Skocz do zawartości

Diabelska Przystań


Makk

Rekomendowane odpowiedzi

06.05.2000, Larne, The Woods Road, godz.9:29.

 

- No dziś twój wielki dzień tato, hehe.

- Co się śmiejesz?! Ty też w końcu w tym uczestniczysz.

- Ale tylko pośrednio. Mnie nie przychodzą oglądać.

- Mnie też. Tylko ośrodek.

- Ty występujesz jako wodzirej, ahaha.

- Śmiej się dalej to tobie każę pokazywać wszystko.

- Ta jasne. Szykuj się ojciec bo się spóźnimy.

- Już moment. Mama i Liz gotowe?

- Tak jakby.

- Dobra, już. Możemy się pakować do samochodu.

- Ok.

Odnośnik do komentarza

06.05.2000, Stranraer, droga A718, Golf Club „The Stars”, godz.12:03.

 

- Dobry wszystkim. Witamy w naszych skromnych progach. Nie jestem wielkim mówcą. Nie przygotowałem przemówienia. Chciałem tylko gości przywitać, życzyć udanej zabawy dziś i zawsze. Szczególnie chciałem podziękować oczywiście mojej cudnej żonie Macie, pani Connroy za możliwość kupienia tego poletka i pomoc w ustalaniu szczegółów, mojemu synowi Maćkowi i jego dziewczynie Kate za nazwę- „The Stars”.

Teraz proszę o gorące brawa dla mojego przyjaciela i wspólnika – już wiecie gdzie zgłaszać reklamacje, hehe. Zapraszam- Jack Murrey!

 

- Dziękuję! Dzięki. Co to ja chciałem powiedzieć… Hmm… Trzy dni nad tym myślałem i układałem. A więc… Dobrej zabawy i miłego dnia i kolejnych też. Bawcie się dobrze.

Zapraszamy wszystkich. Dzięki!

 

 

Pojawiło się na otwarciu wielu gości. Większość na szczęście stanowili znajomi i rodzina. Co najmniej 99 % obecnych to mieszkańcy Stranraer. W tym momencie większość ich wątpliwości raczej została rozwiana. Mam tu na myśli ceny oraz możliwość dostępu łatwego dla nich do tego typu uciechy.

Mój ojciec, wujek Jack i pani Connroy widzieli same pozytywy dla miasta, wynikające z tego przedsięwzięcia. Podatki do kasy miasta, przyjeżdżający zostawiać mieli tu kasę, wynajmowanie domków i tak dalej i dalej.

Imprezka trwała do godziny gdzieś 22. żarcie zamówione było pierwsza klasa. Dla każdego coś dobrego. Od jakiegoś tam kawioru po zwykłe cheeseburgery, hot-dogi.

Kapelka jazzowa pogrywała. Każdy mógł się zająć grą w golfa lub tańczeniem tudzież odpoczynkiem zwykłym.

Myślę iż całość udała się bardzo dobrze. W końcu mogłem sobie odpocząć. Odpocząć dosyć przyjemnie z Kat. Wiecie co mam na myśli, hehe.

Odnośnik do komentarza

20.05.2000, Larne, The Woods Road, godz.10:11.

 

- Dzień dobry. Co tam mały? Wyspałeś się?

- Tak.

- Wczoraj się chyba późno położyłeś, nie?!

- Czy ja wiem? O 1 zdaje się. Pograłem se.

- Gały cię nie bolą?

- Hehe, nie. Jest ok. Co na śniadanie?

- To co sobie zrobisz.

- Zjem płatki i mleko. Są jeszcze CiniMinis?

- Są. Ja jadłem Cheeriosy.

- Co dziś w planach?

- Nic szczególnego. A czemu pytasz?

- Myślałem, że może pojeździmy autkiem?

- Ok, nie ma problemu. Ale później, nie?!

- Dokładnie. Wieczorem, tak koło 17 jadę do Eama to możemy tak zgrać.

- Dobrze. Kiedy masz egzamin na prawko?

- Za tydzień. Muszę szybko zrobić bo 22 czerwca chcemy z Kat jechać na koncert do Glasgow.

- Tak daleko?

- Jak daleko? To tylko godzinka samochodem od Staranraer.

- Kto gra?

- P.O.D. i Korn.

- Dobre. Myślisz, że zdasz za pierwszym razem?

- Nie. Wiem iż za drugim to na bank.

- Skoro tak uważasz, to ok.

Odnośnik do komentarza

26.05.2000, Larne, The Woods Road, godz.14:15.

 

- Jest Maciek?

- Tak, jest na górze u siebie. Tylko spokojnie Marek.

- Dobrze ale czemu?

- Sam ci powie.

- Ok. Maciek!

 

- Cześć tato. Wołałeś mnie?

- Tak. Jak tam?

- Ale co?

- No prawko przecież!

- E tam. Nie będę więcej zdawał. To jakaś bzdura a nie egzamin.

- Spokojnie za drugim razem zdasz. Możemy poćwiczyć jak chcesz. Na czym cię oblali?

- Na niczym.

- Jak na niczym skoro nie zdałeś.

- A kto tak powiedział? Hehe.

- Co? Zdałeś?

- No a jak! oczywiście. Wszystko dobrze było. Lajcik.

- No to fajnie. Gratuluje. Kiedy odbierasz? W następny piątek. Czyli możemy już jechać wybierać samochód, hehe.

- Jutro? Może być?

- Super. Może być jutro.

- Nadal się upierasz przy BMW albo Fordzie?

- Raczej tak. Takie akuratne by były dla mnie.

- Powiedzmy.

- No dobrze. Zobaczymy jutro, ok.?!

- Ok.

Odnośnik do komentarza

27.05.2000, Belfast, Antrim Road, komis samochodowy, godz.11:49.

 

- I który?

- Raczej Focus. Ten czarny.

- Wersja podrasowana. Podoba ci się?

- Bardzo. Tak, tego chcę zakupić.

- Dobrze. Może być. Przepraszam, mamy pytanie!

- Tak słucham. W czym mogę pomóc?

- Jesteśmy zainteresowani tym samochodem. Pytanie- co mu dolega i ile kosztuje?

- Hehe, nic mu nie dolega. Mój znajomy go wystawił na sprzedaż gdyż kupił nowe BMW. A kosztuje 1,5 tysiąca Funtów.

- Aha. Dziękujemy za informację. Powiedzmy, że jesteśmy zainteresowani. I co dalej?

- Nie ma problemu. Jeśli by panowie byli teraz od razu zainteresowani to można sprzedać go od razu. Podpisujemy umowę dziś, wyjeżdżają panowie dziś. W ciągu 14 dni możecie oddać a ja oddam kasę. Pasuje?

- Pogadamy jeszcze moment.

- Nie ma problemu.

- I co myślisz, tato?

- Raczej dobrze jest. Nie widać nic na zewnątrz. Nie był klepany, rdzy też nie widać.

- No proszę cię tato! Dopiero co ma rok.

- Ale widać, że w dobrych warunkach trzymane. Powiem tak- jestem wstanie wziąć to auto. Podjedziemy do mojego kolegi i on rzuci okiem. Przynajmniej będziesz miał darmowy serwis.

- Ok.

- To fajnie. Chodź podpiszemy umowę.

- To idziem.

Odnośnik do komentarza

27.05.2000, Larne, The Woods Road, godz.18:04.

 

- Cześć mała, co słychać?

- Cześć. Wsio ok. nudy. Siedzę w sklepie i się nudzę. To znaczy oczywiście oglądam film jak nikogo nie ma.

- A co oglądasz?

- „SLCPunks”.

- Świetny film. Jeden z moich ulubionych.

- Wiem. Sam mi kazałeś obejrzeć.

- Ano tak, hehe.

- Dzwonisz tylko po to żeby zapytać co oglądam? Coś kombinujesz, nie?!

- Ta, hehe. Nie, dzwonię aby się pochwalić.

- Pochwalić? Czym?

- Samochodem.

- Kupiłeś już?

- Nom.

- Super! Kiedy po mnie nim przyjedziesz?

- W poniedziałek?

- Może być. Co tam zakupiłeś?

- Focusa. Czarny. Piękny jest.

- A jutro?

- Jutro go odstawiam do warsztatu ojca kolegi. Ma zrobić taki szybki przegląd czy nic nie dolega i jest sprawny.

- Ok. Trudno.

- Spokojnie, jeszcze się najeździsz.

- Wiem, wiem. Żartuję. Co tam poza tym?

- Hmm, nic ciekawego. Wyjeżdżasz gdzieś na wakacje, odpocząć?

- Nie wiem. Nie myślałam jeszcze.

- Może gdzieś się razem na tydzień wybierzemy.

- A gdzie?

- Gdzie byś chciała? Teraz będą Mistrzostwa Europy w Belgii i Holandii. Może by o tym pomyśleć? Skoczylibyśmy na jakieś mecze. Może się uda jeszcze jakoś bilety skombinować.

- Holandia? Czemu nie. Dobry pomysł ale nie wiem czy będę miała tyle hajsu.

- Spokojnie, ja mam. Jak trzeba będzie to od razu wykładam za ciebie, moja droga. Można pomyśleć nad tym. W poniedziałek się zobaczymy to pogadamy.

- Jasne. Dobra ktoś idzie, kończę. Pa.

- No hej, pa.

Odnośnik do komentarza

29.05.2000, Larne The Woodss Road, godz. 21:33.

 

- Jak się jeździło?

- Bardzo dobrze tato. Sprzęgło elegancko chodzi. Chyba było regulowane?

- Tak, John poprawił sprzęgło, wydech i coś tam jeszcze.

- Tylko kołpaki pozdejmowałem. Teraz lepiej wygląda. Jakieś plany na wakacje mamy?

- Ja jeden. Muszę pracować. W tym roku raczej na dłuższy wyjazd raczej nie mogę liczyć. A ty coś planujesz?

- Nie wiem jeszcze. Może z Kat byś się gdzieś wybrał.

- Gdzieś?

- No, ona by chciała gdzieś ale nie wie czy kasy jej starczy a moich nie bardzo chce. Wybrać się na wycieczkę to czemu nie. Morze już mi się znudziło.

- To może góry w Polsce?

- O Jezu! Tam to już od groma czasu nie byłem. Można by i tam. Zapytam co ona na to.

- Do dziadków podjechać. Przenocować, potem na przykład do Zakopca się udać.

- Całkiem spoko pomysł. Dzięki.

- Ok.

Odnośnik do komentarza

30.05.2000, Stranraer, Seabank Road, sklep Marry godz.15:13.

 

- Dobry.

- Witaj Maczek. Co słychać?

- Nic ciekawego. A u pani jak zdrowie? Wszystko gra?

- A tak, tak dziękuję. Nie ma tu Kat jak jej szukasz.

- Tym razem bardziej do pani przyjechałem. Chciałem porozmawiać.

- Ahaa. Dobrze, nie ma problemu. Słucham cię.

- Więc chodzi o wakacje. Chciałem gdzieś z Kate wyjechać. Mam dwie propozycje dla nie. Pierwsza do Holandia. Tam są teraz Mistrzostwa Europy w piłce i można by pojechać. Druga opcja to wyjazd do Polski. W góry byśmy pojechali na 5 dni.

- Hmm, obie ciekawe. Sama nie wiem, którą bym wybrała, hehe.

- Dokładnie. Tylko problem jest taki iż Kat nie chce żebym za nią płacił. A ja chętnie to uczynię.

- I co ja mam do tego, synu?

- Żeby pani z nią pogadała. Przekonała, że kiedyś mi odda, hehe.

- Dobrze. Przekonam ją. Jesteś fajnym chłopcem i zrobię to dla ciebie. Ale pod jednym warunkiem.

- Ok., jakim?

- Przywieziecie mi coś fajnego. I nie będzie to wnuczek, hehe.

- Ahaha, dobrze. Obiecuję nie przywieść bachorka.

- No to deal.

- Zgadza się. Kat w domu tak?

- Tak.

- To do zobaczenia.

- Bye.

Odnośnik do komentarza

01.06.2000, Larne, The Woods Road, godz.9:14.

 

- Jesteś tu Maciuś?

- Tak mamo. Właśnie zlazłem.

- Co dziś w planach masz?

- Nie wiem. Idę zaraz pobiegać. Potem może się z Eamonnem spotkam na jakiegoś bilarda czy co.

- Aha. To na początku wszystkiego dobrego z okazji „Dnia Dziecka”.

- Zapomniałem o tym. Dziękuję bardzo.

- Taki mały upominek ode mnie i taty jest na komodzie. To weź. Mam nadzieję iż się przydadzą.

- A co to?

- Koperta.

- W środku?

- Zajrzyj.

- Już. Oo, super!!! Bilety! A gdzie?

- Do Polski. Na 5 sierpnia. Możecie sobie lecieć z Kate. Nie będzie miała problemu, że ty płacisz.

- Hehe, dobry patent mamo.

- Dzięki.

- Cześć syn. Co tam? Ano tak. Wszystkiego dobrego.

- Hej. Dziękuję.

- Widzę iż dorwałeś bilety.

- Ta, dorwałeś! Mama kazała mi wziąć.

- Podoba się?

- No raczej. Dobry odpoczynek będzie.

- Zgadza się.

- To dobrze. Pozwoliłem sobie załatwić to i tamto dla was.

- To znaczy?

- Samolot macie o 12:30. Gdzieś o 14 będziecie w Warszawie. Dziadek powiedział iż przyjedzie na lotnisko. Przekimacie się i tak dalej a w niedzielę ruszycie sobie do Zakopanego. Babcia ma tam jakąś znajomą z pensjonatem i powiedziała iż przyjedziecie.

- Super. Już się nie mogę doczekać. Przez tydzień spokój od was będzie, hehe.

- Ciesz się póki możesz.

- Fajny prezent.

Odnośnik do komentarza

09.07.2000, Larne, The Woods Road, godz.14:38.

 

- Simano Eam. Słuchaj, dzwonię do ciebie bo dziś finał, nie.

- Cześć. Ano jest.

- Gdzie oglądasz?

- Jeszcze nie wiem dokładnie. Jakiś tam pomysł był z chłopakami był coś a pubie. Ale nie dzwonili ze szczegółami. A co?

- Ja się wybiorę chyba do klubu do Staranraer. Zabierasz się ze mną?

- Powiem ci, że chętnie.

- Dobra, to wpadnij do mnie gdzieś koło 17. Pojedziemy na prom i już.

Zabierzemy po drodze Kat i obejrzymy mecza. Napijemy się soczku, zjemy coś z grilla bo ma być. Dobrze będzie.

- Spoko, spoko. Mi pasuje.

- Kogo obstawiasz na wygraną?

- Chyba Francję.

- Ja też. Nie bardzo mi się podobają za tą ściemę Mistrzostw Świata. Ale chyba oni.

- Zobaczymy.

- Dobra, na razie.

- Czołem.

Odnośnik do komentarza

09.07.2000, Stranraer, droga A718, klub golfowy "The Stars", godz.20:59.

 

- Kogo obstawiacie?

- Ja Włochów.

- Ja też.

- A ty Maciek?

- Ja? Hmm, Francja. Stawiam na nich. Mają najlepszego na świecie- Zidana.

- I co z tego?

- Właśnie to, tato!

- Ale Włochy to Włochy. Żelazna defensywa i dobry atak.

- Ja i tak stawiam na francuzów. Nie lubię ich za ten wałek z 98 roku ale obstawiam ich wygraną.

- Jak tam wolisz.

- Tak wolę. Chcesz się założyć?

- Dobra, synku, możemy się założyć. O co?

- 100 funtów i mycie samochodu.

- Ok. Kat, Eamonn- jesteście świadkami jak Maciek przegra, hehe.

- Nie bądź taki pewien tato. Jak wygram to zgarnę 200 funciaków.

- Czemu?

- Bo postawiałem w zakładzie 100 też na nich.

- Aha. No to zakład.

- Jasne.

- Eam piwa jeszcze?

- Poproszę wujku.

- Którego chcesz?

- Carslsberga.

- Mi możesz Colę podać tato. Kat, chcesz coś jeszcze jeść?

- Nie, no co ty! Zaraz chyba pęknę. Najadłam się tym grillem.

- Ok.

Odnośnik do komentarza

09.07.2000, Stranraer, droga A718, klub golfowy "The Stars", godz.23:29.

 

- A nie mówiłem. Dawaj tato kaskę, hehe. Samochód będzie gotowy do mycia w sobotę. Po naszej wycieczce, nie Kat?

- Jakiej wycieczce?

- Na bagna, a gdzie, hehehe.

- Dobra, nie cwaniakuj tak. Masz tu kasę. Francja miała farta i tyle.

- Może i tak. Ale to bez znaczenia. Zakład był o wygraną a nie farta. Włosi słabo grali.

- Nie zgodzę się z tobą Maćku. Grali ok. Tylko pech i głupia zasada tego „złotego gola” czy jakiegoś tam i po jabłkach.

- Tak sobie tłumacz, tato.

- Gratuluję wygranej mój ty chłopaczku.

- Proszę. Pójdziemy na kolację za to. Oczywiście nowo wymytym samochodem, nie?

- No, no.

Odnośnik do komentarza

04.08.2000, Larne, The Woods Road, godz.13:44.

 

- Halo?

- No halo. Cześć ci.

- Czołem ci pięknooka. Spakowana?

- No co ty! Jak, kiedy?

- No nie wiem. Tak pytam.

- Wieczorem się spakuję. A ty?

- Ja też. O której jutro jest prom rano?

- Mam o 9:30.

- Ok. Podjadę po ciebie. Wpadniemy do nas, zjemy coś na śniadanie i odpoczniemy przed lotem. Potem nas ojciec mój podwiezie do Belfastu.

- Dobrze. Już się nie mogę doczekać.

- Ja też.

- Stresuję się trochę.

- Czemu?

- No, po pierwsze- nigdy nie leciałem samolotem. Dwa- nie znam polskiego. Będę się głupio czuła.

- Spokojnie, obronię cię przed turbulencjami i innymi, hehe.

- Trzymam cię za słowo.

- A polskiego trochę się już uczyłaś ode mnie. Znasz podstawy.

- Ta! Prosze, dżekuje, tak, nie, dżen dobry, do widżenia, kulwa.

- Dobrze jest. Jak ja tu przybyłem też nie znałem języka. Poza tym jedziemy na tydzień a nie na całe życie.

- Ok., skoro tak mówisz.

- Tak właśnie mówię. Będę ci mówił co dziadkowie nadają. A swoją droga to masz szczęście iż ich nie będziesz rozumieć. Czasem są wkurzający.

- Hehe. Dobra. Będziesz tłumaczył.

- To super. Dobra kończę. Idę coś zjeść bo głodny się zrobiłem. Chyba głodny ciebie, mrrryyyy, hehe.

- Ahaha, lizus. Będziesz miał mnie cały tydzień. Schrupiesz i mnie.

- Mam nadzieję, hehe.

- Dobra zboczuchu. Kończę.

- Na ja też.

- Buziole i do jutra.

- Si seniorita.

Odnośnik do komentarza

07.08.2000, Zakopane, Krupówki, godz.11:02.

 

- Cześć mamo, Maciek mówi. Jesteśmy już na miejscu.

- Cześć. W Zakopanym? Jak się udała podróż.

- Wszystko dobrze. Tak, na miejscu.

- Jak tam pogoda w Polsce?

- Dobra jest. Gorąco bym powiedział. Ale chyba coś mówili, że będzie po południu padać.

- Aha, to nie łaźcie po górach wtedy!

- No przecież wiem! Spokojnie. Chcemy się najpierw zaaklimatyzować.

- Podoba się?

- Mi bardzo. Kat też. Na razie trochę cicha jest, hehe. U dziadków się trochę wstydziła ale jakoś poszło.

- Gdzie macie domek?

- Na ulicy Nad Strugiem. Fajna miejscówka. Rzut kamieniem do ulicy i autobusu i blisko do skoczni.

- Aha, trochę wam zazdroszczę. Też bym się przejechała. Ale nie w tym roku.

- Wiem, wiem. To w przyszłym pojedźcie. Z tatą i Liz.

- Pomyślimy nad tym.

- Ok., teraz idziemy zaraz jeść. To będę powoli kończył.

- Dobrze. Bawcie się dobrze. Zadzwoń jak będziecie mili chwile.

- Obiecuję.

- No to trzymajcie się. Pa, pa.

- Pa.

Odnośnik do komentarza

14.08.2000, Belfast, Sydenham By-Pass, lotnisko, godz.19:55.

 

- Masz wszystko, Kat?

- Tak, tak.

- No to jedziemy. Ojciec albo mama mają być.

- Dobrze mój drogi.

- O, tam czekają. Przy wejściu do kibla stoją.

 

- Cześć dzieciaki! Jak tam? Dobrze? Żyjesz Kate?

- Cześć tato.

- Dzień dobry.

- Tak wszystko ok. Bez problemów. Kat żyje. Nie miała się czego bać, hehe. Jesteśmy deczko zmęczeni pobytem na lotnisku w Warszawie. Z czymś tam mieli problem i się opóźnił lot.

- Wiemy. Czekaliśmy na was. Nawet zdążyliśmy kolacje zjeść, hehe.

- No to dobrze.

- Fajnie było?

- Całkiem, całkiem mamo.

- A tobie Kat?

- Co całkiem, całkiem? Nie podobało się? Łachy bez. Więcej nie pojadę z tobą.

- Żartuję! Fajnie było.

- Mi też, proszę pani. Dobrze się z Maćkiem bawiliśmy. Nie krzyczał na ludzi, więc dało się wytrzymać, hehe.

- To super. Pogoda była?

- Ta cały czas. Nie widać? Zobacz mamo jacy zjarani jesteśmy. Miejsce bardzo sympatyczne. Generalnie wszędzie blisko. Polecam wam na następny rok.

- Zobaczymy.

- A co u was?

- Nic ciekawego. Ojciec prawie cały czas siedzi w klubie. Już zaczyna mnie to denerwować.

- Oj kochanie. Jeszcze do końca sierpnia trzeba wytrzymać! Potem już wszystko wskoczy na swoje tory i będziemy mieli z Jackiem luz.

- Dobra, dobra.

- To ja mam pomysł.

- Jaki pomysł, synku?

- Przeprowadźcie się tam! Hehe!

- Gdzie?

- No do Stranraer.

- Nie ma szansy na razie. Nie chce mi się samej wybierać i robić wszystkiego od początku. Ojciec nie pomoże bo…

- NIE MA CZASU! Jasne.

- Pyzatym jak to „przeprowadźcie”? A ty?

- Ja zostaję. Za daleko do klubu i na treningi bym miał, nie Kat?!

- Nom.

Odnośnik do komentarza

14.08.2000, Larne, The Woods Road, godz.20:43.

 

- Kat, chcesz coś jeść, pić?

- Nie, dzięki. Jestem pełna.

- Schowałaś oscypki do lodówki?

- Oszczepki tak.

- Bez „szy” i bez „czy”. OSCYPKI, hehe.

- Tak schowane. Ciekawe czy będą babci smakować?!

- Na bank. Jedna z najlepszych rzeczy na świecie.

- Dobre są, nie da się ukryć.

- Idę się umyć. O której chcesz jutro jechać?

- Wszystko jedno. Zaraz zadzwonię do Marry i powiem iż jesteśmy już w domu.

- Ok. to sobie jutro spokojnie wstaniemy, zjemy śniadanie, odpoczniemy i możemy jechać.

- Spoko.

- Dobrze ci było na wyjeździe?

- Bardzo. Tylko ten polski język dziwny strasznie jest.

- Hehe, nie łatwy, to fakt. To gdzie jedziemy za rok?

- Nie wiem. Ale coś wymyślę, nie bój się, hehe.

- Trzymam za słowo. To na razie. Idę się myć.

- Pa.

Odnośnik do komentarza

24.08.2000, Larne, The Woods Road, godz.11:09.

 

- Ja się zbieram powoli mamo.

- Dobrze. O której masz trening?

- O 12. Jeszcze po Eama podjadę.

- Yhy.

- Nie wiem, o której wrócę. Po treningu chcieliśmy iść na bilarda.

- Ok. Tylko nie wracaj bardzo późno. Nie lubię jak jeździsz po ciemku.

- Nie ma sprawy. Obiecuję.

- No to uważaj na siebie i nie rozrabiaj.

- Hehe, ok.

Odnośnik do komentarza

24.08.2000, Belfast, Parkgate Drive, stadion, godz.11:39.

 

- To gdzie na bilarda idziemy?

- Wiesz co, kumpel mi mówił, że na Lisburn Road jest spoko pub. Mają tam ze 4 stoły więc bardziej prawdopodobne iż będzie coś wolne.

- Spoko, trening skończymy gdzieś koło 16. Jeszcze będzie luz.

- Powinien być. Jak tam w Polsce na wakacjach?

- Ok. Było. Odpoczęliśmy trochę. Połaziliśmy po górach. Pełen relaksik.

- Fajnie.

- A ty?

- Co ja?

- Wyjeżdżałeś?

- Nie. Wiesz Makk, nie chciało mi się, hehe.

- Bywa czasem.

- Starzy pojechali do Francji. Wolałem zostać. Wstawałem kiedy chciałem, robiłem co chciałem. Cała wolna i spokojna głowa.

- To całkiem przyjemnie, hehe. Będę musiał spróbować.

- Polecam.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...