Skocz do zawartości

Co rano to samo


Spajk

Rekomendowane odpowiedzi

Po ostatnich słabych występach przyszła kolej na zastosowanie radykalnego działania. Już drugi raz w obecnej kampanii zwołałem specjalne zebranie zespołu. Niewątpliwie takiego kroku wymagała ode mnie zaistniała sytuacja. Piłkarze jednogłośnie przyznali mi rację, twierdząc, iż z taką grą już na obecnym etapie sezonu możemy żegnać się z Serie A. Idealną okazją na przełamanie niemocy klubu miało okazać się spotkanie ligowe rozgrywane jedenastego dnia listopada przeciwko Sassuolo. Neroverdi podobnie, jak i my prezentują zaskakująco słabo dyspozycję, o czym dobitnie świadczy fakt zdobycia zaledwie dziewięciu oczek w 11 kolejkach. Zgodnie z raportami dostarczonymi przez scoutów wykluczenie z gry Pavolettiego powinno zaowocować bezproblemowym zwycięstwem. Miejmy nadzieję, iż przypuszczenia te okażą się prawdą, a my zdołamy wykorzystać pozyskane informacje. Z początku na boisku nie działo się kompletnie nic. Gra toczyła się głównie w środkowej strefie boiska gdzie zarówno my, jak i przyjezdni walczyliśmy o dominację. Na słowa uznania niewątpliwie zachowuje kulturalna walka z obu stron. Chęć zdominowania obrazu gry nie przysłoniła piłkarzom zdrowych zmysłów w przeciwieństwie do konfrontacji z Napoli. Pierwsza poważna sytuacja na korzyść gości miała miejsce w 20. minucie. Znajdujący się w obrębie szesnastki Biabiany zdecydował się na miękką wrzutkę w okolice szóstego metra. Stamtąd natychmiastowym strzałem z woleja stojącego na bramce Nardiego starał się zaskoczyć wspominany przeze mnie Włoch. Przed utratą gola uchronił nas jedynie wyborny refleks Francuza, który w sposób instynktowny strącił piłkę. Zgodnie ze starym jak świat powiedzeniem „co się odwlecze to nie uciecze” straciliśmy gola po fenomenalnej kontrze rozegranej na pełnej szybkości. Fantastyczne prostopadłe podanie Guilavogiego między dwójką stoperów na wolne pole do wychodzącego Pavlovettiego otworzyło przed nim drogę do bramki. Napastnik, stojąc oko w oko z naszym bramkarzem, zdecydował się na techniczne uderzenie po długim rogu. Wyciągnięty jak struna Nardi nie był w stanie odbić piłki, którą kilka sekund później zmuszony był wyciągać z siatki. Słowa krytyki, jakimi zalałem piłkarzy w szatni, podziałały na nich motywująco. Po powrocie na boisko widziałem zupełnie inny zespół względem tego, co prezentowaliśmy w pierwszej odsłonie. Przełożyło się to zarówno na ilość, jak i jakość kreowanych sytuacji podbramkowych. Jedną z nich na gola w 59. minucie zamienił Wilson. Uciekający skrzydłem Lazzari został zablokowany. Na szczęście wybita spod jego nóg futbolówka trafiła do podłączającego się prawym skrzydłem Almiciego. Prawy obrońca podholował nieco piłkę i odegrał ją z powrotem do skrzydłowego. Ten fantastycznie wypatrzył wychodzącego zza pleców obrońcy Amerykanina i zagrał wprost pod jego nogi. Ten nabiegając, mocnym strzałem wpakował ją do siatki. Złapany na wykroku bramkarz nie miał żadnych szans. Mimo wszystko uważam ten rezultat za dobry i sprawiedliwy. Pierwszą połowę warto zapisać na konto przyjezdnych, którzy pokazali się z bardzo dobrej strony. Po przerwie po kilku mocnych słowach w szatni zaczęliśmy grać, jak należy i zdominowaliśmy grę.

 

11.11.2018, Serie A [12/38] - 3.766 widzów

(19.) Giana Erminio 1:1 Sassuolo (18.)

'32 Pavlovetti (0:1)

'59 Wilson (1:1)

 

Skład: Nardi - Almici, Rozzio, Gabriel, Coly (63' Tamas) - Lazzari, Schiavone, Bonnet (45' Grassi), Augello - Donnarumma (76' Borja), Wilson

MVP: Leonardo Pavoletti (Sassuolo) - 8.2 ocena (1 bramka)

Odnośnik do komentarza

Do przełamania niemocy drużyny droga była jeszcze daleka. Dostrzegałem to przede wszystkim w postawie poszczególnych piłkarzy. Jedni kipieli wręcz zaangażowaniem, a inni dryfowali gdzieś pomiędzy rzeczywistością a sferą marzeń. Spotkania z Fiorentiną nie traktowałem jako sprawdzianu, a okazję do wypróbowania czegoś nowego, podjęcia ciut większego ryzyka. W międzyczasie Hamburg usilnie starał się zaprzątać głowę Nardiego potencjalną ofertą transferową, którą rzekomo składają już od końcówki września. Nie omieszkałem wezwać wspomnianego bramkarza na krótką pogawędkę przy kawie, a sama rozmowa umarła w martwym punkcie po stwierdzeniu - jeżeli nic się tutaj nie zmieni, a ofertę ujrzę na własne oczy, to odejdę. Początek meczu w wykonaniu gospodarzy był niesamowicie dynamiczny. Zaprezentowane przez nich tempo gry przerosło nasze najśmielsze oczekiwania, nie byliśmy do końca na to przygotowani i szybko pozwoliliśmy sobie na rozbicie szyków defensywnych. Stałe fragmenty gry, które w ostatnim czasie okazywały się naszą mocną stroną, tym razem zwróciły się przeciwko nam. Kapitalna centra z okolic trzydziestego metra po wywalczonym rzucie wolnym sprawiła, iż wysoko zawieszona w powietrzu futbolówka miękko spadła na głowę nabiegającego Drmicia, który mocnym uderzeniem wpakował ją tuż przy słupku obok bezradnego Francuza. Szwajcar doskonale wykorzystał brak komunikacji pomiędzy Bonnetem, a Augello w kwestii krycia wspomnianego napastnika. Jak przystało na drużynę mocną charakterem, musieliśmy wziąć się w garść i okazać chęci do gry. Przemawiała przeze mnie mentalność zwycięzcy, którą starałem się zaszczepić w piłkarzach poprzez zagrzewanie ich przy linii bocznej. Na odpowiedź nie musieliśmy czekać zbyt długo bowiem pięć minut później do wyrównania doprowadził Lazzari. Anemiczne próby rozegrania piłki w środku pola nie zwiastowały potencjalnie groźnej akcji, jaką stworzymy na przestrzeni kilkunastu sekund. Dzięki świetnej prostopadłej piłce od Grassiego do obróconego plecami do pola karnego Donnarummy włoski napastnik mógł bez problemu odegrać ją do boku. Tam z dobrej strony pokazał się Almici, który opanował nie do końca precyzyjnie zagraną futbolówkę, zabrał się z nią i po przebiegnięciu kilku metrów zacentrował w obręb piątki. Tam lisim wręcz sprytem odznaczył się włoski skrzydłowy i dzięki ubiegnięciu jednego z defensorów mógł bez problemu wpakować piłkę do siatki. Techniczny strzał wpadł idealnie pomiędzy nogą interweniującego bramkarza a słupkiem. 23. minuta i pierwsza kontrowersja mogąca wpłynąć na dalszy przebieg spotkania. Sędzia wskazuje na wapno po rzekomym przytrzymywaniu Tomovicia przez Gabriela. Idiotyczne zachowanie Brazylijczyka dające pretekst arbitrowi to jedno, ale jego decyzja jest dla mnie co najmniej abstrakcyjna. Wspomnianą jedenastkę bez trudu na gola zamienił Rossi. Mimo wyczucia intencji strzelca Nardi nie był w stanie sparować strzału. Do przerwy pozwoliliśmy sobie na jeszcze jeden moment dekoncentracji, co oczywiście musiało zaowocować utratą kolejnego gola i zamienieniem statusu sytuacji z nieciekawej na bardzo złą. W szatni panowały ponure nastroje, a moja rozmowa motywacyjna została puszczona mimo uszu. W 78. minucie sytuację sam na sam wykorzystał Drmić, który mocnym plasowanym strzałem pokonał naszego bramkarza. Wtedy przestałem wierzyć w cokolwiek. Miałem ochotę opuścić stadion, zostawić tych nieudaczników na murawie, złożyć rezygnację i wylecieć na Malediwy. Tam spędziłbym resztę swojego życia niepodporządkowany nikomu, mogący robić co tylko chcę i kiedy chcę. Może stawki, jakie zarabiałem we Włoszech, nie należały do pokaźnych, ale ja miałem nader ambitny plan. Częściowo gorycz porażki osłodził mi gol z 83. minuty. Wówczas piłkę na skrzydle otrzymał wychodzący na wolne pole Wilson. Amerykanin świetnie zastawiając się, dał możliwość do ataku partnerom, którzy czym prędzej popędzili w kierunku bramki. Prostopadłe podanie do Schiavone, odegranie do Curro i prostopadłe zagranie na skrzydło do podłączającego się Augello. Ten świetnym mocnym strzałem pod poprzeczkę pokonał bezradnego Rajkovicia. Trzy minuty później wychodzimy z kolejną kontrą, pokazując zupełnie inne oblicze aniżeli we wcześniejszych ponad siedemdziesięciu minutach. Pędzący skrzydłem Lazzari podciągnął grę w okolice pola karnego gospodarzy, skąd postanowił odegrać piłkę do Hiszpana. Curro ostatecznie zgrał ją do wychodzącego Wilsona. Pierwsza próba naszego napastnika zakończyła się fiaskiem dzięki niesamowitemu poświęceniu obrońcy, który wręcz rzucił się na linię strzału. Na szczęście zablokowana futbolówka momentalnie trafiła pod nogi Schiavone, a ten strzałem z pierwszej piłki zaskoczył Serba. Nic straconego bowiem do końca pozostało zaledwie pięć minut plus to, co doliczy sędzia główny. 94. minuta, wszyscy obecni na stadionie obgryzają paznokcie z nerwów. Wychodzimy z ostatnim atakiem. Curro pędzi środkiem, zgrywa do Schiavone. Defensywny pomocnik zastanawia się przez moment i rozszerza ciężar gry poprzez przerzut do Lazzariego. Prostopadłe zagranie dało Almiciemu dużo wolnego miejsca i czasu na podjęcie decyzji. Ten w sposób charakterystyczny dla siebie zacentrował futbolówkę między jedenastkę, a piątkę na wbiegającego Wilsona. Strzał obroniony przez bramkarza. Kurwa to na pewno jest koniec. Jednak nie! Futbolówka wraca pod nogi Amerykanina, a ten poprawia i umieszcza ją w siatce za drugim podejściem. Ależ niesamowity powrót do gry! Ten mecz zapamiętamy na długo.

 

25.11.2018, Serie A [13/38] - 27.703 widzów

(15.) Fiorentina 4:4 Giana Erminio (19.)

'16 Drmić (1:0)

'21 Lazzari (1:1)

'24 kar. Rossi (2:1)

'37 Costa (3:1)

'78 Drmić (4:1)

'83 Augello (4:2)

'86 Schiavone (4:3)

'94 Wilson (4:4)

 

Skład: Nardi - Almici, Rozzio, Gabriel, Coly - Schiavone, Bonnet ('46 Marotta), Grassi ('62 Curro) - Lazzari, Augello, Donnarumma ('46 Wilson)

MVP: Josip Drmić (Fiorentina) - 8.8 ocena (2 bramki)

Odnośnik do komentarza

Po ostatnich dość niepewnych występach zostałem wezwany do biura prezesa. Rozmowa wbrew moim przypuszczeniom okazała się bardzo przyjemna. W sposób dobitny powiedziano mi wówczas, iż złe wyniki nijak nie rzutują na moją pozycję w klubie. Pozwoliło mi to na nieco większą dozę optymizmu, którą starałem się zarazić poszczególnych piłkarzy. Zbliżający się wielkimi krokami mecz ligowy z Lazio traktowałem z przymrużeniem oka. Nie liczyłem na fantastyczny wynik, a jedynie dobre zaprezentowanie się zespołu tak jak w przypadku starcia z Fiorentiną. Dzięki temu wiedziałbym, iż w dalszym ciągu kroczę właściwym szlakiem i szukam odpowiedniego rozwiązania. Jednocześnie zasmakowałbym tego, czego w poprzednim sezonie nam nie brakowało - woli walki, dzięki której byliśmy w stanie zwyciężyć tudzież urwać punkty zdecydowanie silniejszym ekipom. Zwarci i gotowi pojawiliśmy się na murawie w najsilniejszym możliwym zestawieniu. Pierwsza połowa niesamowicie anemiczna, ciężka do oglądania dla kibiców w każdym przedziale wiekowym i zupełnie różnych preferencjach. Usatysfakcjonowani mogli czuć się jedynie fani wyspiarskiej piłki stawiający na twardą grę i niezliczoną ilość pojedynków powietrznych. Naszą determinację odzwierciedlała liczba zdobytych kartek w przeciągu zaledwie czterdziestu pięciu minut. Sami przyznacie, iż wynik 4 kartoników przyznawanych średnio co dziesięć minut robi nieznaczne, acz wciąż dostrzegalne wrażenie. W drugiej odsłonie działo się nieco więcej, na co bezpośredni wpływ miały moje słowa w szatni. Po powrocie na murawę graliśmy zdecydowanie lepiej, pewniej, ambitniej. Pokazaliśmy swoje drugie oblicze, w międzyczasie zgarniając dwa kolejne żółtka. 68. minuta to wybicie jednego z defensorów do osamotnionego na skrzydle Maciela. Prawoskrzydłowy był wówczas jedynym piłkarzem znajdującym się na połowie gości. Dzięki świetnemu przyjęciu Portugalczyk zdołał uciec z piłką bliżej linii końcowej, skąd rozpoczął niesamowity rajd do linii końcowej. Po dotarciu do ów punktu zdecydował się on na centrę po ziemi na piąty metr. Fantastyczną orientacją na boisku wykazał się wówczas Wilson, który wypadł zza pleców obrońcy i przeciął tor lotu zmierzającej donikąd futbolówki, jednocześnie pakując ją do siatki. Interweniujący Kalinić został całkowicie zmylony. Cztery minuty później dobrym prostopadłym podaniem na wewnętrzny skraj szesnastki popisuje się Mira, który uruchamia Almiciego. Podłączający się prawy obrońca w starciu z silniejszym defensorem nie miał jakichkolwiek szans jednakże zdaniem sędziego został zatrzymany nieprzepisowo. Sędzia bez wahania wskazuje na wapno, a do podyktowanej jedenastki podejdzie ku zaskoczeniu wszystkich najlepiej egzekwujący spośród wszystkich obecnych na boisku Mira. Krótki rozbieg ofensywnego pomocnika i mocny strzał w lewy róg. Golkiper Lazio rzuca się w przeciwną stronę, a my prowadzimy już 2:0. Dzieją się tutaj niesamowite rzeczy. Do końca meczu nie pozwoliliśmy Biancocelesti na stworzenie zagrożenia pod naszą bramką, dzięki czemu wygrywamy, zdobywamy trzy jakże cenne punkty w kontekście opuszczenia miejsca spadkowego, a co najważniejsze przełamujemy niemoc w Serie A. 5 meczów bez zwycięstwa z rzędu to już historia.

 

02.12.2018, Serie A [14/38] - 3.766 widzów

(19.) Giana Erminio 2:0 Lazio (8.)

'68 Wilson (1:0)

'72 kar. Mira (2:0)

 

Skład: Nardi - Almici, Bonalumi, Rozzio, Tamas - Marotta, Mira, Grassi (66' Biraghi) - Lazzari ('45 Maciel), Augello, Donnarumma (66' Wilson)

MVP: Alberto Almici (Giana Erminio) - 8.8 ocena (1 asysta)

Odnośnik do komentarza

Ze względu na moją dość charakterystyczną rozpiskę priorytetów spotkanie pucharowe rozegramy w garniturze alternatywnym składającym się głównie z piłkarzy drugiego tudzież trzeciego wyboru. Stąd też obecność od pierwszych minut takich person jak Mira, Cincilla, Perico czy Ferraro. Moim głównym priorytetem było wówczas zachowanie świeżości podstawowej, żelaznej jedenastki, która musiała być w pełni gotowa i skoncentrowana przed kolejnym trudnym sprawdzianem ligowym, jakim miała okazać się Genoa. Wracając jednakże do tematu pucharu, na własnym boisku podejmowaliśmy spisującą się dobrze od początku obecnej kampanii Modenę. Zespół ten od momentu spadku w sezonie 2016/17 nie musi drżeć o swój byt na zapleczu Serie A ze względu na dużą regularność, dobrych, równo grających piłkarzy oraz wymagającą rękę Mario Petrone. Wszystkie te czynniki sprawiają, iż potencjalnie słabszy rywal może okazać się dla nas katem. Agresywny początek w wykonaniu gości nie był zaskoczeniem chyba dla nikogo. Ich wysoki pressing oraz agresywny odbiór piłki zaowocowały otrzymaniem dwóch żółtych kartoników w bardzo wczesnej fazie gry. My jak przystało na gospodarza, głęboko cofnięci bacznie przyglądaliśmy się poczynaniom dzisiejszych przeciwników, wyczekując klarownych okazji do wyprowadzenia szybkiego kontrataku. Jedna z nich miała miejsce już w 6. minucie. Świetny przerzut wchodzącego w środkową strefę boiska ze skrzydła Tamasa do ustawionego po przekątnej Perico otworzył przed prawym obrońcą niezliczoną liczbę możliwości. On sam zdecydował się na najprostszą, acz najskuteczniejszą w postaci krótkiego dogrania do świetnie ustawionego Maciela. Portugalczyk bez zastanowienia huknął z pierwszej piłki pod poprzeczkę, omal nie łamiąc palców interweniującemu bramkarzowi, który w fantastyczny sposób jakimś cudem zdołał przenieść futbolówkę nad prętem. Do przerwy byliśmy stroną nie tyle przeważającą co potrafiącą lepiej spożytkować wolny teren oraz zdolną do wykreowania bardziej klarownych sytuacji podbramkowych. W przerwie zachęciłem chłopaków do okazania podobnego zaangażowania jak w przypadku pierwszej odsłony. Moje słowa podziałały na nich motywująca, a gra, jaką zobaczyłem po wznowieniu spotkania przez arbitra głównego, nie odbiegała znacząco od tego, co mogłem obserwować jeszcze kilkanaście minut temu. I w taki oto sposób w 52. minucie zadaliśmy pierwszy mocny cios. Szarżujący skrzydłem Augello wykorzystał świetne wejście w tempo przez Tamasa, do którego zaadresował prostopadłe podanie wzdłuż linii bocznej. Węgier opanował piłkę dopiero przy linii końcowej i natychmiastową centrą obsłużył świetnie ustawionego na dalszym słupku Portugalczyka. Uderzenie głową Maciela nie znalazło drogi do bramki, a jedynie zatrzymało się na słupku. Na szczęście doskonale ustawiony Borja dopadł do futbolówki jako pierwszy i wpakował ją do siatki obok bezradnego bramkarza. Dalej nie działo się już zbyt wiele. Zwyciężamy skromnie, ale zasłużenie. Naszym kolejnym rywalem będzie A.C. Milan, z którym zmierzymy się w ramach rozgrywek Serie A (16.12) oraz Pucharu Włoch (20.12), z czego najprawdopodobniej odpuścimy sobie drugie spotkanie.

 

05.12.2018, Puchar Włoch [4 rnd. kwal.] - 3.766 widzów

(Serie A) Giana Erminio 1:0 Modena (Serie C/B)

'52 Borja (1:0)

 

Skład: Cincilla - Perico, Bonalumi (79' Gabriel), Bochniewicz, Tamas (65' Solerio) - Marotta, Ferraro, Mira (45' Biraghi) - Maciel, Augello, Borja

MVP: Simone Perico (Giana Erminio) - 8.0 ocena

Odnośnik do komentarza

Genoa to zespół, którego nie potrafię rozgryźć jeszcze od niepamiętnych czasów. Ich styl gry jest na tyle specyficzny, iż ciężko określić czego należy się spodziewać. Stwierdziłbym raczej, że w odróżnieniu od innych włoskich zespołów preferujących futbol czysto taktyczny niechlubny wyjątek stanowi właśnie ekipa Grifone. Ich zamiłowanie do grania na aferę, dozowania tempa w zależności od sytuacji na boisku przyprawiło o palpitację nie jednego menedżera w tym również i mnie. Biorąc pod uwagę naszą obecną dobrą passę, która pozwala nam utrzymać się na fali wznoszącej oraz doskonałe przygotowanie zarówno taktyczne, jak i fizyczne po raz pierwszy wykazujemy lepszą postawę aniżeli rywal. Jednak czy mamy szansę przeciwko komuś, kto w bezpośrednich starciach okazał się lepszy od Interu, Romy i tylko w nieznacznym stopniu ugiął się przed potężnym Juventusem? Emocji, dramaturgii z całą pewnością nie zabraknie, a wszystko zweryfikować może jedynie boisko. Jestem dobrej myśli, o ile utrzymamy nerwy na wodzy. Ze względu na zwiększenie intensywności w aspekcie rotowania składem szansę na grę od pierwszej minuty uzyskali będący w świetnej dyspozycji Wilson, często pomijani Biraghi oraz Marotta czy wracający do składu po wyleczeniu urazu Bonalumi. Siłę naszej drużyny upatrywałem głównie w przedniej formacji składającej się z dwóch skrzydłowych i cofniętego napastnika. Nie mogliśmy wymarzyć sobie lepszego wejścia w mecz. Już w 2. minucie klarowną sytuację podbramkową na gola zamienił jeden z piłkarzy bloku defensywnego. Egzekwowany przez Almiciego wrzut z autu na wysokości pola karnego tworzył potencjalnie groźną okazję. Wyrzucona piłka w obręb szesnastki trafiła pod nogi Bonneta skąd została momentalnie wyekspediowana po przekątnej do znajdującego się na skraju pola karnego Colyego. Senegalczyk nie zastanawiał się ani przez moment i strzałem z pierwszej piłki starał się zaskoczyć bramkarza. Dzięki niefortunnej interwencji jednego z defensorów piłka zmieniła tor lotu i wpadła do bramki obok bezradnego Ujkaniego. Albańczyk nie miał nic do powiedzenia w tej sytuacji nie uratowałby go nawet refleks Keylora Navasa. Wszystko wyglądało naprawdę świetnie. Idąc za ciosem, zaciskaliśmy pętle na szyi rywala coraz mocniej. 18. minuta i kolejna bramka dla przyjezdnych. Tym razem prostopadłe zagranie Marotty w lukę, jaka wytworzyła się na prawym skrzydle poprzez całkowitą dezorientację obrońców. Tam piłkę przejął Almici, który jednym zwodem zwiódł pędzącego obrońcę i strzałem po krótkim rogu zaskoczył golkipera. W 32. minucie po podjęciu fatalnej interwencji przez Bonalumiego w obrębie naszego pola karnego upadł Sow. Senegalski napastnik został bezpardonowo podcięty, a decyzja o wskazaniu na wapno była jak najbardziej słuszna. Musiałem przełknąć gorzką pigułkę. Piłkarze protestowali tak, jakby rywale zdobyli niezasłużoną bramkę, a przecież karny nie jest zawsze równoznaczny ze zmianą rezultatu. Sow wziął długi rozbieg i uderzył mocno w lewo na idealnej wysokości dla bramkarza. Za jego strzałem poszedł również Nardi, który popisał się fantastyczną interwencją i sparował piłkę do boku. W tym momencie powinienem odszczekać swoje słowa i wszelkie wątpliwości kierowane pod jego adresem. Jest świetny, potrzebował trochę czasu, żeby się zaaklimatyzować, ale kiedy do tego doszło francuski talent, pokazuje, dlaczego warto było na niego stawiać. Nie dziwi mnie też zainteresowanie, jakie przejawia nim większość solidniejszych, acz nie najpotężniejszych marek europejskich. Wśród potencjalnych kandydatów do złożenia oferty najczęściej wymienia się dwa niemieckie kluby - Hamburger SV oraz TSG 1899 Hoffenheim. W 76. minucie piłkę meczową w kontekście ewentualnego powrotu do gry zmarnował Matarese. 20-latek został uruchomiony świetnym prostopadłym podaniem w uliczkę i w sytuacji sam na sam chybił o centymetry. In plus należy odnotować zachowanie Nardiego, który wyjściem z bramki w znacznym stopniu skrócił kąt napastnikowi, przez co oddanie strzału było odrobinę trudniejsze. Wygrywamy, przełamujemy się i stawiamy opór Genoi. Czy to początek czegoś wielkiego?

 

09.12.2018, Serie A [15/38] - 20.155 widzów

(9.) Genoa 0:2 Giana Erminio (19.)

'2 Coly (0:1)

'18 Almici (0:2)

 

Skład: Nardi - Almici (74' Perico), Bonalumi, Gabriel, Coly - Marotta, Bonnet, Biraghi - Lazzari (62' Augello), Maciel, Wilson (45' Donnarumma)

MVP: Alberto Almici (Giana Erminio) - 9.0 ocena (1 bramka)

Odnośnik do komentarza

Poważne decyzje niosące za sobą długofalowe konsekwencje nie przypadają łatwo nikomu. Nawet mi człowiekowi pokazującą kamienną twarz niezależnie od sytuacji. Uczciwie przyznam, iż zdarzyło mi się uronić łzę może dwie. Swoją decyzję argumentuję niepowtarzalną szansą, która zapukała do moich drzwi. Początek obecnej kampanii w wykonaniu mojej Giany Erminio był po prostu słaby, bardzo słaby. Po zeszłorocznym wejściu z animuszem liczyłem na porównywalne osiągnięcia, a zawiodłem się postawą piłkarzy, adaptowaniem przez nich nowej taktyki oraz przede wszystkim brakiem chęci i zaangażowania z ich strony. Zbudowałem tam niesamowicie mocną drużynę ze świetnymi piłkarzami może nie światowego formatu, ale taki przydomek powinien być dla nich jedynie kwestią czasu. Nie będę nawet wspominał o sztabie szkoleniowym złożonym z włoskich specjalistów najwyższych lotów. Miałem za sobą bezgranicznie ufającego mi prezesa, hordę zapatrzonych kibiców i wiernych współpracowników. Postanowiłem rzucić to wszystko, odepchnąć gdzieś w kąt i spróbować swoich sił w zdecydowanie większym projekcie. Pod jakimi względami? Finansowymi oraz czysto sportowymi. Inter w obecnym sezonie spisuje się poprawnie, acz bez błysku. Od początku sezonu drużyna ta charakteryzuje się ogromnymi wahaniami formy i ciężko określić jej realne predyspozycje do zajęcia miejsca premiowanego awansem do rozgrywek europejskich. Oczywiście moim celem będzie uruchomienie lokomotywy i dopilnowanie jej drogi aż na samą stację tj. na podbój Europy. W związku z dołączeniem po zakończeniu fazy grupowej Ligi Mistrzów mogłem jedynie prześledzić uzyskane rezultaty przez mojego poprzednika. Nie były one rewelacyjne, acz pozwoliły drużynie na zajęcie trzeciego miejsca i przeprowadzkę do mniej prestiżowej Ligi Europy. Wojaże w tychże rozgrywkach będą stanowiły dla mnie pierwszoplanowy priorytet, który po części przekładam ponad ligę. Już nie mogę się doczekać pierwszych spotkań o stawkę. Mój wpływ na transfery można określić jako nikły. Większość umów została zawarta jeszcze na długo przed moim przybyciem, a sfinalizowana dopiero po nim. Swoją rękę przyłożyłem głównie do sprzedaży kilku piłkarzy, z którymi nie wiązałem przyszłości. Raporty scoutów jednoznacznie określały ich przydatność. Jedynym zakupem, do jakiego przyłożyłem rękę, było podpisanie umowy ze świetnie rokującym młodym Czechem (Historia transferów).

 

Duvan Zapata - osobiście ciężko było mi pożegnać Zapate. Rosły, dobrze zbudowany Kolumbijczyk mimo swojego wieku wciąż prezentuje niesamowite atrybuty. Niestety na boisku nie prezentuje on, chociażby ułamka swoich możliwości, apatycznie snując się po murawie. Pieniądze, jakie za niego otrzymaliśmy, wydają się bardzo sensowne, biorąc pod uwagę fakt, iż inni zainteresowani kandydaci wnosili na stół zaledwie dziesięć milionów. Ze względu na dużą konkurencję z przodu w postaci Icardiego, Gameiro i Poulsena wspomniany 27-latek nie mógłby liczyć na regularne występy.

 

Tomas Rincon - z Wenezuelczykiem nie wiązałem jakichkolwiek długoterminowych planów. Był w składzie, jako typowa zapchaj dziura. Na papierze może i prezentuje się niczego sobie, ale pod względem gry w defensywie zdecydowanie nie jest jej najpewniejszym punktem. Na jego odejściu możemy jedynie skorzystać i w pewnym stopniu odciążyć budżet płacowy. Sam piłkarz przyznał, iż odchodzi zadowolony i nie chowa do mnie jakiejkolwiek urazy rozumiejąc, na czym polegają realia prowadzenia klubu.

 

Kwota zarobiona za mojej kadencji: 21.2 mln (+ klauzule)

Kwota zarobiona za kadencji poprzednika: 35.675 mln

Zarobione ogółem: 56.875 mln

 

Ljubomir Adamek - pierwszy z dwóch transferów dyrektora do spraw sportowych. Zarówno Inter, jak i Crvena osiągnęli porozumienie na długo przed moim przybyciem. Serbski napastnik w chwili obecnej raczej nie zalicza się do grona asów, a piłkarzy solidnych z dużymi perspektywami. Na plus należy zapisać napastnikowi atrybuty psychiczne oraz fizyczne. Myślę, iż wraz z kilkoma wypożyczeniami z klubu oraz regularną grą może okazać się on w przyszłości naszym podstawowym super snajperem.

 

Frantisek Cermak - nie było łatwo ani przyjemnie. Zarówno negocjacje z klubem, jak i agentem piłkarza nie należały do szczególnie przyjemnych. Przebrnęliśmy przez nie mimo wszystko dość szybko. Dzięki rozsądnemu podziałowi pieniędzy pomiędzy kwotę transferu oraz klauzule, które być może zostaną aktywowane w przyszłości, uważam, iż wyszliśmy na plus.

 

Jose - absolutnie nie wiem, kim jest ten chłopak. Po raz kolejny sprawy w swoje ręce wziął dyrektor do spraw sportowych i załatwił wszystko za moimi plecami. Będę musiał ograniczyć mu przywileje i samemu finalizować transfery juniorów. Młody Hiszpan nie prezentuje się zbyt okazale. Jeżeli zrobi na mnie dobre wrażenie i będzie prezentował się z dobrej strony w rezerwach, być może nie odejdzie z klubu.

 

Kwota wydana za mojej kadencji: 4.379 mln

Kwota wydana za kadencji poprzednika: 22.125 mln

Wydane ogółem: 26.5 mln

Odnośnik do komentarza

Powodzenia w Interze, duży krok naprzód w karierze.

 

Dzięki :P

 

cieszy mnie Twój wybór, zawsze jak odpalam FM-a, nęci mnie żeby odbudować jakąś potęgę, która jest w dołku, honor człowieka sympatyzującego Juve, nie pozwolił mi jednak na kierunek Mediolan ;)

 

Powiem tylko tyle, że nadarzyła mi się świetna okazja w najlepszym możliwym momencie. W Gianie było naprawdę fajnie, wiązałem z nią długoterminowe plany, ale nie mogłem przejść obok oferty z Mediolanu.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...