Skocz do zawartości

Południowy kociołek


Rekomendowane odpowiedzi

A gdzie Potop & Ogniem i mieczem & Pan Woodo Themes? Nie spodobuje mi się ostatni post :nigdy:

Panie, nie czas na to... Trzeba było wpierw wojsko do porządku doprowadzić, aby za jakiś czas do dalekiej Anglii na srogi rewanż zwarty i gotowy wyruszyć :war:.

Odnośnik do komentarza

Wymieniłem dziesięciu zawodników i w tym samym ustawieniu wyszliśmy przeciwko Montpellier. Mecz miał na celu sprawdzenie przydatności rezerwowych w nowym systemie gry.

 

28.02.2012. Wtorek

Mecz mistrzowski: Toulon - Montpellier

Niestety, już od początku było widać, że część zawodników źle się czuje na nowych pozycjach. Spotkanie było nudne, nie przypominało w niczym wyjazdowej potyczki z Monaco, toteż w drugiej połowie próbowałem coś zmienić, ale roszady personalne zamiast pomóc, zaszkodziły. Gdy wydawało się, że padnie bezbramkowy remis, najgroźniejszy w szeregach gości Quirinio znalazł sobie miejsce do oddania strzału i zaskoczył Van Hammela 0:1. Nie byliśmy w stanie się podnieść, pomimo rozpaczliwych prób i przestawienia zespołu na ultraofensywę…

 

I liga – 28 kolejka

Toulon[1] – Montpellier[13] 0:1 (0:0)

80’ – Quirinio

 

Widzów: 4974

Gracz meczu: Quirinio 8

Notes: Warto było poświęcić ten mecz, aby zobaczyć, kto się nadaje do nowego ustawienia. Teraz czeka nas arcytrudny pojedynek z drugim w tabeli Lyonem, a potem jedziemy na Villa Park! Oczywiście w obydwu meczach wystąpimy w optymalnym składzie.

 

 

Niestety, nazajutrz kontuzji na treningu doznał mój najlepszy obrońca Besagno i nie zobaczymy go w meczu z Aston Villą. Nie tak to miało wyglądać, nie tak… Trzech kluczowych graczy w linii obrony jest kontuzjowanych, a przecież Ebondo, Moreira i Besagno mieli stanowić o sile tej formacji w spotkaniach Ligi Mistrzów.

Odnośnik do komentarza

Nasi rycerze z całej okolicy, chorągwie swe zebrawszy, stanęli w umówionym miejscu pod niedźwiedzią gawrą, gotowi na znienawidzonego wroga wyruszyć. Jednak, żeby na angielskiej ziemi ręka wprawna w boju była, należało na swoim podwórku znaleźć przeciwnika godnego, co by nas do walki poważnej zmusił i w twardym rzemiośle wojennym podszkolił. Byli tacy, spod Lyonu się wywodzili i tak jak my w całym kraju pogromy robili. Trza nam było ćwiczebności, więc chętnie na Lyon ruszyliśmy, nie zapominając o gorzałce, która miała za świętowanie po wygranej bitwie służyć.

 

04.03.2012. Niedziela

Mecz mistrzowski: Lyon – Toulon

Przeciwnicy czekali na nas niecierpliwi i spodziewając się jak zwykle solidnej formacji obronnej z naszej strony, ruszyli ochoczo na pole bitwy, ostrząc sobie apetyty na rzeź okrutną i krwawą. Jednak my tym razem mieliśmy inne plany i naszym działaniem kompletnie zaskoczyliśmy wroga. Nie czekając w zwartym szeregu, aż wróg do nas podejdzie, wmieszaliśmy się w ich szeregi, tłukąc straszliwie kogo popadnie, dopóki konie spłoszone same przeciwnika na tyły nie poniosły. Dzielny Pitman, który po raz kolejny wielkim męstwem się wsławił, pognał na szybkim rumaku i chorągiew z rąk kniazia Coupeta wyrwawszy, ryknął triumfalnie na całe gardło, pierwszy bolesny cios zadany wrogiej armii oznajmiając.

Jednak wściekłe zastępy miejscowych przegrupowanie na tyłach zrobiły i do kontrataku z podwójną siłą ruszyły. Niestety, nasza pierwsza linia nie wytrzymała ataku ciężkiej jazdy i w popłochu do lasu uciekając, oddała wrogowi pole, które wcześniej z takim trudem zdobyła. My do lasu, a oni do grodu warownego uciekli, zamykając bramę na osiem spustów. Na wieży gorącą smołę zaczęli gotować, co by skutecznie nasze niecne zamiary ostudzić. My nie mieliśmy ochoty dupy narażać na czarne poparzenia, toteż z nierozstrzygniętym wynikiem do domu postanowiliśmy wracać, tym bardziej, że czas gonił i przed daleką wyprawą wypocząć należycie wypadało.

 

I liga – 29 kolejka

Lyon[2] – Toulon[1] 1:1 (0:0)

49’ – Pitman 0:1

54’ – Ben Arfa 1:1

 

Widzów: 40438

Gracz meczu: Coupet 8

Notes: Dobrze... utrzymaliśmy pięciopunktową przewagę.

Odnośnik do komentarza

Czas nam w drogę było, ale przed samym wymarszem Bretta Pitmana na spytki wziąłem, bo to Anglik był przecież, a ja żadnych zdradzieckich niespodzianek w czasie bitwy nie chciałem.

 

- Synu, czeka nas bój straszliwy, krew przeleje wielu z naszych wojaków, czy jesteś gotów stanąć do walki na swej ziemi ojczystej?

- No nie wiem, jakże to swojego tłuc… przeca to moi bracia.

- A jakiś ty Anglik, hę? Winniczki gonisz po ogrodzie? Żabie udka wcinasz, po ostrygach się oblizujesz? Francuskie dziewki po francusku obmacujesz?

- Pewnie, że tak! Ostatnio jak mi zepsute ostrygi dali, to taką awanturę zrobiłem, że…

- A widzisz, dupa z ciebie nie Anglik, nawet herbaty o piątej nie pijasz…

- No, bo trening wtedy mamy …

- A pamiętasz, jak cię z kraju wygnali, jak cię żadna licząca się chorągiew pod swe skrzydła wziąć nie chciała, teraz im pokaż coś ty za jeden, niech twój miecz poczują na łbach zakutych! Jesteś z nami, albo przeciwko, decyduj prędko, bo cię na latarni przed wychodkiem powieszę i dziatwa kamieniami w ciebie rzucać będzie.

- A to hultaje! Racja! Myślą żem słaby, że mi odwagi brakuje, ja im pokażę, sam cały oddział „astonvillaków” położę! Panie, jedźmy już, bo mój miecz sam w stronę wyspy się zrywa!

 

Gdy byliśmy w drodze, zwiadowcy, którzy długo przed nami pod Londyn dotarli, wieści ciekawe przynosili:

- Jakieś oddziały Celtów w zielono-białych barwach idą nas wspomóc, gdyż mówią, że walka z Anglikami to dla nich cel najwyższy i z dumą stanął u boku znamienitego wodza, jakim ty jesteś panie!

- A ja mam jeszcze lepsze wieści! Sam kwiat rycerstwa irlandzkiego zmierza na pole bitwy, po tym, jak ich król znamienity, wsławiony na świat cały Profesor, zostawił. Nie wiedząc, co począć, pod twe skrzydła oddać się chcą zaszczyceni i do walki stanąć przeciwko wrogowi wiecznemu.

- Odmówcie im grzecznie i niech do domu wracają. To nasza wojna, jakeśmy spieprzyli bitwę na ziemi naszej, tak tutaj, na tych błotnistych polach, przy deszczu rzęsistym musimy wszystko naprawić i pokazać, żeśmy kozacy, a nie panienki cnotliwe, którym brak odwagi na czyny podniosłe!

 

„Za miecze chwycili rycerze okrutni

I poszli do boju bez zbędnych kłótni

A na nich na polach armia czekała

Wprawiona w boju wręcz doskonała

Nie zlękli się śmierci, z uśmiechem na twarzy

Poszli ciekawi, co się wydarzy…”

Odnośnik do komentarza

Kiedy rycerz rozjemca w czarnej zbroi zwołał do siebie emisariuszy i wyjaśniał im zasady walki, my, w szczerym polu swą armię ustawiając, knuliśmy fortel, który by przeciwnika w pierwszej chwili zaskoczył.

 

- Pitman, udasz swojego i znienacka w ich stronę podążysz. Będziesz krzyczał żeś uciekł z rąk francuskich oprawców i plany wojenne ze sobą przynosisz. Tymczasem oddział twój przeczołga się razem z końmi niepostrzeżenie i na twój sygnał do ataku ruszy. Łucznicy nie zdążą po strzały sięgnąć i będą modlić się, aby ich głowy w pobliskiej sadzawce swojego żywota nie dokończyły.

 

Plan nasz wcieliliśmy w życie, ale nie przewidzieliśmy jednego… Gdy zastępy pitmańskie z dzikim okrzykiem do łuczników się zbliżały, rozległa się seria z karabinu maszynowego i konie z galopu na ziemię martwe runęły. Wtedy sędzia sprawiedliwy nakazał bitwę przerwać, jankeskiego najemcę Spectora z boju wykluczył, a nam rzut karny przyznał, który niedługo potem przez nasze „Sokole Oko – Mantigou” został wykorzystany. Na stuletnim dębie dzięcioł jedynkę po naszej stronie wyrzeźbił 0:1! Osłabiona armia Aston Villi nie spodziewała się takiej straty, a jeszcze trzeba dodać żeśmy łuczników wytłukli, kiedy czarny jeździec nie patrzył w ich stronę, bo z pola bitwy Spectora wyganiał.

Nasza strategia, całkiem odmienna od tej z pierwszej potyczki, również zdziwiła wielce rywali, którzy nijak nie mogli znaleźć na nas skutecznego sposobu. A my harce zaczęliśmy sobie urządzać, każdy rwał się do walki i musiałem niektórych na siłę trzymać, abym sam mógł przeciągać z przyjemnością pojedynek, którego wynik i tak był już przesądzony. Następny cios zadały hufce dziedzica Rogera, które w sam środek oddziałów wroga wjechawszy, pewną ręką trzy chorągwie w pył rozniosły. Dzięcioł na dębie prosił o wyhamowanie, bo mu dziób okrutnie popuchł i nijak nie mógł następnej cyferki wyskrobać.

Nie było litości i po regulaminowym czasie, na spoczynek przeznaczonym, postanowiłem z przyjemnością zakończyć ten nierówny bój i nakazałem bez zbędnych kalkulacji wszystkim na wrogie chorągwie wyruszyć i rychło bitwę zwycięską zakończyć. Tym, który sztandar dorwał i księcia londyńskiego przed me oblicze postawił, był oczywiście sam Brett Pitman, rycerz szlachetny, do którego długo zaufania nie miałem i dopiero nowy styl walki wprowadzając, dałem mu szansę, którą w pełni wykorzystał i na wieki sławą na ziemi naszej się okrył.

Dzięcioł trzeciej cyferki już nie wystukał, padł martwy po celnym strzale z łuku mojego pachołka, który wygłodniały z emocji dopiero po bitwie apetytu dostał.

 

Liga Mistrzów – 1/8 finału [2/2]

Aston Villa – Toulon 0:3 (0:2)

2’ – Mantigou 0:1 rz.k.

40’ – Roger 0:2

81’ – Pitman 0:3

 

Gracz meczu: Pitman 10

Notes: Połowa drużyny “dziewiątki”! Mecz przypominał wcześniejsze ligowe spotkanie z Monaco - też zaczął się czerwoną kartką za faul taktyczny. Nowa taktyka zupełnie zaskakuje przeciwników, jeszcze żebym miał chociaż kilku zmienników zdolnych do gry na takim poziomie…

Odnośnik do komentarza

Jacyś znajomi wojownicy hołd mi oddali i naszymi sprzymierzeńcami rychło się stali.

Chwała im, chwała!

--------------------------

 

Sialiśmy strach i trwogę, gdziekolwiek się pojawiliśmy. W drodze powrotnej do domu pół kraju krwią zalaliśmy, bo zawsze znaleźli się tacy, którzy legendę bezlitosnych łupieżców chcieli obalić, licząc na to, że zdołają pokonać nas w równej walce. Zguba jednak czekała każdego, kto nam w drogę wchodził. Ogniem i mieczem znaczyliśmy swój szlak zwycięski, paląc napotkane wioski, a warowne twierdze z ziemią równając, tak, aby nawet kamień na kamieniu się nie ostał.

 

„Nie znali litości, próżne były błagania,

Armia Wengera szła bez opamiętania…”

 

 

I liga – 30 kolejka

Toulon[1] – Toulouse[5] 2:0 (2:0)

30’ – Roger

36’ – Kolev

 

Widzów: 4606

Gracz meczu: Benvegnu 9 (bramkarz gości)

 

.........

 

I liga – 31 kolejka

Le Havre[15] – Toulon [1] 1:3 (1:1)

3’ – Falardo 0:1

41’ – Marvija 1:1

66’ – Pitman 1:2

85’ – Pitman 1:3

 

Widzów: 14103

Gracz meczu: Falardo 9

Notes: Nowa taktyka rulez! Przychodzi mi wielka ochota rozegrania jeszcze jednego sezonu w nowym systemie gry, a co za tym idzie sprowadzenia odpowiednich piłkarzy na odpowiednie pozycje. Spowoduje to prawdziwą rewolucję w mojej kadrze. Mmm, bardzo mi się podoba ten pomysł.

Odnośnik do komentarza

Wieść o naszym wielkim zwycięstwie na londyńskich polach obiegła całą Europę. I rychło trzeba nam było do nowej wojny się sposobić, bo książę pokonany, Jurgen Klinsmann, miał ojca potężnego w ojczystej Bawarii, który zniewagi swego rodu znieść nie mógł i wojnę straszliwą nam wypowiedział. Wysyłając kuriera do naszego kraju oznajmił, że srodze pomści hańbę swego syna i jak w roku ubiegłym rozniesie nasze wojska, a szczątki, które po nas pozostaną, na cztery strony kontynentu rozsypie.

 

Anderlecht – Arsenal

Juventus – At. Madrid

FC Bayern – Toulon

Panathinaikos – Chelsea

 

Notes: I znowu k***a ten Bayern! Za wcześnie, stanowczo za wcześnie z nimi gramy, bo wielu mam kontuzjowanych, ale jeśli chcemy wygrać w tym sezonie Ligę Mistrzów, to trzeba ograć każdego. Najbardziej bolesna strata dotknęła nas na treningu, straciliśmy Rogera, a był on bardzo ważnym ogniwem w nowej taktyce. Jeśli do tego dodam Leclerca, który grał na prawym skrzydle, gdzie posucha wielka, to mogę stwierdzić, że nie jest dobrze… jest bardzo niedobrze.

 

Edytka podpowiada, że do tej pory tylko dwa kluby wygrywały Ligę Mistrzów za mojej kadencji: Juventus i … Bayern.

Odnośnik do komentarza

Przed wielką bitwą w dalekiej Bawarii musieliśmy stoczyć w kraju jeszcze jeden pojedynek. I znowu nie mogłem posłać swych najlepszych wojów, którzy odpoczywać mieli, aby za kilka dni na niemieckiej ziemi gotowym być do wzniosłych czynów.

 

I liga – 32 kolejka

Toulon[1] – St.Etienne[4] 1:1 (1:1)

16’ – Oliveira 0:1

28’ – Youffre 1:1

 

Widzów: 8150

Gracz meczu: Oliveira 8

Notes: Typowa ligowa młócka. Zanosiło się na łomot, a tymczasem moja rezerwowa obrona spisała się na medal. Można powiedzieć, że wynik bardzo dobry, zważywszy, że wystąpili sami dublerzy.

 

 

Do spotkania z Bayernem nie byliśmy należycie przygotowani i dobrze o tym wiedziałem. Brak trzech najlepszych obrońców, Ebondo (długotrwała kontuzja), Moreira (król asyst) i Besagno (siedem razy gracz meczu), spędzał mi sen z oczu, a na dodatek dzień przed meczem kontuzji doznał kolejny obrońca Perquis. Nie miałem innego wyjścia i zawodnik ten musiał wystąpić z blokadą. Na dodatek pomoc również była osłabiona brakiem… najlepszego pomocnika Rogera. Cóż, nie tak to miało wyglądać, nie tak…

 

Mecz z Bayernem na długo pozostanie w pamięci wszystkich kibiców. Było w nim wszystko to, co jest esencją futbolu - grad bramek, wspaniałe akcje i nieoczekiwana dramaturgia, która doprowadziła pokonanych do wielkiej rozpaczy… Bo to Liga Mistrzów przecież, teatr najlepszych aktorów!

 

Kurtyna w górę!

Odnośnik do komentarza
Cholerny Bayern Z nimi zawsze jest strasznie trudno i najczęściej przegrywa po bardzo nerwowych chwilach...
Tylko nie Bayern :| Jezu, jak ja nie lubiłem z nimi grać...

A ja ich kocham... :frocket:

-------------------------

 

Turecki janczar Erol Erosy, który miał czuwać nad prawidłowym przebiegiem walki, przybył na pole bitwy i zwoławszy kapitanów najważniejszych chorągwi, rzekł:

- Obie wasze armie to potęgi wielkie, które moc straszliwą w sobie mają. Dość już krwi przelanej widziałem, łany zbóż i szczere pola trupem zasłane. Aby cmentarz ponury po waszym boju nie został, przyniosłem ten oto przedmiot skórzany, który narzędziem potyczki dzisiejszej będzie. Rycerze! Odłóżcie miecze, tarcze w ogień rzućcie, dzisiaj czeka was inny pojedynek, którego zasady szybko wam przedstawię.

 

- Panie, zdrada! Turek sędziować będzie i najwyraźniej wrogom sprzyja! Zamiast na miecze iść, twardy bój stoczyć, każe kulisty przedmiot kopać, przypominający dmuchaną kuropatwę, i do bramy z trzech sosen zrobionej go zagonić.

- Z trzech sosen? Jakże to, przecież dziurawa będzie?

- To jest właśnie cały sens tej gry. Jeden oddział ma bronić tej bramy, a reszcie trzeba nakazać w polu stanąć i odpowiednie pozycje zająć.

- Dziwne te nowe sposoby walki… Świat się zmienia, postęp idzie, więc i my pokażmy żeśmy nie zaściankowi, albo ciemnota jakaś i po nowemu bić się umiemy. Służba! Dawać mi tu moje ciżmy stalowe ołowiem zakończone. Niech wróg poczuje je na swych zadach, jak uciekać w popłochu będzie. A powiedzcie mi jeszcze, czy można kogoś po łbie zdzielić, albo dzidą rozbebeszyć? Tak dla równowagi duchowej i samopoczucia ogólnego?

 

28.03.2012. Środa

Liga Mistrzów: Bayern – Toulon

Lepiej nam nowy sposób gry posłużył, gdyż wroga szybko zaskoczyliśmy i w bramę potwornie kopać zaczęliśmy. Oddział jej broniący nie oparł się długo i już po piętnastu pianiach koguta skórzana futbolówka wpadła do bramy po celnym strzale głową rotmistrza Falardo! „Czy, aby głową można?” – zachodziliśmy w głowę, ale sędzia dał do zrozumienia, że to dozwolone i przyznał nam pierwszego gola! Długo nie trwało polowanie na drugiego, gdyż kompletnie zaskoczeni przeciwnicy nie wiedzieli, co z piłką czynić i jak zatrzymać nasze hordy szalejące. A szaleliśmy na całym polu tak, że źdźbła trawy wolały pod ziemię się schować, a leniwe dżdżownice harakiri demonstrować. John, wielki John drugie trafienie po naszej stronie zapisał, kiedy jego druh serdeczny Almeida z katapulty piłkę niczym kulę ognistą mu posłał. Byliśmy lepsi, radośnie następne ataki przeprowadzaliśmy, a ja oczom własnym nie wierzyłem… Jednak Niemce, to Niemce… Zdrajca Podolski, stryjeczny kuzyn syna brata ojca Bismarcka, zapędził się pod naszą bramę i wykorzystując nasze radosne wiwaty, zupełnie nas zaskoczył i swojego gola celnie ubił, aż futbolówka pękła i dmuchaną kuropatwą ją zastąpiono.

Na przerwie, gdzie jadło obfite znikało doszczętnie, nic doradzić swemu wojsku nie musiałem - przecież bitwę prowadziliśmy zasłużenie.

Znowu zaczęliśmy jak w pięknym śnie i bramę wroga kontratakiem zaskoczyliśmy. John nie pozostał dłużny Almeidzie i sam podanie mu posłał, którego nasz strzelec wyborowy nie zwykł marnować. Byliśmy w raju, śniliśmy, czy to była prawda?… To była prawda, ale sen się niedługo potem skończył. Uśpieni łatwym prowadzeniem daliśmy się wywieźć w pole, a wróg w pustą bramę strzelać zaczął bezlitośnie. Gdzie mój oddział broniący, gdzie się podział? Szukałem nadaremnie, jakby pod ziemię się zapadł… Zostało tylko potrzeć jak czas ucieka i modlić się, aby pogromu nie było…

 

Liga Mistrzów – 1/4 finału [1/2]

Bayern Toulon 4:3 (1:2)

9’ – Falardo 0:1

12’ – John 0:2

42’ – Podolski 1:2

51’ – Almeida 1:3

75’ – Schweisteiger 2:3

78’ – Koch 3:3

89’ – Koch 4:3

 

Widzów: 63028

Gracz meczu: John 8

Notes: Bez komentarza...

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...