Skocz do zawartości

Duma & Tradycja


Jamal

Rekomendowane odpowiedzi

Odcinek 503

 

Kibice polubili nasze mecze w Pucharze Ekstraklasy, co świadczył o tym komplet na trybunach. Głośny doping miał sprawić, żeby łatwiej nam szła obrona trofeum. Ale już w 1. minucie piłkarze Ruchu Chorzów strzelili nam gola! Jarmuz dośrodkował w pole karne, a Jarosz dostawił nogę do nadlatującej futbolówki i skierował ją do bramki. Ich radość nie trwała jednak długo, bo odpowiedzieliśmy w 3. minucie. Castro-Tello uderzył z ponad 30 metrów, a piłka kozłowała w czasie lotu. Odbiła się przed bramkarzem, przeleciała mu po rękach i wpadła do siatki! Emocji przez następne minuty nie brakowało, ale kibice mogli narzekać, że nie zobaczyli więcej bramek, mimo że okazji było wiele. Na początku drugiej połowy Fernandinho huknął z rzutu wolnego, a piłka odbiła się rykoszetem od muru i czysto przekroczyła linię bramkową! Cały stadion lekko drgał pod ciężarem cieszących się kibiców. Goście nie mieli zamiaru tak szybko składać broni i w 76. minucie Jarosz zdobył swojego drugiego gola. Remis wcale mi się nie uśmiechał, piłkarzom zresztą też nie, więc postanowili działać. W ostatnich dziesięciu minutach meczu odwaliliśmy kawał dobrej roboty. Janota dośrodkował z rzutu rożnego, a Dunlop pokonał bramkarza celną główką. Identyczny gol padł kilka minut wcześniej, ale tym razem dośrodkowanie Janoty wykorzystał Gavish. Prowadziliśmy już 4:2, ale rywale zmniejszyli ten rezultat w 90. minucie po strzale z dystansu Dworzańczyka. Po ostatnim gwizdku mogłem głośno odetchnąć. Emocje nie opuszczały nas od pierwszej do ostatniej minuty, i to dosłownie.

 

Data: 19.03.2013

Stadion: ul. Bułgarska, Poznań

Widzów: 36 033

Sędzia: Grzegorz Gilewski

MoM: Tomasz Jarosz (8) [Ruch]

 

Bilek – Fernandinho, Wisio, Gavish, Dunlop – Rodriguez Gonzalez, Castro-Tello, Mikołajczak (Gobbi 74’), Wilk (Janota 45’), Marciniak – Høiland (Pesonen 63’)

 

(1 L) Lech Poznań – (1 L) Ruch Chorzów 4:3 (1:1) [Castro-Tello 3’, Fernandinho 50’, Dunlop 81’, Gavish 88’ – Jarosz 1’, 76’, Dworzańczyk 90’]

-Puchar Ekstraklasy, półfinał

Odnośnik do komentarza

Znowu wyłączyłem FM'a i zapomniałem... Następnym razem dodam ;)

 

Odcinek 504

 

Reprezentację Czarnogóry prowadzę od niedawna, ale na swojej drodze nie miałem jeszcze trudnego rywala w walce o punkty. Takim mianem można określić Belgów, którzy zajmują drugie miejsce w naszej grupie. Jednak dzięki temu, że podeszliśmy do tego meczu na spokojnie, to już w 13. minucie niespodziewanie wyszliśmy na prowadzenie! Vukcević uciekł obrońcom na skrzydle, zszedł do środka i uderzył na długi słupek, a piłka przeleciała nad bramkarzem i wpadła do bramki! Gospodarze nie zamierzali pozwalać na to, żeby nimi pomiatać i w 26. minucie Dembele wykorzystał dośrodkowanie z rzutu rożnego i bez najmniejszych problemów pokonał mojego bramkarza. 2 minuty później Dembele wykorzystał identyczne podanie z rogu i było już 2:1 dla rywali. Szybko nas ograli, a gdyby tego było mało, to sędzia dorzucił rzut karny w 41. minucie, który wykorzystał Defour. Ostatecznie to Vanden Borre zakończył strzelanie w pierwszej połowie. Pokonał mojego bramkarza mocną główką w 45. minucie. W krótkim czasie odebrali nam radość z prowadzenia i szybko położyli na łopatki. Nie widziałem już dla nas żadnych szans zwłaszcza, że początek drugiej połowy niczym nie zachwycił. W 75. minucie. Dembele wykorzystał sytuację sam na sam z bramkarzem i zdobył hat-tricka upokarzając nas przy tym totalnie. Jeszcze tak słabego meczu w reprezentacji nie odnotowałem, ale kiedyś musiał być ten pierwszy raz. Wprowadzenie na boisko Burzanović’a niczego nie zmieniło, a to dlatego, że napastnik dopiero co wyleczył kontuzję. Skończyło się na pogromie i awans bardzo nam się oddalił.

 

Data: 23.03.2013

Stadion: Jan Breydelstadion, Brugia

Widzów: 29 012

Sędzia: Michael Weiner (GER)

MoM: Moussa Dembele (9) [belgia]

 

Bozović – Nestorović (Peković 45’), Fatić, Jeknić, Knezević – Lakicević, Cetković, Vukcević, Karadzić (Delić 73’), Tumbasović – Purović (Burzanović 45’)

 

(2) Belgia – (5) Czarnogóra 5:1 (4:1) [Dembele 26’, 28’, 75’, Defour kar. 41’, Vanden Borre 45’ – Vukcević 13’]

-Eliminacje do MŚ [4/10]

Odnośnik do komentarza

Odcinek 505

 

Po dotkliwej porażce z Belgami postanowiłem, że zrezygnuję ze spotkania sparingowego z Gwineą i wrócę do Poznania. Czarnogórscy piłkarze kompletnie się rozsypali i potrzebny im był odpoczynek. Muszę mieć ich gotowych na następne mecze o punkty. Tymczasem przed meczem z Koroną Kielce w 22. kolejce OE, sięgnąłem po tajną broń z moich rezerw – Mike Rantamaki. Jeden z najskuteczniejszych piłkarzy w MESA oraz reprezentacji Finlandii, zasługuje na to, żeby grać w pierwszym zespole. Od samego początku starał się najwięcej z zespołu. Siał spustoszenie pod bramką kielczan, ale brakowało gola. Lepszy okazał się bramkarz gospodarzy – Czapliński, który potrafił dzisiaj wybronić dosłownie wszystko. Nasze szanse na zwycięstwo zwiększyły się w 38. minucie, gdy czerwoną kartkę dostał Owczarek. Mimo to do końca pierwszej połowy bramek nie zobaczyliśmy. Rantamaki starał się jak mógł, ale piłka po jego uderzeniach leciała centymetry obok słupka. Druga połowa wyglądała identycznie, chociaż dało się zauważyć, że tempo gry trochę zmalało. Fiński napastnik dalej raził nieskutecznością w tym meczu i w końcu zdecydowałem się go zmienić. Wprowadzenie Niculescu jednak nic nie dało i dosyć nudne i jednostronne spotkanie z Koroną musieliśmy zakończyć bezbramkowym remisem. Szkoda, bo piłkarze z Kielc zajmują 15 miejsce w lidze i póki co walczą o utrzymanie w Orange Ekstraklasie.

 

Data: 30.03.2013

Stadion: ul. Ściegiennego, Kielce

Widzów: 9 125

Sędzia: Paweł Gil

MoM: Piotr Czapliński (8) [Korona]

 

Kazimierczak – Fernandinho, Wisio, Dunlop, Moreno – Rodriguez Gonzalez, Castro-Tello, Fontaine (Mikołajczak 45’), Janota (Wilk 76’), Aborah – Rantamaki (Niculescu 76’)

 

(15) Korona Kielce – (1) Lech Poznań 0:0

-Orange Ekstraklasa [22/30]

Odnośnik do komentarza

Odcinek 506

 

Podsumowanie (marzec):

 

Ranking: 1. Hiszpania (1901); 2. Argentyna (1840); 3. Niemcy (1821); 78. Polska (410); 104. Czarnogóra (220)

 

Bilans spotkań (klub): 7 (3-4-0) 15:11

Bilans spotkań (reprezentacja): 1 (0-0-1) 1:5

Najlepszy strzelec (klub): Jean-Pascal Fontaine – 2 gole

Najlepszy strzelec (reprezentacja): Simon Vukcević – 1 gol

Ekstraklasa: 1 miejsce

Puchar Polski: odpadliśmy – 3 runda

Puchar Ekstraklasy: półfinał (vs. Ruch Chorzów 4:3 i ?:?)

Liga Mistrzów: 1/4 finału (vs. Real Madryt ?:?)

Finanse: € 3,13 mln (+ 1,2 mln)

 

Transfery (Świat):

 

1. Anton Shunin (AEK) -> CSKA Moskwa za € 8 mln

2. Coelho (Corinthians) -> Goias za € 3,5 mln

3. Mariano (Fortaleza) -> Palmeiras za € 2,8 mln

 

Transfery (Polska): brak

 

Ligi zagraniczne:

 

Anglia: Arsenal (+14)

Francja: Marseille (+0)

Niemcy: Hertha Berlin (+5)

Grecja: Olympiakos (+2)

Włochy: Juventus (+11)

Holandia: Heerenveen (+2)

Portugalia: Porto (+2)

Irlandia: U.C.D. (+4)

Rosja: Spartak Moskwa (+0)

Szkocja: Rangers (+10)

Hiszpania: Real Madryt (+6)

Szwecja: -

Serbia: Vojvodina (+9)

Polska: Lech Poznań (+4)

Odnośnik do komentarza

Śląsk Wrocław - Anno Domini 2013

 

Odcinek 507

 

Los nie potraktował nas łaskawie podczas losowania par ćwierćfinałowych w Champions League. Mogliśmy wpaść na o wiele słabsze drużyny, ale padło na Real Madryt, jednego z najpoważniejszych kandydatów do końcowego zwycięstwa. Królewscy dysponują doskonałym, odmłodzonym składem, ale pokazaliśmy ostatnio, podczas fazy grupowej, że potrafimy grać z nimi jak równy z równym. Pierwsze ćwierćfinałowe spotkanie zaplanowane zostało w Madrycie. Skleciłem pierwszą jedenastkę, zabrałem siedmiu rezerwowych i ruszyłem do Hiszpanii. Santiago Bernabeu huczało głośno próbując nas zdetronizować na starcie. Już w 5. minucie Gomez dośrodkował w pole karne, a mojego bramkarza próbował pokonać Diarra. Na darmo. Chwilę później to my mogliśmy wyjść na prowadzenie po stałym fragmencie gry. Malović chciał dośrodkować w pole karne, ale piłka prawie wpadła przy krótkim słupku. Swój zespół zdołał jednak uratować Casillas. W 22. minucie Higuain poprowadził piłkę przy nodze i uderzył sprzed pola karnego. Zivković zdołał to sparować, ale był bezradny przy dobitce Bueno, który dał swojej drużynie prowadzenie! Trochę w głupi sposób straciliśmy gola, ale nie mogliśmy w tym momencie załamać rąk. Ponad 10 minut później Wilk zagrał doskonałą piłkę do rozpędzonego Høiland’a, któremu zabrakło milimetrów, żeby pokonać Casillas’a! Pierwsza połowa nie obfitowała w emocje, ale pokazaliśmy przynajmniej, że też potrafimy zagrozić rywalom. Druga odsłona gry rozpoczęła się od dwóch kontuzji. Najpierw boisko w 50. minucie opuścić musiał Sanchez, a 5 minut później Fontaine. Każda z drużyn wykorzystała po jednej, niespodziewanej zmianie i od tego czasu mecz stracił na jakości. Akcji brakowało, strzałów w światło bramki jak na lekarstwo, bramkarze narzekali na nudę. Właściwie tylko jedna sytuacja przyniosła emocje. W 81. minucie Zivković cudem obronił strzał Robinho, ale przynajmniej nie dopuścił do straty drugiego gola. Nie wiedziałem, że Real odpuści sobie dzisiejszy mecz. Nie zależało im na zdobyciu jak największej ilości bramek i dali nam wiele swobody. Co prawda przegraliśmy, ale wynik 0:1 uzyskany w Madrycie to i tak spory sukces. W Poznaniu przyciśniemy Galaktycznych i doprowadzimy do historycznego zwycięstwa.

 

Data: 2.04.2013

Stadion: Santiago Bernabeu, Madryt

Widzów: 75 287

Sędzia: Darko Ceferan (SVN)

MoM: Iker Bueno (8) [Real]

 

Zivković – Fernandinho, Malović, Gavish, Moreno – Danch, Mikołajczak, Fontaine (Gobbi 45’), Marciniak, Wilk (Janota 77’) – Høiland (Pesonen 45’)

 

(ESP) Real Madryt – (POL) Lech Poznań 1:0 (1:0) [bueno 22’]

-Liga Mistrzów, ćwierćfinał

Odnośnik do komentarza

Odcinek 508

 

Wróciliśmy do kraju w bardzo dobrych humorach. Uniknęliśmy wysokiej porażki z Królewskimi i nadal mamy szansę, żeby przejść do półfinału Champions League. W Polsce czekał nas tylko jeden mecz, który poprzedzał spotkanie z Hiszpanami. W 23. kolejce gościliśmy u siebie Arkę Gdynia, która już w 2. minucie wykorzystała błąd mojego bramkarza, który za daleko wyszedł od swojej bramki. Lelek otrzymał piłkę od swojego kolegi i przelobował Kazimierczaka dobrą główką. Zastanawiałem się, gdzie w tym czasie była obrona, która miała asekurować goalkeeper’a. Przez resztę czasu w pierwszej połowie dominowaliśmy na boisku, ale mogłem narzekać na skuteczność swoich graczy. Fatalnie pudłowali nie mogąc się przełamać i doprowadzić do kapitulacji Przyrowskiego. Druga połowa rozpoczęła się z nadziejami na korzystny wynik. Gra uległa małej zmianie, zaczęliśmy oddawać strzały w światło bramki, ale bramkarz gości robił co mógł i robił to najlepiej jak potrafił. Był jednak bezradny przy rzucie rożnym z 68. minuty, który został wykonany wręcz perfekcyjnie. Kone dośrodkował idealnie na głowę Casement’a, który nie miał najmniejszych problemów z pokonaniem goalkeeper’a! Nasza obrona jest może dziurawa, ale za to bardzo skuteczna. Chwilę później Janota przeprowadził akcję lewym skrzydłem i zacentrował w pole karne. Aborah rzucił się szczupakiem, ale…trafił w słupek! Czas uciekał i gdy zaczęły się doliczone minuty gry, byłem już prawie pogodzony z tym, że zdobędziemy tylko jeden punkt. W 95. minucie Kone dośrodkował z rzutu rożnego, a Dunlop wyskoczył najwyżej z wszystkich piłkarzy znajdujących się w polu karnym. Szybko ruszył głową i piłka chwilę później była już w siatce! Wyskoczyłem w górę patrząc na zawodników, którzy rzucają się na Szkota. Jego gol dał nam komplet punktów!

 

Data: 6.04.2013

Stadion: ul. Bułgarska, Poznań

Widzów: 31 968

Sędzia: Adrian Skrzypek

MoM: Chris Dunlop (8) [Lech]

 

Kazimierczak – Fernandinho, Malović, Dunlop, Casement – Rodriguez Gonzalez, Kone, Gobbi (Castro-Tello 71’), Aborah, Janota (Wilk 71’) – Rantamaki (Cagri 45’)

 

(1) Lech Poznań – (13) Arka Gdynia 2:1 (0:1) [Casement 68’, Dunlop 90’+5’ – Lelek 2’]

-Orange Ekstraklasa [23/30]

Odnośnik do komentarza

Odcinek 509

 

Przed meczem z Realem Madryt miałem prawdziwe urwanie głowy. Zivko Zivković złamał nos na treningu i lekarz przyszedł do mnie z oświadczeniem na piśmie, że bramkarz nie będzie mógł wystąpić w tym ważnym spotkaniu. Problem był jednak większy, bo Bilek nie był zgłoszony do rozgrywek, a Kazimierczak miał ostatnio słabsze dni i wpuszczał same szmaty. Wybrałem się ze spuszczoną głową na trening rezerw i wtedy mnie olśniło. Stałem przy moim asystencie jak wryty wpatrując się w Kamila Capa, który wyczyniał cuda między słupkami. Po skończonych zajęciach podbiegłem do niego ile sił w nogach i rzuciłem na wstępie: grasz z Królewskimi! Czeskiego bramkarza najwyraźniej to rozbawiło, ale ja mówiłem jak najbardziej poważnie. Pokładałem w nim ogromne nadzieje i byłem gotów zaryzykować. Długo musiałem czekać, aż Kamil zrozumiał, że to dzieje się naprawdę i na serio będzie musiał założyć rękawice w meczu przeciwko Hiszpanom. Kluczową rolę w jego przygotowaniu mieli odegrać psycholodzy. Jeszcze na tak odważny ruch nie zdecydowałem się nigdy.

 

Stadion przy ulicy Bułgarskiej nie miał ani jednego wolnego miejsca. Kibice nie mieli zamiaru siedzieć na tyłkach, tylko stali z dumnie wypiętymi piersiami i z szalikami w górze, śpiewając klubowe pieśni. Obiekt tętnił życiem, a moi piłkarze dostali większej pewności siebie. Walczyliśmy o półfinał Champions League z jedną z najbardziej utytułowanych drużyn na świecie. Obawiałem się występu młodego bramkarza, który debiutował w pierwszym zespole. Nie każdego spotyka taki zaszczyt, żeby rozegrać swój pierwszy mecz przeciwko Królewskim. Na początku rywale dali nam sporo swobody. Mogliśmy spokojnie rozegrać piłkę i rozeznać się w sytuacji. Czas na atak miał dopiero nadejść. Kamil Cap miał pierwszą styczność z piłką dopiero w 12. minucie. Kone dośrodkował w pole karne, ale piłkę przejął Casillas i szybko kopnął ją daleko przed siebie. Wykorzystał to Higuain, który chwilę później miał wszystkich za swoimi plecami. Znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem i byłem zmuszony zamknąć oczy. Oklaski kibiców oznaczały jednak, że Czech sobie poradził! 4 minuty później ruszyliśmy do zmasowanego ataku na hiszpańską bramkę. Marciniak oddał podkręcony strzał ze skraju pola karnego, ale zabrakło nam szczęścia w pokonaniu Ikera, który zażegnał niebezpieczeństwo. 10 minut później Bueno wykorzystał błąd w mojej defensywie i samotnie pognał na naszą bramkę z piłką przy nodze. Złożył się do strzału, a futbolówka sekundę później szybko zmierzała w kierunku bramkarza. Cap rzucił się instynktownie w bok i wybił to na rzut rożny! Słusznie został nagrodzony głośnymi oklaskami. Bramkarz nie miał też problemów z późniejszym strzałem Higuain’a. Wywiązywał się ze swoich obowiązków wzorowo, ale pamiętałem, żeby nie chwalić dnia przed zachodem słońca. W 32. minucie Malović zagrał długą piłkę na lewym skrzydle, a podanie przyjął Wilk. Strzelił ze skrzydła i o mały włos nie pokonał bramkarza, dzięki któremu zyskaliśmy rzut rożny. Dośrodkowanie z rogu sprawiło Casillas’owi wiele problemów. Hiszpański goalkeeper sparował strzał, ale prawie wbił piłkę do własnej bramki. Uratował go jedynie słupek. Sekundy przed końcem pierwszej połowy Pesonen stanął przed pustą siatką, ale…fatalnie spudłował i do szatni zeszliśmy remisując 0:0. W szatni pochwaliłem Kamila Capa za wspaniałą grę. Chłopak chyba uwierzył w siebie i w spokoju przygotowywał się do drugiej połowy. Porozmawiałem z piłkarzami i wytłumaczyłem jeszcze raz o co gramy. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że między ich słupkami stał Casillas – jeden z najlepszych bramkarzy świata. Kazałem im o tym zapomnieć i po prostu robić swoje. Początek drugiej odsłony ułożył się pod nasze dyktando, ale brakowało skuteczności. Piłka latała koło bramki, a kibice wydawali co chwilę jęk zawodu. W 63. minucie Malović przerzucił piłkę na drugie skrzydło, ale strzał Marciniaka obronił Casillas. 3 minuty później Kone dośrodkował z rzutu rożnego, ale Moreno również nie doprowadził do kapitulacji swojego rodaka. Nie mieliśmy zamiaru rezygnować i chwilę później kibice na stojąco oglądali samotną akcję Høiland’a. Norweg wparował w pole karne i chciał sprytnie zmylić bramkarza, który jednak popisał się refleksem i doświadczeniem. Casillas nie miał łatwego życia w ostatnich minutach, ale znowu wyszedł obronną ręką przy strzale Marciniaka. Z utęsknieniem czekałem na gola dla mojej drużyny, ale co chwilę łapałem się za głowę patrząc jak moi zawodnicy trudzą się na marne. Wilk oddał potężny strzał sprzed pola karnego, lecz oczywiście piłka wylądowała w objęciach Ikera. W 83. minucie mogliśmy zagrać na swoją niekorzyść. Malović fatalnie dośrodkował w pole karne z rzutu rożnego, a piłka spadła pod nogi Sneijder’a, który nie zastanawiał się długo i pomknął na naszą bramkę. Holender nie miał przed sobą zbyt wielu przeszkód, a jak już jakieś się trafiły, to szybko je ominął. Kilka sekund później znalazł się sam na sam z bramkarzem, ale Wesley postanowił, że nie będzie się bawił z moim goalkeeper’em i oddał strzał z około 10 metrów. Cap w fantastyczny sposób skoczył do góry, wystawił rękę i końcami palców przerzucił piłkę nad bramką! Kibice nie posiadali się z radości, bo byli świadkami poczęcia nowej gwiazdy klubu! 4 minuty po tej akcji była następna, równie groźna. Robinho nie został złapany na spalonym, ale w przeciwieństwie do Holendra wykorzystał swoją okazję. Oddał podkręcony strzał, który tym razem nie dał szans Kamilowi i Królewscy wyszli na prowadzenie w 87. minucie. To w zupełności wystarczyło rywalom, żeby awansować i nawet nie próbowali męczyć się pod koniec spotkania. My, żeby przejść dalej, musielibyśmy strzelić jeszcze…trzy gole. Poprzeczka została zawieszona zbyt wysoko i nie zdołaliśmy jej przeskoczyć. Nasza przygoda z Ligą Mistrzów tym razem skończyła się na ćwierćfinale, a wszystko przez to, że wpadliśmy na Real Madryt, a nie na jakiś słabszy zespół, którego na tym etapie nie brakowało.

 

Data: 10.04.2013

Stadion: ul. Bułgarska, Poznań

Widzów: 37 734

Sędzia: Enrico Russo (ITA)

MoM: Iker Casillas (8) [Real]

 

Cap – Fernandinho, Malović, Gavish, Moreno – Danch, Mikołajczak, Kone (Gobbi 75’), Marciniak, Wilk – Pesonen (Høiland 45’)

 

(POL) Lech Poznań – (ESP) Real Madryt 0:1 (0:0) [Robinho 87’]

-Liga Mistrzów, ćwierćfinał-rewanż

Odnośnik do komentarza

Odcinek 510

 

Po porażce w Lidze Mistrzów, zostały nam mecze tylko w Orange Ekstraklasie i Pucharze Ekstraklasy. Do tej pory niewiadomo kto zostanie mistrzem Polski. Mamy spore szanse, ale tylko 6 punktów przewagi nad drugim miejscem i jeden mecz zaległy w stosunku do innych. Najbardziej Lechia Gdańsk depcze nam po piętach, ale spotkanie w 24. kolejce z Cracovią w Krakowie ma być okazją do większej ucieczki. W bramce postawiłem Kamila Capa, który rozegrał ostatnio fenomenalny mecz. Chciałem zobaczyć, jak poradzi sobie z krajowym przeciwnikiem. Ale już w 3. minucie skapitulował w trochę skomplikowanej sytuacji, w której nie miał nic do mówienia. Mierzejewski uderzył sprzed pola karnego, ale Cap sparował strzał i piłka poleciała w poprzeczkę. Odbiła się od niej i spadła na nogę Sędziaka, do którego mój czeski bramkarz już nie zdążył doskoczyć. Przeciwnik szybko posłał futbolówkę do odsłoniętej bramki i jego zespół wyszedł na prowadzenie. Trochę głupio stracony gol, ale nie mogłem mieć pretensji do goalkeeper’a, który w tej sytuacji zrobił wszystko co było możliwe. Przynajmniej nie musiałem opieprzać swoich zawodników i poganiać ich do pracy, bo już w 8. minucie wyrównaliśmy po solowej akcji Cagri’ego, który wykończył rajd ładnym strzałem obok słupka. Przez następne minuty dosadnie dominowaliśmy na boisku, ale turecki napastnik nie miał tyle pewności siebie w dogodnych sytuacjach, że nie zwiększył swojego dorobku strzeleckiego. Za to Cap dalej robił swoje i co ważniejsze, robił to bardzo dobrze. W 29. minucie obronił kąśliwy strzał Sędziaka i zdobył oklaski od kibiców, nawet tych krakowskich. Największym zagrożeniem dla gospodarzy nie był Cagri, a Aborah, który trząsł całym interesem na boisku. Belg pokusił się o atak w 45. minucie, ale zakończył go strzałem prosto w bramkarza. W przerwie długo się zastanawiałem nad zmianami. I tak musiałem jedną przeprowadzić dość nieoczekiwanie na początku drugiej połowy, gdy Wisio doznał urazu. Chciałem ściągnąć Janotę, ale coś mnie podkusiło, żeby zostawić go w spokoju. I to była mądra decyzja, bo skrzydłowy odpłacił się w 66. minucie. Cagri popędził ile sił w nogach na bramkę gospodarzy, oddał mocny strzał, ale lepszy okazał się Nowak, któremu jednak nie sprzyjało szczęście. A to dlatego, że Janota dostawił nogę i piłka chwilę później była za linią bramkową. Zaczęliśmy prowadzić i jak się później okazało, był to ostatni strzał w światło bramki w tym meczu. Może to i dobrze, bo dzięki temu zgarnęliśmy 3 punkty i pewnie utrzymujemy się na 1 miejscu.

 

Data: 13.04.2013

Stadion: im. Józefa Kałuży, Kraków

Widzów: 3 576

Sędzia: Adrian Skrzypek

MoM: Yarkin Cagri (8) [Lech]

 

Cap – Gamla, Wisio (Malović 52’), Dunlop, Casement – Meijers, Castro-Tello, Gobbi, Janota, Aborah – Cagri (Niculescu 68’)

 

(11) Cracovia Kraków – (1) Lech Poznań 1:2 (1:1) [sędziak 3’ – Cagri 8’, Janota 66’]

-Orange Ekstraklasa [24/30]

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...