Skocz do zawartości

Południowy kociołek


Rekomendowane odpowiedzi

Otwarcie okienka transferowego pozwoliło nam zaksięgować całe 15 mln. euro za sprzedaż Emraha Ekina do Grazer AK. Natychmiast zacząłem pertraktacje z Bordeaux w celu pozyskania Chamakha - napastnika, który z powodzeniem powinien wypełnić lukę po Ekinie. Cena stanęła na 5 milionach, zawodnik nie miał wygórowanych żądań, toteż ze spokojem czekaliśmy, aż dojdzie do parafowania umowy. Tymczasem do negocjacji włączył się również klub Brugge i ostatecznie sprzątnął nam Chamakha sprzed nosa, który oficjalnie przyznał, że woli grać w europejskich pucharach, niż... w europejskich pucharach. Tak oto moje plany diabli wzięli i zacząłem gorączkowo poszukiwać awaryjnego rozwiązania. Nie było to łatwe, gdyż w swoim notesie nie posiadałem zbyt wielu wartościowych napastników, a tych co byli kluby nie chciały puścić za byle jakie kwoty.

 

Nowy rok rozpoczynaliśmy meczem Pucharu Francji z II-ligowym Cannes. I nie było w tym nic dziwnego, gdyby nie prognozy oderwanych od rzeczywistości fachowców z totalbet, którzy za faworyta uważali naszego rywala, a nasze szanse na zwycięstwo ocenili w stosunku 4:1. Od początku tygodnia w Toulonie trwało oblężenie biur kredytowych, które nie nadążały z obsługiwaniem wszystkich zainteresowanych, chcących postawić jak największe kwoty na zwycięstwo swego ukochanego klubu, licząc na łatwy zysk. Tworzyły się gigantyczne kolejki i w końcu zorganizowano komitety kolejkowe, aby zaprowadzić jako taki porządek. Wszystko przebiegało dość sprawnie do momentu, dopóki jakiś chudy rudzielec nie złapał za grdykę starszego, brodatego grubasa, a ten zaprawiony w bojach za czasów PRL-u nie pozostał mu dłużny i nie chcąc dać się wypchać z kolejki, bronił się ciosami poniżej pasa. Ludziom puszczały nerwy, w końcu ktoś nie wytrzymał i nieświadom tego, co czyni wyrwał się nieopatrznie:

- A co będzie jak nie wygrają?

Tłum gęsty i zbity ruszył w jego kierunku. Najgorzej mieli ci na końcu, gdyż mogli dostać się do nieszczęśnika tylko po trupach. Tumany kurzu wzbiły się w powietrze, jęki poszkodowanych słychać było w najdalszych nadmorskich kurortach, a pechowy nieszczęśnik wdeptany w chodnik mógł już tylko pomarzyć o wielkiej fortunie.

 

A jak nie wygramy?

Odnośnik do komentarza

A o kim mowa?

HC zobowiązuje, więc nie mam zbyt dużego pola manewru.

-----------------------------------------------------------------

 

08.02.2011.Sobota

Puchar Francji: Cannes – Toulon

Na wszelki wypadek wyszedłem defensywnie, chcąc wybadać, czym będzie chciał nas ugryźć przeciwnik. Od początku mieliśmy przewagę, nasza wyższość nie podlegała dyskusji, ale bramki jakoś nie padały. Świetnie grał ugodzony w swoją dumę John i tylko znakomitym interwencjom Padovani’ego gospodarze zawdzięczali czyste konto. Tymczasem w zupełnie niegroźnej sytuacji, kiedy rozgrywaliśmy piłkę w tyle, K’Bidi nie zauważył zagrożenia i zamiast do bramkarza, podał wprost pod nogi Labri’ego, który sam przed Van Hammelem nie zmarnował okazji 1:0. Na przerwę schodziliśmy z niekorzystnym wynikiem, który nie odzwierciedlał przebiegu gry.

 

Widmo porażki przemknęło mi przez myśl. Przed oczami stały mi tłumy ludzi, którzy zapożyczając się gdzie popadło postawili na nasze zwycięstwo. „Moje portrety zostaną spalone, pomniki zburzone, a ja w najlepszym wypadku ukamieniowany”- pomyślałem.

Nie mogłem do tego dopuścić:

- Słuchajcie moi mili, jeżeli przyjechaliście tu na wycieczkę, to może pójdziecie miasto pozwiedzać, co? Zamiast mnie wkurwiać waszą nieudolnością i żałosnymi próbami strzelenia chociaż jednej bramki, co? Kiedy wrócimy do Toulonu ludzie spalą autobus, a was wszystkich powieszą za jaja na ulicznych latarniach - miejcie to na uwadze...

 

Wprowadziłem do gry dwóch skrzydłowych i przeszliśmy do ofensywy. Przeciwnik nie istniał. Tuż po przerwie wyrównaliśmy po wspaniałym podaniu Moreiry i przytomnym uderzeniu głową Johna 1:1. Na następnego gola czekaliśmy aż do 70 minuty, kiedy dokładna kopia poprzedniej akcji uwieńczona została drugim golem 1:2. Mecz zrobił się spokojny, kontrolowaliśmy grę, a rywale nie byli w stanie nam zagrozić. W samej końcówce dołożyliśmy jeszcze jedna bramkę za sprawą Hautcoeura, który sfinalizował dokładne dośrodkowanie Lotiesa i z wynikiem 1:3 mogliśmy spokojnie wracać do Toulonu.

 

Puchar Francji – 10 runda

Cannes[2L] – Toulon[1L] 1:3 (1:0)

32’ – Labri 1:0

46’ – John 1:1

70’ – John 1:2

90’ – Hautcoeur 1:3

 

Widzów: 5019

Gracz meczu: John 9

Notes: brak

Odnośnik do komentarza

Gra wolno idzie do przodu,

bo za dużo myślę nad rozsądnym zagospodarowaniem 15 milionów... :-k

------------------------------------------------------------------------------------

 

„Pije Kuba do Jakuba, Jakub do Michała...” – zaintonowałem wesoło, wstając z łóżka i parząc sobie poranną kawę. Mieliśmy dzisiaj wielki dzień! Pertraktacje w sprawie transferu Jakuba Błaszczykowskiego trwały długo, ale w końcu Auxerre przystał na 11,5 mln. i zgodził się na odejście tego nieszablonowego zawodnika.

Wszystko było już przygotowane, pracownia krawiecka zasuwała pełną parą, aby zaspokoić wszystkich chętnych do kupienia koszulek z nazwiskiem Jakuba na plecach, a tłumacz polskiego cierpliwie wyjaśniał szwaczkom poprawną pisownię ojczystego języka. Ja natomiast odliczałem minuty do godziny 10:00, kiedy w klubie miał zjawić się agent piłkarza na ostateczne rozmowy w sprawie wysokości kontraktu.

Tuż po dziesiątej weszliśmy do gabinetu prezesa i wbijając się wygodnie w skórzane fotele, rozpoczęliśmy negocjacje. I dobrze, że siedzieliśmy w fotelach, bo z krzeseł zapewne byśmy pospadali... Agent zażyczył sobie 300 tys. euro miesięcznie, czyli dwa razy tyle, ile mogliśmy dać! Próbowaliśmy jeszcze go przekonywać, ale zniecierpliwiony gość wyjął w końcu z kieszeni marynarki jakąś torebkę (zupę w proszku chyba?) i wysypawszy jej zawartość do filiżanki, zalał ją wrzątkiem, po czym grzecznie się ukłonił i odjechał w siną dal. Popatrzyliśmy po sobie i zerknęliśmy do filiżanki:

- Czarna polewka! – odkryliśmy z przerażeniem, przygnębieni nieoczekiwanym zakończeniem tej całej afery. A miało być tak pięknie...

- Nie wylewać, dogotować tego jeszcze więcej, bo zaraz zjadą się przedstawiciele Chelsea i Milanu i będę próbować kupić od nas Bruno Moreirę! - zakomenderował wściekły prezes i wychylił duszkiem zrobionego sobie naprędce drinka.

 

Cóż, pieniądze zostały w kasie i zacząłem zastanawiać się, jak je należycie spożytkować. Miałem na oku napastnika Bretta Pitmana (23L) z Rotherham, ale suma odstępnego wywindowana do 6 mln. jakoś mnie hamowała. Kolejnym zawodnikiem godnym uwagi był defensywny pomocnik Michael Pazienza (28L), który nie mógł przebić się do pierwszego składu w Marseille i wystawiony na listę transferową chętnie zgodziłby się na zmianę barw klubowych. Robiłem również zakusy na kilku młodych, utalentowanych francuskich graczy, ale sumy jakie życzyły sobie macierzyste kluby były nie do przyjęcia.

Reasumując na dzień dzisiejszy sytuacja wygląda następująco:

 

Priorytet nr 1 – boczny pomocnik wydaje się nieodzowny, brakuje mi na skrzydłach wartościowych graczy, a jedna choćby kontuzja komplikuje mi sprawę. Błaszczykowski był idealny... eh.

Priorytet nr 2 – napastnik w miejsce Ekina, chociaż zastanawiam się, czy Falardo nie mógłby być przesunięty do przodu, gdzie był już z powodzeniem próbowany.

Priorytet nr 3 – defensywny pomocnik, zapewne Pazienza, w taktyce z trzema defensywnymi pomocnikami posiłki są mile widziane.

Odnośnik do komentarza

Złapałem się na dziwnej regule, której się trzymam od dłuższego czasu. Tak się boję, aby kontuzji nie złapał Hugo Almeida, że nie wystawiam go w wyjściowej jedenastce.

Na styczniową inaugurację ligi podejmowaliśmy Bordeaux, które spisywało się grubo poniżej oczekiwań i zajmowało odległe 16 miejsce. Nie wiedzieć czemu, znowu posadziłem na ławce Almeidę i zagrałem jednym napastnikiem. Na skrzydle – nie wiedzieć czemu – postawiłem na Tokpę, który po raz kolejny miał mnie do siebie przekonać.

W drużynie miałem jeszcze jeden problem. Otóż na jednym z treningów doszło do poważnej scysji pomiędzy Besagno i Loties’em i ten pierwszy oświadczył, że za żadne skarby nie zagra obok tego drugiego. Co miałem zrobić? Posadziłem na ławce Lotiesa, który i tak po zakończeniu sezonu pewnie odejdzie, dając do zrozumienia Nikowi Besagno, że jest dla mnie dużo ważniejszy. I tak było w rzeczywistości, gdyż Nik robił szybkie postępy i zgodnie z moimi prognozami stawał się kluczowym graczem zespołu.

 

15.01.2011. Sobota

Mecz mistrzowski: Toulon – Bordeaux

Szybko okazało się, że jeden napastnik to za mało, aby zaskoczyć rywala i już w 25 minucie przestawiłem zespół na 4-2-2-2, desygnując do przodu Tokpę. Mieliśmy przewagę, ale rywale mieli w swych szeregach zawodnika o nazwisku Perea, który solidnie dawał się nam we znaki. Na szczęście działał w pojedynkę, a jego strzały mijały cel. My atakowaliśmy bez przerwy i w końcu John wyszedł na czystą pozycję, ale został powalony na ziemię przez faulującego po raz kolejny Lino Marzoratti’ego. Czerwień była ewidentna i pomogła nam w rozpracowaniu rywala. Po składnej akcji i dokładnej centrze Verhoeka, Hautcoeur pięknym wolejem zdobył w końcu upragnionego gola 1:0.

Po przerwie szybko rozwialiśmy wszelkie wątpliwości, gdy akcja John-Tokpa zakończyła się precyzyjnym trafieniem tego ostatniego 2:0. Po drugiej stronie boiska szalał jeszcze Perea, ale jego strzały z wielkim trudem bronił świetnie dysponowany Van Hammel i napastnik gości powoli tracił wiarę w korzystny rezultat.

Przy takim wyniku postanowiłem wypróbować w ataku Falardo, który zmienił bardzo aktywnego przez cały mecz Tokpę. I oto spotkała mnie kolejna miła niespodzianka, gdyż zawodnik ten szybko wpisał się na listę strzelców, świetnie przedłużając głową wrzutkę Moreiry 3:0! Gdy wydawało się, że jest po meczu, ambitni goście przeprowadzili jeszcze jedną akcję i zamykający podanie na wysokości długiego słupka Afanou zdobył głową honorowego gola 3:1.

 

I liga – 21 kolejka

Toulon[1] – Bordeaux[16] 3:1 (1:0)

42’ – Hautcoeur 1:0

47’ – Tokpa 2:0

71’ – Falardo 3:0

89’ – Afanou 3:1

 

Widzów: 9443

Gracz meczu: Verhoek 9

Notes: Coraz bardziej przekonuję się do tego, aby nie sprowadzać napastnika w miejsce Ekina. Falardo ma predyspozycje, aby zastąpić. Z kolei Tokpa udowodnił, że ze słabszymi przeciwnikami można również na niego liczyć. W tej sytuacji zadaniem priorytetowym wydaje się sprowadzenie klasowego, bocznego pomocnika i to za cenę większości dostępnych środków.

 

Rozegrana kolejka była bardzo pomyślna. W innych meczach:

Toulouse – P.S.G 4:1!

Marseille – Lyon 2:1!

Odnośnik do komentarza

Pierwszym naszym styczniowym nabytkiem został Włoch Michael Pazienza 28L (DP), którego kupiliśmy od Marseille za 2,4 mln. euro. Dołączył on do licznej grupy defensywnych pomocników, tak bardzo potrzebnych w taktyce 4-3-1-2 przeciwko silnym rywalom. Długo nie zastanawiałem się nad tym transferem, gdyż jest to zawodnik pracowity i waleczny, a takich lubię najbardziej. Czekam teraz na mecz z Marseille i nie omieszkam wystawić go w pierwszym składzie. Ostatecznie, pomimo życzliwych podpowiedzi, zrezygnowałem z zakusów na Bretta Pitmanna. Przypominał mi trochę Hugo Almeidę, a ja wolałem mieć w kadrze napastnika szybkiego jak błyskawica, który z łatwością uciekałby obrońcom. Zaciekawił mnie Ivan Vuković z Ferrolu... zobaczymy.

 

W meczu z Rennes nie mogłem skorzystać z Nika Besagno, który wyjechał na Złoty Puchar Ameryki Płn.. Poza tym wszyscy byli zdrowi i gotowi do gry...

 

22.01.2011.sobota

Mecz mistrzowski: Rennes – Toulon

Gospodarze chcieli wygrać za wszelka cenę, gdyż wystawili nawet kontuzjowanego Utakę. Mecz układał się tak, jak lubiłem najbardziej, czyli w tyłach nie pozwalaliśmy na wiele, a z przodu aktywni napastnicy bez przerwy szukali okazji do oddania strzału. Almeida dwa razy pięknie wyszedł na czystą pozycję, ale zabrakło mu szybkości, aby zakończyć akcję strzałem na bramkę. Za trzecim razem sprytnie zastawił piłkę, wjechał w pole karne i bezradny obrońca musiał go faulować. Czerwień, rzut karny i gol zdobyty przez niezawodnego w takich sytuacjach Youffre 0:1! Gospodarze nieco się obudzili i za kilka chwil naszprycowany prochami Utaka uderzył z pierwszej piłki w boczną siatkę.

Druga część zaczęła się wyśmienicie. Wystawiony na listę transferową John postanowił bez przerwy udowadniać swoją przydatność w drużynie i w nieprawdopodobny sposób, z półobrotu, uderzył lecącą na wysokości pasa piłkę, która zatrzymała się w górnym rogu bramki rywali 0:2! Poczekałem jeszcze chwilę i dałem pograć rezerwowym. Na boisku pojawił się między innymi napastnik Kolev, który w swoim stylu sprowokował obrońcę w polu karnym i umożliwił Youffre zdobycie kolejnego gola z jedenastu metrów 0:3! Było po meczu...

 

I liga – 22 kolejka

Rennes[4] – Toulon[1] 0:3 (0:1)

31’ – Youffre 0:1 rz.k.

47’ – John 0:2

76’ – Youffre 0:3 rz.k.

 

Widzów: 22799

Gracz meczu: Zubar 9 (środkowy obrońca)

Notes: Zwycięstwo na bardzo trudnym terenie! Cieszy forma Johna, zastanawiam się, czy wystawienie na listę transferową nie zrobiłoby dobrze innym zawodnikom...

 

A nasz najgroźniejszy rywal P.S.G. znowu dołuje, tym razem u siebie z Auxerre 0:3! I nic dziwnego, skoro sprzedali do Realu Madryt najlepszego strzelca Semlera za 22 mln. euro.

Odnośnik do komentarza

Po głębokim namyśle zdecydowałem się ściągnąć napastnika Ivana Vukovica 23L (Serbia i Czarnogóra) z Ferrol za wygórowaną nieco kwotę 3,7 mln. euro. Podobno był szybszy od samego Bena Johnsona, podobno Struś Pędziwiatr miewał z nim kłopoty, podobno nawet Robert Kubica nie potrafił go prześcignąć.

Ciekaw, co tak naprawdę potrafi ów młodzieniec, zjawiłem się na porannym treningu dla ofensywnych graczy. Ledwo moja noga dotknęła trawiastej murawy, przybiegł do mnie asystent i tarmosząc mnie za ramię rzekł zaaferowany:

- Choć, koniecznie musisz to zobaczyć!

Na drugim końcu boiska ćwiczył dośrodkowania Ivan Vukovic. Był sam, nic z tego nie rozumiałem i chciałem spytać mojego współpracownika, do kogo on te piłki dorzuca, ale ten machnął tylko ręką i skinieniem głowy kazał mi poczekać na rozwój wydarzeń.

Vukovic przyjął piłkę, pociągnął do końcowej linii i dośrodkował. Ale komu? Dalej nic nie rozumiałem do momentu, kiedy Ivan obliczył szybko parabolę lotu na podręcznym kalkulatorku, wystartował do swojego dośrodkowania (!?!), po czym piękną główką umieścił piłkę w bramce!

- Nie za szybki? – skrzywiłem się. – Jak się rozpędzi, to przed bramką może nie wyhamować.

- Już o tym pomyślałem – odparł zaradny asystent, wyciągając za pazuchy dwa kilogramowe odważniki. – Wrzucimy mu to do kieszeni spodenek i powinno wystarczyć.

 

No to zobaczymy...

 

Nasza przewaga w tabeli wzrosła do 7 punktów, po tym, jak Lyon zremisował bezbramkowo z Bastią.

We wtorek natomiast rozegrano awansem mecz 23 kolejki Lique 1. Głęboki kryzys dosięgnął naszego najgroźniejszego rywala - P.S.G. - ponieważ doznał on kolejnej dotkliwej porażki, tym razem w St.Etienne w stosunku 5:1! Byłem wniebowzięty! P.S.G nie miał sobie równych w ostatnich dwóch sezonach, a tutaj przegrał trzeci mecz z rzędu! Innych drużyn się nie obawiałem, gdyż wszyscy solidarnie gubili punkty. Droga do mistrzostwa stała się prostsza i łatwiejsza, niż się spodziewałem! Oby tylko nie dosięgnął nas jakiś niespodziewany kryzys. Allez Toulon!!!

Odnośnik do komentarza

Proszę bardzo - Ivan Vukovic.

Rewelacji nie ma, ale myślę, że uda mi się podciągnąć kilka elementów. Na razie wystarczy mi, że jest szybki :]

----------------------------------------------------

 

Oczywiście Ivan Vukovic musiał poczekać jeszcze na swoją szansę, bardziej przydatny będzie zapewne w meczach wyjazdowych.

Środowy mecz z ostatnią w tabeli drużyną Creteil miał być tylko formalnością. Z poprzedniego meczu zostawiłem na placu gry tylko dwóch zawodników, a reszta odpoczywała przed trudnym, sobotnim wyjazdem do Strasbourga. Nie miałem żadnych obaw przed spotkaniem z czerwoną latarnią ligi – miało być lekko, łatwo i przyjemnie... miało być.

 

26.01.2011. Środa

Mecz mistrzowski: Toulon – Creteil

Po raz kolejny potwierdziło się, że z zespołem nastawionym tylko na defensywę gra nam się bardzo ciężko. Goście okopali się we własnym polu karnym i myśleli tylko o tym, aby dotrwać z czystym kontem do końca meczu, zostawiając w przodzie jednego wariata, który swoim nieobliczalnym zachowaniem próbował zgubić czujność moich obrońców. I dużo nie brakło, a mielibyśmy klasyczny „hold up”, gdyż dwa razy Maulet stanął przed wielką szansą, ale z kilku metrów nie potrafił trafić w bramkę.

Nasza przewaga była przygniatająca, ale cóż z tego, skoro Vujadinovic bronił jak w transie, a jego koledzy nie odpuszczali źdźbła trawy moim napastnikom. Na nic zdały się zmiany, na nic ultraofensywne nastawienie w końcowych minutach – wynik pozostał bez zmian.

 

I liga - 23 kolejka

Toulon[1] – Creteil[20] 0:0

 

Widzów: 7694

Gracz meczu: Rakitić 8 (??? - ofensywny pomocnik)

Notes: Miał być spacerek... Gra opierała się na bocznych obrońcach, a im wyraźnie brakowało ogrania. Roszady w składzie przed tym meczem nie były konieczne, bo mecz ze Strasbourgiem został przełożony. Szkoda dwóch punktów, tym bardziej, że rywale też zgubili punkty i można było zwiększyć przewagę.

Odnośnik do komentarza

W końcu znalazłem prawego, ofensywnego pomocnika, który uzupełnił mi kadrę i zakończył ostatecznie zakupy podczas styczniowego okienka transferowego. Do naszego klubu dołączył Lionel Ainsworth 23L (OP PŚ, NŚ) z Reading za 4,7 mln. euro. Cena znowu strasznie zawyżona, ale co miałem robić, skoro Anglicy za czapkę gruszek nikogo nie puszczają. Zresztą, stać mnie... Mam nadzieję, że w przyszłości wszystko się zwróci z nawiązką.

Zła wiadomość dnia to kontuzja Almeidy, która wyklucza go z gry na około miesiąc. Aj, gdybym wiedział, to sprowadziłbym tego Pitmana.

 

02.02.2011.Środa

Puchar Francji: Toulon – Ajaccio

Mecz niczym nie różnił się od poprzedniego. Goście nie mieli zamiaru atakować i dobrze ustawieni przed własnym polem karnym ograniczali się tylko do wybijania piłek. Kto wie, czy mecz nie potoczyłby się inaczej, gdyby nie fatalne pudło Koleva, który po indywidualnym rajdzie Vukovica otrzymał piłkę jak na tacy i nie trafił do pustej bramki z 10 metrów. Warty odnotowania był jeszcze strzał Koleva w słupek na początku drugiej połowy i można było już szykować się na rzuty karne.

Wojnę nerwów przegrali rywale, którzy strzelali fatalnie wprost w Llorisa, bądź nie trafiali w bramkę. Wystarczyły dwa gole Mantigou i Lemaitra, aby cieszyć się z awansu do kolejnej rundy.

 

Puchar Francji – 10 runda

Toulon[1L] – Ajaccio[1L] 0:0 (0:0, 0:0) k. 2:1

 

Widzów: 1532 (przeczuli, że będzie kicha)

Gracz meczu: Cantareil 7

Notes: Koszmarny mecz. Znowu zagrali zmiennicy, ale nie tutaj trzeba szukać przyczyny naszej indolencji. Przeciwnicy przestali atakować i gra nam się coraz trudniej...

Odnośnik do komentarza

Wróciliśmy na ligowe paletko, aby zmierzyć się z zespołem Montpellier. Wracał pierwszy skład, a jedyny problem stanowiła obsada wolnego miejsca po Hugo Almeidzie w ataku. Po bardzo długim namyśle zdecydowałem się na Falardo, który był najmniej zmęczony po pucharowym boju z Ajaccio. Wróciłem do taktyki 4-3-1-2, ponieważ dwa ostatnie mecze skutecznie obrzydziły mi 4-4-2, gdyż te ustawienie nie miało żadnego elementu zaskoczenia i rywale z łatwością rozszyfrowywali nasze akcje.

 

05.02.2011.Sobota

Mecz mistrzowski: Toulon – Montpellier

Przebieg spotkania był zgoła inny, niż dwa wcześniejsze, bezbarwne mecze. Atakowaliśmy mądrze i, co najważniejsze, stwarzaliśmy sobie okazje. W pierwsze połowie szczęścia próbował Verhoek, który miał mało miejsca na oddanie strzału i jego lekkie uderzenie wyłapał Pionnier. Później szansę miał John, ale jego strzał głową czubkami palców znowu wybronił świetny Pionnier. Czas upływał, a ja przewidywałem już czarny scenariusz, czyli trzeci bezbramkowy mecz z kolei! Goście ustawieni przed polem karnym utrudniali nam życie jak mogli, a my, pomimo wielu okazji, nie potrafiliśmy skonkretyzować naszej przewagi bramkami. Zmieniłem ustawienie moich graczy, Falardo cofnął się do pomocy, a w przodzie pojawił się Kolev. Rozpacz mnie ogarniała coraz większa, traciłem wiarę w końcowy sukces i beznamiętnie wpatrywałem się jak goście wywalczają rzut rożny i chcą nie chcąc przesuwają się do przodu. „A tu was mamy!”, pomyśleli moi gracze i błyskawicznie wyprowadzili kontrę. Kolev pomknął do przodu i wyłożył piłkę Johnowi do pustej bramki. Goool!!! W końcu gol! 1:0!

Najtrudniejsze było za nami... Ale Pazienza postanowił skomplikować nam życie i zamiast podać do swojego partnera, zagrał do napastnika gości, który pomknął na bramkę Van Hammela i nie dał mu żadnych szans 1:1! Znowu nerwówka i obgryzanie paznokci. Czas płynął, walczyliśmy dzielnie, nie godząc się na nierozstrzygnięty rezultat. Bramka była kwestią czasu, tylko czy starczy tego czasu? Starczyło... W potwornym zamieszaniu w polu karnym do piłki doskoczył Pazienza i soczystym strzałem w długi róg dał nam upragnionego gola 2:1! Nie mogliśmy tego stracić i z ultradefensywnym ustawieniem dowieźliśmy wynik do końca!

 

I liga – 24 kolejka

Toulon[1] – Montpellier[13] 2:1 (0:0)

60’ – John 1:0

66’ – Bugnet 1:1

84’ – Pazienza 2:1

 

Widzów: 9981

Gracz meczu: Pionnier 8 ( bramkarz gości)

Notes: Drużyny Lyonu i P.S.G. zremisowały! Kocham cię FM-ie!

Odnośnik do komentarza

Teraz pamiętam jak to czytałem. Dzięki, że odświeżyłeś mi pamięć. Właśnie tego samego Van Hammel'a mam w Lechu, ale na razie kisi się w rezerwach. Zobaczymy czy coś z niego wyrośnie, bo widzę, że u Ciebie ładnie potrafi zagrać. ;)

Odnośnik do komentarza

Van Hammel ma 174 cm wzrostu, ale atrybuty bramkarskie same „20” (tylko wykopy i wyjścia do piłki „15”), jego ocena na koniec sezonu nigdy nie spada poniżej 7,0. Nie jest moim pierwszym bramkarzem, zdecydowanie wolę Llorisa, ale Mike musi być ogrywany, aby cały czas był gotów na 100% swych możliwości.

------------------------------------------------------------------------------

 

Lyon – Toulon

 

Szlagier kolejki, pojedynek w słońcu, starcie gigantów – obojętnie jakby nie nazwać ten mecz, był on bardzo ważny dla przebiegu dalszej walki o mistrzostwo. Mieliśmy 6 punktów przewagi nad Lyonem i jeden mecz zaległy. Nie trzeba było nikomu wyjaśniać, co dawało nam zwycięstwo w tym spotkaniu. Zubar i Mantigou – środkowi obrońcy – byli zawieszeni, podobnie jak mój kapitan Hautcoeur. Nic to, nawet gierki psychologiczne rozczarowanego miejscem w tabeli trenera miejscowych nie mogły mieć wpływu na nasze nastroje przed tym arcyważnym pojedynkiem. Byliśmy gotowi na ciężki bój! Allez Toulon!

 

 

12.02.2011.Sobota

Mecz mistrzowski: Lyon – Toulon

 

Lyon:

Coupet – A.Berthod, Faty, Monsoreau, J.Berthod – L.Gonzales, Pernambucano – Bruno, Diego, Malouda – Igor

Toulon:

Van Hammel – Loties, Besagno, K’Bidi, Moreira – Pazienza, Roger, Youffre – Falardo – John, Kolev

 

Byliśmy nie zwykle skoncentrowani i rwaliśmy się do walki. Nie wszyscy jednak... K’Bidi już na początku meczu przysnął i po rzucie wolnym umożliwił Bruno’wi strzałem głową uzyskać prowadzenie 1:0. Nie podcięło nam to na szczęście skrzydeł, wręcz przeciwnie, ruszyliśmy ze zdwojoną energią do odrabiania strat. Rywal cofnął się przezornie na własną połowę, co umożliwiło nam uzyskanie wyraźnej przewagi. Graliśmy naprawdę dobrze, szybko, agresywnie i z ogromną determinacją. Napastnicy rozgrywali świetną partię, na boku Loties toczył nie zwykle zacięte pojedynki z Maloudą, w środku trwała bezpardonowa walka o dominację – mecz nabierał rumieńców i to my byliśmy stroną dyktującą warunki. Kolev bardzo często sprawdzał umiejętności Coupeta, w końcu po kolejnym strzale Coupet wybił przed siebie piłkę, a nadbiegający John dobił ją do pustej bramki 1:1!

- Jest dobrze, gramy swoje... – stwierdziłem lakonicznie w przerwie i wyszliśmy na drugą połowę.

Zaczęło się jak w pięknym śnie. Tym razem to my wykonywaliśmy rzut wolny i niesamowity Kolev wyskoczył najwyżej, przystawiając czoło do lecącej piłki i umieszczając ją pod poprzeczką bramki miejscowych! 1:2! Graliśmy świetnie, fantastyczny Kolev minął za chwilę obrońców jak tyczki slalomowe i po raz kolejny zmusił Coupeta do ogromnego wysiłku i miejscowi cudem nie stracili bramki. Druga połowa należała zdecydowanie do nas, rywal był bezradny, wściekły Berthold faulował przy każdym wejściu moich napastników i nawet nie ujrzał żółtego kartonika.

Do końca zostało 10 minut, byłem pewny swego... Tymczasem Kolev znowu wyszedł na wolne pole i przyblokowany przy linii końcowej boiska zdecydował się na podanie do tyłu. Na nieszczęście piłkę przejął Aghahowa i popędził na naszą bramkę. Jeszcze się łudziliśmy, że nie trafi, że Van Hammel zablokuje strzał, że piłka stanie w błocie, że wiatr zwieje ją za słupek... Nic z tego. Aghahowa pewnym strzałem po ziemi pokonał Van Hammela i doprowadził do wyrównania 2:2. Zostało niewiele, Kolev szalał próbując się zrehabilitować, Falardo zaprzepaścił niezaprzepaszczalną (!!!) sytuację, jeszcze wierzyliśmy... Jednak Alain Sars musiał w końcu spojrzeć na zegarek i zakończyć ten mecz, nasz mecz, wygrany, a jednak zremisowany mecz...

 

I liga – 25 kolejka

Lyon[2] – Toulon[1] 2:2 (1:1)

5’ – Bruno 1:0

33’ – John 1:1

46’ – Kolev 1:2

80’ – Aghahowa 2:2

 

Widzów: 40432

Gracz meczu: J.Berthod 8 (Ten rzeźnik? Najlepszy był Petar Kolev!)

Notes: Najładniejszy mecz w tym sezonie. W końcu odnaleźliśmy styl gry, jakim zachwycaliśmy wszystkich w poprzedniej rundzie. Przed meczem remis wziąłbym w ciemno, teraz mam wielki niedosyt.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...