Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Gdy tylko dotarłem na zgrupowanie i zobaczyłem, w jakim stanie są piłkarze, byłem autentycznie zdruzgotany; przeciwko Anglii zabraknąć miało największych gwiazd reprezentacji Polski, bowiem ci skrajnie zmęczeni nie nadawali się nawet na ławkę. Mogłem zapomnieć o Wróblewskim, Szymańskim, Machnikowskim, Owczarku, Haliloviciu i Pawlaku, a po prawdzie do gry niezbyt nadawał się i Woźniak, ale w Londynie z musu pojawił się na lewym skrzydle, bo po prostu absolutnie nie miałem kogo tam wystawić. Gdy już byliśmy na Wembley, szybko okazało się, że Anglicy tego problemu nie mieli, więc dziś nie Synowie Albionu, lecz Dzieci Szczęścia zagrać miały z nami w najsilniejszym składzie. Gdy tuż przed odprawą byłem w toalecie i spoglądając w swoje odbicie w lustrze, mogłem tylko westchnąć, świadomy naszej efektownej porażki, która za 90 minut zapewne stanie się faktem.

 

I miałem cholerną rację. Zagraliśmy nasz najgorszy od dawna występ, w mocno eksperymentalnym składzie nie stanowiliśmy drużyny, lecz zdezintegrowaną zbieraninę przypadkowych ludzi, nie potrafiliśmy zorganizować naszej gry w żadnej z formacji, a Anglicy radośnie wykorzystywali dar od losu, jaki dostali. Pomogła im w tym przede wszystkim fatalna dyspozycja Górki, który na mundialu w takiej formie zamiast tytułu Najlepszego Bramkarza dostałby malinę dla Partacza Turnieju, a tego wieczoru w Londynie wszystkie trzy bramki, jakie straciliśmy w pierwszych dwudziestu pięciu minutach, obciążały przede wszystkim konto Michała, w tym druga tylko jego.

 

Zaczęło się w 7. minucie, kiedy zabawa w kotka i myszkę grającej w najsilniejszym składzie Anglii z występującą w awaryjnie sklejanym taśmą klejącą rezerwowym składzie Polską skończyła się strzałem Cooka z zerowego kąta, który ośmieszył Górkę na oczach piłkarskiej Europy wkrętką na dalszy słupek. Później gospodarze regularnie nami kręcili, jak stary cygan wąsem, aż w 20. minucie Górka skompromitował się po całości, wpuszczając sygnalizowany strzał Webba z 30 metrów, co oznaczało, że jest po meczu. Ale trzy minuty później na wszelki wypadek po faulu Piątka Webb z rzutu wolnego po raz drugi pokonał koszulkę z napisem Górka, jaka wisiała dziś w naszej bramce, i dopiero teraz Anglicy czuli się usatysfakcjonowani.

 

Co mogłem powiedzieć po wysokiej porażce w takich okolicznościach? Cóż, Anglicy powinni się cieszyć z rozbicia Polski 'B', bo gdybyśmy również grali w najsilniejszym zestawieniu, inaczej by śpiewali. Tak zaś pozostało mi mieć nadzieję, że w rewanżu w przyszłym roku to oni będą mieli zdziesiątkowany skład.

08.10.2022, Wembley, Londyn, widzów: 86 412; TV

EME (2/8) Anglia [5.] – Polska [1.] 3:0 (3:0)

 

7' K. Cook 1:0

20' S. Webb 2:0

23' S. Webb 3:0

 

Polska: M.Górka 6 – A.Brzeziński 7, M.Kowalik 7, M.Piotrowski 6, Z.Pawłowski 6 – T.Lemanowicz 6 (46' M.Brodecki 7), M.Kwiatkowski 7 (75' P.Morawski 6), R.Piątek 7, T.Woźniak ŻK 6 – Ł.Socha 6 (46' G.Gorząd 6), K.Malinowski 7

 

GM: Simon Webb (DP, Anglia) - 9

 

Klęska na Wembley sprawiła, że być może już w drugiej kolejce przegraliśmy pierwsze miejsce w grupie, bo jeżeli do końca eliminacji Anglia będzie uporczywie wygrywać, a my również nie pozwolimy sobie na więcej wpadek, w Chorzowie będziemy musieli wygrać minimum 4:0. Tego wieczoru natomiast Szkocja wygrała u siebie 3:2 z Litwą.

 

Siódma grupa:

1. Anglia – 6 pkt – 5:1

2. Polska – 3 pkt – 3:4

3. Szkocja – 3 pkt – 4:5

4. Litwa – 0 pkt – 2:3

5. San Marino – 0 pkt – 1:2

Odnośnik do komentarza

Skoro w sobotę spotkała nas tak fatalna historia, w środę należało wypunktować San Marino w Chorzowie i naprawić bilans bramkowy. Po Wembley jak najszybciej wróciliśmy do kraju, by wszyscy mogli w spokoju odpocząć i nabrać więcej świeżości, a cztery dni wystarczyły, bym mógł skorzystać z niemal wszystkich zawodników; wśród kadrowiczów zabrakło tylko ucieszonego swoim debiutem Morawskiego, który przy próbie wybronienia się przed nieszczęśliwym upadkiem uderzył twarzą o stolik i złamał nos. W porównaniu do Wembley nastąpiło wiele zmian, wskutek których do wyjściowej jedenastki wróciła większość najważniejszych zawodników, ale już w bramce stanął Michał Piotrowski (Górka na szansę rehabilitacji musiał poczekać do listopadowych meczów towarzyskich z Luksemburgiem i Czechami), w obronie u boku Marcina Piotrowskiego zagrał młodziutki Tomek Konieczny, na prawym skrzydle znalazł się dawno niewidziany Brodecki, a w środku pola tym razem nastał czas na debiut Koźmińskiego.

 

Sobotnia klęska chyba podziałała na nas o wiele gorzej, niż przypuszczaliśmy, bo przez większość meczu nie zagraliśmy na 100% naszych możliwości, szczególnie w pierwszej połowie wiele razy oddawaliśmy sanmaryńskim outsiderom inicjatywę i wręcz zapraszaliśmy ich w nasze pole karne, a gdyby nie mieli kłopotów z celnością, 44 tysiące kibiców na Stadionie Śląskim mogły mieć nieprzyjemną niespodziankę. W 10. minucie wreszcie na chwilę, warto to podkreślić, się przebudziliśmy, Szymański prostopadłym zagraniem uruchomił Pawlaka, a Marcin podniósł piłkę na głowę Malinowskiego, który pewnie pokonał Della Vallego. Później na kolejne 20 minut stanęliśmy i San Marino zmarnowało kilka niezłych okazji na wyrównanie, aż w 29. minucie Wróblewski odzyskał piłkę przy linii bocznej, Koźmiński zagrał do Malinowskiego, który z klepki wystawił piłkę Szymańskiemu, Piotrek zamarkował strzał i wysunął Pawlakowi, a Marcin podwyższył na 2:0.

 

Mimo dwubramkowego prowadzenia bardzo nie podobały mi się okresy autentycznej przewagi San Marino, która nie wynikała z jakiegoś szczególnego pokolenia piłkarzy gości, a po prostu z naszego lenistwa. Poruszyłem więc ten temat w szatni i po przerwie było już znacznie lepiej. Pięć minut po wznowieniu gry Della Valle efektownie sparował uderzenie Machnikowskiego z rzutu wolnego, odbitej piłki dopadł Brodecki i zagrał wzdłuż linii bramkowej, a Pawlak dostawił nogę i było 3:0. Wynik był korzystny, ale cały czas coś nad nami wisiało, bo gdy na kwadrans przed końcem szykowałem się do ostatniej zmiany, plany pokrzyżowała mi kontuzja Brzezińskiego, który po wejściu w przerwie na boisko musiał je opuścić, a ja zamiast napastnika zmuszony byłem wprowadzić zmiennika dla Andrzeja.

 

Nie przeszkodziło nam to wszak w dobiciu San Marino. W 83. minucie po centrze Machnikowskiego z lewej strony główką w najbliższej odległości po raz drugi na listę strzelców wpisał się Malinowski, a dwie minuty później ponownie po zagraniu Mateusza tym razem Pawlak uderzył potężnie z linii pola karnego, ustalając wynik na 5:0 dla Polski. Mimo wszystko nie było to zgrupowanie, do którego chętnie wracałbym wspomnieniami.

12.10.2022, Stadion Śląski, Chorzów, widzów: 44 013; TV

EME (3/8) Polska [1.] – San Marino [154.] 5:0 (2:0)

 

10' K. Malinowski 1:0

29' M. Pawlak 2:0

50' M. Pawlak 3:0

76' A. Brzeziński (POL) ktz.

83' M. Pawlak 4:0

85' K. Malinowski 5:0

 

Polska: M.Piotrowski 8 – K.Wróblewski ŻK 7 (46' A.Brzeziński Ktz 7, T.Lemanowicz 6), M.Piotrowski 8, T.Konieczny 8, Z.Pawłowski 8 – M.Brodecki 10, R.Koźmiński 6 (64' T.Woźniak 7), P.Szymański ŻK 10, M.Machnikowski 10 – K.Malinowski ŻK 10, M.Pawlak 10

 

GM: Marcin Pawlak (N, Polska) - 10

 

Litwa, za którą ściskałem kciuki, niestety nie zdołała sprawić niespodzianki i przegrała z Anglią 0:2.

 

Siódma grupa:

1. Anglia – 9 pkt – 7:1

2. Polska – 6 pkt – 8:4

3. Szkocja 3 pkt – 4:5

4. Litwa – 0 pkt – 2:5

5. San Marino – 0 pkt – 1:7

Odnośnik do komentarza

Aue jest beniaminkiem Bundesligi, a Lincoln podam, jak w domu odpalę FM.

 

Co do ciężkości, to w eliminacjach chyba mamy po pierwszym miejscu, zaś sytuacja w Regionallidze to zasługa nieudolności transferowej mojego poprzednika, który zamiast wzmacniać zespół klasowymi zawodnikami, naściągał samych przeciętniaków. Będziemy musieli niebywale się napocić, by w tym stanie wywalczyć awans, a w grudniu mam nadzieję zaklepać na lato żniwa na prawie Bosmana.

Odnośnik do komentarza

Po powrocie ze zgrupowania czekały na mnie niekoniecznie dobre wieści. Tak wcześnie, jak tylko mógł, znalazł mnie szef pionu medycznego, który poinformował, że Thomas Seitz już na pierwszym treningu po wyleczeniu kontuzji doznał następnego urazu, jakim było skręcenie nadgarstka w dość niejasnych okolicznościach, i w sumie niech takimi pozostaną. Poza tym mięśnie grzbietu na siłowni naciągnął Murilo, który na początku mojej pracy w Essen nie sprawiał na mnie zbyt dobrego wrażenia, ale w ostatnich spotkaniach radził sobie całkiem nieźle, więc jego absencja wcale mnie nie ucieszyła.

 

 

Do spotkania z Babelsberg w stosunkowo bliskim polskiej granicy Poczdamie, który kojarzył mi się głównie ze słynną konferencją Wielkiej Trójki z 1945 roku, było wystarczająco dużo czasu, bym mógł przygotować na treningach rozwiązanie nieoczekiwanej wyrwy na prawej flance obrony. Na skrzydle wystawiłem więc Blocka, któremu należała się szansa od pierwszej minuty, a na bok obrony cofnięty został Kuhn.

 

I to właśnie Stephan w drugiej minucie spotkania otrzymał podanie od Rosego i identycznie jak w meczu z Wilhelmshaven wystawił piłkę Guytowi, który precyzyjnym strzałem tuż sprzed linii pola karnego szybciutko skierował gospodarzy na drogę ku zagładzie. A po kwadransie mecz był rozstrzygnięty; w 8. minucie Montanari wytrącił piłkę spod nóg zagapionemu Schulzowi, Parlato natychmiast zagrał do Gonzalo, a Argentyńczyk objechał Müllera, wpadł w pole karne i celnym strzałem zdobył już swoją 15. bramkę w sezonie, z kolei w 12. minucie Guyt uprzedził obrońców w sprincie do piłki z zagrania Blocka ze skrzydła i podwyższył na 3:0.

 

Było wiadomym, że mamy zdecydowaną przewagę i kolejne trafienia są kwestią czasu, więc ulitować się nad Babelsberg uznał za stosowne... sędzia Wimmer wraz z liniowym. Najpierw nieomylny duet odgwizdał spalonego z kapelusza przy golu Montanarego, który dziś ani przez chwilę nie był na prawdziwym ofsajdzie, z kolei tuż przed przerwą Wimmer nie uznał również prawidłowo zdobytej bramki Gonzalo, choć i jemu bardzo daleko było do spalonego.

 

Tym większa szkoda, że Gonzalo pierwszą połowę kończył strasznie poturbowany przez rywali i w szatni dałem mu już wolne. Mogłem sobie pozwolić na zdjęcie naszego najlepszego snajpera, bo mecz był wygrany, a Babelsberg wywieszało białą flagę. Ale i tak w 48. minucie Kuhn wyrzucił z autu do Blocka, Marco dośrodkował na lewą stronę pola karnego, tam czekał niepilnowany Parlato, który bez namysłu strzelił na 4:0, a sędzia Wimmer tym razem nie mógł sobie już pozwolić na odgwizdanie ofsajdu, gdyż sytuacja była tak czysta, że groziłby mu dywanik u Komisji Ligi. Teraz mogliśmy spokojnie pilnować rezultatu i bez problemu dowieźć 4. ligowe zwycięstwo z rzędu do końcowego gwizdka.

15.10.2022, Karl-Liebknecht-Stadion, Poczdam, widzów: 1489

RLN (9/34) SV Babelsberg 03 [15.] – Rot-Weiss Essen [1.] 0:4 (0:3)

 

2' R. Guyt 0:1

8' Gonzalo 0:2

12' R. Guyt 0:3

48' E. Parlato 0:4

 

Rot-Weiss Essen: B.Kanté 8 – S.Kuhn 8, M.Frank 8, T.Ebner 8, D.Weller 8 – M.Block 8 (76' F.Mangold 6), M.Rose 8, R.Guyt 10, E.Parlato 10 – Gonzalo 8 (46' U.Stahl 6), A.Montanari 7 (72' Ch.Kulmer 7)

 

GM: Ronald Guyt (DP, Rot-Weiss Essen) - 10

 

Umacnialiśmy swoją pozycję na czele ligowej tabeli, graliśmy coraz lepiej, atmosfera w drużynie była znakomita. Sielanka, można rzec, nikt na nic nie narzekał, wszystkim było dobrze. Ale skoro piłkarze byli zadowoleni i ani myśleli psuć nastrojów w szatni, swoje wredne łapska musieli zacząć wpychać dziennikarze. Na pomeczowej konferencji jeden z tych pismaków spytał mnie nie o to, czy zamierzam sprzedać Gonzalo, tylko za ile. Wyobrażacie sobie? Dziennikarzyna z mlekiem pod nosem zaczął mi sugerować, że mam sprzedać Gonzalo! Od razu go sobie ustawiłem.

 

– Zaraz, zaraz, ein moment bitte. Skąd u szanownego herr kollege odgórne założenie, że od razu mam zamiar oddawać gdziekolwiek Gonzalo? Nie ma takiej opcji! Gonzalo jest bardzo potrzebny w klubie, w którym zamierzam zbudować silną ekipę, a nie wyprzedawać najlepszych graczy tylko dlatego, że zagrali kilka dobrych spotkań!

 

Dałem się ponieść emocjom, ale drań z mikrofonem w ręku osiągnął swój cel. Nie dalej, jak dwie godziny później Olek Wasoski podszepnął mi, że Gonzalo coś bardzo się dąsa, a paru naszych piłkarzy powiedziało mu, że Argentyńczyk martwi się, że mogę utrudnić mu przejście do większego klubu. Choć od razu uznałem, że to był ostatni raz, gdy zabrałem głos w mediach w sprawie jakichkolwiek sugestii transferowych, to niestety szkoda została wyrządzona. Czy oznaczać miało to moment zwrotny sezonu i początek pierwszych konfliktów w klubie?

Odnośnik do komentarza

Moje obawy o atmosferę w szatni po feralnej zagrywce dziennikarza wydawały się być przynajmniej częściowo uzasadnione. Przed meczem z Unionem Berlin dowiedziałem się bowiem, że nasz bramkarz Kanté był zniesmaczony zachowaniem Gonzalo, z kolei Argentyńczyk ewidentnie uważał, że jest święty i odebrał trafne uwagi Iworyjczyka jako przejaw zadzierania nosa, po czym stosunki obu jegomościów uległy ochłodzeniu. Musiałem pilnować, by nie rozgorzał konflikt, ale na szczęście na boisku obaj grali na dwóch przeciwnych jego krańcach i w trakcie meczu niezbyt często mieli ze sobą bezpośredni kontakt.

 

Mogłem więc skupić się na obserwacji, czy Gonzalo nadal będzie grał ambitnie, czy jednak zdecyduje się podpaść mi bardziej i zacząć się oszczędzać. No i dziś wyglądało na to drugie, bo Argentyńczyk przeszedł obok meczu, niezbyt zależało mu na strzelaniu goli, a kiedy już dochodził do sytuacji, strzelał na odpieprz, tak że w następnych meczach miałem go bacznie obserwować. Na szczęście jego koledzy włożyli więcej serca w grę. Nieoczekiwanie pomogli nam... goście, którzy w pierwszej połowie przeprowadzili efektowną procedurę samozniszczenia. Najpierw już w 5. minucie Fischer zagrał koszmarnie niecelną piłkę do wysuniętego przed bramkę Zimmermanna, tak że Montanari bez problemu przeciął podanie, minął nieszczęsnego bramkarza i uderzeniem do pustej bramki poderwał trybuny. Przez kolejne dwadzieścia minut Union poszedł z nami na wymianę ciosów, w której swoimi umiejętnościami mógł się z powodzeniem wykazać Kanté, a w 23. minucie Kraft sfaulował Guyta w polu karnym, i Block z jedenastu metrów zdobył swojego pierwszego gola dla RWE.

 

W przerwie zdjąłem z boiska proszącego się o drugą żółtą kartkę i dodatkowo narzekającego na ból pleców Guyta, by zapobiec bardzo prawdopodobnemu osłabieniu zespołu. Druga połowa była mniej efektowna w naszym wykonaniu, a od pewnego momentu za akcjami gości nie nadążał Kuhn i Kanté w kilku sytuacjach raz jeszcze udowodnił, że w Essen nie ma na niego mocnych. W ataku mieliśmy w zasadzie tylko osamotnionego Montanarego, bo Gonzalo nadal człapał bezczynnie po boisku, aż w końcu na kwadrans przed końcem zastąpiłem go Kulmerem. No i w 87. minucie Fleischer rzucił z autu do Montanarego, Antonio dośrodkował, Block przeskoczył Fischera i zgrał piłkę do ziemi, a Kulmer, trzeci z trójki rezerwowych Christianów, zastawił się przed Ernstem i bez problemu ustalił wynik na 3:0 dla RWE. Niestety to zwycięstwo kosztowało nas uraz mięśni grzbietu Guyta, którego czekał miesiąc przerwy w treningach.

22.10.2022, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 17 699

RLN (10/34) Rot-Weiss Essen [1.] – Union Berlin [8.] 3:0 (2:0)

 

5' A. Montanari 1:0

23' M. Block 2:0 rz.k.

74' R. Kern (UB) ktz.

87' Ch. Kulmer 3:0

 

Rot-Weiss Essen: B.Kanté 8 – S.Kuhn 7, M.Frank 8, T.Ebner 8, D.Weller 9 – M.Block 9, M.Rose 6, R.Guyt ŻK 7 (46' Ch.Hoffmann 7), E.Parlato 8 (76' Ch.Fleischer 7) – Gonzalo 7 (74' Ch.Kulmer 7), A.Montanari 7

 

GM: Daniel Weller (O/DBP L, DP, Rot-Weiss Essen) - 9

Odnośnik do komentarza

W kończącej październik 11. kolejce Regionalligi Nord czekał nas poważniejszy sprawdzian, który miał pokazać, czy seria zwycięstw oznacza wzrost formy, czy był to efekt gry z teoretycznie słabszymi rywalami. Fortuna Düsseldorf, która zawitała dziś do Essen ze stolicy Nadrenii Północnej-Westfalii, była jednym z lepszych zespołów ligi, a w ostatnich tygodniach sukcesywnie pięła się w górę ligowej klasyfikacji, docierając do dzisiejszego spotkania na 4. miejsce w tabeli. W wyjściowej jedenastce lukę po kontuzjowanym Guyt'cie załatał Christian Hoffmann, który jednak powinien sobie poradzić jako zmiennik Ronalda.

 

Fortuna zaczęła mecz bardzo ambitnie, bez respektu i ruszyła do odważnej, ofensywnej gry. W efekcie przez dość długi czas gra toczyła się częściej na naszej połowie i kto wie, co by było, gdyby nie nasz szczelny blok defensywny, który nie wpuszczał rywali w nasze pole karne i byli oni zmuszeni do strzałów z dystansu, a szczęśliwie ich niecelność była wprost proporcjonalna do śmiałości podejmowanych prób. Najlepszą okazję rywale mieli w 16. minucie, kiedy Vogel zdołał przedrzeć się bliżej bramki, ale jego uderzenie powędrowało wysoko na trybuny. Ta zmarnowana sytuacja drogo Fortunę kosztowała, bo pięć minut później wyszliśmy z kontrofensywą, Khun głęboko zacentrował pod bramkę, a Gonzalo uwolnił się spod opieki Kesslera i miękką główką z najbliższej odległości pokonał Hesla. Ten gol podłamał gospodarzy, i od tej pory to oni musieli się bronić, a my otoczyliśmy ich pole karne.

 

Po przerwie potrzeba było drugiego trafienia, a na jego dorzucenie wystarczyło nam dziesięć minut. Wtedy utrzymaliśmy ciężar gry na połowie przeciwnika, Frank posłał prostopadłe dośrodkowanie, Montanari strącił je głową na środek, zaś Gonzalo tym razem zastawił się przed Eppem, okręcił na prawej nodze, a lewą uderzył po ziemi między nogami Hesla i już pędził do narożnika, świętując swojego drugiego gola. Dwa do zera rzuciło Fortunę na deski i nie sprawiała nam już żadnych kłopotów. Ale nieoczekiwanie emocje powróciły w 90. minucie, kiedy w starciu pod bramką na boisko padł warczący z bólu Kanté, nasi masażyści od razu zasygnalizowali, że Brahima nie może kontynuować gry, a ja nie miałem już zmian.

 

Szybko przypomniałem sobie wewnętrzne gierki na treningach, w których w roli bramkarza spośród graczy z pola najlepiej wypadał Montanari, więc czym prędzej zawołałem Antonio po ciemną bluzę i rękawice, a reszcie nakazałem całym zespołem zrobić taki tłok przed linią szesnastki, jaki tylko potrafią. Szczęśliwie goście na tyle nie potrafili sobie poradzić, że stać ich było na jeden jedyny strzał, całkiem nieźle jak na nie-bramkarza odbity przez Montanarego, więc po czterech doliczonych minutach nerwówki mogliśmy świętować 6. zwycięstwo z rzędu, a czwarte bez straty gola. Tym razem jednak w szczególnie trudnych okolicznościach.

29.10.2022, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 17 980

RLN (11/34) Rot-Weiss Essen [1.] – Fortuna Düsseldorf [4.] 2:0 (1:0)

 

21' Gonzalo 1:0

56' Gonzalo 2:0

90' B. Kanté (RWE) ktz.

 

Rot-Weiss Essen: B.Kanté Ktz 7 – S.Kuhn 7, M.Frank 7, T.Ebner 7, D.Weller 7 – M.Block 7 (71' F.Mangold 6), M.Rose 7, Ch.Hoffmann 7 (76' S.Hoeneß 6), E.Parlato 7 – Gonzalo 8 (79' U.Stahl 6), A.Montanari 7

 

GM: Gonzalo (N, Rot-Weiss Essen) - 8

 

Środowisko piłkarskie najwyraźniej zaczęło zauważać, że Mr. Ralf jednak potrafi osiągać wyniki również w klubie, i owa wieść zaczęła się roznosić coraz dalej, dalej, dalej. W przeciągu tygodnia musiałem dementować plotki wiążące mnie z rychłym podjęciem pracy w Bayerze Leverkusen i włoskim Torino, a teraz na pomeczowej konferencji z pewną satysfakcją ogłosiłem dementi w sprawie wakatu w szwajcarskim Aarau.

Odnośnik do komentarza

Dokładniejsze badania wykazały u Kantégo naciągnięcie ścięgna pachwiny, co brzmiało dużo lepiej, niż pierwotnie podejrzewane naderwanie, ale i tak Brahima na co najmniej cztery tygodnie mógł zapomnieć o piłce nożnej, co było dla nas sporym ciosem.

 

Tymczasem w konkursie na Piłkarza Miesiąca reprezentanci Rot-Weiss Essen radzili sobie coraz lepiej, bo w październiku drugim najlepszym zawodnikiem uznano Edoardo Parlato. Bardzo liczyłem na to, że HSV przynajmniej do końca grudnia nie będzie pamiętać o tym, że w lipcu przyszłego roku wygasa kontrakt Włocha i że uda mi się go nakłonić do przejścia na stałe do RWE na prawie Bosmana.

 

W Rosji z kolei już praktycznie nikt nawet nie zainteresował się zwycięstwem CSKA Moskwa w rosyjskiej Premier Lidze, i chyba tylko stołeczni fani Koni świętowali ich siedemnasty z rzędu tytuł mistrzowski. Złośliwi już teraz ogłaszali, że za rok liczba kolejnych mistrzostw CSKA osiągnie pełnoletność.

 

A jeszcze tego samego dnia parsknąłem szyderczo przy wieczornym rauchbierze, gdy przeczytałem prasowe rewelacje, łączące moją skromną osobę ze stołkiem w St. Etienne.

 

 

Październik 2022

 

Bilans (Rot-Weiss Essen): 3-0-0, 9:0

Regionalliga Nord: 1. [+3 pkt nad Arminią Bielefeld]

Finanse: -3,23 mln euro (-59,84 tys. euro)

Gole: Gonzalo (17)

Asysty: Thomas Seitz (6)

 

Bilans (Polska): 1-0-1, 5:3

Eliminacje ME 2024: siódma grupa, 2. [-3 pkt do Anglii, +3 pkt nad Szkocją]

Ranking FIFA: 1. [=]

 

 

Ligi:

 

Anglia: Chelsea Londyn [+3 pkt]

Austria: FC Pasching [+4 pkt]

Francja: Olympique Marsylia [+6 pkt]

Hiszpania: Osasuna [+1 pkt]

Niemcy: VfL Wolfsburg [+1 pkt]

Polska: Wisła Kraków [+1 pkt]

Rosja: CSKA Moskwa [M]

Szwajcaria: Servette FC [+1 pkt]

Włochy: Inter Mediolan [+3 pkt]

 

Liga Mistrzów:

- Wisła Kraków, gr. E, 0:1 na wyjeździe z Betisem

 

Puchar UEFA:

- Legia Warszawa, gr. E, 0:2 u siebie z Realem Sociedad

 

 

Reprezentacja Polski:

- 08.10, eliminacje ME 2024, Anglia - Polska, 3:0

- 12.10, eliminacje ME 2024, Polska - San Marino, 5:0

 

Ranking FIFA: 1. Polska [1418], 2. Brazylia [1214], 3. Włochy [1162]

Odnośnik do komentarza

Poza Rosją, gdzie non-stop wygrywa CSKA, najrzadziej mistrz zmienia się w Niemczech, gdzie w latach 2007-2014 osiem razy z rzędu triumfował Bayern, a w minionym sezonie czwarty kolejny tytuł wywalczył Werder Brema (2019, 2020, 2021, 2022). Również w Szwajcarii głównym krajowym hegemonem jest FC Basel, które od 2009 roku jedynie trzy razy wypuściło z rąk tytuł; w roku 2010 i 2013 na rzecz Young Boys, a w 2018 Grasshopper. W pozostałych krajach emocji jest zdecydowanie więcej, tytuły przechodzą z rąk do rąk i do walki o mistrzostwo regularnie włączają się różne drużyny.

 

------------------------------------------------------

 

Przed dwutygodniową przerwą reprezentacyjną graliśmy na wyjeździe z zamykającą tabelę Jeną. Do Turyngii pojechaliśmy z jedną, ale jakże za to istotną zmianą w wyjściowym składzie, bowiem po obserwacji na treningach i paru godzinach przegadanych przez ostatni tydzień z Olkiem Wasoskim postanowiłem, że dam szansę między słupkami Serbowi Goranowi Kosticiowi, który do tej pory prawdziwej szansy jeszcze nie dostał. Chociaż w trakcie zajęć Goran pokazywał, że braku umiejętności na pewno nie można mu zarzucić, w głębi duszy miałem obawy, czy wymuszona urazem zmiana golkipera nie odbije się na nas negatywnie.

 

Gospodarze tymczasem wyszli na boisko w ustawieniu z pięcioma pomocnikami, za to jedynie z trójką obrońców, co mogło oznaczać dla nich samobójstwo. Nurtowało mnie pytanie, czy taki tłok w środku pola nie będzie neutralizował naszych akcji, ale już w 2. minucie, jak to ostatnio często nam się zdarzało, Frank przerwał szarżę Jeny, Rose wypuścił skrzydłem Parlato, który dzięki ciasno ustawionej trójce defensorów miał sporo miejsca, następnie Edoardo dośrodkował, Montanari główkował na ręce bramkarza, ale będący na miejscu Gonzalo bez trudu zamknął akcję i dał nam błyskawiczne prowadzenie. Pięć minut później menedżer rywali mógł przeklinać swój pomysł wystawienia tak skromnej defensywy kosztem zagęszczonej strefy środkowej, gdy Kostić wykopem do Parlato zainicjował naszą kontrę, Walter wyszedł do Włocha robiąc tym samym miejsce Montanaremu, do którego natychmiast wysunął Edoardo, Antonio następnie wyłożył piłkę Gonzalo i już było 2:0 dla RWE.

 

Później swoje pięć minut sławy miało i prawie skrzydło. Po mocnym początku zaczęliśmy prowadzić grę właśnie tędy, aż w 23. minucie Khun przeprowadził dwójkową akcję z Blockiem, Marco zagrał z flanki w pole bramkowe, a tam z kryciem nie zdążył Stein i Gonzalo z najbliższej odległości ustrzelił hat-tricka i już 20. gola w sezonie, ustanawiając tym samym nowy klubowy rekord. 3:0 nie oznaczało jednak, że siedzieliśmy na połowie Jeny. Przeciwnie, gospodarze grali bardzo ambitnie, a ich ataki były groźne, ale Kostić ku mojemu zadowoleniu pokazał, że niestraszne mu trudne piłki i jest w stanie godnie zastępować Kantégo.

 

Zaraz na początku drugiej połowy resztki nadziei Jeny na nawiązanie z nami kontaktu pogrzebał Géston faulem na Rosem, a Block pewnie wykorzystał rzut karny. Od tej pory mogliśmy spokojnie pilnować wyniku, ale niektórzy zrozumieli to trochę na opak i w 66. minucie przesadne rozluźnienie w szeregach obronnych pozwoliło Langemu zdobyć zupełnie niepotrzebnego gola honorowego dla Jeny. Zwyciężyliśmy pewnie i zasłużenie, ale już nie z czystym kontem, aczkolwiek nie Kanté, który po wyleczeniu kontuzji i powrocie na boisko będzie miał szansę kontynuować swoją indywidualną passę.

04.11.2022, Ernst-Abbe-Sportfeld, Jena, widzów: 2439

RLN (12/34) FC Carls Zeiss Jena [18.] – Rot-Weiss Essen [1.] 1:4 (0:3)

 

2' Gonzalo 0:1

7' Gonzalo 0:2

23' Gonzalo 0:3

47' M. Block 0:4 rz.k.

66' S. Lange 1:4

 

Rot-Weiss Essen: G.Kostić 8 – S.Kuhn 8, M.Frank 8, T.Ebner 8, D.Weller 8 – M.Block 10, M.Rose 8, Ch.Hoffmann 7 (63' S.Hoeneß 7), E.Parlato 9 (81' Ch.Fleischer 6) – Gonzalo 10, A.Montanari 9 (71' Ch.Kulmer 6)

 

GM: Gonzalo (N, Rot-Weiss Essen) - 10

 

A na pomeczowej konferencji, gdy przyszła pora na pytania ogólne, rozpoczęły się kolejne spekulacje na temat roszad trenerskich. W tychże zaczęto łączyć mnie z posadą w... FC Gratkorn, miejscu moich trenerskich korzeni. Z przemysłowej dziury po kiepskiej postawie zespołu w Erste Lidze zwolniony został Walter Reichel, a media nieoczekiwanie okrzyknęły mnie najlepszym kandydatem do wyciągnięcia klubu z kilkuletniego kryzysu. Chociaż mocniej zabiło mi serce, moje miejsce było w Essen i to tu zamierzałem zbudować nasz sukces. Dementi z mojej strony było pewne i nieodwołalne.

Odnośnik do komentarza

Wróciwszy z Jeny od razu zacząłem pakować się na zgrupowanie, którym reprezentacja Polski kończyła rok 2022 meczami z Luksemburgiem w Chorzowie i z Czechami w Pradze. Po raz pierwszy od przełomu lipca i sierpnia uda mi się na nim spotkać, wymieć wieści i wypić (nie)jednego z Moriente, gdyż zaprosiłem amigo na kadrę, na co chętnie przystał.

 

Nie mogłem niestety powołać Marcina Piotrowskiego, którego trapiło naciągnięte ścięgno podkolanowe. Do składu po kontuzji powrócił za to Tomek Adamczyk, ale jego występ w obu spotkaniach stał pod znakiem zapytania, gdyż nasz najlepszy napastnik był w kiepskiej kondycji. W reprezentacji pozostali Morawski z Koźmińskim, którzy z biegiem czasu mieli odgrywać coraz większą rolę.

 

Bramkarze:
– Michał Górka (30 l., BR, Lincoln, 71/0);
– Michał Piotrowski (26 l., BR, Crystal Palace, 9/0);

– Maciej Wrześniak (30 l., BR, Caen, 2/0).

 

Obrońcy:
– Andrzej Brzeziński (25 l., O PŚ, AJ Auxerre, 32/1);
– Mateusz Machnikowski (26 l., O LŚ, P L, Werder Brema, 67/10);
– Tomasz Woźniak (30 l., O LŚ, OP LŚ, N, VfL Osnabrück, 93/14);
– Artur Kowalczyk (31 l., O Ś, Liverpool, 88/16);
– Marcin Kowalik (24 l., O Ś, Betis Sewilla, 20/1);
– Tomasz Konieczny (21 l., O Ś, DP, Gillingham, 5/0);
– Zbigniew Pawłowski (23 l., O/DBP L, DP, P L, SpVgg Greuther Fürth, 20/0);

– Krzysztof Wróblewski (28 l., O/P P, Le Havre, 46/3).

 

Pomocnicy:
– Tomasz Lemanowicz (23 l., DBP/OP P, Wisła Kraków, 28/1);
– Maciej Kwiatkowski (30 l., DP, Betis Sewilla, 89/12);
– Rafał Piątek (26 l., DP, Southampton, 48/10);

– Robert Koźmiński (20 l., P Ś, Leeds United, 1/0);

– Paweł Morawski (23 l., P Ś, Wolves, 1/0);
– Grzegorz Owczarek (30 l., P Ś, Osasuna, 43/14);
– Maciej Brodecki (28 l., OP PŚ, Leeds United, 89/8);

– Piotr Szymański (30 l., OP Ś, Real Madryt, 102/34).

 

Napastnicy:
– Krzysztof Malinowski (29 l., N, Rubin Kazań, 11/6);
– Tomasz Adamczyk (28 l., N, AC Milan, 93/95);
– Grzegorz Gorząd (26 l., N, Rayo Vallecano, 40/27);

– Zoran Halilović (25 l., N, VfL Osnabrück, 40/29);
– Marcin Pawlak (25 l., N, Sevilla, 56/27);

– Łukasz Socha (25, N, Erzgebirge Aue (wyp.), 21/12).

Odnośnik do komentarza

- Tomek Adamczyk - 49,5 mln € z Liverpoolu do Milanu w 2020;

- Piotrek Szymański - 44 mln € z Lazio do Chelsea w 2014;

- Marcin Pawlak - 41 mln € z Lazio do Sevilli w 2021;

- Artur Kowalczyk - 21,5 mln € z Tottenhamu do Liverpoolu w 2020;

- Maciek Kwiatkowski - 14 mln € z Gladbach do Betisu w 2017;

- Maciek Brodecki - 11,25 mln € z Atlético do Leeds w 2018;

- Łukasz Socha - 6,25 mln € z Marsylii do Rosenborgu w 2019;

- Grzesiek Gorząd - 5,75 mln € z Schalke do Rayo w 2021;

- Marcin Kowalik - 3,2 mln € z Kaiserslautern do Betisu w 2020;

- Michał Górka - 2,8 mln € z Wisły Kraków do Lincoln w 2021.

 

Tego lata wiele się nie działo. Rezerwowy bramkarz Michał Piotrowski został kupiony przez Crystal Palace za 375 000€, a Łukasz Socha wypożyczyło Aue.

Odnośnik do komentarza

Osobiście odebrałem Moriente z Pyrzowic, po czym dojechaliśmy do Chorzowa i ruszyliśmy główną aleją w stronę boiska treningowego i hotelu przy Stadionie Śląskim. Po drodze przyjaciel udzielił mi garści informacji, co się dzieje w Rayo.

 

– Najwyraźniej miałeś rację, muchacho, wynosząc się z Madrytu – powiedział z goryczą. – Za twojego tiempo i tak utrzymywałeś sporą disciplina, choć obaj pamiętamy, jakie często numery działy się na hierba. Teraz jest una tragedia, Ramón López w ogóle nie ma posłuchu w szatni i nie potrafi nawet wrzasnąć ani podczas pausa, ani na formación. Ledwo zaczął się listopad, a już w administración rozważają zwolnienie.

 

– Z jednej strony jest mi strasznie przykro, bo domyślam się, że radości ci to nie sprawia, mi amigo, ale z drugiej mam nawet lekką satysfakcję. W końcu dobrze mi się wydawało, że piłkarze nie podchodzili zbyt profesjonalnie do swoich obowiązków, i że w tym sezonie nic by się nie zmieniło.

 

– Właśnie, muchacho, jak w Essen? Jak rozmawialiśmy w verano, mówiłeś, że nie jest mejor.

 

– No właśnie, jak rozmawialiśmy latem – odpowiedziałem, kiedy akurat skręcaliśmy już za Stadion Śląski, a przechodzący okolicznymi alejkami Parku Śląskiego ludzie co chwilę wskazywali nas sobie rękami. – Teraz to całkowite przeciwieństwo tego, co męczyło mnie w Rayo. Zawodnicy może wirtuozami nie są, za parę minut zobaczysz znacznie lepszych, jak wejdziemy do hotelu, ale mają za to chęć do gry, a przy tym są profesjonalistami, którzy słuchają, co do nich mówię, realizują moje polecenia i jesteśmy zgraną paczką, która zgodnie celuje w zwycięstwa. Jak na razie, moja szalona decyzja, by zgłosić się do Essen, była najlepszą, jaką podjąłem w mojej klubowej karierze.

 

Moriente słuchał mnie, a radość w moim słowotoku zapewne udzielała się i jemu, bo sam coraz bardziej pogodniał. Ale kiedy weszliśmy już do hotelu, a ja zwołałem drużynę do kupy, od razu zauważyłem, że coś jest nie tak.

 

– Chwila, chwila... – rzekłem, gdy ze zmarszczonymi brwiami przyglądałem się moim piłkarzom. – Maciek? – zwróciłem się do Skorży. – To już wszyscy?

 

– Tak jest, wszyscy dojechali już wczoraj.

 

– Gdzie Adamczyk i Piątek?! – krzyknąłem.

 

– Nie ma ich, Tomka ze składu usnął nam Aguirre, a Rafała Kirsten.

 

Momentalnie się we mnie zagotowało. Za każdym razem niemalże do furii doprowadzało mnie, gdy klubowi szkoleniowcy bezczelnie wybierali mi zawodników ze składu, zapominając, że to ja jestem selekcjonerem Biało-czerwonych, a nie oni. Rok temu tego problemu nie było, ale najwidoczniej skoro nie poruszałem od tamtej pory tego tematu, zapewne pomyśleli, że znowu mogą pozwolić sobie na grzebanie w moich decyzjach. Tym razem miarka się przebrała, oj przebrała.

Odnośnik do komentarza

Nie miało dla mnie żadnego znaczenia, że Tomek Adamczyk miał średnie szanse na występ w którymkolwiek z meczów. Chodziło o zasadę. Wchodzenie w moje kompetencje od lat mnie niesamowicie drażniło, a wszystko ma swoje granice. Poza Tomkiem i Rafałem kilku zawodników miało rozegrać nie więcej, niż 45 minut, a byli to Machnikowski, Kowalik, Adamczyk, Kwiatkowski i Szymański, zaś wobec kontuzji Pawłowskiego, który doznał jej zaraz na początku zgrupowania, miałem jedynie po jednym zawodniku na obsadzenie lewej obrony i skrzydła, a w obronie w meczu z Luksemburgiem byłem w stanie przeprowadzić tylko jedną zmianę w przerwie. Było więc dla mnie jasnym, że po zakończeniu meczu będę miał okazję do wytoczenia werbalnych dział.

 

 

 

Wyjściowa jedenastka finalnie była dość eksperymentalna. W bramce po raz pierwszy od czasów starożytnych stanął Maciek Wrześniak, w środku pola wystąpili razem Koźmiński z Morawskim, by nie tylko wpasowywali się do kadry, ale też uczyli grać ze sobą nawzajem, tak jak kiedyś uczyli się Kwiatkowski z Szymańskim, a w ataku zestawiłem Halilovicia z Sochą.

 

Kibice na Stadionie Śląskim obejrzeli dobry, ale nie porywający w naszym wykonaniu mecz. Drużyna Luksemburga, która nie składała się z idiotów, wyszła na boisko nastawiona na kurczową obronę, ale na niewiele się to gościom zdało. Pierwsze dziesięć minut udało im się przetrwać w jednym kawałku, ale chwilę później Morawski dośrodkował z rzutu rożnego, Socha strącił piłkę pod nogi Koźmińskiego, a ten pewnie wykorzystał okazję i w drugim występie zdobył swoją pierwszą bramkę w reprezentacji. Sześć minut później Machnikowski wygrał pojedynek główkowy z Braunem, Socha zagrał w uliczkę, a Halilović nie zmarnował sytuacji sam na sam, i było 2:0. Bliźniaczą akcję przeprowadziliśmy w 24. minucie, z tą różnicą, że Morawski zagrał piłkę przed polem karnym, Socha z klepki odegrał na pamięć do Halilovicia, a Zoran podwyższył na 3:0.

 

I na tym niestety był koniec piłkarskiej części widowiska, bo ani przez resztę pierwszej połowy, ani przez całą drugą więcej goli nie padło, choć raz zatrzymał nas niesłusznie odgwizdany spalony przy trafieniu Sochy, a później dwa razy słupek i raz boczna siatka.

 

Ale była jeszcze część pozapiłkarska, a raczej nie ściśle piłkarska. W przerwie w bramce stanął Piotrowski, na lewe skrzydło wprowadziłem Lemanowicza za Machnikowsiego ze względu na moje dobre relacje z menedżerem Werderu, Jürgenem Klinsmannem, Kowalika zmienił Brzeziński, ale już nie miałem kogo wpuścić za Kowalczyka, zresztą dobrze pamiętałem, że kiedyś i Artura usuwano mi ze składu...

 

Miałem nadzieję, że uda mi się w ten sposób wywołać możliwie jak największy szum, który najlepiej gdyby doprowadził do wprowadzenia rozdziału klubów od reprezentacji pod względem zarządzania, a jeżeli taki mało prawdopodobny sukces nie był możliwy, że raz na zawsze nauczyłoby to klubowych menedżerów, że nie warto mi wchodzić w drogę.

12.11.2022, Stadion Śląski, Chorzów, widzów: 28 923

TOW Polska [1.] – Luksemburg [139.] 3:0 (3:0)

 

11' M. Koźmiński 1:0

17' Z. Halilović 2:0

24' Z. Halilović 3:0

 

Polska: M.Wrześniak 7 (46' M.Piotrowski 6) – K.Wróblewski 7, A.Kowalczyk 7, M.Kowalik ŻK 9 (46' A.Brzeziński 6), T.Woźniak 8 – M.Brodecki ŻK 9, P.Morawski ŻK 7 (74' M.Kwiatkowski 7), M.Koźmiński 9 (79' P.Szymański 6), M.Machnikowski 9 (46' T.Lemanowicz 6) – Z.Halilović 9 (66' M.Pawlak 6), Ł.Socha 9

 

GM: Łukasz Socha (N, Polska) - 9

 

Gdy tylko menedżer Liverpoolu David Penney dowiedział się, że Kowalczyk nie zszedł w przerwie i rozegrał całe spotkanie, natychmiast zaczął wydzwaniać do mediów, wyrażając swoje oburzenie. Tym samym gdy w Chorzowie po meczu rozpoczynała się konferencja, obecni na sali dziennikarze byli już bogatsi w stosowne informacje.

 

– Panie Ralf – zagadnął jeden z reporterów – Artur Kowalczyk rozegrał dzisiaj pełne dziewięćdziesiąt minut, mimo że trener FC Liverpool nakazał, by zagrał nie dłużej niż 45 minut, co wywołało wściekłość szkoleniowca drużyny z Anfield. Jak pan to skomentuje?

 

– Wściekłość? – odparłem. – Wściekłość?! TO JA jestem wściekły! – wybuchnąłem. – Ile razy powtarzałem, co myślę o usuwaniu ze składu reprezentacji zawodników? Od ilu lat o tym mówię? Rok temu jakoś dało się nie wtykać rąk w moją pracę i wszyscy byli zadowoleni. Teraz znowu wycofano mi dwóch zawodników, których JA powołałem do reprezentacji, a mecze towarzyskie służą temu, czemu analogicznie klubowe sparingi w okresie przygotowawczym. Ciekawe, co by powiedzieli ci wszyscy ważniacy, gdyby w lipcu chcieli zebrać swoich piłkarzy na sparingi, a ktoś spoza klubu zabrałby im najlepszych zawodników, twierdząc, że nie będą z nich korzystać?

 

– Panuje jednak powszechna opinia, że piłkarze są zwiani stałymi kontraktami z klubami i to jest ich podstawowy pracodawca, natomiast reprezentacja to coś innego. Dlatego też klubowi menedżerowie są oburzeni ignorowaniem ich poleceń dla zawodników biorących udział w meczu reprezentacji – zaznaczył dziennikarz z drugiego końca sali.

 

– O, w ostatnich słowach uderzył pan w sedno – powiedziałem głośno i wyraźnie. – "Ich" instrukcje dla zawodników biorących udział w reprezentacji. REPREZENTACJI, czyli w drużynie, którą NIE ONI PROWADZĄ! JA ją prowadzę! I nikt nie będzie mi dyktował, kogo mam wystawiać do gry, kogo zmienić, kogo wpuścić, ani na jakiej pozycji wystawiać!

 

– Zatem nie ma pan zamiaru słuchać tego, co mówią? – zagadnął z kolei młody reporter, siedzący w trzecim rzędzie od stołu.

 

– Absolutnie – odparłem z przekonaniem. – Oczywiście jestem elastyczny i można się ze mną porozumieć. Jeżeli dany menedżer spyta uprzejmie, czy nie mógłbym zdjąć jego zawodnika po czterdziestu pięciu minutach, to spełnię tę prośbę. Ale to ma być prośba! A nie chamskie usuwanie mi z kadry najlepszych zawodników! Jeżeli ktoś na siłę próbuje mną sterować, poniesie porażkę, i ogłaszam to z tego miejsca. Sam oprócz reprezentacji Polski pracuję w klubie, w Rot-Weiss Essen, gdyby ktoś jeszcze nie wiedział, a wcześniej byłem nawet w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, i nigdy nie usunąłem żadnego zawodnika z wyjazdu na kadrę, nigdy.

 

Zapis wideo z konferencji stał się na najbliższe kilka dni hitem YouTube, a teraz być może udało mi się dopiąć swego i rozpętać burzę wokół wcinania się klubowych menedżerów w poczynania reprezentacyjnych. Spora dyskusja rozgorzała na internetowych forach wśród polskich kibiców, którzy w ogromnej większości poparli moje stanowisko.

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...