Skocz do zawartości

Duma & Tradycja


Jamal

Rekomendowane odpowiedzi

Odcinek 497

 

Nasza przewaga w lidze powoli się zwiększa. Kluby z góry tabeli przegrywają swoje spotkania i warto to wykorzystać. Skokiem o kolejne 3 punkty miał być mecz z GKS-em Bełchatów, który walczy dzielnie o utrzymanie. Już w 10. minucie mieliśmy szansę, żeby wyjść na prowadzenie, ale Celeban nie wykorzystał…rzutu karnego, trafiając prosto w bramkarza. Jak się okazało była to jedna tak dogodna okazja na gola w pierwszej połowie, którą zakończyliśmy bezbramkowym remisem. Goście zawzięcie walczyli o punkty, ale ich ataki kończyły się przed naszym polem karnym i Kazimierczak nie miał nic do roboty. Na początku drugiej odsłony ładnym strzałem ze skraju szesnastki popisał się Wilk. Piłka poleciała na długi słupek i spadła tuż za plecami bramkarza! Nasze prowadzenie utrzymało się niestety tylko do 60. minuty, gdy Przewodek zagrał długą piłkę, a Malinowski przelobował goalkeeper’a ładnym strzałem głową. Pech był większy, bo w tej samej minucie straciłem Wilka na wskutek kontuzji. Zostało pół godziny gry, ale do tej pory nie mogę zrozumieć, dlaczego nie padł przez ten czas ani jeden celny strzał!? Łatwo oddaliśmy 2 punkty, zapisując sobie na koncie tylko jeden.

 

Data: 2.03.2013

Stadion: ul. Bułgarska, Poznań

Widzów: 31 958

Sędzia: Paweł Gil

MoM: Piotr Malinowski (8) [GKS]

 

Kazimierczak – Celeban, Malović, Dunlop, Casement – Rodriguez Gonzalez, Kone, Wilk (Janota 61’), Aborah, Gobbi (Mikołajczak 79’) – Niculescu (Cagri 45’)

 

(1) Lech Poznań – (12) GKS Bełchatów 1:1 (0:0) [Wilk 49’ – Malinowski 60’]

-Orange Ekstraklasa [19/30]

Odnośnik do komentarza

Odcinek 498

 

Przez cały tydzień bacznie śledziłem informacje wypływające z obozu londyńczyków. Moja radość była tym większa, że w ostatnich meczach kluczowi piłkarze nałapali kontuzje i mogliśmy to wykorzystać. Enyeama, Eduardo i Adebayor leczą urazy, a Fabregas obraził się na trenera i mecz rozpocznie raczej z ławki rezerwowych. To wcale jednak nie oznaczało, że będzie lepsi, w końcu w angielskim klubie grają inne sławy, które decydują o sile zespołu.

 

Na Emirates Stadium zasiadło ponad 60 tysięcy widzów. Na taką liczbę w Poznaniu będę musiał jeszcze długo poczekać. Wspaniała atmosfera udzielała się rywalom, którzy z uśmiechem na twarzy rozgrzewali się na swojej połowie i z pogardą patrzyli na moich piłkarzy. Zebrałem swoich podopiecznych wokół siebie i powiedziałem, że dzisiaj nie będziemy chłopcem do bicia, że dzisiaj wrócimy do Polski z tarczą, a nie na niej. Zauważyłem, że trener Arsenalu zdecydował się, że będzie bronił wyniku z pierwszego meczu i użył defensywnej taktyki. Szybko zrobiłem korekty w swoim ustawieniu, dałem ostatnie wskazówki zawodnikom i ruszyliśmy na podbój Londynu.

 

Mimo że gospodarze mieli grać od początku defensywnie, to i tak pierwsze minuty należały do nich. Próbowali się różnymi sposobami przedostać pod nasze pole karne, ale nie wychodziło im to. Do czasu. Co prawda nie mieli czym postraszyć w linii ataku, ale mimo to wyszli na prowadzenie w 11. minucie. Vela popędził z piłką i szybko zagrał do Cotterill’a. Piłkarz wyszedł na wolną pozycję i dzięki temu po chwili był sam na sam z bramkarzem, którego pokonał płaskim strzałem. Chwilę później na listę strzelców mógł wpisać się Vela, ale tym razem lepszy okazał się Zivković. W 20. minucie powstało zamieszanie w naszym polu karnym, a van Persie stanął przed pustą bramką! W ostatniej chwili pojawił się Wilk, który zażegnał niebezpieczeństwo efektownym wślizgiem. Gospodarze wznowili grę rzutem z autu i futbolówka znowu spadła na nogę Holendra. Napastnik miał tym razem problemy z oddaniem dobrego strzału i zyskał jedynie rzut rożny. 6 minut później mieliśmy realną szansę na wyrównanie, ale Høiland zamiast do bramki, trafił w bramkarza. Rywale szybko wznowili grę i akcja przeniosła się na drugą stronę. Vela popisał się szybkością zostawiając wszystkich w tyle, ale spóźnił się z oddaniem strzału, bo pod jego nogami znalazł się przyklejony do piłki Zivković. Na szczęście doczekałem się radosnych momentów na stadionie wroga. W 32. minucie Marciniak zagrał do środka, gdzie znajdował się nie pilnowany Fontaine. Francuz obrócił się z piłką przy nodze i szybko oddał strzał. Ten odbił się rykoszetem, zmylił bramkarza i wpadł tuż przy słupku! Cenny gol sprawił, że wyrównaliśmy i nadzieje na awans odżyły. To zdenerwowało rywali, którzy nie mieli zamiaru bronić wyniku i rzucili się do ataku efektem czego był strzał van Persie’go w 35. minucie, który otarł się o poprzeczkę. Chwilę później Barbosa zagrał przed siebie, gdzie wyszedł mu Vela. Napastnik wypatrzył lukę w obronie i strzelił na bramkę. Zivković końcami palców przerzucił futbolówkę nad bramką. Skończyliśmy emocjonującą pierwszą połowę, w której praktycznie nie istnieliśmy. Udało się jednak zdobyć gola, który da nam w drugiej odsłonie szersze pole do popisu. Początek zaczął się od wręczenia kilku żółtych kartek, a następnie w 55. minucie przeprowadziliśmy groźną kontrę zakończoną ciekawym strzałem Pesonen’a. Gra bardzo się wyrównała. Ataki były przeprowadzane po obu stronach, ale brakowało czystych strzałów na bramkę. Piłki odbijały się rykoszetem od obrońców i albo lądowały na trybunach, albo spokojnie w objęciach bramkarza. Dopiero w 82. minucie dostaliśmy niesamowity dar z niebios! Zivković przejął podanie przeciwnika i szybko zagrał na prawe skrzydło do Fernandinho. Brazylijczyk spokojnie przebiegł kilkanaście metrów i zagrał bardziej do środka. Pesonen wykorzystał to, że przeciwnikowi nie wyszła pułapka ze spalonym i sekundę później zostawił wszystkich w tyle! Fin znalazł się sam przed bramkarzem i chyba próbował go minąć. Jednak zobaczył, że nie da rady i zdecydował się na strzał obok nogi goalkeeper’a! Piłka przeleciała obok Simpson’a i…zatrzymała się w bramce gospodarzy! Wyskoczyłem w górę unosząc pięść ku niebu! Wyszliśmy na prowadzenie! Emirates Stadium gwizdało, ale na swoich piłkarzy, którzy zaczęli się kłócić z arbitrem, że niby gol został zdobyty ze spalonego! Sędzia nie miał zamiaru słuchać ich próśb o nie uznanie bramki i odwrócił się do nich plecami. Pesonen utonął w objęciach kolegów i z radością na twarzy wrócił na swoją połowę. Arsenal był w szoku, więc trudno im było się skupić na odrobieniu strat. Nie męczyli nas samobójczymi atakami i gdy tylko arbiter zagwizdał po raz ostatni, wparowałem na boisko, by cieszyć się razem z moimi piłkarzami! Kolejny raz w efektownym stylu awansowaliśmy do ćwierćfinału Ligi Mistrzów!

 

Data: 6.03.2013

Stadion: Emirates Stadium, Londyn

Widzów: 60 411

Sędzia: Ivan Bebek (CRO)

MoM: Zivko Zivković (8) [Lech]

 

Zivković – Fernandinho, Malović, Moreno, Casement – Woźniak, Mikołajczak (Kone 71’), Fontaine, Marciniak, Wilk (Janota 71’) – Høiland (Pesonen 45’)

 

(ENG) Arsenal Londyn – (POL) Lech Poznań 1:2 (1:1) [Cotterill 11’ – Fontaine 32’, Pesonen 82’]

-Liga Mistrzów, 1/8 finału-rewanż

Odnośnik do komentarza

Odcinek 499

 

Podczas uroczystości losowania par ćwierćfinałowych w Lidze Mistrzów, zabrakło kilku znakomitych firm piłkarskich. Los tak chciał, żeby skończyli rozgrywki na 1/8 finału. Co z tego, że awansowali słabsi, z którymi dalibyśmy sobie radę, skoro i tak wylosowaliśmy…Real Madryt. Nie czuję jednak stuprocentowego pesymizmu, a to dlatego, że pokazaliśmy ciekawy futbol grając przeciwko Królewskim w Poznaniu. Zanim jednak wybierzemy się do stolicy Hiszpanii, będziemy musieli pomęczyć się na krajowych boiskach. Na Bułgarską dotarła dziewiąta drużyna OE – Ruch Chorzów. Dałem odpocząć lepszym piłkarzom i to był chyba błąd. Początek spotkania nie zachwycał, emocji brakowało, a w 21. minucie straciliśmy gola po celnej główce Janoszki. 10 minut później próbowaliśmy odpowiedzieć, ale strzał Castro-Tello trafił prosto w goalkeeper’a. Pierwsza połowa okazała się totalną porażką. Oprócz bramki, nie było tu niczego, co by przypominało o tym, że obie drużyny rozgrywają właśnie mecz piłkarski. Początek drugiej odsłony dał mi jednak pozytywne sygnały. Gobbi huknął z dystansu, ale trafił w poprzeczkę, która lekko się ugięła przy takiej sile strzału. Futbolówka spadła na nogę Janoty, który bez problemu pokonał bramkarza. Wątpliwości miał jednak boczny sędzia, który dopatrzył się spalonego i namówił głównego arbitra, żeby ten nie uznawał trafienia. Czułem się pokrzywdzony, ale nie zamierzałem głośno tego demonstrować. Zawodnicy wiedzieli, że walczymy o cenne punkty, więc częściej zagrażali bramce przeciwnika. Jedyną przeszkodą był Gliwa, który heroicznie rzucał się od słupka do słupka. 2 minuty przed końcem spotkania, sędzia podyktował dla nas rzut wolny pośredni. Rodriguez Gonzalez zagrał w pole karne, a Niculescu strzelił na długi słupek i wpakował piłkę do siatki! Wyrównaliśmy w dramatycznych okolicznościach i dzięki temu trafieniu zdobyliśmy 1 punkty. Mimo wszystko nie mogłem być zadowolony z naszej gry, która była w tym meczu po prostu fatalna.

 

Data: 9.03.2013

Stadion: ul. Bułgarska, Poznań

Widzów: 31 982

Sędzia: Tomasz Skórski

MoM: Cosmin Niculescu (8) [Lech]

 

Bilek – Celeban (Casement 34’), Malović, Dunlop, Moreno – Rodriguez Gonzalez, Castro-Tello, Gobbi (Kone 61’), Janota, Aborah – Cagri (Niculescu 45’)

 

(1) Lech Poznań – (9) Ruch Chorzów 1:1 (0:1) [Niculescu 88’ – Janoszka 21’]

-Orange Ekstraklasa [20/30]

Odnośnik do komentarza

Odcinek 500

 

Wyruszyłem do Lubina na rewanżowe spotkanie w Pucharze Ekstraklasy i zastałem silną drużynę, złożoną z kluczowych piłkarzy, którzy wierzyli jeszcze w awans. Zagłębie dzielnie walczy o europejskie puchary, ale jak sami przyznali, bardzo by chcieli dołożyć jakieś trofeum do klubowej gablotki. Młoda siła szybko sprawiła, że wkręciliśmy się w ziemię. W 11. minucie Mąka z łatwością pokonał mojego bramkarza dając tym samym prowadzenie swojej drużynie. Dało się zauważyć, że z powodzeniem realizowali swój plan. Brakowało im jeszcze jednego gola, żeby mecz skończył się dogrywką. I dołożyli drugie trafienie w 39. minucie, a na liście strzelców zapisało się nazwisko Mateusza Żyły. Lepiej sprawy się miały minutę przed zejściem do szatni, gdy Marciniak sprawił, że odżyły nadzieje na awans. Jego strzał z 20 metrów znalazł swój finisz za linią bramkową. Moja obrona nijak nie mogła sobie poradzić z szaleńczymi atakami gospodarzy. Więc skoro mój blok defensywny kiepsko się spisywał pod naszym polem karnym, to wysłałem go na drugi koniec boiska. Poskutkowało i w 56. minucie Casement pokonał bramkarza celną główką! Utrudniliśmy zadanie rywalom, ale przy okazji obudziliśmy w nich drzemiącego tygrysa. Mąka robił co chciał z moimi obrońcami w 69. minucie, a następnie sprytnie minął goalkeeper’a i spokojnie trafił do bramki. Przegrywaliśmy, ale i tak daleko było gospodarzom od awansu. W szczególności, gdy w 83. minucie dostaliśmy cenny prezent od sędziego w postaci rzutu karnego. Strzał z jedenastu metrów pewnie wykorzystał Mikołajczak i zmienił wynik na 3:3! Piłkarze Zagłębia widząc naszą determinację i zawziętość w walce, odpuścili sobie do ostatniego gwizdka, po którym musieli się pocieszać, że jednak się nie udało.

 

Data: 13.03.2013

Stadion: GOS, Lubin

Widzów: 8 432

Sędzia: Jacek Granat

MoM: Daniel Mąka (9) [Zagłębie]

 

Kazimierczak – Gamla, Malović, Dunlop, Moreno (Casement 45’) – Rodriguez Gonzalez, Mikołajczak, Fontaine (Kone 69’), Marciniak, Wilk – Høiland (Pesonen 45’)

 

(1 L) Zagłębie Lubin – (1 L) Lech Poznań 3:3 (2:1) [Mąka 11’, 69’, Żyła 39’ – Marciniak 44’, Casement 56’, Mikołajczak kar. 83’]

-Puchar Ekstraklasy, ćwierćfinał-rewanż

Odnośnik do komentarza

Ale to później ;) Akurat wyłączyłem FM'a.

 

Odcinek 501

 

W ostatnich meczach głupio gubiliśmy punkty. Z trudem zdobywaliśmy gole, które w rezultacie dawały nam tylko remisy. Przez to nasza przewaga w lidze mocno się zmniejszyła, ale na spokojnie porozmawiałem sobie z drużyną, i do meczu w Białymstoku podeszliśmy na luzie. Taka szczera rozmowa była chyba potrzebna, bo jej efekty widziane były już w 12. minucie. Janota otrzymał fantastyczne podanie od Cagri’ego, minął bramkarza i skierował piłkę do pustej bramki! Przecierałem oczy ze zdumienia, gdy minutę później piłkarze zamienili się rolami i to Janota podawał do Cagri’ego, który również pokonał bramkarza! Szybko sprowadziliśmy rywala do parteru, ale na więcej w pierwszej połowie nie było nas już stać. Wielkie strzelnie kontynuowaliśmy na początku drugiej odsłony. Cagri specjalizował się dzisiaj w precyzyjnym podawaniu. Zagrał do Fontaina, który uwolnił się spod opieki obrońców i płaskim strzałem sprawił, że piłka zatrzymała się za linię bramkową. W 51. minucie gospodarze zdobyli przypadkowego gola. Cholerzyński stanął przed pustą bramką całkiem niespodziewanie i spokojnie wbił futbolówkę do siatki. Ale rywale nie musieli robić sobie złudnych nadziei, gdy w 54. minucie Kone dośrodkował z rzutu rożnego, a Moreno potężną główką podwyższył na 4:1! Rządziliśmy i dzieliliśmy w dzisiejszy meczu. Jagiellonia nie była wstanie nam się oprzeć, dyktowaliśmy tempo i narzucaliśmy własny styl gry. Przeciwnik znalazł jednak okazję na strzelenie drugiej bramki i w 71. minucie Witczak wpisał się na listę strzelców. Gospodarze nie mieli jednak ochoty tracić sił nadaremnie i odpuścili sobie straszenie mojego bramkarza. Zamknęliśmy rywala na jego połowie i nie daliśmy mu swobodnie pograć piłką. Pod koniec meczu Niculescu oddał potężną bombę tuż przy słupku, ale sędzia dopatrzył się spalonego i gola nie zaliczył. To wcale nam nie zaszkodziło, i tak zdemolowaliśmy piłkarzy z Białegostoku.

 

Data: 16.03.2013

Stadion: ul. Słoneczna, Białystok

Widzów: 7 636

Sędzia: Grzegorz Gilewski

MoM: Michał Janota (8) [Lech]

 

Zivković – Celeban, Malović, Casement, Moreno – Meijers, Kone, Gobbi (Fontaine 45’), Janota (Wilk 72’), Aborah – Cagri (Niculescu 72’)

 

(10) Jagiellonia Białystok – (1) Lech Poznań 2:4 (0:2) [Cholerzyński 51’, Witczak 71’ – Janota 12’, Cagri 13’, Fontaine 46’, Moreno 54’]

-Orange Ekstraklasa [21/30]

Odnośnik do komentarza

Odcinek 502

 

Skończyło się wesołe kopanie piłki w meczach towarzyskich i czas najwyższy sprawdzić się w spotkaniach o punkty. Znowu zaczynamy eliminacje do Mistrzostw Świata, a naszym pierwszym rywalem w tym roku będzie Belgia.

 

Bramkarze:

 

Darko Bozović (Vitesse – 10A/0)

Vukasin Poleksić (Sparta Rotterdam – 10A/0)

Obrad Sosić (Burghausen – 5A/0)

 

Obrońcy:

 

Dusan Nestorović (Burghausen – 7A/0)

Ivan Fatić (Inter Mediolan – 20A/2)

Milos Mrvaljević (CSKA Moskwa – 10A/0)

Mijusko Bojović (Poli 1921 – 11A/0)

Vlado Jeknić (Utrecht – 24A/1)

Srdjan Knezević (Partizan – 27A/0)

Mitar Peković (NAC Breda – 2A/0)

Risto Lakić (Mantova – 30A/1)

 

Pomocnicy:

 

Slobodan Lakicević (Aachen – 5A/1)

Nikola Drincić (Sion – 27A/0)

Ilija Glavan (Panathinaikos – 6A/0)

Janko Tumbasović (Lokeren – 22A/2)

Uros Delić (Banat – 2A/0)

Darko Karadzić (Austria Wiedeń – 4A/0)

Simon Vukcević (Sporting Lizbona – 23A/1)

Bojan Vlahović (Aue – 3A/0)

Djordjije Cetković (Hansa Rostock – 22A/3)

Marko Cetković (Piacenza – 23A/0)

 

Napastnicy:

 

Igor Burzanović (Sporting Gijon – 24A/3)

Milan Purović (Feyenoord – 23A/6)

Slaven Stjepanović (Partizan – 2A/0)

Goran Vujović (Brann – 1A/0)

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...