Skocz do zawartości

Diabelska Przystań


Makk

Rekomendowane odpowiedzi

31.07.1998, Stranraer, Broadstone Rd, godz. 9:09.

 

- Ej, rodzinka idziecie na plażę?

- Tak tato, czekamy na mamę. O już jest. Idziemy?

- Tak, tak.

- Dobra to wy idźcie a ja zadzwonię do Jacka w interesie.

- Zaczynasz??

- No proszę cię. 5 minut i jestem u was.

- Dobra, idziemy dzieciaki. Jaki interes? Pole?

- Myślę, że tak. Zobaczymy. Najpierw i tak trzeba by pogadać z panią Connroy. Przedtem byli dosyć nie chętni. Ale zobaczymy.

- Dobra, dzwoń i dojdź do nas szybko.

- Ok.

- To ja poczekam na tatę, pospieszę go i powiem, żeby wziął materac.

- Jak wolisz.

 

- Siema Jack, Marek mówi, masz chwilę na rozmowę?... No to świetnie, słuchaj mam pewien pomysł na nowy biznes, hehe. …Wiem, wiem, ale będzie mega na plus. Małe koszta, miejsce już jest, troszkę trzeba od remontować. Ale zdecydowanie mniej kasy do wsadzenia niż w przetwórnię. Jakiś odbiorców, dostawców nie trzeba będzie szukał. …. No, no, miejscówka jest tu, w Stranraer. …Co dokładnie? Pole golfowe mój drogi. Problemem może być obecny właściciel. W zasadzie żona właściciela. Popytam jeszcze może jutro i dam ci znać jak wrócę. … Hehe, dobrze się odpoczywa. Pogoda super jest, miejsce też fantastyczne. Dobra, ja już nie zawracam ci więcej głowy. Pojutrze wracamy to się zobaczymy. … No, na razie, trzymaj się.

- Już tato? Idziemy?

- Tak. Lecimy z materacem, przygotowałeś go?

- Na werandzie leży.

Odnośnik do komentarza

31.07.1998, Stranraer, Broadstone Rd, godz.12:20.

 

- Uff, zmęczyłem się tym pływaniem. Ehhh, pić, pić.

- Dobrze ci się odpoczywa tu Marek?

- Bardzo dobrze. A tobie?

- Strasznie się mi tu podoba. Cisza, spokój. O czym gadaliście z Jackiem?

- O tym polu. Chciałbym go odnowić. Powrót do świetności. Według moich wyliczeń dużo nie trzeba by było w toto wkładać. Kosiarka, nowe daszki. Bez dostawców, odbiorców i tak dalej. Ale jak powiedziałem Jackowi, problem może być z kupnem. Więc spory, hehe. Musiałbym najpierw ze starszą panią pogadać. Może się uda ją namówić.

- Wiesz, może pan Connroy miał hopla na punkcie sprzedaży. A ona może nie.

- Potem zabiorę Maćka, podjedziemy do sklepu. Zapytam gdzie tamta mieszka, zajedziemy i pogadam. Może jakieś info dostanę. Za bardzo i tak nie mam co się spieszyć bo kaskę można zainwestować dopiero za rok.

- Aha. Zapytaj, nic nie zaszkodzi.

 

31.07.1998, Stranraer, sklep „Marry”, godz.16:53.

 

- Dobry dzień.

- Dobry. Słucham?

- Zastaliśmy może Marry?

- Tak, jest na zapleczu. Mam zawołać babcię?

- Tak, bardzo bym prosił. Proszę powiedzieć, że Marek van Makk przyszedł.

- Nie ma problemu. Już wołam.

 

- Dobry panie Marku.

- Witam panią. Przepraszam iż przeszkadzamy w zajęciach ale przyjeżdżamy z małym pytaniem.

- Oh nie ma za co. Porządkuję zaplecze a ta młoda dama pomaga. Tak w ogóle to jest moja wnuczka- Kate.

- Miło mi, Marek. A to mój syn Maciek.

- Cześć.

- Hi.

- Mieszka z nami i czasem pomaga. Zdolna, mądra pani z niej. Ma 17 lat. Chyba jak pana syn?!

- Tak, zgadza się. Maciek też tyle ma.

- Fajnie, ale my tu pitu pitu a pan przyjechał w biznesie.

- Racja. Chciałem zapytać gdzie mieszka pani Connroy?

- Już tłumaczę. Może lepiej narysuję. To poza miastem.

- Dobrze.

- Niech pan siada. Młodzi sobie gadają a ja już pisze.

- Skąd pani wie?

- Takie tam przeczucie, hehe.

- Dobre, hehe.

- Proszę, gotowa mapa.

- Dziękuję.

- Nie ma za co. Ewentualnie podziękuje pan jak się wszystko uda.

- Zobaczymy.

- Dobrze panu z oczu patrzy. Interes się uda.

- Mam nadzieję.

- Powodzenia.

- Do widzenia.

 

- Pogadałeś?

- Taa.

- Coś taki?

- Jaki?

- Dziwny. Tylko zapytałem.

- Aha. Bardzo miła dziewczyna.

- Spodobała ci się?

- Nawet bardzo. Strasznie miła. I ma zabójczy uśmiech.

- Hehe, jesteśmy jeszcze tu 3 dni. Zaproś ją na jakieś żarcie albo coś? Albo kolację i spacer…

- Eee tam.

- No mówię ci. Potem będziesz żałować. Są wakacje, luzik. Co ci leży?

- Nic. Jutro to zrobię.

- Dzisiaj. Będziemy wracać to zajedziemy. Chcesz?

- Pomyślę.

Odnośnik do komentarza

dzięki wielkie za słowa.

-------------------------------------------------------

 

 

31.07.1998, Stranraer, przy drodze A718, godz.17:13.

 

- To zdaje się tu.

- Nom, adres się zgadza. Ale cisza. Pani ma farta, że sąsiadów nie ma, hehe.

- Tak zapewne tato. Starsza bez sąsiadów. Samowystarczalna jest.

- Dobra, dobra, już nie gadaj do mnie tylko idziemy. Pogadasz do tej laski ze sklepu, hehe.

- Ahaha, bardzo śmieszne.

 

PUK!!! PUK!!!

- Już idę. Moment. Czekać!

- Łał, ostro jedzie babcia.

- Maciek, weź wyluzuj. Sama tu żyje to dziwaczeje troszkę. Też będziesz tak miał.

- Dzień dobry, słucham.

- Witam, jestem Marek van Makk, a to mój syn Maciek.

- Witam. Słucham panów.

- Pani Connroy?

- Zgadza się.

- My przychodzimy z polecenia pani Merry i Henrego Morgana.

- Aha, to zapraszam, wejdźcie panowie.

- Dziękujemy.

- Siadajcie sobie. Co do picia? Zimną herbatkę?

- Ja chętnie.

- Ja też.

- To już momencik. Nalewam i słucham w jakiej sprawie panowie.

 

- Proszę, dla pana i młodszego pana.

- Dziękuję.

- Więc słucham. Co sprowadza w te stare progi dwóch młodzieńców?

- Hmm, nie wiem od czego zacząć?!

- Najlepiej tak jak lubię- prosto z mostu.

- No dobrze, skoro pani nalega…

- Mówi mi Jill.

- Marek.

- Jestem bezpośrednia i lubię jak się też tak odnosi do mnie.

- Więc…. Prosto z mostu… przyjechałem do pani w sprawie pola. Pola golfowego. Byliśmy tak zdaje się wczoraj. Bardzo przyjemnie się grało. Słyszałem to i owo na temat tego miejsca i chęci sprzedaży go kiedyś. W zasadzie braku chęci.

- O tak, mój stary nie chciał sprzedawać. To było jego zdanie.

- A czemu dokładnie?

- Przecie pan wie, po co pyta?

- Bo chcę wiedzieć dokładnie i z pewnego źródła.

- Hehehe, już pana lubię. Więc nie chciał się pozbyć tego bo bał się, że przyjadą firmy, zepsują klimat i okolicę, zrobią jakiś kurort czy co.

- Tak też słyszałem. Bo nie powiem, byłbym bardzo zainteresowany zakupem tego kawałka. Od razu zaznaczam, że by było fantastycznie gdybyś odsprzedała mi go ale…

- Ale co?

- Ale po części jak coś, to na pani warunkach.

- Jak to?

- Jestem bardzo zainteresowany i gotowy spełnić pani prośbę co do tego życzenia pani albo męża.

- Ja w sumie nie mam życzeń co do tego. Do niczego mi toto. Czasem nawet zapominam o tym.

- Nie dziwie się. Mam na to pieniądze. Jestem współwłaścicielem pubu przy porcie jachtowym w Larne. To raz, dwa- mamy przetwórnię ryb. Dostarczamy towary do paru miejsc w Irlandii i Szkocji.

- Mi nie musisz tak tłumaczyć. Ja się nie znam na biznesie. Prosta kobita ze mnie.

- Hehe, dobrze. To co by pani chciała wiedzieć?!

- No na przykład co chcesz tu stawiać, już jak coś?

- Generalnie to nic. Mam wizję wyremontowania tego, dostawienie tylko werandy do baru i tyle. Chciałbym aby to był dosyć ekskluzywny klub golfowy. Ale za to prawie nic nie płatny dla mieszkańców tutejszych…

- Przepraszam iż przerwę, ale ile chcesz na to przeznaczyć?

- Nie wiem dokładnie. A ile mam wyłożyć?

- Nigdy się nie zastanawiałam. Ty jesteś lepszy w tym- sam oceń ile warte to pole.

- Hmm, trudno od tak. Ale na to co widziałem to na oko jakieś 200 tysięcy funtów.

- No to umowa stoi.

- Jak to?

- Tak to. Za tyle oddam ziemię panu.

- Aha. Dobrze wiedzieć. Przyszedłem zapytać a wyjdę z ziemią pod pachą, hehe.

- Kiedy byście chcieli sfinalizować umowę?

- Planowałem najwcześniej za rok.

- Ohoho, nie wiem czy dożyję.

- Możemy i za tydzień dobić targu. Skonsultuję dokładniej z przyjacielem. Przybędziemy i podpiszemy co trzeba. Co pani na to?

- Jak na lato. Mi pasuje. Nigdzie się nie wybieram.

- No cóż, poszło dobrze. Robi się późno, chyba będziemy się Maciuś zwijać. Musimy jeszcze do sklepu zajechać.

- Po co tato? Przecie wszystko mamy.

- Chciałeś pogadać z Kat, hehe.

- Ta jasne. Już…

- Z Kate od Marry?

- Zgadza się.

- Bardzo fajna dziewucha. Porywaj ją szybko na randkę chłopcze. Lepszej nie znajdziesz, hihih.

- Wezmę sobie do serca pani radę.

- Dobra, dziękujemy za wszystko i do zobaczenia pani.

- No, cześć, do zobaczenia.

 

 

Tego wieczora umówiłem się na moją pierwszą randkę z Kate. Dziewczyna faktycznie była super. Ciemne, kasztanowe włosy, spore, brązowe oczy. Najpiękniejszy jednak był uśmiech. Cudo. Od taka niby wakacyjna miłość.

Spotkaliśmy się parę razy. Było sympatycznie. Niestety czas pobytu dobiegał końca i szczerze mówiąc trochę smutno mi było z powodu zostawienia tego miejsca jak i Kat. Fart w niefarcie iż z Larne do Stranraer pływały promy. Co prawda tylko 4 razy na dzień ale zawsze.

Postanowiłem iż jak będę miał tylko chwilę będę się udawać do Kate. Dogadaliśmy się, że nawet jak nie zostaniemy parą to i tak będziemy się starać aby przyjaźń przetrwała.

Nie zdradzę wielkiej tajemnicy jak powiem iż się udało. Zachować naszą znajomość do dnia dzisiejszego.

Co prawda ma męża i dziecko ale kolegujemy się bardzo.

Odnośnik do komentarza

04.08.1998, Larne, The Woods Road, godz. 16:01.

 

- Maciek, idziesz ze mną do Murreyów?

- No, czekaj moment. Wezmę książkę i schodzę.

- Dobra, czekam w samochodzie.

- Ok.

- Marek, długo tam będziecie siedzieć?

- Bo ja wiem. Z Jackiem chcemy pogadać o tym polu golfowym. A co?

- Nic, nie wiem czy z kolacją czekać.

- Aha, nie wiem. A nie jedziesz z nami?

- Nie bardzo mi się chce. Wolę poleżeć, pogapić się w TV.

- Dobra. To zostań.

- Pa.

- Pa.

 

04.08.1998, Belfast, Denorrton Park, godz. 16:31.

 

- Siemasz Jackie. Co tam?

- Powoli do przodu. Wchodźcie. Jak coś to Eamonn jest na górze.

- Dobra wujku, idę od razu do niego.

- A chcesz coś do picia?

- Nie, dzięki. Jestem dopiero po obiedzie.

- Ok. See you later. Chodź Marek, usiądziemy sobie na tarasie i pogadamy. Piwko?

- Nie dzięki, bryką jestem.

- Aha. To coś innego?

- Kawę proszę.

- Spoko. To co tam dokładnie wymyśliłeś? Da się odkupić?

- Jasne, jak najbardziej. Pani nie miała nic przeciwko. Sama kazała mi wycenić. Dałem 200 tysi.

- Aha, to nie aż tak dużo. To kiedy jedziemy zakupić?

- A co dziś jest?

- Piątek mój drogi.

- Hmm, we wtorek? Pasuje ci?

- Ta, jasne. Nie ma problemu.

- Dobra, to zadzwonię do pani Jill i zapowiem się. Jak ci wspominałem, pewnie będzie mieć jakieś żądania. Ale lepiej je spełnić. I tak na tym zarobimy a widać iż kobiecie zależy na tym miejscu. Zrobiłbym tak samo.

- Spoko. Nie mam nic przeciwko.

- Mi po prostu szkoda takiego fajnego miejsca. Niszczeje i tyle.

- Ok., to wtorek, tak?!

- Tak.

Odnośnik do komentarza

07.08.1998, Belfast, Denorrton Park, godz. 19:45.

 

- Gdzie się pakujesz tato?

- Na jutro do Stranraer. Jadę z Jackiem do pani Connroy. Jedziesz z nami?

- Pewnie. Zobaczę się z Kate jak wy będziecie gadać.

- Ok. o 10 mamy prom.

- Dobra, będę gotowy.

- Oby, nie będziemy czekać.

- Spokojna głowa.

 

08.08.1998, Staranraer, sklep Marry, godz. 11:25.

 

- Dzień dobry Marry.

- Aa witam panie Marku. Co słychać? Już się stęskniliście za nami?

- A jakże by inaczej. My do pani Connroy. Mamy interes z polem.

- Tak, słyszeliśmy. Szybko się tu takie wieści rozchodzą.

- Cóż zrobić. Bywa.

- Oo i Maczek przybył…

- Tak, chciałem się zobaczyć z Kate.

- Masz mój młody przyjacielu pecha i szczęście za razem, hihi.

- Jak to?

- Tu nie ma jej. Ale za to jest u Jill. Zawiozła jej zakupy jakieś tam. Więc szerokiej drogi i się rozglądaj bo na rowerze pojechała.

- Aha, to dziękuję za info.

- Nie ma za co. Ładnie razem wyglądacie.

- Taa, hehe, dziękuję. To jedziemy tato?

- Tak już. To do widzenia.

- No na razie chłopaki.

 

08.08.1998, Staranraer, przy drodze A718, dom Jill, godz. 11:35.

 

- Ah, kogo moje oczy widzą?!

- Witamy Jill. Pozwoliłem sobie przyjechać z Maćkiem bo on do Kate i z moim przyjacielem. To jest Jack Murrey.

- Witam.

- Ja też witam, Jill Connroy. Wchodźcie i siadajcie. Proponuję werandę. Tam sobie pogadamy.

- Nie ma sprawy.

- Pani Connroy, jest Kate?

- Tak oczywiście. Za domem jest. Karmi psa. Leć do niej. Nie spodziewa się.

- To dobrze.

- Zapraszam panów.

Odnośnik do komentarza

08.08.1998, Staranraer, przy drodze A718, dom Jill, godz. 13:11.

 

- Już jedziemy tato?

- Tak, pogadaliśmy sobie. Załatwiliśmy to co mamy i spadamy. Jedziesz?

- No, niestety tak.

- Wsiadaj. Pożegnałeś się ładnie?

- No, do soboty. Umówiliśmy się na partyjkę golfa.

- Fajnie. Jedziemy.

 

10 minut później.

 

- Jak się udała rozmowa?

- Całkiem dobrze, Maćku. Generalnie już jesteśmy właścicielami pola. W Sensie 3 soby- ja, Jack i Jill. Dogadaliśmy się bez problemu. Pani Connroy miała swoje żądania. Zresztą dosyć ciekawe.

- Jakie?

- No np. my dajemy 200 tysięcy funtów za pole. Nie przelewamy jej tylko na konto klubu miejscowego- Stranraer FC. Jest wielką fanką futbolu i takie jej życzenie. Kasy nie chciała. Powiedziała, że jest stara i zaraz idzie do piachu, hehe. To raz, dwa- 10% dochodu rocznego mamy też przerzucać na klub.

- To akurat fajne jest.

- Ano, zgodziliśmy się bez oporów. Niech się trzyma klubik. Nas nie zbawi ta kwota, a im pomoże.

- Dokładnie. Coś jeszcze?

- Hmm, już nie. Razem ustaliliśmy, że mieszkańcy Stranraer będę mieli spore zniżki, nie zamienimy tego w kurort tylko kameralne, ekskluzywne pole.

- Zapominasz o przeprowadzce Marek, hehe.

- O czym?

- Spokojnie Maciuś, taki żart. Żartowaliśmy iż kolejny warunek to przeprowadzka tu, hehe.

- Jak dla mnie, tato to bardzo dobry pomysł.

- Tak? A to dobre.

- Tu jest zajebiści… super jest.

- Pewnie tak. I do tego Kat tu mieszka.

- Właśnie.

Odnośnik do komentarza

15.08.1998, Larne, The Woods Road, godz. 12:15.

 

- Ja idę powoli mamo.

- Gdzie?

- No na trening. Za 20 minut mam autobus.

- Aha, ok. A kiedy wracasz?

- Wieczorem, koło 8 będę. Po treningu idę do Eamonna.

- Co będziecie robić?

- Nie wiem, coś mówił, że kupił nową kasetę "Dog Eat Doga".

- Aha. Bawcie się dobrze. Pa.

- Dzięki. Pa.

Odnośnik do komentarza

15.08.1998, Belfast, Stadion, godz. 13:00.

 

- Siema Eam. Co jest?

- Cześć. Nic, nie chce mi się dziś cholernie trenować.

- Mi też.

- Wpadasz dziś do mnie?

- Spoko. Jak płytka?

- „Play Games”?

- No..

- Spoko, całkiem fajna jest. Ale lepsza chyba była ta poprzednia.

- Coś innego?

- No, mniej takiego … hmmm… surowego grania?! Tak bym powiedział.

- Ok. potem Se posłucham.

- O, już trener idzie. Kiedy i z kim gramy pierwszy mecz?

- Nie pamiętam. Zaraz się dowiemy.

- Ano.

 

- Witam panów. Odpoczynek się zakończył i zaczynamy już treningi pod sezon. Zmieniliśmy troszkę ćwiczenia w stosunku do poprzedniego zgrupowania. Musicie dać z siebie dużo. Bardzo dużo. Terminarz nie ułożył się zbyt fajnie dla nas- pierwszy mecz gramy z rezerwami Linfield

- Buuu!!!

- Wiem, wiem. Spokojnie. Koncepcja jest prosta. Gramy jak zawsze, system 4-2-3-1. Na koniec zajęć proszę się zgłosić do mnie, dam wam papiery co kto i jak będzie miał robić. Pod czas meczu i takie tam inne. Rozpiska czeka. A teraz do roboty głąby!!

 

15.08.1998, Belfast, Stadion, godz. 15:23.

 

- Już jesteśmy mamo.

- Dobra. Jesteście głodni?

- Tak. Ciężko dziś było. Dwie godziny wycisku.

- Jak chcecie to idźcie się umyć ja was zawołam.

- Ok. Chodź na górę. Włączymy kasetę.

- Dawaj.

- W sobotę idziesz do kina?

- Wiesz co, Eam, raczej nie. Chciałem się wybrać do Kate. Mam nadzieję iż namówię ją i jej babcię na koncert. W sensie, żeby babcia pozwoliła jej wpaść do nas tu do Belfastu.

- Na ten Rancid & Dropkick Murphys?

- Dokładnie. Rano mecz, ale zdążę się ogarnąć.

- Skończymy gdzieś 11:30 więc luzik.

- Trzy fajne rzeczy jednego dnia. Zajebiście.

- Jakie trzy?

- Wygrana z Linfield- raz, dwa- wieczór z Kat, koncert- trzy. Proste.

- Aa, o tym mówisz. No pewnie tak. Z kim jak z kim ale z Linf trzeba wygrać.

- Szkoda, że na dzień dobry z nimi na wyjeździe.

- Co zrobić?! Damy rade.

Odnośnik do komentarza

22.08.1998, Larne, The Woods Road, godz. 8:15.

 

- Hej tato! Idziesz? No weź mnie zawieź!

- Zaraz. Przecież golę się. Spieszy ci się bardzo?

- No.. O 10 zaczynamy mecz. Jakieś 40 minut wcześniej musze być na miejscu.

- Gdzie gracie?

- Na stadionie wroga, hehe.

- Linfield dziś?

- Tak. Zostajesz?

- No pewnie. Mama też idzie.

- To dobrze. Potem mnie zabierzecie?

- Tak. Wracamy po tym do domu. A nie idziesz z kolegami?

- Nie.

- Czemu? Zawsze chętnie łaziłeś.

- Bo chciałem żebyś mnie o 12 na prom podrzucił. Do Kat się wybieram.

- Aha. Mama wie?

- Yep. Wrócę tym o 19:07 co tam jest.

- Ok. Podjechać po ciebie?

- No jak byś mógł to tak. Chcę ją na koncert zabrać co jest 17 września.

- To co kupowałeś bilety?

- Tak. Rancid gra.

- Fajnie, fajnie. Dobra, lecimy.

Odnośnik do komentarza

22.08.1998, Belfast, Windsor Park, boisko, godz. 9:13

 

- Mały powodzenia w meczu. Wygrajcie.

- Zobaczymy. Będziemy się starać. Ale na przykład Eam jest bez formy. Na treningach strzelił 2 na 15. Bardzo słabo jak na niego.

- Dacie radę. Od dłuższego czasu gracie razem, zgrani jesteście.

 

10 minut później, szatnia.

 

- Siadajcie już. Słuchać uważnie. Skład znacie. Co mam więcej powiedzieć? Największy nasz przeciwnik. Musicie dać z siebie dużo. Nawet więcej. Gramy na 120% co najmniej. Kibice są i nasi. Dajcie im powód do zadowolenia jak w zeszłym roku. Chyba nie ma ładniejszego otwarcia niż pokonać wroga na jego terenie na samym początku rozgrywek. Wiem, że dacie radę.

Makk- uważaj bardzo na tego Hibsa. Nowy jest i diabelnie szybki.

- Tak jest trenerze.

- Jesteście od nich dużo lepsi. Z tego co widziałem, mam na myśli ich skład, to strasznie defensywnie wychodzą. Rozwalicie ich. Powodzenia. Chodźcie tu i jedziemy.

- ONE! TWO! ONE! TWO! THE GLENS!!!

 

22.08.1998, Belfast, Windsor Park, szatnia, godz. 10:48.

 

- Siadać i cisza. Panowie, jest nieźle. 1-0 prowadzimy. Makk, już ci mówiłem- uwaga na skrzydło lewe. Jak sam widziałeś leci szybko.

- Widziałem trenerze.

- Ok., Murrey- co to za zagrywki są?! Podajesz gdzie? Fajną bramkę załadowałeś ale reszta to jakaś sieka. Dajesz na prawo piłkę, tam zazwyczaj Makk jest i od razu ścinasz na środek w pole karne. Wrzutka jego i twoja bramka.

- Dobrze, tak będzie.

- Mam nadzieję. Ogólnie dobra robota. Dajcie na 2-0 i bronimy. Nie ma co się przemęczać.

Jedziemy

 

22.08.1998, Belfast, Windsor Park , szatnia, godz. 11:52.

 

- Ale baty. Panowie. Sieczka. Co to było? Niestety ale zagraliście poniżej swojego poziomu. Rozumiem, że pierwszy mecz, ciężki, wyjazdowy. Ale bez przesady!! Z takim przeciwnikiem gra się całym sercem. I się je tam zostawia. A nie to co było. Mówiłem o tym Hibsie dwa razy- i mało co to dało. Makk, bardzo ładnie przy tej drugiej bramce cię wyrolował. Odpuścić trzeba było wypady do przodu. Murrey- zdjąłem cię bo i tak grałeś dziś słabiej.

- Yes, coach.

- Słabo chłopaki, oj słabo. Jak tak dalej będziecie grać to mistrzostwa nie zdobędziecie. To by było na tyle. Widzimy się na treningu. Przemyślcie, w którą stronę idziemy. Dziękuję. Do zobaczenia.

 

8 minut później.

 

- Dobrze było Maciek. Pierwszy mecz w sezonie więc nic się nie stało. Będzie dobrze. Podejrzewam iż z każdym innym byście dziś wygrali.

- Może. Nie ważne. Tragedii nie ma. Jeszcze parę spotkań zostało. Teraz to już chcę do domu, odpocząć, umyć się i na prom.

- Dobra, już lecimy. Mocną zjebkę dostaliście?

- Trochę. Ja i Eamonn szczególnie.

- Trochę racja. Wychodziłeś w górę a ten na skrzydle cię pyknął jak tyczkę.

- Wiem. Trudno. Zagramy lepiej. Na razie niech ci z Linf się cieszą. Już nie długo, hehe.

Odnośnik do komentarza

22.08.1998, Larne, The Woods Road, godz.12:22.

 

- Zrobisz mi jeść mamo?

- Zrobisz. A co chcesz?

- Jajecznicę. Idę się umyć i przebrać.

- Dobrze. O której masz prom?

- O 13:15 chyba.

- Tata cię zawiezie.

- Tak. Idę.

 

- Gotowy?

- Nom, już zaraz. Napiję się i biorę rzeczy.

- Maciuś, o której wracasz?

- Powrotny mam o 19:12. więc po 20 będę w domu.

- Dobrze. Baw się dobrze. Tylko pamiętaj- najpierw zapytaj Marry czy możecie iść.

- Wiem, wiem.

- To na razie.

- Pa.

Odnośnik do komentarza

22.08.1998, Stranraer, Seabank Road, sklep Marry, godz.14:17.

 

- Dobry dzień.

- A witam, witam. Kogo moje oczy widzą.

- Jak się pani ma?

- Dobrze panie Maczku. A co tam u was?

- Nic ciekawego. Dziś mecz miałem i zdążyłem się przebrać, umyć i jestem.

- Ahaa. I jak wynik?

- No niestety.

- Przegraliście? Wysoko?

- 2-1 w plecy.

- A z kim graliście?

- Z Linfield.

- O no proszę z wrogiem…

- Niestety. Ale pierwszy mecz. Jeszcze dużo mamy do wygrania.

- No pewnie, pewnie. Staraj się. Byle jaki piłkarzy nie będzie chodził z moją wnuczką, hehe.

- Hihi, będę pamiętać proszę pani.

- W porządku. Kat jest na zapleczu towar przyjmuje.

- To lecę jej pomóc. Bo chciałem ją na koncert zaprosić.

- Koncert? Jakieś szarpidruty?

- Dokładnie, hehe. W połowie września jest.

- Uu, to nie wiem czy zdąży bilety kupić?!

- Spokojna głowa proszę pani- mam 2. Już kupiłem. Dla Kat i dla siebie.

- Dobry chłopak z ciebie.

- Wiem.

- Buhahaah, to dobrze. Puszczę ją pod jednym warunkiem…

- Każdym dla pani.

- Musisz się nią dobrze opiekować.

- Tak jest. Obiecuję.

- Ok., to już leć do niej.

 

- Cześć piękna. Co tam?

- Oo, witam, witam mojego przystojnego, hehe. Nic ciekawego. Fajnie żeś wpadł.

- Też się cieszę.

- Poczekasz? Zaraz kończę.

- Nie, nie poczekam. Tak se przyjechałem i już idę. Na prom powrotny zdążę.

- No to pa.

- Co za pa? Chodź tu do mnie!

- A po co? Chcesz mi buzi dać na powitanie?

- Może, hehe.

- Szkoda że może. Bo ja tobie bardzo chętnie dam.

- To dawaj.

CMOK!!!

- Muaa. Masz słodziutki.

- Dobra, dobra, już bez takich. Zaraz zaczniesz mnie nazywać żuczkiem, żabcią albo inną gadziną, hahaha.

- Nie lubisz?

- Nie cierpię.

- Ok., jak wolisz.

- Pomóc ci?

- Nom, możesz to poprzestawiać tam pod ścianę. Za 10 minut przyjedzie jeszcze gość z warzywami, wypakujemy i możemy iść.

- Spokojnie. Cały dzień mam dla nas. Przywiozłem ci coś?

- Co masz?

- Nie wiem czy będziesz chciała…

- Bilety? Na co?

- Rancid, Dropkick Murphys.

- Łał!! Super. Dla mnie? Dwa? Muszę pomyśleć którego zabrać kolegę.

- Ahaha, bardzo śmieszne.

- Żartuję przecie!!! Kupiłeś dla mnie specjalnie?

- Nie, dla mojej drugiej dziewczyny ale nie chciała iść, hihi.

- Ahaa. To ja jestem twoją dziewczyną?

- Nie wiem. Jak wolisz.

- Na razie chętnie mogę być, hehehe.

- Dziękuję. Skorzystam. Już gadałem z babcią Marry- puści cię do nas.

- Spoko. Kiedy jest?

- 17 września. To czwartek jest. W Belfaście w Antyklubie. Później wpadniesz do nas.

- Fajnie. Już się nie mogę doczekać.

- Ja też. Zrobię ci miejsce u mnie w pokoju to się wyśpisz i w piątek jakoś pod wieczór cię odwiozę tu do domu.

- Dobrze. Też będzie spał w tym pokoju?

- No a jak?! Hehe

- Ty świntuchu jeden.

- Hehe, o już jedzie warzywniak.

- Spacer później?

- Chętnie. A potem obiadek.

- Niech ci będzie mój drogi.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...