Skocz do zawartości

Futbol - jak daleko nogi poniosą...


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Samo sedno, poruczniku Borewicz :>

 

--------------------------------------

 

Podróż nad Wisłę w celu podjęcia negocjacji i dopięcia szczegółów musiała poczekać parę dni ze względu na spotkanie eliminacji Mistrzostw Świata ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, który rozegrać mieliśmy w stolicy naszych rywali, Abu Zabi. Z tą reprezentacją mierzyliśmy się już w ćwierćfinale zeszłorocznego Pucharu Azji i bez większych problemów wygraliśmy 3:1, tak więc teraz liczyłem na podobny wynik.

 

Musiałem przyznać, że tym razem przeciwnik zagrał skuteczniej, choć może właściwszym byłoby stwierdzenie, że to raczej nasza obrona pozwalała im na zbyt wiele. I właśnie przez to krótko przed półgodziną gry Abdulrahman posłał krótkie podanie w naszą szesnastkę do Hasana, którego to zagrania nie miał najmniejszej ochoty przeciąć McKain i musieliśmy odrabiać straty. Później ZEA dalej hulało w naszej formacji obronnej, aż w 39. minucie za sprawą Poretra wyprowadziliśmy szybką kontrę, zakończoną harakiri w postaci faulu Ibrahima w polu karnym, co dodatkowo oznaczało dla bezmyślnego defensora czerwoną kartkę, a dla nas grę w przewadze. Do piłki podszedł Bendyke i choć obawiałem się, że zje go trema perspektywy otwarcia swojego konta w reprezentacji, on jednak strzelił pewnie przy słupku i zrobiło się już 1:1.

 

W szatni został beznadziejny McKain, a motywacyjny kop z mojej strony zadziałał dziesięć minut po wznowieniu gry. Wtedy to od bramki rozpoczynał Jones, w środku pola piłkę głową przedłużył Cahill wypuszczając Portera sam na sam z Al-Junaibim i nareszcie wynik obrócił się na naszą korzyść. Natomiast kwadrans później dynamiczne wejście z lewego skrzydła w pole karne przypuścił Hardy, pewnie podwyższając na 3:1 płaskim strzałem przy krótkim słupku. To było ważne trafienie, bowiem chwilę później zadu dał z kolei Thwaite, haniebnie przepuszczając piłkę do Ibrahima, pozwalając mu na zdobycie kontaktowego gola. Momentalnie zrobiło się nerwowo, ale na szczęście dostaliśmy drugi prezent od gospodarzy, gdy w samej końcówce Ali przewrócił we własnym polu karnym Holmana, a Bendyke z jedenastu metrów ponownie strzelił nie do obrony i trzy punkty zabraliśmy ze sobą w Antypody.

 

04.04.2012, Mohamed bin Zayed Stadium, Abu Zabi, widzów: 57 074
EMŚ (2/6) Zjednoczone Emiraty Arabskie [107.] - Australia [9.] 2:4 (1:1)

5' S. Salih (ZEA) ktz.
28' H. Hasan 1:0
38' A. Ibrahim (ZEA) czrw.k.
39' R. Bendyke 1:1 rz.k.
55' J. Porter 1:2
70' A. Hardy 1:3
74' A. Ibrahim 2:3
87' R. Bendyke 2:4 rz.k.

 

Australia: B.Jones 8 – L.Neill 8, M.Thwaite 8, J.McKain 5 (46' P.Kisnorbo 7), R.Bendyke 9 – M.Bresciano ŻK 7, T.Cahill 8, H.Kewell 7 (61' K.Sarkies 7), A.Hardy ŻK 8 – J.Porter 8, S.Wells 7 (78' B.Holman 7)

GM: Rob Bendyke (O/DBP L, Australia) - 9

 

W rozgrywanym równolegle spotkaniu Nepal - Malezja po raz kolejny padł cieszący nas rezultat, bo za taki uznawaliśmy remis 2:2. Dzięki temu zaczynaliśmy powoli uciekać rywalom, a ja po pomeczowym podsumowaniu byłem już spakowany na podróż, mając jednocześnie nadzieję, że Hassan również nie będzie opóźniał.

 

Druga grupa:

1. Australia – 6 pkt – 8:3

2. Nepal – 2 pkt – 3:3

3. Zjednoczone Emiraty Arabskie – 1 pkt – 3:5

4. Malezja – 1 pkt – 3:6

 

---

 

Ważnym dla futbolu z Antypodów wydarzeniem przełomu miesięcy było ogłoszenie nowego rankingu FIFA, w którym Australia znalazła się w czołowej dziesiątce najsilniejszych drużyn świata.

 

 

Marzec 2012

 

Bilans (Australia): 0-0-0, 0:0

Eliminacje Mistrzostw Świata, Druga Runda: 1., Druga grupa

Gole: David Harris (10)
Asysty: David Harris (4)

 

 

Ligi:

 

Anglia: Liverpool [+3 pkt]

Francja: Olympique Lyon [+10 pkt]

Hiszpania: Real Madryt [+7 pkt]

Niemcy: Hertha BSC Berlin [+4 pkt]

Polska: Wisła Kraków [+3 pkt]

Rosja: Rubin Kazań [+0 pkt]

Szwajcaria: FC Basel [+0 pkt]

Włochy: Parma [+0 pkt]

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

-

 

Reprezentacja Polski:

-

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1367], 2. Anglia [1317], 3. Argentyna [1209], ..., 9. Australia [839], ..., 31. Polska [664]

Odnośnik do komentarza

Dokładnie tak.

 

--------------------------------

 

Przez ostatnie kilkanaście miesięcy nalatałem się samolotem za wszystkie czasy, tak więc teraz długi lot bardziej mnie nużył. W Polsce przywitała nas z Hassanem dość chłodna i mokra aura, będąca raczej normalną o tej porze roku, ale po dłuższym przebywaniu w gorętszym klimacie – wszak w Australii dogorywały resztki lata – był to znaczący skok. Było tak w całym kraju, a nie inaczej w mieście, które było przekleństwem Adasia Miauczyńskiego, a które było jednym z ważniejszych dla polskiej kinematografii. I właśnie takie miałem pierwsze skojarzenie z Łodzią, zaś dopiero na drugim planie znajdował się futbol i starty tutejszych klubów w Lidze Mistrzów, czy to samych eliminacjach, czy w fazie grupowej.

 

Drużyna, która właśnie przechodziła w moje ręce miała na koncie dwa tytuły Mistrza Polski, o połowę mniej, niż jej rywal zza miedzy, a jednocześnie była ostatnim łódzkim triumfatorem Ekstraklasy. Teraz zaś ŁKS Łódź, bo to tutaj zaczynała się moja nowa misja, już drugi sezon nie potrafił powrócić do najwyższej klasy rozgrywkowej po trzech sezonach sielanki. Wiedziałem, że ten zespół ma potencjał, toteż prezes Stępień nie musiał zbyt długo mnie przekonywać, zaś skoro ja tradycyjnie nie wołałem sobie kokosów, negocjacje nie trwały przesadnie długo.

 

W tym sezonie łódzki klub zajmował pod koniec batalii miejsce w środku tabeli, mimo wciąż matematycznych szans na awans będąc już niemal skazanym na kolejny rok w II lidze. Połowa Łodzi utożsamiająca się z ŁKS'em była wyraźnie pogodzona z tym stanem rzeczy, ponieważ na finisz rozgrywek zarząd i kibice prosili mnie tylko o przyzwoite miejsce w tabeli, co oczywiście mogłem im jak najbardziej obiecać, a moim osobistym celem na lato będzie budowa drużyny zdolnej do walki na serio o powrót do Ekstraklasy, oby już w następnej edycji rozgrywek.

Odnośnik do komentarza

Zapraszam po południu do nowego gabinetu, strzeli się po jednym :P

 

----------------------------------

 

Po załatwieniu wszystkich formalności i innych spraw zostałem oprowadzony po klubowej siedzibie oraz pokazano mi mój nowy gabinet, w którym udało mi się też załatwić trochę kąta dla mojego agenta Hassana. Już po około kwadransie byłem wstępnie rozeznany z układem budynku i wiedziałem gdzie kogo szukać, gdy będę czegoś potrzebował. Bardzo miłą odmianą był polski jako główny język, bo po tych kilku latach spędzonych za granicą i na rozmowach niemal wyłącznie w języku obcym łapałem się czasami na tym, że wręcz zaczynałem myśleć po angielsku.

 

Stadion, na którym ŁKS rozgrywał swoje mecze, nazwany po prostu "Stadionem przy Al. Unii", pod względem estetycznym nie sprawiał może zbyt oszałamiającego wrażenia, ale mogąc pomieścić równe 25 tysięcy kibiców był nieporównywalnie większy od Hartsdown Park w Margate, zatem różnica była odczuwalna aż nadto. W sąsiedztwie obiektu znajdowała się całkiem zacna baza treningowa z bocznym boiskiem, więc co do infrastruktury nie było źle. Później nareszcie mogłem spotkać się ze sztabem szkoleniowym, bym mógł zapoznać się z moimi nowymi współpracownikami i ocenić, na czym stoimy pod względem szkoleniowym.

 

 

Sztab szkoleniowy:

– Grzegorz Wesołowski (50 l., Asystent, Polska);

– Juliusz Kruszankin (46 l., Asystent, Polska);

– Ryszard Kuśka (47 l., Trener, Polska);

– Janusz Jojko (51 l., Trener, Polska);
– Marek Krochmalski (52 l., Fizjoterapeuta, Polska);
– Krzysztof Sikora (56 l., Obserwator, Polska);
– Dawid Kubaś (42 l., Obserwator, Polska).

 

Pion szkoleniowy nie prezentował się imponująco. O ile obaj asystenci, Wesołowski i Kruszankin, wzajemnie się uzupełniali, o tyle dwaj trenerzy nie powalali swoim kompetencjami i natychmiast poleciłem wystosować odpowiednie ogłoszenie do prasy. To samo tyczyło się posady fizjoterapeuty, bo za Krochmalskim stał praktycznie tylko zapał do pracy i nic poza tym. Z kolei Sikora i Kubaś byli obecni w klubie tylko przez jedno popołudnie, bowiem jeden z marszu został przeze mnie wysłany za wschodnie granice Polski, a drugi na piłkarską wycieczkę po kraju.

 

Później zwołałem zebranie drużyny, po czym oprócz banałów o czystych kartach obniżyłem lekko głos i opowiedziałem, jak wygląda budowa drużyny klubowej w Anglii oraz jakie podejmiemy kroki, by podobne metody zaszczepić na ziemi polskiej. Zaś po treningu moglem zanotować już pierwsze wnioski odnośnie kadry, jaką dysponowałem i mus przyznać, że na początek nie wyglądało to optymistycznie.

 

 

Bramkarze:

– Jakub Skrzypiec (35 l., BR, Polska);

– Krzysztof Zając (16 l., BR, Polska).

 

Obsada bramki ścięła mnie z nóg. W klubie golkiperów było tylko dwóch, z czego jeden to prawie emeryt, a drugi ledwo skończył gimnazjum. Oczywistym było, że potrzeba nie jednego, ale co najmniej trzech nowych zawodników, z czego dwóch od razu do meczowej osiemnastki.

 

 

Prawa obrona:

– Krzysztof Skrzypczak (25 l., O PŚ, Polska).

 

Skrzypczak był typowym przeciętniakiem, po którym nie sposób było spodziewać się wielkich wyczynów. Z niecierpliwością czekałem na pierwsze raporty scoutów.

 

 

Środek obrony:

– Łukas Hejnowski (27 l., O PŚ, Polska);

– Dariusz Imbiorowicz (25 l., O PŚ, Polska);

– Jarosław Bieniuk (32 l., O LŚ, Polska; 6/1);

– Grzegorz Jakosz (32 l., O LŚ, Polska);

– Krzysztof Budka (17 l., LB, O Ś, Polska);

– Konstantin Markow (18 l., O Ś, Rosja).

 

Środek obrony to przede wszystkim mieszanina starszych graczy i juniorów. Teoretycznie najbardziej wartościowym powinien być Bieniuk, były reprezentant Polski, ale na treningu wydawał się nie wybijać przesadnie ponad poziom kolegów z formacji. Przeciętność, przeciętność, przeciętność.

 

 

Lewa obrona:

– Krzysztof Nowicki (16 l., O L, Polska);

– Michaił Rodionow (17 l., O/DBP/P L, Rosja).

 

Patrząc na metryki chłopaków nie dziwiłem się, dlaczego ŁKS nie potrafi wygrzebać się z otchłani zaplecza Ekstraklasy. Teraz niewiele mogłem zrobić, ale latem konieczne było sprowadzenie kilku bardziej dojrzałych piłkarsko defensorów.

Odnośnik do komentarza

Bazuję na tym, co widnieje w FM'ie.

 

---------------------------------

Prawe skrzydło:

– Piotr Klepczarek (29 l., OP PŚ, Polska);

– Marek Lewandowski (17 l., OP P, N, Polska).

 

Na chwilę obecną pewniakiem był Klepczarek, a i on nie stanowił żadnej rewelacji, natomiast Lewandowski mógł liczyć niemal wyłącznie na wejścia z ławki rezerwowych.

 

 

Środkowi i defensywni pomocnicy:

– Rafał Kowalczyk (19 l. P Ś, Polska);

– Michał Goliński (31 l., OP Ś, Polska; 1/0).

 

Standardowa sytuacja – jeden junior plus doświadczony zawodnik. Coś mi mówiło, że w pozostałych spotkaniach rundy często środek pola będę musiał montować za pomocą taśmy klejącej.

 

 

Lewe skrzydło:

– Nikola Milenković (25 l., P L, Serbia);

– Adrian Citko (26 l., OP LŚ, Polska).

 

Milenković był jednym z niewielu jaśniejszych punktów zespołu i z moich pierwszych obserwacji wynikało, że być może będzie on podstawowym graczem na lewym skrzydle.

 

 

Napastnicy:

– Marcin Szmuc (30 l., OP/N Ś, Polska);

– Konrad Adamski (23 l., N, Polska);

– Radosław Matusiak (30 l., N, Polska);

– Przemysław Pitry (30 l., N, Polska);

– Vuk Stoirović (29 l., N, Serbia).

 

Miłą odmianą po przeglądzie poprzednich formacji był skład napastników. Właściwie wszyscy z obecnych graczy mogli na równych prawach myśleć o grze w pierwszym zespole i tylko od indywidualnej postawy każdego zależało, czy zdoła wywalczyć miejsce w jedenastce, czy też nie. Oczywiście nie było szans, byśmy na obecnych graczach zawojowali najpierw II ligę, a później Ekstraklasę, ale do lata wystarczy.

 

 

Podsumowując, kadra ŁKS'u była w opłakanym stanie i już teraz, jeszcze przed moim debiutem, nie moglem się doczekać, aż rozpocznie się letnia sesja transferowa. W chwili obecnej łódzki klub zajmował w lidze dziewiąte miejsce, a prowadząca trójka miała na koncie po 51 punktów. Traciliśmy do nich równe dziesięć oczek przy siedmiu spotkaniach do końca sezonu. Gdy do zdobycia było ich jeszcze 21, matematyczna szansa na awans jak najbardziej była, tyle tylko, że musielibyśmy liczyć na pecha głównych rywali, a także mieć zdecydowanie mocniejszy skład. Mimo że jak zawsze wierzyłem, ewentualny awans do najwyższej klasy rozgrywkowej przewidywałem najbliżej na przyszły rok.

Odnośnik do komentarza

Na razie to muszę "wytrzeźwieć" po, ekhm, debiucie. Poza tym jeszcze nie sprawdzałem, czy byliby zainteresowani przejściem do ŁKS'u.

 

---------------------------------------

 

Trzy dni później nadszedł czas postawić pierwszy prawdziwy krok na krajowym podwórku, gdy w 28. kolejce ŁKS miał podejmować na wyjeździe Ruch Chorzów. Do autokaru zabrałem oczywiście eksperymentalny skład, ponieważ nie miałem zielonego pojęcia, kogo na co tak naprawdę stać.

 

Od początku przy Cichej rozgorzała drugoligowa kopanina i ciężko było wywnioskować, który zespół jest lepszy na przestrzeni całej kampanii. Ale niestety już na starcie miałem okazję się przekonać, jak żałośnie słaba jest aktualna kadra zespołu, a w szczególności formacja defensywna. Okazało się to w 24. minucie, gdy przy rzucie rożnym dla chorzowian Hejnowski dał się odepchnąć jak szmaciana lalka Ostrowskiemu, który z najbliższej odległości uczynił pierwszy ruch do zepsucia mi humoru. Nadzieje na korzystny wynik powróciły po półgodzinie, kiedy jeden z naszych nieskładnych ataków skończył się faulem Balula na Citce, a sędzia podyktował rzut karny dla ŁKS'u. Piłkę na jedenastym metrze ustawił Wróblewski i bardzo ryzykownym strzałem w środek bramki zdołał pokonać Rzepeckiego.

 

Pod koniec pierwszej i przez pewien czas drugiej połowy byliśmy nawet zespołem minimalnie lepszym, tyle tylko, że napastnicy zamiast strzelać gole, usiłowali zabić bramkarza, tak jak przy strzale Pitrego z pięciu metrów, czy beznadziejnym wykończeniu podania marzeń przez Adamskiego, ostatecznie kreując go na gracza meczu. Wobec tego mogłem tylko skryć twarz w dłoniach i powiedzieć "Ja pierdolę...", gdy zobaczyłem, jak w doliczonym czasie gry Milenković fauluje tuż przed naszą szesnastką. Miałem racje – Rodinow z rzutu wolnego bez najmniejszego trudu pokonał Skrzypca, a sędzia nawet nie wznawiał już gry. Debiut marzeń.

 

07.04.2012, Stadion przy ul. Cichej, Chorzów, widzów: 4071

II L (28/34) Ruch Chorzów [4.] - ŁKS Łódź [8.] 2:1 (1:1)

 

24' K. Ostrowski 1:0
32' D. Wróblewski 1:1 rz.k.
90+3' A. Rodinow 2:1

ŁKS Łódź: J.Skrzypiec 7 – D.Imbiorowicz ŻK 6, K.Skrzypczak 7, D.Jakosz 7, L.Hejnowski ŻK 6 – M.Lewandowski ŻK 6, M.Goliński 7, D.Wróblewski ŻK 7 (79' M.Szmuc 6), A.Citko ŻK 6 (63' N.Milenković 7) – R.Matusiak 7 (71' P.Pitry 7), K.Adamski 7

GM: Mariusz Rzepecki (BR, Ruch Chorzów) - 9

Odnośnik do komentarza

Następnego dnia po powrocie z Chorzowa otrzymałem raport od fizjoterapeuty, w którym poinformował o urazie twarzy Milenkovicia. Nie wnikałem w genezę tej kontuzji, więc niewiadomym pozostawało, czy był to skutek reakcji części drużyny na jego głupi faul z doliczonego czasu meczu z Ruchem, który w konsekwencji kosztował nas porażkę.

 

Pierwsze koty za płoty, więc okazją do odbicia sobie ostatniej przegranej mieliśmy w domowym spotkaniu z Polarem Wrocław. W ataku za przeciętnego Matusiaka na próbę wystawiłem Sotirovicia, z kolei za zawieszonego za kartki Hejnowskiego zagrać musiał młody Rodionow.

 

Goście plasowali się tylko dwa miejsca niżej od nas, toteż przy obecnej dyspozycji ŁKS'u początkowo nie było widać większej różnicy w poziomie obu drużyn. Różnicy nie było widać praktycznie do końcowego gwizdka, ale naszym asem w rękawie była trochę lepsza skuteczność i łut szczęścia. Dopiero krótko przed półgodziną, gdy zza linii bocznej przekazałem polecenia korygujące, padł pierwszy tego wieczoru gol – po naszym rzucie rożnym obrońcy przeciwnika wybili piłkę w pole, gdzie przejął ją cofnięty Adamski i zaskakująco pięknym rogalem zewnętrznym podbiciem z 20 metrów zaskoczył Kapsę. Pierwszy raz od mojego przyjścia objęliśmy prowadzenie, a ja po cichu liczyłem na jego podwyższenie.

 

Tymczasem na początku drugiej połowy w ułamku sekundy wyparowało ono po tym, jak Imbiorowicz zapomniał, że gramy w piłkę nożną, a nie siatkówkę i potraktował piłkę ręką w polu karnym, co skończyło się wyrównującym golem Szczęsnego z jedenastu metrów. Na szczęście po kilku minutach jednobramkowa przewaga wróciła do nas niczym bumerang – wywalczyliśmy kolejny rzut rożny, w szesnastce najwyżej wyskoczył Rodionow, a po jego główce piłka trafiła w Zmyślonego, który pechowo skierował ją do własnej siatki. Polar nie zamierzał składać broni, momentami było naprawdę gorąco, ale w końcu w 88. minucie Jakosz zagrał prostopadle w narożnik pola karnego gości, gdzie zupełnie niekryty Citko mocnym strzałem z dość ostrego kąta rozstrzygnął losy meczu i nie musiałem długo czekać na pierwsze zwycięstwo w barwach ŁKS'u.

 

11.04.2012, Stadion przy al. Unii, Łódź, widzów: 3850

II L (29/34) ŁKS Łódź [8.] - Polar Wrocław [10.] 3:1 (1:0)

 

27' K. Adamski 1:0
52' D. Szczęsny 1:1 rz.k.
60' J. Zmyślony 2:1 sam.
88' A. Citko 3:1

ŁKS Łódź: J.Skrzypiec 7 – D.Imbiorowicz 5 (53' J.Bieniuk 7), K.Skrzypczak 8, D.Jakosz 9, M.Rodionow 7 – M.Lewandowski 7, M.Goliński 7, D.Wróblewski 7, A.Citko 9 – V.Sotirović 6 (53' P.Pitry 7), K.Adamski 8 (83' M.Szmuc 6)

GM: Adrian Citko (OP LŚ, ŁKS Łódź) - 9

Odnośnik do komentarza

Przed wyjazdem do Włocławka na mecz z miejscowym Kujawiakiem musiałem w wyjściowej jedenastce wymienić obu napastników, Adamskiego i Sotirovicia, ponieważ byli bardzo zmęczeni po pojedynku z Polarem. Wtedy również zaczynały do mnie spływać pierwsze raporty obu scoutów, a ja odczuwałem pewien komfort z powodu spokojnej sytuacji finansowej klubu, która pozwalała na korzystanie z funduszu transferowego wynoszącego pokaźne 3 690 000 euro.

 

We Włocławku maszyna ruszyła w okolicach półgodziny gry, a jej głównym trybem był Przemysław Pitry. To właśnie on w 24. minucie wystartował do podania Matusiaka, po czym kiwnął obrońcę i mocnym strzałem zza pola karnego otworzył wynik tego spotkania. Minęło ledwo kilka minut, a Citko z Matusiakiem krótko rozegrali piłkę na lewym skrzydle, po czym ten pierwszy zagrał w szesnastkę gospodarzy, gdzie odnalazł się nie kto inny jak Pitry i pewnym uderzeniem podwyższył na 2:0. "Idzie dobrze" – pomyślałem, ale zapewne w złą godzinę. Tuż przed przerwą bowiem Skrzypczak jak dziecko dał się ograć na prawej stronie Lenartowi, który zagrał piłkę do Imeha i zrobiło się już tylko 2:1, zaś kwadrans po przerwie świetnie dotąd broniący Skrzypiec ośmieszył się, przepuszczając do siatki dośrodkowanie Bilskiego z lewej strony boiska. W tym momencie efektownie opadły mi ręce i marzyłem już jedynie o letnim okienku transferowym.

 

A jednak, wtedy gdy było trzeba, obudził się gracz meczu sprzed trzech dni, a więc Adrian Citko, który w tempo wystartował do podania między obrońców autorstwa Jakosza i dość delikatnym strzałem przy słupku wbił gospodarzom zwycięskiego gola! Choć sędzia przedłużał mecz jak mógł – mimo oficjalnie doliczonych czterech minut, spotkanie trwało niemal minutę dłużej, niż powinno –, trzy punkty ostatecznie pojechały do Łodzi.

 

14.04.2012, OSiR, Włocławek, widzów: 3596

II L (30/34) Kujawiak Włocławek [9.] - ŁKS Łódź [8.] 2:3 (1:2)

 

24' P. Pitry 0:1
31' P. Pitry 0:2
45' B. Imeh 1:2
62' M. Bilski 2:2
83' A. Citko 2:3

ŁKS Łódź: J.Skrzypiec 8 – K.Skrzypczak 7 (82' Ł.Hejnowski 6), J.Bieniuk 7, D.Jakosz 8, M.Rodionow ŻK 7 – M.Lewandowski 7, M.Goliński 6 (61' M.Szmuc 7), D.Wróblewski 7, A.Citko 9 – R.Matusiak 7 (62' K.Adamski 7), P.Pitry 8

GM: Adrian Citko (OP LŚ, ŁKS Łódź) - 9

Odnośnik do komentarza

Dziewięć. Tylko nie snujcie żadnych mrzonek o awansie już w tym sezonie, bo obecna kadra jest za słaba, a rywale bardzo niechętnie gubią punkty. Poza tym po ewentualnej promocji do Ekstraklasy bylibyśmy totalnymi kelnerami.

 

-------------------------------------

 

Nareszcie coraz głośniej zaczynało robić się o wzmocnieniach pod kątem walki o awans w przyszłym sezonie. Najpierw zająłem się sztabem szkoleniowym – tradycyjnie już można było liczyć głównie na poszukujących nowego klubu obcokrajowców, ponieważ polscy szkoleniowcy albo wołali sobie za dużo, albo nie byli zbyt przekonującymi fachowcami –, wskutek czego jeszcze w kwietniu profesjonalizm treningu wzrósł za sprawą Brazylijczyka Henrique (31 l., Trener, Brazylia) i Hiszpana Alberto Prieto (33 l., Trener, Hiszpania). W Łodzi zameldował się również drugi fizjoterapeuta Evandro (39 l., Fizjoterapeuta, Brazylia), który swoimi zdolnościami medycznymi i zaangażowaniem budził znacznie większe zaufanie, a do tego Krochmalski mógł się przy nim czegoś nauczyć.

 

Wreszcie piłkarze – na lato udało mi się dokręcić pierwsze transfery, a byli to: Jakub Kawa (23 l., N, Polska; 1/0 U-21) za 40 000 euro z Finishparkiet, lewy obrońca Dariusz Kowalski (19 l., O/DBP/P L, Polska; 2/1 U-21) za 26 000 euro z Radomiaka Radom, defensywny pomocnik Marcin Zawadzki (21 l., DP, Polska; 4/0 U-21) za 26 000 euro z Bełchatowa oraz lewy skrzydłowy Grzegorz Wojtal (25 l., P L, Polska) z Lechii Gdańsk (45 000 euro).

 

 

Finałową serię spotkań II ligi zaczynaliśmy od pojedynku przy al. Unii z Heko Czermno, niemal pogodzonym już ze spadkiem. W składzie zabrakło kontuzjowanych Golińskiego i Jakosza, których zastąpili Szmuc i Imborowicz, a oprócz tego do wyjściowej jedenastki wrócił wypoczęty Adamski.

 

Byłem niezmiernie ciekaw, jak spiszemy się przeciwko pierwszemu wyraźnie słabszemu rywalowi za mojej kadencji. Już w drugiej minucie poderwałem się z ławki, gdy koszmarny błąd popełnił Skrzypiec, który zgubił piłkę we własnym polu karnym, ale na szczęście szybko go naprawił, ofiarnie rzucając się na piłkę przy strzale zaskoczonego tą sytuacją Króla. Po kwadransie podobnym wyczynem popisał się obrońca gości Magdoń, podając piłkę prosto pod nogi Pitrego, który wpadł w pole karne, wyłożył ją Adamskiemu, a Konrad między nogami golkipera dał nam powody do radości. Minęło kolejnych piętnaście minut, a po nich kibice na trybunach ujrzeli najprawdopodobniej gola kolejki, gdy piłkę przed polem karnym przyjął Szmuc i bez zastanowienia oddał atomowy, podkręcony strzał z 20 metrów prosto w okienko bramki Cichosza.

 

W drugiej połowie goście skupili się na kolekcjonowaniu żółtych kartek, a my na kontrolowaniu przebiegu spotkania, dzięki czemu po raz pierwszy zakończyliśmy je bez straty gola.

 

21.04.2012, Stadion przy al. Unii, Łódź, widzów: 4119

II L (31/34) ŁKS Łódź [7.] - Heko Czermno [16.] 2:0 (2:0)

 

15' K. Adamski 1:0
31' M. Szmuc 2:0

ŁKS Łódź: J.Skrzypiec 7 – K.Skrzypczak 7, J.Bieniuk 7, D.Imbiorowicz ŻK 7, M.Rodionow 7 – M.Lewandowski 8, M.Szmuc 8, P.Klepczarek ŻK 7 (64' D.Wróblewski ŻK 7), A.Citko 7 – K.Adamski 7 (R.Matusiak 6), P.Pitry 7 (76' V.Sotirović 6)

 

GM: Marcin Szmuc (OP/N Ś, ŁKS Łódź) - 8

Odnośnik do komentarza

Choć szanse na awans mieliśmy już tylko iluzoryczne, to jednak porażka trzeciego w tabeli GKS'u Bełchatów przed tygodniem, która pozwoliła nam zmniejszyć stratę względem miejsca barażowego do sześciu punktów, wyzwoliła w graczach dodatkową motywację, której twarzą został bramkarz Jakub Skrzypiec, w wywiadzie dla 90minut.pl zagrzewając zespół do walki, a kibiców do wzmożonego dopingu.

 

A w 32. kolejce było to bardzo potrzebne. Graliśmy bowiem trudne wyjazdowe spotkanie z wiceliderem z Białegostoku, Jagiellonią. W Łodzi musiał zostać zawieszony za kartki Piotr Klepczarek, w miejsce którego zabrałem Dariusza Wróblewskiego, i była to jedyna roszada w składzie.

 

Mimo że dotarłem do piłkarzy i od początku nie przestraszyli się faworyzowanego rywala, to jednak nie był on początkiem udanym. Wszystko za sprawą Rodionowa, który bezmyślnie pobiegł na środek boiska, zostawiając miejsce Czerkasiowi, który bezlitośnie skorzystał z prezentu i musieliśmy odrabiać straty. Poszło nam to nad wyraz dobrze, bo już pięć minut później Wróblewski odzyskał piłkę na połowie gospodarzy, a Bieniuk zagrał ją między obrońców do Adamskiego, który pewnie wyrównał stan rywalizacji. Później jeszcze tylko zdjąłem z boiska fatalnego Rodionowa, który nieustannie robił ogromną wyrwę na lewej obronie, uparcie biegając w okolicach linii środkowej boiska, i do szatni schodziliśmy z wynikiem 1:1.

 

Pomału zaczynałem wierzyć w moje psychologiczne zdolności w rozmowach z zespołem – dosłownie chwilę po rozpoczęciu drugiej części spotkania Bieniuk wrzucał z autu na wysokości pola karnego gospodarzy, w szesnastce Lewandowski zagrał crossa do Skrzypczaka, który z kolei wypuścił w bój Wróblewskiego i niespodziewanie objęliśmy prowadzenie. Co ważniejsze, zaczęliśmy mieć optyczną przewagę, ale niestety w 57. minucie miałem dziwne przeczucie widząc, jak akcja Jagiellonii dotarła już w nasze pole karne. Jak wielokrotnie już powtarzałem, intuicja w futbolu zawodzi mnie niezmiernie rzadko, dlatego powiedziałem tylko wymowne "aha", gdy Skrzypczak bezmyślnie ściągnął za koszulkę Sadowskiego, a sędzia podyktował rzut karny. Z jedenastu metrów oczywiście nie pomylił się Magiera i zrobiło się nieprzyjemnie. W ostatnich spotkaniach bywało tak, że końcówki należały do nas, i nie inaczej było tym razem. W 83. minucie ruszyliśmy z kontratakiem po wybiciu Hejnowskiego, z piłką urwał się Matusiak, któremu wprost pod nogi Szmuca wybił ją Błachacz, a Marcin nie zmarnował tego podarunku i pewnie wyszarpał gospodarzom trzy punkty!

 

Zagraliśmy dobre spotkanie i pozostawało mi tylko mieć nadzieję, że to zwycięstwo było ostrzeżeniem dla pozostałych rywali, że po letnich wzmocnieniach będziemy mocni.

28.04.2012, Stadion przy ul. Słonecznej, Białystok, widzów: 4447

II L (32/34) Jagiellonia Białystok [2.] - ŁKS Łódź [5.] 2:3 (1:1)

 

8' A. Czerkaś 1:0
13' K. Adamski 1:1
47' D. Wróblewski 1:2
57' J. Magiera 2:2 rz.k.
83' M. Szmuc 2:3

ŁKS Łódź: J.Skrzypiec 8 – K.Skrzypczak 7, J.Bieniuk 8, D.Imbiorowicz 7, M.Rodionow 5 (37' Ł.Hejnowski 8) – M.Lewandowski 7, M.Szmuc 8, D.Wróblewski 8, A.Citko 7 (80' N.Milenković 7) – K.Adamski 8, P.Pitry 7 (80' R.Matusiak 7)

GM: Łukasz Hejnowski (O PŚ, ŁKS Łódź) - 8

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...