Skocz do zawartości

Południowy kociołek


Rekomendowane odpowiedzi

- Trenerze, to co ja właściwie mam robić, bo do tej pory to tylko wycinałem?

- Jak to? Nie wiesz, co się robi na skrzydle? Jak dostaniesz piłkę, to zapierdalaj do chorągiewki, zamknij oczy i wrzuta, może kogoś trafisz w głowę.

- A jak nie będę miał piłki?

- Eee, to normalnie. Wycinasz chłopa i tłumaczysz sędziemu, że to nie ty.

 

Konwersacja z podopiecznym - miszcz! :lol:

 

Co do losowania w Zurichu to... masz pracodawcę psychopatę :rotfl:

 

szeeeeeroko :rotfl:

Odnośnik do komentarza

Co się dziwicie, wszyscy w klubie są trochę zestresowani ;) to ma być przecież NASZ SEZON!

diego> chyba 3 miejsce maksimum :>

----------------------------------------------

 

Skończyło się okienko transferowe. Niestety, nie jestem do końca zadowolony z posiadanej kadry. Nie udało mi się pozyskać żadnego bocznego pomocnika i przy długotrwałej kontuzji Leclerca zostałem z dwoma nominalnymi skrzydłowymi – są to Lemaitre i Verhoek – z tym, że ten pierwszy jest ciągle kontuzjowany. Wzmocniłem natomiast środek pola i bardzo poważnie tyły, mam nadzieję, że przyniesie to efekty...

 

Przybyli:

Leclerc – wolny

Roger – 7 mln.

Zubar – 6 mln.

Besagno - 6 mln.

Kolev – 2,8 mln.

 

Razem : 21,8 mln.

 

Odeszli:

Grand – wolny

Holosko – 2,2 mln.

Rozenhal – 2,1 mln.

Scott – 1,6 mln.

 

Razem: 5,9 mln.

 

Najważniejsze transfery na świecie:

Cristiano Ronaldo – z Man Utd. do Milanu – 31,5 mln.

Huddlestone – z Tottenhamu do Chelsea – 22 mln.

Bojinov – z Dortmundu do Romy – 21 mln.

Werner – z Herty do Chelsea – 20,5 mln.

 

Nasz rywal w LM się zbroi...

 

Finanse klubu:

Stan konta: 10,5 mln.

Płace: limit 1,4 mln. – wykorzystano 940 tys.

Transfery: 17,3 mln. – zostało 1,4 mln.

 

.....................................................................

 

Znowu wyjazd i tylko trzy dni wypoczynku...

 

01.09.2010.Środa

Mecz mistrzowski: Montpellier – Toulon

Był to siódmy mecz w ciągu miesiąca i zawodnicy mieli prawo być zmęczeni. Już pierwsza akcja gospodarzy mogła zakończyć się bramką, ale soczysty strzał Bueno w pięknym stylu obronił Lloris. Bueno był coraz groźniejszy, a moja obrona ospale zbierała się do każdej interwencji. Jednak z przewagi miejscowych nic nie wynikało, pomimo wielu prób strzeleckich na naszą bramkę i bardzo dobrej gry Bueno. A my? Pierwszy, niecelny (!) strzał oddaliśmy dopiero w 35 minucie, kiedy Zubar uderzył wysoko nad poprzeczką, łamiąc gałęzie pobliskich drzew.

W drugiej części było jeszcze gorzej. Najpierw Zubar zgubił piłkę, ale Bueno przegrał pojedynek sam na sam z Llorisem, a za chwilę słupek uratował nas od utraty gola. Musiałem zareagować, bo środek pola nie istniał, obrona nie nadążała i od dłuższego czasu pachniało bramką dla rywali. Przetasowałem słabą obronę, Besagno poszedł na defensywnego pomocnika i w systemie 4-2-3-1 w końcu zaczęliśmy atakować. Końcówka należała zdecydowanie do nas. Verhoek mógł zostać bohaterem, ale w dwóch dogodnych sytuacjach brakło mu precyzji.

 

I liga – 7 kolejka

Montpellier[15] – Toulon[2] 0:0

Widzów: 7239

Gracz meczu: K’Bidi 8

Notes: Mecz nie zachwycił. Plusem jest bilans straconych bramek po siedmiu meczach – tylko cztery, w tym dwie z rzutów karnych. Mamy 10 dni przerwy, aby zebrać siły do dalszej walki...

Odnośnik do komentarza

Rozpoczęły się Eliminacje ME Serbia i Czarnogóra 2012. Reprezentacja Polski trafiła do grupy z Francją, Belgią, Irlandia Płn. i San Marino. Zaczęliśmy zwycięsko pokonując Irlandię Płn. 3:2 ( Smolarek, Piszczyk, Delura).

 

Szlagierowy mecz z Lyonem był początkiem bardzo napiętego terminarza, gdzie mecze niemal bez przerwy rozgrywaliśmy co trzy dni. Po trzech kolejnych remisach nie bardzo wiedziałem, jakich roszad dokonać, ale w końcu coś tam zmieniłem, kogoś usunąłem, przestawiłem, wystawiłem i wydawało się, że będzie dobrze...

 

11.09.2010. Sobota

Mecz mistrzowski: Toulon – Lyon

W tym sezonie tyły trzymały się mocno i nic nie zapowiadało, że coś może się zmienić na gorsze. Jednak nie przewidzieliśmy, że trafimy na człowieka w swojej życiowej formie, bezlitośnie wykorzystującego każdy nasz, nawet najdrobniejszy błąd. Fred od początku spotkania sprawiał nam poważne kłopoty i nie pomogło nawet oddelegowanie K’Bidiego do indywidualnego krycia. Napastnik Lyonu łatwo dochodził do sytuacji strzeleckich, ale na szczęście Lloris czujnie wyłapywał jego strzały. My próbowaliśmy wprawdzie atakować, ale okazji nie mieliśmy za wiele. I oto w 25 minucie Monseauro niefortunnie dotknął piłki ręką i sędzia wskazał na „wapno”. Mantigou strzelił zbyt lekko, pozwalając Coupet na sparowanie strzału, dobitkę Mantigou Coupet znowu obronił, aż w końcu do piłki dopadł Ekin i dobił strzał kolegi 1:0! Niedługo cieszyliśmy się tym prowadzeniem, bo Fred w końcu zaczął trafiać. Wystarczyło 5 minut i na prowadzenie wyszli goście po kapitalnych uderzeniach Freda z rejonu pola karnego 1:2. Gdy zdesperowany podwoiłem krycie nad Brazylijczykiem, wykorzystał to Gonzalez, który mając sporo miejsca w linii naszej obrony wjechał w pole karne i płaskim, technicznym strzałem podwyższył wynik na 1:3.

W szatni padły ostre słowa, nie żebym obrażał piłkarzy, ale musiałem jakoś wstrząsnąć drużyną i wykrzesać z nich resztki ambicji:

 

- Co to, Święty Mikołaj? Punkty rozdajemy na prawo i lewo? Panienki biegają po boisku, jakieś baletnice, a nie chłopy z twardymi jajami i fujarami po kolana? 45 minut szansy wam zostało, dla niektórych mogą to być ostatnie minuty na boisku – radzę przemyśleć!

 

Wznowiliśmy grę z nowymi siłami i świeżym duchem do walki. Moreira popędził lewą stroną – teraz mu się chciało, leniowi – dośrodkował w pole karne i John pięknym szczupakiem trafił do siatki 2:3. To mi się zaczęło podobać, a gdy za drugą żółtą kartkę boisko opuścił Abidal, byłem niemal pewien, że damy radę. Niestety, biliśmy głową w przysłowiowy mur obronny wroga żałośnie bezradni i nie pomogło nic – ani zmiany personalne, ani zmiany taktyczne. Wynik pozostał ten sam i pierwsza nasza porażka stała się faktem.

 

I liga – 8 kolejka

Toulon[3] – Lyon[6] 2:3 (1:3)

28’ – Ekin 1:0

31’ – Fred 1:1

33’ – Fred 1:2

45’ – Gonzalez 1:3

46' - John 2:3

 

Widzów: 9977

Gracz meczu: Fred 8

Notes: Kiedyś musieliśmy przegrać, ale dlaczego właśnie z Lyonem. Dawno nie wygraliśmy i trzeba się zastanowić nad przyczyną.

 

Czas na Chelsea...

Odnośnik do komentarza

A kto to jest Wójcik? :-k

 

 

czwarty mecz bez zwyciestwa... what's up?

:doh!:

 

Nazajutrz podeszło do mnie kilku najstarszych graczy i wyrzuciło wszystko to, co im leżało na sercu:

 

- Trenerze, wydaje nam się, że trenujemy za ciężko. Gramy, co trzy dni, a treningi siłowe i wytrzymałościowe jedziemy jak w okresie przygotowawczym. Nie kwestionujemy pana metod, ale...

 

- Zajęcia wam się nie podobają ? – przerwałem niezręczną dla mnie dyskusję. - Hm... Do medyka testy porobić, o saunę zahaczyć i gnaty w basenie pomoczyć, dzisiaj macie wolne.

 

Wróciłem do domu i zacząłem przeglądać mój długoterminowy plan zajęć. Ja, durny! Konspekty pomyliłem! No jasne, że jedziemy za mocno, przecież zawodnicy nie mają ochoty biegać po boisku, są u kresu sił, a ja ich jeszcze na treningach gonię! Trzeba teraz wybrnąć jakoś z tej sytuacji, terapię ozdrowieńczą nakazać, aby wszyscy do normalnej dyspozycji wrócili...

Odnośnik do komentarza

200:1 – tyle dawano nam szans na wygranie Ligi Mistrzów. Tym razem nasi kibice byli bardziej powściągliwi i nie pobrali kredytów gotówkowych na nowe zakłady...

 

Wizyta Chelsea zelektryzowała tłumy, bilety u koników sięgały rekordowych sum, a nasz stadion mógł pomieścić tylko 10 tysięcy widzów. Po przeanalizowaniu składu personalnego rywali musiałem zmienić nasz sposób gry - nie mieli oni żadnego słabego punktu.

 

15.09.2010. Środa

Liga Mistrzów: Toulon – Chelsea

Ostrożne ustawienie 4-2-3-1 dawało nam spokojną grę przez długi czas. Graliśmy swoją piłkę, nie bojąc się rywala i szukając okazji do kontrataku. Było spokojnie, za spokojnie... W zupełnie niegroźnej sytuacji Lampard dopadł piłki i z trudnej pozycji zdecydował się na strzał, co kompletnie zaskoczyło Llorisa. Piłka szybowała w powietrzu 25 metrów i wpadła do siatki obok rozpaczliwie interweniującego bramkarza 0:1. Po tak niespodziewanym ciosie długo nie mogliśmy się podnieść, pozwoliliśmy rywalowi rozwinąć skrzydła i pokazać pełnię swych walorów. Na szczęście Carlton Cole nie miał najlepszego dnia i na przerwę schodziliśmy z minimalnymi stratami.

Nie bardzo wiedziałem, co zrobić, aby nasza gra się poprawiła. Nie miałem żadnego pomysłu na zmianę przebiegu gry, toteż ryknąłem tylko w szatni: DO ATAKU !!! i wygoniłem podopiecznych na drugą połowę.

W drugiej odsłonie rywale pokazali prawdziwą klasę, praktycznie nie dając nam powąchać piłki. Biegaliśmy jak barany, a oni spokojnie rozgrywali piłkę między sobą. Ta bezradność mnie dobiła i nie mogąc na to patrzeć zszedłem do szatni przed końcem meczu...

 

Liga Mistrzów - I runda [1/6]

ToulonChelsea 0:1 (0:1)

33’ – Lampard

 

Widzów: 9967

Gracz meczu: Lampard 8

Notes: Pokazali nam jak się gra w piłkę. Czyżby za wysokie progi?

Odnośnik do komentarza

czujność - 20

-----------------

 

Po sześciu meczach bez zwycięstwa trzeba było zareagować błyskawicznie, ponieważ lont pod moją dupą został umieszczony, a jakiś przydupas prezesa pobiegł już po zapałki.

Wczesnym rankiem, nazajutrz po meczu z Chelsea, zwołałem Nadzwyczajną Radę Ocalenia Mojej Dupy, czyli krótko NROMD. W skład weszli wszyscy moi współpracownicy, którzy wywołani do tablicy przedstawili swój punkt widzenia na całą, zaistniałą sytuację. Po przeanalizowaniu za i przeciw, wysłuchaniu mądrych i głupich rad, oto co postanowiłem:

 

- W najbliższym meczu wyjazdowym z Monaco wystąpią zawodnicy wypoczęci, głodni gry, nawet ci, którzy nie wąchali trawy przez bardzo długi okres. Wszyscy piłkarze, którzy grali w większości dotychczasowych spotkań idą na odpoczynek, regenerować siły przed kolejnymi meczami. W związku z tym, że gramy teraz, co trzy dni, musimy ustalić dwie wyjściowe jedenastki, aby w każdym spotkaniu być gotowym na 100% swych możliwości.

 

Jednak minął kolejny dzień i zacząłem się zastanawiać, czy aby dobrze robię i czy w Monaco nie dojdzie do kompromitacji. Na wszelki wypadek spróbowałem załatwić sobie pomoc z zewnątrz.

 

- Cześć przyjacielu! Jak tam w Rumunii? Widzę, że radzisz sobie nieźle, trafiłeś na podatny grunt ze swoimi zdolnościami... organizacyjnymi. Musisz mi pomóc, proszę. Siedzę w tej Francji, gnębią mnie niemiłosiernie, meczu wygrać nie mogę, a na dodatek jadę do Monaco w rezerwowym składzie. Rusz swoje kontakty, zadzwoń do „Wiadomo do Kogo”, a odwdzięczę się hojnie. Skrzynkę najlepszego szampana ci przyślę, najbardziej „francuskie” z francuskich panienek, chłopców z Lasku Bulońskiego - co zechcesz!

 

- Nie mogę! Zrozum, ja tu na minie siedzę, dwa lewe paszporty noszę zawsze przy sobie, bo jak będę problemy, to nie wiem, przez którą granicę uciekać. Chodzą za mną jakieś dwa garnitury, węszą wszędzie, nawet do sracza mi zaglądali. Zapomnij, że mnie znałeś, skasuj mój numer telefonu, wymaż z pamięci, żebyś sam w poważne kłopoty nie wpadł.

 

- Taki kolega jesteś? Zapomniałeś jak mecze w „okręgówce” kupowaliśmy za skrzynkę wódki, jak z zelmerowskiej fabryki przemycaliśmy przez płot odkurzacze i miksery dla sędziów, jak w środku nocy sprowadzałem dla twojego obserwatora* kurewki z Ukrainy? A ty taki kolega jesteś, tak?

 

- No dobra... Zobaczę, co się da zrobić. Ale ten jeden, ostatni raz. A potem zapomnij o mnie, tej rozmowy nigdy nie było, nie znamy się.

 

- Coś taki zestresowany? Przecież w Rumunii wszyscy sędziowie są przekupni... w sądach też.

 

 

* obserwator – wystawia oceny sędziom. Lepiej z nim załatwiać mecze, bo on ustawi ci każdego sędziego, obiecując wysoką notę.

Odnośnik do komentarza
Nie uciekaj jednak z Toulon

Ja się dopiero rozkręcam :D

------------------------------------

 

Rezerwowy skład nie był wcale taki słaby. Miałem wyrównana kadrę i do gry przeciwko Monaco wystawiłem w większości tych, którzy nie grali za wiele w ostatnim meczu z Chelsea. W składzie znaleźli się między innymi: napastnik Almeida, środkowi pomocnicy Hautcoeur i Youffre, oraz obrońcy K’Bidi i Mantigou – wszyscy stanowili trzon zespołu w ubiegłym sezonie. W przodzie dostał szansę Petar Kolev, a prawą stronę zapchał nie grający od ponad roku Tokpa. Z pierwszego składu zostawiłem jedynie bramkarza i bocznych obrońców, rezygnując z wystawienia dublerów w obawie przed poważnym osłabieniem tych pozycji.

 

Przed meczem kilka uwag miałem jedynie do Petara Koleva:

- Wiem, że z ciebie niezły prowokator, wystarczy spojrzeć na twoją poobijaną mordę. Mógłbyś z obrońcami trochę podyskutować, może dadzą się wyprowadzić z równowagi?

 

19.09.2010. Niedziela

Mecz mistrzowski: Monaco – Toulon

Wyszliśmy bez kompleksów, a nowi gracze przejawiali dużą ochotę do gry. Tyły trzymały się mocno, a z przodu niezwykle aktywny Almeida siał popłoch wśród obrońców Monaco. Minął kwadrans gry, a Hugo znowu urwał się po skrzydle, podniósł głowę i zagrał w pole bramkowe, gdzie Kolev wygrał pojedynek główkowy i skierował piłkę do siatki 0:1! Lepszego scenariusza nie mogliśmy sobie wyobrazić! Przez kolejne minuty nic wielkiego się nie działo, aż pod koniec pierwsze połowy znowu dał znać o sobie Kolev. Goście wybijali rzut wolny, a Petar stanął tyłem do Nestora i ukradkiem złapał go za jaja. Nestor krzyknął z bólu i wymierzył mojemu zawodnikowi siarczystego kopniaka, co nie uszło uwadze pana sędziego i gracz gospodarzy wyleciał z boiska.

- Bardzo dobrze panie sędzio, koniec z bandytyzmem na boisku! – krzyknąłem wielce uradowany.

 

Z przewagą jednego zawodnika grało nam się łatwiej, ale przecież z przewagą dwóch byłoby jeszcze lżej. Po przerwie Kolev sfaulował N’Zogbia i chcąc go przeprosić podał mu rękę, przy okazji wbijając z całej siły korki w jego stopę. N’Zogbia, niczym rasowy bokser, wymierzył mu potężny cios w szczękę i za chwilę musiał opuścić boisko. Rywale zostali w dziewięciu! Jednak długo nie mogliśmy strzelić następnej bramki, a rywale o mało, co nie wyrównali po szybkiej kontrze. Na szczęście do akcji wkroczył arbiter i podarował nam karnego, za rzekomy faul Mido na Petarze Kolev’ie (oczywiście!) 0:2. Mecz stał się jednostronny, dołożyliśmy jeszcze jedną bramkę, a pan sędzia jeszcze jednego karnego. Gola zdobył Almeida po dokładnym dośrodkowaniu Moreiry, a pechowym egzekutorem jedenastki okazał się Youffre.

 

I liga – 9 kolejka

Monaco[5] – Toulon[4] 0:3 (0:1)

15’ – Kolev 0:1

62’ - Youffre 0:2 rz.k

73’ – Almeida 0:3

 

Widzów: 16447 (15 tysięcy z Toulonu!)

Gracz meczu: Moreira 9

Notes: Dwa karne i dwie czerwone kartki :] Ja w tym palców nie maczałem :D

Odnośnik do komentarza

Do spotkania przed własną publicznością z Ajaccio przystępowaliśmy w całkowicie nowym składzie personalnym. Żadnego z bohaterów wcześniejszego meczu nie chciałem przemęczać i musiałem posiłkować się kolejnymi nieprzygotowanymi zawodnikami. I tak w wyjściowej jedenastce wybiegł pomocnik Gigon, a na lewej obronie odkurzyłem Boche’a. Bardzo liczyłem na 3 punkty i dogonienie uciekających nam rywali...

 

22.09.2010. Środa

Mecz mistrzowski: Toulon – Ajaccio

Mecz się odbył. Jednak niewiele o nim można dobrego powiedzieć. Od dłuższego czasu jakiś marazm wkradł się w poczynania niektórych zawodników i drużyna w niczym nie przypominała walczącej hordy z ostatniego wyjazdu. Strzał w poprzeczkę Besango na początku meczu, to wszystko, na co nas było stać. Zawsze ciężko nam się grało z przeciwnikiem nastawionym defensywnie, ale przynajmniej zawsze stwarzaliśmy okazje bramkowe. A tu nic... W drugiej części nie schodziliśmy z połowy przeciwnika, ale nie dało to żadnego rezultatu. Byliśmy bezradni, dochodząc w okolice pola karnego traciliśmy głowę, a ja kolejne wyrwane ze złością włosy. Koszmar...

 

I liga – 10 kolejka

Toulon[3] – Ajaccio[9] 0:0

 

Widzów: 4664

Gracz meczu: Loval-Landre 8

Notes: Muszę poważnie zastanowić się nad sensem wystawiania niektórych zawodników. Biorąc pod uwagę ich umiejętności, powinni błyszczeć, a są kompletnie niewidoczni. Poczekam jeszcze trochę i zobaczę, czy zluzowanie treningów nie przyniesie efektów.

Odnośnik do komentarza

Znowu nastąpiły przetasowania w składzie i ze świeżymi zawodnikami w protokole meczowym pojechaliśmy walczyć z drużyną Lens. Z miernego występu przeciwko Ajaccio ostał się w wyjściowej jedenastce tylko prawoskrzydłowy Verhoek, który zszedł w tymże meczu po godzinie gry i boczny obrońca Loties, który również nie dokończył tego spotkania, schodząc z placu boju z lekkim urazem.

 

25.09.2010. Sobota

Mecz mistrzowski: Lens – Toulon

Hugo Almeida sygnalizował już powrót do szczytowej formy tydzień wcześniej, ale to, co zrobił przy pierwszym kontakcie z piłką przeszło najśmielsze moje oczekiwania. Zaczęliśmy od środka i po wymianie kilku podań piłka znalazła się przy nodze mojego snajpera, który przepięknym slalomem wzdłuż pola karnego minął wszystkich obrońców i uderzył w samo okienko bramki Rame 0:1! Majstersztyk! Graliśmy znowu jak z nut - szybko, składnie, a na dodatek skutecznie. Verhoek odnalazł zagubioną formę i zakręcił na skrzydle obrońcą, a potem podał po ziemi do Almeidy, który przytomnym wślizgiem zdobył swojego drugiego gola 0:2. Nic nie mogło nas złamać, nawet kardynalny błąd bramkarza Llorisa, który za długo bawił się z piłką i dał ją sobie odebrać napastnikowi gospodarzy. W ten dziwny sposób Ekra zdobył kontaktową bramkę, a miejscowi poczuli na nowo swoją szansę.

W drugiej części przeszedłem na defensywną piramidkę 4-3-2-1, bo gospodarze coraz groźniej atakowali, wprowadzając defensywnego pomocnika Besagno za napastnika Koleva. Jednak tego dnia nie dopuszczaliśmy myśli o stracie jakichkolwiek punktów. Wystarczyła jedna akcja moich skrzydłowych LemaitreVerhoek, po której ten ostatni podwyższył wynik, aby miejscowi stracili ochotę do gry i uznali naszą wyższość 1:3!

 

I liga – 11 kolejka

Lens[17] – Toulon[4] 1:3 (1:2)

1’ – Almeida 0:1

14’ – Almeida 0:2

21’ – Ekra 1:2

78’ – Verhoek 1:3

 

Widzów: 2748

Gracz meczu: Verhoek 9

Notes: Na wyjazdach gramy zdecydowanie lepiej, bilans 4-2-0, u siebie 2-2-1. Mamy tylko 2 punkty straty do prowadzącego P.S.G.

 

 

Czas na Barcelonę...

Odnośnik do komentarza

Prorok ? :|

------------------

 

Operację „Barcelona” rozpoczęliśmy już w poniedziałek, wysyłając do jaskini lwa prezesa Bencivengo, który po epizodzie w Zurichu stał się serdecznym przyjacielem Joana Laporty.

 

- No jak tam panie prezesie? Ten Nou Camp rzeczywiście taki duży? – zadzwoniłem do niego wypytać o szczegóły.

- Duży, ogromny... Wszystko cacy w tej Barcelonie, ale dlaczego takie niedobre wino tutaj mają?

- A hotel, nada się?

- Żadnych schodów przeciwpożarowych nie ma, pokoje są na 10 piętrze, więc przez okna skakać nie będą na nocne eskapady. Windę już popsułem, a kucharki i pokojówki wysłałem na badania lekarskie, aby nam jakiegoś świństwa po drużynie nie rozsiały. Wszystko mam pod kontrolą...

 

Organizacja była na medal, toteż mogłem zając się przygotowaniem drużyny od strony sportowej. Miałem niezły dylemat z wystawieniem optymalnej jedenastki. Wychodziło, że wracał „pierwszy” skład, ale jak mi znowu bezbarwną grę zafundują? Z drugiej strony to oni byli wypoczęci, a zluzowanie reżimu treningowego musiało w końcu przynieść efekty? Taktyka nie mogła być ofensywna, dlatego ustawiłem 4-3-1-2 z trzema defensywnymi pomocnikami, co z reguły dawało spokój w środku pola i przesunięcie ciężaru gry na boki. Wrzutki nie były dla nas groźne, miałem przecież rosłych obrońców, a dodatkowo głęboko cofnięty pomocnik zagęszczał okolice środka pola karnego. Teoria wyglądała całkiem przyzwoicie, ale jak to się będzie miało do rzeczywistości?

 

Na dwie godziny przed gwizdkiem sędziego wyszliśmy na płytę boiska, aby sprawdzić stan zielonej murawy. Spacerowali już po niej piłkarze Barcelony, a wśród nich Ronaldinho, który na mój widok lekceważąco się uśmiechnął. Od razu przypomniał mi się dziwny sen sprzed kilku miesięcy. Teraz miałem zamiar wykrzyczeć mu to samo „na żywo”, ale Krzywozębny uciekł do szatni na przedmeczową odprawę.

 

Wyszliśmy pierwszym składem, na boisku z poprzedniego meczu pojawili się tylko pomocnik Hautcoeur oraz obrońcy K’Bidi i Moreira.

 

Rozgrzewka dobiegła końca, do meczu pozostało kilkanaście minut...

Odnośnik do komentarza

.....................................

 

28.09.2010. Wtorek

Liga Mistrzów: Barcelona - Toulon

Kiedy sędzia zagwizdał po raz pierwszy nie bardzo było wiadomo, kto tu faworyt, a kto chłopiec do bicia. Już pierwsza nasza akcja powinna zakończyć się golem, ale John fatalnie spudłował z kilku metrów. Druga akcja również powinna zakończyć się golem, ale Falardo i Ekin na zmianę zmarnowali stuprocentową sytuację. Kiedy John po raz kolejny przegrał pojedynek sam na sam, zacząłem się zastanawiać ile okazji potrzebuje na strzelenie choćby jednej bramki. Barcelona, to jednak Barcelona i również nam zagroziła, ale na szczęście Delgado przestrzelił w wybornej sytuacji. Tyle emocji, a mieliśmy dopiero 10 minutę meczu! Przez kolejne to my posiadaliśmy przewagę, mnożyły się rzuty rożne, ale nic z nich nie wynikało.

 

Po przerwie obraz gry nie uległ zmianie. Przeciwnicy, skutecznie zneutralizowani daleko od naszej bramki, motali się w chaotycznych akcjach, a nam brakowało zawsze centymetrów, bądź milimetrów do przechylenia szali zwycięstwa na nasza stronę. Jednak moi napastnicy powoli tracili wiarę w możliwość strzelenia gola i za bramką zaczął się rozgrzewać mój joker, człowiek w życiowej formie – Hugo Almeida. Na boisku pojawił się w 70 minucie i odmienił od razu losy meczu. Po dwóch minutach pomknął do piłki jak błyskawica, wziął na plecy naciskającego go obrońcę, wpadł w pole karne i precyzyjnym uderzeniem w krótki róg wprawił nas w stan ekstazy nie do opisania 0:1 !!! Gospodarze postawili wszystko na jedną kartę, atakując całą niemal drużyną. Zareagowałem niemal natychmiast i do szatni odesłałem Koleva, a na jego miejsce wszedł kolejny obrońca Mantigou. W ustawieniu 1-4-3-1-1 mieliśmy dotrwać do samego końca. W naszym polu karnym kotłowało się niemiłosiernie, piłkarze „Barcy” dwoili się i troili, ale zawsze znalazł się ktoś, kto w ostatniej chwili ekspediował piłkę daleko od nasze bramki.

 

Nadeszła ostania minuta doliczonego czasu, kiedy wybijaliśmy rzut rożny. I nagle serce przestało mi bić, ręce zdrętwiały, a usta zastygły w niemym przerażeniu. Za dużo obrońców poszło do przodu, a ja nie zdążyłem zareagować! Kontratak gospodarzy musiał się powieźć – byli 3x2 i w końcu Ronaldinho pomknął sam w kierunku bramki Llorisa. - Wszystko stracone przez moją nieuwagę, cały wysiłek na nic przez moje niedopatrzenie – złe myśli przechodziły mi przez głowę. Ronaldinho wpadł w pole karne i zrobił zwód w lewo, oczywiście, że w lewo, na swoją lepszą nogę! Lloris, szczwany lis, wyczekał do końca i ku mojej niesamowitej uldze sparował strzał na rzut rożny! Kamień spadł mi z serca, ale to nie był koniec meczu, przecież jeszcze gospodarze wybijali rzut rożny. Bramkarz Katalończyków – Valdez – pomknął do przodu, nie było już czego bronić, przecież to ostatnia akcja. Pizzaro wstrzelił mocno podkręconą piłkę w pole bramkowe, ale my byliśmy czujni i mocni w powietrzu jak orły. Uruchomiliśmy Almeidę ! Nie było obrońców, nie było bramkarza, tylko on i pusta bramka! Strzelił z 40 metrów, ale my nie czekaliśmy, aż piłka wpadnie do siatki, biegaliśmy jak opętani w radosnym amoku! To koniec, to przecież koniec!

 

Stadion zamilkł, ludzie z niedowierzaniem patrzyli na te wydarzenia. Cisza, kompletna cisza i tylko białe chusteczki wyciągnięte przez fanów fruwały nad głowami. Dosyć tej kompromitacji...

 

Liga Mistrzów – I runda [2/6]

BarcelonaToulon 0:2 (0:0)

72’ – Almeida 0:1

90+3’ – Almeida 0:2

 

Gracz meczu: Moreira 10 (lewy obrońca)

Notes: Przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem...

Życie już nie będzie takie samo po tym zwycięstwie :D Teraz już wiem, dlaczego Marseille zbiła ich niemiłosiernie w PUEFA, przecież to kolos na glinianych nogach. Drużyny kończyły mecz w takich ustawieniach.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...