Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Na razie jeszcze nie wiadomo, bo w lipcu i sierpniu graliśmy głównie sparingi i spotkania wczesnych faz Coppa Italia, które nie cieszą się szczególnym zainteresowaniem wśród kibiców, w związku z czym więcej było wydatków, niż dochodów. Konkretniej będzie wiadomo po kilku meczach ligowych u siebie; jeżeli cały czas będzie przychodzić po kilkanaście tysięcy kibiców, być może uda się utrzymywać w miarę stały poziom finansów.

 

------------------------------------------------

 

Już trzy dni później czekało nas kolejne ligowe spotkanie, a pierwsze wyjazdowe. Naszym przeciwnikiem było Livorno, klub z przeszłością w Serie A, obecnie odbudowujący się i szykujący do powrotu na pierwszoligowe boiska. Przed tym meczem nasi rywale zajmowali drugie miejsce w tabeli, co dowodziło ich ambicji. Raz jeszcze postanowiłem zmienić skład personalny obrony, decydując się wystawić od pierwszej minuty Cavallo do pary z Jeanem.

 

Livorno było faworytem, ale równo z pierwszym gwizdkiem udało nam się napędzić stracha gospodarzom, gdy już w 16. sekundzie Vicari przypuścił dośrodkowanie, a strzał głową Danucciego z trudem wybronił Cavalieri. Rywale się jednak nie ugięli i z biegiem czasu coraz mocniej naciskali i Tarantino miał pełne ręce roboty. W 23. minucie jednak Vicari przytrzymał piłkę na prawym skrzydle, następnie przerzucił ją do wychodzącego na pozycję Morabito, który obsłużył Del Nero, a po strzale Simone futbolówka otarła się o Fratiego, po czym spadła pod nogi Montalbo i nieoczekiwanie objęliśmy prowadzenie!

 

Na drugą połowę wyszliśmy bardzo zdeterminowani, co natychmiast przyniosło skutek; bezpośrednio po rozpoczęciu gry Danucci ruszył na przebój środkiem boiska, by na końcu kiwnąć dwóch rywali i świetnie podać w uliczkę do Montalbo, po czym Adriano bezlitośnie zamienił to dogranie na swojego drugiego gola. Teraz Livorno miało już podcięte skrzydła i nie potrafiło nam na poważnie zagrozić. Niestety wyręczyliśmy ich w tym sami, kiedy w 53. minucie Vicari przy wyprowadzeniu piłki bezsensownie zagrał ją głową na nasze przedpole, a z powodu zbyt wysuniętej obrony aż trzech piłkarzy Livorno znalazło się samych przed Tarantino. Wprowadziło to niepotrzebną nerwowość, ale szczęśliwie udało nam się wydrzeć gospodarzom trzy punkty i zabrać je ze sobą do Avellino.

12.09.2010, Stadio Armando Picchi, Livorno, widzów: 12 446

B (3/42) Livorno [2.] - Avellino [8.] 1:2 (0:1)

 

23' A. Montalbo 0:1

46' A. Montalbo 0:2

53' M. Frato 1:2

 

Avellino: F.Tarantino 8 – M.Jurcević 7, A.Jean 8, V.Cavallo 8, G.Morabito 8 – S.VIcari 5 (56' M.Koenders 7), C.Danucci 7 (84' R.Picolino 6), Y.Cabaye 8, S.Del Nero 7 – A.Montalbo 8, I.Radovanović 7 (68' R.Maniero 7)

 

GM: Francesco Tarantino (BR, Avellino) - 8

Odnośnik do komentarza

Patrząc na trzy pierwsze spotkania, całkiem nieźle weszliśmy w sezon, a tego ślepy los nie mógł tolerować, dlatego na jednym z pierwszych treningów po spotkaniu z Livorno Montalbo uszkodził sobie kark i wypadł z gry na około dwa tygodnie. W tej sytuacji przeciwko Udinese, spadkowiczowi z Serie A, zastąpił go Maniero, który też potrafił znajdować się w odpowiednim miejscu i czasie.

 

Zaczęliśmy nie najgorzej, choć trzeba zaznaczyć, że graliśmy przeciwko dwunastu, bo sędzia zbyt lekką ręką sięgał po żółte kartki w przypadku drobnych przewinień moich zawodników; na przykład przy niegroźnym odpychaniu ręką przez Radovicia w ataku, arbiter Prestia od razu wyciągnął żółtą kartkę, choć zagranie nie kwalifikowało się nawet do upomnienia. Później niestety z naszą postawą było coraz gorzej. W 20. minucie Ramírez otrzymał podanie na naszym przedpolu, Jean panicznie bał się do niego zbliżyć, w rezultacie czego ten nieatakowany przez nikogo wbiegł sobie w nasze pole karne, ale za daleko wypuścił sobie piłkę, jednakże Tarantino zamiast ją po prostu złapać, ku mojej eksplozji szału zatrzymał się w ostatniej chwili i odprowadził ją wzrokiem do bramki. Dwadzieścia minut później z kolei ten sam Jean głupim zagraniem za darmo oddał piłkę przeciwnikowi, co skończyło się spokojnym zbudowaniem akcji przez piłkarzy Udine i drugim golem Ramíreza. Byłem tak wściekły niewymuszonymi błędami z naszej strony, że jeszcze przed gwizdkiem na przerwę wywaliłem z boiska fatalnego Jeana.

 

W szatni natomiast ryczałem: "do k***y nędzy, nie bójcie się ich!", ale mimo to dalej czułem się, jakbym był w Austrii, jedynie brakowało wielkich kominów dookoła stadionu. Zawodnicy zupełnie nie reagowali na moje polecenia, w 60. minucie nawet Jurcević chciał się upewnić, że rywale zabiorą trzy punkty, faulując w polu karnym, ale plany naszemu obrońcy pokrzyżował Tarantino, pewnie broniąc uderzenie Elego z jedenastu metrów. To jednak nie zrobiło żadnej różnicy i szybciutko ponieśliśmy naszą pierwszą porażkę w Serie B. Wielka szkoda, że wyłącznie na nasze własne życzenie, za co nie omieszkałem ostro opieprzyć drużyny.

19.09.2010, Stadio Partenio, Avellino, widzów: 9548

B (4/42) Avellino [7.] - Udinese [4.] 0:2 (0:2)

 

20' P. Ramírez 0:1

41' P. Ramírez 0:2

60' A. Eli (U) nw.rz.k.

 

Avellino: F.Tarantino 7 – M.Jurcević 6, A.Jean 6 (42' A.Magnani 7), V.Cavallo 5, G.Morabito 6 – S.VIcari 6 (46' M.Koenders 6), C.Danucci 6, Y.Cabaye 6, S.Del Nero 6 – R.Maniero 6 (60' R.Lattanzio 6), I.Radovanović ŻK 6

 

GM: Simone Pepe (N, Udinese) - 9

Odnośnik do komentarza

Jasne, nawet nie marzę o bilansie 42-0-0, ale wolałbym ponosić porażki, gdy widzę wyraźnie, że moja drużyna jest słabsza. Nic mnie tak nie rusza, jak tracenie goli po kretyńskich błędach (przy pierwszym Tarantino miał już piłkę w rękach - nie rozumiem, dlaczego ją wypuścił, a przy drugim podanie Jeana było z gatunku tych z polskiej okręgówki) :) Z meczu z Udinese spokojnie dało się wyciągnąć przynajmniej punkt.

Odnośnik do komentarza

Po czterech kolejkach Serie B zaczynałem już zapisywać w notesie pierwsze spostrzeżenia odnośnie obecnego składu drużyny. Dominowały wśród nich notatki na temat naszej obrony i nie było one specjalnie pochlebne. To skłoniło mnie do zmian na mecz z Perugią; co prawda zamierzałem dać szansę rehabilitacji Jeanowi, ale ciamajdowaty Cavallo wylądował już na ławce. Na prawej flance Jurcevicia zastąpił Koenders, a na środku znalazł się przywrócony do wyjściowego składu Zamboni.

 

I to on w 17. minucie, po dosyć wyrównanej grze, podarował gospodarzom rzut wolny z łuku pola karnego, z którego Bonatto bez najmniejszego trudu zdobył gola i znowu musieliśmy gnać do przodu. Ponownie nie widziałem z resztą szans na skuteczną pogoń, bo nasz atak w dalszym ciągu praktycznie nie istniał, a pomocnicy razili bezsilnością. Dodatkowo pierwszy raz grający od pierwszej minuty Koenders spisywał się tak fatalnie, że w przerwie został odesłany przeze mnie pod prysznic. W drugiej połowie cudów w naszej bramce dokonywał Tarantino, instynktownie broniąc wiele trudnych piłek, szkoda wielka, że na cudy nie zanosiło się z przodu, zaś gdy Radovanović zdołał posłać piłkę do bramki, dobrze wiedziałem, że był na spalonym, a liniowy czekał w nieskończoność z podniesieniem chorągiewki, co było drażniące. Zawsze uważałem, że grę powinno się przerywać od razu, albo wcale.

 

Można było jeszcze mieć nadzieję na jakąś przypadkową akcję zakończoną happy endem, ale gdy w 77. minucie rywale ośmieszyli naszą zdezintegrowaną defensywę, a Frois podwyższył na 0:2, nasza druga porażka z rzędu była już pewna. Teraz spisywaliśmy się już na miarę oczekiwań fachowców, a jeśli o nich mowa, dzisiejsza zmoka skłoniła ich do ponownego wymieniania Avellino w gronie kandydatów do rychłego spadku.

22.09.2010, Stadio Renato Curi, Perugia, widzów: 15 895

B (5/42) Perugia [7.] - Avellino [9.] 2:0 (1:0)

 

17' M. Bonatto 1:0

77' Frois 2:0

 

Avellino: F.Tarantino 7 – M.Koenders 5 (46' A.Magnani 7), A.Jean 7, M.Zamboni 7, R.Bonetto 6 – S.VIcari 7 (64' D.Dessena 6), C.Danucci 7, Y.Cabaye 7, S.Del Nero 6 – R.Maniero 7, I.Radovanović 6 (74' C.Eduardo 6)

 

GM: Simone Frasca (P LŚ, Perugia) - 9

Odnośnik do komentarza

Zaczynały się ciężkie czasy. Zespół przestał grać, a mi zaś zaczynało brakować pola manewru, bowiem jako pierwszy rozgrywania spotkań co trzy dni nie wytrzymał Bonetto, a wobec kontuzji Morabito zmuszony zostałem do wystawienia na lewej obronie Memolego, nominalnego lewego pomocnika. Nawet wśród juniorów dziwnym trafem nie było ani jednego takiego. O ile dwie poprzednie porażki mogłem tłumaczyć tym, że mierzyliśmy się z zespołami walczącymi o awans do Serie A, o tyle to, co pokazaliśmy na Partenio przeciwko innemu beniaminkowi, Novarze, było już autentyczną kompromitacją i po raz pierwszy wywołało u mnie obawy, że we Włoszech nie zabawię zbyt długo.

 

Zaczęło się nie najgorzej, a przecież właśnie Novara była wymarzonym rywalem do przerwania rozkręcającej się serii fatalnych wyników. Jednak w 33. minucie dołek pod nami wykopał Maniero, który z połowy boiska zagrał świetną piłkę przed nasze pole karne, tak że Ippolito w sytuacji sam na sam z Tarantino spokojnie otworzył wynik meczu. Riccardo wiedział, że po takiej gafie nie ma co pokazywać się w szatni, dlatego od razu po wznowieniu od środka Del Nero dograł mu piłkę we właściwą szesnastkę, a Maniero z obrońcą na plecach obrócił się i w mgnieniu oka wyrównał na 1:1.

 

Mimo to nasza gra bardzo mi się nie podobała i w szatni odpowiednią przemową usiłowałem wybić drużynę z letargu. Przyniosło to jednak odwrotny od zamierzonego skutek i całkowicie oddaliśmy pole Novarze, co skończyło się tragicznie. W 60. minucie Magnani niczym junior dał się przeskoczyć Ippolito, a Zamboni w żenującym stylu nabrać na prosty zwód Matollego i znowu przegrywaliśmy. Teraz o szybkiej odpowiedzi nie było już mowy, ponadto dziewięć minut później Ippolito przepchnął Magnaniego i oddał nieprzygotowany strzał zza pola karnego, który i tak zaskoczył dostosowującego się do poziomu reszty zespołu Tarantino. Z taką grą czekał nas szybszy powrót do Serie C1, niż się nam wydawało, słabiutki Jurcević znalazł się na liście transferowej, a mi najbardziej było szkoda kibiców, którzy zjawili się na Stadio Partenio w liczbie ponad 13 tysięcy, by ujrzeć, jak ich ulubieńcy grzecznie oddają trzy punkty słabej Novarze.

26.09.2010, Stadio Partenio, Avellino, widzów: 13 564

B (6/42) Avellino [12.] - Novara [16.] 1:3 (1:1)

 

33' A. Ippolito 0:1

34' R. Maniero 1:1

60' I. Mattioli 1:2

69' A. Ippolito 1:3

 

Avellino: F.Tarantino 7 – M.Jurcević 5 (65' V.Cavallo 6), A.Jean 6 (46' A.Magnani 6), M.Zamboni 6, M.Memoli 6 – S.VIcari 6, C.Danucci 7 (70' R.Picolino 7), Y.Cabaye 7, S.Del Nero 6 – R.Maniero 7, A.Orlando 7

 

GM: Alessandro Ippolito (N, Novara) - 9

Odnośnik do komentarza

Przed ostatnim meczem września spodziewałem się czwartej kolejnej porażki – nawet jeśli Cagliari, drugi na naszej drodze spadkowicz z Serie A, zaczęło sezon koszmarnie i nie potrafiło wspiąć się w tabeli, to jednak przed trzema dniami gładko przegraliśmy z beniaminkiem. Skoro mecz z góry spisywałem na straty, bez najmniejszego wahania przebudowałem skład, wymieniając m.in. cały atak i oba skrzydła. Na środku obrony został za to skrytykowany przeze mnie w mediach Zamboni, bo wolałem tam jego, niż zdołowanego Jeana.

 

Wszystko wyglądało tak, że w przedzie graliśmy nieźle, jedynie ostatnie podanie było notorycznie blokowane, za to na tyłach jakakolwiek długa piłka wywoływała prawdziwy popłoch wśród naszych obrońców i długo nie potrafiłem zrozumieć, jakim cudem Sardyńczycy nie potrafią wykorzystywać takich prezentów, jak Zamboni i Magnani rozbiegający się w różnych kierunkach. Inna sprawa, że fantastycznymi interwencjami popisywał się Tarantino, a skoro gospodarze goli nie strzelali, sami musieliśmy zadbać o rozrywkę dla kibiców. Tak oto w 36. minucie Cabaye przytomnym zagraniem znalazł przed polem karnym Dahla, a Szwed nie widząc innej możliwości oddał strzał, który zdołał wkręcić się do bramki przy słupku, efektownie otwierając swój licznik goli w barwach Wilków. Nareszcie mogliśmy cieszyć się prowadzeniem.

 

Po przerwie nic się nie zmieniło, Cagliari dalej rozkładało bezradnie ręce, a my zaskakująco łatwo się broniliśmy i oddalaliśmy grę od własnej bramki. Dodatkowo w 61. minucie Dahl na skrzydle zaatakował Favę i zabrał mu piłkę, Radovanović oddał potężny strzał zza pola karnego, który z trudem odbił Santarelli, a przymierzany przeze mnie do zmiany Lattanzio dopadł futbolówki i popisał się skuteczną dobitką. Dwa do zera ostatecznie pogrążyło Isolani, po dograniu końcówki wreszcie przełamaliśmy fatalną serię, a także był to nasz pierwszy mecz w Serie B bez straty gola, w czym wielka była zasługa Tarantino.

29.09.2010, Sant'Elia, Cagliari, widzów: 9281

B (7/42) Cagliari [15.] - Avellino [16.] 0:2 (0:1)

 

36' A. Dahl 0:1

61' R. Lattanzio 0:2

 

Avellino: F.Tarantino 8 – F.Gavarini 8, A.Magnani 8, M.Zamboni 8, R.Bonetto 8 – A.Dahl 8, C.Danucci 7 (66' R.Picolino 7), Y.Cabaye 7, J.Rezek 8 – R.Lattanzio 7 (73' S.Del Nero 7), I.Radović 8

 

GM: Marco Zamboni (LB, O PŚ, Avellino) - 8

Odnośnik do komentarza

Wrzesień 2010

 

Bilans (Avellino): 3-0-3, 9:9

Serie B: 9. [-0 pkt do Verony, +0 pkt nad Treviso]

Coppa Italia: Pierwsza runda, vs. Atalanta

Finanse: 820 tys. euro (-422 tys. euro)

Gole: Adriano Montalbo (5)

Asysty: Simone Del Nero i Igor Radovanović (po 3)

 

Bilans (Polska): 1-0-0, 2:1

Eliminacje ME 2012: 2. [-3 pkt do Irlandii, +0 pkt nad Irlandią Północną]

 

 

 

Ligi:

 

Anglia: Tottenham Hotspur [+2 pkt]

Austria: GAK Graz [+4 pkt]

Francja: OSC Lille [+3 pkt]

Hiszpania: FC Barcelona [+3 pkt]

Niemcy: Hertha BSC Berlin [+1 pkt]

Polska: Wisła Kraków [+3 pkt]

Rosja: CSKA Moskwa [+7 pkt]

Szwajcaria: FC Basel [+1 pkt]

Włochy: Juventus Turyn [+1 pkt]

 

Liga Mistrzów:

- Legia Warszawa, gr. G, 0:2 u siebie z CSKA Moskwa i 0:2 na wyjeździe z Barceloną

 

Puchar UEFA:

- Pogoń Szczecin, Pierwsza runda, 0:1 i 2:2 z Tottenhamem; out

- Wisła Kraków, Pierwsza runda, 2:0 i 1:1 z NK Zagrzeb; awans, gr. H

 

Reprezentacja Polski:

- 08.09, eliminacje ME 2012, Polska - Niemcy, 2:1

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1312], 2. Anglia [1228], 3. Francja [1175], ..., 79. Polska [512]

Odnośnik do komentarza

2 października, jeszcze przed przerwą reprezentacyjną, jechaliśmy zebrać łomot od walczącego o awans Torino. Po raz kolejny musiałem zostawić w Avellino przemęczonego Bonetto, w jego miejsce stawiając na powracającego po urazie Morabito, a w ślady naszego lewego obrońcy poszedł także napastnik Lattanzio.

 

Na Delle Alpi okazało się, że Torino wcale nie jest takie strasznie i gdybyśmy mieli porządnych, dobrze zorganizowanych stoperów, przy łucie szczęścia można byłoby się pokusić nawet o komplet punktów. Ale skoro coraz bardziej zauważałem, że nasz aktualny skład personalny defensywy jest za słaby na Serie B, nie mogliśmy liczyć na zbyt wiele. Przez długi czas na boisku dominowała rażąca nieskuteczność po obu stronach, w jednej z naszych akcji Carlos Eduardo chciał zabawić się w bohatera i pozbył się piłki niecelnym strzałem zza pola karnego, natomiast w przypadku rywali wielokrotnie na wolne pole urywał się Guzmán, wciąż nie potrafiąc precyzyjnie strzelić. Ale już w 33. minucie Borriello przedłużył podanie Veróna, a Guzmán po raz setny bez trudu zgubił moich pachołków i nareszcie padła bramka dla gospodarzy, bo już nie mogłem patrzeć, jak się męczą.

 

Oczywiście to był jedyny gol tego spotkania, turyńczykom wystarczyło skromne 1:0, niezdolność moich zawodników do stawienia im czoła była wręcz porażająca, chociaż pod koniec remis mógł uratować nam Radovanović, który przypadkiem znalazł się w znakomitej sytuacji, ale najwyraźniej nie zjadł śniadania. Całą drogę powrotną do Avellino kombinowałem, jakby tu zimą znacząco wzmocnić defensywę, bo było wiadomym, że resztę rundy jesiennej tego typu spotkania będą się powtarzać bardzo często.

02.10.2010, Delle Alpi, Turyn, widzów: 12 346

B (8/42) Torino [4.] - Avellino [9.] 1:0 (1:0)

 

33' É. Guzmán 1:0

 

Avellino: F.Tarantino 7 – F.Gavarini 7, A.Magnani 7, M.Zamboni 6 (46' A.Jean 7), G.Morabito 6 – A.Dahl 7 (46' R.Picolino 7), C.Danucci 7, Y.Cabaye 5, J.Rezek 7 – C.Eduardo 6 (67' A.Montalbo 6), I.Radovanović 6

 

GM: Marco Borriello (OP PL, N, Torino) - 8

Odnośnik do komentarza

Jak zawsze początek października oznaczał kontynuację walki o wyjazd na Mistrzostwa Europy, które za niespełna dwa lata odbędą się na boiskach Szkocji i Walii. Reprezentacja Polski mierzyć miała się w Dublinie z Irlandią, a cztery dni później z Łotwą w Chorzowie, ja zaś największą uwagę skupiałem na pojedynku z Wyspiarzami. Mecz ten mógł mieć kolosalne znaczenie dla naszych dalszych losów w tych eliminacjach, a nie od dziś wiadomo, że na Wyspach Brytyjskich zawsze gra się niezwykle ciężko. Dodatkowo należało udowodnić, że zwycięstwo nad Niemcami nie było dziełem przypadku, toteż musiałem zadbać o zredukowanie odczuwalnej presji ciążącej na kadrowiczach, by nie odbiła się na naszej grze.

 

Tym razem postanowiłem odsunąć od reprezentacji tych, którzy i tak nie mieli szans na grę, dzięki czemu zrobiłem miejsce dwóm debiutantom; byli to Marcin Piotrowski (20 l., O Ś, Polska; 19/0 U-21) z Bayernu Monachium i Paweł Kaźmierczak (23 l., O/DBP L, DP, Polska; 9/0 U-21) z Amiens, który miał odciążyć Sznaucera na lewej flance.

 

 

Bramkarze:

– Marcin Bęben (30 l., BR, CSKA Sofia, 1/0);

– Artur Boruc (30 l., BR, Celtic Glasgow, 29/0);

– Tomasz Kuszczak (28 l., BR, Blackburn, 2/0).

 

Obrońcy:

– Paweł Golański (27 l., LB, O Ś, DP, Legia Warszawa, 3/0);

– Piotr Celeban (25 l., O PŚ, Portsmouth, 8/0);

– Jakub Rzeźniczak (23 l., O PŚ, Partizan Belgrad, 11/0);

– Mirosław Sznaucer (31 l., O PLŚ, DP, Korona Kielce, 8/0);

– Artur Kowalczyk (19 l., O Ś, Tottenham, 1/0);

– Mitar Peković (29 l., O Ś, Wisła Kraków, 4/0);

– Marcin Piotrowski (20 l., O Ś, Bayern Monachium; 19/0 U-21);

– Łukasz Szukała (26 l., O Ś, FC Basel, 5/0);

– Mariusz Lewandowski (31 l., O Ś, DP, Szachtar Donieck, 53/1);

– Paweł Kaźmierczak (23 l., O/DBP L, DP, Amiens, 9/0 U-21);
– Jakub Błaszczykowski (24 l., O/DBP/P P, Club Brugge, 33/0).

 

Pomocnicy:

– Konrad Gołoś (28 l., DP, P LŚ, Atalanta, 13/0);

– Tadeusz Kaczor (26 l., P PŚ, 1860 Monachium, 8/0);

– Euzebiusz Smolarek (29 l., OP PŚ, N Ś, Borussia Dortmund, 33/3);

– Dariusz Frankiewicz (24 l., OP LŚ, Wisła Kraków, 6/2);

– Sebastian Mila (28 l., OP LŚ, Austria Wiedeń, 47/4);

– Sławomir Peszko (25 l., OP LŚ, N Ś, Getafe, 15/0);

– Piotr Szymański (18 l., OP Ś, Real Madryt, 1/0);

– Mariusz Zganiacz (26 l., OP Ś, Deportivo, 18/2).

 

Napastnicy:

– Tomasz Ostalczyk (23 l., OP/N Ś, Korona Kielce, 19/0 U-21);

– Grzegorz Rasiak (31 l., N, Southampton, 26/4);

– Marek Saganowski (32, N, Leeds United, 39/14);

– Krzysztof Ulatowski (30 l., N, AEK Ateny, 2/3).

Odnośnik do komentarza

W ogłoszonym przeze mnie wyjściowym składzie kibice nie ujrzeli wszystkich nazwisk z chorzowskiego pojedynku z Niemcami, a podyktowane to było tak względami kondycyjnymi, jak i moimi odczuciami po treningach w trakcie zgrupowania. Do wykończonych po klubowych grach należał Sebastian Mila, którego miejsce eksperymentalnie zajął Peszko, zaś na prawej obronie nareszcie bez przeszkód mogłem skorzystać z Jakuba Błaszczykowskiego. Spotkanie z Irlandią miało być może nie kluczowym, ale na pewno jednym z najważniejszych meczów eliminacji, dlatego należało za wszelką cenę uniknąć porażki, która była chyba najbardziej prawdopodobnym z trzech możliwych wyników. W końcu już wielu potykało się na Wyspach.

 

Jak w mordę przewidziałem wszystko, co działo się na boisku. Irlandia dominowała i niemal cały czas była w posiadaniu piłki, z kolei my rzadko kiedy wychodziliśmy z własnej połowy, na przerwę schodząc z zaledwie dwoma oddanymi strzałami, oczywiście niecelnymi. Tak naprawdę, po pierwszych 45 minutach spotkanie powinno być rozstrzygnięte, ale wiele razy ratował nas Boruc, choć niezbyt pewnymi interwencjami, zaś z przodu po solowym rajdzie Błaszczykowski dośrodkował prosto w ręce Givena, a później Smolarek nie wyszedł do podania Kuby na wolne pole i cofnął się, marnując okazję na dobrą akcję.

 

W szatni Ebiego zmienił Celeban, który zamienił się miejscami z Błaszczykowskim i ruszyliśmy na drugą połowę. Teraz nareszcie zaczęliśmy budować jakieś akcje, a nie tylko Irlandia, zaś w 60. minucie po rzucie wolnym Zganiacz wyłuskał piłkę przed polem karnym i strzelił, po czym futbolówka trafiła po drodze na Ulatowskiego, który przytomnie dostawił nogę, myląc Givena! Czegoś takiego było nam trzeba. Jeśli Irlandia dalej miała być tak koszmarnie nieskuteczna, zwycięstwo było w naszym zasięgu, tyle tylko, że z niepokojem obserwowałem coraz bardziej mnożące się błędy moich podopiecznych. W końcu w 81. minucie Peković wybił piłkę głową, ale już wrócić na pozycję nie łaska, przez co gospodarze wykorzystali dziurę w naszej obronie i wyrównali za sprawą Keane'a. Przez kilka kolejnych minut do stanów przedzawałowych doprowadzał mnie Boruc, który nie potrafił złapać nawet lekko zagranych piłek i groźnie odbijał je przed siebie, ale po tym zepchnęliśmy Irlandię do defensywy i mieliśmy spore szanse na trafienie kompletu punktów. Niestety wiele dośrodkowań było blokowanych, Zganiacz trafił w boczną siatkę i skończyło się na 1:1. Wcześniej brałem ten wynik w ciemno, ale teraz czułem się nawet troszkę zawiedziony.

09.10.2010, Lansdowne Road, Dublin, widzów: 47 713; TV

EME (2/12) Irlandia [19.] - Polska [79.] 1:1 (0:0)

 

60' K. Ulatowski 0:1

81' R. Keane 1:1

 

Polska: A.Boruc 8 – J.Błaszczykowski 7, P.Golański 9, M.Peković 8, M.Sznaucer 7 – E.Smolarek 6 (46' P.Celeban 7), K.Gołoś 7, M.Zganiacz 7, S.Peszko 7 – G.Rasiak 7 (74' M.Saganowski 6), K.Ulatowski 7 (82' D.Frankiewicz 7)

 

GM: Robbie Keane (N Ś, Irlandia) - 9

 

W pozostałych meczach naszej grupy Chorwacja odbiła sobie wpadkę z pierwszej kolejki i pokonała Irlandię Północną 2:0, także Łotwa nie zawiodła swoich kibiców i zwycięstwem 4:0 odprawiła Azerbejdżan. Niemcy oglądały nasze zmagania przed telewizorami.

 

Druga grupa:

1. Irlandia – 7 pkt – 7:2

2. Łotwa – 6 pkt – 6:2

3. Polska – 4 pkt – 3:2

4. Chorwacja – 3 pkt – 3:2

5. Niemcy – 3 pkt – 6:2

6. Irlandia Północna – 3 pkt – 2:6

7. Azerbejdżan – 0 pkt – 0:11

Odnośnik do komentarza

Podczas gdy reprezentacyjny samolot z kadrą na pokładzie odlatywał do Polski, by we Wronkach zacząć przygotowania do meczu z Łotwą, ja musiałem udać się do Włoch, ponieważ nie przeniesiono dziewiątej kolejki Serie B. W tejże bez kontuzjowanego Danucciego i przebywającego na zgrupowaniu reprezentacji Rezeka jechaliśmy do San Giovanni Valdarno, by zmierzyć się z Sangiovannese, drużyną, która dopiero drugi sezon bawiła w drugiej lidze, wcześniej tkwiąc w Serie C1. A skoro o tej mowa, coraz bardziej mi się wydawało, że za rok w analogicznym momencie będzie znajdować się tam Avellino.

 

Zdaniem fachowców byliśmy faworytem i pewniakiem do zwycięstwa w tym spotkaniu. Od początku zarysowała się nasza wyraźna przewaga, w 4. minucie obiliśmy poprzeczkę bramki Colelli, a pięć minut później Cabaye przejął piłkę wybitą po rzucie rożnym i ponownie odesłał ją w pole karne, gdzie między rywalami najwyżej wyskoczył Dahl i pokonał golkipera, wysuwając nas na prowadzenie. Gospodarzom nie wychodziła na dobre gra trójką w obronie, bo byli przez to w sporych opałach i co rusz robiliśmy przewagę liczebną na przedpolu. Szkopuł był jednak taki, że Sangiovannese grało trójką obrońców tak, jak my graliśmy czwórką, i w 25. minucie nasze sito zamiast defensywy pozwoliło Buonocore wyjść sam na sam z Tarantino i było 1:1. Dziesięć minut później Radovanović zabrał piłkę Aversano i ruszył wraz z Montalbo na samego Colellę, by obok bramkarza wysunąć do Adriano, dzięki czemu odzyskaliśmy prowadzenie. I zaraz też je oddaliśmy, gdy siermięga Magnani przepuścił między nogami podanie do Momentè, co stanowiło doskonałe podsumowanie beznadziejności naszej obrony.

 

Najgorsze działo się jednak dopiero po przerwie. Już w pierwszej akcji drugiej połowy nie najgorzej dotąd broniący Tarantino sparował strzał z dystansu Eversona prosto pod nogi schodzącego ze skrzydła Periego i już nie tylko nie prowadziliśmy, ale wręcz przegrywaliśmy. Skoro straciliśmy oparcie nawet w naszym bramkarzu, mecz był już rozstrzygnięty, ale i tak na kwadrans przed końcem Morabito chciał się upewnić, że tak jest i w niegroźnej sytuacji zrównał z ziemią Bonvissuto w naszej szesnastce, po czym rzut karny na gola zamienił Momentè. Już brakowało mi słów na opisanie tego, co prezentujemy sobą na boisku. Ten mecz był ostatnim, jaki w barwach Biancoverdi rozegrał Zamboni, który wylądował w rezerwach i na liście transferowej, a ja nawet nie wsiadałem do klubowego autokaru, tylko po ostrym ochrzanie od razu odjechałem na lotnisko.

10.10.2010, Stadio Virgilio Fedini, San Giovanni Valdarno, widzów: 4165

B (9/42) Sangiovannese [11.] - Avellino [12.] 4:2 (2:2)

 

9' A. Dahl 0:1

25' D. Buonocore 1:1

35' A. Montalbo 1:2

37' M. Momentè 2:2

46' M. PIeri 3:2

75' M. Momentè 4:2 rz.k.

 

Avellino: F.Tarantino 6 – F.Gavarini 6, A.Magnani 6, M.Zamboni 4 (38' A.Jean 7), G.Morabito 6 – A.Dahl 7 (46' R.Picolino 7), R.Picolino 6 (75' P.Malick 7), Y.Cabaye 7, M.Memoli 7 – A.Montalbo 7, I.Radovanović 6 (64' R.Maniero 7)

 

GM: Mattia Momentè (N, Sangiovannese) - 8

Odnośnik do komentarza

Łotyszów w Chorzowie trzeba było pokonać bez gadania, bo był to nasz pierwszy i zaraz jeden z bardzo niewielu teoretycznie łatwiejszych meczów w tej grupie, a słaby wynik znacznie komplikowałby naszą sytuację. Wcześniej jeszcze w Irlandii Rzeźniczak postanowił spróbować jakiegoś miejscowego przysmaku o tajemniczej nazwie, co skończyło się kiepsko dla jego żołądka. Zdecydowałem nie powoływać w jego miejsce obrońcy, tylko napastnika, postanawiając ściągnąć na zgrupowanie debiutanta Mateusza Cielucha, zawodnika Regginy, mogącego również występować w środku pola. Mogłem wrócić już do pewniejszego składu, gdyż wypoczęty był Mila, ponadto na lewej obronie dałem zadebiutować Kaźmierczakowi.

 

Byliśmy faworytem, ale ku powszechnemu zdumieniu to Łotwa zamknęła nas na naszej połowie i kiepsko to wyglądało. Przede wszystkim brakowało nam zdecydowania, bo jedno pewniejsze wejście w zawodnika przy piłce i wyprowadzenie kontry mogłoby sprowadzić nas na właściwe tory. Gdy już zaczęliśmy przejmować inicjatywę, w 35. minucie Golański nieatakowany przez nikogo cofnął się po piłkę pod linię końcową i wmaszerował w nasze pole karne, na koniec wystawiając ją do strzału zachwyconemu rywalowi i Łotwa za sprawą naszego obrońcy oraz Laizansa wyszła na prowadzenie. Stałem przy linii bocznej, kręcąc głową z niedowierzaniem, a w 42. minucie przy rzucie rożnym pewny zwykle Zganiacz przewrócił rywala w szesnastce, jeszcze bardziej dokładając do pieca. Strach pomyśleć co by było, gdyby Boruc nie obronił rzutu karnego i dobitki Reizndorfa...

 

W przerwie grzmiałem bez opamiętania, za Rasiaka wpuściłem debiutującego Cielucha, za kolaboranta Golańskiego również grającego pierwszy występ Piotrowskiego i poinformowałem na koniec drużynę, że bez zwycięstwa nie mają po co wracać.

 

Efekty były widoczne od zaraz, gdy od pierwszego gwizdka drugiej połowy zdusiliśmy Łotyszów i założyliśmy hokejowy zamek przed ich polem karnym. Ci początkowo skutecznie się okopywali, ale wreszcie w 52. minucie Gołoś wytrącił piłkę Ivanovowi, Smolarek po krótkim rajdzie podał przed pole karne do Ulatowskiego, a ten natychmiastowym strzałem przełamał ręce Kolinki. Poczułem ulgę, ale na radość to było za mało, bo remis nadal niewiele nam dawał. Dopiero w 66. minucie poderwałem się i wraz z ponad 42 tysiącami kibiców zacząłem otwarcie się cieszyć – z lewej strony dośrodkowanie przypuścił Mila, Smolarek za dalszym słupkiem zgasił piłkę i zagrał w poprzek bramki, gdzie Cieluch pewnie wbił ją do siatki. Łotwa próbowała jeszcze walczyć i szybko przeszła na 4-2-4, warto było zatem gości uspokoić. W 78. minucie ruszyliśmy z kontratakiem lewym skrzydłem, Mila zgrał do wychodzącego Zganiacza, ten zaś po rękach Kolinki wystawił piłkę Cieluchowi, który swój efektowny debiut uświetnił zdobyciem drugiego gola. Dopiero teraz Łotwa zamurowała dostęp do bramki i mogliśmy pewnie dowieźć 3:1 do końca.

13.10.2010, Stadion Śląski, Chorzów, widzów: 42 886; TV

EME (3/12) Polska [74.] - Łotwa [82.] 3:1 (0:1)

 

35' O. Laizans 0:1

42' A. Reizndorf (LVA) nw.rz.k.

52' K. Ulatowski 1:1

66' M. Cieluch 2:1

78' M. Cieluch 3:1

 

Polska: A.Boruc 8 – J.Błaszczykowski 7, P.Golański 5 (46' M.Piotrowski 7), M.Peković 7, P.Kaźmierczak 7 – E.Smolarek 8, K.Gołoś 6, M.Zganiacz 8, S.Mila 7 – G.Rasiak ŻK 6 (46' M.Cieluch 8), K.Ulatowski 8 (79' M.Saganowski 6)

 

GM: Mateusz Cieluch (OP PŚ, N Ś, Polska) - 8

 

Uratowanie twarzy przeciwko Łotwie wyszło nam wyjątkowo na dobre; Azerbejdżan przegrał 1:3 z Chorwacją, a Niemcy pokonały 2:0 Irlandię, dzięki czemu znaleźliśmy się na drugim miejscu z równą liczbą punktów, co Irlandczycy, a nadal mieliśmy do rozegrania jeden mecz więcej.

 

Druga grupa:

1. Irlandia – 7 pkt – 7:4

2. Polska – 7 pkt – 6:3

3. Łotwa – 6 pkt – 7:5

4. Niemcy – 6 pkt – 8:2

5. Chorwacja – 6 pkt – 6:3

6. Irlandia Północna – 3 pkt – 2:6

7. Azerbejdżan – 0 pkt – 1:14

Odnośnik do komentarza

Szczerze mówiąc, po zgrupowaniu reprezentacji dość niechętnie wracałem do Włoch. Z Avellino zaczynaliśmy być w tym sezonie głównymi specjalistami od frajerskich porażek, zaś ja coraz bardziej wyzbywałem się złudzeń, że jesteśmy w stanie utrzymywać się w środku tabeli, a początkowo wierzyłem. Teraz jeszcze na dzień dobry dowiedziałem się, że Picolino zaczął bez uzasadnienia opuszczać treningi, w rezultacie czego pożegnał się z dwutygodniowym poborem. Na mecz z Triestiną wartym odnotowania było uwzględnienie w wyjściowym składzie Longoniego, dla którego miał to być pierwszy występ w Serie B. Rywali już raz ograliśmy w tym sezonie, ale było to w kwalifikacjach Coppa Italia, w którym piłkarze z Triestu mogli oszczędzać się na ligę.

 

I rzeczywiście, wystarczyły zaledwie 4 minuty gry, by przy dośrodkowaniu Ilariego Tarantino jak idiota wyszedł na prawo poza pole bramkowe, pozwalając Improcie głową strącić piłkę do pustej bramki, czego napastnik gości nie omieszkał wykorzystać, zdobywając jedynego gola tego meczu. Przez kolejnych 86 minut ograniczaliśmy się do śmiesznych strzałów z dystansu, które jedynie straszyły kibiców i stojących za końcowymi bandami chłopców od podawania piłek. Z kolei gdy w ostatnim kwadransie udało nam się wypracować 2-3 sytuacje, w których nasi zawodnicy przyjmowali futbolówkę w polu karnym Triestiny, uderzenia z kilku metrów, które nie miały prawa zatrzymać się wcześniej, niż dopiero w siatce, były idealnie wymierzone w Vierę, kreując go za darmo na gracza meczu.

 

Była to aż szósta nasza porażka w sezonie, który przecież dopiero się rozkręcał, a już teraz byliśmy zaledwie dwa miejsca nad strefą spadkową.

17.10.2010, Stadio Partenio, Avellino, widzów: 12 105

B (10/42) Avellino [16.] - Triestina [5.] 0:1 (0:1)

 

4' U. Improta 0:1

27' F. Prevete (T) ktz.

 

Avellino: F.Tarantino 7 – M.Koenders 7, V.Cavallo 7, A.Jean 7, R.Bonetto 6 – A.Dahl 6, M.Logoni 6 (60' J.Rezek 6), C.Sarzi 7, S.Del Nero 6 (72' G.Morabito 6) – R.Maniero 7, A.Montalbo 6 (60' I.Radovanović 6)

 

GM: Sebastián Viera (BR, Triestina) - 9

Odnośnik do komentarza

Skoro zawodzili mnie kolejni zawodnicy, łącznie z tymi, którzy mieli być naszymi mocnymi punktami, postanowiłem zatem śmiało zmienić obsadę bramki. Scarso zaczął otwarcie narzekać na brak gry, z resztą nie dziwiłem mu się, a Tarantino po numerze przeciwko Triestinie nie zasługiwał na występ w podstawowym składzie. Poza tym za bezbarwnego Montalbo w ataku wystąpił Lattanzio i mogliśmy już przystępować do pojedynku z 21. w tabeli Lucchese. Jeśli i z tak słabym rywalem ponieślibyśmy porażkę na własne życzenie, oznaczałoby to, że Avellino będzie jednym z czterech spadkowiczów z Serie B.

 

Nie zdziwiłem się, gdy już w początkowej fazie meczu Lucchese uzyskało przewagę i czuło się na naszej połowie jak ryba w wodzie. Typowy dla nas obrazek w większości spotkań tego sezonu. A jednak w 8. minucie wywalczyliśmy rzut rożny, po którym piłka kilkukrotnie była wybijana poza pole karne gości, aż wreszcie po kolejnym powtórnym dośrodkowaniu pozostający z przodu Jean przeskoczył rywala i zgrał głową do Maniero, który zaskakująco łatwo umieścił piłkę w siatce. Później wróciliśmy do bronienia się i tak upływały minuty, a kibice, którzy po czterominutowym meczu z Triestiną troszkę odpuścili to spotkanie, zwyczajnie się nudzili, ożywiając się tylko wtedy, gdy Scarso co jakiś czas zmuszony był instynktownymi paradami przenosić nad poprzeczką groźne strzały w wykonaniu gości. W 71. minucie udało nam się wyjść z szybką akcją, po której wznawialiśmy z autu na wysokości pola karnego, a w tymże Bellesia chwycił w pół jednego z moich zawodników, po czym sędzia podyktował rzut karny dla Avellino, który Koenders z mistrzowską precyzją wstrzelił prosto w bramkarza.

 

Jakimś cudem się to na nas nie zemściło, w doliczonym czasie złapaliśmy jeszcze Rezenttiego na spalonym, i na tym zakończył się wieczór cudów na Stadio Partenio.

24.10.2010, Stadio Partenio, Avellino, widzów: 9843

B (11/42) Avellino [18.] - Lucchese [21.] 1:0 (1:0)

 

8' R. Maniero 1:0

71' M. Koenders (A) nw.rz.k.

 

Avellino: G.Scarso 7 – M.Koenders 7, V.Cavallo 6 (81' H.Messens 6), A.Jean 7, R.Bonetto 7 – A.Dahl 6 (71' S.Vicari 6), M.Logoni 7, C.Sarzi 7, S.Del Nero 7 – R.Maniero ŻK 8, R.Lattanzio 7 (71' I.Radovanović 6)

 

GM: Stefano Sambucini (BR, Lucchese) - 9

Odnośnik do komentarza

Przeskok z 34 na 42 spotkania w sezonie zaowocował częstym rozgrywaniem meczów co 3 dni, a to z kolei wprowadziło do składu przymusowe rotacje, bo wielu nie wytrzymywało takiego natłoku gry. I przed wyjazdem do Neapolu nie było inaczej, dlatego do gry nie nadawali się Lattanzio i Longoni. Pierwszego zastąpił Montalbo, drugiego Cabaye, z kolei na ławce zasiadł Dessena, który narzekał już na swoją rolę w klubie i chciałem dać mu wejść w drugiej połowie.

 

Przeznaczenie było jednak inne i po zaledwie 8. minutach gry boisko z mocno opuchniętym kolanem musiał opuścić Sarzi, za którego wszedł Dessena właśnie. Jak na typowanych do pewnego spadku graliśmy całkiem nieźle, nie tylko nie pozwalając Napoli rozwinąć skrzydeł, ale wręcz wypadając raz po raz z groźnymi akcjami, przy których bezlitośni snajperzy przynieśliby nam grad bramek. Niestety jednak Maniero i Montalbo całkowicie stracili skuteczność, którą imponowali wiosną, i podczas gdy napastnicy dowolnego rywala pewnie wykorzystywali sytuacje sam na sam, naszych asów takie coś przerastało. Podobnie było w 29. minucie, gdy Maniero zdołał wyłuskać piłkę fatalnemu Iodice i zgrał ją do Montalbo, Adriano oczywiście nie potrafił posłać futbolówki do siatki, ale na szczęście z dobitką na pustą bramkę pośpieszył Riccardo i nieoczekiwanie objęliśmy prowadzenie. Mecz przebiegał dla nas nader obiecująco, dlatego liczyłem na utrzymanie korzystnego wyniku lub jego podwyższenie.

 

Nadzieję podsyciła nawet sytuacja z 47. minuty, kiedy tym razem Iodice ośmieszył Montalbo identycznym odbiorem, tyle tylko, że tym razem Maniero był w stanie tylko upolować Rubinho i nici były z drugiego gola. Można byłoby się zastanawiać, czy pojedynki 1 vs 1 jednak nie są trudniejsze, niż się wydaje, ale kwadrans później wszelkie wątpliwości zostały rozwiane. Była 63. minuta, kiedy Piccolo wrzucił piłkę między naszych obrońców do Floro Floresa, który nie bawił się w ostrzeliwanie Scarso, a po prostu z dziecinną łatwością umieścił futbolówkę w siatce, i to mimo ostrego kąta oraz wychodzącego z bramki Gianluci. To ostatecznie utwierdziło mnie w przekonaniu, że po prostu nasi napastnicy to nieudacznicy, co dodatkowo podkreślił rezerwowy Radovanović, strzałem z dala od bramki marnując piłkę meczową.

27.10.2010, San Paolo, Neapol, widzów: 63 765

B (12/42) Napoli [10.] - Avellino [16.] 1:1 (0:1)

 

8' C. Sarzi (A) ktz.

29' R. Maniero 0:1

63' A. Floro Flores 1:1

 

Avellino: G.Scarso 8 – M.Koenders 7, V.Cavallo 7, A.Jean 9, R.Bonetto 5 (72' G.Morabito 7) – A.Dahl 7, Y.Cabaye 7, C.Sarzi Ktz 6 (8' D.Dessena 7), S.Del Nero 7 – R.Maniero ŻK 7 (64' I.Radovanović 7), A.Montalbo 7

 

GM: Arnaud Jean (O Ś, Avellino) - 9

Odnośnik do komentarza

Na zakończenie października wizytę złożył nam klub z miejscowości, która była świątynią Formuły 1, a więc zespół Monzy. Goście byli jedną z najsłabszych drużyn ligi i bardzo niewielu słabszych od nas, więc naturalnie liczyłem na piąty komplet punktów w sezonie. Pomóc nam miał w tym głodny gry Carlos Eduardo, który zastąpił leczącego rozciętą w meczu z Napoli rękę Montalbo, a w uniknięciu porażki Morabito na lewej obronie.

 

Po tym pokazie byłem już pewien, że w tej kampanii czeka nas nic więcej, jak tylko rozpaczliwa walka o utrzymanie. Najpierw Monza uzyskała przewagę na początku, nieco nas zaskakując, ale później zaczęliśmy łapać swój rytm i sukcesywnie przesuwaliśmy ciężar gry w stronę bramki rywali. I na tym się kończyło, bo w 24. minucie wolej Maniero z wysiłkiem na rzut rożny sparował Pignataro, później sytuację sam na sam w bramkarza Monzy władował Eduardo, swój wyczyn powtarzając w 62. minucie po fantastycznym dograniu na wolne pole od Dahla, kończąc w konsekwencji swój udział w spotkaniu. Prawdę mówiąc, przez cały mecz ani razu nie poderwałem się zbyt energicznie z ławki, a gdy w 82. minucie Gervasoni sfaulował Orlando w polu karnym, Danucci po prostu musiał z jedenastu metrów strzelić w środek bramki, wprost w Pignataro, który wyczekał do końca. W chwili obecnej gra Avellino niczym nie różniła się od tej, która ostatecznie wykurzyła mnie z Gratkorn, a mecz, który powinien zakończyć się pogromem gości, wypadł ostatecznie na nudny, bezbramkowy remis.

31.10.2010, Stadio Partenio, Avellino, widzów: 12 575

B (13/42) Avellino [15.] - Monza [21.] 0:0

 

82' C. Danucci (A) nw.rz.k.

 

Avellino: G.Scarso 8 – M.Koenders 7, V.Cavallo 6, A.Jean 7, G.Morabito 6 – A.Dahl 6 (79' J.Rezek 6), Y.Cabaye 7 (70' D.Dessena 6), C.Danucci 7, S.Del Nero 7 – R.Maniero 6, C.Eduardo 6 (62' A.Orlando 8)

 

GM: Massimo Pignataro (BR, Monza) - 8

Odnośnik do komentarza

Nieoczekiwanie zostałem okrzyknięty przez media idealnym kandydatem na świeżo zwolnione stanowisko menedżera... austriackiego Pasching, które tkwiło na ostatnim miejscu T-Mobile Bundesligi. Zespół ten był jednym z bardziej przeze mnie nielubianych, więc nie krępowałem się przed otwartym wyśmianiem tych rewelacji prasowych.

 

 

Październik 2010

 

Bilans (Avellino): 1-2-3, 4:7

Serie B: 15. [-0 pkt do Novary, +0 pkt nad Catanzaro]

Coppa Italia: Pierwsza runda, vs. Atalanta

Finanse: 190 tys. euro (-629 tys. euro)

Gole: Riccardo Maniero i Adriano Montalbo (po 6)

Asysty: Simone Del Nero i Igor Radovanović (po 3)

 

Bilans (Polska): 1-1-0, 4:2

Eliminacje ME 2012: 2. [-0 pkt do Irlandii, +1 pkt nad Łotwą]

 

 

 

Ligi:

 

Anglia: Arsenal Londyn [+1 pkt]

Austria: Austria Wiedeń [+1 pkt]

Francja: OSC Lille [+4 pkt]

Hiszpania: Real Madryt [+0 pkt]

Niemcy: Werder Brema [+1 pkt]

Polska: Wisła Kraków [+2 pkt]

Rosja: CSKA Moskwa [+9 pkt]

Szwajcaria: FC Basel [+7 pkt]

Włochy: AS Roma [+1 pkt]

 

Liga Mistrzów:

- Legia Warszawa, gr. G, 0:2 u siebie z Arsenalem Londyn

 

Puchar UEFA:

- Wisła Kraków, gr. H, 1:1 na wyjeździe z Rot-Weiss Essen

 

Reprezentacja Polski:

- 09.10, eliminacje ME 2012, Irlandia - Polska, 1:1

- 13.10, eliminacje ME 2012, Polska - Łotwa, 3:1

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1293], 2. Anglia [1245], 3. Francja [1154], ..., 74. Polska [518]

Odnośnik do komentarza

Ostatnim meczem przed zbawienną dla mnie przerwą reprezentacyjną był wyjazdowy pojedynek z Rimini, ligowym średniakiem. Po raz kolejny zmieniłem nieco skład ataku, gdyż dla Eduardo również wykończenie sytuacji sam na sam z bramkarzem było wyzwaniem z gatunku złapania muchy w locie pałeczkami do ryżu i w jego miejsce wskoczył Lattanzio.

 

Gospodarzom wystarczyły raptem trzy minuty, by Jean hasał radośnie na środku boiska, a Costantini zagrał w lukę po naszym leserze do Mielnikowa, który sam przed Scarsco spokojnie uderzył po ziemi przy słupku, zapewniając Rimini szybsze zwycięstwo, niż to, które odniosła nad nami Triestina. W odpowiedzi nieco ponad 10 minut później Cabaye wyprawił Lattanzio sam na sam z Agilardim, po czym nasz napastnik precyzyjnym strzałem omal nie odstrzelił wątroby bramkarzowi rywali. Pozostałą część meczu, szczególnie całą drugą połowę uparcie trzymaliśmy się z dala od bramki Rimini, w rezultacie czego ani razu nie byliśmy nawet bliscy zagrożenia wygranej gospodarzy. Z resztą, chociażbyśmy wykreowali jakieś doskonałe okazje, w przypadku Avellino nawet akcja dwóch na samego bramkarza to prawdopodobnie zaledwie 10% szansy na gola.

05.11.2010, Stadio Romeo Neri, Rimini, widzów: 4981

B (14/42) Rimini [10.] - Avellino [15.] 1:0 (1:0)

 

3' A. Mielnikow 1:0

 

Avellino: G.Scarso 6 – M.Koenders 6, V.Cavallo 5 (18' H.Messens 7), A.Jean 7, G.Morabito 7 – A.Dahl 6, Y.Cabaye 7, C.Danucci ŻK 7, S.Del Nero 6 (77' J.Rezek 6) – R.Maniero 7, R.Lattanzio ŻK 6 (67' I.Radovanović 6)

 

GM: Pietro Accardi (O LŚ, Rimini) - 8

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...