Skocz do zawartości

Diabelska Przystań


Makk

Rekomendowane odpowiedzi

24.08.2000, Belfast, Parkgate Drive, stadion, godz.16:17.

 

- O człowieku, ale jestem zje**ny. Zamęczy nas takimi treningami.

- E tam. Luzik. Nie jest tak źle. Bywało gorzej.

- Ta!! Kiedy?

- Mniejsza o to. Zimne piwko dobrze ci zrobi.

- Racja. A tobie zimny soczek, hehe.

- Nom. Coś za coś, nie?!

- Dokładnie. Też się musze wybrać na kurs.

- Brawo. W końcu. Coś już planujesz zakupić?

- Nie, jeszcze nie. W sensie nie wiem jeszcze. Może jakąś Bete. A tobie jak się jeździ tym Fordem?

- Dobrze. Bez problemów na razie. Nic się nie psuje. Najbardziej podoba mi się wchodzenie w zakręty. Na luzie, bez bujania. Przyczepność dobra.

- Aha. Nie głupia furka.

- Wybrałeś już kierunek szkoły?

- Dokładnie jeszcze nie. Mam ze trzy kierunki na oku. Marketing, bankowość i informatykę.

- No proszę, proszę. Inżynier Eamonn Murray. Jak ładnie brzmi, hehe.

- Goń się. Powiedziałem, że jeszcze nie wiem. Idę żeby iść. A ty opierdalaczu?

- Ja? Chyba ty! Powiem ci, że ta psychologia sportu całkiem fajna była. Może jakoś to bym pociągnął.

- Niby spoko, ale za dużo samej, czystej psychologii jest.

- Eam, nie wiem. Może i tak. Jak nie to, to coś podobnego. Dobra, gdzie teraz?

- W prawo.

Odnośnik do komentarza

24.08.2000, Belfast, Lisburn Road , pub “Black Head”, godz.17:03.

 

- Maciek, jeszcze soku

- Możesz podać. To weź od razu jeszcze dwie partyjki.

- Spoko.

 

- Trzymaj.

- Dzięki.

- Jak myślisz- będziemy więcej grać w tym sezonie?

- Nie mam pojęcia. Ale tytuł musi wrócić do nas na „The Oval”!

- Wiem. Słyszałem, że Marckey odchodzi gdzieś do Szkocji. Ubędzie konkurenta w ataku, hehe.

- Się okaże. Zobaczymy czy trener będzie cały czas grał dwójką w ataku. Coś przebąkiwał o przestawianiu się na jednego napadziora. Więc wtedy i tak pewnie będzie dopiero trzeci w kolejności.

- No chyba, że będę miał formę z ostatniego roku, hehe.

- Dokładnie. Moje szanse są w sumie na 50 %.

- No na prawej obronie ścisku nie ma. Jesteś ty i Celler. Większego wybory nie ma.

- Fakt. Chyba, że wzmocnienia będą.

- Nie sądzę. Nie było mistrza, nie ma kasy. Proste.

- Ano. Dobra teraz twoja kolej, rozbijaj.

- Już jadę.

Odnośnik do komentarza

24.08.2000, Belfast, Lisburn Road , pub “Black Head”, godz.19:22.

 

- Eamonn, zwijamy się?

- No możemy. Nagrałem się wystarczająco.

- Ja też.

- No to idziemy.

 

- Wskakuj to cię podwiozę.

- Będę wdzięczny. Bo ni huhu nie chce mi się lecieć do autobusu.

- Nie pierdziel tylko pakuj łachy.

- Luz. Spokojnie.

- Jeszcze jestem spokojny, hehe.

- Te, patrzcie to te pizdusie z Glentoran! Co tu do ku*wy nędzy robicie? Za mało miejsca u siebie macie? Panoszycie się jak jakieś bydło!

- Dobra, dobra. Skończ gościu. Przyszliśmy i już sobie idziemy. Daj spokój. Już spadamy.

- Jesteście na naszym terenie. Chyba po wpiedziel wpadliście. To nasz pub. Won stąd! Fajfusy! Pedały The Glens!

- Wy pedały Linf. Nie mam zamiaru z tobą gadać. Z cieniasami nie zadaję się. Chodź Eam spadamy.

- No to szybko do furki i dupy w troki!

- Wam proponuję to samo.

- Ty leszczu je**ny! Chyba jednak chcesz w ryja!

- Żebyś ty synek nie dostał.

- Fazzy! Wpier**l mu. Pyskuje śmieć to dostanie.

- Chodź Eamonn, chcą to dostaną ch**e!

Odnośnik do komentarza

24.08.2000, Larne, The Woods Road, godz.20:33.

 

- To ty Maciek?

- Tak. Idę się umyć.

- Co tak długo?

- Jak długo mamo?

- Jeszcze wcześnie jest. Z Eamem się zagraliśmy i tyle. Po tym jeszcze go odwiozłem do domu. Idę na górę.

- Zaraz! Chodź no tu. Coś kręcisz! Co tam zbroiłeś?

- Nic.

- No to podejdź tu.

- Już mamo.

- O Jezu! Co ty masz na twarzy?

- Oj tam. Mała rzecz. Nie boli tak bardzo.

- Jak nie boli!? Masz podbite oko.

- Nie oko, tylko kość policzkowa. I do tego lekko obita.

- Wargę też masz rozciętą! Coś ty robił?

- Nic. Trochę się pobiliśmy.

- Z kim?

- Byliśmy na bilardzie. Jak wychodziliśmy to nas tacy jedni zaczepili co się kiedyś. Pluli się strasznie i rzucali do nas. Sami zaczęli. My się tylko broniliśmy.

- Jak dzieci. Bez przesady! Macie po te 18 lat a zachowujecie się jak siedmiolatki.

- Oj tam, nie przesadzaj mamo. Żyję? Żyję! Jestem w jednym kawałku. Nie ma się co tak gorączkować. Dostali to co chcieli, głąby.

- Maciuś, tak nie można. Pamiętasz co było w szkole?

- Pamiętam.

- Obiecałeś, że więcej nie będziesz.

- I dotrzymałem słowa. W szkole nie rozrabiałem nic.

- Już nie cwaniakuj tak! W końcu możesz się doigrać.

- Oj tam. Nic się wielkiego nie stało. Bo to ja jeden na świecie to zrobiłem? Nie!

- Dobra, idź się umyć, zejdź na dół to zobaczę twoją paszcze. Ojciec się nie ucieszy.

- Ok., no to trudno. A co miałem się dać?

- Nie, mogłeś nie zaczynać i odejść stamtąd.

- Nie zaczęliśmy. Chcieliśmy sobie pójść. Już mówiłem.

- Idź już się myć.

Odnośnik do komentarza

24.08.2000, Larne, The Woods Road, godz.21:11.

 

- Cześć kochanie. Już jestem. Co słychać?

- Cześć Marek. Nic u mnie. Lepiej zapytaj Maćka.

- A co z nim?

- Sam ci pewnie powie.

- Coś narozrabiał?

- No praktycznie tak. Pogadaj z nim.

- Ok. Już wołam. Maciek!

- No?

- Chodź na chwilę!

- Idę!

 

- Cześć tato. Co tam?

- Hej. A co u ciebie? Uu, już widzę.

- Spoko jest. Nie boli tak bardzo.

- Pobiłeś się? Z kim?

- Z takimi leszczami w pubie. Byliśmy na bilardzie z Eamonnem i się doczepili jak wychodziliśmy.

- Nie jest tak źle. Mogło być gorzej.

- Dokładnie tato. To samo mówiłem mamie.

- Proszę cię, trzymaj się od takich rzeczy z daleka kolejny raz.

- Obiecuję. Nie będzie kolejnego razu.

- To dobrze. A dokopaliście chociaż im?

- No raczej, hehe. Ich trzech było. Ale daliśmy radę.

- Przynajmniej to dobre. Obiecujesz?

- Tak.

- Ok., to ja już zakończyłem swoje.

Odnośnik do komentarza

25.08.2000, Larne, The Woods Road, godz.09:48.

 

DING DONG!!! DING DONG!!!

 

- Marta, otworzysz?! Ktoś dzwoni do drzwi!

- Tak! Już idę!

 

- Dzień dobry.

- Dobry. Słucham?

- Ja jestem funkcjonariusz Grogor Healy, a to funkcjonariusz Adam June. Chcieliśmy zadać parę pytań. Można?

- Tak, tak. Oczywiście. Proszę. Słucham panów?

- Adam, pokaż zdjęcie.

- Proszę. To państwa syn?

- Tak, to Maciek.

- Czy zastaliśmy go może?

- Tak, na górze u siebie jest. Już go wołam. Proszę do pokoju.

- Tak jest.

 

- Chodź Maciek, policja przyjechała. Pytali o ciebie.

- O mnie? A co ja mam do nich?!

- Nie wiem. Powiedzieli, że parę pytań chcą zadać.

- Ok.

 

- Dobry.

- Witamy. Funkcjonariusz Healy i June. Pan jest Maciej van Makk?

- Zgadza się. O co chodzi?

- Chcieliśmy zapytać czy w dniu wczorajszym, to jest 24 sierpnia brał pan udział w bójce?

Był pan w pubie „Black Head” na Lisburn Road około siódmej/ósmej wieczorem?

- Tak, byłem. Razem z kolegą na bilardzie.

- Czy po wyjściu miała miejsce napaść?

- Nie powiedziałbym, że to była napaść. Bo niby kogo na kogo?!

- Pana i pana kolegi na trzy osoby chcące wejść do pubu.

- Nie. Oczywiście iż nie! My się właśnie pakowaliśmy do samochodu aby odjechać do domu.

- Aha. Zapisaliśmy. Więc teraz proszę opowiedzieć po kolei jak wyglądało to. Od samego początku.

- Ok. Na początku był chaos, potem pojawił się ON. Niektórzy nazywają go Bogiem, inni…

- Proszę pana, pan se jaja z nas robi? Na razie jest wniesione oskarżenie o pobicie. Więc radzę być troszkę poważniejszym a nie bezczelnym!

- Boszee! Co mam wam opowiedzieć?

- Jak prosiłem- od początku proszę opisać zdarzenie.

- Mogę krótko- oni zaczęli. Prosili się o to. Jak chcieli tak dostali.

- Kto zaczął?

- Jak powiedziałem- oni. Ci trzej dżentelmeni, hehe.

 

30 minut później.

 

­- Dobrze, z naszej strony na razie to wszystko. Spisaliśmy zeznania pana van Makk. W dniu jutrzejszym zapraszamy na posterunek przy Pound Street.

- A po co?

- Taka procedura i dalsze postępowanie, proszę pani.

- Dobrze. Nie ma problemu.

- Zatem do widzenia. Dziękujemy za poświęcony czas.

- Proszę.

Odnośnik do komentarza

26.08.2000, Larne, The Woods Road, godz.14:53.

 

- Halo?

- Tak?

- Maciek mówi, pani Marry?

- Aa! Witam, co tam?

- Nic ciekawego, proszę pani.

- Coś taki smutny? Coś się stało.

- Nie tam. Tak jakoś wyszło. Jest ok.

- Już ci daję Kat.

 

- Cześć.

- No hej. Co porabiasz?

- Sprzedaję. Oczywiście nie siebie, hehe.

- To dobrze.

- Coś taki smutny, mój drogi?

- Nie. Wydaje ci się.

- Oj raczej nie. Mów szybko o co chodzi? Co się stało?

- Tak przez telefon?

- Nom, dawaj.

- Ok., dziś byłem na komendzie ze starymi.

- A po co?

- Taki jeden głąb wniósł oskarżenie, że go pobiłem. Prowadzą sprawę.

- No to ładnie! A pobiłeś go?

- Tak jakby.

- To znaczy?

- Oni zaczęli. Wychodziliśmy z pubu i zaczęli się czepiać. Zaatakowali nas, to się obroniliśmy. Dostali wpierdziel, że aż miło.

- A teraz masz skutki.

- Kara czasem musi być.

- I co dalej?

- Na razie badają sprawę. Ale powiedzieli iż jest dla nich prosta. Niby moja wina i już. Mają dwóch światków i nagranie z jakiejś tam kamery.

- A Eamonn?

- On nie, bo go nie widać. Bił się za samochodem i nie zobaczyli go.

- Aha. To pech twój.

- No niestety.

- Co ci grozi?

- Nie wiem. Na razie nic. Pewnie skończy się pouczeniu albo grzywnie i już. Będziesz miała chłopka kryminalistę, hehe.

- Fajnie, hehe. Tak pociągająco brzmi, hehe.

- Dostanę pocztą wezwanie na rozprawę.

- Ok. Kiedy się widzimy?

- Nie wiem. Jutro?

- Pasuje.

- Może na golfa pójdziemy a potem na obiad?

- Tak jest.

- A już wiem o co miałem zapytać- wiesz gdzie idziesz się uczyć?

- Wybrałam już. Dziennikarstwo.

- No proszę, proszę. Fajnie.

- A ty?

- Na 99 % tą Komunikatywną Inżynierię Psychologii Sportu. Nie ma tak strasznie dużo ludzi tam więc większe szanse mam. Poza tym ciekawie brzmi, hehe.

- Dobra muszę kończyć bo jacyś turyści w większej ilości się zbliżają. Buziaki.

- Tobie też.

Odnośnik do komentarza

06.09.2000, Larne, The Woods Road, godz.11:12.

 

- Mamo, już przyszło.

- Co?

- Listonosz przyniósł wezwanie do sądu dla mnie.

- Aha. Na kiedy masz?

- Zaraz otwieram, moment. Hmm… Na 21 września. Za dwa tygodnie.

- Na którą?

- Na 11, mamo.

- Dobra, powiem ojcu to pojedziemy z tobą.

- Ok. Pójdę zadzwonić do Kat. Też chciała wiedzieć. Powiedziała, że przyjedzie i potrzyma mnie za rączkę, hehe.

- Widzę, że cię dobry humor nie opuszcza, synek?!

- Oczywiście iż nie. A czemu miałby? Jest dobrze. Przecie nie wsadzą mnie do pierdla.

- Raczej nie. Chociaż kto tam wie.

- Jasne! Dadzą mi karę i już. Ileś tam będę musiał zapłacić i do domu.

- Zobaczymy. Idź do Kat dzwonić.

- Idę, idę.

Odnośnik do komentarza

21.09.2000, Belfast, sąd, godz.11:49

 

- Cześć pięknooka.

- Hej. No mów szybko! Jak rozprawa?

- Skończyła się. Jestem skazańcem, hehe.

- Oj Maciek, nie śmiej się. Nie wiem co w tym śmiesznego.

- Raczej nic tato. Ale co? Mam płakać? Stało się.

- No właśnie. I nie się tylko ty.

- Ok., niech ci będzie. Teraz to i tak po jabłkach?

- Co mówiłeś?

- Nic, Kat moja droga. Takie tam po polsku pierdoły.

- Ale jaki wyrok?

- 1000 funtów grzywny i niestety jeden rok w zawieszeniu na 4 lata.

- To znaczy? Wybacz ale nie jestem biegła w sprawach i wyrokach karnych.

- Hehe, oczywista oczywistość. Dostałem rok aresztu, który jest zawieszony na cztery najbliższe lata. Przez te 4 lata nie mogę nic przewinić. Jak coś zrobię to odwieszą zawiasy, dostanę pomarańczowe wdzianko i pójdę na rok do kicia.

- Teraz kapuje. No to musisz być grzeczny.

- Na to wychodzi. Będę się starał.

- Mam nadzieję.

- Dobra, chodźmy stąd już. Głodny jestem. Śniadania nie zdążyłem zjeść.

- Jakoś się chyba nie specjalnie tym przejmujesz, co Maciuś?

- Mamo, szczerze? Wali mnie to. To nie zabójstwo, handel narkotykami czy coś takiego. Broniłem się a jełop sprzedał na policję. Teraz ważniejsze rzeczy będą.

- Jakie?

- Klub, mecze, szkoła.

- Przynajmniej dobrze gadasz synku.

- Wiem mamo. Jedziecie do domu?

- Tak. A ty nie?

- Kat, gdzie idziemy zjeść? Na miasto czy do domu?

- Jak wolisz.

- Dobra, to pojedźmy do domu, zjemy, ja się przebiorę i skoczymy gdzieś na spacer czy coś.

- Ok.

Odnośnik do komentarza

30.09.2000, Belfast, Parkgate Drive, szatnia, godz.16:48.

 

- Pamiętajcie o jednym chłopaki, może i Linfield ma lepszych grajków, może i są mistrzami. Ale nie mają takiej woli walki i serca do gry jak wy! Te 15 tysięcy ludzi przyszło dziś zobaczyć was jak strzelacie. Bramki dla nich. Czy wygracie 1-0 czy 5-4 to nie ma znaczenia. Będziemy i my i oni dumni z wygranej. To się liczy. Jak dla mnie to jesteście świetnie przygotowani. Grajcie szybką piłką. Wystawiają dziś wysokich ale wolnych obrońców. Nasz skład jest szybki więc nie będą wracać na przykład ze spalonego. Nasza szansa. Rożne grajcie krótko. Zgadza się?

- TAAK!!

- No to jazda! Powodzenia!

- ONE!! TWO!! ONE!! TWO!! THE GLENS!!

Odnośnik do komentarza

30.09.2000, Belfast, Parkgate Drive, szatnia, godz.17:48.

 

- Brawo, oby tak dalej! Mówiłem, że są wolni. Wyglądali tak jakby byli zszokowani naszą szybkością grania. Mamy 2-0. Teraz zmienimy ustawienie. Zagramy z jednym na szpicy. Murray, Corey- cofniecie się trochę. Latajcie między liniami. van Makk uważaj bardziej. Jesteś szybki a głupio złapałeś tą kartkę. Nie dyskutuj z sędzią.

- Wiem trenerze. Ale ja go nie zahaczyłem. O drugą swoją nogę się potknął.

- Ok. Ja widziałem. Sędzia widzi swoje. Nie miał racji akurat w tym przypadku. Oni będą chcieli koniecznie wygrać, odsłonią się. A to nasza szansa. Szybko podajemy po skrzydłach i do przodu. Wyjdą, nie zdążą wrócić i kolejne gole dla nas. Jedziemy!

 

 

Koniec meczu dla nas był szczęśliwy. Dla kibiców tym bardziej. Wykorzystaliśmy szansę i pokonaliśmy mistrzów z ostatniego sezonu. Nie było to spotkanie łatwe ale 3 punkty poszły do nas.

Glentoran 3-1 Linfield

 

Po przerwie to my pierwsi straciliśmy gola. Straciliśmy też jednego zawodnika- mnie. Dostałem drugą żółtą a w konsekwencji czerwoną kartkę za faul w polu karnym. Sędzia wskazał oczywiście na 11 metr. Gracz Linfield niestety wykorzystał rzut karny.

Od trenera dostałem trochę zjebkę za tą interwencję i stratę bramki.

Było to mnie ważne gdyż i tak wygraliśmy z naszym wrogiem.

Tym razem się udało.

Odnośnik do komentarza

03.10.2000, Larne, The Woods Road, godz.15:16.

 

- Hej mamo. Już jestem. Odwołali zajęcia.

- Hej. Głodny?

- Nie, dzięki. Byłem z Kat na kawie.

- Kawie? Przecież ty nie pijasz kawy.

- Racja. Nie powiedziałem, że ja piłem, hehe. Do McDonalda poszliśmy bo blisko.

- Jak szkoła?

- Spoko. Może być. Denerwuje mnie duża ilość osób. Wszyscy łażą jak jakieś pokraki. Wloką się jak siemasz.

- Nie przesadzaj. Zawsze coś ci się musi nie podobać?

- Nie. Ale wkurzają mnie ludzie co tak łażą.

- Dziadek dzwonił.

- Co tam u nich?

- Nic takiego. Pytał o ciebie. Co w końcu zacząłeś się uczyć. Powiedziałem, że psychologię.

- Ale to nie prawda. To jest Komunikatywna Inżynieria Psychologii Sportu. Trudne i długie, hehe.

- Zapisz mi, bo i tak zapomnę. Nie będziesz grał teraz w sobotę?

- Nie, mam dwa spotkania kary. Za czerwoną kartkę i kłótnie z sędzią.

- To po co się tak napinasz?

- E tam. Nie napinam tylko nienawidzę jak ktoś mi nie prawdę wmawia. a w sobotę tak było. Nie ja go ściąłem. Sam się wywalił. Za to już 11 gramy w pucharze z jakimiś leszczami więc na bank zagram. Będziesz?

- A o której jest mecz?

- Oj, tym razem jakoś wcześniej. Chyba 16 albo 16:15.

- To raczej nie dam rady. Będę się starać.

- Ok.

Odnośnik do komentarza

24.11.2000, Belfast, Parkgate Drive, godz.17:28.

 

- Siadajcie sobie wygodnie. Jak wiecie, jutro gramy ostatni mecz w rundzie jesiennej i w tym roku. Mecz wyjazdowy. Cliftonville ogramy. Zagrajcie tak jak z Linfield to wklepiecie im kilka bramek. Jesteśmy na pierwszym miejscu w tabeli i niech tak zostanie.

Glenovan i Linfield mają po 3 punkty mniej od nas. Utrzymamy tą przewagę. Spokojnie.

Jutro zagramy tym systemem z jednym napastnikiem. Zauważyłem iż dobrze to ogarniacie i przynosi toto skutki.

Corey- będziesz grał na szpicy. Łatwo ich pokonamy długimi, szybkimi podaniami do przodu.

Jakieś pytanie? … Nie? To dobrze. Dziękuję za uwagę i do jutra.

 

 

W sobotę 25 listopada wybraliśmy się do Cliftonville Road . Atakowaliśmy od samego początku. Przeciwnik nie miał praktycznie żadnej koncepcji na oddalenie piłki z własnej połowy. Nie mówiąc już o oddaniu strzału na naszą bramkę. Cisnęliśmy ich, że aż miło.

Tym razem już grałem. Od pierwszej do ostatniej minuty.

Pierwszą połowę zakończyliśmy z dorobkiem (można powiedzieć tylko) dwóch bramek. Po przerwie nic za bardzo się nie zmieniło. Trener nakazał nam, a raczej napastnikom tym dwóm przesunąć się bardziej do przodu. Dzięki temu dołożyliśmy jeszcze 3 bramki.

Mi udało się zaliczyć asystę przy golu Eamonna Murray`a.

Cliftonville 0-5 Glentoran

Odnośnik do komentarza

28.12.2000, Larne, The Woods Road, godz.18:03.

 

- Tato, kto dzwonił?

- Czemu pytasz?

- Bo żeś strasznie długo gadał.

- Aha, hehe. Ten no… Jak się on nazywa?... hmmm…. Nie pamiętam. Ten prezes Stranraer FC.

- Co chciał?

- Mówił iż wszystko załatwione, teren uporządkowany i na wiosnę, gdzieś na przełomie lutego i marca ruszają z kładzeniem murawy i trybuny na boiskach treningowych. Ludzie coś tam pomagają z tym budynkiem na szkółkę dla młodzików.

- Spoko, fajnie.

- Chcesz się wybrać ze mną po nowym roku jakoś?

- Ok., mogę jechać. Byłem wczoraj u Kat ale jakoś o tym wszystkim zapomniałem.

- Kiedy masz jakieś egzaminy?

- W połowie lutego. Jedne zajęcia już zaliczyłem.

- Tak? Czemu?

- Napisałem pracę o jakimś tam współdziałaniu w drużynie czy jakoś tak. Nie pamiętam. Dostałem A. Nic w tym trudnego? Na podstawie naszej drużyny napisałem. Aż dostałem pochwały, że dobra analiza, hehe.

- Może tak było?!

- Ta, jasne. Opisałem nas i zachowania.

- Aha. No to dobrze. Oby tak dalej.

Odnośnik do komentarza

12.01.2001, Larne, The Woods, Road, godz.12:15.

 

- Halo?

- Hi Maciek, Eam mówi.

- Czołem, co jest?

- Słyszałeś? Czytałeś dziś gazetę?

- Nie. A co się stało?

- Piszą iż Glentoran FC negocjuje kontrakty dwóch graczy. Jeden z Gregor`em a drugi z James`em.

- Kim? Co za jedni?

- Gregor to prawy obrońca z Carrick a ten James to napadzior z Shamrock Rovers.

- O, to ładnie. Mają kasę?

- Nie wiem, jest napisane tu, że przychodzą za free.

- Aha. Wzmocnienia są to powalczymy o mistrza bo Linfield ostro ciśnie.

- Niekoniecznie fajnie.

- Jak to?

- Nie zauważyłeś, że przyszli na nasze pozycje?

- No i? To nie znaczy, że my nie będziemy grać. Jesteśmy zgrani, parę spotkań już zagraliśmy. Nie jesteśmy już juniorkami. Będzie dobrze.

- Zobaczymy. Nie chcę grać z powrotem w rezerwach.

- Eam, spokojnie, wyluzuj. Ja też nie chcę. Coś jeszcze chciałeś?

- Nie, tylko tyle.

- Ok., zobaczymy się później na treningu.

- Jasne. Na razie.

- Cześć.

Odnośnik do komentarza

12.01.2001, Belfast, Parkgate Drive, szatnia, godz.16:23.

 

- Witam. Jak już zapewne cześć z was wie, wzmacniamy się. Na dniach dołączy do naszej drużyny dwóch graczy. To co piszą w gazetach to prawda. Pozyskaliśmy ich za darmo. Na pozycje, na których nie mamy bogactwa.

Wierzę w ich umiejętności. Dobrze się powinni wpasować do naszego stylu. Swoim doświadczeniem wspomogą nas. Od razu powiem iż ja byłem i jestem gorącym zwolennikiem tych transferów.

Jakieś pytania? Nie? To super, zapraszam na rozruch w takim razie.

Odnośnik do komentarza

26.01.2001, Larne, The Woods Road, godz.18:49.

 

- Myłeś ręce?

- Tak mamo.

- Coś taki nie w sosie?

- Takie tam.

- Jak zjesz to może ci się humor poprawi, hehe.

- Chyba nie bardzo mamo.

- Jak nie chcesz to nie mów.

- Czołem Maciek.

- Cześć tato.

- A tobie co? Zmarnowany po treningu?

- No. Dużo biegania dziś było. A poza tym nie chce mnie trener już w drużynie.

- Jak to? Co się stało? Pobiłeś kogoś?

- Ahaha, bardzo śmieszne.

- Nie no, nie żartuję. Poważnie pytam.

- Nie tam! Trener chce posadzić na ławie albo wypożyczyć. A mi się jakoś tak nie widzi odchodzić.

- A wiesz chociaż gdzie mieliby cię wypożyczyć?

- Ta, ponoć się Larne FC zgłosiło. Bym się jeszcze bardziej ograł i tak dalej.

- To źle? Byś miał blisko. Rzut kamieniem przecież to jest od nas.

- Tato, wiem gdzie jest stadion.

- To czemu nie? Lepiej na ławie siedzieć?

- Nie lepiej ale z drużyny, która co roku walczy o mistrza iść do teamu z 3 ligi? Nie bardzo mi się to widzi.

- Trener cię wypożyczy i tyle. Nie będzie pytał o zdanie.

- Trudno. To wtedy pokażę mu iż popełnił błąd i będę najlepszy, hehe.

- Jak zwykle pewny siebie jesteś.

- Dokładnie.

Odnośnik do komentarza

27.01.2001, Belfast, Parkgate Drive, boisko treningowe, godz.11:33.

 

- van Makk do mnie chodź.

- Tak trenerze?

- Siadaj. Chciałem ze trzy słowa z tobą zamienić.

- Ok., słucham.

- Powiem wprost. Chcemy cię wypożyczyć do ogrania.

- Tak słyszałem o tym.

- A więc chciałbyś?

- Nie mam chyba większego wyboru, nie?!

- Nie chodzi o to synu. Nie będę ukrywał iż w tej chwili byłbyś trzecim obrońcą w kolejności. Myślę, że ogranie dużo by ci dało. To tylko pół sezonu.

- Zdaje się iż Larne się zgłosiło, tak?

- Tak. Pokażesz im jak się gra w piłkę. Jak będziesz dalej tak pracował i grał to u mnie w kolejnym roku masz pewną pierwszą jedenastkę. Pasuje?

- Raczej tak. Wolę grać niż tu siedzieć na ławie.

- No to dobrze. Wiem też, że jesteś gotowy do gry na skrzydle ale będę zmieniał koncepcję gry.

- Rozumiem. Cóż, trudno. Jakoś sobie poradzę i postaram się nie zawieść.

- Ja to wiem. Dasz radę i pokażesz co potrafisz.

- Ok.

- Świetnie. Życzę powodzenia. Jak coś to drzwi są zawsze otwarte dla ciebie.

- Dzięki trenerze. A kiedy mam się zjawić w Larne?

- Od 1 lutego zdaje się. Później ci dokładnie powiem.

- Dobrze.

Odnośnik do komentarza

15.02.2001, Larne, The Woods Road, godz.18:20.

 

- Już po egzaminie Maciuś?

- Tak. Wreszcie. Jestem zmęczony jak cholera. Półtorej godziny musieliśmy czekać na wyniki.

- I jak?

- Do przodu. Dwa razy A dostałem.

- Super, gratuluje.

- Dzięki mamo.

- Kiedy masz debiut w nowej drużynie?

- Bo ja wiem. Gramy 25 lutego u siebie. Ale nie wiem czy będę grał.

- Zapewne. W tej drużynie będziesz gwiazdą, hehe.

- Może i tak. Na treningach cały czas dobrze idzie i wygląda iż trener będzie stawiał na mnie.

- Fajnie. Przyjdziemy zobaczyć jak grasz.

- Dobrze.

 

 

Dnia 24 lutego 2001 roku zadebiutowałem w zespole (wtedy) trzecioligowym Larne FC.

Zostałem wprowadzony na boisko na drugie 45 minut. Przez spikera zostałem przedstawiony jako „wychowanek mistrzów- Glentoran FC. Osoba, która pomoże w awansie do wyższej klasy rozgrywkowej, osoba stąd- z Larne”. Na widowni zasiadło około 1000 kibiców. Obejrzeli raczej mocno średnio ciekawe widowisko. Bez większych problemów pokonaliśmy Moyola Park. Nie był to bardzo wymagający przeciwnik.

Udało mi się zaliczyć asystę w tym meczu.

Larne FC 4-0 Moyola Park.

 

Od tego czasu występowałem w podstawowym składzie teamu z mojego miasta. W pewnych meczach zdarzało się iż trener wystawiał mnie na pozycji defensywnego pomocnika z powodu licznych kontuzji, które nawiedziły moją nową drużynę na początku marca. Wypadło 5 zawodników. Prawdziwy kataklizm- dwóch pozrywało mięśnie na treningu, jeden miał wypadek samochodowy, kolejny złamał rękę i jeszcze jeden stracił palce w ręku pod czas pracy w stolarni.

Masakryczny miesiąc się zapowiadał.

Odnośnik do komentarza

21.04.2001, Larne The Woods Road, godz.09:13.

 

- Maciek!

- Co tato?

- Jedziesz ze mną?

- Gdzie?

- No ten prezes ze Stranraer mnie napastuje.

- Ano tak. Spoko mogę się wybrać z tobą. Z Kat się nie widziałem już z tydzień bo była zaganiana to chętnie. Ale jadę swoim.

- Dobrze. Ja potem pojadę do klubu bo Ray coś chciał. Jakiś pomysł ma.

- Aha. Ja i tak musze przed 17 wrócić bo mama chciała żebym ją na zakupy zawiózł.

- Mówiła, coś jej w silniku w Morisie szwankuje.

- Dokładnie. Coś już tam zbudowali czy plac budowy?

- A bo ja wiem?! Dzwoni do mnie już drugi tydzień i zaprasza. W końcu trzeba podjechać.

- Ano.

- No to chodź.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...