Skocz do zawartości

Co rano to samo


Spajk

Rekomendowane odpowiedzi

Nie rozpieszczają mnie takie wyniki :P

 

Niedługo będziesz mógł czuć się rozpieszczony

 

No Spajki, z takimi to trzeba z piątaka wklepać, tym bardziej z takim potencjałem, który biega po przodzie :>

 

Jako że zaraz gramy z Napoli to mam wymówkę i powiem, że oszczędzamy na nich siły ;)

Odnośnik do komentarza

Mecze na szczycie to dla nas woda na młyn. Po zwycięstwie nad Juventusem cała drużyna nabrała wiatru w żagle. Nie będę raczej powszechnie uważany za odkrywcę, gdy stwierdzę, iż od momentu zwycięstwa z najsilniejszą w obecnych czasach włoską marką zaczęliśmy grać zdecydowanie lepiej. Zresztą co warto podkreślić od momentu mojego przybycia na Giuseppe Meazza bezbłędnie realizuję nakreślone przede mną wymagania, a jednocześnie kontynuuję dobrą pracę poczynioną przez mojego poprzednika. W tym momencie mogę poszczycić się niewiarygodnym wręcz bilansem - 8 zwycięstw i 2 remisy w 10 ligowych kolejkach. Napoli oczywiście nie będzie dla nas łatwym rywalem, ale dużą dozą optymizmu napawa mnie fakt, iż to my wystąpimy w roli gospodarza. W meczach domowych jesteśmy skuteczni do bólu, a co ważne nie tracimy wielu bramek. Jeżeli podtrzymamy obecną dyspozycję i odniesiemy zwycięstwo w tym jakże prestiżowym starciu, najprawdopodobniej zajmiemy miejsce tuż za plecami Juventusu. Piękny scenariusz, lecz czy jest on możliwy do zrealizowania? Musimy podejść do tego meczu czysto analitycznie, z chłodnymi głowami, nie obiecywać sobie za wiele, nie wymagać od siebie za wiele. Musimy zagrać tak, jakby był to zwykły mecz, którego stawką są tylko i wyłącznie trzy punkty. Wysokie morale, wspaniała atmosfera w szatni, skład wybrany pod kątem postępu poczynionego w ostatnich występach i wyruszamy na bój.

 

Bezpośrednie spotkania między Interem, a Napoli obfitują zazwyczaj w duże ilości bramek. Miałem nadzieję, iż w tym przypadku nie będzie inaczej. Do składu powrócili wypoczęci kluczowi piłkarze tacy jak prawy obrońca Deplagne, wyczyniający cuda na skrzydle Perisić czy bardzo solidny formą Gameiro. Spotkanie rozpoczęło się pod nasze dyktando. Bardzo szybko bowiem już w 3. minucie otworzyliśmy wynik konfrontacji. O ile atak pozycyjny nie jest naszą najmocniejszą stroną, o tyle w tym przypadku pokazaliśmy swego rodzaju klasę i przełamaliśmy schemat. Wbiegający w pole karne Alonso został skutecznie powstrzymany przez jednego z piłkarzy w jasnoniebieskim trykocie. Jego niepewna interwencja podjęta na skutek braku czasu pozwoliła nam na ponowne przejęcie futbolówki. W taki oto sposób z akcją środkiem pola wyszedł Gnoukouri. Środkowy pomocnik ze względu na zagęszczenie w środkowej strefie boiska zdecydował się na przerzut do boku rozciągający ciężar gry. Sprawę w swoje nogi ponownie musiał wziąć nie kto inny jak niezawodny Perisić. Bez trudu opanował on piłkę, gasząc ją przy tym do ziemi, wyczekał kilka sekund, a następnie prostopadłym podaniem w obręb szesnastki wykreował doskonałą sytuację Eliasowi. Brazylijczyk popisał się świetnym technicznym przyjęciem, a jego mocny strzał tuż przy słupku okazał się niemożliwy do obrony dla bramkarza. Sytuacja ta ukazała nam wszystkim kunszt doświadczonego pomocnika, naszego najlepszego kreatora gry w środku pola. Radość zarówno moja, piłkarzy, jak i kibiców została zażegnana bardzo szybko. Dwie minuty później rzut rożny egzekwowany z prawego narożnika przez Hamsika. Słowak decyduje się na wrzutkę na jedenasty metr, gdzie największa przytomnością umysłu popisuje się Jorginho. Potężny wolej Włocha przełamuje stalowe rękawice Handanovicia i zapowiada niezapomniane emocje. Następną akcję również przeprowadzili przyjezdni. Schmid dośrodkował na wbiegającego w pole karne Bonyego, a ten strzałem z pierwszej piłki zaskoczył słoweńskiego golkipera. Wówczas nasza sytuacja zaczęła przedstawiać się naprawdę źle. Mimo że byliśmy stroną wyraźnie dominującą, zatraciliśmy całkowicie koncentrację w bloku defensywnym. Na szczęście obecność Eliasa na murawie była dla nas zbawienna. 17. minuta i wrzut z autu egzekwowany na wysokości pola karnego Napoli. Wysoka trajektoria wrzutki Deplagne pozwoliła Gameiro na zgranie piłki do znajdującego się najbliżej El Sayeda. Egipcjanin uważany powszechnie za największy talent z tamtejszego regionu popisał się finezyjnym zagraniem piętką. Futbolówka została wysunięta idealnie pod kopyto Brazylijczyka, który potężnym strzałem po ziemi omal nie rozerwał siatki. Przetarłem jedynie oczy ze zdumienia, widząc po 17. minutach, aż cztery bramki - dwie dla nas i dwie dla przyjezdnych. Co jakiś czas pokrzykiwałem do piłkarzy, zachęcając ich do zmasowanego ataku. Sytuacja z 29. minuty wielce nie odbiegała do tej mającej miejsce niecałe trzynaście minut wcześniej. Tym razem wrzutka prawego obrońcy została skierowana do znajdującego się najbliżej Perisicia. Chorwat po krótkiej wymianie uprzejmości z Deplagne postanowił zacentrować piłkę na jedenasty metr, gdzie w istnym gąszczu najlepiej odnalazł się El Sayed. Techniczne uderzenie prosto znikąd zaskoczyło stojącego jak słup soli Sepe. Warto dodać, iż po raz kolejny duży wpływ w tejże akcji należał do Eliasa, który całkowicie przypadkowo uniemożliwił obrońcom wybicie piłki poza pole karne. Na przerwę zeszliśmy w znakomitych humorach i z takowymi ponownie pojawiliśmy się na murawie. Przez długi czas nie potrafiliśmy znaleźć rytmu. Dopiero w 75. minucie o włos od zdobycia bramki był Poulsen. Po kapitalnej wrzutce Deplagne duński napastnik opanował futbolówkę, momentalnie złożył się do strzału i uderzył mocno po ziemi tuż przy słupku. Na nasze nieszczęście w decydującej fazie Raul Albiol dostawił nogę, wpływając w ten sposób znacząco na jej tor lotu. Kropkę nad i w 89. minucie postawił ten, od którego wszystko się zaczęło. Tym razem udowodniliśmy, iż to kontrataki są naszą najmocniejszą stroną. Świetne prostopadłe podanie od Duńczyka uruchomiło wbiegającego w pole karne Eliasa. Brazylijczyk nie robił sobie absolutnie nic z asysty jednego obrońcy i mocnym strzałem, który odbił się od wewnętrznej krawędzi poprzeczki, ustalił wynik spotkania. Niesamowite! Tylko tyle mogę z siebie wydusić. 2. miejsce jest w tym momencie nasze.

 

10.03.2019, Serie A [28/38] - 41.538 widzów

(3.) Inter 4:2 Napoli (4.)

'3 Elias (1:0)

'5 Jorginho (1:1)

'12 Bony (1:2)

'17 Elias (2:2)

'29 El Sayed (3:2)

'89 Elias (4:2)

 

Skład (4-4-1-1): Handanović - Deplagne, Veljković, Jesus, Alonso (45' D'Ambrosio) - Perisić, Elias, Gnoukouri (83' Medel) - El Sayed, Gameiro (57' Poulsen)

MVP: Elias (Inter) - 9.6 ocena (3 bramki)

Odnośnik do komentarza

Sassuolo od początku obecnej kampanii jest drużyną bez aspiracji. Przy obecnych możliwościach z dużym prawdopodobieństwem mogliby walczyć o górną połowę tabeli, a tymczasem ocierają się o kreskę wyznaczającą spadkowiczów. Jest to dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Czyżby menedżer miał całą sytuację w poważaniu? No cóż, zamiast koncentrować się na wyszukiwaniu argumentów, którymi w jakikolwiek sposób mógłbym odciążyć zarzuty kierowane pod adresem mojego kolegi po fachu, postanowiłem skupić się na własnej drużynie. Nasza obecna forma nie przeszła niezauważenie wśród mediów, które dosłownie wynoszą nas pod same niebiosa. W międzyczasie musiałem omówić kilka kwestii z chłopakami. Wiem, że to profesjonaliści, ale nie mogą pozwolić sobie na to, ażeby woda sodowa uderzyła im do głowy. Konsekwencje rozluźnienia piłkarzy wciąż mogą nas kosztować niezakwalifikowanie się do przyszłorocznych europejskich pucharów. Różnice punktowe między poszczególnymi klubami z czołówki są doprawdy minimalne.

 

Nasi dzisiejsi rywale wbrew pozorom byli drużyną, która w meczach przed własną publicznością spisywała się nienagannie. Problem zaczynał się wraz z wyjazdem na obiekt gospodarza, wówczas ci sami piłkarze zapominali, jak należy grać w piłkę nożną. Od początku byłem dobrej myśli, a skład jakiemu zaufałem, powinien bez problemu sprostać postawionemu przed nim zadaniu. W środku pola szansę na grę i powiększenie swojego dorobku minutowego otrzymał Palazzi. Chłopak ten był kompletnie ignorowany w Interze przed moim przybyciem. Sam nie pokładam w nim jakiś ogromnych nadziei, ale co jakiś czas pozwalam mu wybiegać się już od pierwszej minuty. Jest to dla mnie przykład solidnego zmiennika, od którego nie oczekuje się fajerwerków, a jedynie regularnej gry na określonym poziomie. Co do wykonywania tejże roli nie mogę mieć jakichkolwiek zastrzeżeń. Pierwsze sekundy spotkania wskazywały na to, iż będzie to mecz walki, w którym żadna ze stron nie ustąpi drugiej. Swego rodzaju zaliczkę zapewniliśmy sobie po zaledwie trzech minutach gry. Już w tamtym momencie na listę strzelców zdołał wpisać się Gerard Deulofeu. Hiszpan od momentu przybycia na Giuseppe Meazza regularnie daje z siebie wszystko. Owszem może jego statystyki nie wciskają w fotel potencjalnego analityka, ale zmuszają do zainteresowania się tym piłkarzem choćby przez chwilę. Jego dynamiczność jest nieoceniona. Potrafi zrobić różnicę niezależnie od momentu, w jakim zamelduje się na murawie. Całą akcję rozpoczęliśmy od ataku pozycyjnego, który na skrzydle zapoczątkował Gameiro. Francuz zastawił się na moment, dając tym samym kolegom z drużyny czas na podłączenie się do akcji. Z zaproszenia skorzystał D'Ambrosio, który po bardzo intensywnym sprincie dopadł do naszego napastnika wcześniej aniżeli defensorzy gospodarzy. Wymiana podań na krótkiej przestrzeni między tą dwójką umożliwiła naszemu napastnikowi na urwanie się skrzydłem. Jednakże ten po pokonaniu kilku metrów zagrał krótko do Campbella. Kolumbijczyk dzięki doskonałej umiejętności kontrolowania piłki zdołał obrócić się wraz z nią mimo ścisłego krycia ze strony jednego z obrońców. Jego mocna centra po ziemi początkowo wyglądała na nieudaną, ale gdy tor lotu futbolówki na dalszym słupku przeciął Deulofeu nikt nie miał wątpliwości, iż było to zagranie wysokiej klasy. Od dawna nie widziałem już tak mocno zarysowującej się nici porozumienia między skrzydłowymi. Zazwyczaj, gdy jeden brylował, to drugi znajdował się w jego cieniu i na odwrót. Byłem dumny z postawy wszystkich. Nikt ani przez moment nie pokusił się o indywidualne rozwiązanie, wszyscy ściśle trzymali się nakreślonego schematu, co zaowocowało momentalnie. Niestety równie szybko radość została wręcz zdarta z mej twarzy. W 29. minucie środkiem boiska przedzierał się Guilavogi. W obliczu zagęszczonego pola, a więc podstawowego założenia taktycznego na ten mecz zdecydował się on na odegranie piłki do tyłu wprost pod nogi nabiegającego Duncana. Szybka wymiana podań pozwoliła na rozklepanie naszej linii defensywnej, a prostopadłe podanie w uliczkę od Francuza skrzętnie wykorzystał Gervinho. Dosłownie o włos od skasowania Iworyjczyka w sposób jak najbardziej czysty i zgodny z przepisami był Juan Jesus. Niestety przegrał on rywalizację ze skrzydłowym dosłownie o krok. Druga połowa jakkolwiek by to ująć, nie należała do szczególnie udanych. Nie wiele akcji, strzałów, głównie gra w środku boiska, brzydka gra. Świadczy o tym najlepiej rozdanie ośmiu kartoników - po cztery dla obu stron. Powinniśmy byli wygrać, ale cóż niewątpliwie był to nasz słabszy dzień. Teraz pozostaje jedynie się pozbierać, otrzepać i podjąć rękawicę rzuconą przez Fiorentinę.

 

17.03.2019, Serie A [29/38] - 14.063 widzów

(17.) Sassuolo 1:1 Inter (2.)

'3 Deulofeu (0:1)

'29 Gervinho (1:1)

 

Skład: Handanović - D'Ambrosio, Veljković, Jesus (54' Medel), Alonso - Palazzi, Elias, El Sayed (63' Praet) - Campbell, Deulofeu, Gameiro (45' Poulsen)

MVP: Josuha Guilavogui (Sassuolo) - 8.0 ocena (1 asysta)

Odnośnik do komentarza

Ostatnimi świetnymi występami zaufanie wśród grupy analityków Serie A zyskał Samir Handanović. Słoweniec dzięki swojej regularnej grze na wysokim poziomie został uwzględniony w jedenastce tygodnia Serie A. Co warto podkreślić nie w roli rezerwowego, a podstawowego bramkarza. Względem poprzedniego meczu, a więc ligowej konfrontacji z Sassuolo zdecydowałem się na dokonanie, aż 5 zmian personalnych. Co ważne przy dobieraniu składu ponownie mogłem uwzględnić Perisicia, który po wyleczeniu drobnego urazu wrócił do pełni sił. Od pierwszych minut mogłem skorzystać również z usług Praeta. Belg jest sporym talentem, którego niestety niszczą kontuzje. Mam nadzieję, iż wraz z biegiem czasu jego problemy zdrowotne odejdą w zapomnienie, a my będziemy mogli cieszyć się z rozkwitu niebywale ważnego elementu zespołu. Jego obecność i brak odnoszonych urazów jest ważny o tyle, że w przyszłości Dennis ma zostać mianowany następcą Eliasa, który powoli, acz pewnie zbliża się do odwieszenia swoich korków na kołek. Po raz sam nie wiem, który w ostatnim czasie nie zdecydowałem się na pełną rotację zespołem. Odkąd zauważyłem monolit, jaki tworzą piłkarze, stanowiący żelazną jedenastkę nawet nie śmiem zaburzać czegokolwiek. Zmiennicy muszą uzbroić się w cierpliwość przynajmniej do początku następnego sezonu. Wówczas każdy będzie dysponował czystą kartą.

 

Początek spotkania wbrew pozorom nie wyglądał tak, jakbym sobie to wymarzył. Szybko stracona bramka dała nam dużo do myślenia. Już w 11. minucie goście wychodzili akcją środkiem boiska. Futbolówkę holował tam przez dłuższy okres Vecino, który prostopadłym podaniem uruchomił Costę. Lewy obrońca zachował się bardzo przytomnie, odgrywając piłkę do wychodzącego na pozycję Urugwajczyka, a ten mimo asysty Veljkovicia oraz Jesusa. Znajdujący się na linii Samir nie miał żadnych szans na sparowanie mocno bitej piłki. Do głosu zaczęliśmy dochodzić z biegiem czasu. Nasza wola walki i ambicja nie pozwalały nam na pozostawienie tej sprawy w ówczesnym stanie rzeczy. Na nasze działanie kibice musieli uzbroić się w cierpliwość, aż do 34. minuty meczu. Wówczas rozpędzony na skrzydle Deulofeu bez problemów minął jednego defensora poprzez zamarkowanie dośrodkowania. Dzięki temu Hiszpan zyskał wiele miejsca i postanowił ściąć z piłką do środka, aby następnie popisać się kapitalnym odegraniem do znajdującego się na szesnastym metrze, odpuszczonego kryciem Praeta. Belg nie zdecydował się na strzał z dystansu, a jedynie rozciągnięcie ciężaru gry do boku. Świetna wrzutka Perisicia spod linii końcowej została zamknięta na piątym metrze przez uderzającego wolejem Argentyńczyka. Na moment zaniemówiłem ze zdziwienia. Wiecznie nieobecny Icardi powrócił do świata żywych. Nasz najlepszy napastnik na papierze w końcu się przełamał. Jednakże jeden dobry występ nie oznacza, iż skreślę go z mojej listy piłkarzy, którzy za sezon będą zmuszeni do poszukiwań nowego pracodawcy. W szatni zameldowaliśmy się w mieszanych nastrojach. Z jednej strony pokazaliśmy dobry futbol, dominując i zdobywając bramkę, z drugiej jednak błąd w kryciu i zamiast prowadzenia musimy pocieszyć się remisem. Moje słowa bardzo szybko dotarły do podświadomości piłkarzy. Sam nie wiem, dlaczego, ani od kiedy, ale dysponowałem swego rodzaju darem. Potrafiłem motywować jak nikt. Trenerzy personalni wymiękali przy mnie. Chłopacy wzięli sobie ostre słowa do serca i pokazali ogromne zaangażowanie. W 61. minucie po wrzucie z autu na wysokości pola karnego egzekwowanego przez Deplagne piłka została wyekspediowana do znajdującego się najbliżej Perisicia. Ściśle kryty Chorwat nie mógł sobie pozwolić na stratę piłki, która zaowocowałaby natychmiastowym kontratakiem, w którym najprawdopodobniej największą korzyść odnieśliby przyjezdni. Toteż zdecydował się on na najbezpieczniejszy z bezpiecznych wariantów - bezpośrednie dośrodkowanie. Była to decyzja, o tyle doskonała, iż w obrębie szesnastki znajdował się niepilnowany przez nikogo Marcos Alonso. Hiszpan nie dość, że wyskoczył najwyżej, to uderzył głową z ogromną precyzją. Futbolówka przed zatrzepotaniem w siatce odbiła się jeszcze od wewnętrznej krawędzi słupka. Co ważne ani przez moment nie myśleliśmy o tym, żeby osiąść na laurach. Konsekwentnie dążyliśmy do zdobycia kolejnych bramek i niespełna dwie minuty później podwyższyliśmy przewagę do dwóch bramek. El Sayed świetnym podaniem w środkową strefę boiska do niepilnowanego Eliasa otworzył boczne strefy boiska dla podłączających się wraz z akcją piłkarzy. Brazylijczyk błysnął po raz kolejny ogromną precyzją zagrań, niekonwencjonalnym wyborem oraz niesamowitym przeglądem pola. Jego przerzut ponad linią defensywną wydawał się absolutnie bezcelowy, ale gdy do piłki jako pierwszy dopadł Nagatomo było jasne, iż gol jest jedynie kwestią sekund. Niepilnowany Japończyk uwolnił się na skrzydle i po dotarciu pod linię końcową zacentrował na głowę Icardiego. Argentyńczyk bez problemu pokonał Rajkovicia, który został w bramce. Serbski bramkarz mógł zachować się w tej sytuacji zdecydowanie lepiej. Ostatni gwóźdź do trumny Fiorentiny, a więc najprawdopodobniej jednego ze spadkowiczów z obecnego sezonu wbiliśmy w 89. minucie za sprawą Eliasa. Wykorzystał on świetne podanie El Sayeda wewnątrz pola karnego i technicznym uderzeniem w kierunku dalszego słupka pokonał bezradnego Serba.

 

Tabela Serie A po 30. kolejce

 

24.03.2019, Serie A [30/38] - 41.908 widzów

(2.) Inter 4:1 Fiorentina (18.)

'11 Vecino (0:1)

'34 Icardi (1:1)

'61 Alonso (2:1)

'62 Icardi (3:1)

'89 Elias (4:1)

 

Skład (4-4-1-1): Handanović - Deplagne, Veljković (68' Medel), Jesus, Alonso - Perisić, Praet (72' Gnoukouri), Elias, Deulofeu (52' Nagatomo) - El Sayed, Icardi

MVP: Ivan Perisić (Inter) - 9.0 ocena (2 asysty)

Odnośnik do komentarza

Spotkanie z Lazio było dla nas niebywale ważne w kontekście pozostawienia sobie cienia szans na zgarnięcie mistrzostwa prosto sprzed nosa Starej Damy. Taki kontekst wywierał na nas większą presję aniżeli nawet bezpośrednie starcie z włoskim gigantem mające miejsce ciut ponad miesiąc temu. Tutaj przystępowaliśmy z pozycji nieznacznego faworyta. Sądzę, iż w dużej mierze ta decyzja opierała się o nasze dotychczasowe dokonania. Trudno bowiem przejść bezpamiętnie nawet względem statystyk pokazujących jasno czarno na białym, że jesteśmy niepokonani już od 16 spotkań. Szmat czasu, a nasza regularność nie zmienia się choćby na moment. Ciężko ukryć, iż sam wiele obiecywałem sobie po tym spotkaniu. Ostatecznie zdecydowałem się na niewielkie roszady w wyjściowej jedenastce mające zapewnić idealny balans pomiędzy świeżością piłkarzy rzadziej wykorzystywanych a piłkarzami obytymi z murawą, będącymi u szczytu swej formy.

 

Początek był niesamowity. Zagraliśmy tak, jakbyśmy przystępowali do tego meczu ligowego w roli gospodarzy. Pewnie, spokojnie i bez presji. Cierpliwe rozgrywanie piłki, wyczekiwanie okazji na zadanie zabójczego ciosu. Pierwszą dogodną sytuację wykreowaliśmy sobie już w 3. minucie, kiedy to po słabo wykonanym rzucie rożnym wybita piłka spadła pod nogi Perisicia. Chorwat zachował się bardzo przytomnie, zgasił opadającą piłkę do ziemi i przemierzył z nią kilka metrów. Dopiero po pokonaniu owego dystansu zdecydował się na wariant bazujący na technicznym uderzeniu w stronę dalszego słupka. Zarówno pomysł, jak i wykonanie były wręcz bezbłędne, gdyby nie kapitalna postawa jednego z defensorów zagęszczającego wolną przestrzeń obok bramkarza. To właśnie po odbiciu od jego klatki piersiowej futbolówka wykroczyła poza obszar szesnastki, a my musieliśmy budować naszą akcję od nowa. Na odpowiedź ze strony gospodarzy nie musieliśmy czekać zbyt długo. Sześć minut później rozegrali oni kapitalny kontratak, w którym to prostopadłym podaniem Zapata wypuścił Lulicia sam na sam. Mieliśmy niewyobrażalne wręcz szczęście, gdy piłka kierowana na dalszy słupek opuściła plac gry. Dalej działo się stosunkowo nie wiele prócz wyraźnej aktywności ze strony sędziego. Ten zaledwie w ciągu pierwszych czterdziestu pięciu minut pokazywał żółty kartonik aż siedmiokrotnie. Niewątpliwie podbuduję to jego statystykę i renomę wśród najsurowszych arbitrów. Nasza gra kleiła się świetnie. Niestety mimo zmian nie potrafiliśmy zdobyć bramki. Przełomowy moment nastał dopiero w 61. minucie. Strzał z miejsca Eliasa z okolic dwudziestego piątego metra powędrował w kierunku prawego okienka bramki. Minimalnie zbyt mocno bita futbolówka, która obrała zaskakującą parabolę lotu, napotkała na swej drodze poprzeczkę. Do dobitki czym prędzej ruszył Deulofeu, który przytrzymywany nie był w stanie dobić akcji i zakończyć jej golem. Nawet moje słowa Kurwa karny! Sędzia! na nic się nie zdały. Częściowo wynik wypatrzony, ale nasza gra nie porywała. Jako strona dominująca nie pokazaliśmy nic ciekawego, nic godnego zwycięstwa, a przecież oddaliśmy, aż 2 celne strzały.

 

07.04.2019, Serie A [31/38] - 37.618 widzów

(7.) Lazio 0:0 Inter (2.)

 

Skład: Handanović - Deplagne, Jesus, Miranda, D'Ambrosio (72' Nagatomo) - Medel (89' CzK.), Praet, Elias - Camara (45' Deulofeu), Perisić, Poulsen (58' Cermak)

MVP: Mathieu Deplagne (Inter) - 7.9 ocena

Odnośnik do komentarza

Nie podobają mi się taki wyniki.

 

nasza gra nie porywała. Jako strona dominująca nie pokazaliśmy nic ciekawego, nic godnego zwycięstwa, a przecież oddaliśmy, aż 2 celne strzały.

 

Chiba czas coś zmienić :>

 

Nawet już wiem mniej więcej co ;)

Odnośnik do komentarza

Byłem sfrustrowany zaprzepaszczoną szansą na odniesienie zwycięstwa. Lazio nie pokazało nic wielkiego i było jak najbardziej zespołem do ogrania. Zresztą nasza nieporadność osiągnęła istne apogeum, gdy w najbardziej klarownych sytuacjach moi podopieczni nie trafiali nawet w piłkę, a sytuacji tych mieliśmy jak na lekarstwo. Jako kolektyw zaprezentowaliśmy się dobrze. Odczuwam dziwne wrażenie, że w tej dość zaawansowanej fazie sezonu piłkarze nie wyrabiają mentalnie. Owszem kondycyjnie jesteśmy przygotowani idealnie do każdego spotkania. Największym problemem wydaje się zatem rozluźnienie, oczekiwanie długo upragnionych wakacji i skupianie się na przyszłorocznych celach. Teoretycznie nie byłoby w tym nic złego, gdyby nasza sytuacja w tabeli była jasna i klarowna, a tymczasem jeżeli nie weźmiemy się w garść, możemy jeszcze zaprzepaścić szansę na występ w europejskich rozgrywkach. Postanowiłem podjąć radykalne i najprostsze środki, które od zawsze najlepiej docierały do podświadomości piłkarzy. Zebranie zespołu, bo o nim mowa przyniosło oczekiwany efekt. Wszyscy byli nabuzowani, żądni gry i zwycięstwa. Teraz wystarczyło jedynie przełożyć naszą sportową frustrację na Genoę.

 

Największe nadzieje pokładałem oczywiście na Icardim. Argentyńczyk, który w teorii powinien być naszym głównym działem, chyba zapomniał, na czym polega rola napastnika. Owszem Mauro wciąż przejawia błysk geniuszu, z jakiego słynął kilka lat temu, ale formą strzelecką nie dorównuje nawet swojemu pierwszemu sezonowi w Interze. Co warto podkreślić zaliczył on wówczas 9 trafień w 22 występach, podczas gdy w obecnej kampanii jego statystyki to 5 bramek w 17 występach. W pierwszym kwadransie spotkania nie naciskaliśmy wyraźnie na przyjezdnych, chcąc wyczuć ich rytm gry, a następnie stosunkowo szybko go zaburzyć. Plan ten poskutkował, dzięki czemu już w 17. minucie mogliśmy objąć prowadzenie. Szybka kontra rozpoczęta przez Gnoukouriego, który prostopadłym podaniem zagrał do wybiegającego Icardiego. Ten lekką podbitką podniósł piłkę, którą dosłownie sekundy później zagarnął dla siebie Campbell. Wówczas nasz plan spalił na panewce. Rywale byli zbyt dobrze zorganizowani w defensywie, ażeby pozwolić nam na tak proste i przewidywalne przebicie. Toteż po zagraniu do Deplagne zyskaliśmy trochę miejsca i cennych sekund. Niepilnowany Francuz podholował piłkę kilka metrów, złożył się do dośrodkowania, wypatrując na piątym metrze dobrze ustawionego reprezentanta Kostaryki. Ten nie zastanawiał się ani przez moment i mocnym uderzeniem z woleja starał się zaskoczyć stojącego w bramce Julio Cesara. Niestety Brazylijczyk mimo swoich lat wciąż imponuje niesamowitym refleksem. Widząc jego kapitalną interwencję, złapałem się jedynie za głowę, ażeby kilka sekund później bić brawo. Tak właśnie macie grać! Nie odpuszczajcie! Wszystko nabrało jeszcze lepszych barw w 41. minucie. Pędzący środkiem boiska Piccinocchi oddał piłkę pod naporem wysoko wychodzącego ku niemu pomocnikowi do skrzydła. Deplagne kapitalnym przyjęciem, dzięki którym odwrócił się w kierunku bramki zwiódł Perottiego, a ten w efekcie frustracji podciął naszego prawego obrońcę. Do doświadczonego Argentyńczyka czym prędzej dopadli Campbell i Piccinocchi. Było naprawdę blisko, ażeby doszło do rękoczynów. Przy akompaniamencie soczystych gwizdów prawo skrzydłowy rywala był zmuszony do opuszczenia murawy. Nie zmienia to jednak faktu, iż wciąż byłem zawiedziony postawą piłkarzy. Konieczne w tym wypadku okazały się zmiany w taktyce i przejście na klasyczny system 4-4-1-1, który tymczasowo odstawiłem na bok. W 78. minucie wykreowaliśmy sobie drugą dobrą okazję. Wrzut z autu na wysokości pola karnego egzekwował Nagatomo. Japończyk dalekim wyrzutem w środkową strefę boiska odnalazł zupełnie niepilnowanego Palazziego. Jego prostopadłe podanie do Campbella otworzyło szansę wybiegającemu zza jego pleców Deplagne. Francuz kapitalnie podłączył się do akcji ofensywnej, a zagranie w tempo od Joela było jedynie kwestią czasu. W sytuacji sam na sam nasz prawy obrońca nie pomylił się i pewnym, mocnym strzałem tuż przy słupku pokonał bezradnego golkipera przyjezdnych. Niesieni aplauzem kibiców postawiliśmy kropkę nad i w 83. minucie. Rzut wolny na skraju pola karnego egzekwował Campbell. Jego idealna posłana za plecy obrońców wrzutka została zamknięta na dalszym słupku przez Perisicia. O ile pierwsza próba Chorwata nie znalazła drogi do bramki i zatrzymała się na słupku, o tyle dobitka do niemalże pustej bramki była jedynie kwestią czasu. Zwyciężamy zasłużenie, acz bardzo późno. Biorąc pod uwagę liczbę naszych prób, powinniśmy rozstrzygnąć tę rywalizację już w pierwszej połowie.

 

14.04.2019, Serie A [32/38] - 31.939 widzów

(2.) Inter 2:0 Genoa (16.)

'78 Deplagne (1:0)

'83 Perisić (2:0)

 

Skład: Handanović - Deplagne, Veljković, Jesus, Nagatomo - Gnoukouri, Piccinocchi (75' Palazzi), El Sayed (75' Cermak) - Campbell, Perisić, Icardi (61' Gameiro)

MVP: Joel Campbell (Inter) - 9.0 ocena (1 asysta)

Odnośnik do komentarza

Czy możliwym jest, ażeby w obecnej kampanii Inter wygrał na wyjeździe? Odpowiedź wciąż pozostaje niejasna. Osobiście mam nadzieję, iż wątpliwość tą rozwiąże zwycięstwo w najbardziej prestiżowej konfrontacji, do jakiej przyjdzie mi przystąpić za sterami owego zespołu. Owiane historyczną, wspaniałą otoczką Derby Mediolanu są jedynie kwestią godzin. Przed tak ważnym spotkaniem ciężko się nie denerwować. Zamiast wypoczywać, nie spałem po nocach, analizując rywala pod kątem znalezienia słabych stron. Owszem otrzymałem wówczas raporty scoutów, ale samemu postanowiłem poszukać czegoś, co mogliby przegapić jedni z największych fachowców we Włoszech. Na próżno, nie doszukałem się niczego, co mogłoby nam pomóc, w sposób zdecydowany przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść. Leonid Slutskiy podczas przedmeczowych konferencji prasowych wypowiadał się bardzo oszczędnie zarówno na temat mnie, mojego zespołu, jak i jego własnej drużyny. Zaskoczyło mnie również umniejszanie przez niego wagi tak znaczącego spotkania. Równo o godzinie 15:00 wybiegliśmy na murawę, pewni swego, żądni zwycięstwa. Skład, jaki ostatecznie wystawiłem do gry, był najsilniejszą wyjściową jedenastką. Właściwie to żelazną jedenastką z usług, której korzystałem najczęściej. Po wyleczeniu krótkotrwałej kontuzji nareszcie mogłem skorzystać z usług Gameiro. Niestety mimo moich nadziei przebłysku innego napastnika pod nieobecność Francuza wydaje się, iż najrozsądniejszym wyborem na resztę sezonu będzie właśnie doświadczony Kevin.

 

Początek spotkania nie napawał zarówno mnie, jak i sympatyków Interu optymizmem. W mecz zdecydowanie lepiej weszli gospodarze, którzy po upływie niespełna trzech minut poważnie zagrozili naszej bramce. Kapitalna centra z rzutu rożnego bitego przez Ahmeda Muse przeszyła naszą defensywę na wylot i została zamknięta na dalszym słupku przez Auriera. Mieliśmy szczęście, iż w tej sytuacji piłka trafiła pod nogi obrońcy, a nie napastnika bowiem Iworyjczyk pomylił się znacznie. Jego mocne uderzenie pod poprzeczkę na szczęście poszybowało wysoko ponad prętem. Sam Serge powinien pluć sobie w tym momencie w brodę. Była to wręcz idealna sytuacja do kapitalnego wprowadzenia swojej drużyny w spotkanie. Reakcja Handanovicia na nieporadność obrony była godna podziwu. Bramkarz początkowo zganił defensorów za błędne ustawienie, ażeby za kilka chwil zmotywować ich ciepłymi słowami otuchy. Z perspektywy trybun pierwszą odsłonę oglądało się naprawdę bardzo ciężko. Niewiele akcji, strzałów, zamknięty futbol. Gra toczyła się głównie w środku pola, gdzie odnotowywano najwięcej przewinień. Sędzia wbrew przedmeczowym przypuszczeniom nie miał tak wiele pracy i pokazał „tylko” trzy kartoniki koloru żółtego. W przerwie zmotywowałem chłopaków do jeszcze lepszej gry. Nie poddawajcie się choćby i sytuacja była fatalna. Naszą mocną stroną od zawsze była gra do samego końca. Pokażcie wolę walki i swoje zaangażowanie w drugiej połowie. A teraz jazda na murawę, mamy mecz do wygrania! Tak jak powiedziałem, tak też się stało. O ile wejście w drugą połowę było dla nas słabe, o tyle wraz z biegiem czasu zaczęliśmy grać w swoim stylu. Bez łatwych do rozczytania schematów, a co ważne bez presji. W 56. minucie błędną decyzję pod naporem wysoko grających napastników i pomocników Milanu podjął Deplagne. Francuz, zamiast rozegrać krótko z najbliżej znajdującym się partnerem postanowił wyekspediować futbolówkę na połowę Rossonerich. Gospodarze natychmiast skorzystali z takowego prezentu i po jednym długim podaniu od Lovrena ciężar gry przeniósł się pod nasze pole karne. Bonaventura, który opanował piłkę miał dużo czasu i swobody. Wybrał najprostsze, acz najskuteczniejsze rozwiązanie w postaci prostopadłego podania do wbiegającego w pole karne Alario. Ogromną przytomnością umysłu wykazał się wówczas Veljković, który wślizgiem wybił ją spod nóg szarżującego napastnika. Niestety Nagatomo nie upilnował Meneza. Francuz momentalnie wyskoczył zza jego pleców i wpakował piłkę do siatki. W 83. minucie wykreowaliśmy sobie najbardziej klarowną sytuację do wyrównania. Daleki atak wyprowadzał wychodzący poza obręb szesnastki Handanović, który dalekim wykopem starał się uruchomić znajdującego się na lewym skrzydle Diaza. Wykop okazał się na tyle precyzyjny, iż Paragwajczyk bez problemu opanował futbolówkę i zabrał się z nią skrzydłem. W decydującym momencie postanowił zagrać w obręb pola karnego do odpuszczonego kryciem Poulsena, a ten prostopadłym podaniem w kierunku dalszego słupka wypatrzył kapitalnie podłączającego się Campbella. Stojący między słupkami Donnarumma nie nadążył za tempem akcji i po chwili został zaskoczony potężnym strzałem. Kostarykanin zdobywa gola! W jakże ważnym momencie. Do końca nie zmieniło się już nic. Remis wydaje się wynikiem idealnie odzwierciedlającym realia tegoż spotkania. W tym momencie możecie zapamiętać, że w przyszłym sezonie to my będziemy górą i Mediolan będzie należał tylko do nas.

 

20.04.2019, Serie A [33/38] - 66.258 widzów

(5.) A.C. Milan 1:1 Inter (2.)

'56 Menez (1:0)

'83 Campbell (1:1)

 

Skład: Handanović - Deplagne (84' Alonso), Veljković, Jesus, Nagatomo - Gnoukouri, Elias (84' Praet), El Sayed - Poulsen, Diaz, Gameiro (45' Campbell)

MVP: Yussuf Poulsen (Inter) - 7.8 ocena (1 asysta)

Odnośnik do komentarza

Derby na remis były dla nas doskonałym punktem wyjścia. Dzięki bramce zdobytej w końcówce przez Campbella drużyna odzyskała wiarę i była naprawdę blisko, ażeby całkowicie odwrócić losy spotkania. Niestety pędzący nieubłaganie czas nie pozwolił nam na dokończenie dzieła. Dzięki niesamowitej passie 17 meczów bez porażki w lidze do konfrontacji z Torino podchodziliśmy automatycznie jako faworyt. Takie postawienie sprawy cieszyło mnie niezmiernie, ponieważ demonstrowało naszą siłę na tle dobrze radzącej sobie konkurencji. Oczywiście to już nie pierwsza taka przymiarka. Osobiście byłem niezwykle ciekaw tego, jak na tle naszej bardzo mocnej formacji ofensywnej wypadnie doświadczony Kamil Glik. Polak przeżywa we Włoszech nie tyle miesiąc co lata miodowe. Emanuje formą, zapałem i ogromną chęcią do gry. Na boisku zostawia całe serce i daje z siebie zawsze sto procent. Niewątpliwie gdziekolwiek w defensywie zostanie rozmieszczony mój rodak, będziemy musieli wystrzegać się atakowania tamtą strefą jak ognia.

 

Ku mojemu zaskoczeniu Glik został uwzględniony w składzie, ale nie jako środkowy, a jako prawy obrońca. Biorąc pod uwagę jego szybkość, decyzja ta wydaje się dla mnie karkołomna. Nie sposób nie skorzystać z takiego prezentu i wykorzystać szybkość oraz mobilność naszych skrzydłowych. W samo spotkanie weszliśmy z ogromnym animuszem, a pierwszą dogodną sytuację wykreowaliśmy sobie już w 7. minucie. Wówczas rzut wolny z prawego sektora boiska egzekwował Praet. Belg pod nieobecność Perisicia tudzież Deulofeu wiedzie monopol na bicie rzutów wolnych. Jego doskonała centra zaskoczyła szyki obronne turyńskiego zespołu. Defensorzy przygotowani na wrzutkę, którą zamykałby jeden z naszych piłkarzy na dalszym słupku, nie spodziewali się krótszego rozegrania. W ten oto sposób do nisko zawieszonej piłki dopadł Veljković i mocnym uderzeniem głową skierował piłkę na dalszy słupek. Niestety ta, zamiast trafić do siatki, odbiła się od jego wewnętrznej krawędzi i opuściła plac gry. Serb złapał się jedynie za głowę, a ja przyklasnąłem. Był to chyba najlepszy wariant, z jakiego mogliśmy wówczas skorzystać, a samo rozegranie zasługiwało na ciepłe słowa. Szkoda jedynie, że w końcowej fazie zabrakło nam odrobiny szczęścia, a właściwie to kilku centymetrów. Na prowadzenie wyszliśmy dopiero w 45. minucie. Wówczas futbolówkę z autu na wysokości pola karnego wrzucał Marcos Alonso. Hiszpan zdecydował się na najprostsze rozwiązanie i wyrzut do znajdującego się najbliżej Medela. Chilijczyk wykazał się ogromnym pomyślunkiem, gdyż sekundy po otrzymaniu podania zaadresował podanie zwrotne. Lewy obrońca zdołał dopaść do piłki jeszcze przed linią końcową i dość rozpaczliwą wrzutką zacentrował idealnie na głowę Icardiego. Nasz napastnik mimo dość przeciętnej dyspozycji jak na swoje możliwości wyskoczył najwyżej, zapierając się na barkach pilnującego go obrońcy i zdecydowanym, mocnym uderzeniem bronią pokonał desperacko rzucającego się Padelliego. Niewątpliwie zasługiwaliśmy na zdobycie bramki jeszcze przed przerwą. Graliśmy zauważalnie lepiej, a wszelkie próby wyprowadzenia groźnego ataku ze strony przyjezdnych dusiliśmy już w zarodku. W drugiej połowie wiele do pracy miał arbiter główny. Sfrustrowani piłkarze Toro w akcie desperacji zaczęli grać zdecydowanie agresywniej, czyniąc widowisko nie atrakcyjnym, a wręcz niebezpiecznym. 73. minuta nie wskazywała na zwiększenie gęstego ciśnienia. Na murawie doszło niemalże do pożaru. Camara, który minął krótko kryjącego go obrońcę wrzucił piłkę na piąty metr gdzie wyskakujący do zawieszonej piłki Perisić został potraktowany łokciem przez wyskakującego Bruno Peresa. Decyzja mogła być tylko jedna. Druga żółta, a w konsekwencji czerwona kartka dla Brazylijczyka i rzut karny na naszą korzyść. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Icardi. Mimo gwizdów napływających z sektora gości Argentyńczyk uderzył bardzo pewnie. Mocny strzał skierowany w lewy górny róg niemalże niemożliwy do obrony przez bramkarza. Czyżby było to kolejne przebudzenie piłkarskiego geniuszu Mauro i zapowiedź rychłego powrotu do formy? Na to liczę! Zwycięstwo całkowicie zasłużone, przewaga nad goniącym nas Napoli zachowana. Do końca pozostały jeszcze cztery kolejki, a my już w tym momencie jesteśmy pewni występu w Lidze Europy, ale czy o to tutaj chodzi? Zdecydowanie nie. Stawką jest Liga Mistrzów.

 

25.04.2019, Serie A [34/38] - 31.364 widzów

(2.) Inter 2:0 Torino (10.)

'45 Icardi (1:0)

'73 kar. Icardi (2:0)

 

Skład: Handanović - D'Ambrosio (70' Deplagne), Veljković, Jesus, Alonso - Gnoukouri, Praet (61' Elias), Medel, Camara (81' Deulofeu) - Perisić, Icardi

MVP: Mauro Icardi (Inter) - 8.6 ocena (2 bramki)

Odnośnik do komentarza

Gdyby ktokolwiek przed sezonem zapytał mnie o moje rokowania dotyczące gry Atalanty, zapewne parsknąłbym śmiechem i umieścił ich pod Gianą, której do niedawna sam byłem menedżerem. Tymczasem takie postawienie sprawy uczyniłoby ze mnie ignoranta. Praca domowa odrobiona przez Alberta Bolliniego to zaczątek pięknej historii bardzo podobnej do mojej. W tym momencie nieco się rozklejam, skupiam na sentymentach, ale jest to nieodparte wrażenie, którego nie potrafię zignorować. W kampanii po wywalczeniu awansu piękna gra obfitująca wysokim miejscem w tabeli. Ich mentalność zweryfikuje dopiero kolejny sezon. Czy zapętlą oni historię podobnie jak Giana? Niestety klub będący moim poprzednim pracodawcą już dziś żegna się z Serie A w drugim sezonie pobytu w najwyższej klasie rozgrywkowej we Włoszech. Żałuję tego, ale nie żałuję mojej decyzji o odejściu. Napisałem piękny rozdział w historii tegoż zespołu, odszedłem w chwale, ażeby skupić się na dopracowywaniu większego dzieła. Teraz z Interem dokonuję tego, czego oczekiwał ode mnie zarząd. Z jedenastego miejsca wspięliśmy się na absolutne wyżyny i w tym momencie jesteśmy najpoważniejszym kandydatem do zgarnięcia wicemistrzostwa. Napawa mnie to dumą. Mam nadzieję, że współpraca na linii ja - zarząd wciąż będzie owocna, a prezes będzie przejawiał nader szerokie spojrzenie na potrzeby klubu. W tym momencie nasza sytuacja finansowa nie jest szczególnie dobra, ale mam nadzieję, iż wraz z biegiem czasu wszystko się unormuję, a ja stanę na czele nowego, potężnego projektu, który za parę sezonów zdetronizuje wiodący prym we Włoszech Juventus.

 

Nie będę ukrywał, iż odrobinę bałem się konfrontacji z niżej notowanym rywalem, który mógł, ale wcale nie musiał. Do meczu przystąpiliśmy ze składem obfitującym w kilka roszad. Wiecznie niezadowolony Joao Miranda otrzymał ostatecznie szansę na grę od pierwszej minuty. Brazylijczyk najwyraźniej znudził się już mieszkaniem w Mediolanie i w dość okazałym wieku postanowił poszukać nowych wyzwań. Wciąż staram się zorganizować mu transfer za godziwe pieniądze w ramach podziękowania za grę w Interze. Niestety jak na złość niemalże nikt na całym globie ziemskim nie jest zainteresowany usługami wysoko opłacanego środkowego obrońcy. Wciąż naiwnie oczekuję na oferty z Brazylii, Arabii Saudyjskiej czy Kataru. Na skrzydle od pierwszych minut pojawił się Puscas. Nie mam jeszcze na tyle przekonania do talentu Rumuna, ażeby wystawiać go od pierwszych minut w ważniejszych spotkaniach. Jego sytuację określiłbym niemalże bliźniaczą do tej z Camarą. Obaj chcą grać, ale kiedy grają, nie pokazują niczego wielkiego, a po pewnym czasie zrzędzą na brak szans. Mam nadzieję, iż wraz z wejściem w nowy sezon obaj skrzydłowi wezmą się w garść i pokażą to, co najlepsze. Jeżeli tego nie uczynią, wylądują na wypożyczeniu, dzięki czemu w pewnym stopniu odciążę budżet płacowy. Od początku meczu prezentowaliśmy się zaskakująco słabo. Większość piłkarzy chyba nie poradziła sobie z presją tudzież utrzymaniem wysokiej formy. Przytrafiały się nam iście karygodne błędy, z których na szczęście nasi rywale nie korzystali. O pomstę do nieba wołała przede wszystkim nasza skuteczność - 3 strzały w tym żaden niezmierzający w światło bramki. Nasi rywale na dobrą sprawę zaatakowali tylko raz, ale uczynili to tak dobrze, iż omal nie rzuciłem własnymi notatkami w najbliżej znajdującą się personę. Ostatecznie w iście frajerski sposób daliśmy sobie wbić gola w 77. minucie. Po wrzutce Politano i dwójce (dwóch próbach) Chibsaha piłka ostatecznie skozłowała pod nogi Gagliardiniego, który przy pierwszym podejściu pokonał Handanovicia. Przegrywamy zasłużenie. Zagraliśmy kompletne dno, piłkarze mentalnie byli już chyba na wakacjach. Do końca trzy kolejki, a różnica między nami i Napoli to raptem 2 punkty. Zapowiada się pasjonująca końcówka. Co ciekawe najlepszym zawodnikiem spotkania został wybrany Deplagne.

 

28.04.2019, Serie A [35/38] - 19.453 widzów

(8.) Atalanta 1:0 Inter (2.)

'77 Gagliardini

 

Skład: Handanović - Deplagne, Veljković, Miranda, Alonso - Piccinocchi, Elias, Praet (73' Cermak) - Poulsen, Puscas (45' Diaz), Icardi (64' Campbell)

MVP: Mathieu Deplagne (Inter) - 8.3 ocena

Odnośnik do komentarza

Drużyny takie jak Chievo są dla mnie zagadką absolutną. Z jednej strony jest to naprawdę solidna drużyna, która swoją grą nie zasługuje na wyniki, jakie osiąga, a z drugiej mimo fatalnej formy przez większą część kampanii zdołała się utrzymać w lidze. Spotkanie to z całą pewnością nie zapowiadało się dla nas łatwo. Rywal nie miał nic do stracenia, a my musieliśmy pokazać się z dobrej strony, grając o nie byle jaką stawkę. Do gry wytypowałem najsilniejszy skład, ażeby nie dopuścić do powtórki względem meczu z Atalantą.

 

O początku wolałbym raczej szybko zapomnieć. Po niemrawym wejściu w spotkanie i nieco ospałej grze Nagatomo, która w przeciągu sześciu minut zagwarantowała mu pierwszy żółty kartonik, pozwoliliśmy sobie na moment dekoncentracji. Z owego prezentu momentalnie skorzystali przyjezdni. W 11. minucie wyszli oni na prowadzenie po dobrej drużynowej akcji zwieńczonej poprawnym strzałem. Prostopadła piłka skierowana od Ngissaha do wychodzącego na wolne pole Pohjanpalo. Ściśle kryty przez Veljkovicia Fin zdołał wyswobodzić się spod pressingu i mocnym strzałem przełamał rękawice starającego się wybronić instynktownie Handanovicia. Nasza bierna postawa w obronie doprowadzała mnie do stanu, w którym jedyną rzeczą, jakiej pragnąłem, było opuszczenie boiska i zostawienie tej bandy idiotów samych dla siebie. O dziwo nieco lepiej aniżeli koledzy z defensywy radziła sobie formacja ofensywna. Stosunkowo szybko wzięliśmy się w garść i ruszyliśmy do odrabiania strat. Sytuacja podbramkowa z 17. minuty była wręcz wymarzoną okazją na wyrównanie. Icardi oraz Cermak wymienili się krótkimi podaniami na przestrzeni trzech metrów. Gdy piłka powędrowała ostatecznie pod nogi Czecha Icardi fantastycznie wybiegł na wolne pole zostawiając za sobą stopera gości. Niestety jego próba przypominała piłkarskie dno, aniżeli próbę godną piłkarza o takich umiejętnościach. Tak Argentyńczyk pomylił się na tyle znacząco, iż piłkę z szóstego metra, zamiast skierować w światło bramki, niemalże zaadresował do narożnika boiska, z którego egzekwowane są rzuty rożne. Po przerwie wybiegliśmy na murawę żądni zwycięstwa. Nasze nieustanne próby skupiające się na nękaniu naznaczonego żółtym kartonikiem Danilo Soaresa przyniosły skutek. Brazylijczyk dzięki rozpaczliwemu wejściu w nogi szarżującego skrzydłem Poulsena otrzymał drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę. Cóż z tego skoro nasi rywale grając w osłabieniu, stali się drużyną zdecydowanie lepszą, co dobitnie potwierdzili, zdobywając gola w 64. minucie. Nas stać było jedynie na jeden akt desperacji. Po przypadkowym, acz jakże widocznym zagraniu ręką we własnym polu karnym przez jednego z obrońców Clivensi arbiter główny przyznał nam rzut karny. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze mógł podejść wówczas tylko Perisić. Mocne uderzenie Chorwata w lewy dolny róg ostatecznie trafiło do siatki. Bardzo blisko skutecznej interwencji był Julio Cesar, który na szczęście musnął piłkę tylko opuszkami palców.

 

12.05.2019, Serie A [36/38] - 29.509 widzów

(2.) Inter 1:2 Chievo Verona (17.)

'11 Pohjanpalo (0:1)

'64 Ngissah (0:2)

'79 kar. Perisić (1:2)

 

Skład: Handanović - Nagatomo, Veljković (45' Medel), Jesus, Alonso - Poulsen, Elias, Praet (81' Diaz), Perisić - Cermak, Icardi (70' Gameiro)

MVP: Yussuf Poulsen (Inter) - 9.0 ocena

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...