Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Igor nadal siał zamęt w naszej szatni, a kiedy ponownie w przeciągu dwóch dni przeczytałem jego żale w prasie, zaś Cangelosi doniósł mi, że po raz kolejny nie raczył stawić się na treningu, moja reakcja była natychmiastowa – kara finansowa i koniec przygody Igora z moim zespołem.

 

 

Z czerwoną latarnią ligi, Sangiovannese, które wychodząc z nami na murawę miało na koncie pięć kolejnych porażek i w sumie osiem meczów z rzędu bez wygranej, mieliśmy wręcz obowiązek wygrać bez gadania, nawet pomimo faktu gry na wyjeździe. Nareszcie obyło się bez kolejnych urazów i mogłem wystawić w stu procentach niezmieniony skład ze spotkania z Vicenzą.

 

Zaczęło się jednak nader znajomo, bo po trzech minutach De Gennaro błędnie obliczył tor lotu piłki, Costantino słabo uderzył zza pola karnego, a Vergari w równie słabym stylu nie poradził sobie z ledwo lecącą futbolówką. Nie powiem, bardzo mnie ta scena rozczarowała, ale piłkarzy chyba również, bo dwadzieścia minut zajęło nam podniesienie się. Po tym czasie jednak Picolino zdążył do wybitej poza pole karne piłki, Almeida następnie przepchnął ją między nogami obrońcy do Maniero, ten zaś pewnie strzelił obok bramkarza, wyrównując na 1:1. Teraz zaczęliśmy łapać wiatr w żagle, sześć minut później Crimi wreszcie pewnie wygrał pojedynek główkowy, w przedzie Hugo Almeida bez problemu zgubił Rafaela Diasa, po czym w sytuacji sam na sam z Mancino dał nam prowadzenie. Krótko przed przerwą ten sam Dias podarował nam rzut karny przez zagranie ręką, który skutecznie wykonał Picolino. Niestety Sangiovannese od razu po wznowieniu gry przeniosło się pod naszą bramkę, a De Gennaro nie upilnował Ferrettiego, przez co ten musiał jedynie przystawić nogę.

 

Kilka minut po przerwie wybiliśmy gospodarzom z głów głupie myśli po tym, jak Danucci zabrał piłkę Evertonowi w środku pola i po wymianie podań z Maniero wysunął między obrońców do Memolego, który podwyższył na 4:2. Od tej pory kontrolowaliśmy przebieg spotkania, nie dane było dokończyć go Maniero, który musiał opuścić boisko z powodu stłuczonego żebra, a drugie z rzędu zwycięstwo było dla nas od dłuższego czasu czymś niesamowitym. Czy oznaczało to lepsze czasy dla Avellino? Wolałem pozostawić to pytanie bez odpowiedzi.

12.02.2012, Stadio Virgilio Fedini, San Giovanni Valdarno, widzów: 1002

B (29/42) Sangiovannese [22.] - Avellino [12.] 2:4 (2:3)

 

3' G. Costantino 1:0

24' R. Maniero 1:1

30' H. Almeida 1:2

44' R. Picolino 1:3 rz.k.

45' D. Ferretti 2:3

53' M. Memoli 2:4

68' R. Maniero (A) ktz.

 

Avellino: J.Vergari 7 – M.De Gennaro 7, V.Crimi 8, H.Messens 7, G.Scaturro 7 – A.Dahl 7 (81' J.Valera 6), R.Picolino ŻK 7 (74' D.Dessena 7), C.Danucci 8, M.Memoli 7 – H.Almeida 8, R.Maniero Ktz 7 (68' D.Lombardi 6)

 

GM: Ciro Danucci (DP, Avellino) - 8

Odnośnik do komentarza

Założonym przeze mnie celem na luty było zdobycie minimum dziewięciu punktów. Myślałem jednak, że będziemy mogli pokusić się o nie w trzech spotkaniach wieńczących miesiąc, tymczasem już dwa spotkania przed końcem cieszyliśmy się z sześciu "oczek" stanowiących 2/3 celu. Teraz mieliśmy szansę na zebranie kompletu, podejmując na Partenio słabiuchną Foggię, uzupełniwszy wcześniej lukę w składzie Lombardim.

 

Nad zastępstwem kontuzjowanego Maniero chwilę się zastanawiałem, ale ostatecznie mój wybór okazał się nad wyraz trafiony. Wcześniej jednak mecz znowu zaczął się od wpadki Vergariego, który w 13. minucie spotkania przepuścił kolejną szmatę z dystansu, tym razem w wykonaniu Sforziniego, będącego tak daleko od naszej szesnastki, że aż obrońcy nie widzieli sensu w tak dalekim obskakiwaniu go. Tym razem znacznie szybciej wróciliśmy do gry; już dwie minuty później Picolino zabrał się z piłką na przebój środkiem boiska, następnie Dahl dośrodkował z prawego skrzydła przed bramkę, gdzie sprytnie ustawił się Lombardi i głową z najbliższej odległości wyrównał stan meczu. Kwadrans później rozegraliśmy piłkę w bliźniaczy sposób, ponownie czarną robotę wykonało prawe skrzydło, a na końcu Hugo Almeida zagrał po rękach Speroniego w poprzek bramki, skąd Lombardi po raz drugi wpisał się na listę strzelców i objęliśmy prowadzenie.

 

Jeszcze przed przerwą wywalczyliśmy rzut rożny, z którego dośrodkował Memoli, a Danucci świetnie się ustawił, zgasił piłkę i rąbnął płasko przy krótkim słupku, zanim bramkarz zdołał kiwnąć palcem. W drugiej połowie Vergari po delikatnym ochrzanie wziął się już w garść i bronił bardzo dobrze, wykonaliśmy zatem plan minimum, jaki postawiłem przed nami na luty, a Foggia nie była w stanie nam zagrozić nawet wtedy, gdy musieliśmy kończyć w osłabieniu z powodu pękniętego nadgarstka Memolego. Kibice już dawno nie byli świadkami zgarnięcia przez Avellino dziewięciu punktów w trzy kolejki.

19.02.2012, Stadio Partenio, Avellino, widzów: 12 525

B (30/42) Avellino [10.] - Foggia [19.] 3:1 (3:1)

 

13' F. Sforzini 0:1

15' D. Lombardi 1:1

32' D. Lombardi 2:1

43' C. Danucci 3:1

89' M. Memoli (A) ktz.

 

Avellino: J.Vergari 8 – M.De Gennaro 7, V.Crimi 7, H.Messens ŻK 7, G.Scaturro 8 – A.Dahl 7 (66' J.Valera 7), R.Picolino 8, C.Danucci 8 (80' D.Dessena 6), M.Memoli Ktz 8 – H.Almeida 7 (77' I.Radovanović 6), D.Lombardi 8

 

GM: Mattia Memoli (P L, Avellino) - 8

Odnośnik do komentarza

Niestety prześwietlenie wykonane w szpitalu potwierdziło najgorsze przypuszczenia – Mattia Memoli doznał pęknięcia kości nadgarstka. W tej sytuacji musiałem znaleźć dla niego zastępstwo na lewym skrzydle i znalazłem je w osobie Simone Del Nero. Trzy zwycięstwa z rzędu rozbudziły nadzieje na lepsze jutro na Partenio, ja zaś zastanawiałem się, czy nasza nadzwyczajna zwyżka formy była tylko wynikiem gry ze słabymi, nie licząc Vicenzy, rywalami, czy jest ona prawdziwa. Odpowiedź na to pytanie miałem poznać w wieńczącym luty meczu z Hellasem Verona i była ona aż nazbyt dosadna.

 

Zagraliśmy po prostu tragicznie i przerżnęliśmy ten mecz w starym, dobrym, żenującym stylu. Pierwsze pół godziny jeszcze jakoś się prezentowaliśmy, a gdyby nasi napastnicy nie strzelali tylko i wyłącznie w bramkarza, Hellas miałby nie lada kłopoty. Tak zaś w 30. minucie Sanna fatalnie uderzył głową przed naszą bramką, ale trafiony piłką Messens zdobył gola samobójczego, po którym wszystko poszło w pizdu. W doliczonym czasie Sanna już samodzielnie zdobył gola, kiedy po dośrodkowaniu Pienaara bez trudu odepchnął Picolino, rąbnął po poprzeczkę i było po meczu.

 

Po przerwie już totalnie nie istnieliśmy na boisku i kolejne bramki dla Verony były kwestią czasu. Ten zaś szybciutko ją rozstrzygnął, bowiem zaledwie trzye minuty po rozpoczęciu drugiej połowy rezerwowy Casadei dał się kiwnąć Sannie niczym tyczka na treningu, a Vergari tak czy siak po raz trzeci musiał wyciągać piłkę z siatki. W 78. minucie dobił nas Del Nero, który sfaulował Ruggeriego na linii pola karnego, a z rzutu wolnego wynik na 0:4 ustalił Mazzeo. Dopiero teraz Hellas pilnował wyniku, co pozwoliło Lombardiemu jeszcze dwukrotnie uderzyć prosto w bramkarza. Po trzech meczach bujania w obłokach wróciliśmy na ziemię, a oceny za ten mecz wystawione naszym zawodnikom najlepiej odzwierciedlały, jak beznadziejnym zespołem dziś byliśmy. A może zlepkiem przypadkowych ludzi?

25.02.2012, Stadio Bentegodi, Werona, widzów: 13 099

B (31/42) Hellas Verona [13.] - Avellino [9.] 4:0 (2:0)

 

30' H. Messens 1:0 sam.

45+2' A. Sanna 2:0

48' A. Sanna 3:0

78' D. Mazzeo 4:0

 

Avellino: J.Vergari 5 – M.De Gennaro 5, V.Crimi 5 (46' G.Casadei 6), H.Messens 5, G.Scaturro 5 – A.Dahl 5 (49' J.Valera 6), R.Picolino 6, C.Danucci 5, S.Del Nero 5 – H.Almeida 5, D.Lombardi 6 (73' R.Lattanzio 6)

 

GM: Dario Blasi (O Ś, Hellas Verona) - 10

Odnośnik do komentarza

Na koniec miesiąca, który rozpoczęliśmy i zakończyliśmy porażkami 0:4, ponownie kontuzji doznał Hugo Almeida, z naciągniętym ścięgnem podkolanowym marzec mając już praktycznie z głowy.

 

 

Luty 2012

 

Bilans (Avellino): 3-0-2, 11:14

Serie B: 10. [-1 pkt do Vicenzy, +1 pkt nad Rimini]

Coppa Italia: –

Finanse: -4,36 mln euro (-412 tys. euro)

Gole: Hugo Almeida, Riccardo Maniero i Rodrigo Picolino (po 11)

Asysty: Juan Valera (7)

 

Bilans (Polska): 1-0-0, 1:0

EURO 2012: grupa A

Ranking FIFA: 30. [+1]

 

 

 

Ligi:

 

Anglia: FC Liverpool [+2 pkt]

Austria: Austria Wiedeń [+2 pkt]

Francja: Bastia [+8 pkt]

Hiszpania: Valencia [+9 pkt]

Niemcy: Bayern Monachium [+2 pkt]

Polska: Legia Warszawa [+5 pkt]

Rosja: –

Szwajcaria: FC Basel [+0 pkt]

Włochy: Juventus Turyn [+2 pkt]

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

- Legia Warszawa, 1/16 finału, 2:3 i 1:4 z Betisem Sevilla; out

- Wisła Kraków, 1/16 finału, 1:1 i 1:2 z Fenerbahçe; out

 

Reprezentacja Polski:

- 08.02, Mecz towarzyski, Polska - Ghana, 1:0

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1644], 2. Francja [1256], 3. Hiszpania [1229], ..., 30. Polska [664]

Odnośnik do komentarza

Siedemnasta w tabeli Triestina była kolejnym w ostatnim czasie zespołem z gatunku tych słabszych na naszej drodze. Nic więc dziwnego, że liczyłem na zwycięstwo, skoro zarówno z Sangiovannese, jak i Foggią dopinaliśmy swego, a zespół grał wtedy składnie i skutecznie. Przed kilkoma dniami niestety żelazny skład, na który zdecydowałem stawiać bez względu na wyniki, koszmarnie zawiódł przeciwko Veronie, dlatego nic nie było pewne.

 

I bardzo słuszne były moje uwagi. Znowu na boisku byliśmy zdezintegrowaną zbieraniną z dziurawą obroną, bierną pomocą i żałośnie nieskutecznym atakiem. Nie miałem już pojęcia, od czego to wszystko zależy – niezależnie od poleceń na odprawie, szlifowanych zagrań na treningach i moich rozmów z zespołem, piłkarze grali według siebie; kiedy mieli ochotę przegrać – przegrywali, zazwyczaj wysoko, a kiedy akurat uznawali, że chcą powalczyć, potrafili zagrać dobre spotkanie. Tego wieczoru akurat nie chcieli, nawet pomimo faktu, że nasze poczynania były transmitowane na żywo w całym kraju. W 18. minucie Greco posłał krótkie dośrodkowanie w nasze pole karne, a ociężały jak żelbetonowy kloc Messens nawet nie zorientował się, kiedy Montalto go zgubił i niemal z linii bramkowej strącił piłkę do naszej siatki.

 

Przed kolejnym hokejowym pogromem chroniły nas tylko strzały na wiwat gospodarzy, które godne były zajmowanej przez nich pozycji w tabeli, a potrafili oni koszmarnie przestrzelić uderzenie nawet z kilku metrów. Vergari do tego stopnia przyzwyczaił się do takiego stanu rzeczy, że gdy w 35. minucie Longhi zawinął rogala z trzydziestu metrów, nasz bramkarz ani drgnął, odprowadzając piłkę do bramki. Z mentalnością tego zespołu już teraz było po wszystkim, ale nie po strzelaniu. Przez pierwszy kwadrans drugiej połowy Triestina bawiła się z nami w kotka i myszkę, aż w końcu gospodarze bez trudu rozbili w drobny mak naszą tzw. defensywę, Scaturro jeszcze nawet precyzyjnie odegrał przechwyconą piłkę Domínguezowi i kolejna wysoka porażka obróciła się w fakt. Po tym spotkaniu medialnej krytyki dorobił się Dahl, ale dobrze wiedziałem, że oprócz rozładowania części nerwów nie przyniesie to nic więcej.

02.03.2012, Stadio Nereo Rocco, Triest, widzów: 8460; TV

B (32/42) Triestina [17.] - Avellino [10.] 3:0 (2:0)

 

18' A. Montalto 1:0

35' S. Longhi 2:0

60' J. Domínguez 3:0

75' S. Viera (T) ktz.

 

Avellino: J.Vergari 6 – M.De Gennaro ŻK 6, V.Crimi 6, H.Messens 7, G.Scaturro 6 – A.Dahl 5, R.Picolino ŻK 6 (60' D.Dessena 7), C.Danucci 5, S.Del Nero 6 – R.Maniero 5 (77' R.Lattanzio 7), D.Lombardi 6 (60' I.Radovanović 6)

 

GM: Sergio Longhi (DP, OP PŚ, Triestina) - 8

Odnośnik do komentarza

Skoro już nawet stały skład nie gwarantował tego minimalnego zgrania, nie krępowałem się z wymianą zatrutych jabłek przed kolejnym meczem, w którym na Partenio mieliśmy podejmować Modenę. Podjąłem zatem decyzję o tym, że Vergari grał już wystarczająco długo, by zacząć prezentować równą formę, i zastąpiłem go Langlois, o tym, że nie zamierzam dłużej trzymać w wyjściowej jedenastce Dahla, który zagrał dwa koszmarne występy pod rząd, a także o tym, że Danucci usiądzie tym razem na trybunach, zaś w jego miejsce wystąpi Kwiatkowski. Dzień przed meczem Cangelosi zasugerował natomiast, że warto byłoby dać szansę Balzano, który w rezerwach zrobił ponoć znaczne postępy, więc i on rozpoczął mecz od pierwszej minuty.

 

Niesamowite było to, że kibice nadal zjawiali się na naszych spotkaniach, mimo że prezentowaliśmy żałosny poziom. Być może nadal wierzyli, że rychło nadejdzie dzień, w którym Avellino stanie się profesjonalnym klubem nie tylko w papierach, ale także na boisku, lecz tym razem czekało ich kolejne rozczarowanie, przez które ostatnie minuty rozgrywaliśmy przy niemal całkowicie wyludnionych trybunach. Zaczęło się w 11. minucie, kiedy Balzano dwoma fatalnymi zagraniami pod rząd skutecznie napędził akcję gości, po której Luciani płasko uderzył zza pola karnego, a stojący przed bramką Langlois jedynie obejrzał się za piłką, nie wykonując ani jednego ruchu, który można byłoby zakwalifikować jako próbę interwencji. Osiem minut później przeprowadziliśmy jedyną składną akcję w tym meczu, po której Scaturro dośrodkował spod linii bocznej, a Maniero sięgnął piłki, po ziemi kierując ją do bramki Modeny.

 

Nasi kibice mieli nadzieję, że teraz zaczniemy grać, ale w 30. minucie czekał na nich kubeł zimnej wody, kiedy goście rozegrali piłkę na naszym przedpolu, Balzano zszedł ze swojej pozycji, przez co zrobił miejsce Campedellemu, natomiast Langlois znowu stał w miejscu, nie ruszając się o krok. Po przerwie było jeszcze gorzej, a zaczął Messens, któremu rywale zawdzięczali rzut karny w 47. minucie. Tym razem Langlois błysnął paradą i pewnie odbił jedenastkę, lecz coś musiało pójść nie tak i wprowadzony na boisko Esposito nadal paradował przed naszą bramką, zamiast ruszyć do przodu na swoją pozycję, w rezultacie już po chwili został nabity piłką, zaliczając samobójcze trafienie. Chwilę przed końcem meczu, gdy trybuny świeciły już pustkami, tak chwalony przez mojego asystenta Balzano zarobił jeszcze czerwoną kartkę, a rzut wolny po jego faulu na czwartego gola zamienił ten, który otwierał wynik, czyli Luciani. Miałem już serdecznie dosyć tej bandy szmaciarzy, więc jeszcze jeden tego typu popis mógł oznaczać, że po Włoszech pozostaną mi zdjęcia i niekoniecznie dobre wspomnienia.

11.03.2012, Stadio Partenio, Avellino, widzów: 13 056

B (33/42) Avellino [13.] - Modena [8.] 1:4 (1:2)

 

11' V. Luciani 0:1

19' R. Maniero 1:1

30' N. Campedelli 1:2

47' V. Luciani (M) nw.rz.k.

47' V. Esposito 1:3 sam.

86' A. Balzano (A) czrw.k.

87' V. Luciani 1:4

 

Avellino: F.Langlois 7 – G.Casadei 6, A.Balzano CzK 5, H.Messens5, G.Scaturro ŻK 6 – J.Valera 6 (64' D.Dessena 6), R.Picolino 6 (46' D.Dessena 6), M.Kwiatkowski ŻK 7, S.Del Nero 7 – R.Maniero 7, D.Lombardi 7 (77' I.Radovanović 6)

 

GM: Vincenzo Luciani (OP PLŚ, N Ś, Modena) - 10

Odnośnik do komentarza

Przed czwartą porażką z rzędu postanowiłem dać Felipe popełnić jeszcze kilka błędów, ponieważ naturalnie za czerwoną kartkę zawieszony był Balzano, natomiast za beznadziejnego Messena oraz Casadei zagrali Crimi i wracający z zawieszenia De Gennaro. Rimini zjawiło się w mieście w niezwykle luzackich nastrojach, czemu nie można było się dziwić, bo rywale dobrze wiedzieli, że z Avellino mają pewne trzy punkty. Nie spodziewali się chyba jednak, że przyjdzie im na nie zapracować trochę ciężej, niż przypuszczali.

 

Owszem, nasza obrona nie stanowiła dla przeciwnika żadnej przeszkody i z łatwością dochodzili do sytuacji strzeleckich, tyle że na ich drodze stanął Langlois, który po słabiutkim meczu z Modeną zaczął w końcu bronić i pewnie przenosił piłki nad poprzeczką, z minuty na minutę burząc pewność siebie napastników Rimini. My tylko raz na poważnie zagroziliśmy bramce przyjezdnych, kiedy Lombardi przyjął piłkę w polu karnym, uwolnił się spod opieki obrońcy i huknął w bramkarza, a tak to Valera nieustannie gubił się na prawym skrzydle, po kwadransie kontuzji doznał Kwiatkowski i musiał opuścić boisko, natomiast stoperzy grali coraz delikatniej. W końcu w 40. minucie stało się oczywiste, kiedy Cinelli z łatwością uciekł De Gennaro, a anemik Crimi stał biernie, podczas gdy Poli przeskakiwał go, z najbliższej odległości wpychając piłkę do naszej bramki.

 

W tym wszystkim ponownie zaskakiwali mnie tylko kibice, którzy wypełniając w ponad połowie trybuny Partenio oglądali to spotkanie. Po piętnastu minutach drugiej połowy mogli się nawet poderwać w nadziei, bowiem po jednej z akcji wywalczyliśmy rzut rożny, a po wrzutce Picolino Marínez przewrócił Valerę. Zastanawiałem się, co zrobi Picolino, ale ten pewnie uderzył z jedenastu metrów, wyrównując wynik meczu. Co najlepsze, wciąż trzymaliśmy grę z dala od naszej bramki, co robiliśmy niezwykle rzadko. Kiedy zanosiło się już na niespodziankę, w 79. minucie Crimi po raz drugi zawalił krycie Polego, tak że ten mógł spokojnie skierować do naszej bramki dośrodkowanie Martíneza. Wszystko wróciło zatem do normy i zgodnie z oczekiwaniami dobraliśmy do karety w kwestii przegranych pod rząd.

18.03.2012, Stadio Partenio, Avellino, widzów: 18 720

B (34/42) Avellino [13.] - Rimini [11.] 1:2 (0:1)

 

14' M. Kwiatkowski (A) ktz.

40' S. Poli 0:1

59' R. Picolino 1:1 rz.k.

79' S. Poli 1:2

 

Avellino: F.Langlois 7 – M.De Genaro 6, V.Crimi 6, Felipe 6, G.Scaturro 7 – J.Valera 7, R.Picolino 7, M.Kwiatkowski Ktz 6 (14' V.Esposito 7), S.Del Nero 6 – R.Maniero 6 (46' R.Lattanzio 6), D.Lombardi 6 (75' I.Radovanović 7)

 

GM: Simone Poli (N, Rimini) - 8

Odnośnik do komentarza

Po czterech klęskach z rzędu prasa już w najlepsze rozpisywała się o Avellino jako wiecznym średniaku, śmiało wytykano nam naszą niezbyt poważną postawę na boisku i podkreślano serię porażek, mnie samego natomiast doszły słuchy, że podobno kibice już po cichu zaczynali rozmawiać między sobą o nowym menedżerze. Tymczasem 25 marca czekał nas mecz z Noceriną, która tkwiła w strefie spadkowej, ale to, czy odniesiemy sukces, nie zależało wyłącznie ode mnie, a w sporej mierze od tego, czy moi zawodnicy zechcą w końcu zagrać na sto procent możliwości.

 

Akurat zechcieli i profesjonalnie ze mną współpracowali, dzięki czemu pierwszy raz od niesamowitej serii trzech zwycięstw mogłem bez przeszkód sprawować pieczę nam zespołem. Po sześciu minutach Valera ruszył na przebój prawym skrzydłem, następnie zagrał do środka na Picolino, strzał Rodrigo odbił Zanon, ale na miejscu był Lombardi i wepchnął piłkę do pustej bramki. Cztery minuty później po szybkiej, kombinacyjnej grze wyjątkowo solidny Felipe dalekim wybiciem uruchomił nasz kontratak, a Maniero zastawił się przed obrońcą i wyszedł sam na sam z bramkarzem, po czym balansem ciała oszukał Zanona i podwyższył na 2:0. Już dawno nie mieliśmy tak udanego początku, szkoda tylko, że później nie udało nam się zdobyć kolejnych goli.

 

Po przerwie nadal utrzymywał się status quo, ale Nocerina spisywała się na tyle mizernie w ataku, że mogliśmy czuć się niezagrożeni. Wyglądało więc na to, że zmierzamy po spokojne zwycięstwo, zwłaszcza, gdy minęła już 80. minuta, a na tablicy nadal widniało względnie bezpieczne 2:0 dla Wilków. Niestety chwilę przed końcem Nocerina ruszyła z jednym z niewielu ataków w tym spotkaniu, Langlois zupełnie niepotrzebnie wyszedł do piłki na skraj pola karnego, a choć Noselli nie zdołał posłać futbolówki w światło pustej w tym momencie bramki, to jednak Iori skutecznie ją w niej umieścił. Gospodarzom na szczęście zabrakło czasu na gola wyrównującego, dzięki czemu uratowaliśmy tak rzadkie zwycięstwo.

25.03.2012, Stadio San Francesco, Nocera Inferiore, widzów: 1972

B (35/42) Nocerina [21.] - Avellino [13.] 1:2 (0:2)

 

6' D. Lombardi 0:1

10' R. Maniero 0:2

86' G. Iori 1:2

 

Avellino: F.Langlois 7 – M.De Genaro 7, V.Crimi 7, Felipe 8, G.Scaturro 7 – J.Valera ŻK 7 (83' D.Dessena 6), R.Picolino 7, Y.Cabaye 7 (67' V.Esposito 7), S.Del Nero 7 – R.Maniero 7 (74' R.Lattanzio 6), D.Lombardi 8

 

GM: Felipe (O Ś, Avellino) - 8

Odnośnik do komentarza

No właśnie nie mogę znaleźć sobie tego właściwego miejsca. W Gratkorn szybko dobiłem do kresu możliwości, z kolei w Avellino stadion jest, renoma ligi jest, piłkarzy mam teoretycznie fantastycznych, ale po prostu nie mają ochoty grać na 100% swoich możliwości, czego efektem są seryjne wysokie porażki. Mógłbym zabrać ze sobą Hugo Almeidę, Kwiatkowskiego, Lattanzio, czy Memolego, ale cała reszta brakiem ambicji skutecznie ich dusi. Chyba nie bez powodu we Włoszech nie wysiedziałem dotąd dłużej, niż dwa sezony.

Odnośnik do komentarza

Marzec 2012

 

Bilans (Avellino): 1-0-3, 4:10

Serie B: 13. [-3 pkt do Torino, +5 pkt nad Triestiną]

Coppa Italia: –

Finanse: -5,13 mln euro (-770 tys. euro)

Gole: Riccardo Maniero (13)

Asysty: Juan Valera (8)

 

Bilans (Polska): 0-0-0, 0:0

EURO 2012: grupa A

Ranking FIFA: 29. [+1]

 

 

 

Ligi:

 

Anglia: FC Liverpool [+0 pkt]

Austria: GAK Graz [+1 pkt]

Francja: Bastia [+5 pkt]

Hiszpania: Valencia [+11 pkt]

Niemcy: Bayern Monachium [+5 pkt]

Polska: Legia Warszawa [+8 pkt]

Rosja: Anży Machaczkała [+3 pkt]

Szwajcaria: FC Basel [+5 pkt]

Włochy: Juventus Turyn [+2 pkt]

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

-

 

Reprezentacja Polski:

-

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1594], 2. Francja [1256], 3. Hiszpania [1229], ..., 29. Polska [664]

Odnośnik do komentarza

Po meczu z Torino, który graliśmy od razu na początku kwietnia, nie robiłem sobie wielkich nadziei, bo z tym rywalem potrafiliśmy prowadzić już 3:0, by ostatecznie nie było mowy o komplecie punktów. Mi samemu już coraz trudniej było motywować się do działań, skoro od prawie dwóch lat nie widziałem ich efektów, zatem co dopiero mogło się dziać w głowach moim podopiecznych?

 

A ci znowu idealnie zaskoczyli, pokazując, że jeśli tylko chcą, mogą nawiązać walkę z każdym; nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego nie wychodzą na boisko z takim nastawieniem zawsze, a jedynie od święta. Zaczęliśmy cokolwiek po staremu, ponieważ po dziesięciu minutach gry i rzucie rożnym dla Avellino goście wybili piłkę, w okolicy linii środkowej opanował ją sam jak palec Innocenti, z łatwością ominął szerokim łukiem dwóch zabezpieczających tyły stoperów i spokojnym strzałem pokonał naszego bramkarza. Zastanawiałem się, w którym momencie ostatecznie pękniemy i posypią się bramki, tak jak to było chociażby z Hellasem Verona lub Modeną, a tymczasem kwadrans później nadal graliśmy dobrze, Lombardi przyjął zagranie na lewym skrzydle, Scaturro dośrodkował na szesnasty metr, a tam Maniero podciął piłkę głową, szczęśliwie zaskakując Storariego. Mało tego, sześć minut później z rzutu wolnego centrę posłał tym razem De Gennaro, Cabaye uderzył z ostrego kąta, a do odbitej przez bramkarza piłki jako pierwszy dopadł Lombardi i pewnie wklepał ją do bramki. Forza Avellino!

 

W drugiej połowie tempo gry spadło, turyńczycy tkwili pogrążeni w głębokim śnie, dzięki czemu czas uciekał, a wynik nie ulegał zmianie. W pewnym momencie rywale przeszli na 4-2-4, stawiając wszystko na jedną kartę, ale wreszcie w doliczonym już czasie udało nam się wyjść z jedną z ostatnich kontr, po której wywalczyliśmy rzut rożny. Rezerwowy Esposito zdecydował się na dośrodkowanie na dalszy słupek, tam zaś nieoczekiwanie najwyżej wyskoczył Maniero i główką z najbliższej odległości zdobył swojego drugiego gola, zapewniając nam jednocześnie drugie z rzędu zwycięstwo.

01.04.2012, Stadio Partenio, Avellino, widzów: 12 955

B (36/42) Avellino [13.] - Torino [12.] 3:1 (2:1)

 

10' M. Innocenti 0:1

26' R. Maniero 1:1

32' D. Lombardi 2:1

90+1' R. Maniero 3:1

 

Avellino: F.Langlois 7 – M.De Genaro 7, V.Crimi 7, Felipe 8, G.Scaturro 6 (84' G.Morabito 6) – J.Valera 7, R.Picolino 7, Y.Cabaye 7 (73' V.Esposito 7), S.Del Nero 7 – R.Maniero 9, D.Lombardi 7 (67' A.Montalbo 6)

 

GM: Riccardo Maniero (N, Avellino) - 9

Odnośnik do komentarza

Nieoczekiwana zwyżka formy sprawiła, że nagle perspektywa wyjazdowej potyczki z jednym z głównych kandydatów do awansu, drugą w tej chwili w lidze Piacenzą nie była już tak straszna. Najlepszy przed tygodniem Maniero niestety kończył z urazem, który wyeliminował go z występu w 37. kolejce, ale za to gotów do gry był już Hugo Almeida, tak więc nie miałem się czym martwić.

 

Tak jak oczekiwałem, na Stadio Leonardo Garilli od początku wdaliśmy się w odważną wymianę ciosów z faworyzowanymi gospodarzami, raz po raz ostrzeliwując bramkę Sandrigo i broniąc się przed odpowiedziami gospodarzy, tak więc mimo braku goli kibice na pewno się nie nudzili. Spotkanie było prowadzone w szybkim tempie, a na bohatera wyrastał golkiper Piacenzy, który wielokrotnie zatrzymywał Lombardiego i Almeidę, choć ci po prawdzie mogli wkładać więcej finezji w swoje uderzenia, a także przenosił nad bramką liczne uderzenia z dystansu. Wszystko wskazywało na to, że Sandrigo ma już pewną nagrodę dla piłkarza meczu, ale chyba on sam nie spodziewałem się, że mecz życia nagle zmieni się dla niego w koszmar z ulicy wiązów.

 

W 72. minucie wywalczyliśmy rzut rożny, Sandrigo szykował się do kolejnej efektownej interwencji, ale tym razem dośrodkowanie znalazło Felipe, który pewnie posłał piłkę między rękami bramkarza. Sześć minut później nasza sytuacja zrobiła się jeszcze lepsza, kiedy egzekwowaliśmy rzut wolny na 30. metrze, a Cabaye silnym strzałem o minimalnej rotacji wsadził piłkę w lewe okienko. Piacenza, która w przyszłym sezonie mogła grać w Serie A, była zaszokowana, my tymczasem dalej gospodarzy punktowaliśmy. W 83. minucie po wznowieniu z autu przedarliśmy się lewym skrzydłem, Del Nero wbiegł w pole karne i zagrał po ziemi za dalszy słupek, gdzie jak spod ziemi wyrósł Valera i podwyższył na 3:0. Do tej pory to nasi kibice opuszczali trybuny przed końcem spotkania, teraz zaś my wywołaliśmy identyczny odruch u fanów drużyny przeciwnej. Rozbitych gospodarzy skończyliśmy perfekcyjnie, za pomocą bomby Esposito zza pola karnego w ostatniej minucie doliczonego czasu. Gdybyśmy grali tak przez cały sezon...

08.04.2012, Stadio Leonardo Grilli, Piacenza, widzów: 14 000

B (37/42) Piacenza [2.] - Avellino [13.] 0:4 (0:0)

 

72' Felipe 0:1

78' Y. Cabaye 0:2

83' J. Valera 0:3

90+3' V. Esposito 0:4

 

Avellino: F.Langlois 8 – M.De Genaro 9, V.Crimi 8, Felipe 10, G.Scaturro 8 – J.Valera 10, R.Picolino 7 (77' V.Esposito 8), Y.Cabaye 10, S.Del Nero 10 – H.Almeida 7 (67' I.Radovanović 7), D.Lombardi 8 (84' A.Montalbo 6)

 

GM: Yohan Cabaye (DP, Avellino) - 10

Odnośnik do komentarza

Jeśli nadal mieliśmy być w gazie, 16 kwietnia mogliśmy podłożyć nogę Fiorentinie, która po krótkim epizodzie w Serie C1 walczyła o wdarcie się do pierwszej dwójki na koniec sezonu, by szybko wrócić do ekstraklasy. Mieliśmy jeszcze matematyczne szanse na strefę barażową, tak więc nieoczekiwanie nasza rozkręcająca się seria zwycięstw nabierała zupełnie innego wymiaru, niż łabędzi śpiew.

 

Na boisku nie mieliśmy może przewagi, ale na pewno zdecydowanie lepiej wykańczaliśmy akcje i byliśmy bezlitośni w wykorzystywaniu błędów rywali. Po dwudziestu minutach wyrównanej gry błysnął Lombardi, który przyjął podanie Cabaye z głębi pola, następnie zabawił się z próbującymi zatrzymać go rywalami, po czym rąbnął bez ostrzeżenia z 25 metrów, malowniczym rogalem w samo okienko pokonując bezradnego Venturiniego. Niedługo później Daniele raz jeszcze popisał się świetnym zagraniem, tym razem z lewej strony posyłając piłkę do wbiegającego między obrońców Valerę, po czym Juan nie dał najmniejszych szans bramkarzowi. W 39. minucie Hiszpan zaczął przepychać się z Morellą w walce o dojście do zagrania Almeidy, a kiedy lewy obrońca Fiorentiny z braku innego wyjścia spróbował ratować się swoim bramkarzem, w polu karnym już czekał Lombardi, który po prostu zgarnął piłkę i wpakował ją do bramki. 3:0 do przerwy, Venturini rozkładający bezradnie ręce oraz wielka radość wyjątkowo licznej publiczności – mało brakowało, a tak komfortowa sytuacja zepchnęłaby nas w otchłań przepaści.

 

Po przerwie goście z Florencji profesjonalnie wzięli się w garść, a nawet troszeczkę nas przycisnęli. Długo świetnymi interwencjami popisywał się Langlois, ale w końcu w 64. minucie Marcelo dograł do Izzo między nogami Crimego, a nasz bramkarz nie zdołał już sięgnąć piłki. Rywale usilnie próbowali złapać kontakt, tymczasem Langlois wspiął się na wyżyny i w przeciągu zaledwie kilku minut zatrzymał m.in. groźną główkę Marcelo i mocnego półwoleja Lodiego, a kiedy sparował futbolówkę prosto pod nogi rywala, ofiarną interwencją sytuację uratował De Gennaro. Niestety w 89. minucie nie popisali się nasi stoperzy – Felipe wyszedł aż na środek boiska, natomiast Crimi nie mógł się zdecydować, czy zaatakować Izzo, przez co zrobiła się tylko bramka różnicy. Izzo czym prędzej porwał piłkę z naszej bramki i zaniósł ją na środek boiska, ale po chwili gorzko żałował swojego pośpiechu, bo dzięki temu przeprowadziliśmy jeszcze jedną akcję, po której Esposito kiwnął Bortolato i poprzez Radovanovicia dograł na wolne pole do Lombardiego, który skompletowaniem hat-tricka na oczach dziesiątek tysięcy widzów przed telewizorami rozstrzygnął losy meczu.

16.04.2012, Stadio Partenio, Avellino, widzów: 24 998; TV

B (38/42) Avellino [13.] - Fiorentina [4.] 4:2 (3:0)

 

20' D. Lombardi 1:0

27' J. Valera 2:0

39' D. Lombardi 3:0

64' P. Izzo 3:1

89' P. Izzo 3:2

90' D. Lombardi 4:2

 

Avellino: F.Langlois 8 – M.De Genaro 8, V.Crimi 7, Felipe 8, G.Scaturro 8 – J.Valera 7 (65' D.Dessena 6), R.Picolino 8 (78' V.Esposito 7), Y.Cabaye 8, S.Del Nero 8 – H.Almeida 7 (74' I.Radovanović 7), D.Lombardi 9

 

GM: Daniele Lombardi (N, Avellino) - 9

Odnośnik do komentarza

Dobry występ przeciwko Fiorentinie rozciętą ręką okupił Felipe, co wyeliminowało go z udziału w meczu ze Spezią. Postanowiłem dać kolejną szansę Balzano, bo przy obecnej formie zespołu szanse, że zawali nam pojedynek z outsiderem, były stosunkowo niewielkie.

 

Tkwiący w strefie spadkowej goście byli poważni i przeglądali wyniki ostatnich kolejek, dlatego na Partenio pomimo ustawienia, które sprawiało wrażenie ofensywnego, skupili się przede wszystkim na obronie i wybijaniu piłek. Długo nie mogliśmy wstrzelić się w bramkę i było jasnym, że przełamać pata może tylko jakiś zryw, szczęśliwe dostawienie nogi, udział przypadku. Właśnie coś takie przyszło w 36. minucie; po raz kolejny wznawialiśmy z autu, Scaturro dośrodkował spod linii bocznej, piłkę głową sięgnął Picolino lub Valera – obaj wyskoczyli bok w bok –, ta spadła tuż przy słupku, skąd pewną dobitką wynik nareszcie otworzył Almeida. Spezia ani razu nam nie zagroziła, przez cały mecz nie oddała ani jednego celnego strzału na naszą bramkę, natomiast w 81. minucie rezerwowy Dessena przedarł się prawym skrzydłem, wysunął do uciekającego Picolino, zaś po udanej paradzie bramkarza w odpowiednim miejscu i czasie znalazł się jak zwykle ostatnio Lombardi, który jak rasowy lis pola karnego strzałem do pustej bramki skończył mecz. Dzięki tej wygranej wywindowaliśmy się na ósme miejsce w tabeli, szkoda jedynie, że w ostatnich trzech kolejkach nie mieliśmy już grać z żadnym innym rywalem do miejsca w barażach.

 

Po tej kolejce powrót do Serie A po roku banicji zapewniła sobie Cesena, zaś pierwszym spadkowiczem zostało zgodnie z oczekiwaniami Sangiovannese.

22.04.2012, Stadio Partenio, Avellino, widzów: 12 559

B (39/42) Avellino [10.] - Spezia [20.] 2:0 (1:0)

 

36' H. Almeida 1:0

81' D. Lombardi 2:0

 

Avellino: F.Langlois 7 – M.De Genaro 7, V.Crimi 7, A.Balzano 7, G.Scaturro 7 – J.Valera 6 (77' D.Dessena 7), R.Picolino 8, Y.Cabaye 8 (87' V.Esposito 6), S.Del Nero 7 – H.Almeida 7 (72' A.Montalbo 7), D.Lombardi 7

 

GM: Rodrigo Picolino (DP, Avellino) - 8

Odnośnik do komentarza

Coraz bardziej byłem gotów dać sobie i moim podopiecznym jeszcze jedną szansę, dlatego postanowiłem zadbać o uzupełnienie składu. Scouci przynieśli mi notatki na temat reprezentanta Danii Jonasa Troesta (27 l., O PŚ, Dania; 6/0), który ich zdaniem miałby szanse stać się ważnym graczem Avellino, ja zaś zaufałem im i skorzystałem z faktu, że grającemu na wypożyczeniu w Olympiakosie Pireus Jonasowi wygasał w lipcu kontrakt z Nîmes, tak więc właśnie wtedy miał zostać zawodnikiem Biancoverdi.

 

Jeszcze niedawno sądziłem, że w ostatnich trzech spotkaniach sezonu nie będziemy już o nic walczyć, tymczasem zbliżaliśmy się do strefy barażowej i warto było kontynuować marsz, który zaczęliśmy od 25 marca. Nie widziałem sensu zmieniania zwycięskiego składu, dlatego na Sardynię, gdzie czekało na nas broniące się przed strefą spadkową Cagliari, polecieliśmy tą samą, zgraną ekipą.

 

Mądra to była decyzja. Już w trzeciej minucie po dośrodkowaniu z lewej strony szczupakiem z bliska próbował Almeida, ale odrobinę spóźnił się z reakcją i tylko strącił futbolówkę obok bramki. Jednakże chwilę później udało mu się już trafić do siatki, kiedy długie podanie posłał Crimi, przed polem karnym przyjął je Hugo, złożył się do strzału i rogalem z lewej nogi ominął dwóch obrońców oraz zbyt daleko wysuniętego bramkarza, czym wprawił siatkę w bramce Cagliari w najmilszy dla naszych oczu łopot. Portugalczyk rozgrywał świetne spotkanie, doskonale umiejąc odnaleźć się na boisku, tak samo, jak w 24. minucie; Lombardi z lewej strony zastawił się przed skrajnym obrońcą, następnie zagrał w tempo do uciekającego Del Nero, a po jego wrzutce na piątym metrze wynurzył się Hugo Almeida, potężną główką zdobywając swojego drugiego gola.

 

Rywali ogarnął mocny niepokój, dlatego znaleźli sobie dość radykalny sposób na zneutralizowanie naszej ofensywy, tak kopiąc nam Almeidę, że ten tuż przed przerwą nie mógł kontynuować już gry, kiedy bezpardonowo wjechał w niego Pereyra. Chociaż w drugiej połowie mieliśmy jeszcze kilka mniej lub bardziej dogodnych okazji, brakowało nam egzekutora, nie narzekałem jednak, bo byliśmy już tylko jedno miejsce za strefą dającą udział w barażach, do tego z równą liczbą punktów z ostatnią w tej grupie Modeną. Finisz sezonu zapowiadał się nader ciekawie.

29.04.2012, Stadio Sant'Elia, Cagliari, widzów: 9065

B (40/42) Cagliari [19.] - Avellino [8.] 0:2 (0:2)

 

5' H. Almeida 0:1

24' H. Almeida 0:2

45+1' H. Almeida (A) ktz.

 

Avellino: F.Langlois 8 – M.De Genaro 7, V.Crimi 8, A.Balzano 8, G.Scaturro 8 – J.Valera 7 (73' D.Dessena 3), R.Picolino 7 (80' V.Esposito 6), Y.Cabaye 7, S.Del Nero 7 – H.Almeida Ktz 8 (45+1' I.Radovanović 6), D.Lombardi 8

 

GM: Giuseppe Scaturro (O L, Avellino) - 8

Odnośnik do komentarza

Cesena postawiła kolejny krok i zapewniła sobie mistrzostwo Serie B, z kolei drugim z czterech spadkowiczów została Nocerina. Lada chwila mieliśmy poznać ostatni zespół, który doświadczy gorzkiego smaku bezpośredniej degradacji, natomiast w czubie tabeli panował spory ścisk i daleko jeszcze było od rozstrzygnięć.

 

 

Kwiecień 2012

 

Bilans (Avellino): 5-0-0, 15:3

Serie B: 7. [-0 pkt do Modeny, +1 pkt nad Rimini]

Coppa Italia: –

Finanse: -5,64 mln euro (-712 tys. euro)

Gole: Riccardo Maniero (15)

Asysty: Juan Valera i Rodrigo Picolino (po 8)

 

Bilans (Polska): 0-0-0, 0:0

EURO 2012: grupa A

Ranking FIFA: 35. [-6]

 

 

 

Ligi:

 

Anglia: FC Liverpool [M]

Austria: Austria Wiedeń [+0 pkt]

Francja: Olympique Marsylia [+2 pkt]

Hiszpania: Valencia [M]

Niemcy: Bayern Monachium [+3 pkt]

Polska: Legia Warszawa [M]

Rosja: FC Rostów [+3 pkt]

Szwajcaria: FC Basel [+8 pkt]

Włochy: Inter Mediolan [+3 pkt]

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

-

 

Reprezentacja Polski:

-

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1599], 2. Francja [1250], 3. Hiszpania [1213], ..., 35. Polska [631]

Odnośnik do komentarza

Drugą największą przeszkodą w walce o baraże, zaraz po naszej żałosnej postawie w okresie zimowym, była Bologna, z którą musieliśmy zmierzyć się na wyjeździe kolejkę przed końcem. Hugo Almeida na szczęście doznał tylko niegroźnego stłuczenia nogi i był gotów do gry, a na ewentualną porażkę mogliśmy sobie pozwolić tylko w przypadku słabego wyniku któregoś z najbliższych rywali ponad nami.

 

Niestety, moi piłkarze panicznie wystraszyli się faworyzowanych gospodarzy, którzy walczyli o awans, przez co w pierwszej połowie nie przeprowadziliśmy ani jednej pozornie groźnej akcji, a Verbauwhede tylko się nudził, stojąc przy swojej bramce bez twórczego zajęcia. Langlois takiego komfortu nie miał, ciągle będąc zmuszonym naprawiać błędy w ustawieniu i lenistwa naszych pomocników i obrońców. Bologna zdecydowanie zbyt łatwo klepała piłkę między moimi piłkarzami, a kwestią czasu była pierwsza bramka w plecy. Rozstrzygnięcie tejże nastąpiło w 21. minucie. Jedynie Cabaye próbował przechwycić futbolówkę, ale on sam nie mógł nic zdziałać, dlatego gospodarze bez trudu rozbili w pył naszą miękką na nogach obronę, a Langlois nie mógł już nic zrobić przy strzale Balistreriego.

 

Nawet pomimo moich motywacyjnych zabiegów w szatni, które miały wytrącić nas z letargu, w drugiej połowie nie podjęliśmy rękawicy, w całości ją przespaliśmy, a łatwe strzały Verbauwhede z uśmiechem na ustach łapał lub odbijał. Szósta w tabeli Modena bez trudu rozbiła u siebie Crotone 3:0, wypracowując nad nami trzy punkty przewagi, co oznaczało, że marzenia o miejscu w barażach prysły niczym bańka mydlana. W Bolonii swoją ziemską wędrówkę zakończył Ayrton Senna, a my osiemnaście lat później straciliśmy resztki nadziei na walkę o awans.

06.05.2012, Stadio Renato Dall' Ara, Bolonia, widzów: 27 413

B (41/42) Bologna [3.] - Avellino [7.] 1:0 (1:0)

 

21' P. Balistreri 1:0

 

Avellino: F.Langlois 8 – M.De Genaro 7, V.Crimi ŻK 7, A.Balzano 7, G.Scaturro 7 – J.Valera 7 (67' D.Dessena 6), R.Picolino 7, Y.Cabaye 7, S.Del Nero 7 – H.Almeida 6 (61' R.Maniero 6), D.Lombardi 6 (76' I.Radovanović 6)

 

GM: Glenn Verbauwhede (BR, Bologna) - 8

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...