dimitrijevic zapowiedział, że nie chce pracować w klubie, gdzie panuje totalny zacytuję: syf. Chyba to słowo załapał po polsku bardzo dobrze. Szukam nowego szkoleniowca. Nie chcę trafić na kolejnego Demkowicza, bo rozwali mi szybkę w drzwiach, pan obrażalski. W Gdańsku nie mają takich problemów. Zaufali Moniuszce, a ten poukładał zespół, choć czasami wydaje się, że za szybko chce „odstrzelić” któregoś z zawodników, dlatego czasami działacze wchodzą w drogę i próbują utrzymać gracza w klubie, by mieć szersze pole manewru. Po sześciu wygranych czas na pojedynek na Konwiktorskiej. W poprzednim sezonie Czarne Koszule dwukrotnie triumfowały w pojedynkach ligowych, stąd większa obawa w szeregach Lechii.

Piłkarzom musieliśmy przypomnieć o 3:2 i 3:1, bo ci nie pamiętali wyników. Skupiali się bardziej na dzisiejszym meczu, było to widać od pierwszych minut, bo grali bardzo twardo i nie odpuszczali. Wiedzieli również, że w szeregach Polonii brakuje stopera Da Silvy, który z Drozdovem rzadko popełniali błędy. W 4. minucie Matusiak uprzedził Jasińskiego, który wybiegał do długiej piłki i podał do golkipera, sporo ryzykując, lecz Malinowski dobrze na przedpolu. Cristiano szybko rozegrał do Witkowskiego, ten uderzył z powietrza, ale niecelnie. W 5. minucie okazja dla Lechii, ale przy wyskoku Jasiński był pociągany za koszulkę, sędzia podyktował jedenastkę. Piłkę ustawił sam poszkodowany. Uderzył wprost w Malinowskiego. Chyba nie wytrzymał gwizdów na stadionie. W 11. minucie Cristiano poszedł do przodu o jeden zwód za dużo, dobry odbiór zaliczył Wójcik, podał po linii długą piłkę na Jasińskiego, który poradził sobie z Dżerlekiem w pojedynku bark w bark, wbiegł w pole karne, do ostatniej chwili przetrzymał Malinowskiego, podał do Ozima, który praktycznie wbiegł z piłką do siatki na pełnej szybkości. Goście wyszli na prowadzenie. W 19. minucie kontuzja Cristiano, w jego miejsce na boisku pojawił się Owczarek. W 20. minucie brzydkie zachowanie Witkowskiego, który pociągnął Ozima za koszulkę przy walce w powietrzu. Żółta kartka. W 22. minucie Polak zdecydował się na dośrodkowanie, a z mocnego dogrania wyszło uderzenie, które Malinowski wybił z linii bramkowej. Klepczarek starał się ratować sytuację, był faulowany przez Wójcika i dzięki temu mogli poukładać szyki obronne. Polonia naciskała, lecz bardzo dobrze w defensywie pracowali Idemudia i Woźniak. W 28. minucie Jasiński otrzymał długą piłkę od Polaka, wydawało się, że Dżerlek i Klepczarek poradzą sobie z osamotnionym napastnikiem, lecz ten w parze z Ozimem rozbroił całą czwórkę obrońców i Jasiński znów po chwili zagrał do niekrytego Ozima, lecz ten przestrzelił. W 31. minucie kolejna dobra interwencja Malinowskiego, który wypluł strzał Gonzaleza z rzutu wolnego z 21 metra. Matusiakowi nie wyszła kontra, bo praktycznie truchtał z piłką przy nodze, wbiegł Sagi i odebrał. W 38. minucie spóźnieni obrońcy musieli oglądać plecy Ozima, który szukał skuteczności, lecz i tym razem Malinowski okazał się być dobrze ustawiony, dodatkowo skrócił kąt i ostatecznie wybronił strzał snajpera Moniuszki.

Po przerwie nadal goście dyktowali warunki, choć w poprzednich meczach woleli przyjmować akcje przeciwników, by skutecznie skontrować. Tym razem sytuacja się odwróciła – Owczarek rozgrywał, po bokach pojawiali się Wójcik i trochę bardziej aktywny i skuteczniejszy w swoich decyzjach Polak. W 50. minucie dwukrotnie Klepczarek starał się zapobiec strzałowi Jasińskiego, jednak napastnik uwolnił się i przymierzył, szkoda tylko, że niecelnie. W 53. minucie świetnie Idemudia z Owczarkiem, ten drugi wyczuł moment podania i wpuścił prostopadłym zagraniem Jasińskiego w pole karne, ten na pełnej szybkości nie uderzył zbyt precyzyjnie i piłkę wychwycił Malinowski. Po chwili ta znalazła się w polu karnym bo golkiper wypuścił ją z rąk, dobijał Ozim na pustą bramkę... nie ma! Praktycznie wydawało się, że akcje będą się mścić, ale Lechiści nie pozwalali na taki obrót sprawy. Dobrze współpracował kolejny mecz trójkąt Woźniak-Idemudia-Polak po prawej flance. Woźniak do Ozima, ten znalazł się przy Drozdovie, podał do Jasińskiego, napastnik wdał się w drybling z Klepczarkiem, w końcu uderzył mocno pod poprzeczkę i bramka! Malinowski zasłonięty przez stopera mógł mieć pretensje, bo wyskoczył do piłki z opóźnieniem. W 63. minucie szansę miał Duraj po tym jak dwóch stoperów źle rozegrało piłkę, a on wbiegł na linię podania, ruszył na bramkę, ale ostatecznie zbiegł do boku pod wpływem Matusiaka. Dograł przed pole karne, tam uderzył Woźniak, lecz czubkiem buta, wyłapał to Malinowski. W 68. minucie skuteczna interwencja Halima po strzale Dimitrijevica, który wpadłby za kołnierz golkiperowi. W 75. minucie Duraj znów starał się namieszać w strefie obronnej rywali, najpierw wygrał pojedynek biegowy z Dżerlekiem, ale potem nie poradził sobie z Drozdovem, który przybiegł z asekuracją. W 78. minucie Polak przedarł się prawym skrzydłem, podał po ziemi do Woźniaka, ten wpuścił Duraja, który truchtem wbiegł w obręb szesnastki, uderzył, ale Malinowski znów skutecznie, dobijał Ozim, tym razem się nie pomylił jak we wcześniejszych fragmentach i ustalił wynik spotkania. Do końca meczu Czarne Koszule nie wykazywały chęci do gry. Lechia działała demotywująco. Ci natomiast zanotowali kolejną wygraną. Tym samym wyrównali rekord Śląska Wrocław z ubiegłego sezonu. W przyszłej kolejce z Odrą powalczą o przedłużenie znakomitej passy, by jednocześnie utrzymać fotel lidera. W Warszawie kryzys, natomiast w Gdańsku wielka radość.

 

Polonia Warszawa – Lechia Gdańsk 0:3

11’ Ozim 0:1

59’ Jasiński 0:2

78’ Ozim 0:3

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Dawid Piasecki

Widzów: 4013

 

 

 

 

Korona Kielce – Legia Warszawa

 

Trener Gil melduje się na rozkaz – kibice w Kielcach nie są zachwyceni stylem gry, bo uważają, że Galkauskas powinien drużynę prowadzić do kolejnych wygranych. Humory na pewno poprawił remis z Wisłą, dzięki czemu spowolnili latającą Białą Gwiazdę. Legioniści nie zamierzają powtórzyć błędów rywali do mistrzostwa. Są w trudniejszym położeniu, bo grają na wyjeździe na nowoczesnym obiekcie w Kielcach. Po nieudanym pierwszym występie grupowym nikt nie narzeka w Warszawie, bo wciąż liczą na cichy awans – pozostało pięć meczów do rozegrania. W lidze ciągle gonią Lechię, a ta znów wygrała i może odskoczyć na niebezpieczną odległość czterech punktów. Kontuzji doznał Rogowski, który otwarcie mówi o odejściu z Korony do lepszego klubu. Natomiast w Legii nadal brakuje Owusu, który wraca do zdrowia.

W 3. minucie Fernandez w środkowej strefie wdał się w drybling z Tapalovicem, potem zagrał do Miljkovica, wszystko wydawało się, jakby puszczano na wideo w zwolnionym tempie, ale właśnie taki styl prezentowała Legia – powoli, ale skutecznie od nogi do nogi. Napastnik podał do Popieli, który jeszcze powalczył z Czarneckim, podał za obrońcę, do strzału szykował się Kowalczyk, lecz został zablokowany. Przy kornerze dobra reakcja Czarneckiego, który uprzedził Sibandę. W 11. minucie skuteczna interwencja Kowalskiego po strzale Fernandeza, a piłkę wypuścił Popiela, który znalazł się przy linii końcowej w polu karnym pod presją rywala. Rzut rożny wykonał Fernandez – piłki nie przeciął Drej, jedynie się z nią minął, idealnie w tempo uderzył Sibanda na dalszym słupku i trafił do siatki. Nikt nie zdołał powstrzymać stopera Legii. Podopieczni Skury wyszli na prowadzenie. W 15. minucie bardzo mądrze zachował się Tapalovic, który zagrał do Kadzińskiego, a ten prostopadłym podaniem uruchomił Nunesa, jednak Brazylijczyk za wolno przewijał się przez pole karne, dobrze zainterweniował Garcia. W 21. minucie Podolczak zagrał z prawej strony z rzutu wolnego, dobrze skakał Bąk, który wygrał w powietrznym pojedynku z Popielą, lecz zabrakło celności. W 23. minucie dobrze obrócił się Kowalczyk po podaniu Miljkovica, uderzył szybko i zdecydowanie, lecz Kowalski znów odbił do boku na rzut rożny. W 28. minucie nikt nie wie co chciał dokonać Skorupski technicznym strzałem, którym trafił jednego ze swoich kibiców za bramką Kowalskiego. W 32. minucie dobrze zagrał Galkauskas do boku do Podolczaka, gdzie ten uderzył z narożnika pola karnego zanim Skorupski wystawił nogę. Fantastyczna interwencja Soleya, bramkarz wybił do w pole karne, nikt nie zdołał wybić, dobijał Szczepanik z siódmego metra, ale znów znakomicie Soley! Wybicie piłki, szybko próbowali rozegrać to Popiela z Miljkovicem, lecz Drej wybił na aut. W 36. minucie ciekawy pojedynek Dreja z Fernandezem. Prawy obrońca Korony chciał za wszelką cenę udowodnić wyższość nad rywalem. Argentyńczyk nie odpuszczał. W 40. minucie Popiela zgubił piłkę przed polem karnym i wydawało się, że Korona skontruje, jednak wszystkie bezpańskie piłki zbierał Fernandez i znów rozprowadzał akcję. Popiela zagrał do Miljkovica na głowę, a ten lekko wprost w ręce Kowalskiego. Do przerwy skromne prowadzenie Legii, ale musieli się mieć na baczności, bo Korona z kolejnym silnym przeciwnikiem stawiała ciężkie warunki i mogła urwać punkty.

W 53. minucie najpierw Kadziński przegrał do Galkauskasa, ten wypatrzył Nunesa, który swobodnie przepchał Majkę, podanie prostopadłe, miał sporo miejsca po prawej stronie, gdzie właśnie miał do dyspozycji lepszą nogę, Soley wyszedł, ten strzelił obok... piłka musnęła słupek i wyszła za linię końcową. Jak niewiele brakowało! W 60. minucie Jaskólski podał do Fernandeza a ten przeniósł piłkę nad poprzeczką. Dominacja Legii wzrastała z każdą minutą, a Skura czasami patrzył na zegarek. Słabo w powietrzu po wybiciu Kadziński, bo przegrał główkę z Garcią, prawy obrońca przy okazji ucierpiał, rozegranie z pierwszego tempa Miljkovica do Kowalczyka, napastnik został wytrącony z równowagi, dobra interwencja Bąka, jednak po wybiciu na chwilę stanęła cała formacja, wykorzystał to Miljkovic, przejął piłkę po lewej stronie na wysokości pola karnego, uderzył w Kowalskiego, na linii wybicia znalazł się Kowalczyk, który przyjął i mocno uderzył do pustej bramki. 2:0 i wydawało się, że losy spotkania zostały przesądzone. W 68. minucie dobrze szukał się Kosiorowski w polu karnym, ale samemu przegrywał pojedynki z Sibandą w powietrzu. Natomiast po ziemi piłki nie dochodziły, bo Gikiewicz stawał na linii zagrań. W 75. minucie mocne uderzenie z dziewiętnastego metra Podolczaka, ale Soley znów wybronił. W 80. minucie Szczepanik wypracował pozycję Kosiorowskiemu ściągając na siebie dwóch rywali, ale napastnik uderzył bardzo źle i w konsekwencji bardzo niecelnie. W 87. minucie dobre prostopadłe podanie Galkauskasa do Kosiorowskiego, ten urwał się lewą stroną, dobrze zareagował Mastelarz i wybił na korner. Drej na pole karne, już miał reagować Bąk, lecz lepiej wyskoczył Majka. W końcówce Korona więcej czasu spędzała pod bramką gości, lecz Wojskowi grali bardzo konsekwentnie i momentami ich ustawienie taktyczne imponowało. Skura dobrze przygotował zespół na potyczkę ligową. Wyciągnął wnioski z meczu z Genoą, jednak wiemy, że Korona to trochę niższa półka. Legia utrzymuje wicelidera, a Korona w końcu musi zacząć wygrywać chociażby z drużynami na jej poziomie. Panie Gil, gdzie Pan jest? Młodzi zawodnicy potrzebują mentora!

 

Korona Kielce – Legia Warszawa 0:2

12’ Sibanda 0:1

63’ Kowalczyk 0:2

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Adam Lyczmański

Widzów: 6734

 

 

 

 

Tabela Polska Ekstraklasa (7/30)

 

 

Jedenastka 7. Kolejki Polskiej Ekstraklasy:

Kowalski (Korona, 2) – Polak (Lechia, 2), Dylewski (Ruch), Żurek (Śląsk, 2), Dziubiński (Odra, 3) – Zając (GKS), Pietrzak (ŁKS), Fernandez (Legia), Kokoszka (Wisła, 2) – Ozim (Lechia), Adamus (Lech)

 

 

Najlepsi strzelcy:

Kowalczyk (Legia) 8 goli

Ivanovski (Wisła) 8 goli

Jasiński (Lechia) 5 goli

Ozim (Lechia) 5 goli

Broź (Wisła) 5 goli

Łukasik (GKS) 5 goli

Adamus (Lech) 4 gole

Szczepanik (Polonia W.) 4 gole

Popiela (Legia) 4 gole

 

Najlepsi asystenci:

Zieliński (Wisła) 5 asyst

Kokoszka (Wisła) 4 asysty

Woźniak (Lechia) 4 asysty

Bobolokic (Polonia B.) 4 asysty

 

 

 

Najbliższe mecze:

 

Puchar Polski:

21 września, wtorek

GKS Katowice – Polonia Bytom

Znicz Pruszków – Ruch Chorzów

 

22 września, środa

Bałtyk Gdynia – Wisła Kraków

GKP Gorzów Wlkp. – Lech Poznań

Kolejarz Stróże – Arka Gdynia

ŁKS Łódź – Korona Kielce

Miedź Legnica – GKS Bełchatów

Nielba Wągrowiec – Jagiellonia Białystok

Podbeskidzie – Cracovia Kraków

Raków Częstochowa – Polonia Warszawa

Ruch Radzionków – Odra Wodzisław

Świt Nowy Dwór Mazowiecki – Piast Gliwice

TKP Toruń – Śląsk Wrocław

Tur Turek – Lechia Gdańsk

Warta Poznań – Zagłębie Lubin

 

Mecz Widzew – Legia zostanie rozegrany 6 października.

 

 

8. kolejka:

24 września, piątek

17:45 Ruch Chorzów – Polonia Bytom

20:00 Legia Warszawa – Górnik Zabrze

 

25 września, sobota

14:45 Lechia Gdańsk – Odra Wodzisław

17:00 Śląsk Wrocław – Polonia Warszawa

17:45 GKS Bełchatów – Lech Poznań

19:15 Arka Gdynia – Zagłębie Lubin

 

26 września, niedziela

14:45 ŁKS Łódź – Korona Kielce

17:00 Wisła Kraków – Cracovia Kraków

 

 

________________________________

Kontuzje – składy na PP do wtorku do 20:00. Jak podacie do poniedziałku do 22:00 to też wcześniej rozegram. Ale wszyscy muszą się wziąć do roboty.

 

Posady zagrożone brakiem jakiejkolwiek aktywności – zerowy kontakt: Zagłębie Lubin, Odra Wodzisław, Polonia Warszawa(!!!)

Posady zagrożone wynikami sportowymi: na razie brak.

Ciężko mi przyjąć zaraz wytłumaczenie, że święta mamy. Rozumiem te sprawy, jednak kontaktu nie ma od co najmniej dwóch tygodni. Zero odpowiedzi i zainteresowania. Wysyłam pytania pomocnicze do wypowiedzi, ale nawet żadnej reakcji. Nikogo nie zmuszam do wpisywania się, po prostu chcę mieć w zabawie aktywnych trenerów, nie boty.

Odnośnik do komentarza

Konfa po meczu Lech Poznań - Arka Gdynia:

 

- Cieszę się, że mój zespół spisał się dzisiaj bardzo dobrze. Gramy efektownie i już drugi mecz z rzędu wygrywamy, strzelając dużą ilość bramek. W piłce nie chodzi o to, żeby mieć przewagę, ale o to by swoje szanse wykorzystywać i my dzisiaj to zrobiliśmy. Jestem zadowolony z postawy zespołu i wierzę, że gra w ostatnich trzech meczach zaprocentuje w kolejnych spotkaniach. Cieszę się, że obudził się Adamus i pokazał dzisiaj klasę. Mam nadzieję, że to nie jednorazowy wyskok, a w najbliższych meczach również będzie miał bezpośredni wpływ na rezultat końcowy.

 

- Teraz czeka nas ciężki tydzień, w tygodniu gramy w Pucharze Polski, który w poprzednim sezonie potraktowaliśmy ulgowo, ale zapewniam, że w tym sezonie tak się nie stanie. W weekend czeka nas kolejny mecz wyjazdowy i jeśli nie stanie się po drodze nic złego to nie widzę przeszkód, żeby to spotkanie wyglądało podobnie do tych, które zagraliśmy ostatnio.

 

- Wiem, że niektórzy gracze narzekają na brak gry. W najbliższych meczach prawdopodobnie kilku z nich otrzyma szansę gry, ale nie chcę obiecywać jacy to będą gracze i w jakich meczach wystąpią, bo będziecie mnie wszyscy z tego oceniać. Ze spokojem przemyślę to i będę starał się konsekwentnie realizować. Można jednak spodziewać się w kolejnym meczu kilku zmian.

Odnośnik do komentarza

Łukasz Wuwer, Arka Gdynia

 

Niestety. Ten mecz pokazał jak dużo pracy jeszcze przed nami. To my prowadziliśmy grę, lecz brakowało niestety skuteczności. Spełniło się stare porzekadło piłkarskie: "Niewykorzystane sytuacje się mszczą". Lech grał skutecznie i to im pozwoliło wygrać spotkanie. Teraz przed nami mecz w Pucharze Polski z Kolejarzem Stróże. Nie widzę innej opcji, jak tylko wygrać to spotkanie. Następnie mecz ligowy z ostatnim w tabeli Zagłębiem. To będzie bardzo ważne spotkanie, którego nie możemy przegrać. Tak więc do boju!

Odnośnik do komentarza

Kamil Gieroba, ŁKS Łódź

Lepszego debiutu nie mogłem sobie wyobrazić. Trochę mnie zdziwiło odebranie mojej poprzedniej wypowiedzi przez kibiców...z tego co wiem obydwa kluby to raczej przyjaciele. Ale z satysfakcją po 5 minutach zobaczyłem, że transparent zniknął. Co do meczu. Znakomite pierwsze pięć minut, które nieco ułożyły mecz. Gdy Careca z Zagłębia strzelił gola kontaktowego nieco się wystraszyłem, ale po golu Kwieka byłem już raczej pewny swego. Gol Kozlyuka to raczej efekt zmęczenia niż złej gry. Ważne, że mamy trzy punkty i dosyć wysoko z przed ostatniej awansowaliśmy na 11-stą pozycję w tabeli. Mam nadzieję, że teraz kibice będą mieli do mnie więcej zaufania.

Odnośnik do komentarza

Damian Organek, Ruch Chorzów

 

Nie da się ukryć: zagraliśmy znacznie słabiej niż tego oczekiwałem. Nie mam zastrzeżeń do obrony, która znów na zero z tyłu (głównie dzięki temu, że poszczególni piłkarze potrafili naprawić błędy kolegi), ale druga linia zagrała bardzo przeciętnie. Jest to już drugi mecz z rzędu z gorszą formą tych zawodników, a teraz gramy - ze względu na Puchar Polski - mecze co 3 dni i dobre przygotowanie jest niezmiernie ważne. Będzie potrzebne "odświeżenie" tej formacji i nie ukrywam, że w Pucharze będą niespodzianki w składzie. Chyba niektórzy pomyśleli, że są na boisku bez względu na formę. Potem gramy u siebie z Bytomiem, więc będzie kolejna okazja dla eksperymentów w składzie. Powinno to dać do myślenia i zwiększyć zaangażowanie.

Bardzo dobrze za to spisuje się, po raz kolejny, Mariusz Dziubiński, dla chłopaka to pierwszy sezon w seniorskiej kadrze po przenosinach z juniorów i praktycznie on kreuje naszą grą w ofensywie. Mam ogromne szczęście mając do dyspozycji taki diament.

Odnośnik do komentarza

Ostatnio przycichł. Nie pokazuje się na konferencjach prasowych, nie udziela wywiadów, zniknął. Jak sam mówi "chce wrócić", ciekawe na jak długo? Trener warszawskiej Polonii - Adam Kucharski pod ostrzałem pytań, tylko u nas, tylko w Gali!

 

I znów Pan zawodzi, nie odbiera telefonów, nie odpisuje na maile, zdaje się być głuchy na kształtującą się o Pańskiej osobie opinie. Co się dzieje?

 

Zgadza się. Nie wywiązuję się najlepiej ze swoich obowiązków, zaniedbałem zespół, chłopaków z drużyny i kontakty z mediami. Co spowodowało taki stan? Trudno powiedzieć. Sam na dobrą sprawę nie znam odpowiedzi na te pytanie, będę starał się "powrócić do życia" i zachowywać się odpowiednio do powagi posady jaką zaoferowano mi kilka miesięcy temu. Marazm w jakim pogrążyłem się nie wpływa odpowiednio na postawę zawodników na boisku jak i poza nim. Widać na pierwszy rzut oka, że jesteśmy w dołku. Zarówno pod względem sportowym jak i psychicznym. Dobry początek sezonu to jeszcze nie wszystko, kibice i zarząd oczekują zwycięstw i godnego reprezentowania naszego wspaniałego klubu na "podwórku".

 

Czy to znaczy, że czas lenistwa skończył się? Wraca Kucharski, który próbuje walczyć o każdy, najmniejszy nawet punkt?

 

Jak już powiedziałem - będę się starać. Efekty mam nadzieję już niedługo będą widoczne, a zespół zacznie grać na miarę przedsezonowych zapowiedzi. Nic nie stoi na przeszkodzie, by tak w końcu się stało. Mamy fantastycznych zawodników, wykwalifikowany sztab szkoleniowy, pieniądze, a przede wszystkim ambicję.

 

Wspomniał Pan o fantastycznych zawodnikach... Jak układa się współpraca z Cristiano? Podczas okienka transferowego zewsząd dochodziły nas plotki o jego rychłym rozbracie z klubem. Teraz nieprzerwanie występuje w pierwszej jedenastce... ze zmiennym zresztą skutkiem.

 

Sprawa Cristiano do prostych nie należy. Nie będę ukrywać - plany jego sprzedaży były, a jeśli pojawi się ciekawa oferta, to na pewno ją rozważymy. Cristiano to naprawdę ciekawy zawodnik, który nie potrafi jednak swoich umiejętności należycie zaprezentować. Jak sam Pan na pewno zauważył, miewa przebłyski. Takie krótkotrwałe "występki" to jednak zdecydowanie za mało. Piłkarz ustawiany jako rozgrywający powinien być osobą kompletną. Zarówno na boisku jak i poza nim. Brazylijczyk otrzymał ogromny kredyt zaufania i wciąż mam nadzieję, że zacznie go spłacać.

 

Za nami kilka kolejek. Jak ocenia Pan poczynione transfery? Szczepaniak zdaje się sprawdzać. Może czas na powołanie do reprezentacji?

 

Paweł jest niesamowity. To wciąż młody zawodnik, który doskonale wykonuje zadania jakie mu powierzono. Ostatnio jakby przystopował, drzemie w nim jednak ogromny potencjał, który mamy - razem z innymi trenerami - nadzieję uwolnić i wykorzystać. Reprezentacja? Może. Wstrzymałbym się jednak jeszcze, dajcie mu czas, a przede wszystkim spokój, a obiecuję, że zaskoczy wszystkich jeszcze nieraz. Będę to powtarzać jeszcze wielokrotnie, ale ten chłopak na predyspozycje, by zostać legendą polskiej piłki. W największym stopniu od niego zależy, czy wykorzysta szansę jaką dał mu los.

 

Co z Da Silvą i Drozdovem? Ta para to prawdopodobnie najlepsi defensorzy w Ekstraklasie. Prezes zastrzegł jednak, że jedynie awans do europejskich pucharów pozwoli zatrzymać tych piłkarzy w zespole.

 

To, że chłopaki są jednymi z najlepszych w Polsce nie ulega wątpliwości. Nie wykorzystujemy jednak w pełni ich możliwości. Przewiduję zatem pewne zmiany w taktyce, by mieć pewność, że nie marnujemy ich umiejętności. Co do europejskich pucharów... Zadanie to z pewnością do prostych należeć nie będzie. Wszystkie zespoły z czołówki sprawują się wręcz znakomicie. Wystarczy spojrzeć na fenomenalną w tym sezonie Lechię Gdańsk. Ukłon w stronę Pana Moniuszki, który świetnie poukładał drużynę! Nie mogę niczego obiecać oprócz walki do upadłego.

 

Rozważał Pan wprowadzenie w zespole rotacji? Zawodnicy pierwszego zespołu wyglądają na zmęczonych, warto więc może dać szansę któremuś z zawodników rezerwowych? Mierzejewski, Chrzanowski, czy Kościukiewicz to naprawdę nieźli gracze...

 

Pełna zgoda. Wraz z Tomkiem (Góralczykiem - asystentem trenera Kucharskiego) doszliśmy do wniosku, że chłopaki - dzięki dobrej postawie na treningach - otrzymają szansę zaprezentowania swoich umiejętności. Żyję w przekonaniu, że pokażą się z jak najlepszej strony - i wykazując się ambicją - wywalczą niedługo miejsce w podstawowej jedenastce. Nikt nie ma w niej miejsca z urzędu, każdy musi pokazać, że mu zależy.

 

Zależy? Co z Dimitrjeviciem, który uważa, że w klubie panuje "syf"?

 

Jesteśmy umówieni na rozmowę. Na przedsezonowej odprawie ustaliliśmy z Radą Drużyny regulamin, a Dimitrjevic złamał jeden z jego punktów. Nie obejdzie się bez konsekwencji, które powinny dać mu do myślenia. To dobry piłkarz, któremu jednak woda sodowa zaczyna uderzać do głowy. Liczę na to, że po naszej rozmowie zrozumie, że w tym zespole nie ma wybitnych jednostek. Jest zgrany kolektyw, który tylko dzięki wspólnej, ciężkiej pracy ma szansę zatrybić. Najwyższy już na to czas...

 

Kilka słów komentarza, co do ostatniego meczu z Lechią?

 

Komentarz w tej chwili jest praktycznie zbędny. Zagraliśmy jak banda dzieci we mgle. Piłka nożna pomyliła się niektórym z "bicz leżingiem". To już koniec odpoczynku, nadszedł czas pracy. Pracy, która ma zaowocować godną grą, punktami, wygranymi... Tego oczekują kibice, tego chce zarząd, na to liczy Warszawa.

Odnośnik do komentarza

Adrian Skura - Legia Warszawa (po meczu z Genoą)

 

Dzisiaj nam zdecydowanie nie wyszło, moi zawodnicy mieli nogi jak z waty, nie tworzyliśmy takiego kolektywu jak zwykle. Myślę jednak, że z każdym meczem w fazie grupowej będzie to wyglądało lepiej. Genoa jest to na prawdę mocny rywal, w naszej Ekstraklasie z łatwością byliby w stanie zdobyć mistrzostwo. Panie Moniuszko, śmiem wątpić czy Pańska Lechia byłaby w stanie wygrać z Genoą, no bo z czym do ludzi? To, że Lechia prowadzi w lidze z kompletem zwycięstw to nie znaczy, że nagle jest w stanie Ligi Mistrzów wygrywać, uważam, że ta dobra forma Lechii niedługo zniknie.

 

Adrian Skura - Legia Warszawa (po meczu z Koroną)

 

Zagraliśmy konsekwentnie i jestem bardzo zadowolony z naszej postawy. Przez cały mecz to my graliśmy piłką i to Kielczanie musieli za nami biegać. Świetnie zagrał Sibanda, który pokazuje, że jest czołowym środkowym obrońcą w naszej Ekstraklasie. Jak zwykle świetny był Kowalczyk, który widać, że pracuje na swój wyjazd za granicę. Mamy dobrą formę i uważam, że niedługo wskoczymy na fotel lidera, gdyż dobra passa Lechii musi się kiedyś skończyć.

Odnośnik do komentarza

Michał Moniuszko, Lechia Gdańsk

Znów perfekcja w obronie i to musiało dać rezultaty. Tym razem z przodu zagraliśmy nieco nieporadnie, Jasiu przestrzelił karnego, potem zmarnowali na spółkę z Ozimem kilka setek, ale koniec końców wspólnie ustrzelili trójkę i w połączeniu ze wspomnianą perfekcją w obronie, dało to siódme zwycięstwo z rzędu. Podobno wyrównaliśmy rekord Śląska. Wspaniale, za tydzień bijemy go. W międzyczasie puchar, na który przewidziałem kilka, dwie-trzy, zmian w podstawowym składzie, coby odpoczęli trochę zawodnicy przed Wodzisławiem.

Towarzyszu Skura, przypominam, że gracie w Europie, owszem, ale bynajmniej nie w Lidze Mistrzów. To raz. Dwa, że nasza passa może i nie jest wieczna, ale Legię póki co w tabeli łykamy i liczę, że tak do końca pozostanie. Równie dobrze Wy spaść możecie, co my. I analogicznie z mistrzostwem, pucharami et cetera. Tylko, że my prowadzimy i mamy przewagę w niemal jednej czwartej sezonu.

Odnośnik do komentarza

Michał Karpiński, Polonia Bytom:

 

Po kapitalnym meczu z Odrą przyszło słabe spotkanie z GKS. Spokojnie mogliśmy wywalczyć choćby jeden punkt. Dwie bramki w pierwszej połowie ustawiły całe spotkanie. Porażka to efekt kiepskiej gry Semenova, Andriy miał gorszy dzień, a gdy lider zespołu jest w gorszej dyspozycji, to wszystkim gra się trudniej. Trochę lepiej przy pierwszym golu mógł zachować się Zarate. W następnej kolejce niełatwy wyjazd do Chorzowa, na szczęście daleko nie mamy. Być może dokonam jednej, dwóch zmian w porównaniu do pojedynku z GieKSą, ale jeszcze nie podjąłem decyzji. Nie załamujemy się porażką i dalej walczymy o swoje. Cel na mecz z Ruchem to minimum jeden punkt, choć jak zwykle walczymy o pełną pulę.

Odnośnik do komentarza

Łukasz Głos, Wisła Kraków

 

Chyba każdy się ze mną zgodzi, że kluczem do zwycięstwa były pierwsze minuty spotkania. Dzięki dobremu początkowi mogliśmy kontrolować przebieg meczu w późniejszym jego okresie. Znakomitą formę strzelecką potwierdził Ivanovski nie dając uciec Kowalczkowi z Legii. Reszta drużyny również zaprezentowała się dobrze, choć były momenty, w których Tommy'emu podskoczyło ciśnienie, Górnik oddał mało strzałów, ale przeważnie były one precyzyjne i mogły sprawić naszemu bramkarzowi problemy. Teraz czas na pojedynek w pucharze. Trafiliśmy na - nie oszukujmy się - prostego rywala i inny wynik niż nasze przekonujące zwycięstwo będzie dla nas rozczarowaniem. Zapewne dam też szanse kilku zawodnikom szerokiego składu do zaprezentowania swoich umiejętności.

Odnośnik do komentarza

Paweł Laskosz - Cracovia Kraków

 

Znów zagraliśmy słabo. Nie wiem co się dzieje z tą drużyną. Powoli tracę cierpliwość. Jak to możliwe że w zeszłym sezonie graliśmy wręcz znakomicie, a w tym pomimo wzmocnień, wszystko poszło z zupełnie innym kierunku... W tygodniu gramy z Podbeskidziem. Musimy wygrać, by przełamać passę, i uwierzyć w swoje możliwości. Później czeka nas pojedynek derbowy z piekielnie mocną Wisłą. Mam nadzieję że moi podopieczni zepną się na te spotkanie i zagramy dobry mecz.

Odnośnik do komentarza

Dawid Białek, GKS Bełchatów:

 

Tym razem wygrana. Ostatnio brakuje nam stabilizacji formy, nasza gra wygląda trochę jak losowanie, czasem trafi się lepiej, czasem gorzej. Problem jest w tym, że zespół jest tak przygotowany ze względu na grę w pucharach - teraz odpadliśmy i wszyscy widzą jak to jest. Trochę nam brakuje tych meczów w połowie tygodnia, na nasze szczęście teraz mamy Puchar Polski, w którym zawodnicy którzy nie łapią się na co dzień do pierwszego składu będą mogli się ograć. Co do samego meczu z Polonią, chyba nikt nie spodziewał się innego rezultatu niż nasza wygrana. Cały zespół zagrał ładnie, w końcu nie tylko nie było tragicznych błędów w obronie, ale też skuteczność dopisała, mimo że mogło być lepiej. Może rywal nie był zbyt wymagający, ale z takimi też trzeba umieć wygrać. To zwycięstwo powinno nam pomóc się odbudować, za tydzień gramy z silnym Lechem, więc poprawa morale bardzo się przyda. Chciałbym jednak zaznaczyć, że nikogo się nie boimy.

Odnośnik do komentarza

Puchar Polski, 2. runda:

 

 

GKS Katowice – Polonia Bytom

 

Puchar Polski dla niektórych nie odgrywa znaczącej roli, jednak piłkarze gospodarzy jak najbardziej poważnie zamierzają potraktować rozgrywki. 3. miejsce w I. lidze nie jest dziełem przypadku. Po drugiej stronie Bytomianie, którzy przyjechali w rezerwowym zestawieniu, ale Karpiński na ławce posadził swoich dwóch asów ze środka pomocy i możliwe, że pojawią się w przekroju całego spotkania.

Początkowo rywale dyktowali warunki na murawie, próbowali akcji oskrzydlających, jednak dwukrotnie bardzo dobrze zachował się Shalin. Później inicjatywę zaczęli przejmować podopieczni Karpińskiego. W 23. minucie bardzo dobrze lewą flanką przedzierał się Kuklis, dograł w pole karne, jednak Klimavicius znów pokazał swój egoizm boiskowy, bo mógł spokojnie zagrać do niekrytego partnera z ataku, a wybrał strzał z osiemnastego metra. Momentami gotowało się pod bramką gospodarzy, ale strzał Didiego w 28. minucie nie zaskoczył golkipera. W ostatnim kwadransie obejrzeliśmy kilka dobrych interwencji Matuszka z Koniecznym, którzy zapobiegli groźnym akcjom. Rywale próbowali przebić się środkiem. W 38. minucie znakomita sytuacja, lecz wybronił Shalin. W 43. minucie zabrakło tego szczęścia i strzał Tarnowskiego na krótki słupek znalazł drogę do siatki.

Na drugą część gry Karpiński wypuścił swoje dwie armaty, które podobno imponują formą, chociażby na boiskach ligowych. Semenov już w 51. minucie przeprowadził ciekawą akcję, zagrał do Bobolokica, ten natomiast górą do pary napastników, Klimavicius szybko strzelił z powietrza, lecz zabrakło celności. Znów Litwin zawiódł. W 55. minucie Pshenichnikov wyszedł do akcji sam na sam po prostopadłej piłce Patera z prawej strony, jednak nie wykorzystał stuprocentowej sytuacji. Rezerwowy w postaci Rzayeva, który otrzymał dziś szansę udowadniał, że w defensywie jest skuteczny, pomimo braków w fizyczności, jednak gorzej było w ofensywie, gdzie zaliczał notoryczne straty. W 60. minucie poważne zagrożenie z prawej strony, świetnie zaprezentował się Maciejewski ofensywnym wejściem, podał do Patera, piłka dochodząca, główka Klimaviciusa, jednak trafił wprost w ręce golkipera. W 77. minucie stały fragment gry, dogranie Semenova gdzieś na szósty metr, tam znalazł się świeży Stefański, który lekkim balansem ciała skierował futbolówkę do siatki i doprowadził do remisu. Bytomianie mieli powody do radości, jednak tylko chwilowo. Shalin w końcówce uratował znów swoją bramkę przed przegraną. Podczas dogrywki Bytomianie starali się przeważać, ale głupie straty jak Patera z 101. minuty i Rzayeva z 103. mogły się zemścić, na szczęście na przedpolu bardzo skutecznie pracował Shalin. Sędzia po dwóch 15 minutach zarządził serię rzutów karnych.

Pierwszy do piłki podszedł Kuklis, nie pomylił się. Podobnie Derejczyk i mieliśmy 1:1. Były zawodnik Piasta był pewniakiem GKSu. Później Pater podwyższył, ale na krótko. Shalin stał nieruchomo przy strzale Glińskiego. Maciejewski bez pomyłki, choć była lekka nerwówka na jego twarzy. Rywale na 3:3. Matuszek ustawił piłkę. Krótki rozbieg i mocny strzał pod poprzeczkę. Za chwilę mamy 4:4, bo Wesołowski również nie popełnia błędu. W ostatniej serii Klimavicius skierował futbolówkę do siatki. Już do szóstej kolejki szykował się Semenov, ale Shalin popisał się znakomitą interwencją strzału Tarnowskiego, ostatecznie 5:4 dla Polonii i awans drużyny Ekstraklasy. Karpiński odetchnął. Odpadnięcie na tym szczeblu rozgrywek na pewno nie należałoby do łatwych. W wielu przypadkach ogłoszono by porażkę jako kompromitację.

 

GKS Katowice – Polonia Bytom 1:1 k. 4:5

43’ Tarnowski 1:0

77’ Stefański 1:1

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Tomasz Mikulski

Widzów: 4194

 

 

 

Znicz Pruszków – Ruch Chorzów

 

Drugie ze spotkań wtorkowych. Niebiescy zaszli dosyć daleko w ubiegłej edycji Pucharu Polski, ale nie spełnili nadziei w kluczowym momencie i odpadli z Arką. Cichym celem mógł być Puchar Polski, by dostać się do Ligi Europejskiej, ale dziś już nikt o tym nie pamięta. W tym roku podopieczni Organka mają po prostu wygrywać z teoretycznie słabszymi. Znicz zdecydowanie można zaliczyć do tej grupy.

W pierwszych minutach bardzo dobrze prezentowali się gospodarze na tle gości, którzy wyszli praktycznie w rezerwowym składzie. Jedynie Dylewski i Grubesic to podstawowi gracze Niebieskich. W kilku sytuacjach było bardzo gorąco pod bramką Vukosavljevica, jednak bramkarz zachowywał się perfekcyjnie przy tych pierwszych fragmentach. W 10. minucie pierwsza okazja Ruchu, w której czynny udział brał Masłowski, ale jego dośrodkowanie nie było zbyt dokładne. Sporą część obowiązków na swoje barki brał Sodje. W 12. minucie najpierw Silva bardzo dobrze wyszedł do wysokiej piłki, uprzedzając rywala. Niebiescy przenieśli rozgrywanie na połowę przeciwnika przy pomocy drugiej linii. Sodje bardzo dobrze rozegrał do Jareckiego, który jeszcze wspierał wcześniej dwójkę pomocników, podanie z pierwszej piłki napastnika do wybiegającego Toukama, który posłał piłkę na bliższy słupek w pełnym biegu i pokonał spóźnionego golkipera. Na odpowiedź nie mogliśmy długo czekać. Chyba zapanowała chwila dekoncentracji, a na pewno trener Znicza zareagował i ustawił piłkarzy bardziej ofensywnie. W 16. minucie dośrodkowanie z rzutu rożnego nie zdołali wybić obrońcy, zapanowało jedno wielkie zamieszanie w polu karnym, w końcu ktoś wzbił piłkę do góry, uderzył Kanu z ostrego kąta głową, Vuko miał piłkę w rękach, jednak jakimś cudem wyślizgnęła się z rękawic i wpadła do siatki. Golkiper Ruchu mógł zapisać trafienie na własne konto. W mijającym kwadransie Chorzowianie starali się potrzymać piłkę, jednak więcej rozgrywali gospodarze. W ostatnich 15 minutach sporo rajdów Grubesica. Rywale nie radzili sobie z Chorwatem. Jego przerzuty do Masłowskiego były dokładne, jednak nie drugi ze skrzydłowych po prostu spowalniał akcje gości. Momentami podopieczni Organka nie mogli przebić się przez ścisłą defensywę przeciwnika. Piłkę rozgrywali we własnym polu karnym, potem przenosili do Camilleriego, ten do Sodje, który wbijał się na dwóch defensywnych rywali. Narażał się na bardzo częste straty. Do przerwy remis.

W drugiej części gry znów Znicz próbował przechylić szalę na swoją stronę, jednak w 55. minucie jedna z pięknych interwencji Vuko, który wybronił sytuację sam na sam. W 58. minucie na murawie leżał Silva, jednak rywale grali i wykorzystali jedna wielką dziurę w defensywie, przedarli się w obręb szesnastki, jednak i tym razem Vuko znów wybronił odważnym rzutem do przodu. Skrócił kąt, a z asekuracją nadbiegł Dylewski. Znicz miał jeszcze kilka sytuacji, ale warto też wspomnieć o Ruchu – w 75. minucie dobre zagranie Sodje do Wójtowicza, a ten wyprzedził stopera, uderzył po ziemi, jednak piłka minimalnie minęła lewy słupek. Bramkarz nie miałby nic do powiedzenia. W 82. minucie jeden z obrońców gospodarzy ujrzał czerwoną kartkę za ostry wślizg od tyłu na Wójtowiczu. Napastnik znów zrywał się do charakterystycznego rajdu. Za bardzo chciał trafić do siatki. Mówi się, że zazdrości M. Dziubińskiemu przedarcia się do składu i grania w jedenastce, dlatego sporo dziś pracował i wspomagał Sodje. Na murawie pojawił się w międzyczasie Janik, który poukładał szyki Ruchu. Gra wyglądała na bardziej logiczną po jego wejściu. Nie było żadnych szarpanych akcji, lecz z drugiej strony brakowało dobrego uderzenia z dystansu. Po 90 minutach mieliśmy wynik remisowy.

W dogrywce Ruch znów nie popisywał się wielkimi ofensywnymi akcjami czy klepką z pierwszej piłki. Wszystko wyglądało na składne, ale mozolne i powolne. Znicz mógł się ustawić i przygotować na przyjęcie rywali. Sodje w 99. minucie wszedł odważnie w pole karne przy wykorzystaniu umiejętności dryblerskich, ale zabrakło wykończenia. W 103. minucie bardzo dobrze rozrzucił do skrzydła do Wójtowicza, ten dośrodkował, ale bardzo rozmyślnie na trzynasty metr, wybiegł Sodje, którego biernie pilnował przeciwnik, uderzył pod poprzeczkę i futbolówka ugrzęzła w siatce. Mieliśmy już 2:1. Ruch w drugiej połówce już pewniej. Masłowski niestety zaliczył stratę w 113. minucie, która mogła skończyć się katastrofalnie, ale znów na posterunku czekał Vuko, który skrócił kąt i fantastycznie wybronił do boku. Ostatecznie Niebiescy wygrali, ale po prawdziwych męczarniach w Pruszkowie. Awansowali do kolejnej rundy.

 

Znicz Pruszków – Ruch Chorzów 1:1 d. 0:1

12’ Toukam 0:1

16’ Kanu 1:1

103’ Sodje 1:2

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Robert Małek

Widzów: 1706

 

 

 

Bałtyk Gdynia – Wisła Kraków

 

Niby rezerwowe zestawienie Białej Gwiazdy, ale ciężko to powiedzieć o piłkarzach pokroju Kokoszki, Górskiego czy Soaresa, który walczy o podstawową jedenastkę. Podobnie jest z Zubem czy Zofcakiem. Chłopaki bardzo ambitnie podchodzą do swoich obowiązków. Dziś, pomimo że to jedynie Bałtyk, nieznany klub dla obcokrajowców, zamierzają walczyć do upadłego, by wywalczyć awans do kolejnej fazy Pucharu Polski.

Rywale starali się krótkimi podaniami na małej przestrzeni zagrozić Wiśle, jednak Zub szybko rozbijał akcje przeciwników. Dodatkowo na bokach Diallo i Szewczyk spisywali swoje role i w pierwszych fragmentach spotkania zatrzymywali skrzydłowych na bokach. Wisła próbowała powoli skonstruować jedną, ale ciekawą akcję. Czasami oglądaliśmy ofensywne wejście Szewczyka czy wspomnianego Diallo, obaj dostali szansę od Głosa i grali na przyzwoitym poziomie. W 11. minucie świetny odbiór Soaresa w środkowej strefie boiska, odegrał do Zuba, a ten szybkim podaniem uruchomił Jetko, który ruszył do piłki, przykleił sobie ją do nogi, przymierzył po ziemi i bez problemu pokonał golkipera. Napastnik, który wydawał się być skreślony w Krakowie otrzymał szansę i tym razem pokazał, że stać go na zdobywanie goli. Przy kolejnych akcjach sporo do boku zbiegał Soares, jakby przyzwyczaił się lewej flanki, a w ataku starali się namieszać Jetko i Cukovic, choć ten drugi przegrywał wszystkie pojedynki powietrzne z obrońcami. W 20. minucie kolejny przechwyt w środkowej strefie, kilka podań Wiślaków, które zniechęcały gospodarzy do dalszej gry i pressingu, dlatego woleli się ustawić, natomiast Zofcak szybkim podaniem uruchomił Jetko, ten wybiegł, uprzedził obu stoperów, podbił sobie futbolówkę, uderzył, gdy bramkarz postawił krok do przodu, znakomicie w przeciwległy narożnik bramki i trafił do siatki. Do przerwy Wisła prowadziła 2:0, poza tym była stroną przeważającą i zdecydowanie lepiej prezentowali się piłkarze pod względem umiejętności przeciwko III-ligowcowi.

Nadal nie błyszczał Kokoszka, dlatego w 69. minucie jego miejsce zajął Lewandowski. Wracający po kontuzji popisał się kilkoma dobrymi podaniami, ale miał sporo wolnej przestrzeni. Poza tym nie zachwycał, dlatego warto było ożywić grę w środkowej strefie, bo Wisła jakby osłabła – nie stwarzali dogodnych sytuacji. Podania kierowane na Cukovica równały się stratom piłek. W 77. minucie Szewczyk znakomitym zagraniem po skrzydle zagrał i uruchomił Sooaresa, Brazylijczyk zbiegał do środka, wyczuł, że Novosel wbiegnie w pole karne, zagrał w tempo, napastnik wyprzedził stopera bez problemu, uderzył głową z najbliższej odległości i ustalił wynik spotkania. Wisła zagrała na swoim przyzwoitym poziomie, Bałtyk miał jedną stuprocentową sytuację, jednak Skorski fantastycznie wybronił akcję, kiedy znalazł się przeciwko dwóm rywalom. Prostopadła piłka i stoperzy zaspali, a wszystko miało miejsce w 83. minucie. Bałtyk przegrał, ale dla kibiców mecz z Wisłą był pewnego rodzaju wydarzeniem. Głos może spokojnie myśleć o kolejnej rundzie.

 

Bałtyk Gdynia – Wisła Kraków 0:3

11’ Jetko 0:1

20’ Jetko 0:2

77’ Novosel 0:3

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Adam Lyczmański

Widzów: 4298

 

GKP Gorzów Wlkp. – Lech Poznań

 

Trener Szymandera nie chciał ryzykować – na prawej obronie postawił na Bozinovica, który stara się przekonać, że jest lepszy od Francisco. Poza tym na lewej Markowski, środek obrony niezmienny. Niepotrzebny manewr wydaje się na środku pomocy, gdzie Magallanes będzie grał razem z Gajewskim. Peruwiańczyk od początku spotkania wyglądał na niewyraźnego na boisku. Jeśli brał się za rozgrywanie, nie mógł pozwolić sobie na stratę piłki, dlatego szybko cofał ją do formacji obronnej. Poza tym bardzo ciekawe zestawienie z przodu z Sabicem na szpicy.

W pierwszym kwadransie Kolejorz dominował na boisku, trener Szymandera osiągnął swój cel, a przy okazji przypominał się niedawny sparing z Kmitą – podobne wydarzenia boiskowe – dominacja na murawie, jednak brakowało skuteczności, taka drobna różnica. W 15. minucie pierwszą okazję miał Sabic, ale zmarnował ją, ponieważ za długo holował piłkę, chcąc wyciągnąć golkipera z bramki. W 23. minucie kolejne dobre zagranie Kalinica z lewej flanki, Rogozhin znalazł sobie miejsce, jego obrót najbardziej zaskakiwał linię defensywną rywali, potrafił szybko uderzyć, jednak bramkarz póki co zachowywał czyste konto. Jeszcze w 38. minucie Zając wparował w pole karne, jednak trafił tylko w boczną siatkę.

W drugiej połowie kibice liczyli na lepsze efekty Kolejorza. Przyjechali w małej, ale głośnej grupie do Gorzowa. Ostatnio wydawało się, że nastał mały kryzys w drużynie z najlepszymi kibicami w Polsce poprzez gorsze wyniki, stąd słabsza frekwencja wyjazdowa. W 60. minucie znakomicie Bozinovic podłączył się pod akcję ofensywną, wparował pomiędzy kilku rywali, popisał się niezłym dryblingiem, wyczyścił pole przed sobą, uderzył z trzynastego metra idealnie przy krótszym słupku. Futbolówka tylko odbiła się od golkipera i wpadła do siatki. Boisko opuścił Kalinic, który nie dawał nic pożytecznego zespołowi. Pomagał przeciwnikom, bo praktycznie uciekał z lewej strony, jakby chciał stworzyć podwojenie z przodu. Szkoda, że piłka w tym momencie należała do przeciwników. W 68. minucie Markowski zaliczył piękną asystę – zagrał doskonale za linię obrony gospodarzy, wybiegł Rogozhin, przy okazji za Sabicem ruszyło dwóch obrońców, ściągnął na siebie ich uwagę, cofnięty napastnik wyszedł do pojedynku sam na sam z bramkarzem, uderzył idealnie w przeciwległy narożnik i zdołał pokonać bramkarza. To nie był koniec przedstawienia rosyjskiego napastnika, który przyszedł przed sezonem do Ekstraklasy. Kolejorz praktycznie całym zespołem osiadł na połowie przeciwnika, świetnie w odbiorze pracował Gajewski, ale również pochwały mógł zbierać za destrukcję. Zagrania z pierwszej piłki tuż przed polem karnym zakończyły się przedarciem się Ponsa przez blok dwóch stoperów, lekkim uderzeniem, które sparował golkiper. Nadbiegł Rogozhin, który trafił do opuszczonej bramki i zaliczył kolejne trafienie. Tym samym ustalił wynik spotkania. Przez pozostały czas Magallanes odnalazł swoje miejsce i znów szalał na lewej flance, gdzie w strefie potrafił wydryblować dwóch rywali i zostawić ich za plecami. Wejście Świątka i Bakraca wprowadziło świeże siły, ale gra jakościowo nie poprawiła się, bo piłkarzom ciężko było wrzucić kolejny bieg. Prezentowali się bardzo dobrze na tle słabeusza, jeszcze w końcówce pechowego urazu doznał Markowski. Czeka go długa przerwa w treningach. Tę rundę ma z głowy. Lech awansował dalej.

 

GKP Gorzów Wlkp. – Lech Poznań 0:3

60’ Bozinovic 0:1

68’ Rogozhin 0:2

72’ Rogozhin 0:3

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Mariusz Trofimiec

Widzów: 4497

 

 

 

Kolejarz Stróże – Arka Gdynia

 

Trenera Wuwera jeszcze nie znamy, a tym bardziej jego poglądu na zespół. Ciężko określić którzy piłkarze stanowią żelazną jedenastkę, a którzy rezerwowych. Na pewno kolejną szansą pochwalić się może Marczak, który zawiódł w debiucie ligowym. Taki mecz, jak w Pucharze Polski może być jego kolejną szansą. Poza tym do jedenastki trener dołożył kolejne nowe ustawienie defensywy – trzeci mecz i trzeci raz rotacja w tej formacji. Kolejarz Stróże nie może postawić wysokich warunków.

Tak też było – III-ligowiec był jedynie tłem tego spotkania, główne dowodzenie szybko przejęli goście. W 11. minucie oglądaliśmy pierwszą ciekawą okazję w wykonaniu Arki, gdzie wymienili kilka podań z pierwszej piłki, szybkie zagranie na skrzydło do Rosłonia, ten podał w pole karne, Kalinowski wykorzystał swoje niepowtarzalne warunki fizyczne, zrobił sobie miejsce, uderzył z powietrza i trafił w boczną siatkę. Na kolejną szansę musieliśmy czekać do 29. minuty, kiedy to Jaskólski po rzucie wolnym zagrał do Zająca, ten zdążył się obrócić, podał jeszcze na pole karne, rywale myśleli, że uda się założyć pułapkę ofsajdową, jednak Rosłoń zmylił ich swoim ruchem, obrócił się, uderzył z całej siły, idealnie pod poprzeczkę. Piłka wpadła do bramki ocierając się o poprzeczkę, golkiper gospodarzy bez szans. W 42. minucie ujrzeliśmy chyba najlepsze wykończenie tej 2. rundy Pucharu Polski. Najpierw Rosłoń wywalczył rzut rożny. Piłkę w narożniku ustawił Kalinowski i znakomicie podkręcił, że bramkarz jedynie wpadł z futbolówką do siatki. Napastnik Arki w perfekcyjny sposób posłał piłkę w powietrze na dalszy słupek w taki sposób, że znalazła drogę do siatki. Do przerwy 2:0.

W drugiej części gry Kolejarz sporo grał na utrzymanie, ale dobrze w odbiorze prezentowali się Zając oraz Maximov. Mało ofensywnych wejść zaliczali Lozic i Orzechowski, jakby oszczędzali siły na ligowe pojedynki – gorzej, jeśli ich tam zabraknie. W środku doszło do zmiany, bowiem Kaciczak w pojedynkach jeden na jeden przegrywał. Szybko jego miejsce zajął Bronowicki i znów nastała stabilizacja w formacji defensywnej. W ofensywie było coraz gorzej w poczynaniach Arki – brakowało rozegrania, najczęściej kończyło się na długim zagraniu na Kalinowskiego, jednak i to było jakimś kluczem przy tym wyniku – w 66. minucie dobrze wyszedł do akcji jeden na jeden, zostawiając obrońcę za sobą, ale trafił prosto w golkipera. Nikt nie myślał o tym, by odpuszczać, ale po wyniku śmiało można było wnioskować, że wszystko jest rozstrzygnięte. W dużej części przewagę w posiadaniu gospodarze zyskali w drugiej połowie, a w ostatnim kwadransie nie pozwalali gościom na nic – sami próbowali dośrodkowań, a kiedy obrońcy Arki wygrywali pojedynki główkowe, futbolówka stawała się łupem wspomnianych rywali. W końcówce na boisku pojawił się Popovic, by poustawiać kolegów w obronie, jednak sam prezentował się w pomocy. Znów za szybko pozbywano się piłki skierowanej głównie na wysuniętego napastnika. Niewiele to zmieniło, poza tym formacja w obronie ustawiała się dobrze i nikt ich nie zaskoczył w tym spotkaniu. Arka awansowała dalej po dobrej pierwszej połowie. Wuwer nie może przywiązywać zbytnio uwagi do tego spotkania, nie można było spodziewać się jakiegoś pogromu, ponieważ gospodarze również jakiś poziom reprezentują.

Kolejarz Stróże – Arka Gdynia 0:2

29’ Rosłoń 0:1

42’ Kalinowski 0:2

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Daniel Stefański

Widzów: 563

 

 

 

ŁKS Łódź – Korona Kielce

 

Łodzianie pod wodzą nowego szkoleniowca, Gieroby, robią postępy w lidze. Ostatnie zwycięstwo z Zagłębiem na wagę przysłowiowych sześciu punktów to dobry debiut nowego trenera. Trener Gil natomiast zaznacza, że nie jest jego celem Puchar Polski, odpuszczając walkę o cenne trofeum drugi raz z rzędu. W Kielcach mówi się, że z takim zespołem można by śmiało powalczyć o Puchar Polski, jednak Gil ma inne spojrzenie na sprawę, dlatego wystawił rezerwową jedenastkę. Zapomniał, że kontuzji doznał Szczepanik, dlatego doszło do ostatecznej zmiany w formacji obronnej.

W ŁKSie brakowało kilku wypożyczonych piłkarzy, a ostatnio pojawiła się informacja, że Chamera wróci do Legii, bo jego wypożyczenie po prostu się kończy, pomimo tego to gospodarze prowadzili grę, potrafili długo utrzymać się przy piłce i co najważniejsze rozegrać futbolówkę na połowie przeciwnika. Zaczęło się bardzo dobrze w 8. minucie dla Korony – długie zagranie Nowaka, Mrktchyan wybiegł sam na sam z bramkarzem, obrońcy byli spóźnieni i nie mieli szans zdążyć do napastnika. Do walecznego Azera wybiegł bramkarz, a wysunięty snajper... wywrócił się, jakby chciał zasygnalizować jedenastkę. Został ukarany żółtą kartką, w zespole Kielczan coś pękło, bo jeden drugiego zaczął obwiniać. Piłkarze chcieli pokazać się przed Gilem, lecz ŁKS grając podstawowym zestawieniem chciał po prostu wygrać – Pietrzak do Vasiliauskasa, ten wbiegł razem z Kryszakiem w pole karne, podał w głąb szesnastki do Kwieka, który zmylił Bąka balansem ciała, uderzył z pierwszej piłki idealnie po ziemi i gospodarze wyszli na prowadzenie. Ci nadal okupowali pole karne Korony. Trener Gieroba nie miał zastrzeżeń do swoich zawodników, ŁKS grał niczym rozpędzony tir, który nie może wyhamować – w 16. minucie dobre dogranie na pole karne w wykonaniu Vasiliauskasa z narożnika pola karnego, ten wybiegł przed Rogowskiego, uprzedził jeszcze Bąka i uderzył z bliskiej odległości nie dając szansy Abubakarowi na interwencję. W kolejnych minutach kilkakrotnie rezerwowy bramkarz Korony ratował przed kompromitacją. Również defensywa gospodarzy popełniała błędy, ale asekuracja to był klucz, by błąd odrobić. Zawodnicy w defensywie potrafili poświęcić się wzajemnie.

Po przerwie trener Gieroba jeszcze zachęcał piłkarzy do odważniejszej gry. W Kielcach Gil po prostu obserwował i kazał notować asystentowi kolejne wpadki zawodników, którzy nie prezentowali oczekiwanego poziomu. Może to taka zmyłka przed spotkaniem ligowym? Nikt tego nie wie. Wójcik zagrał do Mitica prostopadłą piłkę w pole karne, wparował jak szalony napastnik ŁKSu, podał na drugi słupek po ziemi pomiędzy bramkarza a linię obrony, wybiegł Kwiek idealnie w tempo, trafił w piłkę i wpakował ją do siatki. Golkiper miał spore pretensje, bo rywale przez których przeszła piłka nawet nie starali się jej jakoś zatrzymać, pozwolili, by Łodzianie przeprowadzili zabójczy kontratak. Korona bezradna, czasami Podolczak na prawej flance szalał, jednak jego dośrodkowania nie odnajdywały adresata głównie z tego powodu, że nie wyskakiwał za wysoko napastnik Korony. W 70. minucie fantastyczne uderzenie Kadzińskiego, ale jedynie w poprzeczkę. W doliczonym czasie gry jego wyczyn powtórzył Kwiek, który uderzeniem z ostrego kąta pokazał, że jest stanowczym zagrożeniem i typową tykającą bombą. Po ostatnim gwizdku wielka radość gospodarzy, którzy przeszli kolejną rundę Pucharu Polski. Gieroba mógł optymistycznie patrzeć do przodu, bo to jego druga wygrana. W Kielcach wielka żałoba, bo odpuszczono walkę o trofeum Polski. Gil ostatnio zaniedbywał swoje obowiązki, wszyscy oczekują wyraźnej poprawy, choćby w osiąganych wynikach. Szkoleniowiec wie, że w najbliższej kolejce czeka go „rewanż” z Łodzianami, dlatego Kielczanie pozostaną w mieście do weekendu.

 

ŁKS Łódź – Korona Kielce 3:0

10’ Kwiek 1:0

16’ Mitic 2:0

47’ Kwiek 3:0

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Hubert Siejewicz

Widzów: 4029

Odnośnik do komentarza

Miedź Legnica – GKS Bełchatów

 

Nieobliczalna Miedź, która najlepsze czasy ma zdecydowanie za sobą, a aby nawiązać do świetności na pewno musi pokonać obrońcę trofeum z ubiegłego sezonu. GKS pod wodzą Białka osiągnął wielki sukces zdobywając Puchar Polski po zwycięstwie w finale nad Zniczem Pruszków. Białek dostał się do Ligi Europejskiej, jednak po czterech meczach musiał wraz ze swoimi piłkarzami pożegnać się z rozgrywkami. Kilku zawodników opuściło Bełchatów w poszukiwaniu większych wyzwań, dziś właśnie kontrakt podpisał Mikołajczak z działaczami Saturna, dlatego wiadome jest, że zmieni barwy klubowe 1 stycznia.

W 2. minucie popisał się niekonwencjonalnym rozwiązaniem w postaci podania do Terleckiego ze znakomitym obrotem ciała, którym zmylił dwóch rywali. Ci nabiegali, jednak nie mieli szans na odbiór piłki, futbolówka trafiła idealnie pod nogę Terleckiego, ten uderzył nad ręką kładącego się golkipera i otworzył wynik. Miedź musiała się szybko otrząsnąć, żeby jeszcze namieszać. W 12. minucie stworzyli sobie dobrą sytuację, ale ostatecznie dośrodkowanie wyłapał bramkarz gości. W kolejnych fragmentach dominowali podopieczni Białka, a za rozgrywanie bardziej brał się Mikołajczak niż odpowiedzialny Piotrowicz, który jakby oszczędzał siły, by wytrzymać do końca spotkania. Brakowało mu zwrotności, momentami tracił kontrolę nad piłką i w 23. minucie mogło źle to się skończyć, jednak M. Kowalczyk w ostatniej chwili wyłączył piłkę z gry wybiciem na aut. W 32. minucie Sobolewski zbiegł do lewej flanki, ściągnął na siebie rywali, którzy mieli wysoko ustawioną linię obrony, odegrał do Piotrowicza, który szybkim ruchem uruchomił Terleckiego. Ten w biegu przejął piłkę, ruszył na bramkę i mocnym strzałem ponownie pokonał bramkarza. GKS zdecydowanie pokazywał, że w Pucharze Polski znów będzie się liczył. Trener wystawił rezerwowy garnitur, jednak bardzo dobrze w odbiorze w ostatnim kwadransie pracował Więckowski, który niedawno przedłużył umowę.

W drugiej połowie dwie stuprocentowe okazje zmarnował Sobolewski, a może lepiej pochwalić bramkarza rywali, który końcami palców wybronił mocny strzał po ziemi z 53. minuty. Przy stałych fragmentach gry Palczewski wygrywał wszystkie pojedynki główkowe, nawet, gdy był osaczony przez rywali, jednak w 59. minucie przelobował bramkę przeciwników i nie zdołał podwyższyć. W ostatnim kwadransie na boisku pojawił się Kołodziejczyk, który zastąpił Piotrowicza. Ofensywny pomocnik oddychał rękawami, brakowało mu ogrania meczowego. Zmiany zostały wykonane później, bo gra do jakiejś 60. minuty układała się po myśli gości. Później po wejściu Okoro znów wszystko wracało do normy, defensywny pomocnik odpowiadał za czarną robotę. W 86. minucie spróbował uderzenia z rzutu wolnego, ale wprost w ręce bramkarza. GKS awansował dalej, co miało być tylko formalnością. Wynik nie gra roli. Kibice liczą, że Bełchatowianie znów namieszają w stawce, jednak teraz trzeba się skupić na zdobyczach ligowych.

Miedź Legnica – GKS Bełchatów 0:2

2’ Terlecki 0:1

32’ Terlecki 0:2

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Paweł Gil

Widzów: 1392

 

 

 

Nielba Wągrowiec – Jagiellonia Białystok 1:1 d. 1:1 k. 8:7

67’ Pinter (kar) 0:1

75’ Pietroń 1:1

93’ Broniszewski 2:1

98’ Pawłowski 2:2

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Erwin Paterek

Widzów: 946

 

 

 

Podbeskidzie Bielsko-Biała – Cracovia Kraków

 

Cracovia w poważnym kryzysie o czym świadczą rozegrane siedem meczów ligowych. Żadnej wygranej, a Laskosz chodzi z opuszczoną głową. Przy ulicy Kałuży były wielkie plany o mistrzostwie – dokonano poważnych wzmocnień jak Khcharem, poza tym trenerowi zależało na Dao i Georgievie. Zarząd miał inny pomysł, ale spełnił żądania Laskosza. W jakim punkcie znajdują się dziś Pasy? Spotkanie z jednym z faworytów do awansu na pewno uchyli rąbka tajemnicy.

Bardzo słaby początek spotkania, głównie gospodarze utrzymywali się przy piłce i próbowali kilkoma rozrzuceniami do boków rozciągnąć formacje Cracovii. Trener Pasów postawił na dwójkę napastników, poza tym warto wspomnieć, że wystawił rezerwową jedenastkę. Już w 5. minucie przy strzale Malinowskiego zabrakło lepszej komunikacji i zdecydowania przy interwencji Dao, który pozwolił bierną postawą na strzał, Zawadzki wybronił, ale przy dobitce bardzo pasywnie zachował się Khcharem, który nawet nie wyblokował rywala, Milkowski uderzył szybko i wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. Podbeskidzie dyktowało warunki. Gdy piłkę skierowano do Piątka, ten wolał wypróbować swoje walory szybkościowe i sprawdzić się w biegu na kilkadziesiąt metrów z piłką przy nodze niż rozegrać, dlatego jego dośrodkowanie na pełnej szybkości nie było zbyt dokładne. Rywale stwarzali kolejne zagrożenia, jednak dobrze na posterunku pojawiał się Stachurski, który dziś miał lepszy dzień niż Dao. Czarnoskóry stoper odpuszczał wiele pojedynków, spóźniał się do napastnika, natomiast przeciwnicy grali na wielkim luzie. W 30. minucie Kozubek powinien obejrzeć czerwoną kartkę, bo Kowalski wybiegał na dogodną pozycję sam na sam, a został pociągnięty za koszulkę przez ostatniego obrońcę. Do przerwy bardzo słabo.

W drugiej części gry całkowicie niewidoczny Stankiewicz do pierwszej straty, która utwierdziła w przekonaniu, że dziś nie nadaje się do gry. W końcu szansę na lewej flance otrzymał Konieczny, bo nikogo innego nie było na ławce, a sam zawodnik wychował się na tej pozycji, dlatego szło mu znacznie lepiej. Cracovia próbowała rozegrania, ataku pozycyjnego, lecz przede wszystkim brakowało ostatniego podania. Napastnicy byli odcinani od podań, rywalizacja w powietrzu to skazanie na porażkę gości. W 67. minucie z 20 metra z rzutu wolnego po ziemi uderzył Janicki. Piłka ominęła mur, Zawadzki wyciągnął się jak struna, ale nie zdołał wybić piłki, która wpadła do siatki. Gospodarze czekali na taką sytuację, mając dokładnie wszystko pod kontrolą. Cracovia miała zaatakować, Laskosz przekonywał, że akcje szybko się pojawią, jednak kibice na trybunach ziewali z nudów. W 84. minucie Brkovic do Wasilewskiego, ofensywny pomocnik ruszył do przodu, ściągnął na siebie rywala, podał do Kowalskiego, który prostym zwodem do boku zmusił rywala do dodatkowego wysiłku, uderzył lekko jakby od niechcenia, jednak i bramkarz słabo zareagował, bo spóźnił odbicie z nóg i ruszył do futbolówki jakby miał sporą nadwagę. Gol kontaktowy dał jeszcze nadzieje Cracovii, lecz tym samym Podbeskidzie poczuło, że ich obowiązkiem jest kolejna bramka. W doliczonym czasie gry praktycznie wcisnęli Cracovię w pole karne, a wszystko przez czerwoną kartkę, którą ujrzał Stachurski za brutalne wejście w tył rywala. Milkowski zagrał do Marka, obejrzał się Dao za plecy, jakby liczył na pozycję spaloną, Marek mocno uderzył obok Zawadzkiego. Bramkarz nie zdążył z interwencją, koniec. Cracovia szybko żegna się z rywalizacją o Puchar Polski. Zawodnicy ze spuszczonymi głowami schodzili do szatni. Można mówić o poważnym kryzysie w klubie. Niektórzy twierdzą, że niepotrzebne były europejskie puchary, które nie przyniosły większego zysku. Laskosz wyznaczył sobie ambitny cel – awans do fazy grupowej, jednak wszystkie cele przerastały zawodników. Ubiegły sezon można zaliczyć do idealnych w porównaniu do tego, co dziś prezentują piłkarze. Za wysoka poprzeczka?

 

Podbeskidzie Bielsko-Biała – Cracovia Kraków 3:1

5’ Milkowski 1:0

67’ Janicki 2:0

84’ Kowalski 2:1

90+2’ Marek 3:1

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Artur Radziszewski

Widzów: 2701

 

 

 

Raków Częstochowa – Polonia Warszawa

 

Kucharski znów się pojawił, ale można powiedzieć, że historia lubi się powtarzać. Media nie zamierzają obserwować aktualnego szkoleniowca Polonii, lecz spoglądać na presję, jaką będzie wywierał właściciel klubu, który powolnie zapowiada o zmianie trenera na bardziej zaangażowanego i lojalnego. Dziś rywalem Czarnych Koszul w pojedynku w 2. rundzie Pucharu Polski jest Raków Częstochowa. Skład rezerwowy wystawiony na to spotkanie przez szkoleniowca dodatkowo zagra w nowej nieznanej dla siebie formacji.

Gospodarze chcieli w pierwszych minutach zaskoczyć przeciwnika i przeprowadzili kilka składnych akcji, wywalczyli dwa kornery i stałymi fragmentami gry chcieli otworzyć wynik, jednak w powietrzu bardzo dobrze spisywał się Batur, który miał potężne zapasy doświadczenia. Wrześniak przy jednym z kornerów przejął piłkę po wygranej główce, wybiegł z pola karnego, zagrał długą piłkę na Szczepanika, który grając w środku ataku miał sporo miejsca, bo obrońcy musieli mieć na uwadze pozostałych dwóch napastników, którzy rozciągali formacje. Szczepanik znalazł się na skraju pola karnego, uderzył mocno po ziemi, zmieścił piłkę tuż przy lewym słupku i otworzył wynik. W 16. minucie skuteczny odbiór Chrzanowskiego na połowie przeciwnika otworzył kolejną okazję przed gośćmi – Scherbak do Szczepanika, ten zgrał po obwodzie do Wrześniaka, prostopadła piłka do Dimitrijevica, który przelobował leżącego się bramkarza i podwyższył na 2:0. Polonia grała efektownie tuż po odbiorze piłki. Szkoleniowiec mógł wyciągać jedynie pozytywne wnioski z gry podopiecznych. Scherbak w 30. minucie nie zdołał trafić do pustej siatki tuż po tym jak bramkarz sparował strzał z dystansu Owczarka. Sporo pracował Davidovic przy odbiorach piłek i przerywaniu szybki akcji rywali. Właśnie w 40. minucie Raków kreował kolejną akcję, Davidovic wyczuł sytuację i wtargnął w podanie, szybki przechwyt i okazja na kontrę – cała trójka snajperów była ustawiona z przodu, dlatego problemem nie było przetrzymanie piłki z przodu, rywale dopiero zaczęli formować się z tyłu. Szczepanik najpierw zbiegał do boku, by wpuścić rywala w uliczkę, wypuścił sobie piłkę pomiędzy dwóch obrońców, z impetem wtargnął w obręb szesnastki i mocnym uderzeniem umieścił piłkę w siatce.

W drugiej części gry było zdecydowanie nudniej. Szkoleniowiec doskonale przygotował zespół pod względem taktycznym, pomimo że Dimitrijevic narzekał na to, że nie znajdzie się miejsce na skrzydle dla niego. Rywale również mieli swoje okazje, najczęściej decydowali się na próby z dystansu, jednak jeszcze przy trzeźwych zmysłach znajdował się Jasiński, który dwukrotnie uratował Polonię od utraty gola. Tego szczęścia i dodatkowego krycia przy okazji zabrakło w 68. minucie po rzucie rożnym, kiedy Gliński głową wygrał pojedynek ze stoperami i skierował piłkę do siatki. W 82. minucie Davidovic wziął na siebie odpowiedzialność rozegrania, przegrał do Dimitrijevica, który ściągnął na siebie uwagę obrońców, zagrał pomiędzy dwóch do Łoszakiewicza, który wyczekał bramkarza, lekko uderzył obok z bliskiej odległości i ostatecznie ustalił wynik spotkania. Raków poległ, pomimo że zawodnicy grali bardzo ambitnie. Po prostu trafili na zespół o wyższych umiejętnościach. Polonia dopełniła formalności i awansowała do 3. rundy Pucharu Polski.

 

Raków Częstochowa – Polonia Warszawa 1:4

11’ Szczepanik 0:1

16’ Dimitrijevic 0:2

40’ Szczepanik 0:3

68’ Gliński 1:3

82’ Łoszakiewicz 1:4

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Mirosław Górecki

Widzów: 1623

 

Ruch Radzionków – Odra Wodzisław

 

„Tęsknimy za Kubiniokiem– taki transparent wywiesili kibice Odry na sektorze gości. Chybiorz zawodzi. Zespół Odry w ligowych rozgrywkach miał tylko jedną wpadkę z Polonią Bytom, poza tym zdobyli sporo punktów i aktualnie zadomowili się w górnej połówce tabeli. Dzięki swoim wyczynom mogliśmy obejrzeć naprawdę dobry futbol Chybiorza. To wygląda tak z nazwy, bo nagle szkoleniowiec uznał, że nic się nie stanie, gdy nie będzie zjawiał się na konferencjach prasowych czy w szatni przed meczem, kiedy ostatecznie asystent musiał ustalać jedenastki. Postanowiono w gronie sztabu szkoleniowego, że dziś wybiegnie rezerwowy garnitur. Chybiorz przepadł, a działacze już pracują nad rozwiązaniem umowy, bo jeden z punktów wyraźnie mówi o tym, że za lekceważenie powierzonych obowiązków grozi zwolnienie – jak w normalnej pracy.

Zaczęło się bardzo pozytywnie dla Odry – zagranie Sapeli do Janasa, który wykorzystał swoje dobre przygotowanie fizyczne, wyprzedził rywala, uderzył po ziemi po ręce bramkarza, ale zdołał umieścić futbolówkę w siatce. Dzięki temu Odra mogła zadowolić się prowadzeniem. Laze nie decydował się na wielkie szarże, najwięcej akcji Odra przeprowadzała środkiem boiska. Również oglądaliśmy w akcji Wołkiewicza, który na boku często urywał się rywalom, próbował dośrodkowań, ale również strzałów jak ten z 18. minuty, kiedy trafił w boczną siatkę. Ruch również stwarzał okazje, ale Karim w 35. minucie znakomicie zachował się na przedpolu i nie zrezygnował wybiegając do lecącej piłki. Do przerwy prowadzenie Odry po niezłej grze.

Spotkanie należało do nudniejszych, kibice jednak nie spodziewali się widowiska na europejskim poziomie. Jedni wchodzili, inni wychodzili, jakby oglądano przedstawienie cyrkowe. Brakowało tylko zwierząt i maskotek. Po Odrze więcej się spodziewano, ale grali coraz gorzej, jakby spuszczano z piłkarzy powietrze. W 65. minucie zawiódł Gul, który dostał długie zagranie od Majewskiego, lecz przestrzelił. W 75. minucie dobrze ofensywnie podłączył się Stanikaitis, który ożywił poczynania kolegów, ale tylko chwilami ci mieli przebłyski formy. Spotkanie samo miało się wygrać, ale w 85. minucie chwila nieuwagi, dokładniej nieporozumienie w obronie pomiędzy stoperami, wybiegł Jastrzębski, który płaskim uderzeniem, ale bardzo silnym pokonał bezbronnego Karima. O meczu miała zadecydować dogrywka.

W pierwszej części Odra chciała za szybko przeprowadzić akcję i strzelić decydującego gola. Momentami długie piłki przerzucano z jednej na drugą stronę i dochodziło do ostrych starć w powietrzu. W 113. minucie Stanikaitis ujrzał czerwoną kartkę za brutalny faul na rywalu od tyłu. Chwilami wykazywał się zbyt dużą chęcią gry, co przypłacił wykluczeniem z gry. W 120. minucie kolejna garstka pecha – jedna prostopadła piłka za plecy Łoszakiewicza, Smoliński jakby przekonany był, że Karim wyjdzie, jednak bramkarz najpierw postawił krok do przodu, potem zaczął się cofać, a umiejętnie wykorzystał to Kaczmarek. W ostatniej minucie strzelił gola i rozstrzygnął szalę na korzyść gospodarzy. Kibice Odry zawiedli się na swoich podopiecznych, bo Wodzisław miał walczyć o przepustkę do europejskich pucharów chociażby przez krajowe trofeum. W poprzednim roku podobna wpadka, tym razem u boku innego trenera. Kibice po meczu domagali się zwolnienia i jednocześnie zatrudnienia kogoś bardziej kompetentnego. Odrze potrzebny jest szkoleniowiec, który lepiej zaangażuje się w swoje obowiązki i w końcu zajmie się drużyną. Początek sezonu obiecujący, aktualnie równia pochyła.

 

Ruch Radzionków – Odra Wodzisław 1:1 d. 1:0

8’ Janas 0:1

85’ Jastrzębski 1:1

120’ Kaczmarek 2:1

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Piotr Siedlecki

Widzów: 844

 

 

 

Świt Nowy Dwór Mazowiecki – Piast Gliwice 1:2

9’ Lewandowski 1:0

16’ Nowak 1:1

47’ Janas 1:2

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Mariusz Złotek

Widzów: 454

 

 

 

TKP Toruń – Śląsk Wrocław

 

Jedno z ostatnich spotkań w ramach 2. rundy Pucharu Polski. Trener Polo nie przywiązuje dużej uwagi do tego trofeum, dlatego daje szansę gry rezerwowym. Pamiętamy jak prowadził GKS i jego podopieczni doszli aż do półfinału, jednak na boisku nie pojawiali się kluczowi gracze. Dziś na ławce Kiła, jednak bardziej asekuracyjnie. Obrona bardzo eksperymentalna, jednak Hirsz i Bzdęga ciągle pracowali nad swoimi umiejętnościami i dzisiaj będą chcieli przekonać trenera.

Najpierw Śląsk, Mistrz Polski, próbował pokazać jak naprawdę gra się w piłkę. Niby wszystko wychodziło, profesjonalny atak pozycyjny, jednak przy tej drugiej linii akcje wyglądały znacznie wolniej. Nie było tej płynności i przejścia, wymienności funkcji i przede wszystkim gry z pierwszego tempa. Zawodnicy musieli przyjąć i rozejrzeć się. Sawada miał popisywać się swoimi umiejętnościami technicznymi i tak było – zwodził rywali, jednak jego piłki nie trafiały do lepiej ustawionych kolegów. W 23. minucie pierwsze poważne ostrzeżenie ze strony Lewandowskiego, który mocno uderzył, lecz golkiper znakomicie wypiąstkował. W 40. minucie Śląsk po przechwycie szykował się do kontry, lecz rywal zabrał piłkę Wosiowi po prawej stronie, w trójkącie rozegrali futbolówkę, jeden z przeciwników wypuścił Golińskiemu, ten przymierzył idealnie pod poprzeczkę w samo okienko z odległości około 22 metrów i Kowalczyk pozostał bez szans. W 43. minucie popełnił katastrofalny błąd, bo po interwencji wypuścił futbolówkę z rąk, ale świetnie zaasekurował go Breikstas. Do przerwy prowadzili gospodarze.

Po zmianie stron o wiele lepiej pod względem mentalnym wyglądali piłkarze Śląska. Polo ich zmobilizował, wymagał, by gryźli trawę. W 50. minucie pierwsza stuprocentowa okazja, lecz Kaciczak za lekko uderzył po płaskim dośrodkowaniu Wosia. W 54. minucie Malinowski rozegrał do Góreckiego, ten znalazł przed polem karnym Lewandowskiego. Napastnik Śląska wykorzystał doświadczenie ligowe i zwiódł rywala bardzo prostym obrotem, skierował się ku bramce i przymierzył. Podkręcona piłka zmyliła niedoświadczonego golkipera i wpadła do siatki. Zmiennik Małkowskiego doprowadził do remisu. W 60. minucie Woś znakomicie wymienił się pozycją z Lewandowskim, rywale w obronie nie wyczuli zamiarów skrzydłowego, idealnie w tempo podał Sawada w pole karne, Woś miał już za plecami obu stoperów, uderzył po ziemi w prawą stronę bramki i golkiper skapitulował. 2:1. Również momentami TKP chciał strzelić gola, jednak w 77. minucie Breikstas dobrze wypełnił swoje obowiązki w obronie i przechwycił kluczowe podanie. Hirsz nie zdążyłby do przeciwnika. W 86. minucie faul na Wosiu, który wdał się w drybling z dwoma przeciwnikami. Rzut karny pewnie wykorzystał Kołodziejczyk, który pojawił się na końcowe fragmenty. Cały czas z Góreckim odgrywali te same role w zespole, ale grali na zmianę. Jego gol przesądził losy spotkania. Śląsk do końca meczu grał na totalnym luzie, wykorzystał to również Lewandowski, który otrzymał podanie od Kołodziejczyka, wcześniej zagrywał Malinowski ze środka pola, uderzył z dystansu z linii pola karnego i podwyższył wynik na 4:1! Śląsk wygrał i awansował do kolejnej rundy. Obyło się bez kompromitacji. Mistrzowie Polski nadal grali na trzech frontach.

 

TKP Toruń – Śląsk Wrocław 1:4

40’ Goliński 1:0

54’ Lewandowski 1:1

60’ Woś 1:2

86’ Kołodziejczyk (kar) 1:3

90+2’ Lewandowski 1:4

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Włodzimierz Bartos

Widzów: 1739

 

 

 

Tur Turek – Lechia Gdańsk

 

Tak zapowiadał, tak zrobił. Moniuszko w tej kwestii dotrzymywał słowa – trzy zmiany dokonane. W wyjściowej jedenastce pojawił się Duraj, który poprzedni sezon spędził na wypożyczeniu w Panathinaikosie. Tam zabrakło umiejętności i w dwóch meczach strzelił jedną bramkę. Więcej szans nie otrzymał. Poza tym niedoceniany Jurczyk, który zaliczył bardzo udany sezon, a u jego boku zaprezentuje się Augustyn. Na ławce między innymi Ozim i Owczarek.

Lechia chciała poważnie potraktować walkę o Puchar Polski. Widać było, że Moniuszko nie traktuje pucharu ulgowo. Tur Turek nie należał do rywali zbytnio wymagających – wręcz przeciwnie, prezentują niski III-ligowy poziom. Przez pierwsze minuty nie było wyraźnej dominacji żadnej ze stron, można stwierdzić śmiało, że kibice oglądali zwykłą kopaninę. Na pewno więcej spodziewano się po liderze Ekstraklasy. Ci zawiedli w kolejnych fragmentach, a dokładnie w 13. minucie, kiedy najpierw rywala przyblokował Sagi – ci mieli rzut rożny, który wykorzystali perfekcyjnie – zagrali na dalszy słupek, wyskoczył Cieślewicz, wygrał pojedynek powietrzny z Jurczykiem i trafił do siatki. Tur wyszedł na prowadzenie. Niespodziewanie, ale można stwierdzić, że zasłużone. W 23. minucie pierwsza okazja Duraja, który najwyraźniej spalił się psychicznie, bo dostał wielką szansę pokazania się. Uderzył fatalnie. W kolejnej części pierwszej połowy Lechia spokojnie rozgrywała piłkę, lecz brakowało ostatniego podania. Jeśli się pojawiło jak to z 38. minuty, Augustyn zagrał do napastników, wtedy zaczynała się wielka panika – Jasiński mocno nad bramką.

W drugiej części gry miało być lepiej. O ten stan rzeczy mieli zadbać Owczarek i Ozim, którzy pojawili się na boisku. Nic się nie zmieniło. Weszli kolejno w 63. i 73. minucie, a do tego czasu Tur Turek zamurował się we własnym polu karnym. Trener po meczu śmiał się, że brał przykład z Lechii, która w kilku meczach ligowych również stosowała się do obrony, wyczekując kontrataku. Długie piłki pod pole karne Halima na uwolnienie – to był pomysł gospodarzy. W 75. minucie Ozim wyszedł do znakomitej akcji, spróbował indywidualnego rajdu, minął dwóch rywali, jeszcze dobrze przymierzył, lecz trafił w poprzeczkę. Po biernej postawie kolegów z ofensywy tylko machnął ręką i dostosował się do poziomu spotkania. To stało na niskim poziomie, wręcz podwórkowym. Ostatecznie Tur mógł świętować zwycięstwo po zdobytej bramce z pierwszego kwadransa. Zawiedli Idemudia i Jurczyk, zawiodła koncepcja Moniuszki, który myślał, że rywale nagle rzucą się w paszczę lwa. Niespodzianka – lider Ekstraklasy odpada, a piłkarze z Gdańska nawet nie chcieli rozmawiać z dziennikarzami. Na forach internetowych panowała wielka radość, bo wielu kibiców w Polsce po prostu chciało, by Moniuszce utrzeć nosa. Jedynie fani Białej Gwiazdy i Śląska współczuli rywalom, że zabraknie ich w 3. rundzie Pucharu Polski.

 

Tur Turek – Lechia Gdańsk 1:0

13’ Cieślewicz 1:0

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Marek Karkut

Widzów: 1726

 

 

 

Warta Poznań – Zagłębie Lubin

 

Czasem warto po prostu zrezygnować. Honoru i przyznania się do błędu brakuje Kowalczykowi, który rok temu zabłyszczał w Ekstraklasie, a dziś jego gwiazda szybko przygasa. Lubinanie nie prezentują dobrego futbolu, po raz drugi zawiodły przygotowania, do tego przegrali kluczowe spotkanie z ŁKSem i los Kowalczyka jest praktycznie przesądzony. Szkoleniowiec Zagłębia zostanie zwolniony po 8. kolejce, bo jego zachowanie jest naganne – zaznacza prezes. – To koniec współpracy, nikt tak nie zaniedbuje obowiązków. W profesjonalnym klubie to niedopuszczalne.

Warto zaznaczyć, że Zagłębie dziś rezerwowym zestawieniem, by jak największa ilość graczy miała okazję wykazania się w ramach Pucharu Polski. Pierwsze fragmenty bardzo nudne, zawodnicy snuli się po boisku, jakby brali udział w meczu sparingowym. Chyba inaczej miało to wyglądać. W 15. minucie Augustyniak, wychowanek klubu, zmarnował stuprocentową sytuację, kiedy to Lubinianie mogli wyjść na prowadzenie. W 28. minucie dobry atak pozycyjny, nagle cały zespół gości znalazł się na połowie przeciwnika, zagranie Lukica do Carecy, ten technicznym strzałem zmylił bramkarza, tuż obok jego ręki przeleciała futbolówka, która po chwili znalazła się w siatce. Długo na odpowiedź nie musieliśmy czekać, bo w 36. minucie chwila nieuwagi, przepuszczenie rywala z prawej strony, potem piłka przypadkowo wylądowała pod nogami Więckowskiego, który bez trudu pokonał Zachariasza. Golkiper z Lubina zaprezentował kilka dobrych interwencji, bo nagle Warta przycisnęła Zagłębie do muru.

W drugiej części gry szansę otrzymał między innymi Wróblewski, który pracował i starał się, jednak momentami brakowało odpowiednich umiejętności, by przeciwstawić się Warcie. Kibice mogli wyliczać na palcach jednej ręki sytuacje podbramkowe. W 60. minucie świetnie zaprezentował się Careca, który zakręcił dwoma obrońcami, obrócił się z piłką i za plecami zostawił dwóch powolnych stoperów, uderzył, jednak bramkarz zachował trzeźwy umysł i sparował do drugiego boku. W 84. minucie Careca zagrał lekko do Kozlyuka, ruszyła cała trójka napastników na bramkę Warty, bardzo biernie zachowywał się defensor przy Kozlyuku, w końcu Ukrainiec przymierzył przy krótszym słupku i pokonał bramkarza. Zagłębie prześlizgnęło się przez 2. rundę Pucharu Polski, ale wiadome jest jedno – czas Kowalczyka dobiegł do końca. Nie wiadomo czy decyzja zapadnie już za chwilę czy po 8. kolejce. Działacze nie chcą tolerować takiego zachowania i lekceważenia teamu. Kowalczyk zachował się niepoważnie, przecież mógł złożyć rezygnację...

 

Warta Poznań – Zagłębie Lubin 1:2

28’ Careca 0:1

36’ Więckowski 1:1

84’ Kozlyuk 1:2

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Szymon Marciniak

Widzów: 616

 

 

___________________

Kontuzje – skład ligowy można podawać do piątku do 22:00.

Odnośnik do komentarza

Lech, zgodnie z zapowiedziami, zagrał w nieco zmienionym ustawieniu i przyniosło to oczekiwany efekt. Zagraliśmy w miarę pewnie i wygraliśmy, zdobywając kilka bramek. To spotkanie zakończyło się jednak dla nas niezbyt dobrze, bo urazu, dość poważnego, doznał Markowski, który ostatnio z powodu absencji naszych dwóch lewych obrońców grał na tej pozycji. Co prawda Sobiech wraca już do treningów, ale jego występ w kolejnym spotkaniu nie jest pewny, dlatego będziemy musieli zastanowić się nad ustawieniem.

 

Z przodu nasza gra wyglądała dobrze, w zasadzie trudno się czegoś przyczepić, bo nie oczekiwałem po spotkaniu jakiejś wielkiej gry. Mieliśmy wyjść na boisku, zdobyć kilka bramek i awansować dalej. Cieszy to, że kolejne spotkanie wygrywamy, ale czekam na jakiegoś silniejszego rywala, żeby i w takim spotkaniu pokazać klasę. Nie oszukujmy się, ale od momentu zmiany ustawienia graliśmy mecze z drużynami średniej klasy.

 

Teraz czeka nas kolejne, ważne spotkanie ligowe, bo tylko kolejnymi zwycięstwami, możemy poprawić swoją sytuację w lidze. Jak na naszą grę wpłynie dzisiejszy mecz, trudno teraz wyrokować. Mamy jeszcze kilka dni na zastanowienie.

Odnośnik do komentarza

Łukasz Wuwer, Arka Gdynia

 

Jestem bardzo zadowolony z mojego zespołu. Graliśmy samymi rezerwowymi i pokazali oni, że nie należy ich lekceważyć przy wyborze składu. Bramkę zdobył rezerwowy napastnik - Kalinowski i to bardzo cieszy, że nie mamy problemu ze zdobywaniem bramek.

Teraz czeka nas w lidze pojedynek z ostatnim w tabeli Zagłębiem. Nie możemy przegrać, ponieważ grozi nam miejsce w strefie spadkowej. Musimy w każdym meczu walczyć o punkty, bo jeśli teraz zostaniemy w tyle, to ciężko będzie to nadrobić.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...