Skocz do zawartości

Co rano to samo


Spajk

Rekomendowane odpowiedzi

Bramkarze

Samir Handanović - Wiek: 34 lata, Narodowość: Słoweniec, Wartość: 475 tyś.

Andrei Radu - Wiek: 21 lat, Narodowość: Rumun, Wartość: 125 tyś.

Stefano Cucchi - Wiek: 16 lat, Narodowość: Włoch, Wartość: 135 tyś.

 

Wybór podstawowego ogniwa, które na stałe zadomowi się między słupkami, jest równie proste co dodanie dwóch do dwóch. Samir to najbardziej doświadczony oraz najlepiej prezentujący się spośród wszystkich potencjalnych kandydatów. Bardzo smuci mnie fakt nieposiadania na ławce tudzież w zespołach młodzieżowych kogoś o nieco większych umiejętnościach. W razie ewentualnej kontuzji Słoweńca, do której mam nadzieję nie dojdzie, będzie naprawdę licho. Radu oraz Cucchi raczej zbyt wiele nie pograją.

 

Obrońcy

Juan Jesus - Wiek: 27 lat, Narodowość: Brazylijczyk, Wartość: 17.75 mln. [O (LŚ)]

João Miranda - Wiek: 34 lata, Narodowość: Brazylijczyk, Wartość: 1 mln. [O (Ś)] - tęskni za domem

Edoardo Goldaniga - Wiek: 25 lat, Narodowość: Włoch, Wartość: 13.5 mln. [O (Ś)]

Milos Veljkovic - Wiek: 23 lata, Narodowość: Serb, Wartość: 9.75 mln. [O (Ś), DP]

Gary Medel - Wiek: 31 lat, Narodowość: Chilijczyk, Wartość: 4.3 mln. [O (Ś), DP, P (Ś)]

Mathieu Deplagne - Wiek: 27 lat, Narodowość: Francuz, Wartość: 3.2 mln. [O/WO (P)]

Danilo D'Ambrosio - Wiek: 30 lat, Narodowość: Włoch, Wartość: 4.9 mln. [O/WO/P (PL)]

Yûto Nagatomo - Wiek: 32 lata, Narodowość: Japończyk, Wartość: 6.5 mln. [O/WO/P (PL)]

Marcos Alonso - Wiek: 28 lat, Narodowość: Hiszpan, Wartość: 14.5 mln. [O/WO/P (L)]

 

W obronie nie mam prawa narzekać na cokolwiek prócz znikomej ilości Włochów. Jako menedżer preferujący głównie stawianie na piłkarzy krajowych odczuwam duży niedosyt. Podstawową parę stoperów z całą pewnością będą tworzyć Jesus oraz Miranda/Goldaniga/Veljkovic. Wszystko rozstrzygnie się najprawdopodobniej już w pierwszych meczach pod moją wodzą. Osobiście jestem bardzo ciekaw postawy Serba, o którego starałem się już za czasów pracy w Gianie. Na bokach występować będą najprawdopodobniej Nagatomo po prawej oraz Alonso po lewej.

 

Pomocnicy

Mario Piccinocchi - Wiek: 23 lata, Narodowość: Włoch, Wartość: 2.3 mln. [DP, P (Ś)]

Assane Gnoukouri - Wiek: 22 lata, Narodowość: Iworyjczyk, Wartość: 6.5 mln. [DP, P (Ś)]

Elias - Wiek: 33 lata, Narodowość: Brazylijczyk, Wartość: 2.5 mln. [DP, P/OP (Ś)]

Fredy Guarin - Wiek: 32 lata, Narodowość: Kolumbijczyk, Wartość: 105 tyś. [DP, P/OP (Ś)]

Lorenzo Tassi - Wiek: 23 lata, Narodowość: Włoch, Wartość: 105 tyś. [DP, P/OP (Ś)]

Ivan Perisić - Wiek: 29 lat, Narodowość: Chorwat, Wartość: 12.5 mln. [P (PL), OP (PLŚ)]

Andrea Palazzi - Wiek: 22 lata, Narodowość: Włoch, Wartość: 1.3 mln. [P (Ś)]

Yussuf Poulsen - Wiek: 24 lata, Narodowość: Duńczyk, Wartość: 17.5 mln. [P/OP (P), N (Ś)]

Gaston Camara - Wiek: 22 lata, Narodowość: Gwinejczyk, Wartość: 5.75 mln. [P/OP (PL)]

Joel Campbell - Wiek: 26 lat, Narodowość: Kostarykanin, Wartość: 16.5 mln. [P/OP (PL), N (Ś)]

Samir El Sayed - Wiek: 19 lat, Narodowość: Egipcjanin, Wartość: 2.3 mln. [P/OP (LŚ)]

 

Środek pola to absolutny kosmos. Jeżeli uda mi się go jeszcze odrobinę skorygować to najprawdopodobniej będziemy mogli mówić o najmocniejszym środku pola w całych Włoszech. Nie brak tu doświadczenia oraz młodości. Na przyszłego lidera tejże formacji zapowiada się 19-letni Egipcjanin. Mocne skrzydła w postaci Perisicia, Campbella, Camary oraz ewentualnie Poulsena również powinny prezentować się bez zarzutu.

 

Napastnicy

George Pușcaș - Wiek: 22 lata, Narodowość: Rumun, Wartość: 4.5 mln. [OP (L), N (Ś)]

Kevin Gameiro - Wiek: 31 lat, Narodowość: Francuz, Wartość: 11.25 mln. [OP (Ś), N (Ś)]

Mauro Icardi - Wiek: 25 lat, Narodowość: Argentyńczyk, Wartość: 26 mln. [N (Ś)]

 

Z przodu wielkiego urodzaju po sprzedaży Zapaty nie ma. Kolumbijczyk odszedł za godziwe pieniądze, które mogliśmy zainwestować w zakup kilku młodych obiecujących piłkarzy. Podstawowym snajperem z całą pewnością będzie lojalny wobec klubu i bardzo utalentowany Icardi. Argentyńczyk w obecnej kampanii nie prezentuje się zbyt pewnie, ale liczę, iż z moją pomocą okaże się najskuteczniejszym napastnikiem w lidze. W razie problemów wspomnianego grajka z całą pewnością będę mógł liczyć na doświadczenie i regularność Francuza lub młodość i przebojowość Rumuna. Prawdopodobnie na pozycji dziewiątki będzie występował również Poulsen co z całą pewnością dobrze wpłynie konkurencję.

Odnośnik do komentarza

Debiuty nigdy nie są łatwe, a osiągnięcie w pierwszym meczu dobrego wyniku rzutującego na pozytywny odbiór ze strony kibiców jest wręcz marzeniem każdego szanującego się fachowca. Ja do takowej grupy nie zaliczałem się nigdy. Nie zdołałem wygrać jeszcze niczego znaczącego, a przecież mam już za sobą cztery lata obycia w fachu. Pełen profesjonalizm, z jakim napotkałem się po wejściu do szatni paręnaście minut przed pierwszym gwizdkiem sędziego, był dla mnie czymś zaskakującym. Bynajmniej nastrój panujący za zaryglowanymi drzwiami całkowicie odbiegał od tego, z czym miałem do czynienia w Gianie. Początkowo ciężko było mi określić optymalną wyjściową jedenastkę, w związku z tym wybór garnituru uzależniłem w dużej mierze od otrzymanego raportu sporządzonego przez asystenta. Jak widać, jego wizja nieznacznie odbiegała od mojego planu na drużynę. Kilka drobnych poprawek i wszystko wyglądało naprawdę obiecująco. Drzemiący w drużynie potencjał ofensywny zdołałem zaobserwować już w 7. minucie spotkania. Dzięki serii krótkich, szybkich podań z pierwszej piłki w błyskawicznym wręcz tempie przenieśliśmy się pod pole karne przyjezdnych. Kapitalny przerzut znajdującego się na skraju szesnastki Perisicia do podłączającego się prawą stroną Nagatomo wytworzył ogromną dziurę w bloku defensywnym Palermo. Wykorzystaliśmy to bardzo skrzętnie i dzięki kapitalnemu prostopadłemu podaniu w sytuacji sam na sam z bramkarzem znalazł się Campbell. Kostarykanin niestety nie zdołał przełamać swojej niemocy strzeleckiej i nie zaskoczył dobrze dysponowanego Matheusa płaskim strzałem tuż przy słupku. Swoją szansę zwietrzyliśmy kilka chwil później, rozgrywając akcję niemalże identycznym schematem. Tym razem zablokowany szarżujący Perisić zdecydował się na oddanie piłki na skrzydło do Nagatomo. Japończyk podholował futbolówkę kilka dobrych metrów, zwiódł wywierającego nacisk Krejciego, a następnie doskonale zacentrował na piąty metr. Tam największą przytomnością umysłu wykazał się Icardi, który uprzedził dwójkę stoperów i z najbliższej odległości wpakował piłkę do siatki. Mimo desperackiej interwencji bramkarza Palermo ta ostatecznie znalazła drogę do bramki. Zdobyty gol zaaplikował nam dużą dozę pewności siebie. Zaczęliśmy grać cierpliwej, rozważniej, mądrzej. Nie wdawaliśmy się w bezsensowną wymianę ciosów, a jedynie wyczekiwaliśmy ataków rywali. Analogicznie swoje szanse upatrywaliśmy głównie w wyprowadzaniu kontrataków. Wszystko zaczęło wyglądać jeszcze lepiej w 32. minucie. Rzut rożny z prawej strony egzekwowany przez Perisicia. Doskonała wrzutka Chorwata w obręb szesnastki wprost na głowę nabiegającego Veljkovica. Umieszczony na liście transferowej przez mojego poprzednika stoper pokazuje mi, dlaczego warto było na niego postawić. Kapitalne uderzenie głową, niezwykle mocne, ale jakże precyzyjne. Po przerwie wciąż byliśmy stroną przeważającą, jednakże nie potrafiliśmy tego uargumentować poprzez podwyższenie prowadzenia. Naszą niefrasobliwość wykorzystali przyjezdni. Świetne dośrodkowanie Mayady kierowane na dalszy słupek zamknął Chochev, który uderzeniem z woleja nie pozostawił jakichkolwiek szans interweniującemu Handanoviciowi. Wielka szkoda straconej bramki, ale najważniejsze jest dla nas zdobycie trzech punktów. Musimy gonić resztę stawki w wyścigu po kwalifikację do europejskich rozgrywek.

 

06.01.2019, Serie A [18/38] - 35.492 widzów

(11.) Inter 2:1 Palermo (8.)

'11 Icardi (1:0)

'32 Veljković (2:0)

'77 Chochev (2:1)

 

Skład: Handanović - Nagatomo (74' Deplagne), Veljković, Jesus, Alonso - Gnoukouri, Elias (45' Piccinocchi), El Sayed - Campbell, Perisić, Icardi (85' Poulsen)

MVP: Yuto Nagatomo (Inter) - 8.7 ocena (1 asysta)

Odnośnik do komentarza

Tydzień przerwy pozwolił nam dopracować aspekty czysto taktyczne. Zgodnie z regularnie napływającymi na moje biurko raportami drużyna coraz lepiej zaznajamia się z nową taktyką. Ostatnimi czasy w dużej mierze skupiamy się również na elemencie nieszablonowości. Warto czasem zaskoczyć rywala asem z rękawa aniżeli powtarzać do bólu nieskuteczne, wyklepane na pamięć, schematyczne zagrania. Cesena spisuje się w obecnej kampanii wręcz tragicznie. Niezależnie od tego, czy rozgrywają oni swoje mecze przed własną publicznością, czy też na obcym stadionie wyniki nie odbiegają od siebie znacząco. Jak widać, piłkarze przeżywają wyraźny kryzys. Początek meczu wbrew moim przypuszczeniom i pierwotnemu planu o zaatakowaniu od pierwszego gwizdka, i zdominowaniu potencjalnie słabszego rywala spełzł na niczym. Co gorsza, w nasze szeregi wkradł się chaos. Proste techniczne błędy, niecelne podania. Ciężko było nam opuścić własną połowę, a gdy już tego dokonaliśmy, nadzialiśmy się na skutecznie przeprowadzaną kontrę. Nie będę oczywiście umniejszał zasług naszych rywali, bo zasłużyli sobie na tę bramkę, ale nie mogę odmówić im również fury szczęścia w ostatecznej fazie akcji. Jak już wspominałem w 11. minucie kapitalną centrę z prawej strony boiska kierowaną na piąty metr na bramkę zamienił Kalinić, który wyskoczył najwyżej. W pewnym stopniu zaniepokoiła mnie bierna postawa obrońców. Mimo przewagi liczebnej nie udało nam się odeprzeć stosunkowo niewielkiego ryzyka utraty gola. Mimo wszystko bramka zdobyta przez gospodarzy podziałała na nas pobudzająco. O ile wcześniej można było o nas mówić jako o stronie nieco stłamszonej, przytłoczonej presją i koniecznością zwycięstwa, o tyle nasza postawa w dalszych minutach zasługiwała na słowa uznania. Niestety mentalnie nie wszyscy piłkarze dawali sobie radę z biciem głową o mur i nieumiejętnością przebicia szyków defensywnych rywala. W desperacji sięgali oni do nieco bardziej drastycznych kroków w postaci ostrych wejść. W pierwszej odsłonie zarobiliśmy trzy żółte kartki przy takiej samej ilości po stronie kopaczy Ceseny. W 18. minucie zagroziliśmy bramce strzeżonej przez Alastre omal nie doprowadzając sympatyków tegoż klubu do zawału. Rzut rożny z lewej strony egzekwowany przez Eliasa. Świetnie wymierzona centra na bliższy słupek została przecięta przez Juana Jesusa, który mocnym uderzeniem głową starał się na próżno zaskoczyć golkipera gospodarzy. Świetnie dysponowany bramkarz odbił piłkę instynktownie, nie do końca zdając sobie sprawę z zażegnania ogromnego zagrożenia. W szatni nie mogłem przekazać piłkarzom moich uwag, ponieważ takowych pod ich adresem nie miałem. Graliśmy świetnie, a jedynie brakowało nam odrobiny szczęścia. Urok sportu dał o sobie znać - pech mógł przekreślić wszystko i mimo lepszej dyspozycji odebrać nam będące ciągle w naszym zasięgu trzy oczka. W 67. minucie wyszliśmy z kontrą. Przedzierający się środkową strefą boiska Medel ze względu na napór rywala postanowił oddać piłkę do wybiegającego zza jego pleców Eliasa. Brazylijczyk postanowił zagrać prostopadle w kierunku Gameiro. Niestety interwencja jednego z defensorów w ostatniej chwili pozbawiła nas szans na bramkę. Ostatecznie jednak futbolówka trafiła pod nogi zbiegającego do środka Yuraya, który oddał ją Brazylijczykowi. Ten świetnym crossem penetrującym linię defensywną Ceseny odnalazł wychodzącego na pozycję Campbella. Kostarykanin mimo swojej bardzo słabej dyspozycji strzeleckiej bez najmniejszych problemów pokonał bramkarza technicznym strzałem po ziemi. Kiedy mecz chylił się ku końcowi i wchodził we wręcz decydującą fazę, a sam arbiter nakazał doliczyć trzy minuty, było nas stać jedynie na ostateczny akt desperacji. W 90. minucie piłkę w polu karnym otrzymał ponownie lewoskrzydłowy. Zwiódł jednego z defensorów, a w bezpośrednim starciu z drugim został podcięty. Ewidentny rzut karny! Gwizdek sędziego milczy! Dopiero po chwili sam zainteresowany wskazał na wapno. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze nie mógł podejść nikt inny jak doświadczony snajper Gameiro. Francuz wymierzył trzy kroki, a następnie uderzył mocno w lewy dolny róg, całkowicie zaskakując bramkarza. Świetna wiadomość - wygrywamy po raz kolejny, niestety wciąż nie potrafimy zachować czystego konta. Złoty środek jest już w drodze, ale czy się sprawdzi? Wątpliwości powinna rozwiązać konfrontacja z Bologną.

 

13.01.2019, Serie A [19/38] - 19.101 widzów

(19.) AC Cesena 1:2 Inter (9.)

'11 Kalinić (1:0)

'67 Campbell (1:1)

'90+1 kar. Gameiro (1:2)

 

Skład: Handanović - Nagatomo, Goldaniga, Jesus, D'Ambrosio - Veljković, Elias, Medel (79' Tassi) - Poulsen, Camara (45' Campbell), Icardi (65' Gameiro)

MVP: Elias (Inter) - 8.7 ocena (1 asysta)

Odnośnik do komentarza

Wielkimi krokami zbliżamy się do zakończenia okresu trwania okienka transferowego, a przecież nasze rozmowy, negocjacje wciąż znajdują się w martwym punkcie. Wszystkim zainteresowanym zdradzę tylko tyle, iż pracujemy nad dwoma, a może i nawet trzema transferami. Dwa gotówkowe oraz jeden na zasadzie prawa Bosmana. Nim jednak powróciłem do negocjacji z klubami owych person, musiałem ustalić skład na najbliższą dwudziestą kolejkę Serie A, w której to na własnym stadionie podejmowała nas Bologna. Oczywiście byłem dobrej myśli, biorąc pod uwagę naszą obecną dyspozycję, morale piłkarzy oraz postępującą z dnia na dzień znajomość nowych założeń taktycznych. Sam skład to niewielkie korekty względem tego, na co stawiałem w poprzednich meczach. Z przodu nie bez powodu zabrakło Icardiego, który otrzymał ode mnie jasny sygnał - grasz słabo, to idziesz na ławę. W jego miejsce z automatu wskoczył doświadczony Gameiro. Początek spotkania nie obfitował w emocje, a raczej senną grę o zaskakująco niskim tempie. Ciężko było nam wczuć się w rytm meczowy i wybić ze stylu gry zaproponowanego przez gospodarzy. Dopiero w okolicach wybicia na zegarze drugiego kwadransa wzięliśmy się w garść. W 35. minucie świetną kontrę po dobrej akcji zwieńczonej beznadziejnym strzałem Gameiro wyprowadził Lustenberger. Szwajcar podholował piłkę w okolice dwudziestego piątego metra i kapitalną piłką w uliczkę uruchomił Mouniera. Na szczęście piłka po jego strzale odbiła się od poprzeczki, ażeby kilka sekund później znaleźć się w żelaznym uścisku Handanovicia. Przyznam, że przez moment drżałem o to, jak skończy się ta akcja. Do przerwy absolutnie nic nie zapowiadało zdobycia bramki przez którąkolwiek ze stron. Na szczęście w naszych szeregach znajduję się ktoś taki jak Deplagne. Francuz, który otrzymał ode mnie prezent w postaci wybiegnięcia na murawę od pierwszego gwizdka, zrewanżował się należycie poprzez wywalczenie jedenastki w 45. minucie. Próbując zwieść szarżującego w jego kierunku Mbaye zahaczył o jego nogę i upadł, dając tym samym pretekst do podyktowania wapna. Do piłki podszedł nie kto inny jak Gameiro. Tatarusanu wyczuł intencję strzelca i rzucił się lewy dolny róg. Na szczęście strzał był zbyt silny i precyzyjny, ażeby wspomniany Rumun mógł oddalić zagrożenie. Na drugą połowę wybiegliśmy z głowami zostawionymi w szatni. Zaowocowało to szybką stratą bramki po niespełna dziesięciu minutach gry. W 52. minucie lukę w naszym bloku defensywnym wykorzystał Osvaldo, który świetnym prostopadłym podaniem uruchomił Nielsena. Norweg w sytuacji sam na sam nie miał prawa się pomylić i mocnym strzałem w kierunku dalszego słupka całkowicie zaskoczył wychodzącego z bramki Handanovicia. Podział punktów nie jest tu do końca sprawiedliwym wynikiem, ale nie możemy również na niego narzekać. Gdyby Bologna była lepiej dysponowana zapewne odniósłbym w tym momencie pierwszą porażkę na nowym stanowisku.

 

Tabela po 20. kolejce

 

19.01.2019, Serie A [20/38] - 18.251 widzów

(16.) Bologna 1:1 Inter (6.)

'45+2 kar. Gameiro (0:1)

'52 Nielsen (1:1)

 

Skład: Handanović - Deplagne, Miranda (45' Veljković), Jesus, Nagatomo - Elias, Piccinocchi, Medel (73' Palazzi) - Poulsen, Campbell (61' Camara), Gameiro

MVP: Mario Piccinocchi (Inter) - 8.8 ocena

Odnośnik do komentarza

W środowisku menedżerów byłem powszechnie uważany za kogoś, kto zdecydowanie ma nosa do świetnych interesów bezgotówkowych tudzież opiewających na sumy wręcz minimalne. Teraz gdy podjąłem pracę w Interze, bardzo ciężko jest kurczowo trzymać się tej tezy i na siłę dowodzić jej słuszności. Kwoty, jakimi operuję, nie należą już do kategorii groszy. Najlepszym tego dowodem jest dopiero co sfinalizowany transfer. Jako że jakościowo nasze skrzydła prezentowały się przyzwoicie, acz bez błysku postanowiłem sięgnąć po personę, która swoją błyskotliwością będzie w stanie wnieść powiew świeżości. Za kogoś takiego bezsprzecznie uważam Gerarda Deulofeu. Piłkarz Evertonu ostatnie lata spędził w Manchesterze United. Ze względu na świetną dyspozycję Januzaja i Moury wspomniany Hiszpan nie mógł liczyć na regularne występy. Co prawda starał się podjąć rzuconą rękawicę, ale i to w pewnym stopniu uniemożliwiał mu jego poprzedni pracodawca poprzez zminimalizowanie liczby występów. W takich oto okolicznościach Deulofeu dołączy do nas w zamian za bardzo rozsądną kwotę tj. 16 milionów euro. Do meczu z Romą przystępowaliśmy z pozycji faworyta. Przynajmniej tak określały nas media. Był to najlepszy dowód na to, iż wykonuję w Mediolanie swoją pracę należycie. Jednocześnie bardzo zależało mi na podniesieniu morale kibiców za sprawą wygranej w tak prestiżowym meczu. Piłkarze byli skoncentrowani na osiągnięciu celu, a plan taktyczny rozpisany co do joty. Względem poprzednich spotkań wyjściowa jedenastka doczekała się kosmetycznych zmian. Poulsen został przeze mnie ostatecznie przesunięty na pozycję dziewiątki wskutek bardzo słabej dyspozycji Icardiego. Po cichu liczyłem na dobre zawody w wykonaniu Duńczyka. Z początku działo się stosunkowo niewiele, a środek gry skupiał się mniej więcej w połowie długości boiska. Dominowała twarda walka oraz to z czego słynie futbol włoski - gra taktyczna. W 18. minucie wyprowadziliśmy pierwszy bardzo groźny atak. Wówczas doskonałym przerzutem ciężaru gry na lewe skrzydło do niekrytego podłączającego Alonso wykazał się Elias. Hiszpan bez trudu opanował wysoko uniesioną futbolówkę i po jej zgaszeniu zagrał prostopadle do Deulofeu. Hiszpan mógł być bohaterem, zdobywając bramkę w niemalże ekspresowym tempie. Niestety przy pierwszej próbie trafił prosto w skracającego kąt bramkarza, a przy drugim podejściu został zablokowany, w konsekwencji czego piłka opuściła boisko. Z następstwa w postaci rzutu rożnego nie odnieśliśmy jakiejkolwiek korzyści. Co jakiś czas pokrzykiwałem do piłkarzy zza linii bocznej, motywując ich. Nie obyło się oczywiście bez udzielania indywidualnych instrukcji taktycznych. W 20. minucie egzekwowaliśmy stały fragment gry w postaci rzutu wolnego. Odległość do bramki nie pozwalała na bezpośrednie uderzenie, a jedynie kombinacyjne rozegranie tudzież klasyczną i najprostszą spośród wszystkich schematów wrzutkę bezpośrednią. Piłka wycofana do Juana Jesusa pozwoliła nam wyciągnąć obronę Romy sprzed własnego pola karnego. Dzięki temu miejsce do wejścia za ich formację defensywną wykorzystał Alonso. Lewy obrońca ponownie ruszył kapitalnie w tempo, przyjął piłkę z dużym spokojem i zacentrował po przebiegnięciu kilku metrów. Wrzutka na piąty metr to najlepsze działanie, jakie mógł wówczas podjąć. Tam zza pleców obrońcy niczym cień wypadł rozpędzony Poulsen i mocnym strzałem pokonał całkowicie zdezorientowanego bramkarza. Co ważnie nie był to koniec popisów wspomnianego napastnika, który dziewięć minut później ukłuł Rzymian po raz kolejny. Tym razem piłka rozprowadzona do znajdującego się na prawym skrzydle Nagatomo. Japończyk w bezpośrednim starciu z Iturbe nie mógł się przebić, acz zdołał wywalczyć trochę skrawka murawy i zacentrować piłkę na jedenasty metr. Centra co prawda poszła za plecy Duńczyka, ale ten bez problemu uciekł spod krycia obrońcy, wycofując się tym samym na miejsce, z którego egzekwowane jest wapno i potężnym wolejem pokonał wychodzącego z bramki Begovicia. Nie mam słów na temat jego gry. Dalsza faza pierwszej połowy polegała głównie na przetrzymywaniu piłki. Uznaliśmy, iż z powodu braku jakichkolwiek priorytetów powinniśmy poszanować futbolówkę, a co za tym idzie pozwalać rywalom na jak najmniejszą liczbę ewentualnych kontrataków. Plan zrealizowaliśmy nawet z nawiązką. Mówię tutaj oczywiście o drugiej żółtej kartce Iturbe. Argentyńczyk w ciągu trzech minut zapracował na czerwień poprzez dwa absolutnie bezmyślne wejścia w nogi moich piłkarzy. Dzięki temu plan utrzymania wyniku, a może i nawet dobicia osłabionego rywala wydawał się coraz bardziej realny. W przerwie pochwaliłem całą drużynę bez wyjątków. Chciałem, aby każdy poczuł się w pewnym stopniu ojcem tego teoretycznie nieznacznego sukcesu. Moim zdaniem to właśnie od takich zwycięstw buduje się należytą mentalność drużyny, ale co ja tam wiem. Dalej gra układała nam się bardzo dobrze. Na boisko w 76. minucie postanowiłem wpuścić mój pierwszy transfer. Mowa tutaj oczywiście o 16-letnim Cermaku. W 81. minucie, a więc po upływie pięciu minut środkową strefą boiska przedzierał się wspomniany Czech. Mimo asysty trójki obrońców zdołał się przepchać i odegrać do podłączającego się Nagatomo. Ten momentalnie zaadresował podanie zwrotne i w sytuacji sam na sam z pustą bramką Cermak nie miał prawa się pomylić. Czy może być coś lepszego aniżeli debiut okraszony bramką? Na przykładzie Czecha można stwierdzić, że tak. W 90. minucie, a więc na chwilę przed wejściem w fazę doliczonego czasu gry zdobyliśmy ostatnią bramkę w meczu. Tym razem prostopadłym podaniem na wolne pole skierowanym w lewą strefę boiska Medel uruchomił Cermaka. Ten ruszył do przodu z ogromną szybkością, przejął piłkę, zastawił się przed napierającym Manolasem i odegrał do wbiegającego na szesnasty metr Medela. Chilijczyk poprawił sobie jedynie piłkę i mocnym strzałem w kierunku dalszego słupka pokonał bezradnego Bośniaka. Ależ niesamowity mecz, wspaniały debiut młodej gwiazdy, istny pogrom porównywalnego rywala.

 

Profil Deulofeu

 

26.01.2019, Serie A [21/38] - 36.674 widzów

(9.) Inter 4:0 AS Roma (2.)

'20 Poulsen (1:0)

'29 Poulsen (2:0)

'81 Cermak (3:0)

'90 Medel (4:0)

 

Skład: Handanović - Nagatomo, Veljković, Jesus, Alonso - Elias, Piccinocchi, Medel - Campbell, Deulofeu (68' Perisić), Poulsen (76' Cermak)

MVP: Gary Medel (Inter) - 9.0 ocena (1 bramka)

Odnośnik do komentarza

Poulsen to kawał fizycznego potworka, miałem przyjemność prowadzić go w RBL, gdzie jego wartość na początku 3 sezonu gry oscylowała w granicach 40 mln euro. Grywał u mnie wszędzie, w napadzie, na prawej pomocy i... na prawej obronie, gdzie szybko przekwalifikowany miażdżył przeciwników swoją fizycznością i rajdami do przodu.

Odnośnik do komentarza

Poulsen to kawał fizycznego potworka, miałem przyjemność prowadzić go w RBL, gdzie jego wartość na początku 3 sezonu gry oscylowała w granicach 40 mln euro. Grywał u mnie wszędzie, w napadzie, na prawej pomocy i... na prawej obronie, gdzie szybko przekwalifikowany miażdżył przeciwników swoją fizycznością i rajdami do przodu.

Dawał sobie radę na skrzydle czy był raczej niewidoczny?

Odnośnik do komentarza

Robił taki wiatr że do dziś huczy mi w uszach :D

Gość wygrywa pojedynki biegowe, pojedynki główkowe a do tego dzięki rzadko spotykanym atrybutom psychicznym(waleczność!!! determinacja, agresja) to charakterny wariat jak jakiś Gattuso. Niech cie nie zmylą atrybuty techniczne na niskim poziomie, bo one są wtórne względem tych fizycznych i psychicznych. Typ dawał radę wszędzie gdzie go wystawiałem, a do tego nie narzekał gdy siadał na ławce. To bardzo rzadki typ piłkarza ofensywnego z tak świetną walecznością i agresją.

Odnośnik do komentarza

Ostatnimi czasy we włoskim futbolu nie działo się nic szczególnego. Kluby nominowane jeszcze przed sezonem do miana pewnego spadkowicza wypełniały swą rolę należycie podkładając się silniejszym markom. Giana Erminio od momentu mojego odejścia nie poczyniła jakiegokolwiek postępu i wciąż znajdowała się pod kreską na dokładnie tej samej lokacie. Nie ukrywam, iż bardzo martwił mnie taki stan rzeczy, ale cóż mogłem teraz począć. Jedynym wyjątkiem od reguły ku zaskoczeniu większości okazała się fatalna dyspozycja Fiorentiny. Viola swego czasu proponowała mi podjęcie pracy w zamian za lukratywny kontrakt. Pod względem aspektu czysto finansowego byłby to dla mnie doskonały ruch, ale nie uważałem, ażeby klub ten był w stanie realizować moje menedżerskie ambicje pod względami czysto sportowymi. W związku z tym ostatecznie wybrałem Inter, a decyzji nie żałuję po dziś dzień. Tymczasem w najbliższej ligowej kolejce przed własną publicznością podejmowała nas drużyna Sampdorii. Oczekiwania były duże, a chęć gonienia stawki w walce o najwyższe miejsca z wyjątkiem pierwszego okupowanego przez będący w morderczej formie Juventus urosła do niebotycznych rozmiarów. Skład, jaki pojawił się na murawie, okazał się mieszanką doświadczenia, jakości oraz młodej krwi. Szansę na grę od pierwszej minuty zapewne ku niezadowoleniu jednych, a ku uciesze drugich otrzymał Diaz. 20-letni Paragwajczyk uchodzi powszechnie za bardzo duży talent. Pod przewodnictwem mojego poprzednika chłopak marnował się najzwyczajniej w świecie. Podczas mojej kadencji będzie grał, niewiele, ale zawsze coś. Zapewne zacznę stawiać na niego częściej bliżej końcówki sezonu, kiedy sytuacja w tabeli okaże się bardzo klarowna. Po pierwszym kopnięciu piłki odczuliśmy na własnej skórze chęć dominacji ze strony gospodarzy. Ich ostra momentami wręcz agresywna gra skutecznie niszczyła nasze ataki pozycyjne. Sędzia nie był skory do okazywania kartoników, a kiedy takową chęć nabył, zdecydowanie przebrał w środkach. W 15. minucie pozwoliliśmy sobie na moment dekoncentracji, który został błyskawicznie zamieniony na bramkę. Eder świetnie uwolnił się spod krycia asystującego mu od momentu wejścia w pole karne Jesusa i mocnym strzałem wędrującym w kierunku dalszego słupka zupełnie przypadkowo wyłożył piłkę jak na tacy do Pucciarelliego. Nie poddaliśmy się i w 32. minucie doprowadziliśmy do wyrównania. Z pomocą w tymże przypadku przyszedł nam gwizdek sędziowski. Dobra wrzutka Diaza z rzutu rożnego zmierzała w kierunku, wyskakującego do zawieszonej w powietrzu futbolówki, Vejlkovicia. Serb, który skupił na sobie uwagę niemalże wszystkich obrońców, został odepchnięty w momencie, w którym znajdował się w powietrzu, przez co nie był w stanie zakończyć akcji uderzeniem głową. Arbiter bez wahania podyktował jedenastkę, którą po upływie kilkunastu sekund na gola pewnym strzałem zamienił Campbell. Kostarykanin posłał piłkę w lewy dolny róg z nienaganną wręcz precyzją nie pozostawiając bramkarzowi jakichkolwiek szans. Wszystko zaczęło zarysowywać się w coraz czarniejszych barwach, gdy w 35. minucie czerwoną kartkę za głupie, acz nie do końca zasługujące na czerwień wejście zobaczył Piccinocchi. Mimo gry w osłabieniu przez pozostałą część spotkania stworzyliśmy sobie jeszcze dwie klarowne okazje, których nie byliśmy w stanie zamienić na gola. Nie zwyciężamy, ale z całą pewnością mogę być pełen podziwu wobec zaangażowania i determinacji piłkarzy. Grać lepiej dziesiątką przeciwko jedenastce to nie lada wyczyn.

 

02.02.2019, Serie A [22/38] - 24.817 widzów

(15.) Sampdoria 1:1 Inter (6.)

'15 Pucciarelli (1:0)

'32 kar. Campbell (1:1)

 

Skład: Handanović - Deplagne, Veljković, Jesus, Alonso - Piccinocchi, Palazzi, Medel (35' Gnoukouri) - Campbell, Diaz (61' Icardi), Poulsen (45' Deulofeu)

MVP: Mathieu Deplagne (Inter) - 8.8 ocena

Odnośnik do komentarza

Ze względu na zbliżającą się wielkimi krokami niezwykle prestiżową potyczkę z Juventusem byłem wręcz zmuszony do zagrania na pół gwizdka w 23. kolejce ligowej w ramach, której to podejmowaliśmy przed własną publicznością Udinese, grające bardzo dobrze podobnie, jak i przed rokiem. Oba te kryteria przyczyniały się do stworzenia niezwykle ciekawej batalii, w której to drużyna walcząca z całych sił o trzy punkty zmierzy się ze składem rezerwowym, dla którego jedynym celem jest uniknięcie klęski. Oczywiście od początku nie skreślałem naszych szans. Jesteśmy mocną drużyną niezależnie od tego, kto wybiega na murawę, mamy charakter, niepowtarzalny styl gry, potrafimy zaskakiwać. Mamy więcej cech pozytywnych przechylających szalę na naszą korzyść aniżeli tych negatywnych. Za naszą jedyną słabość należy uznać momenty dekoncentracji obrońców. Cały czas pracujemy nad wyeliminowaniem tegoż problemu towarzyszącemu blokowi defensywnemu. Po części winą mogę obarczyć mojego poprzednika, który chyba nie do końca rozumiał koncepcję drużyny, jaką sam budował. Nie był on w stanie wyważyć potencjału ofensywnego oraz defensywnego, co przyczyniło się do aktualnego stanu rzeczy. Początek spotkania w naszym wykonaniu nie należał do szczególnie udanych. Nie chodzi tutaj bynajmniej o błędy indywidualne czy brak skuteczności, ale nadmierną agresję. Mimo wielokrotnych konsultacji z piłkarzami podbiegającymi do linii i wydawaniu polecenia "uspokójcie się, zacznijcie grać mniej nerwowo" skutki nie były widoczne. Najpierw Jesus za bezmyślny wślizg w nogi szarżującego rywala, a następnie D'Ambrosio za faul taktyczny przerywający dobrze zapowiadającą się kontrę gospodarzy. Do przerwy nasza gra wyglądała przyzwoicie. Odcinaliśmy Udinese od jakiejkolwiek gry ofensywnej, spychając ich całkowicie przed własne pole karne. Dzięki temu udało nam się zapobiec utracie bramki, ale też sami nie byliśmy w stanie zdobyć żadnej głównie ze względu na niestabilną nogę trójki z przodu. Pierwsza godna odnotowania sytuacja miała miejsce w 85. minucie meczu. Wówczas świetne zachowanie Eliasa, który przeciął podanie grane wzdłuż boiska, pozwoliło nam wyprowadzić kontratak. Brazylijczyk mimo złego przyjęcia opanował futbolówkę, a następnie zgrał szybko do podłączającego się El Sayeda, a ten z kolei uruchomił znajdującego się na skrzydle Perisicia. Dzięki rozciągnięciu ciężaru gry udało nam się pozyskać nieco miejsca, które pozyskanie pozwoliło Chorwatowi na rozpoczęcie szarży w kierunku bramki gości. Ten ostatecznie zrezygnował ze swojego pierwotnego planu i oddał piłkę Egipcjaninowi. Ten zdecydował się na natychmiastową centrę w okolice piątego metra, a tam zawieszoną w powietrzu futbolówkę strącił Poulsen. Zdobycie bramki było nieuniknione! Niestety fantastyczna instynktowna interwencja Scuffeta i wystawienie nogi uchroniły Bianconeri przed utratą bramki. Owoce naszych starań pojawiły się dopiero w 93. minucie! Tak zmusiliśmy naszych kibiców do zszargania cnoty, jaką jest cierpliwość, ale w końcu znaleźliśmy patent na kapitalnie spisującego się między słupkami Włocha. Rzut rożny z prawej strony egzekwował Elias. Jego centra spadła idealnie na głowę Perisicia, który przedłużył do boku, a stamtąd futbolówkę do bramki bez najmniejszych skrupułów wpakował Veljković. Niesamowite wyczucie Serba i fantastyczne zwieńczenie akcji, które całkowicie zaskoczyło cały blok defensywny gości. Trzy punkty zostają na Giuseppe Meazza.

 

06.02.2019, Serie A [23/38] - 36.949 widzów

(5.) Inter 1:0 Udinese (6.)

'90+3 Veljković (1:0)

 

Skład: Handanović - D'Ambrosio, Veljković, Jesus, Nagatomo - Gnoukouri, Elias, Medel - Campbell (67' El Sayed), Perisić, Icardi (45' Poulsen)

MVP: Ivan Perisić (Inter) - 8.4 ocena (1 asysta)

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...