Skocz do zawartości

[FM2006] Guys in the red... are fighting for win...


Rekomendowane odpowiedzi

Piotr Byczek

 

 

 

Po słabym początku nowego sezonu, dotychczasowy trener mistrza kraju, Sunderlandu, stracił posadę, a jego miejsce zajął Jimmy Floyd Hassebaink, którego prowadziłem jako piłkarza jeszcze w Carlisle. Teraz miałem jednak poważniejszy problem. Przed arcyważnym meczem w Lidze Mistrzów z Juventusem wypadli mi ze składu reprezentacji Urugwaju, którzy udali się na zgrupowanie kadry (najbardziej boli, rzecz jasna, strata Moreiry), a do tego kontuzji nabawił się Rogerio. Na szczęście jednak do składu wraca Knezevic.

 

 

Bailey – Chimezie, Gabriel, Knezevic, Zotti – Ferreira, McCourt, Napoli, Somma – Lorini, Watts

 

Początek spotkania na pewno nie zapowiadał tego, co miało nastąpić później, zwłaszcza w drugiej połowie. Ale po kolei. W 8 minucie znakomicie strzał Cocchiego obronił Bailey, a cztery minuty później swoją pierwszą bramkową okazje miał Napoli. Dwie minuty potem świetne dośrodkowanie Gabriela trafiło na głowę Loriniego w polu karnym gości i Włoch strzelił bramkę otwierająca wynik meczu. Cztery minuty potem ten sam piłkarz znów miał świetną okazję, ale nie potrafił jej zamienić na gola. W 32 minucie znów naszego bramkarza próbował zaskoczyć Cocchi, ale i tym razem Bailey był na posterunku. Cztery minuty potem Lorini strzelił kapitalnego gola, ośmieszając obrońcę Juventusu i podwyższając nasze prowadzenie. Po chwili gola strzelił również i Napoli, ale sędzia go nie uznał, dopatrując się spalonego Wattsa chwilę wcześniej. Po zmianie stron zaatakowaliśmy jeszcze odważniej, mimo, że mecz toczył się praktycznie do jednej bramki i efekt był natychmiastowy, gdy w 48 minucie bramkę strzelił Bondi, który w przerwie zastąpił Wattsa. A potem zaczął się prawdziwy show Loriniego. W 52 minucie skompletował on hattricka, wykorzystując podanie w poprzek bramki od Sommy, a sześć minut potem skończył akcję Bartoliniego z lewego skrzydła, który też pojawił się na boisku w przerwie zastępując McCourta. W międzyczasie jeszcze goście strzelili gola niby-kontaktowego, gdy na listę strzelców wpisał się Di Mauro. W 67 minucie Lorini po raz kolejny pokonał bramkarza gości, odbierając mu chyba zupełnie ochotę do gry, ale to nie był koniec. Cztery minuty potem gola, tym razem w pełni uznanego przez arbitra strzelił Napoli, a w doliczonym czasie gry wprowadzony za Ferreirę na prawe skrzydlo Castelli (który jest nominalnym obrońcą!) świetnie asystował przy szóstym trafieniu Loriniego!

 

Liga Mistrzów, Grupa E, 3/6, 16.10.2029

Field Mill, 25285 widzów

[ANG] Mansfield – [WŁO] Juventus, 8:1 (LORINI 14, LORINI ’36, BONDI ’48, LORINI ’52, Mauro ’54, LORINI ’56, LORINI ’67, NAPOLI ’71, LORINI ‘90+1)

MoM: zgadnijcie :-)

 

 

Po takim meczu cały świat musiał się dowiedzieć o Mansfield jako o drużynie, która może powalczyć o wygraną w swoim debiutanckim sezonie w Lidze Mistrzów, nawiązując do sukcesów Carlisle i Luton, jakie te drużyny osiągały pod moją wodzą. Tymczasem teraz skupialiśmy się tylko na ligowym spotkaniu z West Hamem, na który nie zamierzałem, co oczywiste, robić rewolucji w składzie.

 

 

Bailey – Chimezie, Gabriel, Knezevic, Zotti – Ferreira, McCourt, Napoli, Somma – Lorini, Watts

 

Szybko mogliśmy strzelić gola, ale uderzenie Wattsa z 2 minuty fantastycznie obronił Magnin, a sześć minut potem świetna akcja gospodarzy od razu dała im prowadzenie, kiedy Reale dobrym długim podaniem uruchomił Reynoldsa, a ten nie zwykł marnować takich okazji. Trzy minuty potem Girolamo był bardzo blisko strzelenia drugiej bramki dla Mansfield, na co my odpowiedzieliśmy kapitalną szansą, jaka stanęła przed Lorinim lecz jego strzał obronił znów Magnin. W 19 minucie wreszcie nasz włoski napastnik wpisał się na listę strzelców, doprowadzając do remisu. Po chwili zaś Bailey uratował zespół gdy groźnie z rzutu wolnego strzelał Brown. W 28 minucie swój strzał na bramkę oddał też Muller, którego próba jednak do udanych zaliczona być absolutnie nie może. Sześć minut potem Brown podał świetnie do Reale’go, a ten strzelił bramkę dla Młotów. W 39 minucie odpowiedzieliśmy potężnym, ale niecelnym strzałem Napoliego, a w doliczonym czasie gry pierwszej polowy kolejną bramkową szansę miał Reale. Po zmianie stron niestety niewiele się zmieniło. West Ham postawiło nam bardzo trudne warunki. W 50 minucie Girolamo znów miał dobrą sytuację, ale podobnie jak na początku spotkania, tak i teraz jej nie wykorzystał. W 69 minucie na domiar złego kontuzji doznał Lorini (oby to nie było nic poważnego), a że wcześniej dokonałem trzech zmian to spotkanie kończyliśmy w dziesiątkę. Osłabieni ilościowo, ale przede wszystkim jakościowo, nie potrafiliśmy już nie tylko doprowadzić do remisu, ale nawet straciliśmy trzeciego gola, którego strzelił Girolamo w doliczonym czasie gry.

 

Premiership, 9/38, 20.10.2029

Upton Park, 35135 widzów

[10] West Ham – [5] Mansfield, 3:1 (Reynolds ‘8, LORINI ’19, Reale ’34, Girolamo ‘90+1)

MoM: Sean Peters (West Ham)

Odnośnik do komentarza

łaziii, wiem...

 

 

 

Wreszcie rozpoczynaliśmy też rozgrywki Pucharu Ligi, gdzie w III rundzie zmierzyć nam przyszło się z Aston Villą, która bardzo udanie rozpoczęła sezon w Championship w tym sezonie. Ja na to spotkanie desygnowałem graczy, którzy w tym sezonie bądź jeszcze nie grali, bądź też grali bardzo mało.

 

 

Thompson – Medina, Castelli, Ghazouani, Machado – Ferreira, Bartolini, Illies, Giacomini – Watts, Choe

 

Gospodarze podeszli do tego spotkania bez respektu dla bardziej utytułowanego rywala i zostaliśmy zepchnięci do defensywy, a s 2 minucie świetną bramkową okazje miał Campana. Pięć minut potem zaś długie podanie Ghazouaniego do Wattsa zdążył przeciąć interweniujący na przedpolu Talbot. W 14 minucie przeprowadziliśmy szybki kontratak, który jednak nie zakończył się golem, bo rażącą nieskutecznością popisał się Choe. Dziewięć minut później gospodarze odpowiedzieli niecelnym uderzeniem Richtera zza pola karnego. W 30 minucie świetnie strzał głową Choe po dośrodkowaniu Ferreiry obronił Talbot, ratując gospodarzy przed utratą gola. Jeszcze przed przerwą mieliśmy jedną szanse, której jednak nie wykorzystał Illies. Druga połowa rozpoczęła się od naszych ataków. W 51 minucie dobry strzał oddał Watts lecz minimalnie chybił. Wreszcie w 57 minucie rezerwowy Rosa na raty, ale z dobrym skutkiem przebił się pod bramkę rywala i oddał dwa dobre strzały, przy drugim nie dając szans Talbotowi. Gospodarze jednak prawie natychmiast wyrównali, kiedy to gola z rzutu karnego strzelił mój podopieczny z Luton – Frimpong, a faulowany w polu karnym przez Ghazouaniego był Roberts. To jednak tylko rozeźliło moich podopiecznych i ci wzięli się ostro do pracy. W 75 minucie bramkę dająca nam prowadzenie strzelił wyraźnie rozpędzający się z formą Watts, a w doliczonym czasie gry ten sam piłkarz po długotrwałym oblężeniu bramki Talbota pokonał go po raz drugi ustalając wynik meczu.

 

Carling Cup, III runda, 24.10.2029

Villa Park, 22111 widzów

[C] Aston Villa – [P] Mansfield, 1:3 (ROSA ’57, Frimpong (k) ’63, WATTS ’75, WATTS ‘90+1)

MoM: Steve Watts (Mansfield Town)

 

 

W dniu losowania rywala w czwartej rundzie Pucharu Ligi przyszło nam najpierw zmierzyć się w ligowym starciu z aktualna czerwoną latarnia ligi – Coventry, które wyraźnie odstaje jak na razie od reszty stawki. Na ten mecz przywróciłem wyjściowy skład na mecze ligowe, zachowując z poprzedniego spotkania jedynie nasze australijskie żądło.

 

 

Bailey – Chimezie, Gabriel, Knezevic, Zotti – Ferreira, McCourt, Napoli, Somma – Lorini, Watts

 

Rozpoczęliśmy to spotkanie bardzo spokojnie i chyba nawet zbyt spokojnie, bowiem rywale groźnie nas zaatakowali w 9 minucie, kiedy na bramkę Baileya uderzał Bucci, jednak ta próba była niecelna. Odpowiedzieliśmy siedem minut potem uderzeniem Wattsa, a po chwili próbował też Lorini, jednak obie te próby były nieudane. W 22 minucie ponownie atakowali goście, a groźny strzał oddał Jones lecz na nasze szczęście piłka minimalnie minęła poprzeczkę naszej bramki. Trzynaście minut potem akcja przeniosła się pod drugie pole karne, gdzie swoją kolejną bramkową szansę zaprzepaścił Watts. W 43 minucie mieliśmy ostatnią okazję przed przerwą, a tym razem na listę strzelców próbował strzałem z dystansu wpisać się Knezevic, jednak jego próba była bardzo przeciętna i nie zaskoczyła bramkarza. Po zmianie stron wreszcie coś ruszyło. W 53 minucie świetnie za linię obrony dośrodkował Gabriel, a akcję strzałem szczupakiem zakończył Dlamini, dając nam prowadzenie. Sześć minut potem fenomenalnie strzał z dystansu Allena obronił Bailey, a po kolejnych sześciu minutach podwyższyliśmy prowadzenie, kiedy bramkę wreszcie strzelił Watts. Znów asystował Gabriel. W 73 minucie dobrze strzał rezerwowego Bondiego obronił jego rodak Bucci, a dwanaście minut potem w ostatniej groźnej akcji gospodarzy, Jacobs w decydującym momencie stracił głowę i w sytuacji sam na sam trafił w Baileya.

 

Premiership, 10/38, 27.10.2029

Field Mill, 20022 widzów

[8] Mansfield – [20] Coventry, 2:0 (DLAMINI ’53, WATTS ’65)

MoM: David Gabriel (Mansfield Town)

Odnośnik do komentarza

Kilka godzin potem poznaliśmy naszego rywala w walce w Pucharze Ligi – będzie nim beniaminek Premiership – Leeds. Tymczasem już kilka dni później czekało nas arcyważne spotkanie w Lidze Mistrzów na Delle Alpi ze Starą Damą, która ma nam coś do udowodnienia po ostatniej klęsce na naszym obiekcie. W tym meczu zagra ten sam skład, co przeciwko Coventry.

 

 

Bailey – Chimezie, Gabriel, Knezevic, Zotti – Rogerio, McCourt, Napoli, Dlamini – Lorini, Watts

 

Włosi szybko pokazali nam miejsce w szeregu, bardzo agresywnie rozpoczynając spotkanie i strzelając bramkę już w ich pierwszej akcji w 2 minucie spotkania, gdy na listę strzelców wpisał się Di Mauro. Pięć minut potem było już 2:0, kiedy prowadzenie gospodarzy podwyższył Roberto i zdałem sobie w tym momencie sprawę, że o korzystny wynik na alpejskim stadionie będzie niezwykle trudno. Wzięliśmy się co prawda od razu do pracy i w 12 minucie Watts mógł już strzelić gola kontaktowego, ale bramka nie chciała paść. Dwie minuty potem Casu fantastycznie obronił strzał Loriniego, a po następnych dwóch minutach gdy akcja przeniosła się pod nasze pole karne, gdzie uderzał Roberto, znakomicie interweniował Bailey. W 22 minucie Rogerio próbował się przedrzeć w okolice bramki gospodarzy i nawet mu się to udało, ale zabrakło sił by oddać precyzyjny strzał. Jedenaście minut potem z kolei niecelnie uderzał Cecchi, mimo świetnej pozycji w jakiej się znalazł. Była to ostatnia groźna akcja pierwszej połowy, bowiem ostatni kwadrans nie przyniósł zmian i ciekawych sytuacji. Po zmianie stron nadal tempo gry dyktowali gospodarze, a w 55 minucie bliski zdobycia swojej drugiej bramki był Roberto. Szesnaście minut potem z kolei to Dlamini miał okazje by strzelić gola kontaktowego lecz i on nie trafił. W 73 minucie w niewytłumaczalny sposób niepilnowany w polu karnym Di Mauro otrzymał podanie i nie miał problemów z ponownym pokonaniem Baileya – takie błędy w defensywnie nie powinny się zdarzać. Na szczęście szybko się otrząsnęliśmy i strzeliliśmy gola kontaktowego, gdy na listę strzelców wpisał się Muller, wykorzystując rzut karny, podyktowany za zagranie ręką Campany w szesnastce. Niestety na więcej zabrakło nam sił i ostatecznie musieliśmy uznać wyższość rywala.

 

Liga Mistrzów, Grupa E, 4/6, 31.10.2029

Stadio Delle Alpi, 28401 widzów

[WŁO] Juventus – [ANG] Mansfield, 3:1 (Di Mauro ‘2, Roberto ‘7, Di Mauro ’73, MULLER (k) ’77)

MoM: Matteo Di Mauro (Juventus Turyn)

 

 

Po ciężkim pojedynku w Lidze Mistrzów i porażce spadliśmy aż na trzecie miejsce, ale w naszej grupie sytuacja jest niezwykle interesująca i wyrównana. Mianowicie pierwszy Juventus ma sześć punktów, drugi Sporting ma jedno oczko mniej, ale tyle samo punktów ma trzecie Mansfield i czwarta Herta. Walka o awans będzie się toczyć zatem między każdą z drużyn zostających w grze. Tymczasem teraz czeka nas trudny wyjazd na Brunton park.

 

 

Bailey – Chimezie, Gabriel, Knezevic, Zotti – Rogerio, McCourt, Napoli, Dlamini – Lorini, Watts

 

Szybko stworzyliśmy sobie pierwszą okazję do zdobycia gola, gdy w 3 minucie groźnie po podaniu McCourta strzelał Watts, ale fantastycznie obronił tę próbę Collins. Pięć minut potem znów bramkarz gospodarzy dobrze bronił, tym razem strzał Loriniego. Po kolejnych dwóch minutach swoją szansę miał też Dlamini, którego próba była jednak chybiona. W 13 minucie niespodziewanie w pierwszej groźniejszej akcji gospodarzy straciliśmy bramkę, gdy na listę strzelców wpisał się Morgan. Cztery minuty później bliski wyrównania był Lorini lecz jego próbę obronił dobrze dysponowany Collins. Podobnie w 21 minucie znów górą był bramkarz gospodarzy, tym razem interweniując po strzale McCourta. W 25 minucie swoją drugą szansę do zdobycia bramki mieli gospodarze, ale tym razem Bailey nie dał się zaskoczyć i pewnie złapał piłkę po strzale Tiozzo. W 29 minucie w świetnej sytuacji znalazł się Morgan, ale fatalnie przestrzelił, a dwie minuty później padł gol wyrównujący dla Mansfield, gdy kapitalne podanie Napoliego z zimną krwią na gola zamienił Watts. Ten sam piłkarz w 41 minucie dał nam prowadzenie, kończąc ładną, koronkową akcję rozegraną z Lorinim. Dlatego na przerwę schodziliśmy z prowadzeniem. Po zmianie stron przez pierwszy kwadrans nie działo się nic ciekawego i dopiero w 64 minucie Tiozzo po raz kolejny sprawdził umiejętności Baileya. Pięć minut potem okazję do zdobycia gola zmarnował Napoli, strzelając wysoko ponad bramką, choć miał dużo czasu by lepiej przymierzyć. W 81 minucie rezerwowy Bartolini również miał swoją szansę, której nie wykorzystał, a dwie minuty później po raz kolejny straszył nas Tiozzo, ale na strachu się skończyło. Koniec końców, mogliśmy się cieszyć z bardzo wartościowego zwycięstwa.

 

Premiership, 11/38, 03.11.2029

Brunton Park, 33624 widzów

[11] Carlisle – [5] Mansfield, 1:2 (Morgan ’13, WATTS ’31, WATTS ’41)

MoM: Pasquale Napoli (Mansfield Town)

Odnośnik do komentarza

W kolejną środę rozgrywaliśmy zaległe ligowe spotkanie z Newcastle na Field Mill i fajnie by było pokonać Sroki i zrewanżować się za te wszystkie porażki z nimi poniesione. Okazja ku temu jest dobra, bo nasi dzisiejsi rywale słabo zaczęli ten sezon i na razie są gdzieś w okolicach drugiej dziesiątki, co musimy koniecznie wykorzystać. Zagramy oczywiście tym samym składem. Jeśli wygramy to możemy nawet awansować na pozycję lidera.

 

 

Bailey – Chimezie, Gabriel, Knezevic, Zotti – Rogerio, McCourt, Napoli, Dlamini – Lorini, Watts

 

Początek spotkania był raczej mało ciekawy, gdyż żadna ze stron nie chciała od razu rzucać się do chóralnych ataków, spokojnie i rozważnie wyczekując na okazję do kontrataku. Dopiero w 19 minucie przeprowadziliśmy pierwszy lepszy atak pozycyjny zakończony strzałem Loriniego, który obronił Castro. Sześć minut potem goście odpowiedzieli niecelnym strzałem Simsona, a w 33 minucie świetnie na pozycję wyszedł Watts, któremu dogrywał Gabriel, ale minimalnie spalił tę akcję, co potwierdziły powtórki, a sędzia prawidłowo zareagował przerywając grę. W 38 minucie dość niespodziewanie straciliśmy gola, kiedy Kok rozegrał dobrą akcję z McMahonem, ten jeszcze ograł Mullera i strzelił nie do obrony obok interweniującego Baileya. Jeszcze w 42 minucie mogliśmy doprowadzić do remisu, kiedy głębokie dośrodkowanie McCourta zamieniło się w strzał, z którym sporo problemów miał Castro, ale ostatecznie sobie poradził. Goście w doliczonym czasie gry pierwszej połowy mogli nawet strzelić drugiego gola lecz świetnie po strzale Koka zachował się Bailey, wybijając piłkę. W drugiej połowie musieliśmy doprowadzić do remisu, dlatego zaatakowaliśmy od razu niego agresywniej, ale pierwsza dobra okazja nadarzyła się dopiero w 56 minucie, kiedy niecelnie uderzał Lorini. Cztery minuty potem zaskoczył Baileya mocnym strzałem Simpson, ale na szczęście nasz bramkarz zdążył z interwencją. W 65 minucie swoją kolejną szansę miał McMahon, ale na szczęście tej nie wykorzystał. Niestety w 82 minucie dostał taką piłkę od Tavaresa, że grzechem byłoby jej nie wykorzystać i rzeczywiście McMahon tego grzechu nie popełnił, bezlitośnie kończąc akcję i ustalając przy okazji wynik spotkania, bo nam nie udało się strzelić już choćby bramki honorowej.

 

Premiership, 12/38, 07.11.2029

Field Mill, 25344 widzów

[3] Mansfield – [15] Newcastle, 0:2 (McMahon ’38, McMahon ’82)

MoM: Colin Wilson (Newcastle United)

 

 

Mimo zwycięstwa nad Mansfield, trener Newcastle, pan Collins, nie utrzymał posady i kilka dni potem został zwolniony. Podobny los spotkał szkoleniowca Boltonu – Jamesa Milnera, który nie spełniał oczekiwań zarządu i podziękowano mu za współpracę. Kilka dni potem, mecze reprezentacji narodowych były okazja do debiutu dla dwóch piłkarzy – Chris Wood zagrał swój pierwszy mecz w barwach Stanów Zjednoczonych w zremisowanym meczu z Gwadelupa, a Lorini nie tylko zaliczył swój pierwszy występ, ale od razu strzelił gola w wygranym przez Włochy meczu z Bułgarią. Liczyłem na to, że podbudowani dobrymi wynikami reprezentacji oraz faktem, iż nasz kolejny rywal Bolton, jak pisałem stracił szkoleniowca – odniesiemy zwycięstwo. Niestety musimy sobie radzić bez kontuzjowanego Napoliego, którego zastąpi Rosa.

 

 

Bailey – Chimezie, Gabriel, Knezevic, Zotti – Rogerio, McCourt, Rosa, Dlamini – Lorini, Watts

 

Gospodarze wyraźnie chcieli nam pokazać, że utrata szkoleniowca nie jest dla nich problemem, a zastępujący go dotychczasowy asystent potrafi pookładać drużynę i szybko Lutsenko znalazł się w dogodnej sytuacji do zdobycia gola. W 4 minucie niecelnie uderzał też Walsh, a po chwili świetnie uderzenie Lutsenki obronił Bailey. W 10 minucie mieliśmy swoją pierwszą szansę, ale strzał Loriniego obronił Albertini. Trzy minuty potem Rogerio stracił piłkę na rzecz Lutsenki, a Ukrainiec sam po chwili zakończył akcję celnym strzałem, zdobywając bramkę. Dwie minuty potem uderzenie Wattsa znów świetnie obronił Albertini. Tak samo było w 21 minucie, gdy fenomenalnie po strzale Rogerio interweniował bramkarz gospodarzy. Cztery minuty potem niecelnie z kolei strzelał Dlamini. Dziesięć minut potem akcja przeniosła się pod nasze pole karne, gdzie umiejętności Baileya sprawdził Turner. Dwie minuty później świetną okazję miał Ferri, ale na nasze szczęście fatalnie spudłował. Jeszcze przed przerwą swoją kolejną szansę miał Watts lecz i tym razem górą był Albertini. Po zmianie stron gospodarze zaczęli grać nieco lepiej, bardziej kontrolując boiskowe wydarzenia, w 48 minucie dobrej okazji do zdobycia gola nie wykorzystał Ferri. W 59 minucie Watts musiał tylko kopnąć prosto do bramki, a mimo to nie potrafił strzelić gola, bo jakimś cudem z interwencją zdążył Albertini. W 66 minucie szybka akcja gospodarzy dała im drugiego gola, kiedy indywidualne błędy obrońców pozwoliły Lutsence przejąć piłkę i bez problemów pokonać Baileya. Odpowiedzieliśmy na to bardzo dobrym strzałem Wattsa dwanaście minut potem, ale, co nie powinno już dziwić, Albertini i z tym uderzeniem sobie poradził. Gospodarzom zaś tego samego dnia wychodziło wszystko, a nam przytrafiały się proste klopsy, czego apogeum przyszło w 86 minucie, gdy Muller tak podawał piłkę do Baileya, że ta wpadła do siatki obok totalnie zaskoczonego bramkarza.

 

Premiership, 13/38, 17.11.2029

Reebok Stadium, 28699 widzów

[13] Bolton – [3] Mansfield, 3:0 (Lutsenko ’13, Lutsenko ’66, MULLER [og] ’86)

MoM: Eugeny Lutsenko (Bolton Wanderers)

Odnośnik do komentarza

Było 0:2 i 0:3, co nie zmienia faktu, że zwłaszcza pierwsza porażka mocno bolała...

 

 

 

W przedostatniej kolejce rozgrywek Ligi Mistrzów podejmowaliśmy na naszym obiekcie drużynę Sportingu Lizbona i koniecznie musieliśmy wygrać, aby zachować sobie minimalny margines spokoju w ostatniej kolejce, gdzie wyjedziemy do Berlina. Na to spotkanie nie zdecydowałem się zmieniać ustawienia ani składu, mimo porażki ligowej z West Hamem.

 

 

Bailey – Chimezie, Gabriel, Knezevic, Zotti – Rogerio, McCourt, Rosa, Dlamini – Lorini, Watts

 

Świetnie zaczęło się dla nas to spotkanie, gdy w 7 minucie prowadzenie dał nam soczystym płaskim strzałem w sam róg bramki Watts. Niespełna trzy minuty potem prowadzenie podwyższył precyzyjnym strzałem w długi róg bramki Nunesa Lorini, a gdy w 15 minucie Watts po raz drugi pokonał portugalskiego bramkarza gości, stało się pewne, że żadna krzywda w tym spotkaniu nam się zdarzyć nie może, go Sporting nic nie gra. Dopiero po tej bramce rywale nieco się przebudzili, ale ich pierwsza akcja ofensywna skończyła się anemicznym strzałem Leonardo, na co w 30 minucie odpowiedzieliśmy, nieudaną tym razem, próbą Loriniego. Dziewięć minut potem szarżował groźnie Leonardo, ale w decydującym momencie kapitalną interwencją popisał się Knezevic, wybijając piłkę spod nóg napastnika gości. Przed przerwą kontuzji doznał Lorini i w jego miejsce zmuszony byłem wprowadzić Moreirę, ale przed przerwą nic ciekawego się już nie wydarzyło. Po zmianie stron na boisku pojawił się w miejsce Wattsa Bondi i to Włoch wypracował jedenastkę, gdy w 47 minucie był faulowany przez Pereirę. Gola z jedenastu metrów strzelił pewnie Muller. Osiem minut potem Bondi samodzielnie mógł wpisać się na listę strzelców, ale jego strzał świetnie obronił Nunes. W 76 minucie jedną z nielicznych kontr przeprowadzili rywale, jednak znów gdy przyszło strzelać na bramkę, to Bailey nawet nie musiał się przemieścić, aby strzał obronić. Siedem minut potem znów goście faulowali w swoim polu karnym – tym razem powalony przez Hugo został Moreira, a po raz drugi celnie z jedenastu metrów uderzył Muller ustalając wynik spotkania.

 

Liga Mistrzów, Grupa E, 5/6, 20.11.2029

Field Mill, 16157 widzów

[ANG] Mansfield – [POR] Sporting, 5:0 (WATTS ‘7, LORINI ’10, WATTS ’15, MULLER (k) ’47, MULLER (k) ’83)

MoM: Rogerio Gomes (Mansfield Town)

 

 

Herta wygrała swoje spotkanie i dlatego na kolejkę przed końcem mamy po osiem punktów, razem z Berlińczykami. Juventus ma dwa oczka mniej i zajmuje miejsce trzecie, a ze stratą trzech oczek do lidera z Mansfield ostatnie miejsce w grupie zajmuje Sporting. Tymczasem kilka dni potem podejmowaliśmy w meczu ligowym Leeds, z którym za kilka dni spotkamy się też w IV rundzie Pucharu Ligi. Najpierw czas na Premiership. W składzie jedna zmiana – miejsce kontuzjowanego Loriniego zajmuje Choe.

 

 

Bailey – Chimezie, Gabriel, Knezevic, Zotti – Rogerio, McCourt, Rosa, Dlamini – Lorini, Watts

 

Początek spotkania był raczej spokojny i dopiero w 13 minucie pierwszy raz groźniej zaatakowaliśmy lecz strzał Wattsa nie sprawił trudności Silvestriemu. Cztery minuty potem Australijczyk otrzymał znakomita piłkę od Rogerio, ale nie wykorzystał tego odegrania, fatalnie pudłując. W 19 minucie pierwszą akcją ofensywną zaprezentowali nasi rywale, jednak próba Zaide po podaniu Barnarda była co najmniej nieudana. W 28 minucie Masi dobrym podaniem uruchomił Gudiego, jednak pomocnik gości nie potrafił zamienić tej dobrej okazji na bramkę. Dwie minuty potem znów atakowało Mansfield, a indywidualnej akcji próbował McCourt, którego strzał nie zaskoczył jednak Silvestriego. Cztery minuty potem włoski bramkarz gości obronił też kolejny strzał Wattsa, a w 36 minucie swoją szansę zmarnował również Dlamini, uderzając mocno, ale też bardzo niecelnie. Po przerwie goście zagrali nieco bardziej agresywnie, ale sił starczyło im na tylko jedną niezłą akcję w 48 minucie, po której gola mógł strzelić Barnard, któremu zabrakło jednak zimnej krwi pod naszą bramką. Pięć minut potem fatalnie przestrzelił rezerwowy Bondi, a trzy minuty później po raz kolejny Silvestri obronił strzał Wattsa. W 60 minucie niecelnie uderzał też Guidi, a goście coraz chętniej próbowali szukać swojej szansy na zwycięstwo. My zaś biliśmy głową w mur. Siedem minut po ostatniej ciekawszej akcji, ponownie strzelał Watts i znów Silvestri bezbłędnie interweniował. W doliczonym czasie gry zaś to goście mieli najlepszą okazję do zdobycia bramki, jednak Richards na nasze szczęście spudłował.

 

Premiership, 14/38, 24.11.2029

Field Mill, 25325 widzów

[6] Mansfield – [18] Leeds, 0:0

MoM: Gianluca Grandi (Leeds United)

Odnośnik do komentarza

Liga Mistrzów to zupełnie inny poziom niż Premiership - jedynie angielskie drużyny są w stanie mi poważniej zagrozić w zdobyciu tego trofeum - jestem tego pewien (tu wychodzi błąd jakim było wgranie tylko lig angielskich... no ale przy większej ilości mój komputer mógłby stwierdzić, że on save'a z 2030 roku serdecznie pierdoli :D )

 

 

 

Dobrze, że teraz rozgrywamy mecz pucharowy. Może chwila odpoczynku od meczów ligowych sprawi, że odzyskamy świeżość i znów zaczniemy wygrywać. Na kolejne spotkanie z Leeds, tym razem w Pucharze Ligi, wystawiłem rezerwowy skład, minimalnie modyfikując go w porównaniu ze składem na spotkanie z Aston Villą w poprzedniej rundzie, przywracając do składu Moreirę.

 

 

Thompson – Medina, Castelli, Ghazouani, Machado – Ferreira, Bartolini, Illies, Giacomini – Moreira, Choe

 

Na początku spotkania gospodarze wypracowali sobie przewagę w środku pola, dzięki czemu dwukrotnie groźnie zaatakowali naszą bramkę, ale zarówno w 7, jak i w 10 minucie świetnie zachował się Thompson, broniąc strzały najpierw Guidiego, a potem Prichonnaza. W 24 minucie wreszcie pierwszy raz zaatakowali poważniej moi podopieczni, ale pierwsza próba Moreiry była nieudana. Osiem minut potem swoją okazję do zdobycia gola miał Giacomini, który uderzał z dystansu, ale nieznacznie się pomylił. W 37 minucie świetna akcja na skrzydle Bartoliniego i podanie do Moreiry otworzyły Urugwajczykowi drogę do zdobycia bramki, a ten perfekcyjnie szansę wykorzystał. Po zmianie stron trochę gdzieś zatraciliśmy koncentrację i bramka kontaktowa dla gospodarzy wisiała w powietrzu. Takowa padła wreszcie w 58 minucie, kiedy Barnard odegrał do Guidiego, a ten kropnął z całej siły i trafił w okienko bramki Thompsona. Na szczęście uroda nie wpływa na to, jak liczy się bramki. My natychmiast odpowiedzieliśmy szybkim kontratakiem – Moreira znakomitym podaniem prostopadłym uruchomił rezerwowego Bondiego, a ten zrobił należyty użytek z tej świetnej piłki i znów prowadziliśmy. Po chwili gospodarze mogli ponownie zbliżyć się do nas na odległość jednej bramki lecz fatalnie przestrzelił Prichonnaz. W 76 minucie Moreira w indywidualnej akcji ośmieszył obronę gospodarzy i celnym strzałem zdobył swojego drugiego gola. Gospodarze jeszcze próbowali odmienić losy meczu, jak choćby Gil dwie minuty po utracie gola, gdy uderzał z rzutu wolnego, ale Thompson pewnie interweniował. W doliczonym czasie gry mogliśmy zdobyć czwartego gola, ale Bondi nie wykorzystał sytuacji sam na sam z Silvestrim i wynik już nie uległ zmianie.

 

Carling Cup, IV runda, 28.11.2029

Ellann Road, 23550 widzów

[P] Leeds – [P] Mansfield, 1:3 (MOREIRA ’37, Guidi ’57, BONDI ’59, MOREIRA ’76)

MoM: Fernando Ferreira (Mansfield Town)

 

 

Istnieje duże ryzyko, że w Pucharze Ligi zatrzymamy się na kolejnej rundzie – ćwierćfinale, bowiem zagramy w niej ze zwycięzcą pary Newcastle – Tottenham. Poznaliśmy też naszego rywala w walce o Puchar Anglii (trzecia runda) – będzie nim grający w Conference Gloucester, a zatem rywal spokojnie w naszym zasięgu. Teraz jednak wszyscy skupiają się na meczu z Hertą w Berlinie, od którego zależy, czy awansujemy z grupy Ligi Mistrzów.

 

 

Bailey – Chimezie, Gabriel, Knezevic, Zotti – Ferreira, McCourt, Rosa, Dlamini – Lorini, Watts

 

Już pierwsza akcja, pokazała, że będziemy walczyć o trzy punkty w tym spotkaniu. Bardzo szybko przedostaliśmy się pod bramkę przeciwnika, a dośrodkowanie McCourta sprawiło sporo problemów Winklerowi. W 6 minucie Lorini wziął na siebie obrońce, a zamiast strzelać odegrał do niepilnowanego Ferreiry, który uderzył mocno i strzelił bramkę, dająca nam prowadzenie. Trzy minuty potem ten sam piłkarz dobijał uderzenie McCourta, po którym piłka odbiła się od słupka, ale nieznacznie chybił. W 24 minucie mieliśmy kolejną szansę, której z kolei nie wykorzystał Watts, a cztery minuty potem gospodarze odpowiedzieli zupełnie nieudanym uderzeniem Meiera. Minute potem Wenninger sprawdził umiejętności Baileya, ale nasz bramkarz nie dał się zaskoczyć. Dwie minuty potem Napoli powinien był strzelić gola, gdy dobijał strzał Wattsa, ale Winkler tylko w sobie znany sposób zdołał ten strzał Włocha obronić. W 37 minucie fantastyczną akcję dwójkową rozegrali nasi napastnicy. Defensorzy Herty zupełnie się w tym pogubili, a koniec końców Lorini miał przed sobą pustą bramkę, do której skierował piłkę. Jeszcze przed przerwą w doliczonym czasie gry okazję do zdobycia gola miał Lorini, który jednak przestrzelił, a po chwili świetnie uderzenie Neitzela obronił Bailey. Po zmianie stron atakowaliśmy nadal i szybko Lorini wypracował sobie sytuację, którą kończył strzałem z woleja, ale się znacząco pomylił. W 49 minucie niecelnie z dystansu strzelał Dlamini, a minutę potem jego los podzielił Neitzel. Trzy minuty potem fenomenalnie groźny strzał Schroera obronił Bailey, a po kolejnych dwóch minutach świetnie nasz bramkarz wyprzedził wychodzącego na pozycję Franza. W 77 minucie przeprowadziliśmy jedną z nielicznych kontr w drugiej połowie i od razu zakończyła się ona bramką. Po akcji dwóch rezerwowych Bondi odegrał do Sommy, a ten mocnym strzałem z linii pola karnego zdobył swojego pierwszego gola w barwach Mansfield. Nie był to jednak koniec. Dziesięć minut potem faulowany w polu karnym gospodarzy był strzelec tej bramki, a jedenastkę pewnie na bramkę zamienił etatowy wykonawca – Muller, ustalając wynik meczu i dając nam awans do 1/8 finału!

 

Liga Mistrzów, Grupa E, 6/6, 05.12.2029

Olympiastadion, 40135 widzów

[NIE] Herta – [ANG] Mansfield, 0:4 (FERREIRA ‘6, LORINI ’37, SOMMA ’77, MULLER (k) ’88)

MoM: Thomas Muller (Mansfield Town)

 

 

| Pos   | Inf   | Team        | Pld   | Won   | Drn   | Lst   | For   | Ag    | G.D.  | Pts   | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 1st   | Q     | Mansfield   | 6     | 3     | 2     | 1     | 22    | 8     | +14   | 11    | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 2nd   | Q     | Hertha BSC  | 6     | 2     | 2     | 2     | 8     | 11    | -3    | 8     | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 3rd   |       | Juventus    | 6     | 2     | 1     | 3     | 8     | 14    | -6    | 7     | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------| 
| 4th   |       | Sporting CP | 6     | 1     | 3     | 2     | 8     | 13    | -5    | 6     | 
| --------------------------------------------------------------------------------------------| 

Odnośnik do komentarza

W 1/8 finału Ligi Mistrzów los przydzielił nam jednego z łatwiejszych, przynajmniej na papierze, przeciwników, belgijski Club Brugge. Na pewno jest to rywal w naszym zasięgu i powalczymy o awans do ćwierćfinału. Tymczasem w Premiership spadliśmy trochę w dół ligowej tabeli, ale to przez to, iż w czubie jest ogromny ścisk, a my mamy dwa mecze zaległe w porównaniu do reszty stawki, dlatego nie należy się tym na razie zbytnio przejmować. Naszym następnym ligowym rywalem jest Manchester United, który ostatnio zwolnił Westleya ze stanowiska szkoleniowca, zatrudniając w jego miejsce Collinsa. Mam nadzieję, że te perturbacje związane ze zmianą szkoleniowca w Czerwonych Diabłach pozwolą nam odnieść zwycięstwo.

 

 

Bailey – Chimezie, Gabriel, Knezevic, Zotti – Ferreira, McCourt, Rosa, Dlamini – Lorini, Watts

 

Pierwszy kwadrans mijał bardzo długo, bowiem nie działo się w nim nic ciekawego, a tempo meczu było bardzo niskie. W 16 minucie przeprowadziliśmy swoją pierwszą groźniejszą akcję i od razu zakończyła się ona bramką, którą strzelił Lorini. Nie minęło dziesięć minut czasu, a prowadziliśmy dwoma bramkami, kiedy świetnie zespołowa akcję wykończył Watts. Pięć minut potem ten sam piłkarz ponownie znalazł się w dogodnej sytuacji po podaniu od Napoliego, jednak tym razem minimalnie chybił. W 36 minucie okazję po strzale z rzutu wolnego miał Napoli, ale znów zabrakło mu centymetrów. Jeszcze przed przerwą gospodarze byli bliscy zdobycia gola kontaktowego, ale świetnie uderzenie Riccio obronił Bailey. Druga połowa rozpoczęła się od ataków gospodarzy i strzału Schustera, po którym znów świetnie interweniował Bailey. W 61 minucie z dystansu próbował uderzać były gracz Tottenhamu, Homola, ale fatalnie przestrzelił. Dwie minuty potem odpowiedzieliśmy równie nieudanym kolejnym strzałem Napoliego. w 70 minucie dobrym podaniem Loriniego uruchomił Dlamini lecz Włoch nie popisał się, pudłując z bliskiej odległości. Trzy minuty potem rezerwowy Bartolini również miał swoją okazję, której nie wykorzystał, bo na drodze do szczęścia stanął mu bramkarz gospodarzy, Townsend. Cztery minuty potem fantastycznie strzał Wattsa obronił angielski bramkarz Czerwonych Diabłów. W 83 minucie zrobiło się nerwowo, bowiem Riccio strzelił gola kontaktowego dla Manchesteru, ale na szczęście udało nam się dowieźć do końca to jakże cenne zwycięstwo.

 

Premiership, 15/38, 15.12.2029

Old Trafford, 75795 widzów

[18] Man Utd – [11] Mansfield, 1:2 (LORINI ’16, WATTS ’25, Riccio ’83)

MoM: Steve Watts (Mansfield Town)

 

 

To zwycięstwo pozwoliło nam awansować na siódmą pozycję, a nadal mamy dwa mecze zaległe w stosunku do pozostałych drużyn z czołówki tabeli. Tymczasem teraz czeka nas mecz ćwierćfinałowy Pucharu Ligi, w którym zmierzymy się z Tottenhamem (na gorącym White Hart Lane), które zdołało wyeliminować Newcastle. Tottenham, to zawsze Tottenham, choć to już nie ta sama drużyna, co jeszcze dwa lata temu (ale aktualny zdobywca Ligi Mistrzów – nie sposób o tym nie pamiętać).

 

 

Thompson – Medina, Castelli, Ghazouani, Machado – Ferreira, Bartolini, Illies, Giacomini – Moreira, Choe

 

Zaczęliśmy nieco bojaźliwie i gospodarze jakby to wyczuli i szybko, bo już w 7 minucie sprawdzili czujność Thompsona. Cztery minuty potem błyskawiczny kontratak naszego zespołu dał nam niespodziewanie prowadzenie, kiedy podanie od Moreiry na bramkę zamienił Choe (wreszcie!). W 27 minucie Harris ograł jak dziecko Illiesa, po czym oddał strzał na bramkę, ale na nasze szczęście fatalnie spudłował. Pięć minut potem fenomenalna interwencja Thompsona uratowała nas przed utratą gola po strzale Quinna z rzutu wolnego. Dwie minuty potem zaś to Giannini świetnie interweniował w sytuacji sam na sam z Choe. W 38 minucie padł gol wyrównujący dla Tottenhamu, kiedy świetne podanie od Steela kapitalnie zamienił na gola Johnson, zawijając piłkę idealnie w samo okienko. Jeszcze przed przerwą mogliśmy stracić gola, kiedy groźnie uderzał z woleja Steele lecz na szczęście piłka minęła naszą bramkę, a cztery minuty później Thompson wyprzedził Howarda i zapobiegł utracie gola. Po zmianie stron zaczęliśmy grać nieco bardziej odważnie i to przyniosło efekt w 54 minucie, kiedy to świetne podanie rezerwowego Mancuso na gola zamienił Moreira. Niespełna pięć minut potem padł kolejny gol dla Mansfield. Tym razem strzelec poprzedniej bramki znakomicie asystował, a na listę strzelców po raz drugi wpisał się Choe (czyżby powrót do formy?). Przecierałem oczy ze zdumienia, bo Tottenham nic nie grał, a ja i tak wystawiłem rezerwy! W 62 minucie Choe powinien był skompletować hattricka, ale minimalnie chybił. W 71 minucie gospodarze się nie popisali, a konkretnie Howard, który zepsuł wysiłek całego zespołu, strzelając z zupełnie nieprzygotowanej pozycji. Siedem minut potem kolejny raz straszył nas Steeele, ale jak w poprzednich próbach, tak i teraz na strachu się skończyło. W doliczonym czasie gry gospodarze mieli jeszcze swoje szanse, ale to Mansfield zdobyło kolejnego gola (autorstwa Moreiry), pokazując Kogutom siłę naszego kontrataku!

 

Carling Cup, ćwierćfinał, 19.12.2029

White Hart Lane, 35381 widzów

[P] Tottenham – [P] Mansfield, 1:4 (CHOE ’11, Johnson ’38, MOREIRA ’54, CHOE ’59, MOREIRA ‘90+1)

MoM: Pablo Moreira (Mansfield Town)

Odnośnik do komentarza

Icon, wszystko wskazuje na to, że zgubiła włodarzy Man Utd zbyt spokojna polityka transferowa - nie da się wygrywać mając w ataku 34 i 33 latków. Od paru lat brakowało świeżej krwi też w linii pomocy. Prawdę powiedziawszy to z Wielkiej Czwórki jedynie Man Utd nie utrzymywał się w czołówce przez te ostatnie sezony, a teraz nastąpiło tego apogeum.

 

Lagren, Ghazouani dostanie swoje szanse w meczach pucharowych, więc w dużej mierze od niego samego zależy, w ilu spotkaniach w tym sezonie wystąpi. Niestety jest ostatnim w kolejce do gry środkowym obrońcą (wyżej stoją u mnie akcje Zottiego, Machado i Rosy, nie mówiąc o Knezevicu i Mullerze). Ale gra sporo w reprezentacji, a doświadczenie reprezentacyjne może okazać się pomocne w kwestii walki o miejsce w składzie za sezon lub dwa.

 

 

 

Świetna gra Moreiry w ostatnich spotkaniach nie mogła umknąć menedżerom największych firm w Anglii i zaraz po spotkaniu z Tottenhamem otrzymałem oficjalne zapytania co do możliwości sprzedania Urugwajczyka. Zarówno ofertę Chelsea, jak i Newcastle, odrzuciłem, nawet nie podejmując negocjacji. Tymczasem teraz podejmowaliśmy Everton w ramach kolejnej serii spotkań angielskiej Premiership.

 

 

Bailey – Chimezie, Gabriel, Knezevic, Zotti – Ferreira, McCourt, Rosa, Dlamini – Lorini, Watts

 

Co ciekawe, goście zmusili nas do obrony od początku spotkania, a w 7 minucie Mason nawet oddał strzał, który jednak nie zaskoczył Baileya. Osiem minut potem nasz bramkarz doznał kontuzji i musiałem w jego miejsce wystawić Thompsona. Bardzo długo nie miał on jednak okazji do wykazania się. W 29 minucie po dośrodkowaniu Ferreiry strzału głową próbował McCourt, bez rezultatu i dopiero trzy minuty później Thompson mógł udowodnić swoją wartośc, gdy obronił strzał Smirnova. W 41 minucie świetną akcję na prawym skrzydle przeprowadził Chimezie i nawet celnie dośrodkował w pole karne, ale otoczony obrońcami Lorini nie mógł nic zdziałać w tej sytuacji. Po zmianie stron następowała wymiana ciosów z obu stron. W 53 minucie niecelnie strzelał Mason, a sześć minut potem również i Rizzi. Odpowiedzieliśmy na to w 70 minucie, gdy akcję prawym skrzydłem próbował indywidualnie zakończyć Ferreira, nieskutecznie. Jeszcze na kilka minut przed końcem decydującego o zwycięstwie gola mógł strzelić Lorini, ale i jego skuteczność tego dnia pozostawiała bardzo dużo do życzenia.

 

Premiership, 16/38, 22.12.2029

Field Mill, 25211 widzów

[7] Mansfield – [2] Everton, 0:0

MoM: Kevin Nzanzau Nsonsa (Everton)

 

 

Po spotkaniu otrzymałem ogrom ofert kupna Moreiry, a jedna, skierowana ze strony Liverpoolu wydawała się szczególnie ciekawa, bowiem drużyna z Anfield oprócz gotówki oferowała swojego skrzydłowego, Argentyńczyka Martineza, który w Anglii ma już wyrobioną markę. Nawet udało nam się dojść do porozumienia między klubami (zażądałem 29 milionów euro plus kartę Argentyńczyka), ale sam piłkarz odrzucił ofertę kontraktu i transfer nie doszedł do skutku. Tymczasem teraz w Premiership podejmowaliśmy mistrza kraju, który… zajmuje pierwsze bezpieczne miejsce – siedemnaste, wyraźnie przezywając syndrom drugiego sezonu.

 

 

Bailey – Chimezie, Gabriel, Knezevic, Zotti – Ferreira, McCourt, Rosa, Dlamini – Lorini, Watts

 

Już w pierwszej lepszej akcji gospodarzy, zdołali oni strzelić bramkę, otwierającą wynik meczu, gdy naszego bramkarza pokonał Mitchell, dobijając strzał Orvika. Już minute potem mogliśmy przegrywać dwoma bramkami, kiedy tylko nieznacznie chybił McNally. W 19 minucie wreszcie odpowiedzieliśmy atakiem, ale strzał Wattsa nie sprawił żadnych kłopotów bramkarzowi Sunderlandu. W 26 minucie Valette również nie miał problemów, aby złapać piłkę po kolejnym uderzeniu Australijczyka. Osiem minut potem swojego drugiego gola w spotkaniu mógł strzelić Mitchell, gdyby tylko nieco lepiej przymierzył. W 39 minucie okazji do wyrównania nie wykorzystał Dlamini, strzelając Panu Bogu w okno. Po zmianie stron okazji strzeleckich było jak na lekarstwo. Najlepszą zmarnował w 74 minucie Ferreira, który uderzał głową po dośrodkowaniu rezerwowego Mancuso, jednak jego próba była fatalna. Z taką grą ofensywną nie mieliśmy co marzyć o wywiezieniu kompletu punktów ze Stadium of Light.

 

Premiership, 17/38, 26.12.2029

Stadium of Light, 34699 widzów

[17] Sunderland – [7] Mansfield, 1:0 (Mitchell ’10)

MoM: Richard Stone (Sunderland)

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...