Skocz do zawartości

Marynia proponuje 553+ na każde dziecko w duchowej adopcji


Feanor

By to przebić, konkurenci muszą obiecać:  

45 użytkowników zagłosowało

Nie masz uprawnień do głosowania w tej ankiecie oraz wyświetlania jej wyników. Aby zagłosować w tej ankiecie, prosimy się zalogować lub zarejestrować.

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć w poniedziałek. Dopiero zaczynam robótkę, a już mi się nie chce dziś nic :)

 

11 godzin temu, jmk napisał:

Ostatnio w Maryni był chyba temat o sukcesach zawodowych forumowiczów. Mogliby więcej pisać o tym co robią i jak do tego doszło, jak ajer, mogłoby to być inspiracją dla innych, trochę tak działa ten temat pytanie do, bo ciekawych rzeczy się można dowiedzieć kto co robi.

Ja tam się w tym temacie raczej nie powinienem wypowiadać, bo nie wiem czy to sukces. Dla mnie na pewno zmiany na plus. Czy to w samej robocie (to co robię i mogę za jakiś czas robić) jak i w kwestii finansowej. Po odejściu z banku i przejściu to, gdzie jestem obecnie, były dwa momenty kryzysowe dla mnie lekko, ale jakoś wyprostowało się. Także mogę powiedzieć, iż zmiana, która nastąpiła to sukcesik dla mnie. Cieszy mnie.

Wcześniej, jak byłem na wypowiedzeniu w poprzedniej firmie, to rozmawiałem z ludźmi z mojego zespołu, którzy mocno narzekali na pracę itd. Mówiłem im, że teraz taki czas jest, że zmienić pracę i to na lepszą oraz lepiej płatną, to nie jest jakaś wielka sztuka. Trzeba przysiąść, popatrzeć, wysłać CV, iść na rozmowę. I padały głównie stwierdzenia: że nie bo to, bo tamto; że zamieniać jedno gówno na drugie to słabe; że ta ma kredyt na mieszkanie to nie tak chop siup itp. Normalnie :rotfl:

Wymówka dla samej wymówki. I to słabej. Taka mentalność- siedzieć i narzekać, nic nie zrobić. Ci ludzie nawet CV nigdzie nie wysłali odkąd zapuścili korzonki w banku.

Nie twierdzę, że jestem mega, hiper i wzorem dla kogoś. Ale dla chcącego bardzo- nic trudnego. Ja zmieniłem pracę w momencie zaczętej budowy, w czasie brania kredytu i ogólnych koło tego zmian w życiu. Wyszło na lepsze. Ciekawsze rzeczy mam do robienia, zaczynam lubić to co robię, obecnie zarabiam dwa razy więcej niż w banku. Kredyt jest dobrze spłacany, z żoną możemy więcej (dużo więcej) odłożyć na wykończenie chaty.

A znajomi z poprzedniej roboty? Nadal tam siedzą, stękają, że podwyżek nie ma, że na Święta nic itd. Z tego, co pamiętam, to ostatnie podwyżki dla większości tam, to były w granicach roku 2015.

I tak trochę odpowiadając na pytanie @jmk- jak doszło? To proste- usiadłem na chwilę, przejrzałem ogłoszenia, wysłałem CV, zaprosili mnie, pouczyłem się do testu. Poszedłem, zaliczyłem i się dostałem. Bo miałem już dosyć słabych zarobków i roboty samej w sobie.

Najpierw się wśliznąłem do Urzędu Skarbowego. Po pół roku pojawiła się okazja (bo był nabór) na wysłanie CV do Izby Administracji Skarbowej na informatyka. Później poszło jakoś :) A w banku pracowałem jako wsparcie windykacji. Czyli przez ostatni rok przebranżowienie totalne x 2 :)

 

Ehh, jakoś się rozpisałem. Trzeba kończyć.

  • Lubię! 5
  • Uwielbiam 1
Odnośnik do komentarza
7 minut temu, lad napisał:

Czy doksy Google posiadają funkcjonalność Excela? Mogę se jakieś funkcje porobić, żeby mi np. średnią wyliczało?

 

Nie mają wielu funkcji zaawansowanych Excela, ale do podstawowej pracy jest spoko. Właściwie nawet jest bliżej Excela niż edytor tekstu do Worda.

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza
3 hours ago, SZk said:

@verlee jedziesz Laska z "Chlopakow...", ale tez ciekawi mnie, jak rozwiazalbys taki dylemat, gdy po 35 latach rozumiesz swiat na tyle, ze doskonale wiesz, ze to, co lubisz i umiesz robic, jest malo platne, zwlaszcza jesli myslisz o tym w kategorii "excellence", zas gorzka swiadomosc realiow rynku kompletnie zniecheca Cie do poswiecania czasu na szlifowanie talentu, co sprawia, ze czujesz, ze cos w Tobie obumiera, a jednoczesnie wiesz, ze gdybys poswiecal na to czas, najprawdopodobniej nie mialbys go na sensowne zarabianie.

  

A "Szkarłatne godło odwagi" to - poza tym, ze brzmi jak chujowa metafora - XIX-wieczna powiesc o mlodym dezerterze z wojny secesyjnej, czyli o sytuacji tak dalekiej od wspolczesnych realiow, ze uzywanie jej, w dodatku zaposredniczone przez Borgesa, traci Grzesiakiem czy TED-talkami. 

 

Dwie rzeczy.

 

Uważam, że ktoś, kto ma taki dylemat, myśli zbyt lokalnie lub nie wie, jak to zeskalować. Jeśli by się podpiąć pod jakiś w miarę rozsądny większy trend, to zawsze znajdzie się coś, co lubisz, a za co ludzie zapłacą. Żyjemy w świecie, gdzie goście siedzą i grają w Europa Universalis 4 po 1500 godzin i rzucają pracę, bo mogą się z tego utrzymywać dzięki Patronite. Jeśli to da się zmonetyzować, to inne niszowe rzeczy też się da, co zresztą pokazują ludzie w internecie na co dzień robiąc różne najdziwaczniejsze rzeczy. IMO nieważne, jak małą rzecz byś nie robił, to wystarczy, że zaczniesz robić ją po angielsku i na dzień dobry masz np. 100k osób, które się też tym interesują. 1% z nich zapłaci za coś, to 1000 osób, każda z nich rzuci $3 miesięcznie i masz 10k zł pensji. Na pewno nie na dzień dobry, no ale masz. Nie wiem oczywiście, o jakiej branży czy rzeczach mówisz, bo to teoretyczne pytanie. Uważam też, że lokalność myślenia często przekłada się zresztą na lokalność myślenia o swoich umiejętnościach. To znaczy, że często ludzie myślą, że są dobrzy (lub lubią) jedną małą rzecz, kiedy tak naprawdę niewielkim kosztem mogliby się zeskalować na inną większą niszę umiejętności. Typu, nie wiem, lubisz pisać — tak naprawdę nie tylko lubisz pisać, lubisz myśleć krytycznie i jesteś dobry werbalnie, milion rzeczy pod to pasuje, które można by robić. Często tych niezeskalowanych umiejętności nie da się monetyzować, ale te zeskalowane już się da.

 

Ale oczywiście myślenie o skalowaniu i monetyzacji swoich umiejętności, to rzeczy zahaczające o biznes, a biznes to dla niektórych brzydkie słowo :D A inni mogą do tego nie mieć talentu, więc znowu wracam do tego mojego cytatu: trzeba wiedzieć, kim się jest, wiedzieć, jaki jest świat, a jak już się wie, to nie marudzić.

 

"Jednoczesnie wiesz, ze gdybys poswiecal na to czas, najprawdopodobniej nie mialbys go na sensowne zarabianie" — IMO wymówka. Życie nie jest tak proste jak to zdanie. Nikt nie musi rzucać pracy jutro. Nikt nie musi spędzać 10h dziennie na tę nową rzecz od zaraz. Nawet 1h dziennie przez następnych  35 lat to łącznie prawie 13 000 godzin. Nawet z mojego przykładu powyżej zebranie 1000 ludzi skorych do płacenia może zająć lata, ale co w tym złego? Każdy ma swoje tempo. Póki oceniasz się pod względem wewnętrznym (excellence), a nie zewnętrznym (sukces), nie ma to większej różnicy. Inna sprawa, jeśli jest to wpisane w specyfikę zawodu. Są takie, które wymagają od ciebie 100% od zaraz, a jednocześnie są high risk / high reward — np. aktorstwo, skojarzyło mi się z Oskarami. Aktorom, którzy nie są znani, mało się płaci i zabijają się o te same role i tylko pewnie mniej niż 1% z nich ma się szansę wybić, a tylko 1% z tego 1% ma szansę naprawdę się wybić. I tu znowu pytanie, czy chcesz się na taką matematykę pisać. Jeśli tak, to spoko. Jeśli nie, to wracamy do akapitu pierwszego.

 

Nie powiem, że to uczucie, że coś we mnie obumiera, jest mi obce. Zakładam, że każdy, nawet największy optymista, odczuwa momentami stagnację. Ale zdecydowanie uważam, że kiedy się to czuje, to trzeba kopać i wierzgać, a nie pasywnie to znosić. 

 

Quote

Nie wiecej niz zwykle chyba, po prostu jestem troche uczulony na zlote rady z podrecznikow marketingu. :)

 

Cynizm to kiepski sposób na życie.

  • Lubię! 3
Odnośnik do komentarza

Znudzenie pierdoletami o strefie komfortu czy skalowaniu umiejetnosci to nie cynizm.

 

Dales przyklad pisania - to jest idealny przyklad tego, o czym pisze powyzej. Jesli robisz to dobrze po polsku, to a) najprawdopodobniej nigdy nie bedziesz robil tego po angielsku rownie dobrze co native speakerzy angielscy od urodzenia myslacy i piszacy w tym jezyku, wiec nie zadziala zasada 100k, 3% etc. b) bedziesz mial ograniczony rynek, bo doceniajacych dobrze napisany polski tekst jest niewielu c) mozesz wykorzystywac to do przynoszacego niezla kase pisania kryminalow czy romansow o wampirach z duzym obrzydzeniem do siebie nie dlatego, ze alergicznie reagujesz na biznes, tylko dlatego, ze nie bedzie Cie to rozwijac d) mozesz miec megaekstra krytyczny umysl, byc dobry werbalnie, napisac doktorat i prowadzic prelekcje na temat ambitnych filmow i korzeni wszechrzeczy, a i tak dostawac zlecenia na napisanie saznistego kilkunastotysiecznego tekstu, za ktory dostaniesz marne kilkaset zlotych.

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza
56 minut temu, Brudinho napisał:

@ajerkoniak lub ktoś inny. Jakiś fajny sprawdzony przepis na risotto? 

 

Ja robiłem tak:

- cebulka w kostkę przeszklona na oliwie

- na to surowy ryż, lekko przesmażyć, po czym zalać odrobiną białego wina

- po wyparowaniu - łyżka wazowa bulionu, mieszać, jak odparuje to znów, i tak pewnie z 1/2 h

- wyłączyć ogień, dodać parmezan i masło, wymieszać, przykryć na kilka minut i podawać :D 

 

Proste, acz upierdliwe nieco. 

  • Dzięki! 1
Odnośnik do komentarza
31 minutes ago, SZk said:

Znudzenie pierdoletami o strefie komfortu czy skalowaniu umiejetnosci to nie cynizm.

 

Dales przyklad pisania - to jest idealny przyklad tego, o czym pisze powyzej. Jesli robisz to dobrze po polsku, to a) najprawdopodobniej nigdy nie bedziesz robil tego po angielsku rownie dobrze co native speakerzy angielscy od urodzenia myslacy i piszacy w tym jezyku, wiec nie zadziala zasada 100k, 3% etc. b) bedziesz mial ograniczony rynek, bo doceniajacych dobrze napisany polski tekst jest niewielu c) mozesz wykorzystywac to do przynoszacego niezla kase pisania kryminalow czy romansow o wampirach z duzym obrzydzeniem do siebie nie dlatego, ze alergicznie reagujesz na biznes, tylko dlatego, ze nie bedzie Cie to rozwijac d) mozesz miec megaekstra krytyczny umysl, byc dobry werbalnie, napisac doktorat i prowadzic prelekcje na temat ambitnych filmow i korzeni wszechrzeczy, a i tak dostawac zlecenia na napisanie saznistego kilkunastotysiecznego tekstu, za ktory dostaniesz marne kilkaset zlotych.

 

Jeśli ci nie przeszkadza to, że się nie rozwijasz, piszesz kryminały i zarabiasz i jesteś kontent. Jeśli ci to przeszkadza, to zamiast zarabiać na pisaniu po polsku, starasz się właśnie zarabiać na krytycznym i werbalnym umyśle, podejmując ryzyko i wchodząc w jakąś inną branżę, gdzie takie umiejętności są dobrze wyceniane. Są przecież przykłady akademików, którzy robili mega niszowe rzeczy, a potem stwierdzili, że założą kanał na YT po godzinach i okazało się, że jest w tym hajs lub platforma do większego hajsu. Nie każdy z nich zarabia teraz milion dolarów, ale też nie każdy z nich musiał zwinąć kanał z 0 subami. (Proporcja oczywiście jest ważna, ale o niej już pisałem). Mnie pisanie o prowadzeniu prelekcji na temat ambitnych filmów i korzeni wszechrzeczy trąci właśnie zupełnym brakiem myślenia o skalowaniu. Pytanie powinno brzmieć: jak, zamiast 100 osób obecnych na sali, mogłoby to zobaczyć 10 000 osób? 100 000? Milion? A jednocześnie jak to zrobić, żebym ja się dalej z sobą czuł OK? Ale jeśli o tym nie myślisz i narzekasz, że na tym nie zarabiasz lub nic nie osiągnąłeś, to nara, 99% ludzi nic wielkiego nie osiągnęło w życiu, ale przynajmniej nie muszę ich czytać.

 

Zresztą, ja lubię pisać i zarobiłem na tym — nawet całkiem sporo, biorąc pod uwagę, że robiłem to po godzinach. Całe życie myślałem, że napiszę niszową powieść po polsku, a ostatecznie napisałem niszowy tutorial do nauki języka programowania na 300 stron po angielsku. Na 100% nie byłem jedyną osobą na świecie, która mogła to zrobić, ale byłem jedyną chętną z tego, co kojarzę :D Na co dzień zarabiam na czym innym, ale wracając do oryginalnego źródła tematu, nawet poza kwestiami czysto ekonomicznymi mogę być z siebie po prostu zadowolony, że to zrobiłem. I tylko o to mi chodzi — zaczęliśmy przecież od tego, żeby czuć się jakoś spełnionym w życiu, a na to są najróżniejsze sposoby i najróżniejsze kryteria.

  • Lubię! 2
Odnośnik do komentarza
5 minut temu, Gabe napisał:

 

Ja robiłem tak:

- cebulka w kostkę przeszklona na oliwie

- na to surowy ryż, lekko przesmażyć, po czym zalać odrobiną białego wina

- po wyparowaniu - łyżka wazowa bulionu, mieszać, jak odparuje to znów, i tak pewnie z 1/2 h

- wyłączyć ogień, dodać parmezan i masło, wymieszać, przykryć na kilka minut i podawać :D 

 

Proste, acz upierdliwe nieco. 

 

No spoko, ale smażenie na oliwie git?

Odnośnik do komentarza

Jakbym Gacka z kaderrem czytal... No to ja wlasnie kapitalizuje swoje "inne umiejetnosci", ale to nie jest to, co najbardziej lubie robic, a robie to wlasnie dlatego, ze mam swiadomosc, ze to ulubione nie da mi podobnego wynagrodzenia i ze to, co musze zrobic, zeby do mojej sali przyszlo 100 tys., a nie 10 osob, nie sprawi, ze bede sie dobrze czul.

Odnośnik do komentarza
22 minutes ago, SZk said:

Jakbym Gacka z kaderrem czytal... No to ja wlasnie kapitalizuje swoje "inne umiejetnosci", ale to nie jest to, co najbardziej lubie robic, a robie to wlasnie dlatego, ze mam swiadomosc, ze to ulubione nie da mi podobnego wynagrodzenia i ze to, co musze zrobic, zeby do mojej sali przyszlo 100 tys., a nie 10 osob, nie sprawi, ze bede sie dobrze czul.

 

No i piątka dla ciebie, że masz wysoki poziom samoświadomości. Nigdzie nie pisałem, że każdy powinien robić, to co najbardziej lubi, koniecznie, zawsze, w 100% przypadków. Pisałem nawet, że tylko pewnie 1% ludzi ma tę przyjemność. Jedyne, co od początku mówiłem, to to, że jeśli się marudzi, że coś jest nie tak, to każdy ma naprawdę wiele narzędzi do dyspozycji, żeby to zmienić lub przynajmniej próbować zmienić — tylko powinien sobie odpowiedzieć na pytanie, jak wiele jest w stanie poświęcić, żeby to osiągnąć. Jeśli nie jest w stanie lub po prostu nie chce: perfectly fine with me. Nie uważam, że ktokolwiek musi. Jedyne, czego nie czaję, to obumierania, poza tym, że umiem sobie wyobrazić, że czasem usychanie też może być całkiem komfortowe, jeśli nie wymaga od ciebie zmiany :D 

 

Wrócę do tego, co pisałem na samym początku: trzeba być pogodzonym z tym, kim się jest, bo nikim innym nie będziesz.

 

PS.: zresztą, to nie musi nawet być ekonomiczna rzecz, znam ludzi, którzy chodzą pomagać starym ludziom, bo daje im to właśnie wyższe poczucie spełnienia i tym kompensują "zwykłość" reszty swojego życia.

  • Lubię! 4
Odnośnik do komentarza
38 minut temu, Gabe napisał:

 

Ja robiłem tak:

- cebulka w kostkę przeszklona na oliwie

- na to surowy ryż, lekko przesmażyć, po czym zalać odrobiną białego wina

- po wyparowaniu - łyżka wazowa bulionu, mieszać, jak odparuje to znów, i tak pewnie z 1/2 h

- wyłączyć ogień, dodać parmezan i masło, wymieszać, przykryć na kilka minut i podawać :D 

 

Proste, acz upierdliwe nieco. 

 

Dziękuję. Kupiłem tanie wytrawne wino i słodzik, żeby je dosłodzić, bo resztę będzie trzeba wychlać :keke: 

Odnośnik do komentarza

No widzisz, ale "jesli nie jest w stanie", a chce, to zadne "perfectly fine" nie jest mozliwe. I tak, wiem, ze mozna pracowac nad tym, zeby "byc w stanie", skoro tak uwiera, ale w praktyce czesto jest tak, ze im bardziej uwiera, tym bardziej nie jestes w stanie. Zwlaszcza jak np. jestes w naprawde wygodnym miejscu i masz tego wysoka samoswiadomosc.

 

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...