Skocz do zawartości

Południowy kociołek


Rekomendowane odpowiedzi

Monaco u siebie. Rywale byli wyraźnie w dołku, a posada ich trenera (Jean Tigana) wisiała na włosku. Nie mieliśmy bynajmniej zamiaru rozczulać się nad nim i źli za ostatni, pechowy remis w Lyonie chcieliśmy jak najszybciej poprawić sobie humory. Do gry powrócili Mantigou i Hautcoeur, oraz bramkarz Hugo Lloris. Dwaj pierwsi mieli być zastąpieni w przerwie Zubarem i Rogerem, ponieważ spotkanie za trzy dni z CSKA Moskwa zobligowało mnie do maksymalnego oszczędzania graczy przewidzianych na ten mecz.

 

20.02.2011.Sobota

Mecz mistrzowski: Toulon – Monaco

O mały włos, a znowu przespalibyśmy początek meczu. Już w 2 minucie Chevanton przymierzył mocno z główki, ale Lloris jakimś cudem zdołał wybić piłkę na róg. Zapowiadało to ciężką przeprawę, ale szybko okazało się, że moje zdenerwowanie było bezzasadne. Szybko bowiem wzięliśmy sprawy w swoje ręce. Duet napastników Kolev – John potwierdził swoją wysoką formę i po kwadransie gry wyszliśmy na prowadzenie. Zadziwiający mnie coraz bardziej Petar Kolev ściął w okolice środka boiska i dokładnym, prostopadłym podaniem obsłużył Johna, którego soczysty strzał prostym podbiciem wylądował tuż przy słupku bramki Flavio Romy 1:0.

Druga odsłona znowu zaczęła się nerwowo, kiedy Mido przetestował Llorisa z ostrego kąta. To było jednak wszystko, na co pozwoliliśmy rywalom. Potem panowaliśmy niepodzielnie wzdłuż i wszerz boiska, a ja pozwoliłem sobie ściągnąć Johna, wprowadzając do gry walecznego Ivana Vukovica. Ivan nie tracił czasu i od razu urwał się lewym skrzydłem, ale jego płaskie zagranie w pole karne spartolił nie po raz pierwszy Falardo. Na placu gry pozostał na szczęście Kolev, który znowu zadziwił mnie wspaniałą akcją. Z łatwością ograł przy chorągiewce obrońcę, po czym wjechał spokojnie w pole karne i potężną bombą umieścił piłkę pod poprzeczką 2:0! „Fantastico! Mistrz!”, ryczałem z zachwytu, dziękując Panu Bogu, że mi zesłał kiedyś za niewielką cenę tego napastnika.

 

I liga – 26 kolejka

Toulon[1] – Monaco[9] 2:0 (1:0)

17’ – John

87’ – Kolev

 

Widzów: 9988

Gracz meczu: Kolev 9 !!!

Notes: brak

 

Jedziemy do Moskwy, gdzie śnieg i zawierucha, a białe niedźwiedzie podchodzą niebezpiecznie pod domostwa...

Odnośnik do komentarza

Święte słowa... :>

---------------------

 

Tuż przed odlotem do Moskwy kontuzji doznał Mike Van Hammel, co oznaczało, że polecieliśmy z jednym bramkarzem Hugo Llorisem, ponieważ trzeci golkiper nie był zgłoszony do Ligi Mistrzów. Drżałem, aby nie stała się katastrofa...

We wtorkowy poranek wylądowaliśmy na lotnisku w Moskwie, zaopatrzeni w szaliki, rękawiczki, śpiwory i nawet dodatkowe kołdry, które w ostatniej chwili zasponsorowała firma „Wieczny sen” (!?!). Oczywiście w hotelu, dziwnym zbiegiem okoliczności, wysiadło ogrzewanie, nastąpiła awaria wody, we wszystkich salach konferencyjnych odbywały się wesela (w środku tygodnia ?), a okna naszych pokoi wychodziły na zakład hodowli trzody chlewnej. Zdesperowany, senny i przeklinający wszystko, na czym świat stoi wdepnąłem na krzywy ryj do Sali Balowej i złożywszy życzenia pannie młodej, zacząłem się rozglądać się za jakimś kojącym trunkiem rozweselającym.

- Nu towarisz, pijem i zagryzajem? – przyczepił się jakiś obleśny spuchlak, podsuwając mi zdechłą, wędzoną rybę i samogon pędzony na odchodach z pobliskiej chlewni.

Skrzywiłem się niesmacznie i przybierając pozę Bogusia Lindy odparłem:

- Ja tylko kawior jadam i szampana pijam...

Po czym kupiwszy u portiera porządną butelkę z napisem „Moskowskaja”, wolałem wprosić się do prezesa i na parapecie dotrwać do rana, omawiając z nim plan działania na środowy pojedynek.

 

Wcześniejszy patrol naszego wysłannika był bardzo pożyteczny, ponieważ dowiedziałem się, że nasz przeciwnik gra trzema obrońcami, a to oznaczało, że specjalnie oszczędzani na ten mecz skrzydłowi będą mogli się w końcu wykazać. System gry 4-3-2-1 musiał być defensywny, gdyż przewidywałem ruską nawałnicę na początku meczu i nastawiłem zespół na przetrwanie, a potem dopiero przejście do kontrofensywy. W ataku postawiłem niespodziewanie na Ivana Vukovica, do którego miałem wyraźną słabość. Chłopak był niezwykle waleczny i pomimo, że brakowało mu jeszcze umiejętności i doświadczenia, to jego gra była bardzo pożyteczna. Biegał wszędzie, domagał się ciągłych podań i w tym meczu miał za zadanie zmęczyć obronę przeciwnika, aby potem wprowadzony John miał łatwiejsze zadanie. Na skrzydłach wystawiłem głodnych gry Verhoeka i świeżo sprowadzonego Ainswortha, który miał w końcu okazję pokazać, z czym przyszedł do „Wielkiego Toulonu” :keke:

 

CSKA:

Vasiliev – V.Berezutskiy, A.Berezutskiy, A.Silva – Plotnikov, Krasic, Aldonin, Zhirkov – Laizans – Olić, Bazhenow

 

Toulon:

Lloris – Loties, Besagno, Zubar, Moreira – Hautcoeur, Roger, Youffre – Ainsworth, Verhoek – Vuković

 

Przy wyciu zziębniętych kibiców z czerwonymi od mrozu, i nie tylko, nosami rozpoczęliśmy mecz. I wszystko potoczyłoby się spokojnie, gdyby w 2 minucie Hugo Lloris nie skręcił kostki. Na ławce nie było przecież rezerwowego bramkarza...

Odnośnik do komentarza

Lloris to twardziel... :]

-------------------------

 

24.02.2011.Środa

Liga Mistrzów: CSKA - Toulon

 

- Trenerze, zmiana! – Hugo Lloris rozpaczliwym gestem informował mnie o niezdolności do gry.

„Co robić?”, pomyślałem, spoglądając na przemian na przerażonych rezerwowych i na nowiutkie, lśniące rękawice leżące obok mnie.

- Hugo, musisz wytrzymać. Jak ci ta noga przeszkadza, to sobie ją podwiń i do drugiej bandażem przywiąż, na jednej nodze przecież możesz bronić, nieprawdaż?

 

Lloris zacisnął zęby, zmiął przekleństwo w ustach i stanął pomiędzy słupkami. Zgodnie z przewidywaniami Ruscy ruszyli do ataku, ale nasza gra oparta na siedmiu defensywnych graczach nie pozwalała im zbliżyć się pod nasze pole karne. Lloris nękany był tylko strzałami z daleka i na jednej nodze spokojnie wyłapywał łatwe uderzenia. My odpowiadaliśmy akcjami Vukovica, który harował jak wół w ataku i lekką jazdą na skrzydłach, gdzie Verhoek i Ainsworth próbowali uciekać do końcowej linii i szukać podań do osamotnionego napastnika. Gospodarze szarpali się dość długo, jednak w miarę upływu czasu ich animusz słabł i przeradzał się w totalną niemoc.

 

Plan przetrwania pierwszej połowy się powiódł i na drugą wyszliśmy z Johnem w ataku oraz z lekką korektą zadań taktycznych. Bocznym obrońcom nakazałem grać tylko i wyłącznie długie, prostopadłe podania do wychodzących skrzydłowych. Taktyka okazała się bardzo skuteczna, gdyż zaraz po wznowieniu gry Ainsworth uciekł kilka razy obronie, a John w tym czasie szukał sobie miejsca do oddania celnego strzału w polu karnym. W końcu dopięliśmy swego, Ainsworth podniósł głowę, John był tam gdzie trzeba i mogliśmy się cieszyć z prowadzenia 0:1! Lloris na bramce nie mógł już ustać, ale trzymałem go do samego końca.

- Poświęć się dla dobra drużyny, więcej takiej szansy jak teraz w Lidze Mistrzów mieć nie będziemy...- podtrzymywałem go na duchu jak mogłem.

Na 20 minut przed końcem boisko opuścił za drugą żółtą kartkę Berezutzkiy i z gospodarzy kompletnie zeszło powietrze. Nasza przewaga była przygniatająca, ale co z tego, skoro John marnował okazję za okazją. Inna sprawa, że Oleg Vasiliew bronił jak natchniony i nie pozwolił nam na strzelenie kolejnego gola.

 

Liga Mistrzów – 1/8 finału

CSKA Moskwa – Toulon 0:1 (0:0)

57’ – John

 

Widzów: 14371

Gracz meczu: Besagno 9

Notes: Będę nieskromny, ale powiem, że wynik nie odzwierciedla przebiegu gry. Powinniśmy wygrać o wiele wyżej, a John mógł już teraz zostać królem strzelców Ligi Mistrzów. Wynik mimo tego cieszy i awans mamy na wyciągnięcie ręki.

 

 

Lloris, który skręcił kostkę, będzie pauzował dwa tygodnie, a Van Hammel jeszcze przez tydzień. Czy wystawię do gry Thiela, który ostatni raz bronił w 2008 roku?

Odnośnik do komentarza

Lepiej nie... wiem, co mówię.

---------------------------------

 

Przeglądnąłem kalendarz naszych spotkań i stwierdziłem, że bez żonglowania składem daleko nie zajedziemy. Czekał nas prawdziwy maraton gier i aby przeżyć ten okres bez kompromitujących porażek, należało trzymać się twardo jednej zasady: „Żaden zawodnik nie miał prawa zagrać trzy mecze pod rząd, bo to z reguły powodowało jego drastyczną obniżkę formy”.

Plan wcieliłem w życie i po wyczerpującej podróży do Moskwy dałem odpocząć wszystkim (!) zawodnikom, którzy wybiegli w podstawowej jedenastce na to spotkanie. Do bramki, z duszą na ramieniu, wstawiłem Davida Thiela, który po rozgrzewce podszedł do mnie i zapytał:

- Panie Trenerze, czuje się trochę niepewnie. To gdzie właściwie wolno mi łapać piłkę, nie grałem długo i przepisy mi się trochę mylą?

- Piłkę łapiesz w tym prostokącie, poza nim piłkę wybijasz tylko nogami, a jak nie trafisz, to łapiesz... uciekającego przeciwnika za koszulkę. Jasne?

- No tak, ale to będzie chyba czerwona kartka?

- Co tam czerwona kartka, uratujesz drużynę przed utratą bramki. Poświęcisz się i już, zawsze możemy za ciebie postawić na bramce... tego, no... Kogo my możemy postawić?... Nikogo.

 

Skład wyglądał następująco:

Thiel – Outrebon, Mantigou, K’Bidi, Boche – Hammouti, Gigon, Piazenza – Falardo – Tokpa, Kolev

 

26.02.2011. Sobota

Mecz mistrzowski: Ajaccio – Toulon

Najbardziej obawiałem się jak zagra David Thiel. Pierwsza jego interwencja nastąpiła po kwadransie gry, kiedy mój golkiper pewnie wyszedł do dośrodkowania i przygarnął piłkę do piersi. Dodało mu to pewności siebie i z biegiem czasu czuł się coraz pewniej. Jednak moje tętno spadło tylko na chwilę, bo już za moment boisko musiał opuścić solidnie sponiewierany Kolev, a za kilka minut w ślad za nim podążył Tokpa. Zostałem bez napastników i z musu posłałem do przodu dwójkę skrzydłowych Lemaitra i Verhoeka. Lemaitre miał prawdziwe wyjście smoka. Pierwszą akcję zakończył strzałem w słupek, a za chwile znalazł się dwa razy sam na sam z bramkarzem, ale brakło mu zimnej krwi, aby zdobyć bramkę. Podobnie jak Verhoek’owi, który z ostrego kąta trafił w boczną siatkę. Goście zagrozili nam tylko raz, ale Laval-Landre wyraźnie przestraszył się, że może zdobyć gola i fatalnie przestrzelił z kilku metrów.

Czas płynął nieubłagalnie i na kwadrans przed końcem postanowiłem coś zmienić, aby dać sobie szansę na wygraną w tym meczu. Zauważyłem, że boki obrony nie stanowiły pewnych punktów u przeciwnika i zmieniłem ustawienie na 4-4-2, przesuwając Lemaitra na skrzydło, aby jego miejsce w przodzie zajął Falardo, próbowany już kiedyś z powodzeniem na tej pozycji. Jednak niewiele się zmieniło, atakowaliśmy z pomysłem, ale zawsze goście wybijali piłkę, bądź uciekali się do fauli. Straciłem nadzieję i pogodzony z bezbramkowym remisem zacząłem dłubać beznamiętnie słonecznik podsunięty przez klubowego lekarza. I nagle, zupełnie nieoczekiwanie, tętno znowu skoczyło mi do granicy stanu przedzawałowego, a słonecznik stanął mi w gardle. Rzuconą piłkę na lewą flankę Lemaitre nie miał zamiaru przyjmować, myląc zupełnie rywali, tylko odegrał ją szybko w pole karne. Tam Falardo stanął szeroko na nogach, zgasił pięknie do ziemi, po czym odwrócił się i technicznym uderzeniem w krótki róg zdobył gola! Jeeest!!! Goool!!! 0:1!!! Krzyczeliśmy jak opętani, szaleńczo szczęśliwi z nieoczekiwanego gola – przecież straciliśmy już nadzieję!

Ostatnie minuty trzeba było przetrwać. I udało się, chociaż sporo nerwów kosztował nas rzut rożny wykonywany w doliczonym czasie, po którym Asamoah przeniósł piłkę nad poprzeczkę z 5 metrów. Ufff... Toulon znowu górą! Cieszyliśmy się jak dzieci, to było naprawdę cenne zwycięstwo.

 

I liga – 27 kolejka

Ajaccio[17] – Toulon[1] 0:1 (0:0)

83’ – Falardo

 

Widzów: 2730

Gracz meczu: Falardo 8

Notes: Thiel spisał się poprawnie, ale pracy za wiele nie miał - jeden celny strzał i kilka pewnych wyjść do dośrodkowań. Zwycięstwo smakuje podwójnie, bo rywale znowu zgubili punkty i powiększyliśmy przewagę. Światło w tunelu staję się coraz wyraźniejsze !

Odnośnik do komentarza

Kolev na szczęście został zabrany do szpitala tylko na tydzień, Tokpa natomiast będzie pauzował całe trzy miesiące. Do gry powrócił Van Hammel i od razu wystawiłem go między słupkami. W ataku, obok Johna, postawiłem na Ainswortha, który zapewne potrzebuje czasu, aby wkomponować się w drużynę. To niech się wkomponowuje, byle nie za długo...

 

03.03.2011.Środa

Mecz mistrzowski: Toulon – Lens

Goście wybiegli w defensywnym, nietypowym dla siebie ustawieniu, więc nasze 4-3-1-2 nie miało żadnego sensu. Podciągnąłem wszystkich pomocników nieco do przodu, ale i to nie przyniosło rezultatu. „Będzie ciężko”- pomyślałem, widząc jak przeciwnicy grupują się na własnej połowie, nie podejmując jakiegokolwiek ryzyka. Próbowaliśmy strzałów z daleka, ale soczyste uderzenia Johna i Hautcoeura nie zaskoczyły Goemana. Po 30 minutach zmieniłem ustawienie na 4-2-3-1 i grę przerzuciłem na skrzydła. Niewiele to pomogło i kto wie, jak potoczyłby się mecz, gdyby nie faul Fontaine we własnym polu karnym, po którym sędzia bez wahania wskazał na jedenasty metr. Nasz etatowy egzekutor Youffre nie zwykł się mylić i wyszliśmy w końcu na prowadzenie. 1:0! Odetchnąłem z ulgą, bo najcięższe było za nami.

Przeciwnicy dalej nie mieli zamiaru atakować, a że my również, zadowoleni z wyniku, nie mieliśmy ochoty się odkrywać, to mecz stał się nudny jak flaki z olejem. Dopiero na 5 minut przed końcem rywale przeszli do ataku, ale było to zbyt późno, aby nas zaskoczyć. Minimalny wynik w pełni nas zadowalał!

 

I liga – 28 kolejka

Toulon[1] – Lens[16] 1:0 (0:0)

34’ – Youffre 1:0 rz.k.

 

Widzów: 9970

Gracz meczu: Besagno 8 (środkowy obrońca)

Notes: Niech mnie tylko ktoś posądzi o minimalizm :> Może nie jesteśmy Realem, bądź innym efektownie grającym klubem, ale za to skrupulatnie zbieramy punkty i dzięki temu upragnione mistrzostwo wydaje się blisko... coraz bliżej!

Odnośnik do komentarza

Jechaliśmy do Marseille na Stade Velodrome i wszystko było jasne. Czekał nas ciężki bój, prawdziwa bitwa z wrogiem kipiącym z nienawiści i zazdrości, gotowym rozszarpać nas na kawałki, gdy tylko nadarzyłaby się okazja.

Nie mieliśmy zamiaru być łatwą zdobyczą i starannie przygotowaliśmy plan działania. Obrona, ubrana w drugi garnitur, miała za zadanie cofać się pod same pole karne i tam przyjmować przeciwnika. Wraz z pomocnikami dostali „prikaz” zawężania maksymalnie pole gry, aby zneutralizować środek pola, gdzie grali zawsze groźni Sivok, Nasri i D’Alessandro. W przodzie wypuściłem po raz kolejny bałkańską błyskawicę Ivana Vukovica, który musiał w końcu kiedyś otworzyć swoje konto bramkowe w naszym klubie. Co tu dużo mówić, taktykę mieliśmy na remis, ale ja liczyłem na jedno depnięcie Vukovica i złoty gol, który dałby nam kolejne, skromniutkie 1:0...

 

05.03.2011. Sobota

Mecz mistrzowski: Marseille – Toulon

Mecz przebiegał tak, jak to sobie wyobrażałem. Goście odcięci od gry środkiem pola, przerzucili swe siły na skrzydła, ale każde ich dośrodkowanie było przejmowane przez moich czujnych obrońców. My ograniczaliśmy się do zagrywania piłek na Vukovica, który z łatwością, przy każdej niemal okazji, uciekał miejscowym defensorom. Cóż z tego, skoro żadnej z akcji nie potrafił zakończyć golem, zadowalając się znowu mianem najaktywniejszego, naszego zawodnika. „K***a, przecież to nie Wyścig Pokoju!”- pomyślałem, złorzecząc na czym świt stoi. Miałem jednak anielską cierpliwość i trzymałem Ivana aż do 75 minuty, kiedy na boisku pojawił się po długotrwałej kontuzji Hugo Almeida. Nic to nie zmieniło, my nie kwapiliśmy się do jakiejś ułańskiej kontrofensywy, a goście nie byli w stanie poważnie nam zagrozić. Owszem, mieli okazje, ale nie były one na tyle klarowne, aby przechyliły szalę zwycięstwa na ich korzyść.

 

I liga – 29 kolejka

Marseille[4] – Toulon[1] 0:0

 

Widzów: 58840

Gracz meczu: D’Allesandro 8

Notes: Wiem, że trochę nudno, ale przecież cel uświęca środki! Kolejka goni kolejkę, a my mamy nadal 9 punktów przewagi nad następną drużyną!

Odnośnik do komentarza

Trener Marseille Giorgio Pellizzaro ostro skrytykował nasz styl gry i oświadczył na łamach prasy, że nie mamy żadnych szans na mistrzostwo. Wywołało to ogólną polemikę na ten temat i dziennikarska rzetelność nakazywała wysłuchać również i drugiej strony, toteż pewnego popołudnia spotkałem się w kawiarence „Le Style” z wysłannikiem „L’Equipe”, aby rozwiać wszelkie wątpliwości w tej sprawie.

 

- Giorgio Pellizzaro twierdzi publicznie, że wasza gra niegodna jest mistrza Francji. Co pan na to?

- Trochę rozumiem jego frustrację i zarazem współczuję. Wie pan jak to jest w Marseille, stołek trenerski podpalają po każdym nie wygranym meczu. Niech się cieszy, że nie przegrał, bo dupa by mu się tak rozgrzała, że sam pewnie by zrezygnował.

- Ale wasi, co wybredniejsi kibice też psioczą...

- Nasi kibice niedługo będą mnie na rękach nosić, po stopach całować i kto wie, co jeszcze ze mną robić. Za trenerem przemawiają wyniki, tylko to się liczy.

- Nie brak panu pewności siebie, powiedziałbym nawet zarozumialstwa. A co będzie jak się nie powiedzie?

- Pewność siebie, to zaleta w tym zawodzie. Nie powiedzie się? Panie, ja mam obronę z żelaza, waleczną i pracowitą pomoc oraz klasowych napastników – musi się powieść! Chyba tylko jakiś kataklizm może pozbawić nas mistrzostwa. TOULON BĘDZIE MISTRZEM, JA TO MÓWIĘ, JA!!! JESTEM WIELKI, TOULON JEST WIELKI I NIKT NAM NIE PODSKOCZY! NIECH SIĘ NAS BOJĄ W LIDZE, NIECH SIĘ NAS BOJĄ W EUROPIE WSZYSTKIE MENCZESTERY, JUVENTUSY I REALE! UWAGA, OTO NADCHODZIMY, BAĆ SIĘ, BAĆ SIĘ KMIECIE!!!

- Panie trenerze, spokojnie, ludzie patrzą. Przecież... dopóki piłka w grze... To ostatnie wytniemy, reszta może zostać – dziennikarz wstał i chciał się pożegnać.

- JAK TO WYTNIEMY!?! NIE WYCINAĆ, JA JESZCZE NIE SKOŃCZYŁEM! CI WSZYSCY TRENERZY Z LIQUE 1, KTÓRYM ŻAL DUPĘ ŚCISKA, MOGĄ MI SKOCZYĆ! O, TU... - w tym momencie pokazałem intymną część ciała.

- Proszę pana, proszę się uspokoić, coś pan taki zdenerwowany?

- Ja zdenerwowany??? – zdziwiłem się szczerze, wysypując ósmą łyżeczkę cukru na blat stolika zamiast do filiżanki z kawą. – Też coś, ja miałbym być nerwowy!?! – dodałem wychylając duszkiem wodę z flakonu i przegryzając świeżym gerberem. – Ja i nerwy... - pokręciłem głową ruszając do wyjścia, które okazało się wejściem do piwnicy. - To wszystko przez ten jutrzejszy rewanż z CSKA Moskwa – wydukałem, masując obolałą głowę po upadku z piwnicznych schodów...

 

Taktyka na rewanżowy pojedynek była bardzo prosta. Mieliśmy grać bardzo ostrożnie i czyhać na odkrycie się rywali, którzy aby awansować musieli przecież postawić na atak. I tak się też stało, ponieważ rywale wyszli z bardzo ofensywnym ustawieniem z trzema obrońcami i po pierwszym gwizdku sędziego ruszyli do przodu z przeraźliwym „URRRAAA!!!”, wydobytym z zapijaczonych gardeł.

 

CSKA:

Vasiliev –Zayats, A.Berezutskiy, A.Silva – Odiah, Krasic, Aldonin, Zhirkov – Laizans – Olić, Bazhenov

 

Toulon:

Lloris – Loties, Besagno, Zubar, Moreira – Hautcoeur, Pazienza, Youffre – Falardo – John, Kolev

Odnośnik do komentarza

..............................

 

09.03.2011. Środa

Liga Mistrzów: Toulon – CSKA

Goście zostawili nam wolne korytarze na bokach boiska, toteż szybko ostudziliśmy ich ofensywne zapały. Kolev z łatwością wjeżdżał w pole karne, ale dopiero za trzecim razem dostrzegł przed bramką Falardo, który dostawszy piłkę omal nie rozerwał siatki 1:0! Goście zagrozili nam dopiero w 31 minucie, kiedy bardzo groźny Zhirkov strzelał z ostrego kąta i Van Hammel z trudem wybił piłkę na róg. W tym czasie już dawno powinniśmy prowadzić dużo wyżej, ale świeżo po kontuzji Kolev nie czuł się jednak najlepiej i zmarnował kilka sytuacji.

W drugiej części nastąpiła planowana zmiana i na boisku pojawił się za Koleva kolejny rekonwalescent Hugo Almeida. Niestety, Almeida nie był nigdy dobry przy grze z kontry i długo nie mogliśmy stworzyć sobie kolejnej sytuacji. Wynik nas zadowalał, tempo gry spadło, co nie oznaczało wcale, że rywale złożyli broń. Z biegiem czasu zarysowała się coraz wyraźniejsza ich przewaga, ale moi obrońcy nie pozwolili na stworzenie wielu sytuacji, a ja nie robiłem nerwowych ruchów, gdyż wyrównująca bramka i tak im nic nie dawała. Tak dotrwaliśmy do końca i nasz awans do dalszej rundy stał się faktem. Toulon w ćwierćfinale proszę państwa!

 

Liga Mistrzów – 1/ 8 finału [2/2]

Toulon – CSKA Moskwa 1:0 (1:0)

4’ – Falardo

 

Widzów: 9872

Gracz meczu: ? (nie zwróciłem uwagi)

Notes: Juventus, Man Utd, Arsenal, Benfica, Roma, P.S.G., Bayern. Koncert życzeń – Benfica do wzięcia, P.S.G do uniknięcia.

Odnośnik do komentarza

Awansik :jupi:

Odważne słowa padły z Twoich ust, naprawdę niech.. im żal dupę ściska :keke:

Po mistrzostwo nie jest daleko, na razie idzie bardzo dobrze moim zdaniem, Liga Mistrzów to trochę inna półka, będzie ciężko, nie wiem czy trafisz na PSG, bo według dzisiejszych zasad to kluby z tego samego kraju mogą spotkać się dopiero w półfinale.. tak w ogóle czemu chcesz ich uniknąć ? Z rywali do wylosowania masz wielu przeciwników, którzy mi by nie pasowali (oczywiście jak dawno temu prowadziłem Padovę, żyję tą karierą :keke: ) i są to AS Roma, Bayern i Arsenal.. a na pewno najtrudniejszym rywalem byłby Toulon :).

Odnośnik do komentarza
Po mistrzostwo nie jest daleko, na razie idzie bardzo dobrze moim zdaniem, Liga Mistrzów to trochę inna półka, będzie ciężko, nie wiem czy trafisz na PSG, bo według dzisiejszych zasad to kluby z tego samego kraju mogą spotkać się dopiero w półfinale.. tak w ogóle czemu chcesz ich uniknąć ? Z rywali do wylosowania masz wielu przeciwników, którzy mi by nie pasowali (oczywiście jak dawno temu prowadziłem Padovę, żyję tą karierą :keke: ) i są to AS Roma, Bayern i Arsenal.. a na pewno najtrudniejszym rywalem byłby Toulon :).

Mamy z nimi ujemny bilans, zawsze są to bardzo ciężkie mecze. Tłuczemy się z nimi od kilku sezonów w lidze, więc chyba wystarczy? Jak spaść, to z wysokiego konia - atrakcyjny rywal to i emocje gwarantowane!

 

Ale dość suspensu, oto zestaw par:

 

Roma - Bayern

Toulon - Man Utd

Arsenal - Benfica

Juventus - P.S.G.

 

Mnie się podoba... oj, będzie się działo!

Odnośnik do komentarza

Wróciliśmy do ligowej młócki, aby zmierzyć się z Bastią - zespołem, który zajmował 16 miejsce w ligowej tabeli. Moi defensywni pomocnicy byli ostatnio mocno eksploatowani, toteż musiałem im dać odpocząć, co z kolei zmusiło mnie do wystawienia większej liczby zawodników ofensywnych. W pomocy ostał się tylko jeden defensywny gracz Hammouti, który zadziwiał w tym sezonie wyborną formą, resztę stanowili ofensywni gracze. I bardzo dobrze, przynajmniej zadowolę tych nielicznych malkontentów, którzy chcieliby, abyśmy grali efektownie, a zarazem skutecznie. No to macie ofensywny futbol, macie...

 

12.03.2011. Sobota

Mecz mistrzowski: Toulon – Bastia

Emocje zaczęły się od samego początku. Goście przeprowadzili pierwszą akcję, po której w idealnej sytuacji znalazł się Demba Toure, ale kapitalna interwencja Van Hammela uchroniła nas od utraty bramki. Został im tylko rzut rożny, po którym wyprowadziliśmy błyskawiczną kontrę. Piłkę na dobieg otrzymał Ainsworth i popędził ile sił w nogach na bramkę przeciwnika. Po drugiej stronie boiska przechadzał się Ivan Vukovic, któremu spodobały się reklamy rozmieszczone wokół boiska – przecież on miał zawsze czas! Na szczęście kibice byli dobrze przygotowani i ogromnym transparentem zasponsorowanym przez firmę budowlaną niejakiego Willowa: „IVAN RUN !” zasygnalizowali zawodnikowi, że na zielonej murawie toczy się mecz. Ivan ruszył jak rakieta i za moment był przy ogrodzeniu okalającym trybuny. „Ivan nie tutaj, w drugą stronę!”- zaryczały trybuny, bo Ainsworth był już w polu karnym. Vukovic rozpędził się błyskawicznie i gdy był już przed bramką przeciwnika, kibice z drugiej strony boiska zasugerowali: „IVAN STOP!”. Hamulce piętowe zadziałały i po otrzymaniu piłki w samym narożniku pola bramkowego Ivan Vuković w końcu zdobył swoją pierwszą bramkę w barwach Toulonu 1:0!

Na kolejną okazję trzeba było trochę poczekać, ale za to opłaciło się. Nasza szybka akcja zakończyła się faulem Lorenzi’ego na Verhoek’u w polu karnym i jedenastkę zamienił na bramkę Hammouti 2:0! Myślałem, że jest po meczu, ale w szeregach gości grał niejaki Demba Toure, który po jednym z dośrodkowań uprzedził Franka Mantigou i zdobył kontaktowego gola 2:1. Na szczęście tuż przed przerwą podwyższyliśmy wynik, a radość była tym większa, że strzelcem gola po rzucie rożnym i strzale głową był Mantigou, który w ten sposób zrehabilitował się za wcześniejszy błąd 3:1.

Po przerwie ataki sunęły z obydwu stron, jednak piłka nie chciała wpaść do siatki. Dopiero w doliczonym czasie znakomity Demba Toure zniwelował rozmiary porażki, pokonując Van Hammela precyzyjnym lobem z narożnika pola karnego.

 

I liga – 30 kolejka

Toulon[1] – Bastia[16] 3:2 (3:1)

3’ – Vuković 1:0

21’ – Hammouti 2:0 rz.k.

28’ – Toure 2:1

44’ – Mantigou 3:1

90+2’ – Toure 3:2

 

Widzów: 9964

Gracz meczu: Mantigou 9

Notes: 10 punktów przewagi i mecz zaległy. Jak nie zdobędę mistrzostwa, to zjem tego FM-a razem z opakowaniem... i o instrukcji nie zapomnę :D

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...