Skocz do zawartości

Gůrny Ślůnsk


Icon

Rekomendowane odpowiedzi

Politycy z Warszawy przyjeżdżają co roku na Barbórkę, jakby się chcieli upewnić, czy ten cholerny Śląsk jeszcze stoi. Stoi? No to mamy z głowy, przyjedziemy znowu za rok. Tylko po co? Ani w tym roku, ani w latach poprzednich po takich wizytach nie zdarzyło się nic niespodziewanego.

 

Barbórkowe przyjeżdżanie dzieli się dziś na niesłuszne - to z czasów PRL-u, które można obśmiewać do woli z powodu celebry, orderów, gestów i przemówień, jakie towarzyszyły wizytom partyjnych sekretarzy. Przyjeżdżanie słuszne zaczęło się wraz z upadkiem komuny. Każdy przyjeżdżający był żywym dowodem, że ze Śląskiem trzeba się liczyć. Nikomu nie przeszkadzało, że celebra ta sama, że gesty i słowa o węglu, narodowym skarbie są jak z tej samej, co za Gierka matrycy. Z listy przyjeżdżających VIP-ów wróżono jak z fusów, kto bardziej liczy się w warszawskim układzie władzy. A jak ktoś ważny nie dojechał, to był od razu policzek wymierzony śląskiemu społeczeństwu. Rozdzieraliśmy szaty, że nas lekceważą i nie kochają.

 

Po tegorocznej Barbórce powinniśmy być ukontentowani, bo przyjechali: do Szczygłowic i pod Wujek wicepremier Waldemar Pawlak, zaś do Rudy Śląskiej-Halemby Jarosław Kaczyński, lider największej opozycyjnej partii. Miał być też premier Donald Tusk, ale z powodów rodzinnych w ostatniej chwili musiał zrezygnować.

 

 

Skoro przyjechali to ktoś powie, że nas jeszcze szanują, ale skoro już odjechali, to chciałbym, żeby ktoś mi na kilka pytań odpowiedział.

 

Czy dzięki temu, że raz, drugi, trzeci byli u nas, rubasznie się zaśmiali, pościskali, a nawet kufel piwa wypili, coś się u nas poprawiło?

 

Jakie to nieszczęścia na nas spadły, gdy czasami nie dojechali? Gdy się wykpili brakiem czasu, czy od razu był to dowód braku szacunku?

 

Czy gdyby Kaczyński wczoraj nie stwierdził, że górnicy w Polsce są potrzebni, a ich praca ma sens, to by znaczyło, że jest inaczej?

 

A kto będzie rozliczać wicepremiera Pawlaka z jego czwartkowych deklaracji, że trzeba szukać nowych technologii przetwarzania węgla i rozpocząć jego zgazowanie? Ile razy już słowa o tym szukaniu padały na barbórkach? Co z nich wynikło?

 

Czy - z całym szacunkiem dla górników - nie jest obraźliwe dla Śląska, że rządzący przypominają sobie o nas tylko z okazji Barbórki?

 

I czy ekspremier Kaczyński nie kpił sobie z ludzi, gdy chwalił się wczoraj, że jego rząd był pierwszym, który finansowo pomógł bliskim ofiar katastrofy w Halembie dwa lata temu? A jakiż to rząd miał pomagać, skoro działo się to w 2006 r.? Millera? Tuska? A może rząd innego kraju?

 

Zamiast pustych gestów i napuszonych słów (Kaczyński nie zapomniał wczoraj skrytykować rządu PO-PSL-u za brak pieniędzy na budowę nowych ścian wydobywczych, chociaż za jego czasów było tak samo), wolałbym, żeby politycy przestali traktować Śląsk protekcjonalnie. Na ich pochwałach mi nie zależy, górnicy sami znają wartość swojej pracy. Wielu pewnie zamiast jakichś ogólników o szacunku chętnie by się dowiedziało, czy swojego syna też mają szykować na górnika. Czy też może gonić go do nauki i na studia? Tylko jakie, żeby znalazł pracę? No i - skoro z górnictwem jest tak dobrze, jak się opowiada ludziom przy Barbórkach, to dlaczego raz po raz górnicy muszą walczyć o swoje z kilofami przed Sejmem?

 

Dopóki nikt na te pytania nie odpowie, lepiej niech ze stolicy nie przyjeżdża. Górnicy sami potrafią świętować Barbórkę. I nie lubią, jak ich ktoś w... robi.

Wklejam ten krótki acz interesujący art z dzisiejszego Katowickiego dodatku do Wyborczej.

 

Pogrubiłem to co moim zdaniem jest najważniejsze. Nadal nie ma jasno określonej polityki węglowej na przyszłość. Wiadomo, że do 2013 roku na węglu będziemy zarabiać ale co potem? Co z nowymi pokładami? Co z planem na kolejne lata? Co z szacunkami czy to koszty wydobycia nie będą wyższe od ceny węgla? Gdyby była jasna polityka, znana żywotność kopalń to szłoby inaczej planować przyszłość. A tak to nie wiadomo czy za 10-20 lat zawód górnika będzie poszukiwanym...

Odnośnik do komentarza
  • 3 tygodnie później...
Przez najbliższe pół roku w katowickim Spodku imprez nie będzie. Na dobre rozkręca się jego remont. Po jego zakończeniu najlepsza i największa w Polsce hala widowiskowo-sportowa ma być jeszcze lepsza i jeszcze większa.

 

Generalny remont Spodka zaczął się już kilka miesięcy temu, ale dopiero teraz doszedł do takiego etapu, że nie da się go już dłużej godzić z organizacją imprez. Spodek ma już prawie 40 lat, ale nigdy nie przechodził tak poważnego remontu.

 

Prace podzielono na dwa etapy. Pierwszy potrwa do końca czerwca i będzie kosztować 54 mln zł. Wydatki pokryją magistrat i MOSiR.

 

Pierwszy etap obejmie prace, które najbardziej cieszą urzędników. Spodek będzie po nich nowocześniejszy, bezpieczniejszy, tańszy w utrzymaniu i łatwiejszy w obsłudze. - Teraz sen z oczu spędza nam problem sektorów rozstawianych na płycie. Trzeba to robić ręcznie, po remoncie rzędy będą się automatycznie wysuwać spod głównej trybuny. Będzie można szybciej dokonywać zmian w tej przestrzeni, a co za tym idzie - będziemy mogli przyjąć więcej imprez - mówi Stanisław Wąsala, dyrektor MOSiR-u, który zarządza Spodkiem

 

Zamontowano już klimatyzację, kończą się prace związane ze wzmocnieniem konstrukcji. To ostatnie to raczej dmuchanie na zimne, Spodek trzyma się nieźle.

 

Do czerwca hala ma się też... powiększyć. Na EuroBasket we wrześniu 2009 roku musi mieć ponad 11 tys. miejsc. Teraz na imprezę sportową może wejść tylko 8,5 tys. osób. - Dodatkowe miejsca powstaną między innymi tam, gdzie do tej pory były stanowiska komentatorskie. Dziennikarze i tak nigdy ich nie używali, woleli siedzieć na widowni - mówi Wąsala.

 

Ładniej też będzie. Spodek ma mieć oświetlenie, jakim pochwalić się może tylko kilka hal na świecie. - Wszystko sterowane komputerowo, przystosowane do wymogów telewizji HD i dające możliwości dokonywania bardzo płynnych zmian - wyjaśnia Adam Kochański, naczelnik wydziału inwestycji katowickiego magistratu.

 

Remont będzie widać z zewnątrz. Spodek zyska nowe okna i drzwi. Znikną tablice z zapowiedziami imprez. Zastąpi je telebim. - Będziemy też mogli dzięki niemu przekazywać obraz tego, co się akurat dzieje w środku, jeśli oczywiście organizator wyda zgodę - mówi Wąsala.

 

Bardziej widoczny będzie drugi etap prac, których koszt szacuje się na 40 mln zł. W planach jest położenie nowych dachów, zmiana wyglądu zdobionych otoczakami tarasów, połączenie Spodka z projektowanym centrum kongresowym i zmiana jego elewacji. Socjalistyczni budowniczy ozdobili ją płytkami zawierającymi azbest. A wszystko to ma się rozpocząć w 2010 roku.

 

Jak dokładnie będzie wyglądał Spodek po tej operacji, jeszcze nie wiadomo. - Założenie jest takie, że Spodek ma wyglądać jak Spodek. Zamierzamy uszanować jego wyjątkową architekturę - zapowiada Kochański.

 

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice

Bardzo mądra decyzja. Spodek ma się co prawda świetnie ale musi być ulepszany by cały czas być najlepszą i najbardziej funkcjonalną halą widowiskową w Polsce i jedną z najlepszych w Europie. Dobrze, że przynajmniej tutaj nie ma standardowego polskiego myślenia, że jeżeli jeszcze się wali to remontować nie trzeba.

 

Zaskoczyły mnie natomiast władze Gliwic, które chcą u siebie skopiować Spodek :-k Ma się nazywać "Podium", powstanie w 2012 roku i będzie większe od katowickiego Spodka. Koszt budowy to bagatela 340 mln zł! Pojemność widowni to maksymalnie 14426 osób (na zawodach lekkoatletycznych 10642). Koncerty będzie mogło obejrzeć w hali 15050 osób. Będzie 30 miejsc dla niepełnosprawnych. Wymiary boiska: 95 na 55 m. Będą mogły być rozgrywane zawody lekkoatletyczne oraz gry halowe rangi mistrzostw świata. Istnieje możliwość zainstalowania 50-metrowego basenu oraz lodowiska. W hali także sala treningowa (52 na 40 m), ściana wspinaczkowa oraz centrum fitness. Zaplanowano dwie restauracje po 200 miejsc i dziesięć punktów typu fast food. W sąsiedztwie hali ma powstać hotel na 4 lub 5 gwiazdek. Już teraz miasto ubiega się o organizację meczów mistrzostw świata w siatkówce mężczyzn w 2014.

 

A cudo ma wyglądać tak > http://bi.gazeta.pl/im/5/6086/z6086165X.jpg

Odnośnik do komentarza

Dobrze by było gdyby była jakaś siatkarska drużyna, która mogłaby tam grać ale w Spodku żaden klub nie gra co w niczemu nie przeszkadza obiektowi być najlepszym i przyjmować największe gwiazdy. To z założenia nie ma być typowa hala sportowa ale wielofunkcyjna.

Odnośnik do komentarza
  • 3 tygodnie później...
Czy jest w Katowicach miejsce gdzie można spędzić ok 4 godziny popołudniowego oczekiwania na pociąg? Jakieś centrum handlowe z kinem, restauracją, empikiem itp? Bo z tego co kojarzę to ani dworzec ani okolice nie oferują nic takiego.

Tak, Silesia City Center. Z rynku tramwaje nr. 6 i 19 (?), spod dworca tramwaj numer 11, autobus nr 662. Trochę daleko od centrum, ale tam jest wszystko. W samym centrum, jakieś 10 minut spacerem, jest Punkt 44 (kino, kręgielnia, kawiarnie), ale nie ma tam księgarni. Te znajdują się niedaleko dworca - Matras na Stawowej, Empik na Piotra Skargi.

Odnośnik do komentarza
Czy jest w Katowicach miejsce gdzie można spędzić ok 4 godziny popołudniowego oczekiwania na pociąg? Jakieś centrum handlowe z kinem, restauracją, empikiem itp? Bo z tego co kojarzę to ani dworzec ani okolice nie oferują nic takiego.

Tak, Silesia City Center. Z rynku tramwaje nr. 6 i 19 (?), spod dworca tramwaj numer 11, autobus nr 662. Trochę daleko od centrum, ale tam jest wszystko. W samym centrum, jakieś 10 minut spacerem, jest Punkt 44 (kino, kręgielnia, kawiarnie), ale nie ma tam księgarni. Te znajdują się niedaleko dworca - Matras na Stawowej, Empik na Piotra Skargi.

Pff, besęsu jechac do SCC, 3 min piechota od PKP masz Empik Megastore gdzie jest kawiarenka i mozesz sobie pokiblowac i kawke popic. Wychodzisz na plac Szewczyka, idziesz stawowa w kier. mickiewicza i juz jestes.

Odnośnik do komentarza
Czy jest w Katowicach miejsce gdzie można spędzić ok 4 godziny popołudniowego oczekiwania na pociąg? Jakieś centrum handlowe z kinem, restauracją, empikiem itp? Bo z tego co kojarzę to ani dworzec ani okolice nie oferują nic takiego.

Brat ostatnio czekał kilka godzin na pociąg w Katowicach to udał sie do McDonalds'a:) Mało orginalny sposób, ale bezpieczny.

Odnośnik do komentarza
Czy jest w Katowicach miejsce gdzie można spędzić ok 4 godziny popołudniowego oczekiwania na pociąg? Jakieś centrum handlowe z kinem, restauracją, empikiem itp? Bo z tego co kojarzę to ani dworzec ani okolice nie oferują nic takiego.

Brat ostatnio czekał kilka godzin na pociąg w Katowicach to udał sie do McDonalds'a:) Mało orginalny sposób, ale bezpieczny.

wbrew porozom na dworcu i w okolicach nie okladaja po mordzie kazdego kto sie nawinie :]

Odnośnik do komentarza
W kopalni "Rydułtowy-Anna" w Rydułtowach zginął 20-letni górnik.

Jak informuje dyspozytor Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach mężczyzna zatrudniony był przy obsłudze przenośnika taśmowego. Jego ciało znaleziono po północy.

 

Niewykluczone, że został przysypany przez urobek. Przyczyny wypadku bada specjalna komisja. Do zdarzenia doszło na poziomie tysiąca metrów.

 

Jak powiedział rzecznik Kompani Węglowej, do której należy kopalnia, Zbigniew Madej, do wypadku doszło 1000 metrów pod ziemią. Mężczyznę znaleziono przy stanowisku obsługi przenośnika taśmowego przed godziną 3. w nocy. W chwili znalezienia nie dawał oznak życia. Był zatrudniony w kopalni od lipca ub. roku.

 

Bardzo trudno w to uwierzyc, ale chłopak został znaleziony w pozycji stojącej, jedną ręką trzymał sie łańcucha. Prawdopodobnie próbował usunąć zator, ale niestety nie zdążył sie wycofać.

Piszą, ze niewykluczone, ze został przysypany, przecież wiadomo, ze sam sie nie zakopał.

Odnośnik do komentarza
Czy jest w Katowicach miejsce gdzie można spędzić ok 4 godziny popołudniowego oczekiwania na pociąg? Jakieś centrum handlowe z kinem, restauracją, empikiem itp? Bo z tego co kojarzę to ani dworzec ani okolice nie oferują nic takiego.

Brat ostatnio czekał kilka godzin na pociąg w Katowicach to udał sie do McDonalds'a:) Mało orginalny sposób, ale bezpieczny.

wbrew porozom na dworcu i w okolicach nie okladaja po mordzie kazdego kto sie nawinie :]

 

Centrum rozrywki - Punkt 44, od Dworca w stronę placu Wolności i dalej cały czas prosto, ok 10 - 12 minut pieszo, od Dworca licząc. :]

Silesia - z Dworca tramwaj "14" (albo 11, nie pamiętam xD), z Rynku "6".

Wspomniany Mac, a można też od Maca iść prosto i po przejściu przez Mickiewicza jest Empik, i coś tam jeszcze, ale ja bym tam godziny nie wytrzymał. :]

 

Jak już po czasie, to sory, wcześniej tu nie zaglądałem. :D

Odnośnik do komentarza
  • 3 miesiące później...
Wszyscy związkowcy, zamiast siedzieć w biurach, mają od poniedziałku wrócić do zwykłej pracy w kopalni - zdecydował w piątek zarząd Jastrzębskiej Spółki Węglowej. - Niech ktoś wyleje na głowę prezesa kubeł zimnej wody, bo łamie prawo - odpowiada Dominik Kolorz, szef górniczej "Solidarności".

 

Jeżeli ktoś myślał, że do tej pory atmosfera w JSW była napięta, to sytuację, do której teraz doszło, można nazwać wojną. Poszło o ujednolicenie tzw. układu zbiorowego pracy. Zarząd firmy chce, aby pracodawcą górników była Jastrzębska Spółka Węglowa, a nie tak jak dotychczas poszczególne kopalnie. Wprowadzenie tych samych zasad ma ułatwić zarządzanie spółką w czasie kryzysu i wyeliminować patologie, m.in. to, że dziś górnicy na tych samych stanowiskach i z tym samym stażem pracy mają różne wynagrodzenia.

 

Na wprowadzenie jednolitego układu zbiorowego pracy nie zgodziły się jednak związki zawodowe działające w jastrzębskiej spółce. Żaden nie podpisał porozumienia w tej sprawie, chociaż umożliwiało związkowcom zachowanie oddelegowań i wynagrodzeń na dotychczasowych zasadach do końca czerwca w zamian za ograniczenie liczby związkowcy etatów.

 

Na efekty nie trzeba było długo czekać. Wczoraj dyrektorzy kopalń wchodzących w skład JSW poinformowali związkowców, że od poniedziałku 11 maja ich organizacje zakładowe tracą swój status. Oddelegowani do pracy w biurach działacze - a jest ich w JSW ponad 60 - mają zgłosić się do swoich dawnych kierowników na oddziałach i wrócić do pracy. Dla większości z nich oznacza to powrót na dół kopalni. - Niepodjęcie pracy będzie potraktowane jako ciężkie naruszenie podstawowych obowiązków pracowniczych - ostrzega zarząd JSW.

 

- Stawi się pan w poniedziałek u swojego dawnego kierownika gotowy do pracy? - pytamy Sławomira Kozłowskiego, przewodniczącego "Solidarności" w JSW.

 

- Do swojego kierownika to pan może przyjść, a mnie chroni ustawa o związkach zawodowych i żadne oświadczenie prezesa tego nie zmieni. To jakaś paranoja. Żyjemy w kraju demokratycznym, wśród ludzi, którzy demokracji nie uznają - denerwuje się przewodniczący Kozłowski i przekonuje, że Jarosław Zagórowski, prezes JSW, szuka pretekstów, by w najbliższym czasie zwolnić niewygodnych związkowców dyscyplinarnie z pracy. - Do tego to wszystko zmierza - dodaje Kozłowski.

 

Wtóruje mu Andrzej Ciok, wiceprzewodniczący "S" w spółce. - Prezesowi wydaje się, że jest stan wojenny, a on rządzi dekretami - przekonuje.

 

Tymczasem pragnący zachować anonimowość przedstawiciel spółki ocenił w rozmowie z PAP, że duża część działaczy związkowych pełniących swoje funkcje od kilkunastu lat nie byłaby w stanie wrócić do pracy fizycznej na dawne stanowiska. - To grupa ludzi, którzy pozbawieni związkowych stanowisk nie będą w stanie znaleźć sobie miejsca, dinozaury, z których opada puder - powiedział.

 

Związkowcy zaprzeczają, że walczą o własne interesy, i zapewniają, że chodzi im tylko o dobro firmy. Zarzucają szefom JSW nieudolność i brak kompetencji. W pierwszym kwartale tego roku sprzedaż węgla z JSW spadła o 25 proc., a przychody o 31 proc. Na wtorek 12 maja związkowcy zapowiadają wielką górniczą manifestację. Do Jastrzębia-Zdroju może przyjechać kilka tysięcy górników, także z Kompanii Węglowej i Katowickiego Holdingu Węglowego. Demonstranci mają przejść spod pomnika Porozumień Jastrzębskich przy kopalni Zofiówka, przez prawie całe miasto, aż pod siedzibę JSW.

 

Dominik Kolorz, szef górniczej "Solidarności", zapowiada, że w poniedziałek podczas spotkania z przedstawicielami rządu w ramach Komisji Trójstronnej górnicze związki poinformują Ministerstwo Gospodarki o działaniach zarządu JSW. - Ktoś powinien wylać na głowę prezesa Zagórowskiego kubeł zimnej wody. Nie dość, że dąży do wojny, to jeszcze łamie prawo. To pierwszy przypadek w historii, gdy pracodawca decyduje o tym, czy związki zawodowe mają istnieć, czy nie - przekonuje Kolorz.

 

Źródło: GW

No i stało się to co prorokowałem już pół roku wcześniej. Brawa dla naszego prezesa za podjęcie takiej decyzji. Niech teraz te nieroby dzięki którym górnicy są postrzegani tak a nie inaczej poczują jak smakuje ciężka praca. Zagórowski to odpowiedni człowiek na odpowiednim stanowisku :respekt:

Odnośnik do komentarza
Wszyscy związkowcy, zamiast siedzieć w biurach, mają od poniedziałku wrócić do zwykłej pracy w kopalni - zdecydował w piątek zarząd Jastrzębskiej Spółki Węglowej. - Niech ktoś wyleje na głowę prezesa kubeł zimnej wody, bo łamie prawo - odpowiada Dominik Kolorz, szef górniczej "Solidarności".

 

Jeżeli ktoś myślał, że do tej pory atmosfera w JSW była napięta, to sytuację, do której teraz doszło, można nazwać wojną. Poszło o ujednolicenie tzw. układu zbiorowego pracy. Zarząd firmy chce, aby pracodawcą górników była Jastrzębska Spółka Węglowa, a nie tak jak dotychczas poszczególne kopalnie. Wprowadzenie tych samych zasad ma ułatwić zarządzanie spółką w czasie kryzysu i wyeliminować patologie, m.in. to, że dziś górnicy na tych samych stanowiskach i z tym samym stażem pracy mają różne wynagrodzenia.

 

Na wprowadzenie jednolitego układu zbiorowego pracy nie zgodziły się jednak związki zawodowe działające w jastrzębskiej spółce. Żaden nie podpisał porozumienia w tej sprawie, chociaż umożliwiało związkowcom zachowanie oddelegowań i wynagrodzeń na dotychczasowych zasadach do końca czerwca w zamian za ograniczenie liczby związkowcy etatów.

 

Na efekty nie trzeba było długo czekać. Wczoraj dyrektorzy kopalń wchodzących w skład JSW poinformowali związkowców, że od poniedziałku 11 maja ich organizacje zakładowe tracą swój status. Oddelegowani do pracy w biurach działacze - a jest ich w JSW ponad 60 - mają zgłosić się do swoich dawnych kierowników na oddziałach i wrócić do pracy. Dla większości z nich oznacza to powrót na dół kopalni. - Niepodjęcie pracy będzie potraktowane jako ciężkie naruszenie podstawowych obowiązków pracowniczych - ostrzega zarząd JSW.

 

- Stawi się pan w poniedziałek u swojego dawnego kierownika gotowy do pracy? - pytamy Sławomira Kozłowskiego, przewodniczącego "Solidarności" w JSW.

 

- Do swojego kierownika to pan może przyjść, a mnie chroni ustawa o związkach zawodowych i żadne oświadczenie prezesa tego nie zmieni. To jakaś paranoja. Żyjemy w kraju demokratycznym, wśród ludzi, którzy demokracji nie uznają - denerwuje się przewodniczący Kozłowski i przekonuje, że Jarosław Zagórowski, prezes JSW, szuka pretekstów, by w najbliższym czasie zwolnić niewygodnych związkowców dyscyplinarnie z pracy. - Do tego to wszystko zmierza - dodaje Kozłowski.

 

Wtóruje mu Andrzej Ciok, wiceprzewodniczący "S" w spółce. - Prezesowi wydaje się, że jest stan wojenny, a on rządzi dekretami - przekonuje.

 

Tymczasem pragnący zachować anonimowość przedstawiciel spółki ocenił w rozmowie z PAP, że duża część działaczy związkowych pełniących swoje funkcje od kilkunastu lat nie byłaby w stanie wrócić do pracy fizycznej na dawne stanowiska. - To grupa ludzi, którzy pozbawieni związkowych stanowisk nie będą w stanie znaleźć sobie miejsca, dinozaury, z których opada puder - powiedział.

 

Związkowcy zaprzeczają, że walczą o własne interesy, i zapewniają, że chodzi im tylko o dobro firmy. Zarzucają szefom JSW nieudolność i brak kompetencji. W pierwszym kwartale tego roku sprzedaż węgla z JSW spadła o 25 proc., a przychody o 31 proc. Na wtorek 12 maja związkowcy zapowiadają wielką górniczą manifestację. Do Jastrzębia-Zdroju może przyjechać kilka tysięcy górników, także z Kompanii Węglowej i Katowickiego Holdingu Węglowego. Demonstranci mają przejść spod pomnika Porozumień Jastrzębskich przy kopalni Zofiówka, przez prawie całe miasto, aż pod siedzibę JSW.

 

Dominik Kolorz, szef górniczej "Solidarności", zapowiada, że w poniedziałek podczas spotkania z przedstawicielami rządu w ramach Komisji Trójstronnej górnicze związki poinformują Ministerstwo Gospodarki o działaniach zarządu JSW. - Ktoś powinien wylać na głowę prezesa Zagórowskiego kubeł zimnej wody. Nie dość, że dąży do wojny, to jeszcze łamie prawo. To pierwszy przypadek w historii, gdy pracodawca decyduje o tym, czy związki zawodowe mają istnieć, czy nie - przekonuje Kolorz.

 

Źródło: GW

No i stało się to co prorokowałem już pół roku wcześniej. Brawa dla naszego prezesa za podjęcie takiej decyzji. Niech teraz te nieroby dzięki którym górnicy są postrzegani tak a nie inaczej poczują jak smakuje ciężka praca. Zagórowski to odpowiedni człowiek na odpowiednim stanowisku :respekt:

Znakomity pomysł, szkoda że pewnie za chwilę się z niego wycofają :(

Odnośnik do komentarza
  • 4 tygodnie później...

Żebyście sobie nie myśleli, że tylko gorole i werbusy mają kompleks Hanysów ;)

 

Na rogatkach Bielska-Białej, od strony Katowic, pojawiła się gigantyczna tablica z nazwą "Podbeskidzie". Niech nikt nie myśli, że to przypadek. To nowy element antyśląskiej kampanii, która od lat zaprząta elity tego miasta. Można by o niej napisać rozprawę habilitacyjną. Ba, opasłego tomiska by nie starczyło, obdzielić tym trzeba większą grupę socjologów i psychologów społecznych. Zwalczanie wszelkich przejawów śląskości jest dla niektórych obywateli najwyraźniej sensem życia, rodzajem misji, esencją duchowego powołania, może nawet rodzajem religii.

 

Przypomnę najważniejsze akcje na rzecz "desilesianizacji" Bielska, całe kampanie wykazujące, że przenigdy w swej historii nic nie miało ono wspólnego ze Śląskiem, że nigdy nie żyli tam Ślązacy, a jeśli komuś się zdaje, że było inaczej, to ma zwidy i omamy. Były już naklejki na samochody o treści "Nie jestem Hanysem". Rozprowadzano je w kioskach, sklepach spożywczych, piekarniach i punktach usługowych z chwilą, gdy po ostatniej reformie administracyjnej pojawiły się tablice rejestracyjne z literką "S". W miejscowej uczelni przeprowadzono badania naukowe, mające udowodnić nieistnienie śladów śląskiej tożsamości. Na urzędowe zamówienie napisano i wystawiono sztukę teatralną odwołującą się historii miasta, w której ani razu nie pada słowo "Śląsk". Pośród dramatis personae są przedstawiciele wielu grup narodowych i etnicznych: Niemcy, Żydzi, Rosjanie, Polacy, Białorusini i Ukraińcy, Kresowiacy, a gdyby dramat był dłuższy i scena większa, pewnie znalazłoby się miejsce i dla Romów, Tatarów, Azerów, Apaczów, Azteków, Tutsi i Tutu, Eskimosów, a nawet Kaszubów. Nieprzekraczalny warunek graniczny był jeden: żadnego Hanysa. W dyskusji po spektaklu, nieopatrznie dyrektor miejscowego muzeum przyznał się - o zgrozo! - do śląskiej tożsamości (zapis tej dyskusji publikowaliśmy ongi w "Roztomajtym"). Zapadło kłopotliwe milczenie. I sprawa miała ciąg dalszy: niedługo potem dyrektor... przestał być dyrektorem, oczywiście z uwagi na stan zdrowia.

 

W rozmowach prowadzonych na terenie Bielska-Białej i okolic nie wolno używać słowa "Śląsk". Są nawet kłopoty z wymówieniem nazw "Śląsk Cieszyński", czy "Beskid Śląski". Jedynym uprawnionym terminem jest "Podbeskidzie", słowo wymyślone przez komunistyczną propagandę po reformie "gierkowskiej" z 1975 roku i stosowane przez "Trybunę Robotniczą", oficjalny organ PZPR. Jest z tym jednak pewien kłopot. "Podbeskidzia" nie ma ani w żadnym uznanym atlasie nazw geograficznych, ani tym bardziej w żadnym spisie struktur administracyjnych, formalnie takie pojęcie nigdy nie istniało (jedyną oficjalną nazwą z tym członem był "Region Podbeskidzie" w strukturach "Solidarności" z 1980 roku).

 

 

 

Więc liderzy ruchu antyśląskiego postanowili zadziałać metodą faktów dokonanych i mamy nową odsłonę batalii o "podbeskidzką tożsamość". Nie ma Podbeskidzia? Ależ jest! Imponującego szyldu nikt nie przegapi, tym bardziej każdy obmierzły Hanys będzie miał świadomość, gdzie wjeżdża, tablica ma wymiary dwupiętrowej kamienicy, widoczna jest z daleka. Aby nikt nie zarzucił autorom stosowania nazw nieuprawnionych, dopisano jej nagłówek: "Euroregion Beskidy". I tak, proszę towarzyszy, Podbeskidzie istnieje!

 

Liderami śląskofobii w Bielsku-Białej od lat są: były senator (obecnie miejski radny) Janusz Okrzesik i dotychczasowa europosłanka Grażyna Staniszewska (ogłosiła, że nie będzie się ubiegać o reelekcję). Ludzie skądinąd zacni i zasłużeni, tylko z niewiadomych powodów na Śląsk uczuleni i w tej batalii nie do zdarcia. Widać dotychczasowe metody gumowania historii już się opatrzyły, przyszedł czas na nowe. Jednak pomysł z tablicą jest mało oryginalny (vide księstwo Łebskie z równie imponującym szyldem na rogatkach). Może sobie, mili Państwo, dacie wreszcie spokój?

http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,35019,6...hce_Slaska.html

A to nie tylko problem Bielska ale także Ustronia i kilku mniejszych miejscowości :lol:

Odnośnik do komentarza

A niech sobie należą gdzie chcą. Ale walka z wszystkim co Śląskie, walka z Hanysami, eliminowanie śląskiego dyrektora za to, że przyznał, że jest Hanysem... Absurd i jakaś ciężka choroba. Widać, że nie masz zbytnio pojęcia o fobiach mieszkańców tego regionu. Przypuszczam, że fobie sosnowiczan również nie są Ci znane. W jakim świecie Ty zyjesz?

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...