Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

1. Awans do Serie A i większa frekwencja;

 

lub

 

2. Wyprzedaż 3/4 składu, rezygnacja z awansu i powrót do zadłużenia po kilku miesiącach sztucznego dobrobytu.

Miałem napisać, wygranie Coppa Italia ale chyba jest już po ptokach :/

Odnośnik do komentarza

Skoro daliśmy dupy już w pierwszej rundzie kwalifikacyjnej, to oczywiste, że po ptokach :>

 

-------------------------------------------------

 

Jako że zakończyliśmy udział w Pucharze Włoch, zanim ten w ogóle się zaczął, w terminarzu powstała spora wyrwa. By ją należycie spożytkować, zakontraktowałem na szybko mały wypad na Słowenię, gdzie rozegramy dwa sparingi z lokalnymi drużynami, Dravą i NK Mariborem.

 

Wcześniej jednak mierzyliśmy się z ostatnim krajowym rywalem sezonu przygotowawczego, jakim była czwartoligowa Gela. Wystawiłem ten sam skład, który zbłaźnił się w Coppa Italia, zostawiając w Avellino jedynie tych, którzy narzekali na zmęczenie. Miały to być swoiste "korepetycje" dla najsłabszych ogniw, byśmy wreszcie nauczyli się porządnie grać w piłkę. Przez większość czasu byliśmy górą, pięć bramek zdobyliśmy bez szczególnego wysiłku, ale i tak nie mogliśmy się powstrzymać przed niepotrzebną stratą gola w takim stylu, w jakim tracić nie mieliśmy prawa.

09.08.2012, Stadio Vincenzo Presti, Gela, widzów: 7808

TOW Gela [C2/C] - Avellino 1:5 (0:3)

 

1' J. González-Vigil 0:1

6' H. Almeida 0:2

36' J. González-Vigil 0:3

58' A. Dahl 0:4

72' R. Lattanzio 0:5

90+4' P. Agostini 1:5

Odnośnik do komentarza

Może i istnieje, ale cóż mi po tym? Sprzedam paru zawodników, zmniejszając zadłużenie z przykładowych 5 milionów do "tylko" 1,5 miliona, a za cztery miesiące z powrotem będzie pięć milionów pod kreską. Dla mnie redukcja dziury w finansach poprzez sprzedaż zawodników ma sens tylko wtedy, gdy wiem na 100%, że w przyszłym roku będzie gra w wyżej lidze, co gwarantuje większe dochody, albo gdy zdołam wyciągnąć ze sprzedaży astronomiczną kwotę, o której w tym przypadku nie ma mowy.

 

Poza tym, młodzi i gniewni w rezerwach są mi potrzebni, bo po to ich tam trzymam, by za 3-4 sezony mieć dobrych piłkarzy do pierwszego zespołu, którzy zostali wyszkoleni w moim klubie.

Odnośnik do komentarza

Riccardo Maniero jest wyceniany na 4,7 miliona euro.

 

--------------------------------------

 

Po kilku dniach treningów w Avellino pojechaliśmy za wschodnią granicę Włoch na Słowenię, gdzie w trakcie tygodniowego obozu sprawdzaliśmy formę z dwoma słoweńskimi klubami. Jako pierwsza w terminarzu była Drava, przeciwko której zaprezentowaliśmy kiepską skuteczność, bo jedynie po razie porządnymi strzałami popisali się Lombardi, Rezek i Almeida, zaś wszystkie pozostałe próby, w większość będące sytuacjami sam na sam, stanowiły słabiutkie klepnięcia na odpieprz, które pewnie wybroniłby nawet przedszkolak. Miałem nadzieję, że moi napastnicy po prostu oszczędzają się na ligę, inaczej mogliśmy zapomnieć o zdobywaniu goli. Inną słabą stroną spotkania była trójka sędziowska, m.in. uznająca bramkę Bozicia zdobytą z wyraźnego spalonego.

14.08.2012, Mestni stadion Ptuj, Ptuj, widzów: 127

TOW NK Drava [sVN] - Avellino [iTA] 1:3 (1:2)

 

8' D. Lombardi 0:1

9' J.Rezek 0:2

45+2' M. Bozić 1:2

47' H. Almeida 1:3

 

 

 

Zakończeniem wizyty w Słowenii był sparing z Mariborem, w którym wystawiłem skład zbliżony do tego, jaki zaczynałem powoli układać na inaugurację ligi. Była to zatem nasza próba generalna, ale moi piłkarze chyba potraktowali ją bardzo ulgowo, ograniczając się do niezbędnego minimum; na początku meczu Hugo Almeida i Riccardo Maniero zdobyli po ładnym golu, a później do akcji ponownie weszły pacnięcia zamiast mocnych strzałów. Najbardziej niepokoiła mnie gra Lombardiego, który potrafił w trakcie jednego rajdu minąć po kolei nawet trzech rywali zgrabnym dryblingiem, by na końcu wbiec w pole karne i strzelić prosto w bramkarza. Już za tydzień miało się okazać, czy takie coś stanowiło z naszej strony zasłonę dymną, czy też było zapowiedzią smętnej rzeczywistości.

19.08.2012, Ljudski Vrt, Maribor, widzów: 140

TOW NK Maribor [sVN] - Avellino [iTA] 0:2 (0:2)

 

2' H. Almeida 0:1

4' R. Maniero 0:2

Odnośnik do komentarza

W dniu, w którym inaugurować mieliśmy swój udział w rozgrywkach Serie B, przyszedł do mnie faks z ostatecznym terminem zgłoszenia kadry reprezentacji Polski na otwierające eliminacje do Mistrzostw Świata we Włoszech spotkania z Belgią i Holandią w Chorzowie. Do składu, który walczył na Mistrzostwach Europy dokooptowałem debiutanta Dariusza Fornalika z Fulham, a także Marka Wasiluka, w przeszłości już przeze mnie powoływanego, ale ani razu nie wybiegł na boisko pod moim okiem. Zabrakło zaś Artura Kowalczyka, który wciąż zmagał się z kontuzją przywleczoną ze Szkocji i Walii. Postanowiłem zabrać i zawieszonego Piotra Szymańskiego, mimo że nie mogłem skorzystać z niego ani w meczu z Belgią, ani z Holandią, by nie tracił kontaktu z pozostałymi. Chciałem mieć pod swoimi skrzydłami nie tylko najlepszych polskich piłkarzy, ale i rozumiejącą się ekipę.

 

 

Bramkarze:

– Marcin Bęben (32 l., BR, CSKA Sofia, 10/0);

– Artur Boruc (32 l., BR, Celtic Glasgow, 35/0);

– Łukasz Fabiański (27 l., BR, CSKA Moskwa, 3/0).

 

Obrońcy:

– Jakub Rzeźniczak (25 l., O PŚ, wyp. Celtic Glasgow, 15/0);

– Mirosław Sznaucner (33 l., O PLŚ, DP, Jagiellonia Białystok, 17/1);

– Dariusz Fornalik (21 l., O L, Fulham, 7/0 U-21);

– Mitar Peković (30 l., O Ś, Wisła Kraków, 14/0);

– Marcin Piotrowski (22 l., O Ś, Bayern Monachium, 13/0);

– Marek Wasiluk (25 l., O Ś, AZ Alkmaar, 12/0);

– Mariusz Lewandowski (33 l., O Ś, DP, Szachtar Donieck, 57/1);

– Paweł Kaźmierczak (25 l., O/DBP L, DP, Fulham, 7/0);
– Jakub Błaszczykowski (26 l., O/DBP/P P, Sunderland, 47/0).

 

Pomocnicy:

– Konrad Gołoś (29 l., DP, P LŚ, Chievo Verona, 22/0);

– Tadeusz Kaczor (28 l., P PŚ, FC Rostów, 12/1);

– Mateusz Cieluch (24 l., OP PŚ, N Ś, Hércules, 11/5);

– Wojciech Łobodziński (29 l., OP PŚ, N Ś, Karlsruher SC, 46/0);

– Euzebiusz Smolarek (31 l., OP PŚ, N Ś, Borussia Dortmund; 43/6);

– Dariusz Frankiewicz (25 l., OP LŚ, Wisła Kraków, 15/2);

– Sebastian Mila (30 l., OP LŚ, Austria Wiedeń, 55/4);
– Sławomir Peszko (27 l., OP LŚ, N Ś, Getafe, 21/1);

– Piotr Szymański (20 l., OP Ś, Sevilla, 13/3);

– Mariusz Zganiacz (28 l., OP Ś, Deportivo, 32/2).

 

Napastnicy:

– Maciej Korzym (24 l., OP/N Ś, Blackburn, 8/1);

– Marcin Woźniak (20 l., OP/N Ś, Lleida, 4/0);

– Grzegorz Rasiak (33 l., N, Southampton, 37/11).

Odnośnik do komentarza

@Profesor,

A u mnie jest jak na razie jedynym słusznym bramkarzem w reprezentacji, który dotychczas ani razu nie wystawił piłki przeciwnikowi na pustą bramkę, ani nie popełnił żadnego innego błędu : )

 

------------------------------------------------

 

Pół godziny po zatwierdzeniu przeze mnie listy powołań i wysłaniu jej do UEFA-y, nadeszła pora zbiórki na Stadio Partenio – 26 sierpnia nadszedł czas rozpoczęcia rywalizacji w Serie B meczem z Perugią. Wcześniej bukmacherzy opublikowali swoje kursy na rozpoczynający się sezon, w którym Avellino znalazło się zaskakująco wysoko, bo w czołowej szóstce, a fachowcy oceniali nas jako zespół, któremu niewiele brakuje do najlepszych. Osobiście wydrukowałem ten tekst i przykleiłem w widocznym miejscu na ścianie w szatni, by zawodnicy jasno widzieli, jakiej postawy mentalnej od nich oczekuję.

 

Tego popołudnia nie mogłem skorzystać z Kwiatkowskiego, który nabawił się urazu nogi i musiał odpocząć od treningów. Co do Maćka, nie podobało mi się jednak co innego – mój młody rodak uparcie nie chciał podpisać nowej umowy, mimo że oferowałem mu zarobki, jakich oczekiwał, bezczelnie nazywając proponowaną przeze mnie pensję jałmużną. Nie wróżyło to dla niego zbyt dobrze na przyszłość, bowiem nie cierpiałem zarówno delikwentów, którzy sami nie wiedzą, czego chcą, a także smarkaczy, którzy ledwo co zgolili dziewiczy wąsik, a już zachowują się jak wielkie gwiazdy. Innymi słowy, jeśli Kwiatkowski nie zje snickersa, będzie miał sporo problemów ze mną, i nie tylko ze mną.

 

 

Perugia również była wymieniana w czołówce zespołów, które na papierze miały walczyć o awans, i było to widać na boisku. Niestety początkowo nie było z kolei widać, że Avellino również znalazło uznanie w oczach fachowców, bo graliśmy mało przekonująco, zbyt łatwo gubiliśmy piłkę, a już w 3. minucie goście ruszyli z kontrą, zaś nasi obrońcy wpuścili za siebie Bianchiniego, który ze spokojem przelobował wychodzącego do niego Langlois. Uśmiechnąłem się szyderczo pod nosem, dobrze znając taki obrazek, ale pięć minut później i my wreszcie zaatakowaliśmy, Langlois posłał daleką piłkę, Tedeschi nie sięgnął jej głową, dzięki czemu Almeida dobił prawie pod linię końcową, po czym uderzył lewą nogą, mocnym strzałem z ostrego kąta zdobywając efektownego gola wyrównującego. Mi samemu efektownie opadła żuchwa, a cały stadion nagrodził Hugo gromkimi brawami.

 

Później nastąpiła chwila zwolnienia tempa, ośmieleni bramką szukaliśmy kolejnego trafienia, i tak szukaliśmy, szukaliśmy, aż w 22. minucie Felipe sfaulował Froisa przed naszym polem karnym. Moi podopieczni ślepo niczym stado baranów spodziewali się bezpośredniego uderzenia, tak więc kiedy wszyscy skupili się na egzekutorze, Blasi podał po ziemi obok muru, a niepilnowany przez nikogo Gomes w sytuacji sam na sam z naszym bramkarzem bez trudu go pokonał. Kluczowym sformułowaniem było tutaj "bez trudu", bowiem Langlois nawet nie wyciągnął ręki do futbolówki, poddając się bez walki. Perugia z resztą też nie grała dobrze na tyłach, ponieważ krótko przed półgodziną Legato sfaulował Hugo Almeidę w walce o dośrodkowanie, a rzut karny pewnie wykonał Felipe. I to było już właściwie wszystko, bowiem w drugiej połowie mimo naszej bezdyskusyjnej przewagi zdobycie gola urastało do niemożliwego; Danucci popisał się dwoma zbyt mało precyzyjnymi próbami z dystansu, zaś pod koniec spotkania Lombardi w sytuacji sam na sam znowu usiłował ubić bramkarza, efektownie marnując piłkę meczową. Sezon zaczęliśmy więc nie do końca udanie, a mi pozostało liczyć na to, że uda mi się znaleźć lekarstwo na kiepską skuteczność.

26.08.2012, Stadio Partenio, Avellino, widzów: 12 033

B (1/42) Avellino [–] - Perugia [–] 2:2 (2:2)

 

3' L. Bianchini 0:1

8' H. Almeida 1:1

22' A. Gomes 1:2

27' Felipe 2:2 rz.k.

 

Avellino: F.Langlois 7 – M.De Genaro 7, Felipe 7, D.Sartori 6, M.Angeletti 7 – A.Dahl 6, C.Danucci ŻK 7 (81' Y.Cabaye 6), D.Fantini 7, S.Del Nero 6 (66' J.Rezek 6) – H.Almeida 8, R.Maniero 7 (73' D.Lombardi 7)

 

GM: Manuele Blasi (O P, DP, Perugia) - 8

Odnośnik do komentarza

Sierpień 2012

 

Bilans (Avellino): 0-1-1, 0:0

Serie B: 8. [+2 pkt do Vicenzy, -0 pkt nad Livorno]

Coppa Italia: 1 runda kwal., 2:3 z Monzą; out

Finanse: -4,11 mln euro (-342 tys. euro)

Gole: Hugo Almeida, Riccardo Maniero i Ciro Danucci (po 1)

Asysty: Daniele Fantini, Hugo Almeida i Riccardo Maniero (po 1)

 

Bilans (Polska): 0-0-0, 0:0

Eliminacje MŚ: Pierwsza grupa

Ranking FIFA: 30. [+4]

 

 

 

Ligi:

 

Anglia: FC Liverpool [+2 pkt]

Austria: Sturm Graz [+1 pkt]

Francja: Olympique Marsylia [+1 pkt]

Hiszpania: –

Niemcy: Borussia Mönchengladbach [+0 pkt]

Polska: Cracovia [+0 pkt]

Rosja: CSKA Moskwa [+3 pkt]

Szwajcaria: AC Lugano [+4 pkt]

Włochy: Lecce [+0 pkt]

 

Liga Mistrzów:

- Wisła Kraków, 3 faza kwalifikacyjna, 0:3 i 0:1 z AC Milan; out

- Legia Warszawa, 3 faza kwalifikacyjna, 2:0 i 1:2 AZ Alkmaar; awans, gr. A

 

Puchar UEFA:

- Pogoń Szczecin, 2 runda kwal., 2:1 i 0:3 z S.C. Aszdod; out

- Górnik Łęczna, 2 runda kwal., 0:1 i 2:1 z Omonią; awans, vs. Hertha Berlin

- Wisła Kraków, Pierwsza runda, vs. Dnipro Dniepropietrowsk

 

Reprezentacja Polski:

-

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1407], 2. Anglia [1208], 3. Francja [1186], ..., 30. Polska [631]

Odnośnik do komentarza

Pierwszego września zaczynaliśmy drugie za mojej kadencji eliminacje do wielkiej imprezy. Miło było wrócić w końcu na Stadion Śląski, gdzie czekała blisko 45-tysięczna armia naszych kibiców, wśród których niknęli fani belgijscy. Po dotychczasowych selekcjonerskich doświadczeniach stwierdziłem, że turnieje to jedyne momenty w reprezentacyjnej przygodzie, kiedy ma się do dyspozycji wszystkich piłkarzy, a nie przemęczoną połowę składu. Z tego właśnie powodu w Chorzowie na próżno było wypatrywać na boisku Smolarka, Rasiaka, Peszkę, Kaźmierczaka, czy Piotrowskiego, za to w pierwszym składzie wyszli Lewandowski, o którego pytała już emerytura, Tadeusz Kaczor, Marek Wasiluk i debiutant Fornalik.

 

Był to niestety mecz z gatunku tych kończących pewne rozdziały, czy to mentalne, czy formalne. Od początku ruszyliśmy dziarsko na Belgów ku uciesze trybun Kotła Czarownic, choć goście próbowali momentami groźnych kontr, a po kilku minutach świetne prostopadłe podanie od Zganiacza otrzymał Korzym, ale koszmarnie przestrzelił w sytuacji sam na sam. Jednak w 11. minucie to Maciek zagrywał za obrońców, czyniąc to głową, a Zganiacz zgarnął piłkę i płaskim strzałem między nogami Proto napoczął czystą dotąd kartkę papieru tej powieści. Belgowie od razu wznowili grę, a Bęben po dwóch złowieszczych błędach obrony popisał się światowej klasy interwencjami. Na szczęście trzy minuty po pierwszym golu Kaczor zablokował podanie Angelliego, Korzym następnie z pierwszej piłki wysunął w pole karne do Cielucha, Mateusz zaś przełamał swoją niemoc i pewnie podwyższył na 2:0. Rozłożyłem ręce, z szerokim uśmiechem pławiąc się w niesamowitej wrzawie bijącej z trybun, ale nikt nie spodziewał się, co jeszcze odpieprzymy w tym spotkaniu...

 

Po kilkunastu minutach spokojniejszej gry Błaszczykowski wrzucił piłkę z autu prosto do przeciwników, a Wasiluk odpuścił Defoura, którego Bęben nie zdołał już zatrzymać. Ręce już mi opadły, bo był to gol z gatunku tych niepotrzebnych, ale to był dopiero początek. Najpierw strzelec bramki brutalnym faulem wyprawił Gołosia do szpitala, zaś po chwili fatalny w tej fazie meczu Błaszczykowski kretyńsko stracił piłkę na rzecz Dufoura, co skończyło się sytuacją sam na sam dla gości i wyrównaniem Vossena. Już teraz czułem, jak wszystko się we mnie gotuje i tylko czekałem, aż eksploduje, bo podpaleni Belgowie opanowali boisko. No i niedługo przed przerwą rywale egzekwowali rzut wolny z flanki, Dufour dośrodkował, cholerny Frankiewicz bał się podejść do Mudingayi, ten wysunął gości na prowadzenie, a ja w tym momencie rzuciłem z furią bidonem o beton przy ławce trenerskiej, wrzeszcząc: "noż ku*wa jego mać!!!"

 

W przerwie zmieszałem bandę frajerów z błotem, ale w drugiej połowie byliśmy po prostu porażająco beznadziejni z przodu, mimo miażdżącej przewagi marnując okazję za okazją. Tuż po przerwie z dziesięciu metrów w trybuny strzelił nieobstawiony Cieluch, za co zdjąłem go z boiska, później w bramkę z wymarzonych pozycji nie trafili jeszcze Frankiewicz, Fornalik i Wasiluk, a interwencje Proto strzałami prosto w niego znacznie ułatwiali Zganiacz, również tutaj Frankiewicz oraz Kaczor. Gdybyśmy wykorzystali chociaż ze dwie z tych sytuacji, Belgia wracałaby do domu z pustymi rękami, tak zaś wyjątkowo frajersko przerżnęliśmy wygrany mecz, a mi zaczynało się powoli odechciewać dalszego piastowania funkcji selekcjonera tej reprezentacji, nie potrafiąc znaleźć motywacji, jak w ostatnich eliminacjach.

01.09.2012, Stadion Śląski, Chorzów, widzów: 44 980; TV

EMŚ (1/12) Polska [30.] - Belgia [33.] 2:3 (2:3)

 

11' M. Zganiacz 1:0

14' M. Cieluch 2:0

27' S. Defour 2:1

34' K. Gołoś (POL) ktz.

36' J. Vossen 2:2

41' G. Mudingayi 2:3

 

Polska: M.Bęben 7 – J.Błaszczykowski 7, M.Lewandowski 7, M.Wasiluk 7, D.Fornalik 7 – T.Kaczor ŻK 5 (46' J.Błaszczykowski 7), K.Gołoś Ktz 7 (34' D.Frankiewicz 6), M.Zganiacz 8, S.Mila 7 – M.Cieluch 7 (47' M.Woźniak 6), M.Korzym 7 (78' S.Peszko 7)

 

GM: Gaby Mudingayi (DBP PL, DP, P PLŚ, Belgia) - 8

 

W pojedynku outsiderów naszej grupy Malta rozbiła u siebie Andorę 5:1, Szkocja zremisowała z Holandią 1:1, a Macedonia w tej kolejce mogła spokojnie przygotowywać się do środowej serii spotkań. Nie wiedziałem, co po owej środzie może się zdarzyć, ponieważ jeszcze wiele godzin po meczu, gdy jupitery na Śląskim już dawno pogasły, nadal byłem czerwony z nerwów i miałem ochotę komuś walnąć.

 

Pierwsza grupa:

1. Malta – 3 pkt – 5:1

2. Belgia – 3 pkt – 3:2

3. Holandia – 1 pkt – 1:1

4. Szkocja – 1 pkt – 1:1

5. Macedonia – 0 pkt – 0:0

6. Polska – 0 pkt – 2:3

7. Andora – 0 pkt – 1:5

Odnośnik do komentarza

Kiedy Jan Tomaszewski załadował już magazynki i na żywo przed kamerami dosadnie wyrażał swoją opinię na temat haniebnej porażki z Belgią, ja siedziałem już w samolocie, bowiem nazajutrz z Avellino jechaliśmy do Bari, spadkowicza z Serie A. Po nocnym locie w kiepskim humorze ledwo zdążyłem się wyspać, by od rana przygotować zespół na ten mecz, tyle dobrze, że wszyscy ze składu z pierwszej kolejki byli zdrowi i nie musiałem głowić się nad zmianami.

 

Ten mecz miał pokazać, czy na ten moment będzie nas stać na wygrywanie z najlepszymi. Pierwszy sygnał do słuszności moich obaw z ostatnich gier sparingowych otrzymaliśmy po kwadransie gry, kiedy po szybkim kontrataku Hugo Almeida z półtorej metra nastrzelił wychodzącego z bramki Gilleta, a Dahl poprawił nieszczęsnemu bramkarzowi w żebra mocną dobitką. Oczywiście już po chwili Felipe dał się przejść Tabakowowi w takim stylu, że jego miejsce w składzie stanęło pod znakiem zapytania, a Langlois znowu stał wysunięty przed bramką, dając się miękko przelobować w drugim meczu z rzędu. Cały czas graliśmy bez choćby szczypty przekonania, w niczym nie przypominaliśmy zespołu, który typowany był w gronie mogących sprawić niespodziankę w obecnych rozgrywkach, zaś w 34. minucie kłodę pod nogi rzucił nam De Gennaro, faulem w polu karnym w niegroźnej sytuacji praktycznie rozstrzygając mecz na korzyść gospodarzy, którzy grali przytłaczająco przeciętnie, jak na spadkowicza.

 

Nie zwlekałem ze zmianami, dlatego już w przerwie wpuściłem Troesta na prawą obronę. Duńczyk grał może solidnie, odcinając skrzydłowego Bari od podań, ale za to bardzo bezproduktywnie, bo większość jego zagrań do przodu albo była adresowana do nikogo, albo trafiała do przeciwnika. Nie narzekałem jednak, bo Jonas przynajmniej nie zwykł dotąd faulować w polu karnym, a nawet gdyby rozgrywał precyzyjnie, i tak bramki same się nie strzelą, o czym przypomniała sytuacja, w której Almeida z kilku metrów koszmarnie przestrzelił. Wyrównanie, a nawet zwycięski gol cały czas machały nam rękami przed oczami, wołając "tu jesteśmy!", ale niecelnymi strzałami po prostu nie chcieliśmy ich zabrać. W tej sytuacji stać nas było tylko na kontaktowe trafienie z 70. minuty, kiedy Hugo Almeida po solowym rajdzie i urwaniu się obrońcom nareszcie umieścił piłkę w bramce z sytuacji sam na sam. Nie zmieniało to jednak faktu, że z taką grą nie mieliśmy prawa marzyć o niczym więcej, niż o kolejnym smętnym sezonie w środku tabeli.

02.09.2012, Stadio San Nicola, Bari, widzów: 1350

B (2/42) Bari [4.] - Avellino [8.] 2:1 (2:0)

 

18' B. Tabakow 1:0

34' M. Manzoni 2:0 rz.k.

70' H. Almeida 2:1

 

Avellino: F.Langlois 7 – M.De Genaro 6 (46' J.Troest 7), Felipe 7, D.Sartori 8, M.Angeletti 7 – A.Dahl 7, C.Danucci 6, D.Fantini 7 (70' Y.Cabaye 6), S.Del Nero ŻK 6 – H.Almeida 8, R.Maniero 6 (63' González-Vigil 7)

 

GM: Matteo Ferrari (O Ś, Bari) - 8

Odnośnik do komentarza

Zobaczymy po kilku kolejkach. Na razie jest daleko od okej. Zarówno klubie, jak i w reprezentacji.

 

-----------------------------------------------

 

Nasza sytuacja w grupie eliminacyjnej stała się dość specyficzna – choć minęła dopiero pierwsza kolejka, już teraz zaczęło się robić nieciekawie, ponieważ kontrkandydatami do pozamiatania grupy były Holandia, Belgia i Szkocja, a ja profilaktycznie w koszta wliczałem jedynie porażki z Oranje. Tymczasem przegraliśmy już z pierwszym rywalem w walce o plan minimum, jakimi były baraże, i to na Stadionie Śląskim, gdzie należało wygrać, zwłaszcza prowadząc 2:0. Niemniej jednak przed meczem z Holandią, który mógł wiele zmienić, mimo napiętych nastrojów kazałem piłkarzom zapomnieć o Belgii i przygotowałem ich do bycia w ruchu przez 90 minut, bowiem przeciwko srebrnym medalistom Mistrzostw Europy nie można było liczyć ani na chwilę oddechu.

 

Naturalnie zdecydowałem się na roszady, wymieniając najsłabsze ogniwa, przez które wypuściliśmy z rąk kierownicę prowadzącą nas do zwycięstwa przed czterema dniami; m.in. w obronie Lewandowskiego zastąpił Piotrowski, podstawowy obrońca Bayernu Monachium, na środku pomocy za nieobecnego już Gołosia zagrał Smolarek, na skrzydło przesunąłem zaś Błaszczykowskiego, którego miejsce w obronie zajął Rzeźniczak. Zgrupowanie z powodu kontuzji musiał opuścić też Frankiewicz, a w trybie awaryjnym zdecydowałem powołać wszechstronnego Tomasza Woźniaka z Wisły Kraków, który mógł grać zarówno w obronie, pomocy, jak i w ataku, ale na razie chciałem tylko, by na spokojnie oswoił się z atmosferą wyjazdu na seniorską kadrę.

 

 

Mecz ten stał w zupełnej opozycji do tego z Euro – przewagi wicemistrzów Europy w ogóle nie było widać, jedynie w pojedynkach 1 vs 1 zauważalne było ich lepsze wyszkolenie technicznej, ale nic ponadto nie pokazywali. Wobec tego podjęliśmy rękawicę, świetnie na lewym skrzydle radził sobie Mila, sporo wiatru po drugiej stronie boiska robił też Błaszczykowski, a obrona nie miała w tej fazie meczu zbyt wiele pracy, nie licząc rutynowego wybijania górnych piłek. Mieliśmy kilka sytuacji, m.in. groźnie z wolnego uderzał Mila, ale dopiero w 28. minucie Korzym z lewej strony po nodze Maduro dograł do Cielucha w pole karne, strzał naszego napastnika z ostrego kąta odbił Stekelenburg, a Maciek niepostrzeżenie przemknął w szesnastkę, ściął do środka i zgarnąwszy piłkę pewnie umieścił ją w pustej bramce. Kibice poderwali się z miejsc w szumie radości, a gdyby tuż przed przerwą Cieluch biegnący sam na sam ze Stekelenburgiem po świetnym podaniu na dobieg Smolarka nie pozwolił się dogonić obrońcy i wybić sobie futbolówki spod nóg, mogliśmy Holendrów złamać psychicznie trafieniem do szatni.

 

Tak się jednak nie stało, ale przez pierwsze minuty po rozpoczęciu drugiej połowy nie przejmowałem się tym tak bardzo, ponieważ udało nam się nawet obiecująco zepchnąć zdecydowanych faworytów do obrony. Szkoda jedynie, że znowu wrzodem na tyłku okazało się słaba skuteczność, zwłaszcza przy strzale znajdującego się na obrzeżu pola karnego Rzeźniczaka, który strzelił tak fatalnie, że piłka poszybowała pod kątem prostym względem linii końcowej. W pewnym momencie strzelec bramki Korzym otrzymał świetne podanie od Cielucha, ale zamiast pognać na bramkę, obrócił się... i wypuścił Huntelaara sam na sam z Bębnem; złapałem się za głowę, ale jakimś cudem strzał Holendra swój finał miał na górnych rzędach trybun.

 

Profilaktycznie zdjąłem Maćka z boiska, by nie zrobił w końcu czegoś głupiego, ale jednocześnie w swoim drugim meczu za mojej kadencji strasznie statycznie, bojaźliwie i ospale grał Wasiluk, który po interwencjach nie wracał na pozycję, niepotrzebnie wychodził do rywali, zostawiając miejsce innym graczom w pomarańczowych trykotach, i niemalże nie używał barków. W końcu cztery minuty później pośrednio doprowadził do tragedii – chociaż kiepskim podaniem popisał się Błaszczykowski, to jednak właśnie Marek w taki sposób wygarnął piłkę van Persiemu, że wystawił ją Huntelaarowi, a ten niestety zdołał już trafić do naszej bramki, pozbawiając nas wygranej. Nie tak miał się skończyć ten mecz, który przecież długo aspirował do miana kolejnego epokowego zwycięstwa Biało-czerwonych.

05.09.2012, Stadion Śląski, Chorzów, widzów: 44 936; TV

EMŚ (2/12) Polska [30.] - Holandia [6.] 1:1 (1:0)

 

28' M. Korzym 1:0

68' K. Huntelaar 1:1

 

Polska: M.Bęben 7 – J.Rzeźniczak 7, M.Wasiluk 7 (69' M.Peković 6), M.Piotrowski 6, D.Fornalik 6 – J.Błaszczykowski 6, M.Smolarek ŻK 7, M.Zganiacz ŻK 7 (78' S.Peszko 6), S.Mila 6 – M.Cieluch 7, M.Korzym 7 (64' G.Rasiak 6)

 

GM: Klaas-Jan Huntelaar (N, Holandia) - 8

 

Tym razem to Szkocja pauzowała, zaś Belgia stosunkowo nisko, bo 3:0 pokonała Andorę, a Malta w identycznym stosunku przegrała z Macedonią. Pociąg zaczynał nam odjeżdżać, a patrząc na tabelę nie sposób było nie odnieść wrażenia, że już na starcie musieliśmy zaczynać zerkać na wyniki rywali.

 

Pierwsza grupa:

1. Belgia – 6 pkt – 6:2

2. Macedonia – 3 pkt – 3:0

3. Malta – 3 pkt – 5:4

4. Holandia – 2 pkt – 2:2

5. Szkocja – 1 pkt – 1:1

6. Polska – 1 pkt – 3:4

7. Andora – 0 pkt – 1:8

Odnośnik do komentarza

Fantastyczny rozkład jazdy na początku sezonu sprawiał, że w trzeciej kolejce mierzyliśmy się z trzecim faworytem rozgrywek, Bologną, ponownie na wyjeździe. Pierwotnie chciałem raz jeszcze dać szansę niezmienionej jedenastce, ale pojawiły się dwie roszady: jedna wymuszona powołaniem Dahla do reprezentacji Szwecji, druga zaś była reakcją na będącego bez formy Del Nero, którego dotychczas nie sposób było dostrzec na boisku. W miejsce pierwszego po kontuzji wystąpił Valera, drugiego zaś zastąpił Czech Rezek.

 

Spotkanie zaczęliśmy od kwintesencji tego, co trapiło nas aż od okresu przygotowawczego, bowiem już pierwszej minucie Maniero nie trafił w bramkę z łatwej sytuacji. To było jednak jeszcze nic w porównaniu do akcji z szóstej minuty; Danucci wygrał pojedynek biegowy z obrońcą do zagranej daleko za defensywę piłki, wbiegł w pole karne, ściągnął na siebie bramkarza, po czym odegrał przed pustą bramkę do Maniero, który musiał tylko przystawić nogę, ale Riccardo strzelił tak żałośnie słabo, że Weverson spokojnie zdążył wrócić do bramki i jeszcze odbić toczącą się piłkę w bok. Autentycznie złapałem się za głowę – to miał być pewny gol! Nie mogłem wybaczyć naszemu napastnikowi czegoś takiego, a niespełna dwadzieścia minut później okazało się, że natura futbolu także, ponieważ Felipe nie przeciął podania do Giovinco, a temu z kolei wyjść sam na sam z Langlois pozwolił Sartori, co skończyło się w oczywisty sposób, bo zawodnik przeciwnika nie nazywał się Maniero.

 

Od tej pory Bologna zmierzała po nikłe, ale nad wyraz łatwe zwycięstwo, bo nie było widać po gospodarzach przesadnego wysiłku wkładanego w ten mecz. Szybko przeprowadzane przeze mnie zmiany początkowo nie dawały kompletnie nic, a na boisku przestaliśmy marnować "setki", ponieważ po prostu ich nie było. Spisywałem już ten pojedynek na straty, kiedy w 80. minucie wywalczyliśmy rzut wolny z okolic lewego narożnika, Dessena dośrodkował z pozoru nieudanie, bo przed krótki słupek na linię końcową, ale tam piłkę podciął Lattanzio, z zerowego kąta pakując ją do bramki. Tak oto dwójka rezerwowych nareszcie udowodniła, że Avellino też potrafi coś strzelić. A to nie był koniec niespodzianek. W doliczonym już czasie zdołaliśmy urwać się z jeszcze jedną akcją, w której po krótkiej wrzutce Fantiniego Giovinco sfaulował Lattanzio. Piłkę na jedenastym metrze ustawił Dessena, ja zachowywałem stoicki spokój, bo zwłaszcza w naszym wykonaniu rzut karny to jeszcze nie gol, ale Daniele kropnął przy słupku, rzutem na taśmę zapewniając nam zwycięstwo! Pierwsze w tym sezonie, a teraz mogło być tylko lepiej. Prawda?

06.09.2012, Stadio Renato Dall' Ara, Bolonia, widzów: 24 602

B (3/42) Bologna [21.] - Avellino [14.] 1:2 (1:0)

 

23' S. Giovinco 1:0

80' R. Lattanzio 1:1

90+1' D. Dessena 1:2 rz.k.

 

Avellino: F.Langlois 7 – M.De Genaro 7, Felipe 7, D.Sartori 7, M.Angeletti 7 – J.Valera 6 (58' D.Dessena 8), C.Danucci 7, D.Fantini 7, J.Rezek 6 (71' M.Memoli 7) – H.Almeida 7, R.Maniero 6 (46' R.Lattanzio 8)

 

GM: Manuel De Gennaro (O P, Avellino) - 8

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...