Skocz do zawartości

Diabelska Przystań


Makk

Rekomendowane odpowiedzi

08.04.1999, Larne, The Woods Road, godz.09:17.

 

- Zbieramy się panie Maćku. Jack właśnie podjechał.

- Ok. Już jestem gotowy.

- Będzie się widział z Kat dziś?

- Pewnie tak. Dzwoniłem wczoraj do niej i mówiłem, że będziemy u Jill. Jak będzie miała chwilę to wpadnie.

- Aha.

- Hi Marek, hi Maczek.

- Cześć wujek.

- Cześć Jack. Gotowy?

- Yep.

- No to ruszamy. Ciekawe czy mocno zapuszczony ten klub jest co Jill chce kasę topić.

- Raczej nie. Zrzutki mieszkańców plus urząd miasta dokłada do niego. Taki tam klub, stary. Dosyć dawno temu założony. Jakoś tam ciągnie do tej pory.

 

08.04.1999, Starnraer, przy drodze A718, dom Jill, godz.10:48.

 

- Witam panów. Wchodźcie. Zimno dziś jakoś tak. I będzie padać.

- No tak w TV mówili, że ma zacząć w południe. Dzień dobry.

- Dzień dobry.

- Oo, i Maciek też jest. Dobrze, dobrze. Kate mówiła wczoraj iż wpadnie do nas.

- Dobrze. Poczekam z nimi i posłucham.

- Siadajcie. Mój prawnik będzie za 5 minut.

- Nie ma problemu. Nie ma co się spieszyć.

- Yes. I tak mamy wszystko dogadane, prawda panowie?!

- Jak najbardziej Jill.

 

- Witam. John Dall.

- Witam, Marek van Makk. To jest mój wspólnik- Jack Murrey. I syn- Maciek.

- Yes, helo.

- Maczek?

- Witam. Nie, Maciek.

- Dziwne imię masz mały.

- Bo z Polski.

- Aha. Więc proszę panów, przygotowałem wszystkie papierki. Pani Connroy nadzorowała. Przeczytała i zaakceptowała. Oczywiście nie ma problemu aby rzucić na to okiem.

- Już patrzymy.

- W umowie jako osoba, która odbiera pieniądze jest wpisana Jill Connroy. Natomiast wiem iż cała kwota zostanie od razu przelana na konto Stranraer Football Club jako darowizna. Zgadza się?

- Tak jak najbardziej. Dobra, to co Jack gdzie podpisujemy?

- Tu na dole, dwa moje i dwa twoje.

- Ok., podaj pióro… Już.

- Ja też już.

- W takim razie z mojej strony jako prawnika to chyba by było wszystko. Dziękuję panom, pani. Będę się zbierał. Tu są kopie dla panów i oczywiście jedna dla pani. Ja zabieram tą i włożę do depozytu bankowego.

- Dobra John. Dziękuję ci bardzo za pomoc.

- Nie ma problemu. Zawsze do usług dla pani.

- Ok., coś do picia?

- Ja poproszę kawę. Maciek chcesz coś?

- Wezmę sobie colę i pomogę pani.

- Dobra.

Odnośnik do komentarza

08.04.1999, Starnraer, przy drodze A718, dom Jill, godz.11:33.

 

- Miło było, dziękujemy za picie i jedzenie. Myślę iż możemy już podjechać do klubu.

- Mi też było panów widzieć ponownie. Raczej tak, śmiało możemy jechać.

- Ok., to możemy się pakować do samochodu. Zaraz zadzwonimy do banku i zrobimy przelew jak będziemy mieli numer konta.

- Powinni mieć już przygotowane panie Mark.

- No to dobrze. Jedziemy. Będziecie z nami tam dzieciaki?

- Ja na pewno tato.

- Ja też proszę pana.

- Dobrze Kat.

Odnośnik do komentarza

08.04.1999, Starnraer, London Road, siedziba klubu, godz.12:01.

 

- To jest Mark van Makk, to Jack Murrey, to syn Maczek i jego dziewczyna Kat.

- Witam wszystkich. Ja jestem prezesem tego przybytku. Nazywam się Aaron Black.

- Za przeproszeniem- proponuję przejść najpierw do interesów a potem sobie spokojnie już pogadamy i nas pan oprowadzi. Pasuje?

- Jasna sprawa panie van Makk. Pani Connroy wspominała iż będzie chcieli przelać do nas sporą kwotę pieniędzy, tak?!

- Tak, mi takie kwoty nie są potrzebne. Chciałam ażeby z tego interesu ludzie coś mieli oprócz pola golfowego. Pomyślałam o waszym klubie. Zawsze wam kibicowałam razem z mężem. Nazwijmy to lokalny patriotyzm, hehe. Stąd taka umowa między nami.

- Aha, już wszystko rozumiem.

- Panie Black, byłby pan uprzejmy podać numer konta klubowego. Dzwonię do banku, przelejemy kasę i po sprawie.

- Już tu mam przygotowany na kartce, proszę.

- Dziękuję.

 

7 minut później.

 

- Dziękujemy za tak olbrzymią, jak dla nas, darowiznę. Zgodnie z zaleceniami 80% sumy pójdzie na obiekty dla młodzieży i dodatkowe boisko treningowe.

- Tak jest. 160 tysięcy funtów. Reszta jest do dyspozycji zarządu.

- Za to powinien pan zostać Honorowym Prezesem Stranraer Football Club.

- Szczerze?

- Jak zawsze!

- Wolę brak takich honorów. Cieszę się bardzo, że mogę pomóc. I tyle. Starczy mi. Już tak po przyjacielsku- jak zrobicie plany i je zaakceptujecie, to pan da sygnał. Jestem ciekaw jak to wyjdzie.

- Nie ma problemu. Będzie w stałym kontakcie. Mam nadzieję oczywiście.

- Fajnie. Wiem jaki to ma wpływ na młodych. Mój Maciek sam gra w piłkę dosyć mocno.

- Poważnie?

- Tak panie Black.

- Gdzie?

- W Belfaście, w Glentoran.

- Aha. A ile masz lat?

- 17 psze pana.

- Rezerwy?

- Tak, plus 2 występy w pierwszym teamem.

- Łał. Super. Mam nadzieję iż i my niedługo dochowamy się jakiś talentów, hehe. To co idziemy się przejść?

- Chętnie. Idziecie dzieciaki?

- Tak.

Odnośnik do komentarza

08.04.1999, Larne, The Woods Road, godz.18:19.

 

- Siemasz Eam… Tak, dopiero wróciłem do domu. Widziałem cały klub. Powiedzmy, że zwiedziliśmy go… Taki tam mały klubik w mieścinie… Po zakończeniu sezonu mają się wziąć za budowę jakiś tam obiektów… Ta, strasznie wielkie sukcesy. Największy to dojście do drugiej ligi, i zwycięstwo w jakiś tam pucharze . I zagranie w pucharze z Celtikiem u siebie. Teraz są już bardzo blisko awansu do 3 ligi… I tyle w sumie. Nic ciekawego… Spoko, jutro ci podrzucę na trening tą kasetę… Nie, nie będzie mnie w szkole. Nie chce mi się iść… Ano ciekawe czy nas powoła na sobotę. Dobrze by było. Nawet na chwilę. Za tydzień mecz z Linfield. Fajnie by było zagrać i przypieczętować mistrzostwo… Ok., ja też kończę. Widzimy się jutro. To na razie. Hej.

Odnośnik do komentarza

17.04.1999, Larne, The Woods Raod, godz.09:09.

 

Zapowiadał się bardzo przyjemny dzień. Od samego rana była piękna pogoda. Trzech chłopaków z rezerw zostało powołanych przez trenera na dzisiejszy mecz z wrogiem. Na Parkgate Drive mieli zawitać Linfield. Nasza wygrana musiała być. Byłoby to czyste przypieczętowanie mistrzostwa kraju.

Po 7 latach bez wygranej, mieliśmy w końcu szanse na paterę krajową jak i na utarcie nosa przeciwnikowi. Ja byłem zachwycony możliwością występu w tym spotkaniu. Chociaż 5 minut gry dało by mi ogromną radość.

Na trybunach mieli zasiąść moi rodzice, dziadkowie z Polski i oczywiście Kate.

Odnośnik do komentarza

17.04.1999, Belfast, Parkgate Drive, stadion, godz.15:09.

 

- Do zobaczenia. Idę sobie do szatni. Oklaskujecie głośno.

- Połamania nóg synu.

- Dzięki. Dobrze wiedzieć.

- Hehe. Życzę wyjścia w składzie, Maćku.

- Dzięki dziadek.

- A ty co mi życzysz laska?

- Wszystkiego. Dam ci buziaka na szczęście.

- Dobra. Tylko dużego, hehe.

 

17.04.1999, Belfast, Parkgate Drive, szatnia, godz.15:50.

 

- Nie wiem panowie jak was motywować dziś. Sami dobrze wiecie jak ma to wyglądać. Na widowni jest full. Ci z Linfield są totalnie bez formy. 4 miejsce w tabeli to dla nich porażka po całości. Widzę po was, że zachęcać więcej nie muszę. Dacie z siebie wszystko. To gra o honor i reputację w mieście. W tym roku rządzi Gelntoran!

- Yeeee!!!!!

- I tak ma zostać! Skład jest znany. Pokażcie co potraficie. Jazda!

 

17.04.1999, Belfast, Parkgate Drive, ławka, godz.16:39.

 

- van Makk do mnie. Chodź. Zobacz, Celler kuleje. Doznał kontuzji. Szybko leć na rozgrzewkę. Zaraz wchodzisz za niego!

- Ja?

- A kto? Ja?! Leć. Powiedział, że da radę jeszcze moment. Rozgrzejesz się i od razu wchodzisz. Nie daj temu z 3 schodzić do środka. Dośrodkowania ma słabe. Uderzenie dobre. Więc możesz go kryć dalej ale za to przy boku. Zrozumiałeś?

- Tak trenerze.

- Ok., to leć.

 

 

Mecz zakończył się naszym zwycięstwem 3-1. Ładne zakończenie tego sezonu. Była wielka feta na stadionie- z okazji pokonania Linfield i mistrzostwa.

Bardzo byłem zadowolony ze swojego występu. Nasz coach pochwalił mnie. Zagrałem zgodnie z jego oczekiwaniami- twardo. Nie puściłem swoją stroną Cellera ani nikogo innego. Cała prawa strona należała do mnie. Nawet nie miał pretensji o żółtą kartkę i rzut wolny z tego tytułu. Było to prawie przy połowie boiska więc zagrożenie wynosiło prawie 0.

 

Mecz zakończył się o 17:46. Ja w asyście rodziców, dziadków i Kat opuściłem stadion dopiero o 19. Była lampka szampana, wręczenie medali i pucharu za ligę oraz nieśmiertelne „We Are The Champions”. Część piłkarzy z Windsor Park w ogóle nie gratulowała nam wygranej. Byli chyba zbyt zdołowani.

Odnośnik do komentarza

08.05.1999, Larne, The Woods Road, godz,10:19.

 

- Wiesz kochanie, jutro chcemy z Jackiem jechać na pole. Mamy odebrać plany i je sobie przejrzeć. Jedziesz z nami?

- Dobrze, mogę się przejechać. Weźmiemy dzieciaki?

- Możemy wziąć. Maciek pewnie chętnie się przejedzie do Kat.

- Marek, chyba wróci z nami.

- Jak to?

- Wczoraj pojechał.

- Aha. No dobrze. Skoczycie najwyżej sobie na plażę albo do miasta. Nam obgadanie planów trochę zajmie ale możemy się umówić o 15 na obiad.

- Ok. Tak będzie dobrze. Gdzie się spotykacie z tym gościem?

- Na polu. Oprzątnęliśmy troszkę ta budkę przy wieździe. Przez telefon mówiliśmy jak byśmy to widzieli. Więc tak pobieżnie chyba zrozumiał. Zobaczymy. Kosztorys też ma mieć. Trochę odłożone na to jest.

- Najwięcej to będzie was kosztować koszenie trawy, hehe.

- Haha, dokładnie tak myślę. Zaraz zadzwonię do Maćka i zapytam czy będzie ze mną czy nie. Gdzie teraz może być, jak myślisz?

- Co? Sorry, zaczytałam się. O co pytałeś Marek?

- Gdzie teraz może być Maciek. Bo bym zadzwonił do niego.

- Aha, to nie wiem. Zadzwoń do Marry i zapytaj.

- Taki miałem zamiar.

Odnośnik do komentarza

09.05.1998, Stranraer, Seabank Road, sklep Marry, godz. 12:10.

 

- Dobry.

- O, witajcie. Panie Marku, pani Marto. Co słychać?

- A dobrze. U pani?

- Jak to u starej- wszystkie dni wyglądają tak samo, hehe.

- Oj nie prawda. Ostatnio było tak sobie, siąpiło i nijako było. A dziś? Piękne słońce, w końcu ciepło.

- Racja.

- Zajechaliśmy bo Maciek miał być tu.

- A nie, nie. Byli tu ale gdzieś koło 8:30 sobie pojechali pograć. Pożyczyli kije i są na polu. Tam mieli poczekać.

- Aha. No to dobrze. Zaraz dołączymy do nich. Chcemy coś ze sklepu?

- Ja chcę picie.

- Nie mówi się "chcę” tylko „poproszę”, Liz. A ty Marta?

- Chyba wezmę sobie colę. I tyle. Potem zjemy.

- Tak, tak. Jak się umawialiśmy. Dobra, to będzie wszystko. Idziemy. Wysadzę was przy Sheuchan Street.

- Dobra, dojdziemy sobie do plaży. Potem widzimy się w "Alexandria"?

- Jasne. Do zobaczenia Marry.

- No pa. Bawcie się dobrze.

Odnośnik do komentarza

09.05.1997, Pole golf, godz.12:32.

 

­- Cześć tato.

- Cześć dzieciaki. Gracie?

- Tak trochę. Doszliśmy do 4 dołka. Dalej jest brudno i spora trawa. Nie bardzo da się uderzać. A jak wpadnie gdzieś piłka to jej nie można znaleźć.

- Aha. Spokojna głowa. Już za moment ruszamy z przebudową.

- Tak? Fajnie.

- Właśnie przyjechałem na spotkanie z Jackiem i tym co miał to zaplanować… no, jak on tam miał… hmm… zaraz powiem. Mam tu gdzieś jego wizytówkę. O, mam- zwie się Tom Brann.

- Nie widziałem jeszcze wujka. Nie było go.

- Ta, dopiero o 12 miał na prom wsiadać. Pewnie zaraz po 13 będzie.

- Chyba tak.

- Dobra, wy się tu bawcie, ja pójdę budę otworzyć. Jak przyjedzie ten człowiek to możecie wpaść. Powiecie co sądzicie na temat nowego wyglądu.

- Ok.

 

30 minut później.

 

- Nak, nak. Możemy?

- Wchodźcie. Siadajcie sobie. To mój syn i jego dziewczyna. Przyszli rzucić okiem na projekt.

- Witam. Tom Brann.

- Maciek, a to Kate.

- I jak się wam podoba?

- A to co to jest, tato?

- Projekt budynku do relaksu i basen.

- Basen? Mi się nie podoba.

- Czemu?

- A po co on? Piękne plaże tu są- to raz. Dwa- tu się ma przychodzić grać w golfa a nie całą rodziną odpoczywać.

- Racja. Podzielam twoje zdanie synu. Właśnie to chcieliśmy wykreślić z planów.

- Ja bym jeszcze dał taki pokład do gry na odległość w formie łodzi. Pokaż długopis to ci naszkicuję toto.

- Proszę. W sumie ciekawy pomysł. Kosztowne to będzie, panie Brann?

- Ciężko mi odpowiedzieć. Jak ma być cały kształt – to tak, będzie kosztować.

- Nie, nie, proszę pana. Ma być tylko od przody taki zarys. Z tyłu ma być powiedzmy dolny i górny pokład- taki balkon. Ścięte i już.

- Aha. To raczej podobny koszt.

- Macie dzieciaki bardzo ciekawe pomysły.

- Wiem, hehe.

- Dobra, możemy kończyć powoli. Będziemy w kontakcie, tak?!

- Oczywiście. Ja naniosę poprawki zgodnie z życzeniem. Odezwę się telefonicznie jak będzie gotowe. Spotkamy się i podyskutujemy.

- Jasna sprawa.

- Zatem, miłej zabawy i miłego dnia. Do zobaczenia.

- Dowidzenia.

- A wy, tato, kiedy chcecie otworzyć ten przybytek?

- Hmm, chcielibyśmy ta wiosnę przyszłego roku. Maj 2000 to ładna data.

- Nom, mi się też podoba.

- A macie już nazwę pola?

- Nie. Akurat to teraz mało ważne. Ale jak będziecie mieli jakąś propozycję to dajcie znać.

- Tak jest wujku!

- Zawijamy się powoli?

- Możemy. Jutro trzeba zacząć ogarnąć kogoś do terenu. Ze sprzętem.

- Zapytajcie mojej babci.

- Marry będzie znać?

- Tak, ktoś tam znajomy ma dużo sprzętu ogrodniczo-budowlanego. Może akurat coś takiego zrobi.

- Jasne zapytamy.

- Tato, mam pomysł na nazwę.

- No, mów.

- Stranraer Golf Club „The Stars”.

- Całkiem niezłe. Czemu “The Stars” akurat?

- Od mojego ulubionego filmu „Star Wars”.

- Mogłem się domyśleć. Pomyślimy. Lepsze to niż Golf Club.

- Kończmy to posiedzenie. Może podjedziemy do klubu i zobaczymy co knują tam?!

- Jak chcesz Marek to jedź. Obiecałem Karolinie, że jak tylko tu zakończymy to wracam. Chce jechać coś tam kupić i mam jej pomóc.

- Spoko. Nie ma problemu. Jedź na zakupy, hehe, my z Maćkiem podskoczymy.

- Ok., tato. Chętnie.

Odnośnik do komentarza

17.06.1999, Larne, The Woods Road, godz.15:17.

 

- Jak tam twoje oceny Maciek?

- Dobrze tato. Zdam.

- To luz. Jakiś obóz przygotowawczy macie w tym roku?

- Jeszcze nie wiem. Pierwsza drużyna ma. Rezerwy zostają.

- Ale ty już grałeś w pierwszym to pewnei pojedziesz.

- Zobaczymy. Jutro będę w klubie to spojrzę. Fajnie by było. W sierpniu gramy w barażach do Ligi Mistrzów.

- No, no. Dobrze by było zagrać. Byłbym bardzo dumnym ojcem jak by cię w takim meczu zobaczył.

- Hehe, jasne. A teraz nie jesteś?

- Jestem i to bardzo.

- Moglibyśmy te rundy przejść i później zagrać na przykład z Realem Madryt. Moje marzenie.

- Jakie? Zagrać przeciw Realowi?

- Najpierw zagrać przeciwko, potem zagrać w Realu.

- To się staraj. Nigdy nic nie wiadomo. Masz 17 lat, występy w pierwszym składzie więc widzą w tobie talent.

- Się okaże ojciec, nie?!

- Ano.

Odnośnik do komentarza

18.06.1999, Belfast, Parkgate Drive, godz.11:49.

 

- Ej, Eamonn idziemy jutro na bilarda?

- W sumie można iść. Albo mam lepszy pomysł. Kiedy się widzisz z Kat?

- Miałem jutro. A co?

- Wpadnij teraz do mnie, wszamiemy coś, pójdziemy pograć. Przenocujesz u mnie a jutro się umów z Kat i pójdziemy na kręgle.

- Ok., możemy tak zrobić. O, coach idzie.

- Cześć chłopaki. Co jest?

- Nic. Przyszliśmy pobiegać.

- Aha.

- Zapytam przy okazji- trener już wie kogo z młodych zabierze na zgrupowanie?

- Mniej więcej. Cały czas z coachem O`Harą oglądamy video. Co, kto i jak. spokojna głowa. Wszyscy się dowiedzą w odpowiednim czasie.

- Dzięki za odpowiedź trenerze.

- Proszę. Macie chwile wolnego to odpoczywajcie.

- Dobrze. Do zobaczenia.

- No, na razie.

- Idziemy Maciek?

- Ta. Do „Pabla”?

- Może być. A słyszałeś, że Coreya ponoć obserwowali ludzie z Celticu?!

- Którego?

- No Celticu Glasgow.

- Wiesz, Eam, gość ma 18 lat. Pójdzie tam i będzie grał w rezerwach albo grzał ławę. Teraz przynajmniej więcej gra.

- Niby tak, a ty byś nie poszedł?

- Bo ja wiem. Jak bym dostał ofertę to wtedy bym pomyślał. Nie ma co gdybać.

- No ale jak byś miał to co?

- Teraz bym raczej odrzucił. Za rok też. Wolałbym częściej grać tu niż tam raz na rok. Teraz będziemy walczyć o Ligę Mistrzów. A Celtic który jest?

- Drugi. Rangers zdobyli mistrza. Ee tam, ja bym poszedł.

- Ja raczej nie. Ale na szczęście nie mój problem.

- Hehe, racja. Dobra, spadamy.

- Nom.

Odnośnik do komentarza

01.07.1999, Larne, The Woods Road, godz.18:27.

 

- Maciek!!! Eam dzwoni. Chodź!

- Idę!

 

- Siema, co jest?... Powaga? No to dobrze. Później poproszę tatę to podjedziemy… Aha, no to dobra. Poczekam na telefon. A wiesz kto jeszcze jest?... Spoko. Zobaczymy. A kiedy ten wyjazd?... Na bank. Trudno, jakoś przeżyję, hehe… Ok., to na razie. Dzięki za info.

 

- Jakie wieści?

- Dobre, tato, dobre, hehe.

- Jedziesz na obóz przygotowawczy?

- Tego jeszcze nie wiem. Do Eama na razie trener dzwonił. Ja jeszcze nie mam informacji. Jest szansa. Ostatnio oddali do Shamrock Rovers rezerwowego prawego obrońcę. Zostali powiedzmy z półtorej grajka na prawą stronę.

- No widzisz. Spokojnie poczekaj.

- No to mówię przecież, że zobaczymy.

- Dobra, już nie burz tak.

- Nie burzę się. Kat nie będzie zbyt zadowolona.

- Czemu?

- Bo miałem do niej jechać na parę dni na początku sierpnia. A jak będzie obóz to lipa z tego.

- Bywa.

- Ano. Dobra, idę na górę.

- Spoko. Niedługo mama z Liz powinny być to będzie obiad. Ja podjadę do Toma Branna. Ma już ostateczny projekt pokładu.

- Fajnie. Pokażesz go?

- Nie bardzo. Nie zabieram go ze sobą. Ale w sobotę się wybieram do Starnraer, to jak chcesz jedź ze mną.

- Dobra. A po drodze zajedziemy do sklepu?

- Którego?

- Planet Music. Chciałem kupić płytę.

- Jaką?

- Nową Clawfingera.

- Ok.

Odnośnik do komentarza

02.07.1999, Stranraer, droga A718, pole golfowe, godz.13:28.

 

- No muszę ci powiedzieć ojciec, że to wygląda już bardzo dobrze.

- Podoba się?

- No. Bardzo fajnie robią. Pole golfowe pierwsza klasa.

- Musze się zgodzić z Maćkiem, proszę pana.

- Oczywiście, że musisz. Jak byś się nie zgadzała to byśmy nie byli razem, hehe.

- Nie przeginaj. Dobrze ci radzę.

- Pani wybaczy, hehe.

- Pomyślę.

- Weźcie się nie kłóćcie już dzieciaki. Pokażę wam zaraz coś. Mam plany tego budynku.

- Dobra, pokaż.

 

- E, fajnie to wygląda.

- Nom, posłuchałem się ciebie synu i muszę przyznać iż miałeś rację.

- Od razu widać, że to dziób łodzi. A jak się jeszcze ustawi anteny na dachu to będzie wyglądać jak maszt.

- Racja. Za 10 minut jadę na przystań odebrać jednego pacjenta. Podwieźć was?

- No możesz.

- Byśmy poprosili, proszę pana.

- Zjemy coś. Bo ja już głodny jestem. Kat, dziś chińczyk?

- Chętnie.

- Jak widzicie, jeszcze dużo pracy zostało. Ale mam nadzieję iż do wiosny się wyrobimy. Już znajoma agencja pracuje nad reklamą tego miejsca.

- A jak w końcu nazwa?

- Panienka Kate jeszcze nie wie, hehe?

- Nie, panie van Makk.

- Oczywiście przeszedł wasz pomysł- Golf Club „The Stars”. Bardzo ekskluzywnie brzmi, hihi.

- Ta, strasznie. Już tato nie wymyślaj.

- Zapytam Marry czy ma może kogoś do polecenia do pracy. Chcieliśmy zatrudnić miejscowe osoby.

- Dobry pomysł. Ostatnio słyszałem, że zamknęli tą firmę przeładunkową. Myślę iż będzie paru chętnych do pracy.

- Mam nadzieję. Trochę obsługi potrzebujemy. Dobra, idziemy.

Odnośnik do komentarza

02.07.1999, Larne, The Woods Road, godz.19:57.

 

- Cześć mamo. Już jesteśmy.

- Głodny? Chcesz coś jeść?

- Nie, dzięki. Byłem z Kat na obiedzie.

- A gdzie tata?

- W garażu. Coś tam przy samochodzie jeszcze robi.

- Trener dzwonił.

- I co? I co? Co mówił?

- Nic ciekawego, hehe. Żartuję. Mam ci przekazać, że się dostałeś na obóz. Zabierają cię.

- Super! Idę tacie powiedzieć. A i do Kat dryndnę.

- Ok.

Odnośnik do komentarza

03.07.1999, Larne, The Woods Road, godz.11:03.

 

- Idę zadzwonić do coacha Roy Coyle dowiedzieć się szczegółów.

- Dobrze. Zapytaj kiedy dokładnie wyjeżdżacie.

- Wiem.

 

- Witam trenerze. Maciek van Makk mówi. Mam nadzieję iż nie przeszkadzam?!... No to dobrze. Dzwonię z pytaniem odnośnie wczorajszego telefonu pana oraz wiadomości. Fajnie, że się załapałem… Aha, 25 osób. Dobrze, dobrze…. A kiedy jedziemy?... Już moment, zaznaczę sobie w kalendarzu… Już… Aha, dobrze. Zapisuję sobie 9 sierpień. Na tydzień. Ok… Portstewart? To fajnie. Lubię to miejsce. A sparingi? Wiadomo z kim będziemy grali?... Trudno. Damy każdemu radę, hehe… No to w takim razie, do widzenia. Miłego dnia.

 

- Maciek, i kiedy w końcu jedziesz?

- Zaczynamy 9 sierpnia. Czyli wyjazd w niedzielę 8 sierpnia.

- A na ile?

- Tydzień. W następną niedzielę wracamy. Bo już 18 gramy pierwszy mecz eliminacyjny.

- Aha. Do tej Ligi jakiejś tam?!

- Ligi Mistrzów, mamo!

- No, no. O to mi chodziło.

- Pierwszy mecz u siebie, w Belfaście gramy. Tydzień później na wyjeździe.

- Daleko?

- Trochę tak. Gramy z zespołem z Progres Neidercorn.

- Skąd oni?

- Z Luksemburga.

- O Jezu! Ale kawał drogi będziecie mieli.

- No. Mogło być gorzej, hehe.

- Gorzej?

- No na przykład jakiś Azerbejdżan albo coś takiego.

- To fakt.

Odnośnik do komentarza

15.08.1999, Larne, The Woods Road, godz.09:40.

 

Obóz przygotowawczy minął szybko i raczej sprawnie. Trenerzy przygotowali ćwiczenia głównie pod kątem kondycyjnym i siłowym. Mieliśmy być szybsi od tych z Progres. Z materiałów, które mieliśmy i oglądaliśmy to grają strasznie toporną piłkę.

Wykop do przodu i jeden atakuje. Takie granie nie ciężko by było zneutralizować. Ale przygotowanie dobre musiało być.

Oprócz tego zagraliśmy 3 sparingi.

W pierwszym pokonaliśmy miejscowy Portstewart 7-0. W tym spotkaniu wybiegłem w pierwszym składzie. Rozegrałem całe 60 minut. Z dobrej strony pokazał się Eamonn Murrey- strzelił 2 gole i zaliczył asystę.

Drudzy w kolejności byli gracze z Irlandii- Bangor FC. Ich bez większych problemów także pokonaliśmy. Wpakowaliśmy 6 bramek, tracąc jedną. Generalnie to była moja wina. Sprokurowałem swoją interwencją karnego. Nasz bramkarz, Jason Hogg niestety nie obronił tego strzału choć był blisko.

Zanotowałem 2 asysty, 30 minut gry. Przechwytów było kilkanaście. Murrey zaliczył podobnie dobry występ. Jedna bramka i jedna asysta.

Ostatni sparingpartner też był z Irlandii- Newry City. Zagraliśmy trochę bardziej wyrównane spotkanie niż poprzednie. Skończyliśmy na wyniku 3-0.

Odnośnik do komentarza

15.08.1999, Larne, The Woods Road, godz.18:29.

 

- Jak tam obóz, synek?

- Dobrze.

- Grałeś?

- Tak, wystąpiłem we wszystkich trzech meczach. W drugim, zagrałem tylko jedną połowę.

- No to jest szansa na występ w meczach teraz, nie?!

- Raczej nie. Trener sprawdzał nas. Powiedział, że ma już praktycznie gotową 11. Nie sądzę żeby mnie wpuścił.

- Zobaczymy. Może czymś zaskoczy.

- Ii tam. Zadzwonię do Kat, że już wróciłem. Zaproszę ją na mecz. Może wpadnie.

- Dobra.

Odnośnik do komentarza

18.08.1999, Belfast, Parkgate Drive, szatnia, godz.18:53.

 

- Panowie, proszę o skupienie. Wiem, że przeciwnik nie jest wymagający ale spokojnie. To pierwszy mecz. Dacie radę ich pokonać. Strzelcie tyle ażeby wyjazd do Luksemburga był formalnością. Jesteście o niebo lepsi. Tam grają sami fryzjerzy, pakowacze, listonosze i tak dalej. Wierzę w was. Pokażcie co potrafi mistrz Irlandii Północnej.

Zapraszam.

- ONE!! TWO!! ONE!! TWO!! THE GLENS!!

- Jedziemy!

Odnośnik do komentarza

18.08.1999, Belfast, Parkgate Drive, ławka, godz.20:18.

 

- Dobra, robimy powoli zmiany. Prowadzimy 3-0. Wygraną już praktycznie w kieszeni mamy. Makk, zapraszam do mnie. Celler niepotrzebnie złapał tą kartkę. Wchodzisz za niego.

Lewe skrzydło już nie ma sił więc możesz sobie pobiegać i pognębić ich. Murrey- też wchodzisz. Aaron ładne braki dwie strzelił i starczy mu. Pokaż co potrafisz. Na stałe fragmenty się przydasz. Wbiegaj na krótko. Powodzenia.

 

 

18.08.1999, Belfast, Parkgate Drive, szatnia, godz.20:48.

 

- Brawo. Dobry mecz. Ale też bez nadmiernego zachwytu. 5-0 to dobry wynik. W rewanżu nie sądzę, żeby było trudniej ale nie można lekceważyć ich. Za tydzień jedziemy i dokańczamy ich. Od razu powiem iż dam szanse zmiennikom. Trzeba oszczędzać siły. Zapewne kolejny rywal już będzie cięższy.

Nie będę chwalił pojedynczo. Zagraliście zespołowo dobrze i taki jest tego wynik.

Tyle z mojej strony. Dziękuję. Do zobaczyska na treningu.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...