Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Skoro odpadliśmy z Coppa Italia, naszym ostatnim meczem przed inauguracją ligi był zwyczajny sparing, w którym ćwiczyliśmy grę defensywną przeciwko trzecioligowej Cittadelli. Dałem odpocząć kilku zawodnikom, by nie ryzykować niepotrzebnych urazów w takim momencie, a sam mecz pokazał mi kilka ważnych faktów. Przede wszystkim Danucci nie jest pewnym egzekutorem rzutów karnych i na treningach musiałem poszukać kogoś, kto z jedenastu metrów potrafi uderzyć w bramkę, ale nie w bramkarza. Innym ważnym faktem było to, że Koenders ostatecznie przegrał rywalizację o miejsce na prawej obronie, ponieważ przez całe spotkanie nie prezentował się rewelacyjnie, a pewnym momencie beznadziejnym podaniem wyprawił rywala sam na sam ze Scarso i tylko szczęście naszego bramkarza uchroniło go przed niechlubną asystą.

17.08.2011, Stadio Tombolato, Cittadella, widzów: 3952

TOW Cittadella [C1/A] - Avellino 0:2 (0:1)

 

21' M. Kwiatkowski 0:1

33' E. Cascione ( C ) ktz.

56' C. Danucci (A) nw.rz.k.

76' S. Del Nero 0:2

90+2' W. Papa ( C ) ktz.

Odnośnik do komentarza

26 sierpnia przypadła nam w udziale samodzielna inauguracja ligi – tego wieczoru oprócz naszego, transmitowanego przez Rai Sport 2 derbowego spotkania z Napoli, nikt inny nie rozgrywał żadnego meczu. Po przegranej na wiosnę pragnąłem wziąć rewanż na naszych największych rywalach we Włoszech, a nasi kibice przez cały tydzień nie mówili o niczym innym, jak o potrzebie "gorącego powitania". Na szczęście oznaczało to wiele zielonych sektorówek, wśród których sporo było takich o mniej lub bardziej złośliwych treściach, a nie zamieszki.

 

Puchar Włoch Pucharem Włoch, a najważniejsza była dla mnie liga, dlatego dopiero teraz miało się okazać, czy ruszyliśmy do przodu względem poprzedniego sezonu. Odpowiedź była zdumiewająca. Po ośmiu minutach, w trakcie których praktycznie nie opuszczaliśmy połowy Napoli, udało nam się wywalczyć rzut rożny, piłkę z prawego narożnika dośrodkowywał Picolino, a na piątym metrze Valera przeskoczył Aquino, mocnym strzałem głową sprawiając, że trybuny Partenio przypominały zielono-białe fale na ogarniętym gwałtownym sztormem morzu. Hiszpan zatem zdobył swoje pierwsze trafienie dla Wilków, ale już po chwili pierwszy poważny błąd popełnił za to lewy obrońca Scaturro, kiepskim podaniem w poprzek boiska przykładając rękę do wyrównującego gola Rossettiego. Kibice nie zdążyli nawet ucichnąć, bowiem niemalże od razu po wznowieniu od środka wróciliśmy do gniecenia rywali, po krótkiej wymianie podań Valera dośrodkował z prawej strony, a Hugo Almeida przyłożył głowę i popisał się takim strzałem, że Rubinho sparował sobie piłkę do bramki. Dziesięć minut później kolejny raz zalaliśmy defensywę naszych rywali szybkim atakiem, Maniero opanował futbolówkę w polu karnym, jego strzał obronił Rubinho, Valera dopadł piłki, oszukał obrońcę i zawiesił ją przed bramką, skąd do siatki trafił Maniero. Posępna mina menedżera gości była dla mnie warta każdych pieniędzy.

 

Jedynym wyraźnie odstającym od reszty piłkarzem Biancoverdi był Memoli, który po przerwie już nie pojawił się na boisku. Napoli zobaczyło w trakcie 45 minut, że z Avellino nie ma żartów i w drugiej połowie wzięło się w garść. Przyniosło to jednak gościom tylko tyle, iż gra się wyrównała i nie stracili więcej bramek. Nasza obrona zagrała wyśmienicie solidne spotkanie, nawet Scaturro po swojej wpadce profesjonalnie się otrząsnął, tak więc nasi kibice pierwszy raz za mojej kadencji mogli pożegnać neapolitańczyków szyderczymi przyśpiewkami.

26.08.2011, Stadio Partenio, Avellino, widzów: 26 502; TV

B (1/42) Avellino [–] - Napoli [–] 3:1 (3:1)

 

8' J. Valera 1:0

11' N. Rossetti 1:1

13' H. Almeida 2:1

23' R. Maniero 3:1

 

Avellino: F.Tarantino 7 – M.De Gennaro 7, Felipe 7, G.Loovens 8, G.Scatturo 7 – J.Valera 8, M.Kwiatkowski ŻK 7, R.Picolino 7, M.Memoli 5 (46' J.Rezek 7) – R.Maniero 8 (78' J.González-Vigil 6), H.Almeida 7 (71' Igor 7)

 

GM: Juan Valera (OP P, Avellino) - 8

Odnośnik do komentarza

W sierpniu w Avellino mieliśmy już spokój, jednak dla mnie nie oznaczało to, że poza treningami mogę odpocząć. Zbliżał się wrzesień, a w nim kontynuacja walki o EURO 2012. Nas czekały dwa mecze, w pierwszym z nich podejmując w Chorzowie Irlandię, a w drugim cztery dni później mierząc się z Łotwą w Rydze. Jeśli chcieliśmy zachować nasze szanse na awans bez konieczności liczenia punktów, limit błędów wyczerpany był w Berlinie, tak więc zarówno Irlandczyków, jak i Łotyszów trzeba było pokonać, by nie komplikować sobie sytuacji na sam koniec. Trudno było orzec, które ze spotkań będzie trudniejsze, ponieważ Wyspiarze wciąż wierzyli w wyjście z beznadziejnego położenia, a Bałtowie już wiele razy w ciągu ostatniego roku urywali punkty teoretycznie silniejszym.

 

Zgodnie z moimi czerwcowymi zapowiedziami wśród powołań nie było śladu po Szukale, nie martwiłem się również drobnym urazem Boruca, ponieważ do obsadzenia bramki przymierzałem Bębna. Na początku lipca oficjalnie buty na kołku zawiesił Ulatowski, ale wierzyłem, że nasi pozostali napastnicy podtrzymają swoją skuteczność, zaś w ramach rozszerzenia pola manewru dowołałem Łobodzińskiego, który mógł grać zarówno na środku pomocy, prawym skrzydle, jak i w ataku.

 

 

Bramkarze:

– Marcin Bęben (31 l., BR, CSKA Sofia, 4/0);

– Artur Boruc (31 l., BR, Celtic Glasgow, 33/0);

– Tomasz Kuszczak (29 l., BR, Blackburn, 2/0).

 

Obrońcy:

– Piotr Celeban (26 l., O PŚ, Portsmouth, 10/0);

– Jakub Rzeźniczak (24 l., O PŚ, Partizan Belgrad, 11/0);

– Mirosław Sznaucner (32 l., O PLŚ, DP, Korona Kielce, 11/1);

– Artur Kowalczyk (20 l., O Ś, Tottenham, 4/0);

– Mitar Peković (29 l., O Ś, Wisła Kraków, 7/0);

– Marcin Piotrowski (21 l., O Ś, Bayern Monachium; 5/0);

– Mariusz Lewandowski (32 l., O Ś, DP, Szachtar Donieck, 54/1);

– Paweł Kaźmierczak (24 l., O/DBP L, DP, Amiens, 3/0);
– Jakub Błaszczykowski (25 l., O/DBP/P P, Club Brugge, 39/0).

 

Pomocnicy:

– Konrad Gołoś (28 l., DP, P LŚ, Atalanta, 18/0);

– Tadeusz Kaczor (27 l., P PŚ, 1860 Monachium, 9/0);

– Mateusz Cieluch (23 l., OP PŚ, N Ś, Reggina, 4/5);

– Euzebiusz Smolarek (30 l., OP PŚ, N Ś, Borussia Dortmund; 37/4);

– Dariusz Frankiewicz (24 l., OP LŚ, Wisła Kraków, 9/2);

– Sebastian Mila (29 l., OP LŚ, Austria Wiedeń, 51/4);
– Sławomir Peszko (26 l., OP LŚ, N Ś, Getafe, 16/0);

– Piotr Szymański (19 l., OP Ś, Real Madryt, 5/0);

– Mariusz Zganiacz (27 l., OP Ś, Deportivo, 234/2).

 

Napastnicy:

– Maciej Korzym (23 l., OP/N Ś, Blackburn, 18/9 U-21);

– Marcin Woźniak (19 l., OP/N Ś, Lleida, 2/0);

– Grzegorz Rasiak (32 l., N, Southampton, 30/7).

Odnośnik do komentarza

Sierpień 2011

 

Bilans (Avellino): 2-0-1, 7:2

Serie B: 1. [+0 pkt nad Modeną]

Coppa Italia: 2 runda kwal., 0:1 z Messiną; out

Finanse: -1,02 mln euro (-130 tys. euro)

Gole: Riccardo Maniero i Hugo Almeida (po 2)

Asysty: Rodrigo Piccolino i Juan Valera (po 2)

 

Bilans (Polska): 0-0-0, 0:0

Eliminacje ME 2012: 2. [+0 pkt do Niemiec, +2 pkt nad Irlandią] / jedno spotkanie zapasu

Ranking FIFA: 33. [-2]

 

 

 

Ligi:

 

Anglia: FC Liverpool [+2 pkt]

Austria: Rapid Wiedeń [+2 pkt]

Francja: Olympique Marsylia [+2 pkt]

Hiszpania: FC Barcelona [+0 pkt]

Niemcy: Bayern Monachium [+0 pkt]

Polska: Lech Poznań [+4 pkt]

Rosja: CSKA Moskwa [+0 pkt]

Szwajcaria: FC Arau [+2 pkt]

Włochy: Brescia [+0 pkt]

 

Liga Mistrzów:

- Legia Warszawa, 3 runda eliminacyjna, 1:1 i 0:3 z Bordeaux; out

- Wisła Kraków, 3 runda eliminacyjna, 1:1 i 0:1 z Club Brugge; out

 

Puchar UEFA:

- Pogoń Szczecin, 2 runda kwal., 1:2 i 1:1 NK Zagrzeb; out

- Groclin Grodzisk Wlkp., 2 runda kwal., 3:0 i 1:2 z Maccabi Petach Tikwa; awans, vs. Rapid Wiedeń

- Legia Warszawa, Pierwsza runda, vs. Tawria

- Wisła Kraków, Pierwsza runda, vs. Slavia Praga

 

Reprezentacja Polski:

-

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1459], 2. Anglia [1228], 3. Francja [1227], ..., 33. Polska [653]

Odnośnik do komentarza

W drugiej kolejce Serie B również rozpoczynaliśmy weekend gier piątkowym spotkaniem i to również transmitowanym na żywo w telewizji. W składzie zabrakło przebywających na zgrupowaniu swoich reprezentacji González-Vigila i Kwiatkowskiego, przy czym Maćka zastąpił Cabaye. Na Partenio zameldowała się Catania, której w poprzednim sezonie oddaliśmy zwycięstwo za darmo. Naturalnie liczyłem na srogi rewanż.

 

Ponownie od początku spotkania byliśmy zespołem wyraźnie lepszym, umiejętnie grając piłką i co rusz wkręcając w murawę kolejnych rywali na boisku, podczas gdy goście poza dwiema-trzema pojedynczymi kontrami nie potrafili przeprowadzić składnej akcji. Wszystko wyglądałoby idealnie, gdybyśmy jeszcze strzelali bramki. Tak zaś w 5. minucie silne uderzenie Almeidy z dystansu z trudem sparował Saviano, później z bliska w bramkarza Catanii wstrzelił się Maniero, w 27. minucie Picolino słabiutkim klepnięciem w sytuacji sam na sam dowiódł, że nie zjadł śniadania, a do przerwy interwencje Saviano łatwymi strzałami ułatwili raz jeszcze Maniero i ponownie Picolino. Tym razem to defensorzy przeciwnika grali ospale z mnóstwem błędów, tyle że wobec porażającej nieskuteczności moich zawodników mogli spać spokojnie.

 

Goście problemów z trafianiem do bramki nie mieli. Dziesięć minut po przerwie lichy jak rolka papieru toaletowego Cabaye dał się odepchnąć od piłki w prostej sytuacji, Catania wyprowadziła kontrę, przy której pierwszy raz zawiódł mnie Felipe, który jak amator wyszedł do przodu, przez co Iannelli w sytuacji sam na sam z Tarantino pokazał, że strzelanie goli to sprawa dziecinnie prosta. Po kolejnych dziesięciu minutach było po meczu, kiedy wybiliśmy co prawda dośrodkowanie rywali, lecz nieobstawiony Stella podał donikąd po ziemi przez nasze pole karne, a myślący o niebieskich migdałach Tarantino nawet się nie zorientował, kiedy piłka przeturlała się obok niego. Tym samym już w drugiej kolejce ponieśliśmy premierową porażkę na własne życzenie i kończyliśmy przy pustych trybunach, a ja na zgrupowanie reprezentacji odjeżdżałem wściekły jak sto pięćdziesiąt. Catania powoli stawała się dla mnie tym, czym w Gratkorn było FC Pasching.

02.09.2011, Stadio Partenio, Avellino, widzów: 20 150; TV

B (2/42) Avellino [1.] - Catania [14.] 0:2 (0:0)

 

55' Ch. Iannelli 0:1

65' L. Stella 0:2

 

Avellino: F.Tarantino 6 – M.De Gennaro 6, Felipe 5 (66' M.Treccani 6), G.Loovens 6, G.Scatturo 6 – J.Valera 7, Y.Cabaye 6 (56' V.Esposito 6), R.Picolino 6, J.Rezek ŻK 6 – R.Maniero 6, H.Almeida 6 (66' D.Lombardi 6)

 

GM: Lorenzo Stella (OP Ś, Catania) - 9

Odnośnik do komentarza

Margines błędów był już niesamowicie wąziutki i ledwo było w nim miejsce na remis, dlatego Irlandię najlepiej było pokonać, tym bardziej, że rok temu w Dublinie zremisowaliśmy 1:1, tak więc teraz, grając u siebie, nasze szanse były teoretycznie większe. Tak jak zapowiadałem, w bramce znalazł się Bęben, w obronie za to wiekowy Lewandowski, a w ataku debiutujący Korzym. Irlandczycy przyjechali ewidentnie wystraszeni i nastawieni na wywiezienie z Chorzowa wyniku bezbramkowego, bo gra formacją 5-3-2 już na starcie wskazywała, że będą oni murować bramkę.

 

I tak właśnie było. Przez całą pierwszą połowę goście kurczowo trzymali się obrony, atakowali bardzo niechętnie i z rzadka przekraczali linię środkową, za to my niemal budowaliśmy fortyfikacje na ich przedpolu, pomiędzy którymi przekazywaliśmy sobie piłkę, zamykając przeciwnika w hokejowym zamku. Z wielką frustracją obserwowałem jednak, jak moi piłkarze ignorują moje polecenia z odprawy, według których mieliśmy omijać zagęszczoną obronę uderzeniami z dystansu, i zupełnie na przekór próbowali wejść z piłką do bramki. Kończyło się to tak, że wszelkie dośrodkowania zgarniali rośli stoperzy, nasi napastnicy byli z łatwością wypychani i nie docierały do nich podania, a do tego na pewno nie pomagał nam sędzia Weiner, który pokazywał nam żółte kartki za drobne faule, zaś Wyspiarzom pozwalał na wszystko i dopiero po przerwie wyciągnął kartonik w stronę zawodnika w zielono-białym trykocie.

 

W pierwszej połowie zatem jedynie rosła frustracja moja i kibiców. Zaraz na początku drugiej z kolei Irlandczycy zdołali wywalczyć rzut rożny, w czym pomógł im Błaszczykowski kretyńsko bawiąc się piłką, następnie po dośrodkowaniu przed naszą bramką rozgorzał totalny młyn, niczym w rugby, aż wreszcie piłkę zdołał sięgnąć Gribben, szczęśliwie kierując ją do naszej bramki. Zamknąłem tylko oczy, czując, jak wzbiera we mnie piekielny gniew, zwłaszcza, że to jedno trafienie wystarczyło rywalom. Resztę czasu Wyspiarze spędzili we własnym polu karnym, w naszym zespole do szału doprowadzali mnie Smolarek, Gołoś i Korzym, którzy beznadziejnymi i niecelnymi podaniami jedynie marnowali czas i zmniejszali nasze szanse na uratowanie tego meczu. Po prostu nie chcieliśmy strzelić ani jednego gola, ciągle podając piłki Givenowi prosto w ręce, a kiedy sędzia zagwizdał po raz ostatni, usiadłem na ławce tuląc pięść w dłoni. W przeciągu dwóch spotkań spierdoliliśmy sobie wszystko, na co pracowaliśmy przez pół eliminacji i nasze szanse na awans zaczęły gwałtownie maleć.

03.09.2011, Stadion Śląski, Chorzów, widzów: 43 521; TV

EME (8/12) Polska [33.] - Irlandia [27.] 0:1 (0:1)

 

48' K. Gribben 0:1

 

Polska: M.Bęben 7 – J.Błaszczykowski ŻK 6, M.Lewandowski 6 (49' A.Kowalczyk 7), M.Piotrowski 6, P.Kaźmierczak ŻK 6 – E.Smolarek ŻK 7, K.Gołoś ŻK 7 (70' P.Szymański 6), M.Zganiacz 7, S.Mila 6 – M.Korzym 7, M.Cieluch 6 (58' W.Łobodziński 7)

 

GM: Shay Given (BR, Irlandia) - 9

 

Azerbejdżan odniósł wielki sukces, miażdżącym zwycięstwem 4:0 nad reprezentacją Łotwy zdobywając swoje pierwsze punkty w tych eliminacjach i to od razu w komplecie. W drugim spotkaniu naszej grupy Irlandia Północna wygrała 2:1 z Chorwacją. Nieoczekiwanie wszystko zaczęło się przewracać do góry nogami, a dla nas mecz z Łotwą urósł do rangi arcyważnego.

 

Druga grupa:

1. Irlandia – 17 pkt – 14:9

2. Niemcy – 16 – 21:10

3. Polska – 16 pkt – 15:11

4. Łotwa – 13 pkt – 15:14

5. Irlandia Północna – 12 pkt – 11:16

6. Chorwacja – 10 pkt – 11:13

7. Azerbejdżan – 3 pkt – 8:22

Odnośnik do komentarza

Dobrze, że spotkania z Irlandią i Łotwą nie były przedzielone meczem w Serie B, bo inaczej skręciłoby mnie ze zniecierpliwienia. Po czterech dniach intensywnych treningów stawiliśmy się w Rydze, a ja przygotowałem odpowiednie zmiany, sadzając na ławce tych, którzy zawiedli mnie przeciwko Irlandczykom. W ten oto sposób na środku obrony znalazł się Peković, na lewej flance Sznaucner, a w ataku u boku Korzyma Łobodziński.

 

Tym razem w moich wypowiedziach na spotkaniach z dziennikarzami nie było już ani krzty ostrożności, czy przesady – w Rydze nie wolno było nam zostawić ani punktu, jeżeli w końcówce eliminacji nie chcieliśmy się uzależniać od wyników rywali. Dlatego też grając w jednolicie białych strojach od razu rzuciliśmy się do ataku i błyskawicznie zaczęliśmy wypracowywać sobie jedną okazję za drugą, w czym duża zasługa była w szybkości Korzyma. Cóż jednak z tego, skoro na boisku trwała powtórka z Chorzowa? Po kilku pierwszych minutach Korzym objechał bramkarza, po czym strzałem z ostrego kąta obił słupek, chwilę później w sytuacji sam na sam z Kolinką prosto w Łotysza słabo strzelił Łobodziński, aż w 16. minucie mający mnóstwo możliwości rozegrania Błaszczykowski ostatecznie obrócił się i wystawił piłkę Polakovsowi. "Rewelacja!", wrzasnąłem z sarkazmem, podczas gdy futbolówka wtaczała się do naszej pustej bramki. Kiedy do 22. minuty Łobodziński schrzanił jeszcze dwie stuprocentowe sytuacje, kazałem rozgrzewać się Rasiakowi i czym prędzej zdjąłem Wojtka z boiska, nie chcąc marnować już ani sekundy.

 

Mój dość zaskakujący ruch przyniósł oczekiwany skutek. Przez kolejny kwadrans nadal nie potrafiliśmy co prawda zmieścić piłki w bramce, ale Rasiak rozruszał nasz przód, wygrywał dużo pojedynków powietrznych i robił różnicę. To właśnie on w 34. minucie przedryblował dwóch rywali, po czym zagrał na wolne pole do Korzyma, a Maciek płaskim strzałem na dalszy słupek nareszcie doprowadził do remisu, zdobywając swojego pierwszego gola w reprezentacji. Sześć minut później Błaszczykowski ze Smolarkiem rozegrali ładną dwójkową akcję, Kuba dośrodkował na nogę Zganiacza, jego bombę Kolinko zdołał odbić w bok, lecz na jego nieszczęście tam czekał już Rasiak, który z zimną krwią wbił futbolówkę do bramki. W drugiej połowie ciągle szukaliśmy gola, który rozstrzygnąłby spotkanie. W 65. minucie szansę miał Gołoś, lecz po kolejnym już strzale w trybuny zdjąłem go z boiska. Wprowadzony nań Szymański już trzy minuty później otrzymał świetne podanie od Błaszczykowskiego na 25. metrze, po czym silnym kropnięciem po rękach Kolinki ustalił wynik spotkania na 3:1. Historia lubi się powtarzać.

03.09.2011, Skonto, Ryga, widzów: 9285; TV

EME (9/12) Łotwa [65.] - Polska [33.] 1:3 (1:2)

 

16' Y. Polakovs 1:0

34' M. Korzym 1:1

40' G. Rasiak 1:2

68' P. Szymański 1:3

 

Polska: M.Bęben 8 – J.Błaszczykowski 8, M.Peković 8, M.Piotrowski 7 (78' A.Kowalczyk 6), M.Sznaucner 8 – E.Smolarek 8, K.Gołoś ŻK 7 (65' P.Szymański 7), M.Zganiacz 7, S.Mila 8 – M.Korzym 9, W.Łobodziński 7 (22' G.Rasiak 9)

 

GM: Maciej Korzym (OP/N Ś, Polska) - 9

 

Azerbejdżan kolejny raz miał powody do radości, remisując na wyjeździe z Chorwacją 1:1. Mnie jednak interesowało niemal wyłącznie spotkanie Irlandia - Niemcy, w którym również padł wynik 1:1, dzięki któremu szczęśliwie zdołaliśmy wrócić na pierwsze miejsce w grupie.

 

Druga grupa:

1. Polska – 19 pkt – 18:12

2. Irlandia – 18 pkt – 15:10

3. Niemcy – 17 pkt – 22:11

4. Łotwa – 13 pkt – 16:17

5. Irlandia Północna – 12 pkt – 11:16

6. Chorwacja – 11 pkt – 12:14

7. Azerbejdżan – 4 pkt – 9:23

Odnośnik do komentarza

Tak jak w ostatnich eliminacjach do MŚ. Z drużyn poważnie walczących o awans w najgorszej sytuacji jest Irlandia, która ma rozegrany jeden mecz więcej i musi już liczyć na potknięcia nasze lub Niemiec.

 

--------------------------------------

 

Z mieszanymi uczuciami wracałem ze zgrupowania reprezentacji, a tymczasem w Serie B czekał nas naprawdę trudny mecz. Pierwszy wyjazd w tym sezonie oznaczał od razu wizytę u jednego ze spadkowiczów z Serie A, jakim była Cesena. Fundamentalnym pytaniem było to, czy porażka na własne życzenie z Catanią była tylko wypadkiem przy pracy, czy też zapowiedzią kolejnego niestabilnego jak emocje nastolatki sezonu. Na poszukiwanie odpowiedzi ruszyliśmy się z drobną zmianą w składzie, w którym dałem odpocząć Felipe, zastępując go Treccanim, a za Francuza Cabaye wrócił Kwiatkowski.

 

To spotkanie diametralnie różniło się od dwóch pierwszych, w których dominowaliśmy na boisku – teraz głównie musieliśmy się bronić. Na szczęście nasza obrona spisywała się nad wyraz solidnie, stanowiąc dla napastników rywali szczelny mur, który może przepuścić piłkę, ale zawodnika już nie. Również i z przodu dało się zauważyć naszą obecność na boisku, tak jak przy strzale Almeidy z 19. minuty, który Spironelli końcami palców wytrącił ze światła bramki. Przyznam, że trochę mnie martwiła dyspozycja strzelecka Portugalczyka, ponieważ w poprzednim spotkaniu również był ciągle o krok, który nadal oznacza brak gola, a wtedy mimo miliona strzałów przegraliśmy 0:2. Teraz było już jednak inaczej; w 39. minucie Loovens daleko wybił piłkę głową, Hugo Almeida zdołał zgubić Cortiego, po czym dostrzegł, że z bramki wychodzi do niego Spironelli i przerzucił futbolówkę nad nim, zgrabnym lobem umieszczając ją w siatce!

 

Udało nam się utrzymać wynik do przerwy, lecz mentalnie przebywaliśmy na niej zbyt długo, dlatego już w 47. minucie gospodarze ruszyli z atakiem, a nieco zamyślony Treccani w prosty sposób dał się kiwnąć Bertiniemu i zrobiło się 1:1. Zbyt łatwo straciliśmy tego gola, ale na szczęście nie musiałem długo zaciskać zębów, ponieważ pięć minut później Kwiatkowski przyjął odegraną przez Maniero piętą piłkę, rozciągnął na prawo, Valera dośrodkował, a Spironelli wyszedł do tej centry, dzięki czemu Riccardo idealnie go uprzedził i głową skierował piłkę do siatki. Mieliśmy gospodarzy na widelcu, a ci dobili się sami, gdy w 59. minucie Milani mimo mocnych podmuchów wiatru zdecydował się na zagranie górnej piłki do własnego bramkarza, z czego wyszło mu fantastyczne dogranie do Hugo Almeidy, który ze stoickim spokojem podwyższył na 3:1. Mecz był już nasz, zszokowani kibice Ceseny mogli tylko rzucać z trybun puste kubki po napojach i inne rzeczy, a my po prostu zabraliśmy ze sobą trzy punkty.

08.09.2011, Stadio Dino Manuzzi, Cesena, widzów: 7461

B (3/42) Cesena [1.] - Avellino [9.] 1:3 (0:1)

 

33' H. Almeida 0:1

47' G. Bertini 1:1

52' R. Maniero 1:2

59' H. Almeida 1:3

 

Avellino: F.Tarantino 8 – M.De Gennaro 8, M.Treccani 7, G.Loovens 8, G.Scatturo 8 – J.Valera 7, M.Kwiatkowski 8, R.Picolino 8 (80' D.Dessena 6), J.Rezek 7 (59' S.Del Nero 6) – R.Maniero 7 (73' Igor 7), H.Almeida 8

 

GM: Hugo Almeida (N, Avellino) - 8

Odnośnik do komentarza

Z Crotone dotychczas grało się nam znakomicie, w zeszłym sezonie bez straty bramki wygrywając gładko oba mecze po 4:0 i 3:0. Naturalnie liczyłem teraz na podtrzymanie tej passy i pewne ogolenie gospodarzy, którzy dodatkowo typowani byli do spadku. Zwycięski skład z Ceseny nie miał prawa spieprzyć tego spotkania. A jednak.

 

Crotone miało wyjść ustawieniem 3-4-3, tak więc na odprawie poleciłem zespołowi czyhanie na kontrataki i przerzucanie długich piłek, by robić przewagę w nielicznej obronie gospodarzy, zanim zdążą wrócić. Moim piłkarze zrozumieli te instrukcje jako "pozwólcie Crotone strzelać gole", i niestety skrupulatnie je zrealizowali. Już po siedmiu minutach Ramacciotti dośrodkowywał z lewej strony, a Loovens trzymał się z dala od Scullego, pozwalając mu otworzyć wynik strzałem głową. Stałem zażenowany przy linii bocznej i zastanawiałem się, skąd ja znam taką postawę u stopera... Całkowicie oddaliśmy pole rywalom, szybko pozbywaliśmy się piłek, a piłkarze Crotone znaleźli sprytny sposób na unieszkodliwienie nas, gdy Bianchi w 10. minucie rozwalił Almeidzie biodro, przez co straciliśmy go na co najmniej trzy miesiące. W tej fazie meczu było to jednak bez znaczenia, bo i tak unikaliśmy atakowania jak diabeł święconej wody, a w 22. minucie żałosny tego dnia De Gennaro zwyczajnie odprowadził Scullego w nasze pole karne, po czym ten z wdzięcznością malującą się na twarzy podwyższył na 0:2. W 31. minucie urwaliśmy się z jednym z pierwszych w tym meczu ataków, po którym rzut karny zagraniem ręką podarował nam Ramacciotti, a z jedenastu metrów kontaktowego gola zdobył Rezek, ale tuż przed przerwą rzutem wolnym z kolei zrewanżował się Picolino, po którym dwubramkową przewagę gospodarzom przywrócił Cocito.

 

W szatni darłem się jak opętany i wykorzystałem pozostałe dwie zmiany, usuwając z boiska sabotażystów. Łudziłem się, że ostrymi rykami wyperswadowałem na drużynie porządną grę, gdy w 50. minucie Picolino popisał się udanym przechwytem piłki w środku pola, po czym podaniem w uliczkę wypuścił Maniero sam na sam z bramkarzem, dzięki czemu po raz kolejny byliśmy o krok od zniwelowania straty. Jak już wspomniałem, jedynie się łudziłem, ponieważ po zaledwie siedmiu minutach przy płaskim podaniu rezerwowy Jean perfekcyjnie przedłużył piłkę do Ramacciottiego i po raz kolejny nasza obrona, która grała zupełnie jak przed rokiem, zniweczyła wysiłki napastników. Odpowiedzieliśmy w 62. minucie, kiedy Rezek w polu karnym zgrał futbolówkę nieobstawionemu Maniero, ale to było już wszystko z naszej strony i nie raczyliśmy odebrać Crotone zwycięstwa.

 

Jeżeli dalej mieliśmy grać w kratkę, a nasza defensywa nie miała zamiaru trzymać równej formy, w niedługim czasie we Włoszech mogło nie być po mnie śladu.

11.09.2011, Stadio Ezio Scida, Crotone, widzów: 9972

B (4/42) Crotone [2.] - Avellino [3.] 4:3 (3:1)

 

6' G. Sculli 1:0

10' H. Almeida (A) ktz.

22' G. Sculli 2:0

31' J. Rezek 2:1 rz.k.

45+3' Cocito 3:1

50' R. Maniero 3:2

57' D. Ramacciotti 4:2

62' R. Maniero 4:3

 

Avellino: F.Tarantino 6 – M.De Gennaro 5 (46' G.Morabito 6), M.Treccani 5 (46' A.Jean 7), G.Loovens 6, G.Scatturo 6 – J.Valera 7, M.Kwiatkowski 6, R.Picolino 7, J.Rezek 7 – R.Maniero 8, H.Almeida Ktz 6 (10' Igor 7)

 

GM: Giuseppe Sculli (OP L, N, Crotone) - 9

Odnośnik do komentarza

W piątej kolejce Serie B czekał nas kolejny ciekawy mecz pod względem statystycznym. W zeszłym sezonie z Perugią przegraliśmy oba mecze po 0:2, tak więc stało to w zupełnej opozycji do Crotone, naszego poprzedniego przeciwnika. Przed tygodniem najwięcej zastrzeżeń miałem do naszej defensywy, dlatego teraz, po krótkiej odsiadce na trybunach, ponownie w składzie znalazł się Felipe, poza tym Kwiatkowskiego zastąpił Esposito, zaś w ataku z oczywistych względów zabrakło Hugo Almeidy, a za niego od pierwszej minuty zagrał Igor.

 

Jak na złość, ponownie śmiało graliśmy piłką, częściej byliśmy w natarciu i po prostu prezentowaliśmy się lepiej od faworyzowanego rywala. To dopiero początek sezonu, ale już teraz zaczynało mnie denerwować to, że z lepszymi ostro walczyliśmy i zdobywaliśmy komplet punktów, a gdy przychodziło do pojedynku z zespołem słabszym, stawaliśmy się hojni w rozdawaniu prezentów. Teraz w 18. minucie Rezek zdołał wywalczyć piłkę na lewym skrzydle, Czech następnie zagrał do środka, a tam Picolino świetnie znalazł nieobstawionego Igora, który w sytuacji sam na sam z Ananią zdobył swojego pierwszego gola w barwach Avellino. Nadal trzymaliśmy gospodarzy w ryzach, w 33. minucie nasz brazylijski napastnik wystartował do długiego podania, lecz niestety uprzedził go obrońca i wybił piłkę na aut. Nic straconego – grę z autu wznawiał Rezek, Maniero po wymianie podań z Igorem posłał łagodną wrzutkę na piąty metr, gdzie Valera przepchnął rywala i głową podwyższył na 2:0.

 

W szatni wyraziłem swoje zadowolenie z przebiegu meczu i wprost pochwaliłem drużynę, dopiero po wszystkim zastanawiając się, czy nie narobiłem tym szkody. Nie było się jednak czym martwić, ponieważ i po przerwie byliśmy zespołem zauważalnie lepszym, a Perugia tylko się broniła. Gospodarze robili to już skutecznie i więcej goli nie padło. Z naszej strony. Nie oznaczało to bowiem, że nie strzelali rywale, ponieważ w 84. minucie tak zadomowiliśmy się na połowie Perugii, że gospodarzom wystarczył jeden daleki wykop, by Rota zgubił naszych obrońców i doprowadził do bardzo nerwowej końcówki. W tej na szczęście umiejętnie graliśmy na czas i udało nam się nie stracić dwóch punktów. Po meczu nie ukrywałem, że w następnej kolejce również oczekuję porządnej gry, a nie podtrzymania falowości wyników.

18.09.2011, Stadio Renato Curi, Perugia, widzów: 23 178

B (5/42) Perugia [3.] - Avellino [6.] 1:2 (0:2)

 

18' Igor 0:1

33' J. Valera 0:2

84' A. Rota 1:2

 

Avellino: F.Tarantino 8 – M.De Gennaro 7, Felipe ŻK 8, G.Loovens 8, G.Scatturo 8 – J.Valera 8, V.Esposito 7 (71' C.Danucci 6), R.Picolino 8, J.Rezek 8 (79' S.Del Nero 7) – R.Maniero 7, Igor 7 (65' J.González-Vigil 7)

 

GM: Juan Valera (OP P, Avellino) - 8

Odnośnik do komentarza

Przez następne trzy dni intensywnie przygotowywaliśmy się do pojedynku z Catanzaro, kolejnym klubem, który przed rokiem nie dał się nam pokonać, z tą tylko różnicą, że my rywalom również. Zwłaszcza Simone Del Nero tak mocno chciał wreszcie zgarnąć skalp na tym rywalu, że aż przesadził na siłowni i uszkodził sobie nadgarstek. Zamiast niego na ławce usiadł więc Memoli, natomiast do gry z powodu zmęczenia nie nadawał się Esposito, który jeszcze za czasów Gratkorn miał problemy z kondycją.

 

Nie było to zbyt pasjonujące spotkanie, a kibice mogli się ożywić tylko po pierwszym i przed ostatnim kwadransem. Jak dotąd w tej kampanii naprawdę graliśmy nieźle i tak samo było teraz, a gdybyśmy mieli więcej dokładności w wykańczaniu akcji, nasza ofensywa byłaby jak toczący się walec. Mimo to i tak w 14. minucie po kilku nieudanych próbach Scaturro zdecydował się na daleką wrzutkę na skraj pola karnego, tam ponownie piłkę zgasił Maniero, ale tym razem już udanie obrócił się z obrońcą na plecach i rąbnął nie do obrony w samo okienko. 13 tysięcy naszych kibiców nie posiadało się z radości, szkoda tylko, że po tym trafieniu mogli jedynie wspominać tę akcję, bo przez lwią część czasu trwała walka w środku pola. Obawiałem się kolejnego remisu 1:1 z Catanzaro po jakiejś przypadkowej akcji gości, ale na szczęście nam to nie groziło. Na kwadrans przed końcem meczu, kiedy rywalom zaczynało się już śpieszyć, szybko uspokoiliśmy ich szybką kontrą, uruchomioną przez Picolino, następnie Rodrigo przebiegł sprintem całe boisko, by na koniec dojść do centry rezerwowego Lombardiego i wślizgiem wpakować piłkę do bramki. Nareszcie wygraliśmy dwa mecze pod rząd, a na chwilę obecną wraz z liderującą Piacenzą byliśmy najskuteczniejszą drużyną Serie B pod względem zdobytych goli.

21.09.2011, Stadio Partenio, Avellino, widzów: 13 178

B (6/42) Avellino [4.] - Catanzaro [3.] 2:0 (1:0)

 

14' R. Maniero 1:0

73' R. Picolino 2:0

 

Avellino: F.Tarantino 7 – M.De Gennaro 7, Felipe 7, G.Loovens 7, G.Scaturro 7 – J.Valera 7 (74' A.Dahl 6), C.Danucci 7, R.Picolino 8, J.Rezek ŻK 7 – R.Maniero 7 (79' J.González-Vigil 6), Igor 7 (70' D.Lombardi 7)

 

GM: Rodrigo Picolino (DP, Avellino) - 8

Odnośnik do komentarza

Z zadowoleniem przyjąłem wiadomość, że Avellino stało się powszechnie rozpoznawalnym we Włoszech klubem i już nie było w Italii szanującego się kibica, który nie potrafiłby wymienić barw Wilków. Tym bardziej zmotywowani jechaliśmy na pojedynek z drugim ze spadkowiczów z Serie A, Vicenzą.

 

W tym meczu szybkość była po naszej stronie, więc pomimo delikatnej przewagi gospodarzy nękaliśmy ich groźnymi kontrami, a ich obrońcy ledwo nadążali za naszymi napastnikami. Dlatego właśnie gdy w 22. minucie skontrowaliśmy lewym skrzydłem, po dośrodkowaniu Igora Rinaldi nie wytrzymał i przewrócił Maniero, zaś z rzutu karnego Picolino pewnie uderzył przy słupku i znaleźliśmy się na dobrym kursie, by wyryć na kolbie drugą kreskę za kolejnego spadkowicza.

 

Wystarczyło tylko na nim pozostać, więc zamiast się otwierać w poszukiwaniu drugiej bramki i narażać na kontry, sami na nie czyhaliśmy. Niestety w 69. minucie gospodarze przedarli się naszym prawym skrzydłem, Ignaro zagrał w poprzek boiska w nasze pole karne, a Loovens tylko czekał, aż skutecznie ignorowany do tej pory Munhoz znajdzie się już w naszej szesnastce, by następnie zrewanżować się Vicenzie za 22. minutę i również ofiarować jej rzut karny. Niestety to nie było wszystko, bo choć napastnik rywali dopiero przymierzał się do opanowania piłki, sędzia Ricci pośpieszył się z wyjęciem czerwonej kartki. O tę do naszego holenderskiego obrońcy nie miałem pretensji, ale za jedenastkę już jak najbardziej należały mu się baty, zwłaszcza, że na 1:1 wyrównał Ingrao. Nasza sytuacja momentalnie zmieniła się o 180 stopni, chociaż w pewnym momencie odżyła moja nadzieja, gdy Maniero dość łatwo wyszedł sam na sam z Viviano, ale niestety równie łatwo uderzył wprost w golkipera. Wobec tego Vicenza po prostu musiała wygrać ten mecz, i w końcu w 87. minucie stało się to, co było oczywiste – Scaturro z rezerwowym Jeanem wpuścili między siebie Cozzolino, który musiał tylko przyjąć podanie i bez trudu zapewnić rywalom zwycięstwo. Owszem, to był spadkowicz, ale nienawidziłem porażek, o których decydował jeden zawodnik mojej drużyny, a gdy na konferencji spytano mnie o przyczyny niepowodzenia, odpowiedziałem krótko: "Glenn Loovens".

25.09.2011, Stadio Romeo Venti, Vicenza, widzów: 9239

B (7/42) Vicenza [15.] - Avellino [2.] 2:1 (0:1)

 

22' R. Picolino 0:1 rz.k.

68' G. Loovens (A) czrw.k.

69' M. Ignaro 1:1 rz.k.

87' R. Cozzolino 2:1

 

Avellino: F.Tarantino 6 – M.De Gennaro 6, Felipe 6, G.Loovens CzK 6, G.Scaturro 6 – J.Valera 7, C.Danucci ŻK 7 (64' A.Dahl 7), R.Picolino 8, J.Rezek 6 (80' M.Memoli 6) – R.Maniero 7, Igor 7 (68' A.Jean ŻK 6)

 

GM: Roberto Cozzolino (OP Ś, Vicenza) - 8

Odnośnik do komentarza

Wrzesień 2011

 

Bilans (Avellino): 3-0-3, 11:10

Serie B: 6. [-1 pkt do Modeny, +0 pkt nad Crotone]

Coppa Italia: –

Finanse: -1,65 mln euro (-635 tys. euro)

Gole: Riccardo Maniero (6)

Asysty: Rodrigo Piccolino i Juan Valera (po 4)

 

Bilans (Polska): 1-0-1, 3:2

Eliminacje ME 2012: 1. [+1 pkt nad Irlandią] / jedno spotkanie zapasu

Ranking FIFA: 33. [=]

 

 

 

Ligi:

 

Anglia: FC Liverpool [+1 pkt]

Austria: Rapid Wiedeń [+5 pkt]

Francja: Bastia [+3 pkt]

Hiszpania: FC Barcelona [+5 pkt]

Niemcy: Bayern Monachium [+2 pkt]

Polska: Legia Warszawa [+1 pkt]

Rosja: CSKA Moskwa [+7 pkt]

Szwajcaria: FC Aarau [+1 pkt]

Włochy: Juventus Turyn [+2 pkt]

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

- Groclin Grodzisk Wlkp., Pierwsza runda, 0:0 i 1:1 z Rapidem Wiedeń; awans, gr. E

- Legia Warszawa, Pierwsza runda, 4:0 i 3:1 z Tawrią; awans, gr. F

- Wisła Kraków, Pierwsza runda, 3:0 i 1:3 ze Slavią Praga; awans, gr. C

 

Reprezentacja Polski:

- 03.09, eliminacje ME 2012, Polska - Irlandia, 0:1

- 07.09, eliminacje ME 2012, Łotwa - Polska, 1:3

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1475], 2. Anglia [1267], 3. Francja [1245], ..., 33. Polska [689]

Odnośnik do komentarza

Loovens zachował się bardzo rozsądnie, przepraszając za ułożenie meczu Vicenzie, ale tak czy siak przeciwko Sangiovannese mogłem zapomnieć o Glenie w składzie z powodu zawieszenia za czerwoną kartkę. Nie żałowałem jednak, bo dzięki temu mogłem przetestować w obronie jeszcze jednego defensora, który w oficjalnym spotkaniu nie zagrał, a był to Vito Crimi.

 

Przypomniało mi się, jak Igor i González-Vigil zapowiadali w lipcu, że kibicom buty z wrażenia pospadają, jak pokażą im, co potrafią zrobić z piłką. Zacząłem się zastanawiać, kiedy faktycznie to zrobią – chociaż nie mogłem powiedzieć, że swoją grą nam szkodzą, to jednak wcale rewelacyjnie się nie spisywali. A ci jakby usłyszeli moje myśli. W poprzednim sezonie w meczach z Sangiovannese zawsze padał grad bramek, tak więc i tym razem było wesoło, gdy przed kwadransem wrzuciliśmy piąty bieg. Najpierw w 13. minucie De Gennaro wyrzucił z autu, szybkimi podaniami zdziesiątkowaliśmy skrzydło rywali, a po wrzutce Danucciego Igor pewnie wyskoczył do piłki, w miły dla oka sposób pakując ją w róg bramki. Rywale wznowili od środka, Picolino szybko odebrał futbolówkę Baldiemu, po czym uruchomił Maniero, który wyczekał, aż Igor wyjdzie na pozycję, po czym idealnie wrzucił prosto na niego i w mgnieniu oka zrobiło się 2:0 dla Biancoverdi. Taka seria ciosów trochę nas rozluźniła, przez co w 20. minucie Costantino podał w nasze pole karne do Marsiliego, a ten strzałem na oślep szczęśliwie pokonał zasłoniętego Tarantino.

 

Należało nie dopuścić, by Sangiovannese wyrównało ze stanu 0:2, dlatego w szatni postanowiłem zdecydowanie wyperswadować to na drużynie. Efekt mojej twardej przemowy przerósł moje oczekiwania.

 

Nawet gdy spytałem poobijanego Rezeka, czy chce zmianę, ten zaczął przekonywać mnie, że nic mu nie jest. Chwilę po przerwie cieszyłem się, że uwierzyłem mu na słowo – w 49. minucie Jan przyjął zagranie od partnera na środku boiska, po czym zaczął znajomo kręcić kółka i ukradkiem zerkać, jak ustawiają się rywale. Wreszcie zszedł na lewo, gwałtownym zwrotem obrócił się i natychmiast strzelił, a piłka zawinęła fantastycznego rogala w powietrzu i z ponad 30 metrów ugrzęzła w okienku bramki Colelli! Będę naprawdę zdziwiony, jeśli to nie będzie bramka miesiąca, bo ciężko byłoby przebić taki popis! Teraz goście wyraźnie wystraszyli się pogromu, z resztą słusznie, ale zanim takowy dostali, najpierw ustawili się w znienawidzoną przeze mnie "choinkę", czyli 5-4-1, które zwykle kończyło strzelanie w meczach z naszym udziałem. Nie tym razem – dziesięć minut przed końcem przebudził się González-Vigil, który otrzymał fantastyczne prostopadłe podanie od Rezeka, poradził sobie z Aversano i płaskim uderzeniem przy krótkim słupku podwyższył na 4:1. Kolejnych kilka minut później znowu ruszył Rezek, tym razem posłał centrę spod linii końcowej, a główkujący González-Vigil nabił piłką Rafaela Diasa, fundując mu gola samobójczego na zakończenie klęski jego zespołu na Stadio Partenio. Nowa dwójka chyba zaczynała się rozkręcać, a siedzący w loży prezes Casillo bił gromkie brawa wraz z kibicami.

02.10.2011, Stadio Partenio, Avellino, widzów: 12 210

B (8/42) Avellino [6.] - Sangiovannese [16.] 5:1 (2:1)

 

13' Igor 1:0

14' Igor 2:0

20' M. Marsili 2:1

49' J. Rezek 3:1

81' J. González-Vigil 4:1

88' R. Dias 5:1 sam.

 

Avellino: F.Tarantino 7 – M.De Gennaro ŻK 7, Felipe 8, V.Crimi 8, G.Scaturro 8 – J.Valera 8, C.Danucci 8 (81' A.Dahl 6), R.Picolino 8, J.Rezek 9 – R.Maniero 8 (67' I.Radovanović 7), Igor 7 (75' J.González-Vigil 7)

 

GM: Jan Rezek (OP LŚ, N Ś, Avellino) - 9

Odnośnik do komentarza

Po masakrze Sangiovannese przyszedł czas ponownie zająć się moim drugim pracodawcą, na co ze zniecierpliwieniem czekali polscy kibice – nie ukrywam, że ja również. W październiku z reprezentacją Polski rozgrywaliśmy być może już decydujące spotkania eliminacji do EURO 2012, w których ewentualny komplet punktów mógł zapewnić nam historyczny awans na europejski czempionat. O ten jednak miało być niezwykle trudno, zważywszy na fakt, że oprócz chorzowskiego meczu z Chorwacją czekał nas wyjazdowy mecz z Irlandią Północną, a właśnie w Belfaście sensacyjnie polegli Niemcy.

 

We wrześniu zawodziła mnie tylko nasza skuteczność, więc powołałem tę samą ekipę, nawet pomimo faktu, że z po raz kolejny zawieszonego za kartki Gołosia mogłem skorzystać najwcześniej przeciwko Ulsterowi.

 

Bramkarze:

– Marcin Bęben (31 l., BR, CSKA Sofia, 6/0);

– Artur Boruc (31 l., BR, Celtic Glasgow, 33/0);

– Tomasz Kuszczak (29 l., BR, Blackburn, 2/0).

 

Obrońcy:

– Piotr Celeban (26 l., O PŚ, Portsmouth, 10/0);

– Jakub Rzeźniczak (24 l., O PŚ, Partizan Belgrad, 12/0);

– Mirosław Sznaucner (32 l., O PLŚ, DP, Lech Poznań, 12/1);

– Artur Kowalczyk (20 l., O Ś, Tottenham, 6/0);

– Mitar Peković (30 l., O Ś, Wisła Kraków, 8/0);

– Marcin Piotrowski (21 l., O Ś, Bayern Monachium; 7/0);

– Mariusz Lewandowski (32 l., O Ś, DP, Szachtar Donieck, 55/1);

– Paweł Kaźmierczak (24 l., O/DBP L, DP, Amiens, 4/0);
– Jakub Błaszczykowski (25 l., O/DBP/P P, Club Brugge, 41/0).

 

Pomocnicy:

– Konrad Gołoś (29 l., DP, P LŚ, Atalanta, 20/0);

– Tadeusz Kaczor (27 l., P PŚ, FC Rostów, 9/0);

– Mateusz Cieluch (23 l., OP PŚ, N Ś, Reggina, 5/5);

– Wojciech Łobodziński (28 l., OP PŚ, N Ś, Karlsruher SC, 3/0);

– Euzebiusz Smolarek (30 l., OP PŚ, N Ś, Borussia Dortmund; 39/4);

– Dariusz Frankiewicz (25 l., OP LŚ, Wisła Kraków, 9/2);

– Sebastian Mila (29 l., OP LŚ, Austria Wiedeń, 53/4);
– Sławomir Peszko (26 l., OP LŚ, N Ś, Getafe, 16/0);

– Piotr Szymański (19 l., OP Ś, Real Madryt, 7/1);

– Mariusz Zganiacz (27 l., OP Ś, Deportivo, 26/2).

 

Napastnicy:

– Maciej Korzym (23 l., OP/N Ś, Blackburn, 2/1);

– Marcin Woźniak (19 l., OP/N Ś, Lleida, 2/0);

– Grzegorz Rasiak (32 l., N, Southampton, 31/8).

Odnośnik do komentarza

Chociaż za potencjalnie trudniejszy uważałem wyjazd z Irlandią Północną, trzeba było osiągnąć również dobry wynik i z Chorwacją, bo bez niego nawet kanonada w Belfaście nie uchroniłaby nas przed nerwówką w finałowej kolejce. Dlatego też posłałem do boju teoretycznie najsilniejszy skład, a więc za solidnego, ale nieskutecznego Łobodzińskiego zagrał Rasiak, lukę w środku pola wypełniłem Szymańskim, który w Realu Madryt na dobre wskoczył do podstawowej jedenastki, z kolei drobnym osłabieniem mogło być przemęczenie Sebastiana Mili, w miejsce którego wystąpił Frankiewicz.

 

Na Stadionie Śląskim blisko 44 tysiące kibiców było świadkami prawdziwego horroru rodem z naszej reprezentacji w piłce ręcznej. Trzeba jasno powiedzieć, że godzina tego spotkania stanowiła wierną kopię przegranego spotkania z Irlandią. Chorwaci mimo teoretycznie ofensywnego usposobienia zostali przez nas zmiażdżeni, wręcz modląc się o jak najszybszą egzekucję i powrót do Zagrzebia z podkulonym ogonem. Całą pierwszą połowę siedzieliśmy na rywalach i praktycznie nie przestawaliśmy wykonywać kolejnych rzutów rożnych, ale pomimo bezdyskusyjnej przewagi i braku odnotowanych akcji Chorwatów byliśmy jedynie o włos.

 

W szatni podniesionym głosem oznajmiałem: "nie ważcie się stracić gola na początku drugiej połowy". Cóż, gdyby ktoś posiadał prawa do przebiegu wrześniowego spotkania z Irlandią, mógłby nas oskarżyć o plagiat, bowiem już w 48. minucie Rasiak wybrał zagranie do zagęszczonego środka, zamiast do nieobstawionego na skrzydle Frankiewicza, w rezultacie czego Chorwacja ruszyła z pierwszą kontrą w tym spotkaniu, obrona nieco się zagubiła i Klasnić bez trudu wysunął gości na prowadzenie. Złapałem się za głowę.

 

"Tylko nie druga Irlandia, tylko nie druga Irlandia...", wyłem przy linii bocznej. Rywale poczuli krew i odważniej ruszyli do przodu i właśnie teraz, w 62. minucie, Rasiak przedłużył dalekie wybicie Piotrowskiego, Korzym próbował strzelać, piłkę z toru lotu wybił SImunić, ale szczęśliwie przejął ją Smolarek, pięknie wymanewrował Kresicia i wyrównał na 1:1. Moment później znowu mi ręce opadły i tylko spojrzałem pytająco w niebo, ponieważ znowu daliśmy Chorwatom pograć piłką, Zganiacz nie zdążył do niej przez Vucką, a między naszych obrońców wbiegł Kranjcar i ponownie musieliśmy odrabiać straty. Obawiałem się, że jest po meczu, ponieważ po tej sytuacji po prostu stanęliśmy, ale nieoczekiwanie pomogli nam... sami zainteresowani. Z zupełnie niezrozumiałego powodu Chorwacja przeszła na 4-2-4, a ja wystarczająco długo wałkowałem ten temat w trakcie zgrupowań, by moi podopieczni nie wiedzieli, co w takich sytuacjach robić. Wreszcie w 80. minucie Rzeźniczak, który zastąpił wyfaulowanego Sznaucnera, wznowił grę z autu, rezerwowy Cieluch zakręcił kółeczko przy linii bocznej i pięknie wypuścił Zganiacza na wolne pole, a ten zagrał na dalszy słupek do Smolarka, który w pełnym biegu przepychał się z obrońcą. "Smolarek! Nie ma spalonego! Ebi!", emocjonował się Dariusz Szpakowski na stanowisku komentatorskim, by naraz wybuchnąć okrzykiem radości, gdy Euzebiusz pewnie wpakował piłkę do bramki!

 

Teraz to nas niosły skrzydła – i głośny doping kibiców –, a warto było powalczyć o całą pulę. Opłaciło się – w 84. minucie ruszyliśmy z kolejnym kontratakiem, tym razem świetną pozycję wypracował sobie Frankiewicz, po nodze Ibradzicia wysunął do Rasiaka, zaś ten zdążył przed wychodzącym z bramki Kresiciem i umieścił futbolówkę w siatce! Cieluch, Rasiak, Frankiewicz i Smolarek rzucili się sprintem w moją stronę, ja czekałem na nich z otwartymi rękoma i wpadliśmy sobie w radosne objęcia. Chorwaci stracili cały swój animusz, niesieni dopingiem publiczności nie daliśmy wydrzeć sobie tych trzech punktów, serducho jeszcze przez godzinę dudniło mi oszalałe, a teraz do upragnionego awansu brakowało nam już tylko dwóch punktów.

08.10.2011, Stadion Śląski, Chorzó, widzów: 43 643; TV

EME (10/12) Polska [33.] - Chorwacja [55.] 3:2 (0:0)

 

48' I. Klasnić 0:1

62' E. Smolarek 1:1

66' M. Sznaucner (POL) ktz.

69' N. Kranjcar 1:2

80' E. Smolarek 2:2

84' G. Rasiak 3:2

 

Polska: M.Bęben 7 – J.Błaszczykowski 87, M.Peković 7, M.Piotrowski 7, M.Sznaucner Ktz 7 (66' J.Rzeźniczak 7) – E.Smolarek 9, P.Szymański 6 (52' S.Peszko 7), M.Zganiacz ŻK 9, D.Frankiewicz 8 – M.Korzym 7 (70' M.Cieluch ŻK 7), G.Rasiak 8

 

GM: Euzebiusz Smolarek (OP PŚ, N Ś, Polska) - 9

 

Mecze w dole tabeli naszej grupy były już dla nas nieistotne, dlatego z obojętnością przyjąłem porażkę Azerbejdżanu z Irlandią Północną, który uległ gościom 1:3. Niemcy za to tylko zremisowali 1:1 z Łotwą, na dwie kolejki przed końcem eliminacji legitymując się równą liczbą punktów z Irlandczykami, w dodatku również identyczną liczbą rozegranych spotkań. Sytuacja robiła się coraz ciekawsza...

 

Druga grupa:

1. Polska – 22 pkt – 21:14

2. Niemcy – 18 pkt – 23:12

3. Irlandia – 18 pkt – 15:10

4. Irlandia Północna – 15 pkt – 14:17

5. Łotwa – 14 pkt – 17:18

6. Chorwacja – 11 pkt – 14:17

7. Azerbejdżan – 4 pkt – 10:26

Odnośnik do komentarza

Włoski ZPN błysnął swoją wielką i nieocenioną inteligencją, wyjazdowe spotkanie z Foggią, które mieliśmy grać 9 października, a więc wtedy, kiedy mógłbym urwać się szybko do Włoch, przesuwając na 12 października. Tego samego dnia bowiem przebywałem z reprezentacją w Belfaście, zaś w momencie odgrywania hymnów Avellino rozpoczynać miało mecz. Dotarły do mnie wieści, że Rezek doznał kontuzji, wobec czego poleciłem wystawić za niego Del Nero. Foggia była beniaminkiem Serie B, tak więc moi klubowi podopieczni nawet beze mnie przy linii bocznej mieli psi obowiązek przywieźć ze sobą pewne trzy punkty.

 

I faktycznie, zaczęło się nieźle, bo już w 3. minucie naciskany przez Del Nero Mensah wystawił piłkę Maniero, który z 40 metrów podał ją do pustej bramki. Później jednak, według przygotowanej pisemnej relacji przez moich współpracowników, nasi zawodnicy spoczęli na laurach i pozwolili gospodarzom zepchnąć się do obrony, ponadto jak skończona sierota w bramce zaczął grać Tarantino. To właśnie on w 30. minucie już łapał przy słupku dośrodkowaną przez Mensaha piłkę, by w ostatniej chwili przestraszyć się nadlatującego Marchese, prezentując mu łatwego gola. Cztery minuty później nasz bramkarz niemalże skopiował swój numer, tym razem nie sięgając przelatującej tuż nad jego głową futbolówki, przez co kolejną łatwiutką bramkę zdobył Sforzini. Dobrze, że mnie tam nie było, bo mój portfel zapewne uszczupliłby się o pokaźną sumę za doszczętne zdemolowanie ławki trenerskiej.

 

Cangelosi niestety nie był mną i nie zwykł podnosić głosu w szatni. Pewnie dlatego wolał być asystentem. Wobec tego nasza gra ani trochę nie uległa zmianie, tyle dobrze, że w drugiej połowie na boisku nie było już ani frajera Tarantino, ani kiepściutkiego Felipe, który drugim fatalnym występem w Avellino zapracował już na odjęcie tygodniówki po uprzednim ostrzeżeniu po pierwszym wyskoku. Jak wspomniałem, w drugiej odsłonie nadal było tak samo, jedynie goli straciliśmy mniej, bo jednego. Ale i tak żałosnej urody, bo w 70. minucie Danucci jak junior dał się przeskoczyć Piovanowi w walce o dośrodkowanie. Myślałem, że jesteśmy już solidnym zespołem i kompromitacje z beniaminami nie mają prawa się nam zdarzać, ale po meczu z Irlandią Północną niewątpliwie czekała mnie bardzo nieprzyjemna niespodzianka.

12.10.2011, Stadio Pino Zaccheria, Foggia, widzów: 13 621

B (9/42) Foggia [16.] - Avellino [6.] 3:1 (2:1)

 

3' R. Maniero 0:1

30' D. Marchese 1:1

34' F. Sforzini 2:1

70' A. Piovan 3:1

 

Avellino: F.Tarantino 6 (46' G.Scarso 7) – M.De Gennaro 6, Felipe 6 (46' A.Jean 6), V.Crimi 6, G.Scaturro 6 – J.Valera 6, C.Danucci ŻK 6, R.Picolino 6, S.Del Nero 6 – R.Maniero 7, Igor 6 (67' J.González-Vigil 6)

 

GM: John Mensah (O PŚ, Foggia) - 9

Odnośnik do komentarza

Podczas gdy Avellino ośmieszało się w Foggii, w Belfaście z reprezentacją Polski przystępowaliśmy do kluczowego na tym etapie eliminacji spotkania z Irlandią Północną. Wcześniej na spokojnie przyjrzałem się tabeli i doszedłem do wniosku, że ewentualne zwycięstwo w połączeniu z jakimś drobnym potknięciem Niemiec lub Irlandii może spowodować, że dokonamy tego, co nie udało się Górskiemu, czy Piechniczkowi, a z piłkarzy nawet Tomaszewskiemu, Bońkowi, Deynie, Lacie i Szarmachowi. Kontuzja Sznaucnera, jaką było wstrząśnienie mózgu, wykluczyła go z gry, tak więc powołałem za niego odpowiednika Mirka na swojej pozycji, debiutanta Krzysztofa Kaźmierczaka z VfL Bochum, a w ostatniej chwili nogę rozorał sobie Boruc i musiałem ściągnąć za niego Łukasza Fabiańskiego, na co dzień bramkarza CSKA Moskwa.

 

Sam mecz pod względem stricte piłkarskim nie był widowiskiem zbyt wysokich lotów. Wbrew moim obawom Irlandia Północna nie zawiesiła nam zbyt wysoko poprzeczki, zupełnie jak nie wyspiarski zespół, tyle że zamiast tego nastawili się na twardą obronę i grę faul, łapiąc jedną żółtą kartkę za drugą. W efekcie gdy dopiero w 78. minucie jako pierwszy i jedyny polski piłkarz kartonik obejrzał Zganiacz, gospodarze do tej pory mogli pochwalić się już pięcioma żółtkami. W pierwszej połowie mieliśmy tylko dwie doskonałe sytuacje, tyle że w obu Rasiak, który wychodził sam na sam z Carrollem, popełniał fatalne błędy, oddając nieprzygotowane strzały zza pola karnego od razu po otrzymaniu podania, zamiast przyjąć piłkę i ruszyć na bramkę.

 

Po przerwie nie było wiele lepiej, tyle że Irlandczyków zaczęło ratować niemal tylko szczęście. Najważniejszym jednak było grać na zero z tyłu, ponieważ w szatni dowiedziałem się, że w pozostałych meczach naszej grupy "jest dobrze". Wciąż kibice nie oglądali bramek, ja tylko ściskałem kciuki, by rywalom nie wyszła jakaś jedna jedyna kontra, zaś chwilą oddechu była kontuzja McGurka z 84. minuty, dzięki której kończyliśmy w przewadze. Gdy już wszyscy byli pogodzeni z podziałem punktów, w doliczonym czasie Smolarek zatańczył przed polem karnym, po czym wysunął nieco na lewo do niepilnowanego Szymańskiego, a pomocnik Realu Madryt rąbnął z prawej nogi, bombą w okienko omal nie umieszczając Carrolla w siatce razem z piłką! Najlepsze czekało na nas po końcowym gwizdku. Okazało się, że Niemcy ostatecznie przegrali z Chorwacją na wyjeździe 1:2, co oznaczało jedno – Polska jedzie na Mistrzostwa Europy!

12.10.2011, Windsor Park, Belfast, widzów: 18 409; TV

EME (11/12) Irlandia Północna [78.] - Polska [31.] 0:1 (0:0)

 

84' A. McGurk (NIR) ktz.

90+1' P. Szymański 0:1

 

Polska: M.Bęben 6 – J.Błaszczykowski 7, M.Peković 8, M.Piotrowski 7, P.Kaźmierczak 7 – E.Smolarek 7, S.Peszko 8, M.Zganiacz ŻK 7 (78' P.Szymański 8), D.Frankiewicz 7 – M.Cieluch 7 (71' M.Woźniak 6), G.Rasiak 7 (64' M.Korzym 7)

 

GM: Piotr Szymański (OP Ś, Polska) - 8

 

O dość wstydliwej porażce Niemców w Zagrzebiu dowiedzieliśmy się jeszcze na murawie przed wykonaniem radosnego tańca pod ramię w kole na środku boiska, natomiast dopiero na konferencji poinformowano mnie, że Łotwa remisem 1:1 urwała punkty Irlandii. Teraz to Niemcy znaleźli się w bardzo złym położeniu, bo w ostatniej kolejce byli uzależnieni od wyniku piłkarzy z Zielonej Wyspy, którzy musieliby zremisować lub przegrać.

 

Druga grupa:

1. Polska – 25 pkt – 22:14; Awans

2. Irlandia – 19 pkt – 16:11

3. Niemcy – 18 pkt – 24:14

4. Łotwa – 15 pkt – 18:19

5. Irlandia Północna – 15 pkt – 14:18

6. Chorwacja – 14 pkt – 16:18

7. Azerbejdżan – 4 pkt – 10:26

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...