Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Nie wierzyłem, że szczyty Alp widoczne w oddali mogą się stać monotonne i zacząć stanowić rutynę. A jednak, gdy pierwszy raz od kilkunastu lat zjawiłem się na dłużej w Polsce, od razu odżyłem i poczułem ulgę w związku ze zmianą krajobrazu. Spędzając noce w wynajmowanym przez PZPN apartamencie nie leniuchowałem i gościłem na niektórych meczach Orange Ekstraklasy, by wiecznie szukający dziury w całym dziennikarze nie zaczęli pleść bzdur, że Mr. Ralf nie przykłada się do obowiązków selekcjonera. Oprócz tego, marnowałem również papier na CV, wysyłając aplikacje do co ciekawszych klubów z połowy Europy, w których raz po raz zwalniały się stołki. Po ostatnich rozczarowaniach nie oczekiwałem, by mój telefon się odezwał, więc nie mając nic na głowie obserwowałem potencjalnych kadrowiczów. A jednak, jedno z podań o pracę nie zostało przeznaczone ani na makulaturę, ani na wyłożenie podłogi do malowania sufitu emulsją, ani na rozpałkę do pieca.

 

Użycie mojej aplikacji do tego ostatniego celu było ewentualnością, którą można było z góry odrzucić, ponieważ tu, gdzie zostałem doceniony, casa ogrzewana w taki sposób była rzadkim zjawiskiem – ciepły klimat rozpieszczał ludność, co zachęcało pozytywnych szaleńców do witania Nowego Roku skokami do jednej z największych rzek regionu. Rozentuzjazmowany prezes prawie stanął na głowie, by przekonać mnie do podpisania kontraktu, którego różne warianty już miał przygotowane, ale prawdę mówiąc nie musiał przesadnie nalegać. Ostatecznie w Warszawie nie mieszkałem zbyt długo i już 8 kwietnia 2010 po raz drugi podróżowałem samolotem, w hali przylotów musiałem jedynie odnaleźć tabliczkę z napisem "Signore Raffaello", którą trzymał odziany w schludny garnitur mężczyzna z haczykowatym nosem i nieco przydługawymi, zaczesanymi do tyłu, czarnymi włosami, a po wyjściu z lotniska momentalnie poczułem powiew ciepłego wiaterku, zaciągając się przyjemnym, śródziemnomorskim powietrzem.

Odnośnik do komentarza

Kibice Avellino z radością przyjęli wieść o moim zatrudnieniu, uznając to za wielki sukces prezesa Casillo, który dał mi do podpisania od razu trzyletni kontrakt. Klub w danym momencie występował we włoskiej Serie C1/B, a gdy obejmowałem zespół, ten znajdował się na szczycie tabeli, będąc jednym z głównych kandydatów do awansu do Serie B. Infrastruktura mogła budzić mieszane emocje – ośrodek treningowy pozostawiał wiele do życzenia i w przyszłości konieczna była modernizacja, za to stadion był krokiem milowym w porównaniu do Gratkorn; obiekt Avellino, Stadio Partenio, mógł pomieścić liczbę 33 500 widzów, do tego wszyscy mieli zagwarantowane miejsce siedzące, zatem przy solidnej frekwencji i o atmosferę w trakcie spotkań, i o wpływy z biletów martwić się nie trzeba było. Trybuny zgrabnym owalem otaczały boisko, a za nimi było widać przyjemne wzniesienia, więc to już było coś w porównaniu do skromniutkiej trybuny z Austrii.

 

Po rozmowie z księgowym wiedziałem już, że finansowo to była zupełnie inna bajka. Na chwilę obecną klub dysponował nieco ponad 300 tysiącami euro w kasie, z tym, że jeszcze nie miałem pojęcia, jakie są miesięczne tendencje. W dodatku wyraźnie przekroczony był fundusz płac, ale liczyłem na to, że przed startem nowego sezonu uda się nakłonić zarząd do przerzucenia części funduszu transferowego na płacowy.

 

Do pierwszego ligowego spotkania pozostawały jeszcze trzy doby, a skoro ten dzień miałem na zapoznanie się ze współpracownikami, zaprosiłem ich do pobliskiej kawiarni, gdzie przy espresso miło spędziliśmy czas, wymieniając się swoimi oczekiwaniami i wizją naszej współpracy.

 

Sztab szkoleniowy:

– Vincenzo Cangelosi (46 l., Asystent, Włochy);

– Francesco Nunziata (44 l., Trener, Włochy);

– Antônio Carlos (44 l., Trener, Brazylia);

– Werner Vollack (55 l., Obserwator, Niemcy);

– Fabrizio Musumeci (39 l., Obserwator, Włochy);

– Mattia Gallo (41 l., Obserwator, Włochy);

– Stefano Bridda (54 l., Obserwator, Włochy).

 

Pion medyczny:

– Vittorio Testa (57 l., Fizjoterapeuta, Włochy);

– Paolo Antonello (43 l., Fizjoterapeuta, Włochy).

 

Mój nowy asystent był fachowcem godnym swojej posady i sądziłem, że nasza współpraca będzie przebiegać bardzo pomyślnie. Obaj trenerzy mogli być spokojni o swoją przyszłość, ale we dwóch byli zbyt obciążeni obowiązkami, by treningi były jak najbardziej efektywne; w związku z tym poleciłem, by już jutro w prasie wisiały ogłoszenia o poszukiwanych kandydatach na stanowisko trenera, a ja sam obdzwonię biura pracy.

 

Scoutów mieliśmy aż nadto, dlatego też następnego dnia rozjechali się oni po Włoszech i pobliskich rejonach kontynentu w poszukiwaniu zdolnych graczy. Obaj fizjoterapeuci, Testa i Antonello, prezentowali się przeciętnie, lecz najpierw chciałem zobaczyć, jak spisują się w swoich rolach.

 

 

Serie C1/B, kwiecień 2010:

 

6a34922e6379691c.jpg

 

Odnośnik do komentarza

Też mnie to zaskakuje, że lider wywala trenera. Chyba, że przytrafiła się im seria porażek bądź ich menago znalazł lepszego pracodawcę. Ciężko będzie w Serie A za sezon lub dwa jak awansujesz, bo w tym FM to Inter i Juventus przez dobrą dekadę nie schodzą poniżej chyba najwyższego poziomu.

Odnośnik do komentarza

Pewnie poprzednik postanowił skończyć przygodę z futbolem, bo w zapisie klubowych wydarzeń nie ma o nim ani słowa.

 

@Jacelinho,

Sugerujesz, że za 15 lat będę prezesem PZPN-u? :>

 

-----------------------------------------------

 

Avellino było klubem bez szczególnych sukcesów, poza trzecim miejscem w Serie B w 1978 roku, a więc w czasach starożytnych. W nowszej historii drużyna kręciła się między drugą a trzecią ligą, obecnie po trzech latach balu ponownie musząc wygrzebywać się z Serie C1/B. W skromnej gablotce w głównym budynku klubowym stały tylko podrzędne puchary i medale, będące pamiątką po sukcesach w Supercoppa Serie C i Coppa Serie C, a mi marzyło się, by własną pracą dorzucić do nich trochę nowych, lśniących zdobyczy.

 

Nie ma żadnych sukcesów bez piłkarzy, dlatego następnego ranka przed porannym treningiem poprosiłem asystenta, by zebrał wszystkich w szatni, gdzie przedstawiłem się nowym podopiecznym i przystąpiłem do standardowej organizacyjnej pogadanki. Sądziłem, że skoro klub zajmował miejsce w czołówce, miał najlepszy bilans bramkowy wśród całej ligi i wszelkie szanse na powrót do Serie B, kadra musiała być całkiem przyzwoita. Po pierwszym treningu miałem już pierwsze spostrzeżenia.

 

Bramkarze:

– Gianluca Scarso (24 l., BR, Włochy) – nowy

– Francesco Tarantino (25 l., BR, Włochy) – nowy

– Jacopo Vergari (22 l., BR, Włochy) – współwłaścicielstwo z Taranto

 

Z zadowoleniem musiałem przyznać, że mam w zespole zdolnych bramkarzy. Scarso i Tarantino na papierze mogli się ze sobą zamieniać w razie konieczności, natomiast kartę zawodniczą równie utalentowanego Vergariego dzierżyliśmy wraz z jednym z naszych ligowych rywali, zespołem Taranto. Szkoda jedynie, że w kontrakcie miał zapisane właśnie Taranto jako podstawowy klub, ale w rezerwach było kilku młodych golkiperów na czarną godzinę.

 

 

Prawa obrona:

– Manuel Belleri (32 l., O/DBP P, Włochy) – 2 s.

– Fabio Gavarini (21 l., O/DBP P, Włochy) – nowy

– Mladen Jurcević (27 l., O/DBP P, Bośnia i Hercegowina) – nowy

 

Formacja ta przedstawiała się co najwyżej przeciętnie. Belleri po sezonie zamierzał zakończyć karierę, a Gavarini z Jurceviciem mogli walczyć o miejsce w składzie, dopóki nie zacznę budować silnego zespołu.

 

 

Środek obrony:

– Marco Zamboni (32 l., LB, O PŚ, Włochy; 1/0 U-21) – 2 s.

– Hugo Messens (22 l., LB, O Ś, DP, Francja) – nowy

– Arnaud Jean (23 l., O Ś, Francja) – nowy

– Andrea Magnani (18 l., O Ś, Włochy) – 2 s.

 

Dotąd gwiazdą środka defensywy zdawał się być Zamboni, ja zaś do pomocy miałem zamiar przydzielić mu kogoś z dwójki Messens - Jean; Magnani był w chwili obecnej troszkę za młody, a szansę miał dostać może w przyszłym sezonie, gdy podniesie swoje umiejętności po przejściu na zawodowy kontrakt.

 

 

Lewa obrona:

– Riccardo Bonetto (31 l., O/DBP/P L, Włochy) – 2 s.

– Giovanni Morabito (32 l., O/DBP/P L, Włochy) – nowy

 

Zupełna opozycja do prawej flanki. Zarówno Bonetto, jak i Morabito wyglądali na solidnych zawodników, którzy zasłużenie mieli reprezentować Avellino w wyjściowym składzie w zależności od formy.

Odnośnik do komentarza

Prawi skrzydłowi:

– Salvatore Vicari (29 l., DBP/P P, Włochy; 6/0 U-21) – 4 s.

 

Podstawowym problemem Avellino była zbyt wąska kadra, czego idealną ilustracją była obsada prawego skrzydła. Na szczęście występował tutaj świetny Vicari, który był nienaganny technicznie, a przy tym niezłym walczakiem i jednym z najbardziej doświadczonych zawodników klubu. Największą katastrofą byłby jego ewentualny uraz.

 

 

Środkowi i defensywni pomocnicy:

– Ciro Danucci (26 l., DP, Włochy) – 4 s.

– Mattia Longoni (22 l., DP, Włochy) – 3 s.

– Papa Malick (29 l., DP, Senegal) – nowy

– Claudio Sarzi (26 l., OP Ś, Włochy) – 3 s.

 

W środku pola do dyspozycji miałem kwartet dobrych graczy, jedynie Longoni leczył rozwaloną kostkę, tak więc na finiszu obecnego sezonu nie mogłem już z niego skorzystać. Do końca miałem wybierać między Danuccim, Senegalczykiem Malickiem, który ściągnięty został z Sanremese za 110 000 euro latem, oraz Sarzim, ale i tutaj konieczne było poszerzenie składu ławki.

 

 

Lewi skrzydłowi:

– Mattia Memoli (23 l., P L, Włochy) – 2 s.

 

Identyczna sytuacja, jak po drugiej stronie boiska. Memoli był bardzo dobrym, nadal rozwijającym się graczem, który nie ukrywał, że pragnął wywrzeć na mnie dobre wrażenie, co działało na jego korzyść.

 

 

Napastnicy:

– Carlos Eduardo (22 l., OP/N Ś, Brazylia) – nowy

– Riccardo Maniero (22 l., N, Włochy) – 2 s.

– Adriano Montalbo (21 l., N, Włochy) – 2 s.

– Andrea Orlando (23 l., N, Włochy) – 6 s.

 

Najsilniej obsadzona formacja Avellino. Zwłaszcza trójka Włochów na treningach zapowiadała się na znakomitych killerów, którzy z zimną krwią pakują piłkę do siatki, a dotychczas ponoć spełniali pokładane w nich nadzieje. Według Cangelosiego Brazylijczyk Eduardo spisywał się dotąd kiepsko, lecz najpierw sam chciałem wyrobić sobie o nim zdanie.

 

Z takimi wnioskami przystąpiłem do pracy z zespołem pełną parą, bo do pierwszego spotkania musieli możliwie jak najmocniej oswoić się z moimi filozofiami i pomysłem na taktykę.

Odnośnik do komentarza

Trzy dni treningów minęły bardzo szybko i nim się obejrzeliśmy, już trzeba było jechać do Crotone, gdzie debiutować miałem jako menedżer Avellino. Wkroczyłem na pierwszy front walki o awans do Serie B, więc przed tym spotkaniem zaczął zaczepiać mnie szkoleniowiec gospodarzy, Gian Piero Gasperini, który próbował narzucić na nas presję, stwierdzając, że musimy wygrać to spotkanie, a on z miłą chęcią nam w tym przeszkodzi. Byłem jednak zbyt zajęty przygotowaniami, by odpowiedzieć na jego zaczepki, ale te miało zweryfikować boisko. Wystawiłem najsilniejszy na tę chwilę skład i liczyłem na to, że zaprezentujemy się jak na lidera przystało.

 

Po zaledwie kwadransie gry dała o sobie znać kusząca los wąska kadra, gdy niegroźnego na szczęście urazu nabawił się środkowy obrońca Zamboni i w jego miejsce na murawie zameldował się Messens. Początkowo odrobinę częściej byliśmy przy piłce, ale już po kilku minutach ruszyli gospodarze i byliśmy w sporych opałach, zwłaszcza gdy dwukrotnie ratowała nas poprzeczka. Na szczęście fantastycznie interweniował Tarantino, którego wypowiedzi Gasperiniego dodatkowo zmotywowały i wyciągał niemożliwe do wybronienia piłki. Cieszyłem się, że na niego postawiłem. A gdy minęło pół godziny, Avellino odpaliło...

 

Najpierw daliśmy Crotone ostrzeżenie, gdy w 32. minucie po akcji prawym skrzydłem Sarzi przy strzale nadział się jeszcze na bramkarza. Ale już siedem minut później Memoli zagrał z lewej strony do Danucciego, ten ściął w pole karne, gdzie znalazł Montalbo, ten zaś przerzucił nad bramkarzem na dalszy słupek, a tam nadbiegł Maniero i wepchnął piłkę do siatki! Poderwałem się radośnie z ławki, a tymczasem w 41. minucie Morabito wybił piłkę z naszej połowy, Memoli przedłużył ją na róg pola karnego do Montalbo, po czym Adriano w miejscu zwiódł rywala i zaskakującym rogalem na krótki słupek podwyższył na 2:0! Tak jest! Zaledwie minutę później Danucci zdążył do piłki przed Langiottim, strącił ją na prawe skrzydło do Vicariego, a ten podał po ziemi Maniero, który sprytnym podaniem wypuścił Montalbo sam na sam z bramkarzem, asystując przy jego drugim trafieniu.

 

W drugiej połowie graliśmy już swobodną piłkę, za wyjątkiem 48. minuty, gdy Tarantino rewelacyjną robinsonadą wybił zmierzający w okienko strzał Nughesa, Crotone było totalnie rozbite, kibice zgodnie opuszczali trybuny, a ja na pomeczowej konferencji znalazłem już czas, by w odpowiednim tonie nawiązać do przechwałek Gasperiniego.

11.04.2010, Ezio Scida, Crotone, widzów: 3364

C1/B (30/34) Crotone [4.] - Avellino [1.] 0:3 (0:3)

 

15' M. Zamboni (A) ktz.

39' R. Maniero 0:1

41' A. Montalbo 0:2

42' A. Montalbo 0:3

 

Avellino: F.Tarantino 8 – M.Jurcević 8, M.Zamboni Ktz 6 (15' H.Messens 7), A.Jean 9, G.Morabito 8 – S.VIcari 8 (80' P.Malick 7), C.Danucci 8, C.Sarzi 9, M.Memoli 9 – R.Maniero 9, A.Montalbo 9 (73' A.Orlando 6)

 

GM: Riccardo Maniero (N, Avellino) - 9

Odnośnik do komentarza

Poprawka, mojego poprzednika skusiła oferta z grającej w ogonie Serie B Ternany.

 

-----------------------------------------------------

 

Nie mając zbyt wiele czasu na szykowanie letnich wzmocnień, nie czekałem, aż ciekawi zawodnicy dostępni na prawie Bosmana podpiszą kontrakty i niezwłocznie uruchomiłem swoje kontakty, by otrzymać informacje o takowych. W efekcie w ciągu dwóch kolejnych dni wstępne kontrakty z Avellino podpisali Simone Del Nero (28 l., OP LŚ, N Ś, Włochy; 7/0 U-21) z Brescii, świetny technicznie Rodrigo Piccolino (25 l., DP, Brazylia) z rezerw pierwszoligowej Genoi, a także Szwed Andreas Dahl (25 l., DP, P PŚ, Szwecja; 2/0), reprezentant swojego kraju, który miał dość czekania na szansę gry w Rot-Weiss Essen. Zająłem się także sztabem szkoleniowym, zmniejszając bezrobocie wśród lokalnych imigrantów, zatrudniając na stanowisku trenera Segio Gonzáleza Garcíę (31 l., Trener, Hiszpania) i Rosena Koliewa (37 l., Trener, Bułgaria).

 

 

 

 

Trzy dni po udanym debiucie czekał mnie kolejny, bo przyszedł czas pokazać się przed własną publicznością. Na Stadio Partenio mógł wybiec ten sam skład, który nie pozostawił złudzeń Crotone, bo Zamboni jeszcze przed końcem ostatniego spotkania rozchodził uraz i następnego dnia trenował bez przeszkód. Naszym rywalem było 15. w tabeli Viterbo, ale choć dziennikarze przepowiadali nam łatwe zwycięstwo, nie zamierzałem lekceważyć gości, bowiem patrząc w wyniki spotkań tego sezonu zauważyłem, że na terenie rywala Avellino przegrało 0:1.

 

Jak się okazało, prognozy mediów były trafne. Po dziesięciu minutach Montalbo ruszył z solową akcją, przed polem karnym futbolówkę spod nóg wybił mu Lestani, a ta trafiła prosto do Maniero, który wjechał w szesnastkę i bez problemu pokonał Ciceriego. W 20. minucie Morabito na lewej obronie udanym odbiorem zainicjował naszą kontrę, na końcu której Montalbo wyszedł do świetnego podania Memoliego i wysunął do lepiej ustawionego Maniero, a ten pewnie podwyższył na 2:0. Kwadrans później z kolei Sarzi po rajdzie środkiem boiska dograł do znajdującego się pod kryciem Riccardo, lecz ten zuchwałym, płaskim uderzeniem z lewej nogi zaskoczył osłupiałego Ciceriego, kompletując klasycznego hat-tricka. W tej chwili Vitero przeszło na ultradefensywne ustawienie, chcąc zamurować dostęp do bramki, ale nie bardzo im to wyszło i po chwili Danucci zacentrował z prawej strony, a Montalbo przeskoczył obrońcę, główką po skosie wbijając gościom kolejnego gwoździa. Na zakończenie naszej kanonady, w 43. minucie Morabito posłał daleką centrę z rzutu wolnego, zaś Maniero uciekł Lestaniemu i miękką podcinką zdobył swoją czwartą, a naszą piątą bramkę tego wieczoru.

 

Po przerwie okopywanie się Viterbo uszczelniło już przedpole gości i kolejne gole z naszej strony nie padały. Nie przypuszczałem jednak, że niemal całą radość z efektownego zwycięstwa zmąci mi ostatnie dziesięć minut. Najpierw w 83. minucie po raz pierwszy zawiódł mnie Tarantino, źle obliczając tor lotu piłki, przez co Zazzetta strąceniem jej do pustej bramki zdobył najłatwiejszego gola w swojej karierze. W doliczonym czasie natomiast Danucci nie przeciął łatwego crossa, przy którym obrona odpuściła Rossiego, pozwalając mu jeszcze bardziej zepsuć nam końcówkę. Nie cierpiałem tak łatwo traconych bramek, więc mojej frustracji nie zneutralizowało nawet zapewnienie tym zwycięstwem co najmniej miejsca w barażach o Serie B.

14.04.2010, Stadio Partenio, Avellino, widzów: 9258

C1/B (31/34) Avellino [1.] - Viterbo [15.] 5:2 (5:0)

 

10' R. Maniero 1:0

20' R. Maniero 2:0

35' R. Maniero 3:0

37' A. Montalbo 4:0

43' R. Maniero 5:0

83' M. Zazzetta 5:1

90+2' D. Rossi 5:2

 

Avellino: F.Tarantino 6 – M.Jurcević 8, M.Zamboni 7, A.Jean 8, G.Morabito 8 – S.VIcari 8 (64' C.Eduardo 6), C.Danucci 6, C.Sarzi 8, M.Memoli 9 – R.Maniero 10 (80' A.Orlando 6), A.Montalbo 9

 

GM: Riccardo Maniero (N, Avellino) - 10

Odnośnik do komentarza

Mimo wielu zastrzeżeń, jakie miałem po ostatnim spotkaniu do Tarantino i Danucciego, zdecydowałem, że do derbowego pojedynku z Benevento przystąpimy w niezmienionym składzie. Wziąłem pod uwagę to, że w marcu goście zdołali wygrać na Stadio Partenio 2:0, dlatego wyszliśmy na murawę w bardziej zachowawczym ustawieniu, zamiast atakować na hurra i zafundować kibicom powtórkę z tamtego dnia.

 

Jednakże i tak wystarczyło nam raptem pięć minut, by po wyrzucie Morabito z autu Sarzi zacentrował na dalszy słupek, gdzie bramkarz zdjął piłkę z nogi Maniero, lecz ta trafiła do stojącego przed pustą bramką Montalbo, który musiał tylko przystawić nogę, by trybuny eksplodowały radością. Później nastąpił przestój w naszych szeregach, z drugiej strony na wysokości zadania stanął González, świetnie broniąc nasze uderzenia. Tym razem spadek skuteczności zemścił się na nas w doliczonym czasie pierwszej połowy, gdy Jean podarował rywalom rzut wolny, zamieniony na gola przez Carobbio. Tarantino w interwencjach przeszkadzał uraz, w związku z którym w przerwie dałem mu już wolne i na boisku pierwszy raz za mojej kadencji pojawił się Scarso.

 

I rozegrał świetną połówkę, efektownymi paradami oraz znakomitym refleksem zasłużenie zapracowując na nagrodę dla zawodnika meczu. Po pierwszej partii miałem pewne obawy co do wyniku, ale okazało się, że nie ma czego się bać. Wszystkie nasze trafienia z poprzednich dwóch spotkań rozdzielili między siebie Maniero z Montalbo, a teraz dla odmiany dali postrzelać też innym. Tak oto w 65. minucie Sarzi otrzymał świetne podanie przed pole karne, a po jego atomowym strzale piłkę przed siebie odbił González, zaś z gąszczu zawodników wyłonił się Danucci i przywrócił nam skromne prowadzenie. Pięć minut później po rajdzie Maniero wyszliśmy w czterech na samego bramkarza, po czym Riccardo wysunął do Sarziego, który dorzucił i swoje trafienie.

 

Na tym licznik bramek się zatrzymał, kibice byli zachwyceni pokonaniem jednego z najbardziej nielubianych przez Biancoverdi klubów, w międzyczasie dowiedziałem się, że druga w tabeli Nocerina zremisowała bezbramkowo z Grosetto, a skoro miała być naszym rywalem w następnej kolejce, oznaczało to, że będzie to mecz o bezpośredni awans do Serie B.

18.04.2010, Stadio Partenio, Avellino, widzów: 9517

C1/B (32/34) Avellino [1.] - Benevento [13.] 3:1 (1:1)

 

5' A. Montalbo 1:0

45+2' F. Carobbio 1:1

65' C. Danucci 2:1

70' C. Sarzi 3:1

 

Avellino: F.Tarantino 6 (46' G.Scarso 8) – M.Jurcević 6, M.Zamboni 8, A.Jean 7, G.Morabito 7 – S.VIcari 7, C.Danucci 7, C.Sarzi 8 (76' P.Malick 7), M.Memoli 7 – R.Maniero 8, A.Montalbo 8 (71' C.Eduardo 6)

 

GM: Gianluca Scarso (BR, Avellino) - 8

Odnośnik do komentarza

Przed decydującym meczem sezonu, który mógł zadecydować o bezpośrednim awansie do drugiej ligi, wciąż działałem na rynku transferowym, którego owoce mieliśmy zebrać latem. Scouci solidnie zabrali się do roboty i już po kilku dniach miałem na biurku pokaźny plik raportów od całej czwórki. Nie wszyscy zawodnicy, którzy zrobili na mnie wrażenie, wybrali Avellino, ale co przekonane, to nasze; wstępne umowy po szybszych lub dłuższych negocjacjach podpisali obiecujący Massimo Parisi (18 l., DP, P PŚ, Włochy) z Montichiari, reprezentant Czech Jan Rezek (27 l., OP LŚ, N Ś, Czechy; 1/0) z Partizana Belgrad, Daniele Dessena (22 l., P PŚ, Włochy; 1/0 U-21) ze Spal, młodziutki bramkarz Carlo Farina (17 l., BR, Włochy) z Solbiatese i Holender Milano Koenders (23 l., O/DBP/P P, Holandia; 7/0 U-21) z rezerw Ajaxu Amsterdam. Prowadziłem jeszcze negocjacje z siedemnastoletnim Daniele Fantinim, ale ten targował się jak jakaś wielka gwiazda, więc stwierdziłem, że gówniarz nie będzie mnie ustawiał i uciąłem rozmowy.

 

W przerwie między treningami dorwali mnie dziennikarze, po przystawieniu mikrofonu pod nos wypytując mnie o transfer Maniero, którego ich zdaniem miało być mi ciężko zatrzymać w klubie. Wraz z Montalbo tworzyli na chwilę obecną świetną parę napastników, toteż wyraziłem nadzieję, że pozostanie z nami. Martwiłem się, że spekulacje medialne mogą namącić w głowie Riccardo i lada chwila przyjdzie do mnie z pretensjami, ten zaś zareagował na moje wypowiedzi pozytywnie, twierdząc, że bardzo go to uspokoiło. Nie powiem, mnie również, bo zawodnikiem był znakomitym.

Odnośnik do komentarza

25 kwietnia mieliśmy piłkę meczową, w spotkaniu na szczycie podejmując Nocerinę. Ewentualne zwycięstwo lub po prostu brak porażki oznaczałby, że kwestia awansu zostałaby rozstrzygnięta na naszą korzyść, zaś przegrana wysyłałaby nas z nieba do piekła. Po dobrym występie przeciwko Benevento w bramce od pierwszej minuty zagrał Scarso, dając odpocząć Tarantino.

 

Goście wiedzieli, że jeśli marzy im się bezpośrednia promocja, muszą ten mecz wygrać i było to widać od początku. Liczyłem na to, że po ciężkich pierwszych minutach zaczniemy łapać własny rytm i bramki będą kwestią czasu. Jakże srodze się pomyliłem i pierwszy raz koszmarnie zawiodłem. Na próżno wypatrywałem na boisku mojego Avellino, które w trzech ostatnich spotkaniach zakładało rywalom chomąto i orało nimi pole, a w 22. minucie spadł na nas cios z kierunku, którego za żadne skarby się nie spodziewałem. Wtedy Moravcik kopnął piłkę na własnej połowie, zapewne chcąc przerzucić crossa do napastnika, zagranie to było bardzo nieudane, ale Scarso zamiast pewnie wyjść w górę i złapać bezpańską futbolówkę, stał tylko jak wryty, patrząc, jak ta spada do jego bramki, ocierając się jeszcze o słupek. "No nie żartuj, że to wpuściłeś...", wyjęczałem tylko przy linii bocznej, skrywając twarz w dłoniach.

 

W szatni solidnie Gianlucę zrugałem, zwłaszcza, że w niczym nie przypominaliśmy zespołu z poprzednich kolejek, i po konsekwentnie przespanej drugiej połowie w bezbarwnym stylu doznaliśmy porażki 0:1, a drużyna po raz pierwszy zaznała mojego głośnego i bardzo niemiłego oblicza. W tej sytuacji do ostatniej kolejki podchodzić mieliśmy w trwodze, bo z zaledwie punktem zapasu nad Noceriną musieliśmy wygrać, by spać spokojnie.

25.04.2010, Stadio Partenio, Avellino, widzów: 9673

C1/B (33/34) Avellino [1.] - Nocerina [2.] 0:1 (0:1)

 

22' J. Moravcik 0:1

 

Avellino: G.Scarso 6 – M.Jurcević 6 (46' M.Belleri 7), M.Zamboni 6, A.Jean 7, G.Morabito 6 – S.VIcari 6, C.Danucci 7, C.Sarzi 7 (71' P.Malick 7), M.Memoli 6 – R.Maniero 6, A.Montalbo 6 (59' A.Orlando 6)

 

GM: Cheikh Gueye (O/DBP P, Nocerina) - 8

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...