Skocz do zawartości

Kącik depresyjny


Icon

Rekomendowane odpowiedzi

Ja bym nic nie odpisał, ale oschle poinformował kumpla o mailu od niej, dając odczuć, że nie życzę sobie wciągania mnie w ten układ w jakikolwiek sposób.

O dokładnie. Najlepiej dając do zrozumienia, że sam jeszcze nie wiesz, co z taką wiedzą możesz zrobić ;) Już kolega sam by zadbał, żebyś się nigdy niczego więcej nie dowiedział.

Odnośnik do komentarza

 

Twoja wolność nie może ograniczać cudzej wolności. Możesz sobie nosić różowe skarpetki na nosie jak chcesz, ale nie możesz oszukiwać innych ludzi czy zdradzać.

Ale jak zdradzając żonę, która nic o tym nie wie ograniczam jej wolność? Nie mogę oszukiwać lub zdradzać, bo co? Bo takie są normy moralne, tak? Dopóki nie jest to zabronione przez prawo to wszyscy mogą mnie w dupę pocałować i nic im do tego co robię. Jeżeli żonie nie będzie pasowało moje zachowanie może złożyć do sądu wniosek o rozwiązanie umowy cywilnoprawnej.

 

Nawet najwięksi przyjaciele nie widzą często co dzieje się w danym związku małżeńskim. Niby może być cacy, a w środku całkowicie inaczej. Może mamy z żoną taki układ, że wzajemnie się zdradzamy? Co to ciebie obchodzi? Możesz powiedzieć, że jestem chujem, może ci się nie podobać jak żyję, ale nie wtrącaj się w moje sprawy i nie ucz mnie jak mam żyć. To moje życie.

 

Jeżeli jestem Twoim przyjacielem, to przestałbym nim być nie mówiąc ci o tym, że zachowujesz się jak gnojek. Jeśli szukasz w życiu tylko potakiwaczy do piwa, to przyjaźni nie zaznasz.

Odnośnik do komentarza

 

No ja bym chciał, żeby ktoś mi bliski dał mi w mordę kiedy ewidentnie odpierdalam, zawsze myślałem, że od tego też ma się przyjaciół. No ale rozumiem, że to w sumie kwestia indywidualna.

Rzecz jasna ja biorę to danie w mordę metaforycznie, poza tym zupełnie się zgadzam. Warto powiedzieć przyjacielowi (mówię o przyjacielu, nie koledze), że błądzi. Przyjaźń nie polega tylko na głaskaniu po twarzy.

 

 

Hmmm, co znaczy, że błądzi? Jeśli facet jest z żoną tylko i wyłącznie dla dobra dzieci (co też jest IMO chorą sytuacją), ale nic go już z nią nie łączy, a odwagi brak na rozwód? I przede wszystkim, jak to wszystko jest teorią, to nie ma szukać szczęścia?

 

Pamiętajmy, że żyjemy w kulturze, w której większość małżeństw jest zawierana pod wpływem otoczenia, presji i oczekiwań społecznych. Tylko część jest zawierana z prawdziwej miłości. Po co mam chodzić i gościowi tłumaczyć, że robi źle czy dobrze. Ja bym się go jedynie zapytał, czy wie co robi i czy czuje, że to jest OK. I to w ogóle tylko w momencie, w którym by się mnie zapytał, co sądzę na ten temat. Przyjaźń polega, przynajmniej dla mnie, na tym, żeby pomóc przyjacielowi, który się przewróci, a nie żeby latać za nim jak mamka.

 

Zgadzam się w tym z wujkiem. Nie twoje życie, to się nie wpierdalaj, dopóki ktoś Cię o pomoc nie poprosi. Proste. To co dla Ciebie jest normą, dla drugiego normą nie musi być. I nie ma co teoretyzować, bo dopóki się nie będzie w takiej sytuacji, to człowiek nie zna ani emocji, ani reakcji, ani przemyśleń. Ja tak miałem przy rozchodzeniu się z moją byłą żoną. Większość wybitnych doradców mówiła, ale nikt nigdy nie był w takiej sytuacji. I to mnie nauczyło, że w takich "delikatnych" sytuacjach, dopóki nie jest się wywołanym do odpowiedzi, to się nie wypowiada. Kłapać jęzorem i pierdzieć filozofią może każdy. Spróbować zrozumieć, prawie nikt.

Odnośnik do komentarza

Nie mówię o matkowaniu. Nie mówię o próbie zmiany sytuacji. Mówię jedynie o wyrażeniu swego zdania: słuchaj, moim zdaniem robisz źle. Nie będę próbował Cię od tego odciągnąć, bo to twoje życie i być może wiesz lepiej. Ale moim zdaniem robisz jej (a być może im obu) krzywdę. I tyle. Żeby wiedział, co przyjaciel o tym sądzi. Co z tym zrobi, jego sprawa. Tyle. Mi kiedyś przyjaciel (a właściwie przyjaciel i przyjaciółki) tak pomogli i bez tego uświadomienia jak beznadziejnie działałem, dziś byłbym na dnie.

Odnośnik do komentarza

Nie mówię o matkowaniu. Nie mówię o próbie zmiany sytuacji. Mówię jedynie o wyrażeniu swego zdania: słuchaj, moim zdaniem robisz źle. Nie będę próbował Cię od tego odciągnąć, bo to twoje życie i być może wiesz lepiej. Ale moim zdaniem robisz jej (a być może im obu) krzywdę. I tyle. Żeby wiedział, co przyjaciel o tym sądzi. Co z tym zrobi, jego sprawa. Tyle. Mi kiedyś przyjaciel (a właściwie przyjaciel i przyjaciółki) tak pomogli i bez tego uświadomienia, jak beznadziejnie działałem, dziś byłbym na dnie.

 

Ok, z tym się zgodzę. Ale wg mnie, w tak delikatnych rzeczach, powinno się raczej doprowadzać do sytuacji, żeby osoba, którą tak ostro w teorii oceniamy, najpierw przedstawiła swój punkt widzenia, a dopiero potem zastanowić się co i jak. Bo widząc fragment, często dajemy się porwać emocjom i wydawać bardzo kategoryczne sądy, a potem się okazuje, że źle oceniliśmy ;)

Odnośnik do komentarza

 

Nie mówię o matkowaniu. Nie mówię o próbie zmiany sytuacji. Mówię jedynie o wyrażeniu swego zdania: słuchaj, moim zdaniem robisz źle. Nie będę próbował Cię od tego odciągnąć, bo to twoje życie i być może wiesz lepiej. Ale moim zdaniem robisz jej (a być może im obu) krzywdę. I tyle. Żeby wiedział, co przyjaciel o tym sądzi. Co z tym zrobi, jego sprawa. Tyle. Mi kiedyś przyjaciel (a właściwie przyjaciel i przyjaciółki) tak pomogli i bez tego uświadomienia, jak beznadziejnie działałem, dziś byłbym na dnie.

 

Ok, z tym się zgodzę. Ale wg mnie, w tak delikatnych rzeczach, powinno się raczej doprowadzać do sytuacji, żeby osoba, którą tak ostro w teorii oceniamy, najpierw przedstawiła swój punkt widzenia, a dopiero potem zastanowić się co i jak. Bo widząc fragment, często dajemy się porwać emocjom i wydawać bardzo kategoryczne sądy, a potem się okazuje, że źle oceniliśmy ;)

 

To też prawda. W sumie ta metafora z daniem w ryj jest dla mnie błędna (chyba, żeby już w totalnym bagnie przyjaciel się taplał). Wywołanie rozmowy. Wiesz, w moim przypadku, o ile dobrze pamiętam (bo to już 14 lat temu było) tak właśnie było.

Odnośnik do komentarza

 

 

Nie mówię o matkowaniu. Nie mówię o próbie zmiany sytuacji. Mówię jedynie o wyrażeniu swego zdania: słuchaj, moim zdaniem robisz źle. Nie będę próbował Cię od tego odciągnąć, bo to twoje życie i być może wiesz lepiej. Ale moim zdaniem robisz jej (a być może im obu) krzywdę. I tyle. Żeby wiedział, co przyjaciel o tym sądzi. Co z tym zrobi, jego sprawa. Tyle. Mi kiedyś przyjaciel (a właściwie przyjaciel i przyjaciółki) tak pomogli i bez tego uświadomienia, jak beznadziejnie działałem, dziś byłbym na dnie.

 

Ok, z tym się zgodzę. Ale wg mnie, w tak delikatnych rzeczach, powinno się raczej doprowadzać do sytuacji, żeby osoba, którą tak ostro w teorii oceniamy, najpierw przedstawiła swój punkt widzenia, a dopiero potem zastanowić się co i jak. Bo widząc fragment, często dajemy się porwać emocjom i wydawać bardzo kategoryczne sądy, a potem się okazuje, że źle oceniliśmy ;)

 

To też prawda. W sumie ta metafora z daniem w ryj jest dla mnie błędna (chyba, żeby już w totalnym bagnie przyjaciel się taplał). Wywołanie rozmowy. Wiesz, w moim przypadku, o ile dobrze pamiętam (bo to już 14 lat temu było) tak właśnie było.

 

 

Czyli filozofia ogólnie podobna ;) nie ma co ciągnąć dalej rozważań (chyba, że wpadnie zaraz bojownik o sprawę czystej, nieskalanej miłości ze swoim teoretyzowaniem) ;)

Odnośnik do komentarza

Może się trochę wepchnę ze swoim problemem w dość teoretyczną dyskusję, ale też potrzebuję takie analizy, jaką tutaj dokonujecie. Długo myślałem czy o tym pisać, przekonała mnie właśnie ta dyskusja...

 

Problem jest taki:

 

- Moja psychika jest ostatnio coraz słabsza. Mam takie coś, że zawsze jak wracam do domu muszę zamknąć na zamek drzwi. Jak jestem sam to już sobie nie wyobrażam, żeby były otwarte...Po jakimś czasie zaczynały pojawiać mi się sny, śpię sam w domu, zostawiłem otwarte drzwi i przez nie wchodzi mój tata, który kładzie się spać w drugim pokoju, ja go budzę i mówię, żeby się wynosił, a on, że nigdzie się nie rusza i sen się kończy, sen się powtórzył już kilka razy... wcześniej miewałem tak, że snów prawie w ogóle nie miewałem, po prostu budziłem się co jakiś czas w środku nocy. Teraz często też śnią mi się sytuacje szpitalne, gdzie na przykład się gubię i jestem bezradny.

 

- Problem z tatą jest taki, że od niego zaczął się rozpad naszej rodziny, a w sumie to nie wiem czy od niego, ale bezpośrednio tak. Jak byłem mały to był w wojsku, wracał pijany robił awantury, ale byłem mały, a w domu było względnie okej. Potem jednak zdradzał mamę, miałem przez niego problemy z policją (awantury domowe, kontrole itp), potem zachorowałem, było okeej między nami aż do czasu jak nie chciał mi dać kwitka z ubezpieczeniem, gdy szedłem do szpitala... dodatkowe kilka kłamstw, kilka krętactw i rozeszliśmy się. Nie dawał mi ubezpieczenia, w końcu sam o siebie zadbałem. Co jakiś czas pisał mi sms co u mnie, zawsze jednak z jakąś prośbą albo wymaganiem, że mam mu coś dostarczyć i tak dalej. Potem zabrał mi alimenty, które miałem zasądzone, przez kilka miesięcy byłem bez niczego (akurat wtedy odebrano mi też rentę), ale wywalczyłem i alimenty w sądzie, na rozprawę nie przyjechał... Po wykonaniu wyroku przywracającego napisał mi sms, że to i tak mi nic nie da, bo jego długi i mojej mamy przejdą na mnie, że się z tego nie pozbieram... a w grudniu wysłał mi kartkę z życzeniami świątecznymi.

 

- Teraz napisał, że mama kazała mu przekazać, że jest w szpitalu, chora.

 

- I tu zaczyna się problem drugi: mama. Od kilku osób się dowiedziałem, że trafiła do szpitala. Sama twierdzi, że z podejrzeniem białaczki, lecz na oddział wewnętrzny... Ale po kolei. Najpierw od separacji przestali płacić za mieszkanie, tata się wyprowadził, a mam nie płaciła, bo to "nie jej mieszkanie", w efekcie dostali eksmisję... ja się musiałem przemeldować do obcych ludzi, mam dostała mieszkanie zastępcze, za które dalej nie płaci, mieszka z jakimś facetem, który nie pracuje. Chodzi po wszystkich znajomych, rodzinie, mówiąc o nas jak najgorzej, że ją zostawiliśmy i tak dalej, prosi też o ... przygarnięcie jej. Mało tego, moja siostra spotkała ostatnio koleżankę, która pyta ją jak ja się mam po przeszczepie.... siostra, że jaki przeszczep, a ona mówi, że moja mama zbierała kasę na przeszczep dla mnie po mieście...

Moja mama jest zdolna do wszystkiego, jest straszną kłamczuchą, aktorką i krętaczką. Nie wiem czy nie jest chora... psychicznie. Dwa razy miała próby samobójcze, ale po to by zwrócić na siebie uwagę, ze szpitala wypisywała się na własną rękę. Raz była w psychiatrycznym, odwiedzałem ją, miałem wtedy chyba 19 lat, to też był dla mnie szok, tamci ludzie...

W tej chwili właśnie cały czas dochodzą mnie z różnych stron informacje, że jest w szpitalu, że jest bardzo chora, może być białaczka i tak dalej.

 

Sumienie mnie rusza, chciałbym ją odwiedzieć, ale... wiem, że to będzie z najgorszym skutkiem dla mnie. Gdy miałem na głowie jej problemy, to co mi robiła, kiedy jeszcze mieszkałem z rodzicami, to była katorga, przez to co chwila lądowałem w szpitalu. teraz wyszedłem w miarę na prostą i znowu...

I druga strona, moja egoistyczna, może i skurwysynska czesc mówi: ona na pewno ściemnia, wiedziała, że ma problem z przyswajalnością żelaza, pewnie nie dbała o odżywianie, zresztą osoba, która specjalnie bierze leki w niewielkiej dawce, popija je alkoholem, żeby pozorować samobójstwo jest zdolna do wszystkiego, pewnie chce wzbudzić litość, żebym ją zabrał do siebie i męczył się z nią, bo to ona lubi byćw centrum uwagi, jak ja byłem chory to chciała. żeby ludzie jej współczuli, nie mi, jej, bo to ona ma chorego syna.

A ojciec? Pewnie chciał zrzucić odpowiedzialność na mnie, żebym wiedział, że jest w szpitalu. Może nawet mu nie kazała przekazywać tylko sam chciał, żeby mieć czyste ręce...

 

Sam nie wiem co robić. Jest mi wstyd takiej sytuacji, pisząc o niej i tak dalej, ale... może ktoś z daleka jakoś mądrze przeanalizuje tę sytuację i udzieli jakiejś rady....

 

Zapomniałem dodać też jednej sytuacji. Czerwiec 2010, mistrzostwa świata. Leżę w jednoosobowej sali, wszystkie mecze wykupione ze szpitalnej telewizji... Oglądam sam. Mama, tata... mają w dupie, nie odwiedzają, nie odzywają się. Zresztą, chyba ich nie potrzebowałem już wtedy.

Odnośnik do komentarza

 

 

Twoja wolność nie może ograniczać cudzej wolności. Możesz sobie nosić różowe skarpetki na nosie jak chcesz, ale nie możesz oszukiwać innych ludzi czy zdradzać.

Ale jak zdradzając żonę, która nic o tym nie wie ograniczam jej wolność? Nie mogę oszukiwać lub zdradzać, bo co? Bo takie są normy moralne, tak? Dopóki nie jest to zabronione przez prawo to wszyscy mogą mnie w dupę pocałować i nic im do tego co robię. Jeżeli żonie nie będzie pasowało moje zachowanie może złożyć do sądu wniosek o rozwiązanie umowy cywilnoprawnej.

 

Nawet najwięksi przyjaciele nie widzą często co dzieje się w danym związku małżeńskim. Niby może być cacy, a w środku całkowicie inaczej. Może mamy z żoną taki układ, że wzajemnie się zdradzamy? Co to ciebie obchodzi? Możesz powiedzieć, że jestem chujem, może ci się nie podobać jak żyję, ale nie wtrącaj się w moje sprawy i nie ucz mnie jak mam żyć. To moje życie.

 

Jeżeli jestem Twoim przyjacielem, to przestałbym nim być nie mówiąc ci o tym, że zachowujesz się jak gnojek. Jeśli szukasz w życiu tylko potakiwaczy do piwa, to przyjaźni nie zaznasz.

 

Szczerze mówiąc to przyjaciół nie szukam :D. Nie są mi do niczego potrzebni. Tak samo jak ich "cenne" porady :). Sam najlepiej wiem co dla mnie dobre i tyle :).

Cóż, dlatego mam mocno różne inne podejście od waszego.

Feanor, czekaj. Co jeśli przyjaciel ma takie samo podejście jak ja?

OT: Ale rozruszałem forum moim pytaniem ;)

Fajne to było :D.

Odnośnik do komentarza

Sam nie wiem co robić. Jest mi wstyd takiej sytuacji, pisząc o niej i tak dalej, ale... może ktoś z daleka jakoś mądrze przeanalizuje tę sytuację i udzieli jakiejś rady....

 

A co ci możemy powiedzieć - patrz co napisał T-m, jak można dawać rady, jak się nie było w takiej sytuacji?

 

Ja osobiście na twoim miejscu bym zerwał z przeszłością, bo z tego co piszesz, rodzice raczej się tobą nie przejmują, ale to czysto teoretycznie, bo nie wiem, co musieli by zrobić moi rodzice, żebym tak zrobił.

Odnośnik do komentarza

Szczerze mówiąc to przyjaciół nie szukam

No i tym smutnym stwierdzeniem zamknąłeś dyskusję :)

 

 

jmk: wszystko to, co piszesz sugeruje: spróbuj się od tego odseparować. Twoja rodzina jest trucizną. Z drugiej jednak strony: Ty nie potrafisz się od niej uwolnić, te sny o tym świadczą, to zresztą zupełnie naturalne, to przecież rodzina. Nie wiem, masz jakiegoś zaufanego psychologa? Może on Ci poradzi lepiej niż my. Ja tak instynktownie czuję, że potrzebujesz jakiegoś "rytuału przejścia", jakiegoś katharsis, może wizyta u matki czymś takim by była... ale jeszcze bardziej prawdopodobne jest to, że skutek byłby inny, że toksyna zaczęłaby działać ze zdwojoną siłą. Psycholog, nie wiem kto jeszcze... Jakiś normalny, zaufany ksiądz jeśli znasz takiego... Ktoś, kto lepiej zna kontekst i zna Cię kompletniej, niż my.

Odnośnik do komentarza

Miałem psychologia, którego mi z automatu przydzielono jak mnie położyli na oddział w Szczecinie. Był całkiem fajny, wtedy jeszcze jak było znośnie w rodzinie, ale już była w rozpadzie on wprowadził nam terapię rodzinną. Z której zrezygnowali rodzice, tata twierdząc, że mu się nie opłaca dojeżdżać, bo za drogo (30zł dojazd) i jeszcze wypadałoby mi coś dokupować do szpitala... a mama, bo psychologowi obiecała, że nie będzie nic robić głupiego, a znowu próbowała najeść się tabletek...Teraz już go nie widuję, już mi nie przysługuje darmowa konsultacja z nim, a opłaty na nowego psychologa... i tak już ledwo wiążę koniec z końcem, wiec nie mam w sumie nikogo takiego - poza siostrą i dziewczyną, ale oni też sami nie wiedzą co z tym robić.

Odnośnik do komentarza

 

 

Sam nie wiem co robić. Jest mi wstyd takiej sytuacji, pisząc o niej i tak dalej, ale... może ktoś z daleka jakoś mądrze przeanalizuje tę sytuację i udzieli jakiejś rady....

 

 

 

Porady nie odważę się udzielać, ale jednego jestem pewien: Nigdy nie wstydź się takiej sytuacji, nie wstydź się tego, na co nie masz wpływu. Zdecydowanie lepiej, że próbujesz o tym rozmawiać, niż gdybyś to próbował zapijać, przepalać albo dusić w sobie.

Odnośnik do komentarza

Psycholog to nie lekarz, ale AFAIK jeśli jesteś ubezpieczony, to w ramach NFZ przysługują ci konsultacje. Poszukaj w MOPSie, zadzwoń, dowiedz się.

 

Zależy ;)

 

Ja bym Ci jednak polecił udać się do psychiatry, Wiem, że to brzmi tak scary, ale psycholog, to Ci szczerze niewiele pomoże, bo większość psychologów w Polsce to terapeuci. A tobie jest potrzebny lekarz - a psychiatra takowym jest. Żeby cie uspokoić trochę, to Ci powiem, że miałem swego czasu do czynienia i psychiatra w godzinę zrobił więcej niż psycholog przez 3 miesiące ;)

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...