Skocz do zawartości

Południowy kociołek


Rekomendowane odpowiedzi

Piłkarze wyszli z tunelu, a ja tuż za nimi. Mmm… zapach Ligi Mistrzów wciągnąłem głęboko w nozdrza. Biało-zielony stadion wył, huczał, parskał… Miejscowi kibice chcieli nas zaszczuć w narożniku boiska, abyśmy klęknęli i poprosili o litość. Ale moi zawodnicy byli przygotowani do wojny z dzielnymi synami Szkocji (dużo ich tam pewnie nie było) i nie ulękli się wrogiego przywitania.

 

Do boju!!!

 

13.09.2011. Środa

Liga Mistrzów: Celtic – Toulon

Spodziewaliśmy się huraganowych ataków zmotywowanych graczy Celticu na początku meczu i nie zawiedliśmy się. W pierwszych trzech minutach Szkoci powinni prowadzić dwoma bramkami, ale najpierw Kevin Kyle fatalnie spudłował z 4 metrów, a chwilę później, po ogromnym zamieszaniu pod naszą bramką, Lloris, ofiarną interwencją zastopował strzał Borellio. My odgryźliśmy się szybkim atakiem, po którym Almeida w ostatniej chwili został zablokowany. Jednak gospodarze byli tak zdeterminowani, że biegali dosłownie wszędzie i ciężko było się połapać, kto i na jakiej pozycji grał. Kevin Kely zaprzepaścił kolejne dwie okazje, które zmusiły mnie do natychmiastowej reakcji. W 20 minucie nastąpiła pierwsza zmiana w mojej drużynie. Sean Kelly był zupełnie nieprzydatny, podając wszystkie piłki do przeciwników i wpuściłem za niego Leclerca, który zawsze dokładnie rozgrywał piłkę. Z biegiem czasu napór miejscowych słabł i mieliśmy wrażenie, że najgorsze za nami. I rzeczywiście, ponieważ w końcówce pierwsze połowy to my zaczęliśmy groźnie atakować. Tuż przed przerwą, po kolejnej składnej akcji środkiem pola, piłkę otrzymał Almeida i krótkim podaniem w pole karne obsłużył wychodzącego na czystą pozycję Koleva, a ten precyzyjnym uderzeniem w krótki róg dał nam prowadzenie! 0:1!

 

Po tak szczęśliwym prowadzeniu nie było, na co czekać i na drugą część wyszliśmy z typowo defensywnym ustawieniem. W szatni zostawiłem Almeidę i Koleva, a na plac gry posłany został piąty obrońca Mantigou i osamotniony na szpicy ataku szybki Vuković. Rywale, nie mogąc znaleźć skutecznej recepty na naszą defensywną grę, potracili zupełnie głowy. Atakowali tak zawzięcie, że zapomnieli o obronie własnej bramki. Zaledwie 5 minut po wznowieniu gry Youffre popędził sam na bramkę przeciwnika, mając całą połowę zupełnie pustą, i już przygotowywał się do oddania strzału, kiedy powracający Andy Millar wyciął go brutalnie tuż przed polem karnym. Czerwona kartka ewidentna i gospodarze zostali w dziesięciu. W tej sytuacji nie stworzyli już żadnego zagrożenia pod naszą bramką, a my kontratakowaliśmy przy każdym niemal przejęciu piłki. Niestety, albo niedokładnie dogrywaliby sobie piłkę, albo fatalnie przed bramką zachowywał się Vuković i druga bramka dla nas nie padła. Nie miało to żadnego znaczenia, gdyż najważniejsze były trzy punkty wywiezione z gorącego terenu!

 

Liga Mistrzów – faza grupowa [1/6]

Celtic – Toulon 0:1 (0:1)

44’ – Kolev

 

Widzów: 57365

Gracz meczu: Besagno 9

Notes: Było ciężko na początku, Kevin Kely może pluć sobie w brodę. Po strzeleniu bramki kontrolowaliśmy już mecz…

Odnośnik do komentarza

Euforia po zwycięstwie przerodziła się na drugi dzień w głęboki smutek. Otóż, na lekkim treningu Albin Ebondo tak nieszczęśliwie upadł po wyskoku do górnej piłki, że zerwał wiązadła kolanowe i pewnie nie zobaczymy go już w tym sezonie na boisku. Zawodnik, który kosztował nas 11 mln. euro miał stać się ostatnim, ważnym ogniwem żelaznej defensywy i pierwsze mecze potwierdzały jego wielkie umiejętności. Niestety, los zadecydował inaczej i Ebondo, przy odrobinie szczęścia, może dopiero wystąpić w oficjalnym meczu pod koniec maja… w finale Ligi Mistrzów?

 

17.09.2011. Sobota

Mecz mistrzowski: Angers – Toulon

Znowu wystąpili dublerzy, ale z obrony musiałem wykluczyć Franka Mantigou, który musi zastąpić w pierwszej jedenastce kontuzjowanego Ebondo. Bardzo obawiałem się, jak spisywać się będzie całkiem nowa obrona i przebieg meczu tylko potwierdził moje obawy. Na szczęście mieliśmy w bramce małego „wielkiego” Mike Van Hammela, który bronił w tak nieprawdopodobnych sytuacjach, że co chwilę przecierałem oczy ze zdumienia, jak on mógł to zrobić. Nasz defensywa pozwalała gospodarzom na bardzo wiele i musiałem aż trzy razy zmieniać ich ustawienie, aby w końcu gra obronna wyglądała przyzwoicie. Na szczęście w ataku nie próżnowaliśmy i niezawodny Pitman wyprowadził nas po kwadransie gry na prowadzenie, dobijając piekielnie mocny strzał Granda 0:1. Kiedy w 35 minucie dwóch zawodników gospodarzy znalazło się przed pustą bramką, musiał być gol… ale nie było. Zupełnie niewytłumaczalnie Van Hammel najpierw obronił pierwszy strzał, a gdy drugi napastnik dokładał nogę, mając trzy metry do bramki, Mike podniósł się błyskawicznie i czubkami palców zastopował jego strzał. Fenomen, istny fenomen! W 68 minucie był już bezradny, gospodarze znowu wymanewrowali moją obronę i uderzenie Lopeza zmierzało do bramki. Jednak tym razem wyręczył go K’Bidi, wybijając piłkę z linii bramkowej. Uff… to się musiało zemścić na gospodarzach i po szybko przeprowadzonej akcji prawą stroną Leclerc dograł płasko po ziemi na wysokość pola bramkowego, a tam niezawodny Pitman dostawił tylko nogę 0:2! Było po meczu, a zwycięstwo zawdzięczaliśmy tylko jednemu człowiekowi, Mike’owi Van Hammel’owi.

 

I liga - 8 kolejka

Angers[15] – Toulon[2] 0:2 (0:1)

15’ – Pitman

79’ – Pitman

 

Widzów: 3836

Gracz meczu: Pitman 8

Notes: Ojciec zwycięstwa jest tylko jeden - Van Hammel. Jednak rezerwowi obrońcy nie stanowią solidnej zapory

Odnośnik do komentarza

Nasz kolejny mecz przebiegł według znanego i lubianego scenariusza. Właściwie za całe sprawozdanie wystarczy kilka lakonicznych sformułowań…

 

21.09.2011. Środa

Mecz mistrzowski: Toulon – Monaco

Zagraliśmy w najsilniejszym ustawieniu naszej defensywy. Goście stworzyli tylko jedną sytuację w końcówce meczu, po której Mido trafił w boczna siatkę. Tym razem strzeliliśmy aż dwie bramki, ale dopiero w drugiej połowie meczu. Autorem obydwu trafień był Nik Besagno, który wykorzystał idealne dośrodkowania z rzutów rożnych Verhoeka. Zaksięgowaliśmy kolejne punkty bez strat bramkowych.

 

I liga – 9 kolejka

Toulon[1] – Monaco[7] 2:0 (0:0)

51’ – Besagno

69’ – Besagno

 

Widzów: 8137

Gracz meczu: Besagno 9

Notes: Forma Besagno jest imponująca, średnia ligowa 8,0.

Odnośnik do komentarza

Na wyjazd do Montpellier pojechali sami rezerwowi, a zawodnicy przygotowujący się do spotkania Ligi Mistrzów z Olympiakosem dostali ścisłe wytyczne, jak mają w tym czasie zagospodarować sobie wolny czas:

 

1) Wziąć dziewczynę (kochankę(a), żonę) do cichej i przytulnej restauracji na romantyczną kolację – nie wolno celować wykałaczkami w oczy kelnera, który przyniósł nam zimny posiłek, wolno natomiast celować słomką, ale tylko w słabsze oko - odnowa nastrojowa; uspokojenie organizmu.

2) Iść do kina na „Terminatora”, aby zobaczyć jak małym wysiłkiem kładzie się na raz kilkunastu przeciwników – nie wolno wgłębiać się w scenariusz filmu, wolno natomiast przynieść akcesoria potrzebne do wiernego odtworzenia tego, co się dzieje na ekranie - przygotowanie wstępne; pobudzenie agresji.

3) Dać w mordę sąsiadowi, który po raz kolejny zwraca ci uwagę, że twój pies obsikał mu nowiutkie opony błyszczącego Renault – nie wolno kopać psa obcasem i zakopywać go w ogródku, nie wolno kopać gderającej za uchem żony i zakop… i zamykać jej w kuchence mikrofalowej, zamrażać w zamrażalniku, odwirowywać w pralce (niepotrzebne skreślić), wolno zakopać w ogródku (ale nie swoim) psa sąsiada i wolno wypierdolić żonę do teściowej - poziom adrenaliny wzrasta, agresja przeradza się w chęć niszczenia wszystkiego, co stanie nam na drodze; syndrom Terminatora pobudzony maksymalnie.

4) W tunelu prowadzącym na murawę naszego stadionu nie wolno przeciwnikom przegryzać aorty i kąsać ich po łydkach, wolno warczeć i pluć w oczy klejącą się wydzieliną – organizm zaprogramowany na totalne unicestwienie przeciwnika, agresja i niszczycielski amok na najwyższym poziomie.

 

Aneks:

1) W razie problemów zasięgnąć porady psychologa, psychiatry, trenera (niepotrzebne skreślić).

 

...........

 

A mecz ligowy? Tym razem tradycyjny plan się nie powiódł, gdyż w zespole naszych rywali znalazł się jeden śmiałek, który pokrzyżował nam szyki.

 

24.09.2011. Sobota

Mecz mistrzowski: Montpellier – Toulon

Problemy miałem z zestawieniem obrony, ponieważ w tygodniu kontuzji doznał Perquis. Na prawej obronie wystawiłem zatem pomocnika Granda, który miał trudne zadanie powstrzymać niebezpiecznego Mansare, którego miałem zamiar powołać do reprezentacji. Już w 2 min. Manscare ostemplował naszą poprzeczkę, dając nam do zrozumienia, że czekają nas ciężkie chwile. Jednak moje obrona radziła sobie całkiem nieźle i nie dopuszczała przeciwników do klarownych sytuacji. My natomiast mieliśmy w ataku ruchliwych napastników – Pitmana i Vukivić’a - ale żaden z nich nie potrafił wykończyć licznych kontrataków.

Sztuka ta udała się dopiero po przerwie, kiedy Pitman strzelił bez namysłu po otrzymaniu prostopadłej piłki. Bramkarz wprawdzie zdołał sparować ją przed siebie, ale dobitka ugrzęzła już w siatce 0:1! Najtrudniejsze było za nami, przeszliśmy do defensywy i nic nie wskazywało na to, że gospodarze zdołają wyrównać, pomimo coraz groźniejszych ataków z ich strony. Niestety, tym razem nie dotrwaliśmy do końca. Zawzięcie atakujący rywale dopięli swego i po strzale z bardzo ostrego kąta Quirino doprowadzili do wyrównania.

 

I liga – 10 kolejka

Montpellier[13] – Toulon[1] 1:1 (0:0)

55’ – Pitman 0:1

89’ – Quirino 1:1

 

Widzów: 8655

Gracz meczu: Pitman 8

Notes: Musimy się liczyć z tym, że czasem ktoś nam strzeli bramkę...

Odnośnik do komentarza

Samolot powrotny z Montpellier wylądował późną nocą. Na lotnisku czekał już klubowy autokar, który musiał nas zawieźć na stadion, gdzie wszyscy zostawili swoje samochody. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy na parkingu, przed klubowym budynkiem, zobaczyliśmy grupkę mocno przemoczonych i zziębniętych mężczyzn. Po wyjściu z autokaru okazało się, że są to nasi zawodnicy pierwszego składu, którzy nie wiedzieć czemu, w środku nocy, przy tak okropnej pogodzie, koczowali przed bramą stadionu.

- Trenerze, to kiedy ten mecz? – zapytał jeden z graczy, którego przekrwione, nienaturalnie wyłupiaste oczy świdrowały na wszystkie strony, szukając potencjalnego wroga.

- Jaki mecz? Ten z Olympiakosem dopiero za dwa dni! Co wy tu do cholery robicie?

- Czekamy i doczekać się nie możemy. Skoro za dwa dni, to sobie jeszcze kilka rozgrzewek zrobimy. Chłopaki! Do końca asfaltu tam i z powrotem skokami zajęczymi, a w drugiej serii robimy Nową Zelandię!

 

„Ka mate! ka mate! Ka ora! ka ora!

Ka mate! Ka mate! Ka ora! Ka ora!”

 

A niech se robią, co chcą, byleby tylko ten mecz wygrali…

 

28.09.2011.Środa

Liga Mistrzów: Toulon – Olympiakos

Ruszyliśmy do ataku od pierwszych minut, ale przeciwnicy nie myśleli nam ułatwiać zadania i zamurowali się przed własnym polem karnym. Na nic to się zdało, bo kiedy wybił magiczny kwadrans (który to już raz?), musieli wyciągać piłkę z siatki. Jedna z naszych nielicznych akcji środkiem pola zakończyła się sukcesem, kiedy dokładne, prostopadłe podanie od Gomisa zamienił na bramkę Almeida 1:0! Potem okazji było bez liku, ale szwankowała skuteczność i na przerwę schodziliśmy z minimalnym zapasem bramkowym.

Po przerwie nic się nie zmieniło, dalej atakowaliśmy, ale tego wieczoru skuteczność nie była naszą mocną stroną. Najlepszą okazję zaprzepaścił Gomis, który nie trafił do pustej bramki z 3 metrów. Goście dopiero w końcówce odważyli się zagrać ofensywnie, toteż musieliśmy grać bardzo uważnie i czujnie w defensywie. Na wszelki wypadek cofnęliśmy się na swoją połowę, nie zapominając jednak o groźnych kontratakach. Po jednym z nich goście ratowali się faulem i kończyli mecz w dziesiątkę. Jednak nic to nie pomogło - zadowoliliśmy się minimalna wygraną, chociaż patrząc na przebieg gry, zwycięstwo powinno być dużo wyższe.

 

Liga Mistrzów – faza grupowa [2/6]

Toulon – Olympiakos 1:0 (0:0)

15’ – Almeida

 

Widzów: 2684 (?)

Gracz meczu: Lloris 8 ( nasz bramkarz ???)

Notes: Trzy celne strzały w światło naszej bramki pozwoliły Llorisowi zostać graczem meczu? – dziwne…

Odnośnik do komentarza

W niedzielę czekał nas ciężki pojedynek z Lyonem, toteż nie zdecydowałem się na roszady w składzie i na plac gry wybiegli w większości zawodnicy pierwszej jedenastki.

 

02.10.2011. Niedziela

Mecz mistrzowski: Toulon – Lyon

Goście kompletnie mnie zaskoczyli, koncentrując się wyłącznie na obronie i posyłając do ataku jedynie osamotnionego Freda. Dwa solidne mury obronne nie dały się skruszyć przez pierwsze 45 minut, a wart odnotowania był tylko sygnalizowany strzał Freda z łatwością wyłapany przez Llorisa.

W szatni grzmiałem, rzucałem bidonami, przegryzłem kabel od lampy sufitowej, wszystko po to, aby obudzić moich podopiecznych do bardziej zdecydowanych ataków.

Pomogło, ale nie za wiele… Wprawdzie nasze ataki stały się groźniejsze, jednak było to bardziej wynikiem zmian personalnych, aniżeli mojego burzliwego wystąpienia w przerwie meczu. Na boisku pojawili się Verhoek i Pitman, którzy rozruszali nieco niemrawe formacje ofensywne, ale nie na tyle, aby przechylić szalę zwycięstwa na nasza korzyść. Piłkarze Lyonu nie wychylili nosa z własnej połowy i nijak nie mogliśmy ich ugryźć…

 

I liga – 11 kolejka

Toulon[1] – Lyon[4] 0:0

 

Widzów: 9980

Gracz meczu: Monsoreau 8

Notes: brak

Odnośnik do komentarza

Brett Pitman

 

 

Dosyć długo myślałem nad tym, kto ma pojechać na wyjazdowy mecz do Toulouse. Po tym spotkaniu następowała 10-dniowa przerwa na mecze międzypaństwowe i nie wiedziałem, czy wystawiać podmęczony optymalny skład, czy tylko samych rezerwowych. W końcu zdecydowałem się na pierwszą opcję i wystawiłem w miarę najmocniejszą jedenastkę, ale bez pauzującego za żółte kartki Nika Besagno.

 

05.10.2011.Środa

Mecz mistrzowski: Toulouse – Toulon

Gospodarze bez żadnego respektu przystąpili do tego spotkania i zepchnęli nas do głębokiej defensywy. Mieli w ofensywie mocne atuty, toteż bez przerwy dochodziło pod naszą bramką do gorących spięć. Piłkarze Toulouse grali szybko, składnie i w dziecinny sposób ogrywali moich graczy. Po 20 minutach przegrywaliśmy już 2:0 i dopiero wtedy napór miejscowych zelżał. Przejęliśmy inicjatywę, ale nie na tyle, aby zagrozić ich bramce.

Dopiero w drugiej części, kiedy na boisku pojawili się Almeida i Verhoek, nasze ataki zaczęły być niebezpieczne. Sygnał do ataku dał Almeida, który minimalnie chybił w sytuacji sam na sam, potem strzelali z daleka Roger i Pitman, ale piłka o centymetry mijała cel. Dopiero na kwadrans przed końcem dopięliśmy swego, kiedy koronkową akcję prawa stroną boiska, przeprowadzoną przez Rogera i Verhoeka , zakończył jak zwykle niezawodny Pitman 1:2. Rzuciliśmy się do przodu, ale nie wynikło z tego nic dobrego. Najpierw za faul taktyczny wyleciał z boiska Zubar, a chwile potem Perquis sprokurował karnego, po którym również powinien wylecieć z boiska, ale sędzia tym razem był pobłażliwy. Na szczęście karnego bronił w pięknym stylu Lloris i wynik nie uległ już zmianie.

 

I liga – 12 kolejka

Toulouse[5] – Toulon[1] 2:1 (2:0)

7’ – Emana 1:0

22’ – Meite 2:0

75’ – Pitman 2:1

 

Widzów: 21832

Gracz meczu: Emana 8

Notes: Porażka bezdyskusyjna, jeszcze raz potwierdziło się, że obrońca grający trzy mecze w tygodniu jest podatny na łapanie czerwonych kartek…

 

 

W rozgrywkach ligowych nastąpiła przerwa, wypełniona meczami międzypaństwowymi w ramach eliminacji do Mistrzostw Europy. Zgodnie z moją polityką wprowadzania świeżej krwi do drużyny narodowej, w miejsce wypalonych i starzejących się gwiazd musiało pojawić się znowu kilka nowych twarzy…

Odnośnik do komentarza

W kadrze na mecze z San Marino i Polską nie znaleźli się kontuzjowani Albin Ebondo, Younes Kaboul i Sidney Govou. Pożegnałem się również z kilkoma zawodnikami, którzy nie mogli już wnieść do drużyny narodowej nic nowego. Byli to Florent Malouda (31L), Olivier Kapo (30L) i Nicolas Anelka (32L). Do składu dokooptowałem natomiast zawodników, którzy mieli stanowić o sile nowo budowanej reprezentacji Francji.

 

Bramkarze:

Mickael Landreau (32L, Nantes), Sebastein Frey (31L, Parma), Phillipe Carriere (19L, PSV)

Obrońcy:

Julien Faubert (28L, Bordeaux), Carl Medjani (26L, Liverpool), Phillipe Mexes (29L, Roma), William Gallas (34L, Chelsea), Gael Clichy (26L, Real M.), Dorian Dervite (23L, Lyon), Sebastien Squillaci* (31L, Monaco)

Pomocnicy:

Julien Sable (30L, St.Etienne), Patrick Vieira (35L, Juventus), Rio Mavuba* (27L, Milan) Jeremy Toulalan (27L, Nantes), Samir Nasri (24L, Marseille), Sidney Govou (32L, Lyon), Jeremy Mathieu (27L, Parma), Anthony Mascarte* (22L, Montpellier), Yohan Gourcouff* (25L, Rennes)

Napastnicy:

Djibril Cisse (30L, Liverpool), Dawid N’Gog (22L, Feynoord), Ailton (27L, Lille), Jimmy Briand* (26L, Sochaux), Jeremy Mendez (24L, Liverpool)

 

 

Squillaci był pomijany przez poprzedniego selekcjonera, a u mnie będzie stanowić mocny punkt na środku obrony. Bardzo ciekawi mnie, jak zadebiutują w reprezentacji skrzydłowi Mascarte (OP L) i Gourcouff (OP PŚ), ponieważ na te pozycje intensywnie poszukuję nieszablonowych graczy. Mavuba to uznana firma i będzie grał u boku Vieiry, gdy zdecyduję się na wariant 4-2-3-1 z dwoma defensywnymi pomocnikami. W ataku szansę dostanie kolejny zawodnik z francuskiej ligi Briand, ale nie spodziewam się rewelacji, ponieważ na krajowym, ligowym podwórku najlepsi są obcokrajowcy. Przyznam, że w ataku brakuje klasowych graczy i poza N’Gog’iem i Cisse nie bardzo jest, na kogo postawić. W odwodzie pozostał niepowołany na te spotkania Thierry Henry, ale jego nie trzeba sprawdzać i zapewne powołam go dopiero na ME.

Odnośnik do komentarza

Pierwsze spotkanie miało być spacerkiem, prasa domagała się ofensywnej gry i gradu bramek. Ja postawiłem na klasyczne 4-4-2, bo nie widziałem sensu kombinowania czegokolwiek ze słabym rywalem, trzymając się starej zasadzie, że „najprostszymi środkami - najszybciej do celu”. Jednak przebieg meczu wcale nie był po mojej myśli i długo nerwowo obgryzałem paznokcie, widząc już w swych wyobrażeniach płonący stos, a na nim swoją skromną osobę, której podgrzewane niebezpiecznie jaja w miarę upływu czasu robiły się na gorącą jajecznicę.

 

08.10.2011. Sobota

Eliminacje ME: Francja – San Marino

Pierwsza bramka padła dopiero w 44 minucie, kiedy do rzutu wolnego podszedł debiutujący Gourcouff i wściekły na indolencję strzelecką napastników wycelował w samo okienko bramki gości. Wcześniej mieliśmy kilkanaście stuprocentowych sytuacji, ale napastnicy chyba specjalnie nie trafiali do siatki.

Po ostrej reprymendzie w szatni worek z bramkami się w końcu rozwiązał i w drugiej części zaaplikowaliśmy rywalom aż pięć goli.

 

Eliminacje ME – faza grupowa [7/8]

Francja – San Marino 6:0 (1:0)

44’ – Gourcouff rz.w.

47’ – Faubert

50’ – N’Gog

54’ – N’Gog

62’ – N’Gog

74’ – Gourcouff rz.w.

 

Widzów: 59991

Gracz meczu: ? ( nie zerknąłem)

Notes: Świetne debiuty Mascarte i Gourcuffa. Blady występ Brianda, który niestety nie dostanie już drugiej szansy.

 

Carriere - Faubert, Medjani, Squillaci, Dervite - Gourcouff, Sablé, Nasri, Mascarte (80’Mathieu) - N’Gog (65’Ailton), Briand

 

 

W drugim meczu tej grupy Irlandia Płn. przegrała z Belgią 0:2, co skomplikowało znacznie sytuację reprezentacji Polski, która, aby załapać się do baraży, musi wygrać ostatnie spotkanie z… Francją.

 

Drodzy czytelnicy, wypchane zapasowe opony mile widziane… ;)

Odnośnik do komentarza

N'Gog, Mendez, Gourcouff i od siebie Mascarte.

diego> Gdyby grał w Premiership, to miałby większe szanse, a tak marnował się w jakimś Rotherham. Poczekamy, jak strzeli jeszcze kilkanaście bramek to pewnie się po niego zgłoszą ;)

----------------------------------------------------------

 

Do domu z ostrą grypą został odesłany Cisse, toteż dysponując jednym klasowym napastnikiem zdecydowałem się na ustawienie 4-2-3-1.

 

Mecz miał wiele podtekstów, ale obyło się na szczęście bez żadnych nacisków ze strony Polonii Francuskiej, Episkopatu Polski, czy innych podobnych instytucji. Nie mieliśmy zamiaru nikomu odpuszczać, traktowaliśmy ten mecz jak każdy inny i nawet nocne czuwania polskich kibiców przed naszym hotelem i skandowanie: „Zdrajca! Zdrajca!”, nie wyprowadziły mnie z równowagi. Wykonywałem przecież swoją robotę i o żadnych sentymentach nie mogło być mowy.

Chorzowski stadion wypełnił się po brzegi, kibice wierzyli, że niemożliwe stanie się możliwym i polscy piłkarze zrobią to, co graniczyło z cudem – wygrają z Francją i zakwalifikują się do baraży. Wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi, na przekór swoim myślom – nadzieja... tak wszyscy żyli nadzieją… która umarła jednak już po kilkunastu minutach meczu.

 

Polska: Boruc - Błaszczykowski, Chojnacki, Kościelny, Dudka - Zając, Smolarek, Semra, Śliwa - R. Lewandowski, Delura

 

Francja: Frey - Faubert, Medjani, Squillaci, Dervite - Vieira, Mavuba – Gourcouff, Nasri (80'Sable), Manscarte (80’Mathieu) - N’Gog (80'Ailton)

 

12.10.2011. Środa

Eliminacje ME: Polska – Francja

Byliśmy lepszym zespołem, wygrywaliśmy większość pojedynków jeden na jeden, nasze akcje były dużo groźniejsze, a ponad to mieliśmy napastnika, który potrafił w pojedynkę wygrać nam mecz. Już w 4 min. N’Gog przetestował refleks Boruca po idealnym dograniu bardzo aktywnego Gourcouffa. Później Nasri próbował zaskoczyć Artura strzałem z daleka, aż w końcu w 18 minucie indywidualna akcja Gourcouffa stworzyła N’Gog’owi idealną sytuację, której mój napastnik nie zmarnował i wyprowadził nas na prowadzenie 0:1. Zdeterminowani Polacy próbowali atakować, Śliwa miał nawet dobrą okazję, ale aby pokonać Frey’a, trzeba było armat większego kalibru.

W drugiej części gospodarze uporczywie grali wszystkie piłki do ruchliwego napastnika, którym był Delura, ale osamotniony, bez należytego wsparcia, niewiele mógł zdziałać. W 61 minucie Paweł Zając sfaulował w polu karnym szarżującego Mascarte i sam poszkodowany podszedł do jedenastki. Młody skrzydłowy nie wytrzymał jednak napięcia i strzelił wprost w Boruca. Kilka minut później zgasła ostatecznie słabo wątląca się nadzieja, goszcząca w sercach polskich kibiców. Gourcouff po raz kolejny wjechał slalomem w szeregi biało-czerwonych, a jego prostopadłe podanie zamienił na bramkę niezawodny N’Gog, lobując spokojnie wychodzącego z bramki Boruca 0:2.

Było po meczu, wypunktowaliśmy bezlitośnie rywala, a smutni kibice ze spuszczonymi głowami opuszczali chorzowski stadion.

 

Eliminacje ME – faza grupowa [8/8]

Polska – Francja 0:2 (0:1)

18’ – N’Gog

73’ – N’Gog

 

Widzów: 44956

Gracz meczu: N’Gog 8

Notes: Przepraszam…

 

Końcowa tabela:

 

1.Francja	  8 7-1-0 18:1  22
2.Belgia	   8 4-2-2 8:3   14
3.Polska	   8 4-1-3 10:10 13
4.Irlandia Płn 8 2-1-5 9:14  7
5.San Marino   8 0-1-7 2:19  1

Odnośnik do komentarza

Wróciliśmy do ligowych zmagań, gdzie w meczu z Le Havre mieli wystąpić tylko rezerwowi gracze. Powód? Za trzy dni jechaliśmy do Monachium zmierzyć się z Bayernem i była to znakomita okazja do rewanżu za porażkę i wyeliminowanie nas z ubiegłorocznej edycji z Ligi Mistrzów.

 

15.10.2011.Sobota

Mecz mistrzowski: Toulon – Le Havre

Rozochocony zastosowaniem taktyki „bomba ofensywna” :> w kadrze narodowej, zdecydowałem się sięgnąć głęboko do klozetu i posłużyć się jeszcze raz tym bardzo ofensywnym ustawieniem 4-4-2. Miało być ładnie i skutecznie, mieliśmy strzelać bramki i szybko zdmuchnąć przeciwnika z murawy naszego stadionu. Mieliśmy… Wprawdzie okazje mnożyły się pod bramką przeciwników, ale nijak nie mogliśmy pokonać ich dobrze spisującego się bramkarza. Goście wyprowadzali za to błyskawiczne kontry, z którymi moja rezerwowa obrona miała sporo problemów. Na szczęście Lupoli miał zwichrowany celownik i partolił wszystkie znakomite okazje. Tuż przed przerwą wyszliśmy nieoczekiwanie na prowadzenie, gdy po rzucie rożnym piłka znalazła się pod nogami Leclerca, a ten nie zastanawiając się ani przez moment wycelował z 16 metrów w samo okienko bramki przeciwników 1:0.

W drugiej części wystarczyły zaledwie dwie minuty, aby goście doprowadzili do wyrównania. Tym razem Lupoli nie zmarnował szansy i po dograniu Mravli’ego pokonał Van Hammela 1:1. A my? Cóż mogliśmy zrobić, zostało nam atakowanie non stop i nadzieja, że zdołamy strzelić zwycięską bramkę. Niestety, nie był to dzień Bretta Pitmana, który sam zmarnował trzy setki, niestety nie był to dzień Ivana Vuković’a, który jak zwykle, zawsze przed oddaniem strzału, czekał aż zablokuje go obrońca, niestety… mecz zakończył się remisem i było to czwarte z kolei spotkanie bez zwycięstwa z nasze strony.

 

I liga – 13 kolejka

Toulon[1] – Le Havre[12] 1:1 (1:0)

44’ – Leclerc 1:0

47’ – Lupoli 1:1

 

Widzów: 4308

Gracz meczu: Pazienza 7

Notes: Niedobrze, czwarty mecz bez zwycięstwa…

 

 

Teraz Bayern...

Odnośnik do komentarza

No to macie...

----------------

 

- Deutschland, Deutschland über alles… - było to nie do zniesienia, próbowałem zatkać uszy, ale nie mogłem poruszyć rękami. – Raus, wenger, raus!!! – jakiś parszywy esesman pochylał się nad moją głową. – Schnella, schnella…

 

Wstałem gwałtownie z łóżka i otworzyłem szeroko oczy, spocona koszula lepiła się do ciała, a serce długo nie mogło się uspokoić. Ach, to tylko zły sen…

 

 

Przez dwa tygodnie moi najlepsi zawodnicy odpoczywali przed tym spotkaniem. Chuchałem na nich, dmuchałem i…wychuchałem. Graliśmy w najsilniejszym składzie, oczywiście bez kontuzjowanych od dłuższego czasu Ebondo i Johna. Stadion zapełnił się prawie do ostatniego miejsca, ale o dziwo nie wszyscy niemieccy kibice byli za Bayernem

 

19.10.2011. Środa

Liga Mistrzów: Bayern – Toulon

Zaczęliśmy najlepiej jak mogliśmy, bo już w 3 minucie, po wyćwiczonym do perfekcji rzucie rożnym, najwyżej do piłki wyskoczył Zubar i głową skierował ją do siatki 0:1! Gospodarze nie zaakceptowali takiego przebiegu wydarzeń i ruszyli do ataku ze zdwojoną siłą. Rozgorzała zacięta walka, mecz stał na wysokim poziomie, gra była szybka, agresywna, a akcje przenosiły się błyskawicznie od jednej bramki do drugiej. Nasza uważna obrona i waleczna pomoc nie pozwalały rywalom na wiele, mimo to mój bramkarz Lloris miał pełne ręce roboty. Gospodarze próbowali zaskoczyć go strzałami z daleka, Ballack uderzał z każdej nadarzającej się okazji, a Schweisteiger straszył nas strzałami z rzutów wolnych. Na szczęście Lloris był w wyśmienitej formie i ani razu nie dał się zaskoczyć.

Po przerwie ataki miejscowych przybrały na sile, Eto’o strzelił w boczna siatkę, kolejny raz Ballack uderzał groźnie z 30 metrów, a Podolski źle ustawił stopę i po jego strzale piłka poszybowała ponad poprzeczką. Gdy wybiła 60 minuta przypomniał mi się mecz z ubiegłego sezonu i nie czekając ani chwili przestawiłem drużynę na głęboką defensywę 1-4-3-1-1. Jak na ironię bramkę mogliśmy stracić po kontrataku, kiedy wybijaliśmy rzut rożny. Gospodarze po przejęciu piłki błyskawicznie uruchomili Eto’o, który po 50 metrowym rajdzie wyłożył piłkę Podolskiemu, a ten, będąc sam przed pustą bramką w sobie tylko wiadomy sposób nie trafił do siatki!?! Była to najlepsza okazja rywali, ponieważ pomimo zaciekłych ataków w końcówce meczu moja defensywa nie pękła i dowiozła wynik do końca.

 

Liga Mistrzów – faza grupowa [3/6]

Bayern – Toulon 0:1 (0:1)

3’ – Zubar

 

Widzów: 57972

Gracz meczu: Lloris 9

Notes: Tym razem nie zrobiłem błędu z poprzedniego sezonu i w odpowiednim momencie przeszedłem na obronę wyniku. Jeszcze bardziej winię się zatem za ubiegłoroczną porażkę…

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...