Skocz do zawartości

Południowy kociołek


Rekomendowane odpowiedzi

Dzięki...

 

.... aczkolwiek :>

 

Wy nikczemni zbóje, przejrzałem zamiary

Niby mnie chwalicie, a szukacie swary

Jak się przygotuję i minął dwa miechy

Najadę i spalę Lutony i Lechy… :keke:

 

----------------------------------------

 

Do dalekiej Hellady nie posłałem swych najdzielniejszych rycerzy, bo nie było takiej potrzeby. Awans do dalszych bojów mieliśmy zapewniony, więc naprędce sklecona drużyna, w części nieprzygotowana, wyruszyła pod miasto Pireus z zadaniem poniesienia jak najmniejszych strat. Bogowie byli przecież po stronie Greków i nie było sensu z nimi zaczynać…

 

08.12.2011. Środa

Liga Mistrzów: Olympiakos – Toulon

Moi podwładni dzielnie stawiali czoła bardziej zdeterminowanemu wrogowi, ale przecież, chcąc ujść z życiem, wygrać nie mogli. Lud grecki licznie zgromadzony bez przerwy skandował: „Igrzysk, igrzysk!”, a po chwili „Zwycięstwa, zwycięstwa!”, toteż lepiej było nie myśleć o korzystnym wyniku tej potyczki i skoncentrować się na poszukiwaniu bezpiecznej drogi ucieczki. Było to o tyle trudne, że mieszkańcy Pireusu trzymali w swych rękach ostre włócznie, wycelowane w nasze zady, a ręce im coraz bardziej drętwiały. Na szczęście obyło się bez krwawego finału, moi dzielni wojowie wrócili cali i zdrowi, a ja z niecierpliwością oczekiwałem wici oznajmiających nam kolejną wojnę.

Niedługo potem dowiedzieliśmy się, że sam kwiat rycerstwa angielskiego pod sztandarem Aston Villi się kryjąc, wypowiedział nam wojnę straszną, acz uczciwą i pozwolił nam, abyśmy broń na ten pojedynek sami wybrali, bo oni honorem się sławiąc słabszym zawsze prawo wyboru dają. Słabszym? Gniew we mnie rozbudzony nie mógł doczekać się chwili, kiedy pod Londynem staniemy i w puch rozniesiemy dumnych Anglików!

 

Liga Mistrzów – faza grupowa [6/6]

Olympiakos – Toulon 3:2 (2:0)

27’ – Delgado 1:0

43’ – Apostolakis 2:0

74’ – Gigon 2:1

82’ – Dagano 3:1

84’ – John 3:2

 

Widzów: 29490

Gracz meczu: Dagano 9

Notes: Mecze ligowe można jeszcze łatać rezerwowymi, w Lidze Mistrzów to już nie przejdzie...

 

Końcowa tabela:

1. Bayern 12

2. Toulon 12

3. Olympiakos 7

4. Celtic 4

Odnośnik do komentarza

Ostatnim akordem Anno Domini 2011 był mecz z zespołem Bordeaux, który jednocześnie kończył pierwszą rundę rozgrywek ligowych. Wystąpiliśmy w tym meczu w najsilniejszym składzie, brakło jedynie zawieszonego za kartki Zubara, i liczyliśmy, że zdołamy utrzymać 4 punktową przewagę nad drugim w tabeli St.Etienne.

 

10.12.2011. Sobota

Mecz mistrzowski: Bordeaux - Toulon

Mecz miał bardzo dziwny przebieg. Mieliśmy zdecydowaną przewagę, stwarzaliśmy okazje bramkowe, uderzaliśmy w światło bramki trzy razy częściej niż przeciwnicy, a punkty i tak pozostały w Bordeaux. Vuković, wystawiony od początku spotkania, potwierdził, że najlepiej czuje się wchodząc z ławki, ponieważ od pierwszej minuty marnował wszystkie okazje, które stwarzali mu koledzy. Nie tylko on, niestety, Falardo nie potrafił trafić do pustej bramki, John huknął w boczną siatkę, a w samej końcówce pierwszej połowy znowu dwie okazje do pustej bramki zaprzepaścił Vuković. Wyglądało to tak, jakby moi zawodnicy specjalnie nie chcieli zdobyć gola.

Po przerwie zmieniłem jedynie Vuković’a, którego zastąpił Kolev i liczyłem, że w końcu worek z bramkami zostanie rozwiązany. Rozwiązał się, ale gola strzelili gospodarze, kiedy Vagner Love zdecydował się na strzał z bardzo ostrego kąta, czym kompletnie zaskoczył Llorisa 1:1. Po uzyskaniu prowadzenia rywal cofnął się głęboko pod własną bramkę i został za to skarcony. W potwornym zamieszaniu w polu karnym John znalazł miejsce na oddanie strzału i uderzył celnie w krótki róg 1:1. Poszliśmy za ciosem, John chwilę później mógł podwoić swoje konto… a bramkę znowu zdobyli gospodarze. Tym razem w zamieszaniu pod naszą bramką przytomnie zachował się Love i chytrym, niesygnalizowanym strzałem czubkiem buta zaskoczył Llorisa po raz drugi 2:1. I co? Znowu atakowaliśmy, znowu mieliśmy okazje, a wynik spotkania i tak się nie zmienił.

 

I liga – 19 kolejka

Bordeaux[8] – Toulon[1] 2:1 (0:0)

49’ – Love 1:0

64’ – John 1:1

72’ – Love 2:1

 

Widzów: 30694

Gracz meczu: Love 8

Notes: Oddaliśmy trzy razy więcej strzałów niż przeciwnicy. W grudniu tradycyjnie przegrywamy ostatni mecz i nijak nie mogę znaleźć na to recepty. Na szczęście piłkarze St.Etienne przegrali nieoczekiwanie ze Strasbourgiem i utrzymaliśmy przewagę!

Odnośnik do komentarza
Cały czas obserwuję Twoje poczynania, ciekawe co potem Cię czeka, fajnie, że jeszcze w tym roku zostałeś w Toulon, żeby powalczyć o LM :P

Potem to mnie czeka emerytura, drogi kolego. Posadzę marchewkę, szczypiorek, usiądę na werandzie z córka prezesa, którą poślubię i będę patrzył jak rośnie. To będzie na pewno mój ostatni sezon...

----------------------------------------------------------------

 

 

Nadszedł czas na spoczynek się udać. Rycerze czyścili swe stalowe zbroje, białogłowy szykowały się do dawno obiecanych igraszek nocnych, a ja musiałem zakończyć ten rok podsumowaniem jakimś, co by Czcigodny Don Fiskus ze spichrza mi co lepszych zdobyczy nie pozabierał. Rok był udany, łupów pod dostatkiem, toteż z przyjemnością powspominałem wspaniałe bitwy i podobnie jak moi poddani oddałem się w końcu błogiemu leniuchowaniu.

 

Lique 1 – sezon 2011/2012 – runda jesienna:

 

| Poz| Zespół	  | M	| Z  | R  | P   | ZdG| StG | R.B. | Pkt| 
| 1. | Toulon	  | 19   | 12 | 4  | 3   | 28 | 14  | +14  | 40 | 
| 2. | St. Etienne | 19   | 10 | 6  | 3   | 39 | 17  | +22  | 36 | 
| 3. | Lyon		| 19   | 9  | 9  | 1   | 25 | 16  | +9   | 36 | 
| 4. | Toulouse	| 19   | 9  | 7  | 3   | 28 | 19  | +9   | 34 | 
| 5. | Monaco	  | 19   | 10 | 3  | 6   | 27 | 22  | +5   | 33 | 
| 6. | Nantes	  | 19   | 9  | 5  | 5   | 31 | 20  | +11  | 32 | 
| 7. | Bordeaux	| 19   | 9  | 5  | 5   | 33 | 26  | +7   | 32 | 
| 8. | Rennes	  | 19   | 8  | 7  | 4   | 31 | 23  | +8   | 31 | 
| 9. | Lens		| 19   | 7  | 7  | 5   | 24 | 18  | +6   | 28 | 
| 10.| Marseille   | 19   | 8  | 4  | 7   | 23 | 19  | +4   | 28 | 
| 11.| Auxerre	 | 19   | 8  | 4  | 7   | 24 | 24  | 0	| 28 | 
| 12.| Montpellier | 19   | 5  | 7  | 7   | 25 | 27  | -2   | 22 | 
| 13.| Paris	   | 19   | 6  | 4  | 9   | 31 | 34  | -3   | 22 | 
| 14.| Le Havre	| 19   | 4  | 8  | 7   | 23 | 26  | -3   | 20 | 
| 15.| Angers	  | 19   | 4  | 7  | 8   | 10 | 26  | -16  | 19 | 
| 16.| Grenoble	| 19   | 5  | 3  | 11  | 19 | 32  | -13  | 18 | 
| 17.| Strasbourg  | 19   | 4  | 5  | 10  | 25 | 36  | -11  | 17 | 
| 18.| Ajaccio	 | 19   | 3  | 7  | 9   | 18 | 25  | -7   | 16 | 
| 19.| Bastia	  | 19   | 3  | 3  | 13  | 15 | 33  | -18  | 12 | 
| 20.| Reims	   | 19   | 3  | 3  | 13  | 16 | 38  | -22  | 12 |

 

 

Piłkarz roku we Francji:

1. Djibril Cisse (Liverpool)

2. Carl Medjani (Liverpool)

3. Florent Sinama-Pognolle (Kaiserslautern)

 

Odkrycie roku we Francji:

1. Miguel Angel Nieto (Lens)

2. Leonardo Bustos (Toulouse)

3. Anthony Mascarte (Montpellier)

 

Obcokrajowiec roku we Francji:

1. Fabiano Oliveira (St.Etienne)

2. Taie Taiwo (Marseille)

3. Pascal Feinduno (St.Etienne)

 

Menedżer roku:

1.Elie Baup (St.Etienne)

2.Jam Ci (Toulon)

3.Jean Petit (Toulouse)

 

Piłkarz roku w Europie:

1. Carvalho (Real M.)

2. Bonanni (Citta de Palermo)

3. Baptista (Redl M.)

 

Bramkarz roku w Europie:

1. Casillas (Redl M.)

2. Akinfeev (Bayern)

3. Buffon (Juventus)

 

 

Odbyło się losowanie grup finałowych Euro 2012. Trafiliśmy do grupy śmierci, mając za rywali Włochy, Holandię i Szwecję.

Odnośnik do komentarza
Cały czas obserwuję Twoje poczynania, ciekawe co potem Cię czeka, fajnie, że jeszcze w tym roku zostałeś w Toulon, żeby powalczyć o LM :P

Potem to mnie czeka emerytura, drogi kolego. Posadzę marchewkę, szczypiorek, usiądę na werandzie z córka prezesa, którą poślubię i będę patrzył jak rośnie. To będzie na pewno mój ostatni sezon...

 

A nie lepiej, gdzieś się przenieść i kontynuować to dzieło? Rok 2012, to nie jest aż tak odległa przyszłość, żeby iść na emeryturę :>

Odnośnik do komentarza

Niby gdzie miałbym iść? Z niższych lig grywalną mam tylko francuską, a brać drużynę pierwszoligową mnie nie interesuje.

------------------------

 

A kiedy Rok Nowy przywitać trza było, dzielni mężowie do karczm ruszyli, gdzie przez pięć dni całych hulaszcze życie prowadzili, grosza na jadło i napitki nie skąpiąc, a nawet w rozpustę się wdając. Nie uszło to uwadze ich żon rozsierdzonych, które niejeden kij na karku swego oblubieńca przez to połamały.

Kiedy jednak spichlerze nasze opustoszały, miodu i wina w karczmach zabrakło, gospody pozamykano, bo brakło drewna na nowe stoły i ławy, które dziarska szlachta w przyjaznych bójkach ochoczo rozwalała, musiałem zgromadzenie ludowe ogłosić i na beczce stanąwszy taką oto litanię wygłosić:

- Co my wypili to nasze, co zjedli to wyrzygali, ale dość tej beztroskiej swawoli. Czas wyprawę wojenną szykować, łupów nazbierać, aby nasze spichlerze na nowo zapełnić…

- Miłościwy Panie, tumany kurzu wznoszą się pod lasem, jakieś obce wojska ku nas idą!

- Milcz giermku jak twój pan przemawia, bo cię o głowę skrócę! Teraz ci daruję, ale następnym razem głowę zetnę i wygłodniałym psom rzucę. Ilu ich?

- Panie, ze trzystu będzie…

- Trzystu to ja sam jednym machnięciem miecza położę. Dowiedz się, czego chcą i wartko z odpowiedzią wracaj.

Za jakiś czas giermek przybiegł zdyszany.

- Panie, to jakieś świry chyba? Mówią, że po Puchar jakiś idą i myśmy im na drodze stanęli, więc gród nasz z ziemią zrównają i dopiero potem w dalszą drogę wyruszą.

- Dobra, potraktujmy to jako rozgrzewkę i rozprostowanie kości. Gdzie oni, bo mnie ręka świerzbi i chętnie kogoś na powitanie ukatrupię!

 

07.01.2012. Sobota

Puchar Francji: Toulon - Guingamp

Walka była nierówna, nasza przewaga wielka, jednak moi wojowie, skacowani okrutnie, długo nie mogli trafić w nieprzyjaciela, który im się dwoił i troił przed oczami. Dopiero abstynent jeden, dziwak pomiędzy normalnymi ludźmi uchowany, zakończył ten męczący pojedynek, a wszyscy jego kompani pędem z językami na brodzie do pobliskiego potoka się udali, aby okropne pragnienie w końcu zbawienną wodą ugasić. Wodą?

 

Puchar Francji – 9 runda

Toulon[1L] – Guingamp[2L] 1:0 (0:0)

66’ – Leclerc 1:0

 

Widzów: 1549

Gracz meczu: Beausejour 8

Notes: Męki wielkie, przeciwnik w komplecie cofnięty pod własne pole karne ...

Odnośnik do komentarza

Konie podkute były, miecze naostrzone, mięso solone w beczkach przygotowane – wyprawa ruszać już miała, ale ja musiałem jeszcze porządki w swojej armii zrobić, aby żadna „czarna owca” się nie uchowała. Na pierwszy ogień poszedł niejaki Lionel Ainsworth, w którego żyłach krew angielska płynęła, a że byliśmy z Anglikami w stanie wojny, tym chętniej pozbyłem się człeka, który szpiegiem zalatywał. Za darowanie mu życia 4,5 mln. dukatów dostałem, które przeznaczone zostały na nowe zbroje i miecze zdobione, abyśmy jak łachudry po kraju nie jeździli. Lionel nie był zbyt walecznym i skorym do walki rycerzem, bo ciągle rannego udawał, kryjąc się w krzakach podczas każdej bitwy, kiedy wynik walki nie był jeszcze przesądzony. Wygnałem go do dalekiego księstwa Nottingham i psy za nim spuściłem, aby mu droga zbytnio się nie dłużyła.

Waleczny Gigon, to co innego, odwagi mu nie brakowało, ale rzemiosło wojenne nie było mu na tyle znane, aby w najkrwawszych bitwach w pierwszym szeregu z nami stanąć. Został zesłany do hrabstwa Istres za 650 tys., aby tam kunszt swój doskonalić i w przyszłości, przy odrobinie szczęścia, pod znaną chorągiew trafić.

 

Wierny kronikarz potężnego wodza również do drogi się szykował. Zabrawszy ze sobą tuzin piór gęsich i beczkę atramentu, był gotów opisać wszystkie chwalebne czyny, aby sława jego pana na wieki wpisała się w historię tego kraju. Wyprawę tę nazwał „Styczniowym podbojem”, nie wiedząc zapewne, że zmieni ona cały bieg historii i wprawi w zakłopotanie najznamienitszych historyków.

 

- Który dzisiaj dzień mamy? – zapytał Wenger Pierwszy, wsiadając na konia, dając tym samym sygnał do wymarszu.

- Sobota, 14 styczeń, panie, Roku Pańskiego 2011…

- Zapamiętajcie zatem ten dzień, w przyszłości będę o nas pieśni śpiewać i przed pomnikami kwiaty składać. Nie płaczcie dziewki, dzieci puścicie ogon koński, wrócimy cali i zdrowi osławieni chwałą na wieki!

- Amen!!! – odparło chórem trzydzieści chorągiew, wolno ruszając traktem. Za nimi tumany kurzu w niebo się wzbiły, a w powietrzu czuć było zapach końskiego łajna… Aż w końcu wszystko ucichło, zrobiło się pusto i spokojnie. Mieszkańcy grodu nie wiedzieli jeszcze, że w innych częściach kraju ich armia śmierć będzie niosła, roznosząc każdego napotkanego wroga…

Odnośnik do komentarza

Naszą ekskursję w głąb kraju rozpoczęło zdobycie Grenoble. Zaskoczeni mieszkańcy tego miasta w popłochu uciekać zaczęli, widząc okrutnego najeźdźcę i w dupie mając obronę swego grodu. Reszta, we śnie zaskoczona, została za bramą, ale i na nich rycerze toulońscy sposób znaleźli…

 

14.01.2011. Sobota

Podbój Francji – zdobycie Grenoble

„Bitwa była łatwa, cicha i zwyczajna, szybko sprawę załatwiła Wengera ferajna. Bo kiedy żołnierze jeszcze smacznie spali i ataku żadnego się nie spodziewali, wróg cichcem podszedł do bram grodu, zaraz je wyważył i narobił smrodu. Bo grochu się najadł, fasoli zepsutej, nie było ratunku dla hołoty trutej. Padali jak kawki, dusząc się okrutnie, nie czekając miecza, aż im głowę utnie. Takim to sposobem, dzielna armia nasza, wybiła do joty ludzi… Grenobliasza”

 

I liga – 20 kolejka

Toulon[1] – Grenoble[16] 3:0 (3:0)

3’ – Falardo

10’ - Almeida

37’ – Almeida

 

Widzów: 3948

Gracz meczu: Besagno 9

Notes: Brak

Odnośnik do komentarza

Wieść lotem błyskawicy obiegła cały kraj. Lud w wielkiej trwodze wyglądał z daleka potężnej armii, chowając co cenniejszy dobytek i swe dziewki dorodne, aby ich żaden wojak z czymś paskudnym nie zostawił. Nie było ratunku dla nikogo, bezwzględny rycerz w osławionej, srebrzystej zbroi stał się symbolem mocy, odwagi i zwycięstwa. A jego dzielni wojowie szli za nim, gromiąc przeciwników tak łatwo, że w jednej ręce miecz trzymając, kładli kolejnego wroga, a w drugiej bukłak z miodem pitnym mając, raczyli się tym życiodajnym napojem po każdej odciętej głowie… dla znieczulenia zapewne.

 

I liga – 21 kolejka

Ajaccio[12] – Toulon[1] 0:2 (0:1)

30’ – Gomis

83’ – Vuković

 

Widzów: 4421

Gracz meczu: Besagno 8

Notes: Brak

 

…………………

 

I liga – 22 kolejka

Toulon[1] – Rennes[8] 3:2 (2:1)

26’ – Utaka 0:1

32’ – Grand 1:1

36’ – Almeida 2:1

50’ – Leclerc 3:1

88’ – Jonathas 3:2

 

Widzów: 6109

Gracz meczu: Zubar 8

Notes: Nie ma się czym podniecać. W pierwszej rundzie, mając słabszych rywali, również wygrywaliśmy wszystko na początku, silniejsi dopiero przed nami. W tabeli ani drgnęło, bo Lyon i St.Etienne również wygrywają…

Odnośnik do komentarza

Droga na Paryż stała otworem. Jednak ostatnia potyczka srodze nam siły nadwątliła, więc obóz kazałem rozbić i dwa dni całe odpoczywać. A kiedy po tym spoczynku w dalszą drogę ruszyć trza było ku stolicy, nasz relaks błogi przerwali zwiadowcy, którzy z przeraźliwym krzykiem wpadli do obozu:

- Niedźwiedź, panie, niedźwiedź!!!

- Co się tak wydzieracie, jeszcze zwierzynę łowną spłoszycie. Cóż w tym dziwnego, w lesie jesteśmy, to i jakiegoś misia spotkać można?

- W środku zimy?

- No, może go suszy, albo jakiś lunatyk pewnie, obejdziemy go w koło i po sprawie. Ma szczęście, że pod ochroną, bo jakbym…

- Panie, ale ten, co w wąwozie stoi, to nie jest zwyczajny niedźwiedź. Cały na łyso ogolony, szalikiem P.S.G obwinięty, w ręce jakąś pałę trzyma i mówi, że nas nie przepuści, bo krzywdy swej ukochanej drużynie zrobić nie da. Jak trzeba będzie to własną piersią drogę zasłoni, a ciebie panie, jakeś honorowy, wzywa na „ustawkę” uczciwą się stawić, z obojętnie jaką bronią przy sobie.

- A niech mu będzie, co tam zakazy, najwyżej sto dukatów kary zapłacę, a sadło jego się przyda, aby rany doznane w boju opatrzyć. Broń mam se wybrać powiadacie, dobra, dajcie mi kuszę, to sprawdzę, czy z tej odległości pomiędzy oczy wceluję.

Za moment zwierz leżał martwy, mięso do beczek poszło, sadło do słoików, skórą przykryliśmy chorych, a głowę zabrał sobie dowódca piechoty, aby wroga nią straszyć.

Teraz już nic nie stało nam na przeszkodzie, aby w dalszą drogę wyruszyć.

 

Na Paryż!

 

29.01.2012. Sobota

Podbój Francji: zdobycie Paryża

Stanęliśmy w lesie bulońskim, nieopodal Parku Książąt, gotowi na zdobycie kolejnej twierdzy. A trzeba przyznać, że Paryż był łakomym kąskiem, ludzie bogaci, piwnice pełne najznakomitszego wina, toteż łupy z domostw i pałaców ograbionych wystarczyłyby nam na wiele długich tygodni.

Wysyłając swego posłańca, z litości i serca dobrego, wezwaliśmy wrogie wojska do poddania się, aby krwią niepotrzebnie ziemi nie plamić, bo i tak wynik tej walki z góry był przesądzony. Księstwo Paryskie lata świetności miało już za sobą i nie budziło żadnego respektu nawet w najodleglejszych zakątkach naszej krainy. Wódz ich był znany z ułańskiej fantazji i zamiast obronę miasta solidnie przygotować, mury wzmocnić, sam napadł na nasz obóz, licząc, że bezbronnych z zaskoczenia wybije. Jednak my, dobrze przygotowani, mieliśmy swych ludzi wszędzie. Nasi zwiadowcy, dziewki rozpustne przy drodze udając, w porę nas ostrzegli i mieliśmy dość czasu, aby pierwszy atak odeprzeć.

Jednak sędzia sprawiedliwy, jeździec na czarno ubrany, przez traktat natowski na plac boju wysłany, dopatrzył się uchybień w naszych poczynaniach i wykluczył z potyczki hufce dzielnego Besagno’na. Nie zmieniło to w niczym przebiegu rozgrywki, bo my, pomimo osłabienia, zamiast w obronę się przegrupować, ruszyliśmy do kontrataku, siejąc popłoch i strach wielki wśród ludu paryskiego. „Biada nam, biada!”, słuchać było zewsząd, kiedy wojska moje posuwały się do przodu, rżnąc co się rusza i pod ziemię nie zapada. Zrównaliśmy z ziemią Parc de Prince, wpław przebrnęliśmy Sekwanę, aby zmieść fortecę Luwru i w końcu, po zajęciu kolejnych dzielnic Paryża, stanęliśmy na wzgórzu Montmartre, z którego rozpościerała się cała panorama stolicy. Jam ci, wzrokiem obejmując wspaniały pejzaż przede mną roztoczony, rzekłem:

- Oto jesteśmy, Paryż u mych stóp klęczy i prosi o litość!

 

I liga – 23 kolejka

P.S.G[13] – Toulon[1] 0:3 (0:3)

3’ – John

16’ – Almeida

26’ – John

 

Widzów: 46139

Gracz meczu: Zubar 9

Notes: Pierwsza połowa była jedną z najlepszych w mojej karierze. Akcje oskrzydlające były tak perfekcyjne, że mogłyby posłużyć za schematy na użytek prawdziwego futbolu. Ręce same składały się do oklasków!

 

 

- Panie, jeszcze Bastylię godzi się zdobyć, aby biegu historyji za bardzo nie zmieniać…

- Co ty gadasz głupku, który rok teraz mamy, hę?

- No… 2012…

- Więc durniu pomyśl, kiedy zdobycie Bastylii było, hę?

- No tak, ale…

- Zejdź mi z oczu, bo cię o głowę skrócę. Nie mam teraz czasu, bo w Karczmie „Pod kozią dupą” spotkanie mam ze szlachcianką, która również na Paryż szła z niewielkim oddziałem, ale żeśmy ją uprzedzili - Joanna d’Arc na nią mówią…

Odnośnik do komentarza

Wyliżemy rany i na podbój Anglii wyruszamy!

----------------------------------------------------

 

Wróciliśmy na swe włości zmęczeni, głodni i spragnieni, ale tutaj czekała nas jeszcze jedna niespodzianka. Pod naszym grodem jakaś grupka uzbrojonych śmiałków smacznie spała. Na nasz widok wstała i zamiast za miecze chwycić, na kolana padła i oto, co rzekła:

- Panie miłościwy, rozsławione imię twoje, ty, co pięćdziesięciu rycerzy jednym zamachem miecza kładziesz, jedną strzałą cały oddział zabijasz, jednym celnym ciosem tuzin panien rozdziewiczasz, czy zechciałbyś z nami zawalczyć? Byłby to honor wielki i wyróżnienie, a dla potomnych naszych dumne wspomnienie…

- A gdzież to wędrujecie szlachetni wojowie, przecież szlaki podróżne daleko od naszych domostw wytyczone?

- My, po puchar wodzu…

- Aaa, to wiele wyjaśnia… Znowu jacyś zapaleńcy, odmieńcy się napatoczyli – pomyślałem, ale walczyć z nimi nie miałem zamiaru, bo wojsko zmęczone było długą tułaczką po kraju i spoczynku zasłużonego potrzebowało.

Po przybyciu do grodu, gdzie mieszkańcy zgotowali nam huczne przyjęcie, gdzie wiwatom końca widać nie było, a zwycięska biesiada dopiero się zacząć miała, znalazłem chwilę czasu, aby wytyczne moim zastępcom przekazać:

- Puśćcie na tych oszołomów, co przed bramą koczują, naszych kmieci w kosy, topory i cepy stalowe uzbrojonych, aby w poważnym boju swe rzemiosło doskonalić zaczęli, a mnie pokazali, żem niesłusznie zostawił ich w grodzie, sam na podbój kraju z wami wyruszając …

 

01.02. 2012. Środa

Puchar Francji: Toulon – Auxerre

Kiedy po długim balowaniu podnieśliśmy obolałe głowy ze stołu, mój przyjaciel serdeczny, w księgach różnorakich bohater popularny, niejaki Zagłoba, rzekł do mnie ochrypłym i przemęczonym głosem:

- Powiedz mi mój kompanie, czy ta ukraińska gorzałka tak mi słuch otumaniła, czy też naprawdę słychać odgłosy walki na psich polach pod lasem? Czyżby to nasza kmieca piechota bój bohaterski jeszcze toczyła?

- Dobry waćpan słuch masz, bo i ja brzęk mieczy słyszę, a przecież trzy dni i trzy noce w tej karczmie siedzimy…

Trzeba było położyć kres tej długiej potyczce, toteż zarządziłem konkurs strzałów z łuków i tak wyłonić zwycięzcę nakazałem. Seria była długa, trupy padały po każdej stronie, aż w końcu za czternastym razem padł ostatni żołnierz z naszej strony i musiałem uznać wyższość przeciwnika, przepuszczając go, aby w dalszą drogę po puchar się udał.

 

Puchar Francji – 10 runda

Toulon[1L] – Auxerre[1L] 0:0 (0:0, 0:0) k. 8:9

 

Widzów: 5309

Gracz meczu: John 9

Notes: Decydujące karne przestrzelił Pitman, co mnie nie dziwi, bo to Anglik przecież… :>

Odnośnik do komentarza

Po wielkich wojażach i głośnych biesiadach, tradycyjnym mordobiciem zakończonych, wielu w naszych szeregach rannych było. A wnet do twierdzy Strasbourg trzeba nam było ruszyć, gdyż tam rodzimych kupców gromić zaczęto, mszcząc się w ten sposób za nasze wcześniejsze podboje.

Niestety, mury ich były solidne, wróg strachliwy nosa wychylać za bramę nie zamierzał, toteż zrezygnowaliśmy ze śmiałego ataku, obawiając się, że za fosą jakiś fortel przeciwnicy szykują. Próbowaliśmy wprawdzie prowokować ich obraźliwymi przyśpiewkami, jednak na nic to się zdało i z połowicznym tylko sukcesem – pięć krów i trzy konie zabierając – wróciliśmy na swoje tereny.

 

I liga – 24 kolejka

Strasbourg[11] – Toulon[1] 0:0

 

Widzów: 15121

Gracz meczu: Boche 8

Notes: Moreira, Zubar, Ebondo, Grant, Verhoek, Kolev, Pitman – oto lista aktualnie kontuzjowanych zawodników. Mimo tego skład mieliśmy kompetentny, ale jeszcze raz potwierdziła się zasada, że po świetnym meczu ligowym (z P.S.G.) następuje słabszy. Trzy razy zmieniałem taktykę w trakcie gry, ale nic to nie dało…

Odnośnik do komentarza

I znowu wróciliśmy do grodu, a tam tradycyjnie czekali na nas kolejni śmiałkowie.

- Po puchar? – zapytałem, sądząc, że znaleźli się kolejni marzyciele, którzy myślą o tajemniczym łupie.

- Nie, Panie, my po punkty przyszli, bo widmo zesłania na ubogie gleby nam grozi. Jak nas zdegradują, to ród Angers’ów hańbą się okryje i straci poważanie wśród szlachty na wieki…

- Nędznie wyglądacie, wychudzeni jacyś, zbroje wasze zardzewiałe - szkoda na was miecza mojego, kmieci do walki poślę, to może coś uszczkniecie w nierównej bitwie. Ja zaś idę wyprawę angielską do znienawidzonego fortu Aston Villa szykować i moich najlepszych ludzi do walki nie mam zamiaru wystawiać.

 

18.02.2012. Sobota

Mecz mistrzowski: Toulon – Angers

Pomimo dużej przewagi, męczyliśmy się rezerwowym składem bardzo długo. Na szczęście w drugiej połowie wpuściłem na plac gry Pitmana, który sfinalizował dokładne podanie ze skrzydła Bocha i wyprowadził nas na prowadzenie. Potem spoczęliśmy na laurach, co w rezultacie mogło doprowadzić do nieoczekiwanego remisu, ale na szczęscie goście w kilku dogodnych sytuacjach fatalnie spudłowali, albo na ich drodze stanął niezawodny Mike Van Hammel.

 

I liga – 25 kolejka

Toulon[1] – Angers[19] 1:0 (0:0)

50’ – Pitman

 

Widzów: 4404

Gracz meczu: Perquis 8

Notes: Teraz Aston Villa…

Odnośnik do komentarza

Pewnego dnia, kiedy pieczone gęsie, bochny chleba i mleko kozie do stołu podano, a ja poranną wieczerzę miałem zaczynać, do grodu wpadli zdyszani zwiadowcy, niedobre nowiny nam przynosząc:

- Panie angielska armia ku nam idzie!!! Chorągiew białą z czerwonym krzyżem widziałem!!!

- Jak to, skąd, po co, dlaczego??? Ilu ich???

- Pola czarne od ludzi aż po widnokrąg, zliczyć ich trudno. Fala chorągwiana płynie spod boru w naszą stronę i niechybnie o zachodzie słońca tutaj dotrze. Najemników ze wschodniej Europy nawet sprowadzili, bo wśród nich białoruski sztandar widziałem!

- Hm… Sergey Kisliy swój ród prowadzi, ponoć straszna to kompanija. Zanim w bój wyruszą, to litr spirytusu duszkiem wypijają, a potem ogniem zionąć potrafią niczym diabły piekielne. A w boju okrutnych czynów się dopuszczają, nawet swojego ubić potrafią, gdy im w drogę wejdzie… To my mieliśmy ich napaść, Londyn zdobyć, ale ich wódz przebiegły, Jorge Klinsmann, ubiegł nas i zaskoczył nieprzygotowanych. Czasu mamy niewiele, całego wojska zebrać nie zdołam, cóż męstwem i odwagą przewagę liczebną wroga postaramy się zniwelować.

 

22.02.2012. Środa

Liga Mistrzów: Toulon – Aston Villa

Na lewej obronie zagrał pomocnik Pazienza, który lewą nogą potrafił jedynie psa ślepego trafić, cóż nie miałem wyboru...

Od samego początku przeważali goście, a my biernie przyglądaliśmy się jak rozgrywają między sobą piłkę. Nasze nieliczne ataki były tak chimeryczne, że obrona przeciwnika z łatwością rozbijała je daleko od swojej bramki. Za to nasz bramkarz Lloris miał pełne ręce roboty. Piłkarze Aston Villi wygrywali wszystkie pojedynki główkowe w polu karnym, a przecież ja lepszych „główkarzy” miałem. W końcu, po 30 minutach, rywale dopięli swego i wyszli na prowadzenie, strzelając kuriozalną bramkę – specjalność w naszych potyczkach pucharowych. Mój prawy obrońca wybijał rzut wolny z własnej połowy i posłał piłkę daleko pod pola karne przeciwnika. Jednak szybko wróciła ona pod naszą bramkę, a że obrońcy starali się złapać napastnika na spalonego, zapominając zupełnie o swym koledze wybijającym wolnego, to Sergey Kisliy znalazł się sam przed Llorisem i finezyjnym lobem umieścił piłkę w bramce.

Po zdobyciu gola goście spuścili z tonu, oddając nam pozorną inicjatywę. Niestety, tego dnia byliśmy bezsilni i dopiero śmiałe zmiany i przejście na bardzo ofensywne ustawienie pozwoliło nam w końcówce stworzyć sobie dwie dogodne sytuacje. Jednak ani Falardo, ani Vuković z ostrego kąta nie potrafili zapewnić nam nawet połowicznej zdobyczy.

 

Liga Mistrzów – 1/8 finału

ToulonAston Villa 0:1 (0:0)

32’ - Kisliy

 

Widzów: 3039 (???) - tego to już zupełnie nie rozumiem

Gracz meczu: Kisliy 8

Notes: Ostatnie bezbarwne mecze skłoniły mnie do poważnego zastanowienia się nad naszą taktyką. Ustawienie bez nominalnych skrzydłowych coraz bardziej szwankuje i w rewanżu za dwa tygodnie muszę wyjść z czymś nowym, aby dać sobie możliwość zaskoczenia rywala.

Odnośnik do komentarza

Najważniejsze, aby z klopsa odpowiednie wnioski wyciągnąć...

------------------------------------------------------------------------

 

Po nieprzespanej nocy, burzliwych przemyśleniach i wypiciu czterech witnickich porterów, doszedłem do wniosku, że mój archaiczny system gry nie zapewni mi już spodziewanych sukcesów. Wprawdzie prowadziliśmy w lidze, ciułaliśmy punkty po 1:0, ale styl gry był tak brzydki, że nawet nasi kibice przestali chodzić na mecze, uszczuplając w ten sposób stan naszej klubowej kasy. Musiałem coś zmienić, przeobrazić nijaką grę w futbol „na tak”, aby przynajmniej na początku zaskoczyć rywali, którzy już dawno rozgryźli naszą starą taktykę.

Stwierdziłem, że brakuje mi graczy przed polem karnym przeciwnika, którzy sialiby zamęt, jak tylko weszliby w posiadanie piłki. Z tego narodził się zupełnie nowy system gry 4-1-4-1 z czterema bardzo ofensywnymi pomocnikami, grającymi tuż za osamotnionym napastnikiem. Wprawdzie brakowało mi skrzydłowych, przecież większość z nich sprzedałem, gdyż byli bezużyteczni w poprzednim ustawieniu, ale niektórzy zawodnicy nadawali się na przekwalifikowanie i mogłem śmiało liczyć na to, że się dostosują. Po wielkim trzęsieniu ziemi w podstawowym składzie, odsunięciu od gry bezbarwnych ostatnio napastników Johna i Almeidy, pojechaliśmy na chrzest bojowy do czwartego w tabeli Monaco z Brettem Pitmanem w przodzie i czwórką muszkieterów do pomocy, którymi byli: Kolev, Roger, Falardo i Leclerc.

 

25.02.2012. Sobota

Mecz mistrzowski: Monaco – Toulon

Przeciwnicy byli kompletnie zdezorientowani i już po siedmiu minutach musieli grać w „dziesiątkę”, kiedy Kallon wyciął wychodzącego na czystą pozycję z lewego skrzydła Koleva. Minęło kilka minut i kolejne przejęcie piłki przez moją obronę skończyło się błyskawicznym kontratakiem, po którym podanie od Rogera zamienił na bramkę Brett Pitman 0:1! Chwilę nic się nie działo, ale wystarczyła błyskawiczna akcja z naszej strony i znowu jeden z obrońców musiał faulować mojego zawodnika, zmierzającego samotnie w kierunku pola karnego. Tym razem sędzia był pobłażliwy i skończyło się na żółtej kartce, ale rzut wolny zamienił na bramkę fantastycznym strzałem Falardo i praktycznie odebrał gospodarzom resztki nadziei 0:2.

Jednak po przerwie gospodarze nas zaskoczyli i pierwsza ich akcja zakończyła się zdobyciem kontaktowego gola, a autorem trafienia okazał się Kitambala, który odważnie wszedł w moją obronę 1:2. Nie na wiele się to zdało, gdyż po okresie bezbarwnej gry po raz kolejny wyprowadziliśmy szybką akcję i wychodzącego sam na sam z bramkarzem Pitmana powalił na ziemię Givet i musiał opuścić boisko. W dziewięciu rywale mogli jedynie czekać na egzekucję. Nasze konto bramkowe powiększyło się jeszcze po strzałach Pitmana i Koleva, ale był to najniższy wymiar kary, jaki spotkał zdruzgotanych gospodarzy.

 

I liga - 27 kolejka

Monaco[4] – Toulon[1] 1:4 (0:2)

14’ – Pitman 0:1

30’ – Falardo 0:2

46’ – Kitambala 1:2

73’ – Kolev 1:3

88’ – Pitman 1:4

 

Widzów: 17774

Gracz meczu: Pitman 9

Notes: Nowy wymiar gry... Każde przejęcie przez nas piłki powodowało panikę w szeregach obronnych przeciwnika… i o to chodzi!

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...