Skocz do zawartości

Sześciu


Guli

Rekomendowane odpowiedzi

Uwaga: Opowiadanie zawierać będzie treści powszechnie uznawane za niecenzuralne. Czytasz na własną odpowiedzialność. Odcinki będą pojawiały się z różną regularnością.

 

 

…Wyrok brzmiał jak… wyrok. 5 lat pozbawienia wolności. „Zarządzam niezwłoczne wykonanie kary” – głos sędziego brzmiał mi w uszach. Zawalił się cały mój świat. Byłem młody, miałem zaledwie 18 lat i teraz 5 lat musiałem psuć gry. A szczerze to nie psułem gier, czyli nie grypsowałem. Ten język przenika przez ciebie sam…najgorzej, że człowiek do tego bardzo się przyzwyczaja. Zostałem gitem. Nigdy nie byłem frajerem.

 

Życie w pierdlu było… ciekawe. Tutaj wszyscy byli niewinni, jednak każdy z osadzonych miał bogatą przeszłość. Przywykłem do swojej 6-osobowej celi, na początku kiedy myślałem, że nie jest to miejsce dla mnie chciałem bachnąć się na linę, jednak potem mi przeszło.

Każdy dzień był podobny. Zarzucanie, spacerniak, pakernia, czasem patrzonko. Nie mogłem się doczekać, kiedy trafię na swój prawdziwy kwadrat. Normalka – każdy z nas chciał wyjść z kicia, kilku zresztą wyszło za dobre sprawowanie.

 

Ale nie ja. Nie szanowałem klawiszy, często zaklejałem kukiel gumą do żucia, co było niezgodne z regulaminem. Biłem się z innymi osadzonymi. Coś komuś nie pasowało? Stawaliśmy do walki na pięści. Przeważnie wygrywałem te solówki…choć czasem oberwałem w kichawę. Ot, sytuacja podobna jak na awanturach, ustawkach. Życie. Po awanturze zdarzało się trafić do izy, gdzie miałem sporo czasu na regenerację sił, bo ten przez kogo trafiłem do samotni będzie jeszcze miał srogi wpierdol.

 

Najgorszy był pierwszy miesiąc, ale kolesie z zewnątrz wysłali mi rakietę, dzięki jej zawartości życie stało się łatwiejsze. Po roku spędzonym w pierdlu zrobiłem sobie rachunek sumienia. Za co tak naprawdę siedziałem? Byłem bandziorem. Ludzie czuli do mnie respekt, albo bali się. Ale niech mnie nienawidzą, byle się mnie bali. Łysy łeb, tatuaż Śląska Wrocław na klacie, bronienie swoich zasad – tak krótko można było mnie scharakteryzować.

 

Któregoś dnia na spacerniaku coś nie podpasowało kibicowi innej, wrogiej drużyny. Zaczęliśmy się lać po mordach. Przykukał to klawisz i znowu trafiłem do izy. k***a mać…to była masakra. Świeżo malowane ściany, do tego kojo było jakieś mało wygodne. I znowu sam, w tych czterech ścianach. Woda i smutniak, to była szama…po wyjściu na śniadanie dostałem giętą. Smakowała przezajebiście.

 

Czas leciał, a ja żyłem w pierdlu. Kolesie przychodzili na widzenia, dowiadywałem się jak tam mój ukochany Śląsk, czekałem na ten dzień, w którym wreszcie opuszczę więzienie. I stało się…

 

Wreszcie za miesiąc mogłem się wyklepać. Czekałem na to z utęsknieniem. Żadnej przepustki przez 5 lat, zresztą nawet nie chciałem wychodzić, bo jeszcze nie wróciłbym na kontynuowanie kary. Wyszedłem z trzema bliznami na ręce. Stałem z moim plecakiem na zewnątrz zakładu karnego zastanawiając się co będzie dalej…

Odnośnik do komentarza

k***a! Wiedziałem, że to zbyt piękne, żeby było prawdziwe. To był j***ny sen. Śniło mi się, że wyszedłem, ale nie, bo po co? Lepiej siedzieć dalej. Usiadłem na brzegu koja. Kolesie spod celi jeszcze kimali. Wreszcie się obudzili. - Sześciu! – odparłem tradycyjnie na porannym sprawdzaniu cel.

 

Garowałem wraz z pięcioma innymi kolesiami. Kosior – gość koło 40-tki, widać, że nie był tu pierwszy raz, ogromnie doświadczony, bardzo szanowany na spacerniaku, czy na stołówce.

Dawid – spokojny, małomówny, inteligencik. Siedział za…morderstwo. Zabił gwałciciela swojej żony, po czym sam zgłosił się na psiarnię.

Albert – cwaniaczek, drobny złodziejaszek. Mniej więcej w moim wieku. Siwy – lokalny mafioso, wpadł za dilerkę. Roman – starszy gość, przeniesiony z frajerni, sprawiał tam problemy. Siedzi za niepłacenie alimentów.

 

Na początku miałem ksywę „Świeżak” – jak każdy młody. Musiałem odczekać swoje, poza tym byłem w odstawce. Poranna gajówka, odbieranie szamy, czyszczenie platerów – to były moje zadania. Na bajerę podklepywałem do Kosiora, to on nauczył mnie grypsery. Dopiero siedząc dowiedziałem się, skąd tak wiele słów przenika do języka kibicowskiego.

 

- Za co? – to pierwsze słowa Kosiora, który zmierzył mnie wzrokiem, gdy tylko pojawiłem się za drzwiami celi.

- Za napad – odparłem.

- Dycha. Skąd jesteś?

- Z Psiego Pola.

- Nikogo nie sprzedałeś?

- Nie.

- Za dawanie na psy od razu ch** w dupę. Jako świeżak będziesz na odstawce. Roman ci powie co i jak. Na bajerę masz podklepywać do mnie. Przez pierwszy tydzień chodzisz na wszystkie spacery. Zobaczymy, czy nikt ci nie będzie jechał po rajtach. To kojo jest twoje.

 

Położyłem mandżur na górnym koju, za chwilę wstał Siwy. Cholernie przypakowany gość, źle mu z oczu patrzyło.

 

- To co Świeżak, sparing wieczorem? Ponapierdalamy się troszkę, co? – widać było, że chce mnie sprawdzić, zwłaszcza psychicznie. Nic nie odpowiedziałem. Aż do kolacji Siwy przypominał o sparingu. Po wieczornej kontroli celi zaczęło się.

 

- Dawaj Świeżak na parkiet – mój przeciwnik zdjął koszulę. Zrobiłem to samo, nie odzywając się słowem. Wtedy jeszcze byłem zagubiony, nie do końca pewny siebie, nowe otoczenie mnie przerażało.

 

Garda, strzał. I…śmiech wszystkich w celi. Siwy zamarkował uderzenie.

 

- Świrowałem, chcieliśmy sprawdzić czy nie jesteś wydyganiec – dostałem przyjacielskiego mięśniaczka.

– Aj ubieraj się dzieciaku – odezwał się Kosior – od jutra podklepujesz do mnie na bajerę.

 

Czas leciał powoli, z każdym dniem coraz bardziej przekonywałem do siebie współtowarzyszy niedoli. Czekałem na wagę, najgorsze, że nie wiadomo, kiedy ona miała nastąpić. Cóż, sądy apelacyjne działały bardzo powoli.

Odnośnik do komentarza

Ano Symetria. Bardzo mi się ten film podobał :)

Otworzyły się drzwi celi.

 

- Janik, wychodzisz – te słowa oddziałowego wprawiły mnie w zajebisty nastrój.

- Naprawdę?

- A co czekasz na zaproszenie? Pakuj mandżur. Masz 3 minuty.

 

k***a! Nareszcie. Spakowanie się zajęło mi dosłownie kilkadziesiąt. Stałem już przy drzwiach, które wreszcie się otworzyły.

 

- Spakowany?

- Tak!

- No to rozpakuj grzecznie mandżur.

- Ze jak?!

- Żartowałem! – zostajesz. Co, źle ci tu u nas?

 

j***ny skurwysyn. Jaja sobie robił. Albert, który miał kojo najbliżej drzwi miał ze mnie niezłą polewkę do końca dnia. Trudno, pogodziłem się z tym, że będę siedział tu przez najbliższe 5 lat.

Wreszcie dostałem info, że mam wagę. Za 2 tygodnie są zdecyduje o moim być albo nie być.

 

W końcu stało się. Zostałem uniewinniony! Wszystko pięknie, tylko co ja mam teraz ze sobą zrobić? W kraju jestem spalony, a za granicą nie mam znajomych, którzy załatwią mi pracę.

 

- Skontaktuj się z moim kuzynem – siedzi w Anglii, jest ochroniarzem – powiedział mi na odchodne Kosior – tu masz namiary.

- Dzięki stary… za wszystko.

- Nie dziękuj, tylko lamusy dziękują. Wyślij czasem rakietę.

- Jasne, masz to jak w banku.

 

2 tygodnie później stałem już na dworcu autobusowym w Londynie z plecakiem na plecach. Zaczynałem nowe życie.

Odnośnik do komentarza

Udałem się pod wskazany przez Kosiora adres. Była to willa. Tabliczka na drzwiach głosiła, że mieszka tu Jan Kowalski. Zadzwoniłem i czekałem. Rozległo się wściekłe ujadanie mordercy. Jak ja nie cierpię psów.

 

Drzwi otworzyły się powoli. Stała w nich przepiękna blondynka.

 

- Hi, I’m looking for Jan Kowalski

- Chwileczkę – odezwała się dziewczyna.

- Świetnie mówi pani po polsku.

- Bo jestem Polką – odparła.

- Reeeemek!

- Idę, moment.

 

W drzwiach pojawił się chudy gość, niewielkiego wzrostu.

 

- O co cho… Guli! No nie wierzę! Kopę lat…

- Kogo jak kogo, ale Ciebie tutaj się nie spodziewałem. Siemasz bracie!

- Wskakuj do środka, bo zaraz będzie padać. Aśka! Zrób herbatę.

 

Usiadłem w salonie. Cholerny zbieg okoliczności sprawił, że w Londynie spotkałem kibica Śląska, który od kilku lat już siedzi na obczyźnie.

 

- Co tu porabiasz?

- Jak wiesz, uciekałem przed wojskiem, no i żyję sobie. Na co dzień byłem w Walii, jednak teraz od pół roku tutaj w Lądku. A ty jak mnie znalazłeś?

- Kosior dał mi namiar – odparłem.

- Ziomek, co ty robiłeś w pierdlu – mina Remka mówiła wiele.

- Niewinność. Wrobili mnie w napad na jakąś kobietę. Długa historia.

- Mam czas, nawijaj.

- No więc... to był piątek. Tak, pamiętam, lało jak z cebra. Wracałem z kina, zawsze chodzę sam do kina. Podjechały psy, skuli mnie i na komisariat. Z tym pierdolonym wąsem nie było co gadać. Trafiłem do pierdla.

- No co ty? Za niewinność?

- No a za co? Przecież ja muchy nie tknąłbym, no chyba, że w samoobronie. Tak czy inaczej garowałem prawie… 5 lat. Ale czasu zleciało.

- No i co dalej?

- Nic, uniewinniono mnie, Kosior dał mi namiar na swojego kuzyna, ale że to ty. No szok…

- Dobra – podejrzewam, że w kraju jesteś spalony i szukasz pracy? – pytanie Remka było retoryczne.

- Zgadłeś…

- Pogadam u siebie. Jestem ochroniarzem, masz gdzie kimać?

- Niezupełnie, spokojnie znajdę coś.

- Daj spokój, Aśka zrobi Ci wyrko w pokoju obok. Ja tymczasem lecę, popytam czy coś się znajdzie.

 

Poszedłem się wykąpać, po czym udałem się do swojego nowego pokoju. Był mały, ale posiadał wygodne łóżko i przede wszystkim telewizor. Obudziłem się rano.

Odnośnik do komentarza

Wstałem i po cichu wyszedłem z pokoju, udałem się do kuchni. Parkiet skrzypiał pod moimi stopami. Dziwnie tak… tyle przestrzeni, tak dużo przestrzeni, tak wiele przestrzeni. W celi było zupełnie inaczej.

W kuchni krzątała się już narzeczona Remka. Zrobiła mi kanapki, usmażyła jajka. Gospodarza już/jeszcze nie było.

 

Minęły 2 godziny. Drzwi wejściowe otworzyły się, ukazał się w nich morderca. Pitbull popatrzył się „z byka” po czym podszedł niepewnie do mnie. Obwąchał nogę i radośnie zamachał ogonem. O k***a… ja żyję.

 

- Guli, słuchaj. Załatwiłem ci pracę – powiedział na wejściu Remek – jest tylko małe ale…

- No…mów wreszcie.

- Będziesz ochraniał obiekt, ale 50 km stąd. Jedzie się tam autostradą, więc całkiem szybko. Do pracy podwozić cię będzie służbowy autobus.

- Super, a co to za obiekt?

- Lotnisko Heathrow.

- O żesz ty….znaczy dzięki bardzo.

- Spoko, postawisz browara i będziemy kwita.

- Kiedy zaczynam?

- Dziś na nockę, rozchorował się jeden z pracowników. Idziesz na głęboką wodę. Dasz radę?

- Pewnie że tak.

- Ok., to posiedź sobie tu, ja idę po nocce się przekimać. Jak się obudzę to powiem ci co i jak. Aśka idzie do tyry, pograj sobie na kompie, pooglądaj www, czuj się jak u siebie.

 

Nie miałem co robić, więc wszedłem sobie na jedno forum dyskusyjne poświęcone grze Football Manager. Są tam wyjątkowi ludzie, kilku pozytywnych wariatów znam nawet osobiście. Popisałem o duszy Maryni po czym wszamałem żarcie z mikrofalówki. Obudził się Remek, który wytłumaczył mi w skrócie o co chodzi w pracy ochroniarza.

 

- Na razie pewnie będziesz tyrał na nocki, zanim przeniosą cię na dniówki musisz przyzwyczaić się do zasad. Generalnie nic nie robisz tylko siedzisz…

- Nie mów o siedzeniu, nasiedziałem się aż nadto.

- Hehe, spoko, sorry. Siedzisz na posterunku i co jakiś czas robisz obchody. Banał. Wytłumaczy ci to Czarny, to Polak, ma dziś zmianę. Autobus przyjedzie po ciebie o 18. Pojadę z wami i tak mam dziś wolne.

- Spoko, masz u mnie browara.

 

Do wieczora nie działo się nic wartego uwagi, dopóki nie przyjechał autobus. Bardzo wesoła załoga, od kilku zawodników było czuć alkohol. Dowiedziałem się, że praktycznie wszyscy pasażerowie Grają także w piłkę, w 6-lidze angielskiej. Boisko mają zaraz koło lotniska, więc będę mógł czasem z nimi pokopać.

 

Swoją droga to bardzo fajna inicjatywa. Wszyscy razem pracują, a do tego grają w nogę. Pokopię sobie też, a co.

FM 2010 v 10.2.0

DB: Średnia

Ligi: Anglia (1-6), Francja (1-3), Niemcy (1-3), Włochy (1-3), Polska (1-2), Hiszpania (1-3)

Zasady: Jedna zmiana w edytorze przed startem gry – Polska ustawiona jako kraj rozwinięty, poza tym mHC

Odnośnik do komentarza

Okazja ku temu nadarzyła się już po pierwszej nocce. Ekipa bowiem nie wracała do domów, tylko od razu udała się na trening. A co mi tam, poszedłem pokopać.

 

k***a – sapnąłem po 14-tym okrążeniu boiska. Te ćwiczenia są przejebane. Chciałeś ruchu, to masz teraz aż nadto – moje serce już prawie wysiadało. Wreszcie zaczęła się gra. Było nas akurat 22-óch zawodników, więc podzieliliśmy się na 2 drużyny. Średnia wieku jakieś 26 lat i zaczęliśmy grać. Grałem jako defensywny pomocnik, dosyć umiejętnie kreując grę w środku pola. Na szczęście nie miałem nadwagi, więc ruszałem się bardzo sprawnie.

 

Następnego dnia miałem niemiłosierne zakwasy, ale jakoś to rozbiegałem. Kolejna nocka minęła spokojnie, potem jeszcze kolejna i kolejna. Udałem się na kolejny trening. Chłopaki trenowali 2 razy w tygodniu, więc nie było tragedii. Przynajmniej mogłem sobie pobiegać za piłką. Tylko czemu ten pieprzony trenejro każe biegać 15 kółek wokół boiska?

 

Steve Cordery zrezygnował!

 

Trener Staines Town F.C – Steve Cordery z powodów osobistych zrezygnował z pracy w naszym klubie. Jak poinformował prezes Sam Savage nie podjęto jeszcze decyzji odnośnie nowego trenera.

 

Taka informacja ukazała się 1 lipca 2009 na stronie internetowej klubu. Stało się to dzień przed treningiem zespołu. Oczywiście na trening pojechałem, zwłaszcza, że wreszcie złapałem wiatr w żagle i przede wszystkim świetnie radziłem sobie kondycyjnie. Nie wiem… może wierzyłem, że załapię się do kadry ligowej? Czemu nie.

 

- Panowie, nie ma kto poprowadzić treningu - odezwał się najstarszy w drużynie zawodnik.

- Dobra, 3 kółeczka, jazda – odezwałem się jako pierwszy, po czym sam wystartowałem dając przykład kolegom.

 

Pobiegaliśmy, porozciągaliśmy się troszkę, pokopaliśmy piłkę. Na kolejnym treningu było to samo, znowu przewodniczyłem całemu towarzystwu. Po treningu podszedł do mnie jakiś starszy gość.

 

- Witaj, widzę, że jesteś tu nowy. Nazywam się Sam Savage, jestem prezesem klubu.

- Witam, no tak, kopię sobie z chłopakami, to chyba nic złego? – odparłem.

- Absolutnie nie, widzę też, że całkiem nieźle wychodzi ci prowadzenie treningów

- No tak, zawsze miałem poważanie wśród grupy, jest to związane nieco z moją przeszłością.

- Ciekawe – odpowiedział prezes – to może chciałbyś poprowadzić tę drużynę w rozgrywkach ligowych?

- Eeee… że niby ja? Ale jak, bez papierów?

- Spokojnie, będziesz miał wypłatę. Nie jesteśmy bogaci. 1500 funtów miesięcznie to chyba uczciwa cena, zwłaszcza, że trenujecie 2-3 razy w tygodniu.

- Jasne, że zgadzam się.

- No to witam w Staines Town panie…

- Aleksander. Nazywam się Aleksander.

- Panie Aleksandrze.

Odnośnik do komentarza

Po przyjściu do domu odpaliłem komputer. Dobry wujek Google powiedział mi co nieco o moim nowym miejscu pracy. Choć zespół Staines Town brał udział w rozgrywkach FA Cup już w 1879 roku, to za datę powstania drużyny przyjmuje się rok 1892. Kilka razy zmieniano nazwę, aż w 1935 ogłoszono upadłość. Jednak grupa zapaleńców futbolu reaktywowała go po II wojnie światowej, w skrócie, bo nie chciało mi się czytać historii, a mój angielski nie jest zbyt biegły. Staines Town to absolutny beniaminek Conference South. Będzie ciężko.

 

Następnego dnia spotkałem się z prezesem, w celu uzgodnienia dalszych warunków. Dostałem malutkie mieszkano zaraz przy stadionie. Super, zwłaszcza, że to klub będzie za nie płacić. Poznałem także moich współpracowników, którzy pojawili się w klubie po urlopach.

 

Grającym asystentem był Craig Maskell (41, Anglia), za przygotowanie bramkarzy odpowiadał Trent Phillips (38, Anglia). Fizjoterapią zajmował się Gareth Workman (52, Anglia), a scoutingiem James Holden (38, Anglia).

 

No cóż… delikatnie mówiąc ich umiejętności nie były powalające. Zdecydowałem się też na rozegranie oficjalnego sparingu pomiędzy pierwszą, a drugą drużyną, ma mi on pokazać, na co stać moich podopiecznych. Jakiś tam pogląd miałem, w końcu kopałem z nimi piłkę.

 

Dowiedziałem się także, z kim zagramy oficjalne sparingi przed startem rozgrywek. Naszymi rywalami będą zespoły: Carmarthen Town (D) - Walia, Hendon (W), Gillingham FC (D) Bolton Wanderers II (D), Leamington (W). Kontrakty z tymi drużynami podpisane były jeszcze przed moim przybyciem, więc nie było sensu nic zmieniać.

 

Poleciłem też klubowej sekretarce, żeby umieściła ogłoszenie o pracy. Potrzebowałem scouta i trenerów, którzy pomogą mi w pracy. W sumie to rozochociłem się, czułem się tak, jakbym już od dawien dawna pracował w tym zawodzie.

 

Po zapoznaniu się ze sztabem szkoleniowym prezes powiedział wprost, że nawet nie możemy myśleć o spadku. Marzeniem jest zajęcie miejsca w środku tabeli. Powiedziałem, że zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby tak się stało, chociaż trenowanie zespołu piłkarskiego było dla mnie zupełnie nowym doświadczeniem.

 

W dalszej części rozmów z członkami sztabu moi współpracownicy przekazali mi swoje spostrzeżenia:

 

- jesteśmy jednym z najstarszych zespołów w lidze

- nasi gracze nie grzeszą ambicją

- ale za to nieźle dryblują

- natomiast ich wzrost pozostawia wiele do życzenia

- co pozwala im na dobre rozgrywanie piłki i są niezłymi technikami

- ale to chyba po kilku piwach, gdyż kondycja to jeden wielki dramat

 

Reszta dni minęła na załatwianiu spraw papierkowych, po których wreszcie wróciłem do domu, po drodze zakupując sześciopak browara.

Odnośnik do komentarza

Przypomniała mi się cela. Wróciły wspomnienia. Teraz siedziałem sam w domu gapiąc się w telewizor. k***a… wróciły wspomnienia. Rozkleiłem się. Tu jest za dużo przestrzeni…

 

Następnego dnia pojawiłem się w klubie o 8 rano. Godzinę później uczestniczyłem w konferencji prasowej, gdzie przedstawiono mnie jako nowego trenera. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, pytania różnorodne. Jeden dziennikarzyna spytał, czy marzyłem o pracy w tym klubie. Odpowiedziałem, że nie jest to szczyt moich ambicji.

 

11 godzin później rozegraliśmy sparing z własnymi rezerwami. Akcji było jak na lekarstwo, na boisku maiła miejsce typowa podwórkowa kopanina, ale koniec końców teoretycznie pierwsza drużyna wygrała 1-0. Dlaczego teoretycznie? Bo o jej składzie zadecyduję dopiero przed startem ligi.

 

Następnego dnia, gdy siedziałem w biurze odezwał się charakterystyczny dźwięk faksu. Była to propozycja sparingu z drużyną Glenn Hoddle Academy. Przyjąłem ofertę. Im więcej gier kontrolnych, tym lepiej poznam drużynę. Musiałem jednak skupić się na meczu z Carmarthen, które... rozniosło nas 3-0 na naszym stadionie. Ale to my byliśmy lepsi. Przed nami sporo pracy.

 

Dostałem też propozycję wyjazdu na tzw. dni testów. Asystent powiedział mi, że jest to swego rodzaju jarmark, gdzie młodzi piłkarze, którym skończyły się kontrakty w swoich klubach przekonują menadżerów o swojej wartości. Musiałem odmówić, bowiem w dniu testów będziemy grali sparing z Gillingham FC.

 

3 dni później wyjechaliśmy do Hendon, tego dnia także do klubu dołączył nowy scout – Mickey Collier (37, Anglia), który z miejsca wyruszył szukać zawodników, mogących wzmocnić moją drużynę. Mecz z Hendon mógł się podobać. Wygraliśmy 3-1, a gdyby nie słaba kondycja, to mogło być o wiele lepiej.

 

Przygotowania były dość intensywne – 2 dni po meczu z Hendon zmierzyliśmy się z Gillingham FC i znacząco polegliśmy. Różnica trzech klas rozgrywkowych zrobiła swoje i gładko przegraliśmy 0-3.

 

21 lipca do klubu dołączył nowy trener, skierowany z urzędu pracy – Mark Tracy (44, Anglia), który będzie nam pomagał w treningu siłowo-mentalnym. Dzień później rozegraliśmy mecz z rezerwami Boltonu i tym razem byliśmy lepsi. Składne akcje, kilka strzałów, ale ostatecznie przegraliśmy 0-1.

 

Kolejne spotkanie to mecz z naszym klubem patronackim – Brentford FC. Różnica klas? Znaczna. 0-4 w plecy. Odbiliśmy sobie w kolejnym sparingu z Leamington, które pokonaliśmy 2-0 na wyjeździe. Czekał nas jeszcze ostatni sparing z Glenn Hoddle Academy, który zremisowaliśmy bezbramkowo. Nasza gra mogła jednak się podobać, stworzyli,y sporo sytuacji, jednak bramkarz rywali miał dużo szczęścia i zachował czyste konto.

 

Czekał mnie teraz pracowity tydzień. Musiałem przeanalizować sparingi i zdecydować, kto zostanie w drużynie, a kto wyleci do rezerw.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...