Skocz do zawartości

Południowy kociołek


Rekomendowane odpowiedzi

A proszę bardzo...

-----------------------

 

Po tym zwycięstwie awans mieliśmy praktycznie zapewniony, więc trzeba było skoncentrować się na lidze, gdzie grupa pościgowa niebezpiecznie deptała nam po piętach. W następnej kolejce mieliśmy okazję oddalić się od jednego zespołu, tylko musieliśmy najpierw z nim wygrać. A rywal był nie byle jaki, zespół St.Etienne utrzymywał się na drugim miejscu i nie miał zamiar ułatwić nam zadania.

 

22.10.2011.Sobota

Mecz mistrzowski: St.Etienne – Toulon

Korekty w składzie nastąpiły jedynie na defensywnej pomocy, gdzie miałem w miarę równorzędnych zmienników. Początek meczu należał do miejscowych, już w 5 minucie Marin powinien zamienić dobre dośrodkowanie z lewego skrzydła na bramkę, ale fatalnie spudłował będąc sam przed Llorisem. My dopiero po 20 minutach złapaliśmy właściwy rytm i mecz się wyrównał, a okazje bramkowe były po obu stronach boiska. Z naszej strony Almeida przegrał pojedynek sam na sam z Janotem, a Falardo ostemplował poprzeczkę po strzale z pierwszej piłki z narożnika pola karnego. Gospodarze również nie próżnowali, Ilunga już widział piłkę w bramce, ale ofiarna interwencja Perquisa zapobiegła utracie bramki. Zaraz potem Sable kapitalnie uderzył z 25 metrów, jednak Lloris nie dał się zaskoczyć. W końcu emocjonująca wymiana ciosów zakończyła się zdobyciem gola… na szczęście był to gol dla nas! Hugo Almeida potwierdził, że wraca do wysokiej formy i otrzymawszy piłkę kilka metrów przed polem karnym, widząc, że Janot wyszedł z bramki, finezyjnym lobem przelobował golkipera miejscowych i otworzył wynik meczu 0:1! Majstersztyk! Jeszcze przed przerwą mogliśmy pogrążyć przeciwników, ale Falardo przegrał pojedynek oko w oko z Janotem.

Byliśmy świadkami bardzo widowiskowego meczu, stojącego na wysokim poziomie. Z prowadzenia nie cieszyliśmy się długo, gdyż tuż po wznowieniu gry Sable ponowił próbę strzału z daleka i kapitalnym uderzeniem z 30 metrów zmusił do kapitulacji naszego bramkarza 1:1. Na boisku pojawili się natychmiast napastnicy Kolev i powracający po kontuzji John. Znowu szczęścia próbowały obydwie drużyny, jednak żadna okazja nie została zamieniona na gola. Gdy wydawało się, że będzie sprawiedliwy podział punktów, moi napastnicy przeprowadzili decydującą akcję! Kolev wyszedł na wolne pole i na pamięć zagrał w stroną Almeidy. Stary lis spokojnie podciągnął piłkę bliżej bramki i huknął po krótkim rogu nie do obrony! Goool! 1:2! Radość w naszym obozie była nie do opisania! W samej końcówce w dupie mieliśmy jakiekolwiek atakowanie i zamurowaliśmy w jedenastu dostęp do własnej bramki, odnosząc jakże cenne zwycięstwo!

 

I liga – 14 kolejka

St.Etienne[2] – Toulon[1] 1:2 (0:1)

42’ – Almeida 0:1

46’ – Sable 1:1

82’ – Almeida 1:2

 

Widzów: 33271

Gracz meczu: Almeida 10

Notes: Wyborne widowisko, wiele pięknych akcji z obydwu stron, takie mecze się pamięta!

Odnośnik do komentarza

Robię to z premedytacją... :]

----------------------------------

 

Za trzy dni graliśmy mecz w ramach Pucharu Ligi, ale wystawiłem w nim wszystkich tych, którzy niewiele ostatnio grali i nie spodziewałem się niczego rewelacyjnego.

 

25.10.2011.Wtorek

Puchar Ligi: Rennes – Toulon

Tymczasem przebieg meczu mocno mnie zaskoczył, ponieważ to my przeważaliśmy przez większą część tego spotkania, ale pod bramką przeciwnika raziliśmy nieudolnością, co w konsekwencji musiało się na nas zemścić. Gospodarze zadali nam tylko jeden cios, ale za to bardzo celny. Utaka, będąc 25 metrów od naszej bramki, nie bardzo wiedział, co ma zrobić z piłką i zdecydował się na uderzenie. Podkręcona piłka zupełnie zmyliła Van Hammela i wpadła mu za kołnierz. Tym samym potwierdziło się to, że Mike znakomicie broni strzały oddane z pobliża jego bramki, a potrafi puścić jakąś szmatę kopniętą w jego kierunku z dalszej odległości. Później nie pomogła nam nawet czerwona kartka dla Tiago, bo i tak nie byliśmy w stanie zdobyć gola w tym meczu, prześcigając się zadziwiającą nieporadnością.

 

Puchar Ligi – 2 runda

Rennes – Toulon 1:0 (0:0)

67’ – Utaka

 

Widzów: 7232

Gracz meczu: Adailton 8

Notes: Sztuką bylo to przegrać. Jedyny plus to ogranie rezerwowych graczy…

Odnośnik do komentarza

W lidze ograliśmy jednego wicelidera, a w następnej kolejce czekał na nas… kolejny wicelider, zespół Lens. Pomimo, iż za trzy dni mieliśmy grać z Bayernem, wystawiłem najmocniejszy skład – w Lidze Mistrzów awans mieliśmy praktycznie zapewniony i trzeba było skupić się chwilowo na rozgrywka ligowych.

 

29.10.2011. Sobota

Mecz mistrzowski: Lens – Toulon

Wicelider było lekko przyszywany i to niezbyt grubymi nićmi. Wystarczyło nam półgodziny, aby odpruć go z fotela i pokazać mu miejsce w ligowym szyku. Dominowaliśmy na całym boisku i ani przez moment nasze zwycięstwo nie było zagrożone. Pierwsza bramka padła po rzucie rożnym, kiedy Besagno, będąc w trudnej pozycji, wolał odegrać piłkę w pole bramkowe, a tam wyrósł jak spod ziemi Falardo i wepchnął piłkę do siatki 0:1. Kropkę nad „i” postawił pewnym strzałem w krótki róg niesamowity Hugo Almeida, wykorzystując celne podanie od najlepszego na boisku Falardo 0:2. Później boiskowe wydarzenia były pod naszą ścisłą kontrolą i bezradni gospodarze mogli tylko przykładać zimne okłady na swoje obolałe czoła – nasz betonowy mur był nie do ruszenia.

 

I liga – 15 kolejka

Lens[2] – Toulon[1] 0:2 (0:2)

27’ – Falardo

37’ – Almeida

 

Gracz meczu: Falardo 9

Notes: W najsilniejszym składzie punktujemy wszystkich…

Odnośnik do komentarza

Rzeczywiście, zrobiłem błąd… Myślałem poważnie nad zakończeniem tej przygody przed sezonem, ale napaliłem się jeszcze na Ligę Mistrzów. Rozgrywki ligowe przestały mnie interesować, stąd dwutygodniowa przerwa przed ważnymi meczami w LM dla wyjściowej jedenastki. Skoro jednak zacząłem ten sezon, to i skończyć muszę…

----------------------------------------------------

 

01.11.2011. Wtorek

Liga Mistrzów: Toulon – Bayern

Tylko na bokach obrony wystąpili zawodnicy z pierwszego składu. To spotkanie było bardzo pożyteczne, ponieważ mogłem sprawdzić przydatność kilku dublerów w pojedynku z naprawdę mocnym rywalem. Ten test wypadł całkiem nieźle, pomimo porażki i zainkasowania dwóch goli, które padły po prostych błędach w ustawieniu mojej defensywy. Już w 2 minucie Ballack wbiegł w pole karne bez swojego opiekuna i z łatwością pokonał Van Hammela 0:1. Właściwie to okazje były tylko i wyłącznie po stronie renomowanego rywala i tylko kwestią czasu było strzelenie następnego gola.

Druga bramka padła po przerwie, kiedy Eto’o wyszedł na czystą pozycję i nie dał szans mojemu bramkarzowi 0:2. I na tym emocje się skończyły, rywal był zadowolony z wyniku, a my nie mieliśmy czym postraszyć i wynik nie mógł ulec już zmianie.

 

Liga Mistrzów – faza grupowa [4/6]

Toulon – Bayern 0:2 (0:1)

2’ – Ballack

65’ – Eto’o

 

Widzów: 9889

Gracz meczu: Lucio 8

Notes: Daliśmy szwabom wygrać, aby w finale sprać im dupę. Zacząłem być wyrachowany, aż do bólu...

Odnośnik do komentarza
... Porażka z Bayernem to wypadek przy pracy, jak sądzę :>

Przeca napisałem, że rezerwowi grali... :>

--------------------------------------------------

 

Musiałem ogłosić kadrę na zbliżające się mecze towarzyskie z Nigerią i Wybrzeżem Kości Słoniowej. Oczekiwania były przeogromne, wszyscy domagali się nowych twarzy, eksperymentów taktycznych i nic dziwnego, że bez przerwy byłem poddawany naciskom, mającym na celu skłonienie mnie do takich, a nie innych decyzji personalnych. Przykład?

Zadzwonił do mnie tatuś jednego z zawodników:

- Panie, weź pan mojego chłopaka, a posadę w Juventusie panu załatwię. Świeżych pomidorów prosto ze szklarni dorzucę, dorodną córuchnę na weekend podeślę…. No, co zechcesz?

Albo jakaś mamuśka:

- Mistrzu, mam nadzieję, że nie zapomnisz o moim syneczku. Przywiozę go na zgrupowanie osobiście, a powrotny samolot będę miała dopiero za kilka godzin…mmm…Co ty na to? Będziesz je pamiętał lepiej niż finał Mistrzostw Świata, obiecuję!

I proboszcz pewnej parafii:

- Synu, grzeszysz. Do kościoła nie chodzisz, przekleństwa z ekranu telewizora sypiesz, młodym owieczkom zły przykład dajesz. Ale grzechy te będę ci odpuszczone… tylko nie bierz mojego chłopaka z parafii, organistę, bo mi cały harmonogram kościelny zawali.

 

Nad drugim wariantem chwilę się zastanawiałem, ale ze względu na wiek owej niewiasty szybko mój gorący zapał opadł.

 

Ostatecznie zrezygnowałem z bramkarza Landreau, który był bardzo kontuzjogenny i nie miałem zamiaru wiecznie czekać, aż się wyleczy. W jego miejsce powołałem swojego Hugo Llorisa, ponieważ znałem go bardzo dobrze i wiedziałem, że w awaryjnej sytuacji na pewno mnie nie zawiedzie. W kadrze zabrakło ponadto Nasri’ego i Gourcouffa (kontuzje), oraz Ailtona i Govou, z których zrezygnowałem definitywnie.

Do drużyny powrócił natomiast Thierry Henry, ponieważ chciałem go po prostu zobaczyć. A nowymi debiutantami byli zawodnicy, którzy grali na pozycjach słabo obsadzonych, gdzie wciąż poszukiwałem wartościowych dublerów. Byli to Loic Abenzoar ( O PŚ), Florent Sinama-Pognolle (OP L, WN) i świeżo neutralizowany Brazylijczyk Bruno (OP Ś).

 

Bramkarze:

Hugo Lloris* (28L, Toulon), Sebastein Frey (31L, Parma), Phillipe Carriere (19L, PSV)

 

Obrońcy:

Julien Faubert (28L, Bordeaux), Carl Medjani (26L, Liverpool), Phillipe Mexes (29L, Roma), William Gallas (34L, Chelsea), Gael Clichy (26L, Real M.), Dorian Dervite (23L, Lyon), Sebastien Squillaci (31L, Monaco), Loic Abenzoar* (22L, St.Etienne), Younes Kabul (25L, Auxerre)

 

Pomocnicy:

Julien Sable (30L, St.Etienne), Patrick Vieira (35L, Juventus), Rio Mavuba (27L, Milan) Jeremy Toulalan (27L, Nantes), Jeremy Mathieu (27L, Parma), Anthony Mascarte (22L, Montpellier), Bruno* (27L, Lyon)

 

Napastnicy:

Djibril Cisse (30L, Liverpool), Dawid N’Gog (22L, Feynoord), Florent Sinama-Pongolle* (27L, Kaiserslautern) , Jimmy Briand (26L, Sochaux), Jeremy Mendez (24L, Liverpool), Thierry Henry (34L, Arsenal)

Odnośnik do komentarza

Marseille – derby. Kibice szykowali się od dawna, ścierając się w krwawych "ustawkach" i odgrażając się zawsze na pożegnanie:

- Czekajcie! Na stadionie to wam dopiero pokażemy!

Jednak mecz podwyższonego ryzyka był wzorowo zabezpieczony i poza czterema racami wystrzelonymi solidarnie w oba sektory zwaśnionych grup i kilkoma przyjacielskimi przyśpiewkami w stylu: „Jebać, kurwę, jebać!...”, nic się groźnego nie wydarzyło.

 

06.11.2011. Sobota

Mecz mistrzowski: Toulon – Marseille

Groźnie było natomiast na płycie boiska, gdzie goście sprawiali o wiele lepsze wrażenie i dali nam szybko do zrozumienia, że tego dnia interesuje ich tylko zwycięstwo. Moja obrona z łatwością dawała się ogrywać, nie wyskakiwała do górnych piłek, a to mogło się skończyć tylko jednym, nieuchronnym wyciąganiem piłki z siatki. Pierwszą bramkę zdobył Ramon przy biernej postawie środkowego obrońcy, który pozwolił mu bezkarnie na strzał w głową z bezpośredniego sąsiedztwa bramki Llorisa 0:1. Zanim ochłonęliśmy, było już dwa zero, ponieważ nikt nie kwapił się do pokrycia Ramona, a ten spokojnie przyjął piłkę na linii pola karnego i przymierzył w górny róg bramki Llorisa 0:2. Zanosiło się na pogrom, ale na szczęście rzęsisty deszcz ostudził zapał przeciwników, a nas obudził na tyle, że zaczęliśmy w końcu grać w piłkę. A ponadto mieliśmy w swych szeregach niesamowitego Almeidę, który w 34 minucie zadziwił wszystkich przyjmując piłkę tyłem do bramki i nie patrząc w jej stronę kropnął z całej siły, a piłka wpadła do siatki obok zaskoczonego Intandje 1:2.

W przerwie dokonałem aż trzech zmian. W szatni zostali obaj boczni obrońcy, którzy mieli godnie zastąpić graczy pierwszego składu, ale niezbyt im to wychodziło. Na drugą połowę nie wyszedł również Zubar, który uskarżał się na drobną dolegliwość. Niestety, po przerwie znowu dostaliśmy bramkę po strzale z daleka. Tym razem Adebayor uderzył mocno po ziemi, piłka nabrała rozpędu na śliskiej murawie i kompletnie zaskoczyła mojego bramkarza 1:3. Na nic zdały się ambitne ataki mojej drużyny, niewiele zmieniła również kontaktowa bramka zdobyta przez Falardo pięknym uderzeniem z 20 metrów, tego dnia nie dane nam było zdobyć choćby małego punkciku.

 

I liga – 16 kolejka

Toulon[1] – Marseille[10] 2:3 (1:2)

12’ – Ramon 0:1

27’ – Ramon 0:2

34’ – Almeida 1:2

57’ – Adebayor 1:3

63’ – Falardo 2:3

 

Widzów: 9972

Gracz meczu: Ramon 8

Notes: W 15 meczach straciliśmy siedem bramek, w tym jednym prawie połowę z tego. Cóż, jedynym wytłumaczeniem może być chyba grząskie boisko i ulewny deszcz…

Odnośnik do komentarza

Na szczęście mecze towarzyskie graliśmy u siebie, a nie w gorącej Afryce. Obyło się bez obowiązkowych szczepień, nerwowego odpędzania się od nachalnych, tubylczych much i delektowania się „wspaniałym” afrykańskim jedzeniem.

 

W pierwszym spotkaniu z Nigerią zagrałem klasycznym 4-4-2 z debiutującymi graczami w składzie, którzy mieli zaskarbić sobie moje zaufanie. Niestety, mecz był bezbarwny i niewiele dobrego można było powiedzieć o nowych zawodnikach. Briand zdobył gola, ale przez cały mecz nie pokazał niczego szczególnego i był to jego ostatni mecz w kadrze. Bruno i Abenzoar wypadli poprawnie i dostaną kolejną szansę. Jedynym pozytywem był występ bardzo aktywnego Sinama–Pognolla, który jako jedyny przekonał mnie do siebie.

 

Francja – Nigeria 1:0 (1:0)

2’ – Briand

 

Carriere (45’Frey) – Abenzoar, Kaboul (45’Mexes), Medjani (45’Gallas), Clichy – Mavuba (45’Sable), Bruno, Mathieu, Cisse – Briand (62’Mendez), Sinama-Pognolle

 

 

W drugim meczu optowałem za najbardziej pasującym mi ustawieniem 4-2-3-1, a na szpicy ataku zagrał Thierry Henry. Tym razem nasza dominacja nie podlegała dyskusji, ale nie wiadomo, czy było to wynikiem naszej siły, czy tego, że rywal był po prostu słabszy. Z nowych graczy dobrze zagrali Sinama-Pognolle i Bruno, obaj wpisali się na listę strzelców, a fatalnie natomiast Abenzoar, który sprokurował niepotrzebnego karnego i popisywał się bez przerwy niecelnymi podaniami.

 

Francja – Wybrzeże Kości Słoniowej 4:1 (3:1)

4’ – Henry 1:0

10’- Romarić 1:1 rz.k.

29’ – Signama-Pognolle 2:1

45’ – Bruno 3:1

49’ – Cisse 4:1

 

Carriere (45’Frey) – Abenzoar, Kaboul (45’Mexes), Medjani (45’Gallas), Dervite (45’Mathieu) – Mavuba, Sable – Faubert, Bruno (45’Cisse), Sinama-Pognolle (45’Mascarte) – Henry

 

 

Po kilku spotkaniach eliminacyjnych i dwóch towarzyskich pora zatem na pierwsze wnioski:

 

Gra defensywna:

Tutaj jesteśmy bardzo mocni, z nadmiaru bogactwa mogę wybierać kogo chcę i kiedy chcę. Na środku obrony mam kilku światowej klasy zawodników, a po bokach niewielu mniej. W starciu z najlepszymi nie będziemy tracić zbyt wielu bramek. Martwić może jedynie posiadanie dwóch naprawdę mocnych, defensywnych pomocników odpowiedzialnych za destrukcję, są to Vieira i Mavuba. Pozostali są słabsi w destrukcji, ale za to dobrze radzą sobie w rozgrywaniu i będę przydatni w konfrontacji ze słabszymi rywalami.

 

Gra ofensywna:

Goufourr przebojem wdarł się do pierwszej jedenastki, ale w tej chwili leczy kontuzję. Pod jego nieobecność nie za bardzo mam na kogo postawić na prawym skrzydle. Będę próbował kogoś przekwalifikować, w meczu z WKS przesunięty z obrony Faubert spisywał się rewelacyjnie. O lewą stronę się nie martwię, kolejny młody wilczek Mascarte zaklepał sobie miejsce w podstawowym składzie, a w odwodzie pozostaje Evra i kilku podobnych do niego grajków. W środku ofensywnej pomocy miałem tylko Nasri’ego, ale doszedł ostatnio Brazylijczyk Bruno i myślę, że to wystarczy.

W ataku natomiast koniec z eksperymentami. Thierry Henry pokazał, że młodzi mogą mu jedynie buty czyścić. Jest jeszcze świetnie grający głową egzekutor N’Gog i szybki jak błyskawica Cisse. W odwodzie pozostanie Signama-Pognolle , który ujął mnie aktywną grą w ostatnich dwóch meczach.

 

Reasumują, można stwierdzić, że… nic nie można stwierdzić, dopóki nie spotkamy się z naprawdę silną drużyną, która zweryfikuje nasze możliwości i, ewentualnie, obnaży nasze słabości.

Odnośnik do komentarza

Dumni synowie Szkocji przybyli na naszą ziemię, aby nas ograbić, zniszczyć nasze domostwa, porwać żony, dzieci, teściowe, uprowadzić nasze owce, kozy, słonie, a nawet bufetową z klubowego baru, której kraciasta mini spódniczka wydawała im się dziwnie znajoma. Gdy w końcu, w umówionym czasie i miejscu, stanęliśmy na polu bitwy, zobaczyliśmy przed sobą wroga po zęby uzbrojonego. Ale rychło okazało się, że ich miecze tępe jakieś, toporki z drewna robione, a strzały liche łamały się zanim dosięgały celu…

 

 

23.11.2011. Środa

Liga Mistrzów: Toulon – Celtic

Najeźdźcy musieli za wszelka cenę okryć się sławą zwycięscy, aby zdobycze wojenne na ołtarzu UEFA złożyć i w ten sposób do świątyni Ligi Mistrzów się dostać. Jednak bitwa od początku przebiegała pod nasze dyktando. Ja, stojąc na wzgórzu, spokojnie obserwowałem nasze poczynania i byłem pewien, że prędzej, czy później decydujący cios przeciwnikom zadamy. Niestety, pomimo licznych szarż i efektownych pogromów na tyłach przeciwnika, wynik potyczki był nadal sprawą otwartą, a znienawidzony, obcy sztandar trzymał się mocno. Szkoci bronili się dzielnie, a nasze hufce, dowodzone przez znamienitych dowódców Almeidę i Falardo, nijak nie mogły przebić się przez ostatnia zasłonę przeciwnika.

Tymczasem wróg chytry, przebiegły wpadł na fortel genialny, którego ja sam, mistrz w całej Europyji sławiony, nie przewidziałem. Otóż kilku rycerzy, wpierw martwych udając, w zaroślach przeleżało, aby kontratak zdradziecki należycie przygotować. Cios był niespodziewany i celny, wojska chroniące wrota do grodu pobite, bo nasz dowódca Besagno nie zauważył, kiedy dzielny Borriello uciekł mu za plecy. Musieliśmy przegrupować szyki i odrabiać straty, spiesząc się, bo wojenny obyczaj nakazywał rychło bitwę przerwać i na chwilowy odpoczynek się udać. Jednak nasz kunszt rycerski był doskonalszy i jeszcze przed owym antraktem zgubiliśmy w końcu czujność wroga i wyrównawszy straty szykowaliśmy się do ostatecznej rozgrywki.

Obie armie, posilone jadłem i popitkiem obfitym, stanęły do decydującego starcia w szczerym polu, gdzie zmrok zapadał i liczni widzowie pochodnie musieli zapalić, aby swój swojego w wojennym amoku nie zabijał. John, osłabiony wieloma ranami, nie mógł dać nam zwycięstwa, toteż posłałem za niego rycerza dzielnego, który miał konia szybkiego, w wielu bitwach europejskich osławionego i aż strach było wypowiadać imię jego. Ów rycerz nie uląkł się gołych pośladków wystawionych w naszą stronę przez przybyszy z dalekiej Szkocji i ruszył w ich kierunku z wielką ochotą, a zaspokoiwszy swój nagi instynkt porwał chorągiew i ze zwycięską pieśnią na ustach popędził w moją stronę, aby oznajmić, że bitwa skończona!

 

Liga Mistrzów – faza grupowa [5/6]

Toulon – Celtic 2:1 (1:1)

39’ – Borriello 0:1

45’ – Almeida 1:1

73’ – Vuković 2:1

 

Widzów: 4161 (?)

Gracz meczu: Almeida 8

Notes: Ze zdecydowanej przewagi, tylko skromne zwycięstwo. Strzały nasze 25-16, rywali 3-3. Awansowaliśmy do następnej rundy i do Olympiakosu możemy posłać rezerwy…

 

Bayern - Olympiakos 0:1!

Widać, że nie tylko my kalkulujemy, ten wynik oczywiście niczego nie zmienił.

Odnośnik do komentarza

W lidze czekały nas dwa ciężkie pojedynki, więc o żadnym wystawianiu rezerwowych nie mogło być mowy. Na szczęście rannych w naszym obozie było niewielu i osławieni ostatnim zwycięstwem ruszyliśmy na podbój Auxerre.

 

26.11.2011.Sobota

Mecz mistrzowski: Auxerre – Toulon

Zdecydowałem jednak, że napastnicy odpocznął sobie i od pierwszych minut do boju posłałem Pitmana i Koleva. Ten drugi zaraz po rozpoczęciu gry wyszedł na czystą pozycję, ale fatalnie spudłował, sygnalizując wszystkim, że nie będzie to jego najlepszy dzień. Potem wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Oto następna akcja, tym razem gości, zakończyła się czerwoną kartką dla Zubara, a zaraz po jego zejściu Kolev zmarnował kolejną okazję sam na sam z bramkarzem. Musiałem do gry wpuścić obrońcę, więc do szatni udał się niezadowolony Pitman i z jednym tylko napastnikiem nastawiliśmy się na grę z kontry. Tymczasem goście nie próżnowali i z dobrym skutkiem zaczęli konstruować swe akcje, mając przecież jednego zawodnika więcej na placu gry. Dopięli swego bardzo szybko, bo już w 9 minucie Kone przypieczętował celnym strzałem składną akcję swego zespołu i goście objęli zasłużone prowadzenie 0:1. Potem długo broniliśmy się rozpaczliwie i chyba cudem uniknęliśmy utraty drugiej bramki. W końcówce pierwszej połowy Kolev znowu zmarnował setkę, co doprowadziło mnie do prawdziwej furii, w wyniku której krew mnie zalała, a może nawet szlag trafił?

W przerwie niewiele miałem do powiedzenia:

- Macie wygrać i tyle! Nie obchodzi mnie jak, po co i dlaczego, kiedy sędzia zagwiżdże po raz ostatni trzy punkty mają być po naszej stronie, zrozumiano?

Zawodnicy popatrzyli na siebie i zakodowali moje słowa. Wejście Almeidy i Vuković’a kompletnie odmieniły losy meczu. Wprawdzie goście dalej obstrzeliwali naszą bramkę, ale z biegiem czasu ich napór słabł, co pozwoliło nam na organizowanie coraz groźniejszych kontrataków. Po jednym z nich Almeida ograł w dziecinny sposób obrońcę, po czym wyłożył piłkę wbiegającemu w pole karne Vuković’owi, a ten plasowanym strzałem zdobył wyrównującego gola 1:1! Rywale obudzili się jeszcze i mecz stał się niezwykle emocjonujący. Bramka wisiała na włosku… ale dla kogo? Sędzia doliczył aż 4 minuty, co oznaczało dodatkowe emocje dla rozemocjowanego tłumu. W 91 minucie mój obrońca Moreira włączył się do akcji ofensywnej i posłał długie podanie z głębi pola w okolice jedenastego metra, a tam wyskoczył zza pleców obrońcy Vuković i pewnym strzałem bez przyjęcia zdobył swojego drugiego gola 2:1! Goool! Rozległo się po całej okolicy, kiedy nieliczna grupka naszych kibiców przegryzła ogrodzenie i rzuciła się w kierunku swojego bohatera. Goool! Ryknęliśmy na ławce, a szczęśliwy strzelec podbiegł do mnie i siarczystym pocałunkiem (w policzek…) podziękował mi za zaufanie. Goście miotali się do samego końca, ale cofnięci całą „dziesiątką” nie pozwoliliśmy sobie wbić gola! No przecież trener powiedział, że ma być trzy punkty!

 

I liga – 17 kolejka

Auxerre[11] – Toulon[1] 1:2 (1:0)

9’ – Kone 1:0

76’ – Vuković 1:1

90+1’ – Vuković 1:2

 

Widzów: 5876

Gracz meczu: Moreira 9

Notes: Takie zwycięstwa smakują najbardziej…

Odnośnik do komentarza

Baron> Vuković to urodzony joker. Gdy gra od początku, to zwykle po pierwszej połowie go zmieniam.

diego> Dzięki Ci zacny rycerzu, żeś nasze męstwo docenił.

--------------------------------------------------------------------

 

Kolejni śmiałkowie pod nasz gród przybyli, nie bacząc na to, że w puch roznieśliśmy wcześniejszego wroga. Jednak nie sama bitwa była wydarzeniem tego starcia, ale orędzie wodza plemiennego, który chciał duch bojowy wskrzesić w sercach swych podwładnych, ponieważ ci, nieskorzy do walki, pole oddawać zaczęli przyjezdnym grabieżcą i pogodzeni z klęską o litość ich prosić. Jego mocne słowa w przerwie wojennej na wieki wsiąknęły w mury świetlicy gospodnej i zapisały się w historię tej osady. Po wielu latach, w podręcznikach szkolnych można było przeczytać taką oto relację naocznego świadka, kronikarza osobistego wodza Wengera Pierwszego.

 

03.12.2011. Sobota

Mecz mistrzowski: Toulon - Nantes

"Podstępem chcieli nas zaskoczyć wieczorową porą, poczekali aż niewiasty bio-krowy wydoją. Wyważyli wrota do grodu naszego i grabić zaczęli pierwej mnie śpiącego. Zmyliłem ich czujność i chyłkiem czmychnąłem, budzić swych wojów nerwowo zacząłem. Lecz oni niemrawi, opici zapewne, nie mieli ochoty na czyny haniebne. Nie podjęli walki, nie stanęli w polu, brakowało chyrlakom chociaż czczy honoru. Na szczęście róg w cętki, długi, lecz nie kręty, oznajmił spoczynek, dla wszystkich czas bierny. Nie dla wodza naszego, który zebrał wojów i zamknął się z nimi sam na sam w pokoju. Wyciągnąwszy miecz swój, długi pięknie lśniący, stanął przed drużyną gniewem aż kipiący.

- Ubiję każdego, kto nogi nie włoży, kto rywala puści zamiast mu dołożyć. Myślicie spokojnie na tyłach przeczekać, zamiast należycie im skórę przetrzepać. Gdzie wasz honor, gdzie charakter twardy, przegrywamy bitwę i to nie są żarty. Kutasy rozwiązać, jaja se posolić, trzeba tym pyszałkom solidnie wpierdolić. A kto jeszcze nie wie, jak mój miecz smakuje, niech się lepiej żegna i z dziewką całuje. Bo kiedy przegramy, a ktoś ujdzie z życiem, moja broń się znajdzie gdzieś w jego odbycie. No jazda, chyrloki, palanty ostatnie, uważajcie w ciżbie, niech się nikt nie zatnie. Kto jest ze mną niech wstaje, kto przeciwko też, głowę mu ukróci mój świecący miecz!

Męstwo i odwaga, wielkie poświęcenie, tylko to się liczyło na naszej arenie. Wojowie pamiętali słowa swego pana i wartko ruszyli pokonać Landreau’na. Trup słał się gęsto, słuchać było jęki, a nasi rywale zbierali wciąż cęgi. Aż w końcu wybiła ostatnia godzina, egzekucję zaczęła Wengera drużyna. Wpierw Mantigou rzut karny zamienił na bramkę, a potem Almeida wcelował w firankę. Rzeź straszną zakończył wielki mistrz Falardo, pokazując nam wszystkim, że głowę ma twardą. I tak zakończyła się ta historyja, lepszy wygrał bitwę i sprał wrogom ryja".

 

I liga – 18 kolejka

Toulon[1] – Nantes[10] 3:1 (0:1)

2’ – Smith 0:1

63’ – Mantigou 1:1 rz.k.

83’ – Almeida 2:1

88’ – Falardo 3:1

 

Widzów: 5239

Gracz meczu: Falardo 8

Notes: A z tej całej opowieści morał będzie taki: “Opierdalać trzeba leni i pokraki!”.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...