Skocz do zawartości

Futbol - jak daleko nogi poniosą...


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Liczę na nich, bo w minionym sezonie nie wszyscy spisywali się odpowiednio.

 

------------------------

 

Mistrzostwa Świata 2010 w RPA przeszły już do historii. W meczu o trzecie miejsce Argentyna okazała się lepsza od Hiszpanii po zwycięstwie 1:0, natomiast mistrzostwo obroniła Anglia, w takim samym stosunku radząc sobie z reprezentacją Francji.

 

Równolegle z finałem rozgrywaliśmy lipcowe rozbieganie, na które wybrałem półzawodowe Maldon. Hassan na swoim wiernym notebooku z Wi-Fi miał włączoną transmisję, ponadto spiker co chwila informował o postępach meczu Anglia - Francja. Rozbieganie spełniło swój cel, nowi zawodnicy zaczęli wpasowywać się w nasz styl gry, a stara gwardia nadal strzelała. Tym razem spotkanie poprowadził mój asystent Raine, by mógł być obeznany, gdyby przyszło zastąpić mnie na wypadek arcypilnego wyjazdu.

 

11.07.2010, Hartsdown Park, Margate, widzów: 68
TOW Margate [L2] - Maldon [NL] 4:0 (3:0)

11' S. Atangana 1:0
31' S. Atangana 2:0
44' V. Esposito 3:0
51' L. Hales 4:0

Odnośnik do komentarza

Reszta sparingów była już tylko wyborem Raine, który wśród swoich obowiązków miał kontraktowanie tychże. Początkowo miałem mieszane uczucia, gdy w zaproponowanym przez niego terminarzu sezonu przygotowawczego ujrzałem na drugiej pozycji Arsenal Londyn, ale koniec końców uznałem, że przyda się nam twarda lekcja wielkiego futbolu.

 

16 lipca żałowałem. Okazało się to kompletnie niepotrzebne, boleśnie przegraliśmy 0:4, a nabranie jako takiego doświadczenia z o wiele silniejszym rywalem i blisko komplet widzów nie były dostatecznie wymiernymi korzyściami, bym mógł uznać ten test za satysfakcjonujący. Nie było wszakże sensu płakać nad rozlanym mlekiem i moim zadaniem na kolejne gry było zbudowanie solidnego morale w drużynie

 

16.07.2010, Hartsdown Park, Margate, widzów: 5911
TOW Margate [L2] - Arsenal [P] 0:4 (0:3)

8' Lauren 0:1 rz.k.
26' G. Johnson 0:2
36' C. Vela 0:3
53' C. Vela 0:4

 

 

 

Śledząc poczynania drużyn na niedawno zakończonym czempionacie zacząłem się zastanawiać, jakby to było prowadzić reprezentację jakiegoś kraju. Podobały mi się dramatyczne zwroty akcji, piękne dyrygowanie menedżerów, a także świętowanie sukcesów i tłumaczenia porażek na pomeczowych konferencjach. Naturalnie po mistrzostwach nastąpiło wiele przetasowań na na zaszczytnych stołkach, a ja o nich doskonale wiedziałem.

 

– Daleko ta Bułgaria zaszła, ćwierćfinał dla takiego średniaka to jest coś. Miszter, gdzie ten Stoiczkow miał rozum, że rzucił w cholerę taką robotę? – rozmyślał towarzysz Hassan.

 

– Pewnie chciał zejść ze sceny niepokonanym, przyjacielu. – odpowiedziałem.

 

– Jak to "niepokonanym"? Przecież dostali w ćwierćfinale 1:2 od Hiszpanii.

 

– Nie o to chodzi. – uśmiechnąłem się z politowaniem – To jest tekst z utworu takiego zespołu, który jest legendą polskiej sceny. Chodzi mi o to, że teraz w Bułgarii zapewne uważa się osiągnięty rezultat za wielki sukces, a Stoiczkow pewnie chciał zostać zapamiętany jako ten wielki, niż rozmienić się na drobne.

 

– Niegłupie... – Hassan przewinął następnie stronę z wyświetlonym newsem. – Ale zaraz, miszter, pana Hristo zwolnił bułgarski ZPN...

 

– Zwolnił?! Ha, co za niewdzięcznicy! – decyzja tamtejszego szefostwa związku wydała mi się irracjonalna. – Swoją drogą, złapać taki stołek to by było coś...

 

– Miszter?

 

– Słucham.

 

– Nigdy nie pytałem, ale chyba będąc menedżerem profesjonalnego zespołu ma się jakiś kontakt do różnych struktur. Nie jest tak? – zapytał.

 

– Owszem, w każdej chwili mógłbym puścić faks do jakiegokolwiek klubu nie tylko w Anglii, ale i w całej Europie, a kto wie, czy nawet nie dale... – w tym momencie nagle mnie zatkało, a Hassan patrzał na mnie wymownie, kręcąc swoim sumiastym wąsem. – Myślisz, że...?

 

– Nu a jak? To chyba nie jest dużo roboty wysłać kilka papierów?

 

– Raczej nie... – zacząłem marszczyć czoło w zamyśle. – Ale... Eee tam, przecież już w Anglii prawie nikt mnie nie zna, to co dopiero dowolni ludzie z dowolnego ZPN'u. Zapewne przeznaczyliby moje papiery na makulaturę.

 

– Co ci szkodzi, miszter, spróbuj! – naciskał towarzysz.

 

– Mówisz? – zacząłem gładzić dłonią swoją siwiejącą bródkę – Wysyłać?

 

– Prosty rachunek – nic cię to nie kosztuje, zajmie to co najwyżej kwadrans, a w najgorszym wypadku nic się nie stanie.

 

– Racja, nie grasz - nie wygrasz. Pójdę na całość i puszczę papiery na wszystkie po-mundialowe wakaty. – w moich oczach pojawił się pewien błysk – Haraszo, do dzieła!

Odnośnik do komentarza

Osiemnasty lipca był kolejnym dniem okresu przygotowawczego, który w całości był poświęcony na treningi kondycyjne. Rano jak zawsze siedziałem w swoim gabinecie przed dołączeniem do drużyny koło południa.

 

– Widzisz? Wtedy w środku pola mamy zdecydowaną przewagę, możemy rozegrać piłkę tędy i przeciwnik w mig znajduje się w tarapatach – tłumaczyłem Hassanowi wadę systemu 4-2-4, gdy moją wypowiedź przerwało pukanie do drzwi. – Proszę.

 

Good morning, panie Ralf. Można? – w drzwiach stanęła główna księgowa klubu.

 

– A, witaj Brendo. Co tam masz? – szybko wychwyciłem niecodzienną minę kobiety – Coś się stało?

 

– Niech mister sam spojrzy. Żeby nie było, zobaczyłam tylko nagłówki, nie czytam cudzych listów.

 

W moich rękach znalazły się dwa pliki kartek luksusowego papieru, na pierwszych stronach których widniały loga i pełne nazwy dwóch związków piłkarskich, z czego jeden zapisany był krajowym alfabetem nadawcy, a pod spodem widniała jego międzynarodowa translacja. Przed oczami miałem oficjalne faksy z Australii i Rosji. Niezwłocznie przystąpiłem do lektury, a na twarzy Hassana malowało się narastające zniecierpliwienie.

 

– O, cholera! – wytrzeszczyłem oczy, a moja żuchwa omal nie rozbiła się o blat biurka.

 

– Co się stało? Jakieś kłopoty? – spytał towarzysz.

 

– Nie, przyjacielu, żadne kłopoty. Widzisz te papiery? Właśnie trzymam oficjalne propozycje objęcia reprezentacji Australii lub Rosji. – trzęsącymi rękoma odłożyłem oba egzemplarze na biurko.

 

– Pieprzysz! Mogę zobaczyć?

 

– Musisz, bo chciałbym uwierzyć, że nie mam urojeń!

 

Hassan wziął kartki, przeczytał, po czym i jego mina przybrała taki wygląd, jakiego jeszcze nigdy u niego nie widziałem.

 

– Miszter, gratuluję! Mówiłem, że warto się wysilić! – błyszczał zębami spod wąsa.

 

– Tak, jest świetnie, tylko właśnie staję przed problemem wyboru. Trudnego wyboru. Cholernie. – drapałem się po głowie oparty o blat, by po chwili spojrzeć w zadumie na towarzysza. – No i co ja mam teraz zrobić?

Odnośnik do komentarza

Staję przed małym konfliktem tragicznym, bo z jednej strony chciałem wziąć reprezentację europejską, ponadto w przypadku Rosji mam załadowaną ligę, a więc większy wybór kadrowiczów, a z drugiej kusi mnie Australia. Już kiedyś prowadziłem Socceroos, tyle tylko, że wtedy było to rok bodajże 2016, a wtedy w kadrze było już większość newgenów o niezbyt optymistycznych umiejętnościach, które wyszły bokiem na najbliższym mundialu. Po południu sprawdzę jeszcze parę rzeczy w FM'ie, a nóż zajdę jakiś koronny argument.

 

@Piotrze Sebastianie,

Dostałem propozycje tylko z Rosji i Australii. To niepowtarzalna szansa, więc nie zamierzam odrzucać obu ofert, żeby się okazało, że pozostałe federacje nawet nie odburkną.

Odnośnik do komentarza

Zatkałem nos przełykając ślinę, by zaradzić zatkanym uszom, co zwykle towarzyszyło mi w chwilach, w których samolot osiągał swój pułap przelotowy i wyrównywał lot. Rozmyślając o debacie dnia poprzedniego z Hassanem skupiałem się tylko i wyłącznie na argumentach za, ponieważ nie było już odwrotu i ostatnim, czego potrzebowałem, były rozterki i wątpliwości. Będąc zapobiegliwym odciąłem się od otoczenia za pomocą słuchawek, po czym spojrzeniem wodziłem między jednym atrakcyjnym i zgrabnym widokiem a drugim, trochę bardziej rozległym i malowniczym – stewardesy z uśmiechami przechadzały się po pokładzie i pytały, czy czegoś nie trzeba, zaś za oknem rozciągał się oranżowy pejzaż skąpanego w zachodzie słońca nieba. Nieubłaganie nadciągała noc, a po kilkunastu godzinach lotu, które mnie czekały, na lotnisku w Sydney miał mnie powitać słoneczny dzień. Cieszyłem się na myśl o wizycie w kraju, z którego wywodził się jeden z moich ukochanych zespołów, a dinozaury światowej sceny, legendarne AC/DC.

 

Po zapadnięciu zmroku udało mi się nawet zasnąć, i to na tyle mocno, że delikatny wstrząs towarzyszący lądowaniu ledwie zdołał mnie obudzić. Po rutynowych kontrolach udałem się przed terminal, gdzie wreszcie odnalazłem czekający na mnie umówiony wóz, który dostarczył moją osobę do budynku siedziby australijskiego ZPN'u. Nieśmiało wszedłem do środka, a po kilku minutach włóczenia się po korytarzach zagadnął mnie jakiś typowy sekretarzyna.

 

– Przepraszam bardzo, pan w jakim celu? – spytał nieznajomy.

 

– Prezes mnie oczekuje, byłem umówiony na ważne spotkanie. – odpowiedziałem trochę nieśmiało.

 

– Z prezesem? Jest pan pewien? Kim pan w ogóle jest? – zaczął mnie delikatnie atakować gradobiciem pytań.

 

– Alan, na miłość boską, kiedy ty się wreszcie oduczysz tego indyczenia? – huknął dziarski głos z tyłu, a moim oczom ukazała się poważna osoba odzianego w szyty na miarę garnitur dżentelmena. – Mister Ralf? – zwrócił się do mnie z serdecznością.

 

– Tak, to ja.

 

– Ależ panie prezesie, miał się u nas stawić nowy selekcjoner kadry narodowej... – protestował zmieszany sekretarz.

 

– Stoi tu przed tobą. – prezes wskazał gestem mnie.

 

– Najmocniej przepraszam, nie miałem pojęcia. Bardzo mi przykro. – pokornie pochylił przede mną głowę świeżo ochrzaniony człowiek swojego pryncypała.

 

Następnie zostałem zaproszony na elegancką salę konferencyjną, gdzie z wolna zbierali się dziennikarze. Widziałem jak na dłoni zmieszane niczym dobry koktajl wrażenia zgromadzonych, gdy oficjalnie przedstawiono mnie jako nowego opiekuna piłkarskiej reprezentacji Australii. Nie przejmowałem się wszakże nimi, bo po wypowiedzeniu przez prezesa "Mr. Ralf" naraz rozbłysnęły flesze, a ja pochyliłem się nad stołem, dumnie pozując do zdjęć, zaś po chwili skinąłem głową do prezesa z aprobatą, jakoby dając w ten sposób do zrozumienia, że przetrawiłem całą sytuację i jestem gotów do działania.

 

Po konferencji zostałem wtajemniczony w najważniejsze sprawy reprezentacji, a przede mną zostało postawione zadanie pomyślnego przebrnięcia eliminacji Pucharu Azji, a także spokojna budowa drużyny pod kątem Mistrzostw Świata 2014. Ciągle uczulano mnie, bym nie zwracał uwagi na narzekania malkontentów, którzy przyzwyczaiwszy się do znanego Guusa Hiddinka odczuwali spory regres. Całe szczęście, że prezes wraz z resztą gremium dobrze wiedzieli, że jestem dopiero u progu swej trenerskiej kariery i przynajmniej zeszła ze mnie część presji. Daleko mnie zaniosło, oj, daleko.

 

 

Tymczasem w Margate moja drużyna rozgrywała trzecią grę kontrolną, za przeciwnika mając piątoligowe Woking. Nowi zawodnicy coraz lepiej sobie poczynali, a jedynym zgrzytem była kontuzja Joe Gattinga, który z urazem stopy musiał przez 4 tygodnie odpocząć od treningów.

 

19.07.2010, The Kingfield Sports Ground, Woking, widzów: 217
TOW Woking [CNat] - Margate [L2] 1:1 (1:0)

8' R. Wignall 1:0
53' P. Rehm 1:1

Odnośnik do komentarza

Już po powrocie do Margate zająłem się kompletowaniem sztabu szkoleniowego reprezentacji Australii, jako że wraz z odejściem Hiddinka w ślad za nim poszli wszyscy jego współpracownicy. Niestety okazało się to ciężkim kawałkiem chleba, bowiem nawet rodowici Australijczycy niekoniecznie chcieli przyjmować proponowane przeze mnie stanowiska. Po pierwszych kilku dniach udało mi się zaprosić do współpracy trzech trenerów, Jasona Watsona (37 l., Trener, Australia), Simona Elliotta (35 l., Trener, Nowa Zelandia; 56/6) i Ato Dyke'a (36 l., Trener, Samoa Afrykańskie) oraz fizjoterapeutę Darrena Hamiltona (42 l., Fizjoterapeuta, Australia). Nadal poszukiwałem chętnego kandydata na posady asystenta oraz po jednym menedżerze reprezentacji U-21 i U-19.

 

Sparing z grającym w Premiership Charlton był kolejną odważną decyzją, ale w tym przypadku był to strzał w dziesiątkę. Zwycięstwo 3:2 pozwoliło scementować atmosferę w szatni, na listę strzelców wpisywali się już zarówno nowi gracze, jak i starsi stażem, zaś kondycyjnie wyglądaliśmy coraz lepiej.

 

22.07.2010, Hartsdown Park, Margate, widzów: 5915
TOW Margate [L2] - Charlton Athletic [P] 3:2 (2:0)

6' J. Turner 1:0

32' J. Turner 2:0
65' R. Gaynor 2:1
63' J. Robertson 3:1
90+2' J. Walker 3:2

 

 

Czas płynął bardzo szybko, dlatego trzy dni później rozgrywaliśmy przedostatnią już kontrolę, tym razem bawiąc się w berka z szóstoligowym Billericay. Teraz stara gwardia pokazała, że zamierza ostro walczyć o miejsce w składzie, gdyż dwa trafienia zaliczył D'Orazio, a po jednym golu dorzucili Atangana i Fekete. Innymi słowy, w zespole zdawała się panować duża motywacja.

 

25.07.2010, New Lodge, Billericay, widzów: 93
TOW Billericay [CS] - Margate [L2] 0:4 (0:3)

11' M. D'Orazio 0:1
21' T. Fekete 0:2
28' M. D'Orazio 0:3
73' S. Atangana 0:4

Odnośnik do komentarza

Krok po korku kompletowałem kadrowych współpracowników, jeszcze przed końcem lipca wzbogacając sztab o dwóch szkoleniowców młodzieżówek i czwartego trenera. Byli to selekcjoner reprezentacji U-21 David Wells (35 l., Menedżer, Australia), opiekun drużyny U-19 a zarazem menedżer australijskiego Sydney FC, Pierre Littbarski (50 l., Menedżer, Niemcy; 73/18) oraz Daniel Fleming (35 l., Trener, Nowa Zelandia). Wciąż bezskutecznie poszukiwałem asystenta, w końcu postanawiając wykorzystać do tego celu ogłoszenie w angielskiej prasie.

 

 

Ostatnim sparingiem na koniec okresu przygotowawczego był spokojny pojedynek z grającym w Conference National York. Swojego czasu mieliśmy z tym rywalem sporo problemów, gdy rywalizowaliśmy jeszcze w piątej lidze, więc teraz miałem się przekonać, o ile poszliśmy do przodu od tamtego czasu. Okazało się, że, przynajmniej w sparingu, byliśmy o klasę lepsi, udowadniając to dwoma golami i pewnym zwycięstwem. Wyglądało na to, że jesteśmy gotowi na otwarcie sezonu.

 

28.07.2010, Bootham Crescent, York, widzów: 235
TOW York [CNat] - Margate [L2] 0:2 (0:1)

33' M. Baudry 0:1
87' B. Thijs 0:2

 

---

 

Lipiec 2010

 

Bilans (Margate): 0-0-0, 0:0

Coca-Cola League Two: -

FA Cup: -

Vans Trophy: -

Carling Cup: -

Finanse: -301 tys. euro (-201 tys. euro)

Gole: -

Asysty: -

 

Bilans (Australia): 0-0-0, 0:0

Eliminacje Pucharu Azji: -, grupa E

Gole: -
Asysty: -

 

 

Ligi:

 

Anglia: -

Francja: OSC Lille [+0 pkt]

Hiszpania: -

Niemcy: -

Polska: Górnik Łęczna [+2 pkt]

Rosja: CSKA Moskwa [+7 pkt]

Szwajcaria: FC Arau [+3 pkt]

Włochy: -

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

-

 

Reprezentacja Polski:

-

 

Ranking FIFA: 1. Anglia [1212], 2. Brazylia [1154], 3. Holandia [1134], ..., 15. Polska [764], ..., 51. Australia [557]

Odnośnik do komentarza

A asystenta jakoś niet :| Nie wiem co jest z tą Australią, bo to już moja druga przygoda z Kangurami i drugi raz mam piekielny problem ze skompletowaniem sztabu. Kiedyś nawet do reprezentacji Albanii bez trudu zapraszałem największe trenerskie sławy, a tutaj cyrki się dzieją.

 

----------------------------------

 

Na zamieszczone przeze mnie ogłoszenie odpowiedziało tylko dwóch zainteresowanych, a byli to... dwaj spośród moich trenerów z Margate, Sánchez i Grassman. Uznałem, że być może najciemniej jest pod latarnią, po czym zaproponowałem im posadę mojego asystenta w kadrze Australii. Obaj zaczęli kręcić nosem, więc zdecydowałem pozostawić ogłoszenie w obiegu.

 

Siódmego sierpnia inaugurowaliśmy nowy, oby lepszy sezon ligowy, na pierwszy ogień jadąc do Bostonu na mecz z miejscowym United. W składzie wyszła mieszanka starej gwardii i świeżej krwi, m.in. w bramce wystąpić miał Hubert, w obronie Juanma i Pellegrino, w pomocy Rehm i Thijs, a w ataku obok Atangany do rozpoczęcia gry ustawił się Turner. Musieliśmy niestety radzić sobie bez Esposito, który naciągnął mięśnie grzbietu.

 

Spotkanie zaczęliśmy fatalnie, bowiem po zaledwie sześciu minutach Thomas urwał się Juanmie, zagrał w pole karne, gdzie Baudry odpuścił Davida Grahama, który wobec tego nie miał problemów z otwarciem wyniku. Po tym ciosie zbieraliśmy się przez kilka ładnych minut, aż wreszcie idealnie po kwadransie gry Juanma głęboko dośrodkował, a Atangana z niemal zerowego kąta wyrównał na 1:1. Ledwo minęły trzy minuty, a tym razem z lewego skrzydła przed bramkę wrzucał piłkę Winters, zaś Simon przeskakując Coughlana wykorzystał jednocześnie nieprzemyślane wyjście z bramki Forecasta i nareszcie odczułem ulgę.

 

Druga połowa kosztowała mnie sporo nerwów. Najpierw już w 49. minucie Pellegrino zszedł na prawo, żeby zrobić miejsce Kellowi, jego strzał obronił Hubert, ale był już bezradny wobec dobitki Dudfielda, natomiast później raziliśmy nieskutecznością i długo zanosiło się na stratę dwóch punktów na dzień dobry. Na szczęście losy spotkania rozstrzygnął strzał Bye'a, który pięć minut przed końcem dopadł w polu karnym do wytrąconej przez Coughlana piłki, po czym pewnie odesłał ją do bramki.

 

07.08.2010, York Street, Boston, widzów: 2088
CCL2 (1/46) Boston United [–] - Margate [–] 2:3 (1:2)

6' D. Graham 1:0
15' S. Atangana 1:1
18' S. Atangana 1:2
49' L. Dudfield 2:2
85' J. Bye 2:3


Margate: Y.Hubert 7 – Juanma 7, G.Pellegrino 6 (56' M.Kikunda 7) M.Baudry 6, N.Nicolau 8 – P.Rehm 7, L.Hales 8, B.Thijs 6 (74' J.Bye 7), T.Winters 7 – S.Atangana 8, J.Turner 7 (79' T.Fekete 6)

GM: Simon Atangana (N, Margate) - 8
Odnośnik do komentarza

Drugim meczem inauguracyjnego tryptyku było spotkanie na własnym obiekcie ze spadkowiczem z League One, zespołem Port Vale. Goście zaczęli sezon od porażki u siebie z Cheltenham 1:3, zatem wyglądało na to, że ujemną formę z wyższej klasy rozgrywkowej zawlekli ze sobą do League Two. Wcześniej jednak musiałem interweniować dyscyplinarnie, gdy Fekete nie zjawił się na treningu, a ja postąpiłem ostro, wlepiając mu wstrzymanie tygodniowych poborów.

 

Wystarczyło pięć minut, by jeszcze mocniej zachwiać moją motywacją do dalszej pracy z Margate, kiedy drugi mecz z rzędu obrona myślała o niebieskich migdałach – najpierw Baudry wyszedł do przodu, puszczając na wolne pole Birchalla, zaś Pellegrino i Juanma stojący we dwóch przy Joseph-Duboisie i tak pozwolili mu komfortowo dobić piłkę do pustej bramki, co zapewniło gościom łatwe trzy punkty. Przez resztę meczu wszyscy bez wyjątku napastnicy bronili się jak mogli przed wbiciem Port Vale trzech, a może czterech bramek – okazji ku temu mieli bez liku –, a także nie wykorzystaliśmy nawet DWÓCH rzutów karnych, gdy najpierw Nicolau omal nie zabił bramkarza, zaś Bye trafił w słupek. Nie popisali się nawet kibice, których na meczu ligowym już od dawna nie było tak mało. Po meczu ostro ochrzaniłem napastników i dwóch "jedenastkowych" partaczów, Nicolau usłyszał nawet ode mnie, że znalazł się na mojej czarnej liście i powinien się modlić, by nie zamieniła się na transferową, a ja sam w duchu odczuwałem ulgę, że zaufała mi australijska federacja, bowiem po coraz bardziej prawdopodobnym odejściu nie zostałbym w polu.

 

10.08.2010, Hartsdown Park, Margate, widzów: 492
CCL2 (2/46) Margate [6.] - Port Vale [21.] 0:1 (0:1)

5' P. Joseph-Dubois 0:1
30' N. Nicolau (M) nw.rz.k.
54' J. Bye (M) nw.rz.k.


Margate: Y.Hubert 7 – Juanma 6, G.Pellegrino 7, M.Baudry 6, N.Nicolau 6 – P.Rehm 6, L.Hales 6 (46' J.Bye 6), B.Thijs 7, T.Winters 6 (61' M.Noakes 6) – S.Atangana 6, J.Turner 6 (61' T.Fekete 7)

GM: Ezomo Iriekpen (O Ś, Port Vale) - 8
Odnośnik do komentarza

Na spotkanie z Plymouth dokonałem już pierwszych drobnych zmian w wyjściowej jedenastce, jako że niektórzy zaczynali pokazywać, że niespecjalnie przykładają się do gry. W ten sposób od składu odsunąłem obiboka Baudry'ego, zastępując go Somnerem, zaś Nicolau wypadł na rzecz Eardleya, a te zmiany miały choć trochę poprawić szczelność defensywy.

 

Niestety, nie poprawiły, a wychodząc na ten mecz nawet nie zdawałem sobie jeszcze sprawy, że będzie on moim ostatnim jako szkoleniowca Margate. Owszem, strzeliliśmy na trudnym terenie trzy gole, ale styl, w jakim straciliśmy cztery i w samej końcówce daliśmy sobie wyrwać nawet marny punkcik, przepełniły u mnie czarę goryczy i ostatecznie zniechęciły do dalszej pracy z tą bandą nieudaczników. Tym razem na podarowanie rywalom prowadzenia bez walki musieliśmy czekać aż do 18. minuty, kiedy Juanma i Pellegrino tak głaskali się z Noyenem aż wreszcie piłka trafiła do Lasleya, który strzelił i zrobiło się oczekiwane 0:1. Ustawiliśmy piłkę na środku, wznowiliśmy mecz, Plymouth błyskawicznie przeszło w jej posiadanie i ani się obejrzałem, już Anichebe miękką podcinką z główki lobował Huberta, a ja mogłem tylko patrzeć, jak futbolówka leniwie wtacza się do bramki.

 

Moje tradycyjne od początku sezonu wrzaski przyniosły taki skutek, że najpierw w 52. minucie Hales wykorzystał dośrodkowanie Eardleya, a osiem minut później bramkarz gospodarzy minął się z piłką, po czym Thijs po prostu wklepał ją do pustej bramki. Udało nam się wywalczyć jeszcze rzut karny, a Joseph Bye ze swojej drugiej jedenastki w drugim meczu z rzędu znowu nawet nie trafił w bramkę. Rzucałem "k*rwami" jak rzadko, ale o pięć minut uśmiechu przyprawił mnie Turner, gdy kwadrans przed końcem w sytuacji sam na sam położył Howarda i dał nam sensacyjne prowadzenie. Zacierałem ręce nieśmiało myśląc o komplecie punktów, ale szybko na ziemię po raz wtóry ściągnęła mnie obrona, tak długo kiksując w polu karnym, aż wreszcie sprawę wyjaśnił Proctor. Wspomniana czara goryczy efektownie przelała się tuż przed końcem, kiedy straciliśmy ostatni punkt po kontrze Noyena, przy którym biernie podążał Eardley, odprowadzając go aż w pole karne.

 

W tamtym momencie rozpieprzyłem w drobny mak trzymaną przez siebie butelkę, po czym zdecydowanym tonem wrzasnąłem do Hassana, by poszedł ze mną. W szatni poprosiłem go, by pilnował mnie przed demolką, podczas gdy ja nerwowo redagowałem rezygnację. Towarzysz o dziwo nie protestował, z resztą nie bardzo mógł zebrać myśli, ale moja decyzja była nieodwołalna. Już wystarczająco zbyt wiele znosiłem, by teraz dalej dawać chamom lać się po twarzy, nie łamiąc nikomu w odpowiedzi nosa. Tego już za wiele, oj, za wiele...

 

14.08.2010, Home Park, Plymouth, widzów: 14 841
CCL2 (3/46) Plymouth [8.] - Margate [12.] 4:3 (2:0)

18' K. Lasley 1:0
19' V. Anichebe 2:0
52' L. Hales 2:1
60' B. Thijs 2:2
70' J. Bye (M) nw.rz.k.
74' J. Turner 2:3
80' M. Proctor 3:3
89' H. Noyen 4:3


Margate: Y.Hubert 7 – Juanma 6, G.Pellegrino 5 (21' M.Kikunda 7) M.Somner 6, S.Eardley 6 – P.Rehm 5 (21' J.Bye ŻK 7), L.Hales 7, B.Thijs 7, T.Winters 4 – S.Atangana 6 (46' J.Robertson 7), J.Turner 7

GM: Liam Lawrence (OP P, Plymouth) - 8
Odnośnik do komentarza

Odszedłem. Już od dłuższego czasu ostrzegałem, wprost lub nie, że irytująco ignorancka oraz byle jaka postawa zespołu zaczyna mnie już męczyć i mam powoli dosyć tego miejsca. Teraz miarka się przebrała, ponadto miałem alternatywę w postaci kadry Australii - wcześniejsze odejście mogłoby się skończyć tym, że nikt by mnie nie wziął, gdyż nadal mam najniższą reputację, a więc "Słabo znany".

Odnośnik do komentarza

Odszedłem. Już od dłuższego czasu ostrzegałem, wprost lub nie, że irytująco ignorancka oraz byle jaka postawa zespołu zaczyna mnie już męczyć i mam powoli dosyć tego miejsca. Teraz miarka się przebrała, ponadto miałem alternatywę w postaci kadry Australii - wcześniejsze odejście mogłoby się skończyć tym, że nikt by mnie nie wziął, gdyż nadal mam najniższą reputację, a więc "Słabo znany".

po awansie na MŚ pewnie wzrośnie

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...