Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Tak to jest, gdy w jednym momencie odchodzą na emeryturę, a wśród tych, którzy odpowiedzieli na ogłoszenie, żaden jeszcze nie przekonał mnie na tyle, bym zdecydował go zatrudnić.

 

------------------------------------------------

 

W dniu moich 46. urodzin wznawialiśmy letnie sparingi, po raz pierwszy ćwicząc i zgrywając drużynę na Nuevo Vallecas. Trzecim sparingpartnerem była czwartoligowa ekipa Hospitalet i bez większych problemów ukazaliśmy różnicę klas. Eksperymentalnie w wyjściowym składzie zestawiłem w ataku López Lópeza wraz z Bakarem, który mógł grać zarówno jako pomocnik, jak i napastnik, i eksperyment, przynajmniej dziś, dał całkiem przystępne efekty. W następnych grach kontrolnych chciałem nadal sprawdzać, jak obaj będą ze sobą współpracować.

03.08.2021, Estadio Nuevo Vallecas Teresa Rivero, Madryt, widzów: 2567

TOW Rayo Vallecano [PD] – Hospitalet [NL] 8:0 (6:0)

 

12' M. López López 1:0

16' D. Barragán 2:0

18' S. Bakar 3:0

21' K. Jukić 4:0

22' D. Barragán 5:0

31' S. Bakar 6:0

61' L. Caicedo 7:0

78' Amaral 8:0

 

 

Kilka dni później przeciwko Durango wariant López López - Bakar sprawdził się tylko połowicznie, bo choć Manuel zdobył dwie niezłej urody bramki, to Francuz z kolei miał duże problemy ze skutecznością, przez długie minuty nie potrafią znaleźć recepty na to, by strzelić nie w golkipera Cultural, tylko obok niego. Udało mu się to w końcu w 44. minucie, a tego dnia rozstrzelał się nawet Philippe Lopez, który zaprezentował dwa atomowe uderzenia z dystansu. Cieszyło mnie, że odpowiednią aktywność prezentuje także stara gwardia. Od tego sparingu zacząłem delikatnie ograniczać rotację zawodników, by na ostatniej prostej przygotowań wykrystalizować przynajmniej większość wyjściowej jedenastki, jaką przystąpimy do inauguracji sezonu.

08.08.2021, Estadio Nuevo Vallecas Teresa Rivero, Madryt, widzów: 2550

TOW Rayo Vallecano [PD] – Cultural Durango [NL] 9:0 (4:0)

 

8' M. López López 1:0

33' P. Lopez 2:0

36' M. López López 3:0

44' S. Bakar 4:0

52' C. Serrano 5:0 sam.

54' A. Ballesteros 6:0

65' P. Lopez 7:0

81' L. Caicedo 8:0

90+3' Ó. Rivas 9:0

Odnośnik do komentarza

A mi w sparingach chodzi przede wszystkim o to, by rozruszać drużynę, zaznajomić nowych zawodników ze składem i, przede wszystkim, wypracować wysokie morale przed pierwszym meczem o stawkę :>

 

-----------------------------------------------------

 

Okres przygotowawczy długo przebiegał bezproblemowo, ale w końcu niestety Maurício doznał stłuczenia twarzy i na dwa tygodnie musiał przerwać treningi. Na szczęście ominął go tylko jeden sparing, więc nie stracił zbyt wiele.

 

 

Przyglądając się zespołowi na treningach i w trakcie towarzyskich potyczek doszedłem do wniosku, że w porównaniu do poprzedniego sezonu praktycznie nie zmienił nam się atak, w którym występują ci sami zawodnicy, a w związku z tym nadal mam co najwyżej średnie pole manewru przy ustalaniu składu. Postanowiłem zatem sięgnąć trochę głębiej do portfela, a korzystając z reprezentacyjnych znajomości dowiedziałem się, że w Hercie Berlin niedoceniany jest Grzesiek Gorząd (25 l., N, Polska; 35/27), jeden z moich lepszych reprezentacyjnych napastników. W przeciągu kilku dni udało mi się dojść do porozumienia z działaczami i niebawem Grzesiek zasilił Rayo Vallecano, wykupiony za kwotę 5 500 000€.

 

– Dziękuję, szeryfie, wreszcie mogę odetchnąć – mówił do mnie Grzesiek tuż po prezentacji z klubową koszulką. – Jak tylko dowiedziałem się, że w Berlinie dali mi zielone światło na odejście, a ty prowadzisz Rayo, pomyślałem, że choćbym miał i grzać tu ławę, wolę siedzieć na niej mogąc przybijać z tobą piątkę co dzień, niż tylko parę razy w roku na zgrupowaniu.

 

I ja cieszyłem się, mogąc pracować w klubie z każdym, z kim miałem do czynienia w reprezentacji. Jak widać, z wzajemnością; bardzo wielu moich podopiecznych traktowało mnie jednocześnie jak ojca i dobrego przyjaciela.

 

 

Grzesiek wystąpił już w najbliższym sparingu, w którym zmierzyliśmy się na wyjeździe z Castillo, a wolne dałem tym razem López Lópezowi. Mimo długiej odsiadki na ławce w Berlinie Gorząd był aktywny, w tempo startował do podań i dobrze dogrywał do nowych kolegów, ale brakowało mu kondycji, przez co w przerwie musiał już odpocząć. Po początkowych trudnościach ze skutecznością wynik piękną bombą z narożnika pola karnego otworzył Walijczyk James, a później w przeciągu kwadransa hat-tricka ustrzelił Bakar; po przerwie po bramce dołożyli jeszcze Maldonado, Caicedo i Rivas. W pierwszej połowie straciliśmy pierwszego gola okresu przygotowawczego, gdy po dośrodkowaniu Montanari zawalił krycie Garcíi, co osłabiło jego szanse na miejsce na środku obrony przeciwko Barcelonie.

18.08.2021, Estadio Castillo de Romeral, San Bartolomé de Tirajana, widzów: 5966

TOW Castillo [sDB/B3] – Rayo Vallecano [PD] 1:7 (1:4)

 

8' M. James 0:1

12' J. García 1:1

14' S. Bakar 1:2

18' S. Bakar 1:3

32' S. Bakar 1:4

49' M. Maldonado 1:5

58' L. Caicedo 1:6

81' Ó. Rivas 1:7

 

 

Niespodziewanie doszły mnie wieści, które wprawiły mnie w lekką satysfakcję. W Niemczech rozpoczęło się tegoroczne DFB Pokal, a już w pierwszej rundzie doszło do pierwszej potężnej mega-sensacji. Wstydem okrył się Werder Brema, który w kompromitującym stylu został rozbity na wyjeździe aż 0:3 przez amatorskie Reinickerndorfer Füchse, koncertowo pokpiwając mecz i całkowicie lekceważąc rywala.

 

 

Z wolna zbliżał się koniec sierpnia, a wraz z nim wznowienie eliminacji do Mistrzostw Świata w Portugalii, w których to na przełomie sierpnia i września najpierw zagramy z Azerbejdżanem na Stadionie Śląskim, a pierwszego spotkamy się na Wembley z rządną rewanżu za Chorzów Anglią.

 

Zadecydowałem, że Pucharem Konfederacji z reprezentacją pożegnał się Kuba Błaszczykowski. Zrobiło się dzięki temu wolne miejsce, w które postanowiłem powołać zbierającego świetne noty w Gillingham debiutanta Tomka Koniecznego (20 l., O Ś, DP, Polska; 9/0 U-21), któremu chciałem umożliwić rozpoczęcie przygody z reprezentacją już w spotkaniu z Azerbejdżanem. Naturalnie do kadry powrócili Marek Wróbel, Krzysiek Malinowski i Marcin Pawlak.

 

Bramkarze:
– Michał Górka (29 l., BR, Wisła Kraków, 60/0);

– Michał Piotrowski (25 l., BR, Hearts, 4/0);
– Marek Wróbel (29 l., BR, Legia Warszawa, 3/0).

 

Obrońcy:
– Andrzej Brzeziński (24 l., O PŚ, AJ Auxerre, 22/0);
– Dariusz Fornalik (30 l., O L, Ajax Amsterdam, 63/0);
– Mateusz Machnikowski (24 l., O LŚ, P L, Werder Brema, 52/5);
– Tomasz Woźniak (29 l., O LŚ, OP LŚ, N, VfL Osnabrück, 79/7);
– Artur Kowalczyk (30 l., O Ś, Liverpool, 80/15);
– Marcin Kowalik (23 l., O Ś, Betis Sewilla, 10/1);
– Marcin Piotrowski (30 l., O Ś, Bayern Monachium, 105/2);
– Tomasz Konieczny (20 l., O Ś, DP, Gillingham, 9/0 U-21);
– Zbigniew Pawłowski (22 l., O/DBP L, DP, P L, SpVgg Greuther Fürth, 11/0);

– Krzysztof Wróblewski (27 l., O/P P, Le Havre, 34/2).

 

Pomocnicy:
– Tomasz Lemanowicz (22 l., DBP/OP P, Wisła Kraków, 12/0);
– Maciej Kwiatkowski (29 l., DP, Betis Sewilla, 76/12);
– Rafał Piątek (25 l., DP, Southampton, 41/9);
– Grzegorz Owczarek (29 l., P Ś, Osasuna, 38/12);
– Maciej Brodecki (26 l., OP PŚ, Leeds United, 77/8);

– Piotr Szymański (29 l., OP Ś, Real Madryt, 91/32).

 

Napastnicy:
– Krzysztof Malinowski (28 l., N, Rubin Kazań, 4/2);
– Tomasz Adamczyk (26 l., N, AC Milan, 80/78);
– Grzegorz Gorząd (25 l., N, Rayo Vallecano, 35/27);
– Zoran Halilović (24 l., N, VfL Osnabrück, 29/23);
– Marcin Pawlak (24 l., N, Sevilla, 43/20);
– Łukasz Socha (24 l., N, Rosenborg, 17/12).

Odnośnik do komentarza

Pomiędzy treningami uzupełniłem nasz pion medyczny, który niemal przestał istnieć po odejściu na emeryturę dotychczasowych medyków. Kadrę medyczną Rayo zasilili Carlos Ramos (42 l., Fizjoterapeuta, Hiszpania) i Cristopher Oyola (51 l., Fizjoterapeuta, Hiszpania), sprowadzeni do Madrytu odpowiednio z Realu Sociedad za rekompensatą 18 000€ i z Getafe za odszkodowaniem 40 000€.

 

Znalazł się też nowy klub dla Cabrery, który przeszedł do beniaminka Primera División Salamanki za przyjemną kwotę 1 300 000€. Oby ta przeprowadzka dobrze mu zrobiła.

 

Na przedostatni sparing okresu przygotowawczego polecieliśmy na Wyspy Kanaryjskie, gdzie zagraliśmy z miejscowym Las Palmas. Kilka dni temu do pełnego treningu powrócił nareszcie Gabriele Bartolucci, który teraz zdążył na tyle odzyskać kondycję i ogólną sprawność, że mogłem wpuścić go na boisko na drugą połowę spotkania. Wraz z nim w bramce stanął Castro i obaj w 50. minucie otrzymali ode mnie po minusie, jako że Gabriele nie spróbował nawet przeciąć dogrania do napastnika, a Brazylijczyk dość łatwo pozwolił piłce wpaść do bramki. Z przodu było dużo lepiej, dwukrotnie świetnym wykończeniem wykazał się Chorwat Jukić, co skłoniło mnie do przemyślenia, czy mój poprzednik jednak nie był aż tak pozbawiony rozsądku, zaklepując transfer Kresmira. Kolejnego hat-tricka ustrzelił dziś Bakar, aż zacząłem się zastanawiać, czy podobną skuteczność zaprezentuje w lidze, czy też w sparingach wystrzela się z amunicji. Niedługo mieliśmy poznać odpowiedź na to pytanie.

24.08.2021, Estadio de Gran Canaria, Las Palmas, widzów: 9829

TOW Las Palmas [sDB/B4] – Rayo Vallecano [PD] 1:6 (0:3)

 

5' F. Moreno (LP) ktz.

17' S. Bakar 0:1

19' K. Jukić 0:2

41' K. Jukić 0:3

49' S. Bakar 0:4
50' S. Olivera 1:4

51' S. Bakar 1:5

76' Maurício 1:6 rz.k.

 

Po meczu drużyna miała zostać parę dni na Kanarach, bo cały okres przygotowawczy podsumujemy próbą generalną w Portugalii, więc podjąłem decyzję, że polecimy tam prosto z Las Palmas, by nie przemęczać zespołu zbyt wieloma lotami w tak krótkim odstępie czasu. Teraz sam zaś czym prędzej wsiadłem w samolot i odleciałem do Chorzowa na zgrupowanie reprezentacji przed bardzo ważnymi meczami z Azerbejdżanem i Anglią.

Odnośnik do komentarza

Gdy tylko dotarłem już do Chorzowa i ujrzałem kadrę na treningu, stało się jasnym, że nici będą z debiutu Koniecznego, gdyż Tomek pojawił się z przejawami zmęczenia po Premiership. Cała reszta była w dobrej kondycji, więc miałem niemal pełną dowolność przy ustalaniu składu. Uznałem, że przeciwko Azerbejdżanowi w bramce wystąpi Michał Piotrowski, który tego lata przeniósł się z Groclinu do szkockiego Hearts.

 

Azerbejdżan nie miał przeciwko nam najmniejszych szans, więc na odprawie poleciłem zawodnikom, z wyjątkiem stoperów, zapomnieć o defensywie i skupić się wyłącznie na nieustannym atakowaniu. Powiem krótko; takiej masakry w pierwszych minutach już dawno u nas nie widziałem. Już w 26. sekundzie rzut wolny na gola pewnie zamienił Adamczyk, W 5. minucie dośrodkowanie Woźniaka do bramki wpakował Owczarek, a zanim Azerowie zdążyli się pozbierać po golu na 2:0, Woźniak daleko wyekspediował piłkę do urywającego się Adamczyka, który wykorzystał fakt, że do linii środkowej przepis o spalonym nie obowiązuje, pognał na bramkę i ładnym lobem ponad Ponomariewem podwyższył na ekspresowe 3:0. Po trzech następnych minutach Tomek miał już skompletowanego hat-tricka, kiedy Lemanowicz dograł mu futbolówkę prawie na sam bliższy słupek, i w przedziwny sposób uderzył piłkę piętą, z ostrego kąta lokując ją w siatce, co stanowiło jego osiemdziesiąte trafienie dla Polski.

 

Od tej pory wyraźnie zwolniliśmy tempo. Po kwadransie piątego gola pomógł zdobyć nam Ismaiłow faulem w polu karnym, a Machnikowski ze stoickim spokojem skorzystał z prezentu. Ismaiłow był też negatywnym bohaterem w 19. minucie, kiedy pogubieni goście sami sprokurowali sobie zamieszanie w polu karnym przy rzucie rożnym, pilnujący tyłów Wróblewski wystartował do przodu do nieudolnie wybitej piłki i rąbnął na bramkę, a w tym momencie Ismaiłow, który był w stanie zablokować strzał, przez własną nieudolność tego nie zrobił. W 25. z kolei minucie założyliśmy hokejowy zamek na połowie Azerów, Woźniak dośrodkował na dalszy słupek, a nabiegający Lemanowicz trafił w idealnym momencie, gdyż piłka spadła mu prosto na nogę i Tomek w swoim trzynastym występie zdobył swoją upragnioną pierwszą bramkę w narodowych barwach.

 

W 28. minucie po rzucie rożnym bitym przez najlepszego na boisku Lemanowicza ósmego gola zdobył Woźniak, i w pierwszej połowie tego było na tyle. Przed spotkaniem założyłem próbę poprawienia strzeleckiego rekordu reprezentacji, ale po golu Tomka zacięliśmy się, i pomimo wielu świetnych okazji strzelaliśmy bardzo nonszalancko, więc do przerwy więcej bramek nie padło.

 

A i po przerwie rewelacji nie było, uwzględniając to, na co nas stać. W 52. minucie swojego gola zdobył Szymański, który zgasił na środku pola karnego piłkę w kolejnym tłoku po rzucie rożnym, a dziesięć minut później beznadziejne podanie Sadygowa przejął Adamczyk, który w polu karnym spróbował dograć przed bramkę Haliloviciowi, ale Zorana wyręczył blokujący go Ismaiłow, pokonując własnego bramkarza. Tak oto padła granica dziesięciu goli, i wszystko wskazywało na to, że na tym skończymy. Mijały kolejne bezowocne minuty, i dopiero w na dziesięć minut przed końcem po dośrodkowaniu rezerwowego Brzezińskiego jedenastą bramkę pięknym uderzeniem głową zdobył Pawlak, który w ten sposób uświetnił swój powrót do kadry. Ostatecznie rekord udało nam się dziś pobić dzięki trafieniu Brzezińskiego z doliczonego czasu, który centrę Lemanowicza z kornera zamienił na swoje pierwsze trafienie w reprezentacji. Od tej pory zatem najwyższym zwycięstwem reprezentacji Polski było 12:0 z 28 sierpnia 2021 roku.

28.08.2021, Stadion Śląski, Chorzów, widzów: 44 155; TV

EMŚ (7/10) Polska [1.] – Azerbejdżan [139.] 12:0 (8:0)

 

1' T. Adamczyk 1:0

5' G. Owczarek 2:0

6' T. Adamczyk 3:0

9' T. Adamczyk 4:0

14' M. Machnikowski 5:0 rz.k.

19' K. Wróblewski 6:0

25' T. Lemanowicz 7:0

29' T. Woźniak 8:0

52' P. Szymański 9:0

62' M. Ismaiłow 10:0 sam.

81' M. Pawlak 11:0

90+2' A. Brzeziński 12:0

 

Polska: M.Piotrowski 8 – K.Wróblewski 10 (71' A. Brzeziński 8), M.Kowalik 9, M.Piotrowski 10, T.Woźniak 10 – T.Lemanowicz 10, G.Owczarek 10 (77' M.Kwiatkowski 7), P.Szymański 10, M.Machnikowski 10 – T.Adamczyk 10, Z.Halilović 9 (71' M.Pawlak 7)

 

GM: Tomasz Lemanowicz (DBP/OP P, Polska) - 10

 

W pozostałych meczach obyło się bez niespodzianek; Finlandia po remisie 1:1 podzieliła się punktami z Danią, a Gruzja planowo została rozbita rozbita przez Anglię 0:4.

 

Piąta grupa:

1. Polska – 21 pkt – 36:5

2. Anglia – 18 pkt – 20:4

3. Azerbejdżan – 7 pkt – 7:30

4. Dania – 6 pkt – 8:14

5. Gruzja – 6 pkt – 7:16

6. Finlandia – 2 pkt – 8:17

Odnośnik do komentarza

Bezpośrednio po zakończeniu meczu z Azerbejdżanem ruszyliśmy z operacją "Anglia". Po rekordowym zwycięstwie powiedzieliśmy na konferencji tylko kilka zdań o chorzowskim spotkaniu, a zaraz po tym skupiliśmy się niemal wyłącznie na Wembley. Zresztą dziennikarze i tak nie drążyli za bardzo tematu Azerbejdżanu.

 

Reprezentacja miała dzień odpoczynku przed planowanym wylotem do Londynu, i ten dzień spędziłem ze wszystkimi, ale gdy już przyszło lecieć, udałem się w zgoła innym kierunku, bo do Portugalii. Tam z kolei w Lizbonie czekali już na mnie chłopaki z Rayo wraz z trenerami, którzy dotarli z Wysp Kanaryjskich i nie mogli się doczekać, aż pod moją batutą będą kontynuować przygotowania do sezonu. Odkąd tylko w Villa de Vallecas zjawił się Maciek Korzym, tyle opowiadał mi o tym, jak było w Sportingu, że postanowiłem, iż na próbę generalną przed pierwszym meczem La Liga zagramy ze Sportingiem właśnie.

 

Jednocześnie skorzystałem z okazji, by przyjrzeć się od środka lizbońskiemu stadionowi, na którym być może w przyszłym roku zagra Polska. Ze Sportingiem powalczyliśmy jak równy z równym, pomimo faktu, że niektórym chyba nie do końca zależało na wyjściowej jedenastce, i nasza gra miała ogólnie ręce i nogi. Jedynie trochę nie podobała mi się ostra gra Portugalczyków, przez co już po 20 minutach wolałem zdjąć poobijanego Bartoluccego, nie chcąc ryzykować odnowienia się urazu Gabriele. Niestety moje delikatne obawy jakby potwierdzał dziś Bakar, który wystrzelawszy się w poprzednich spotkaniach, tego dnia ładował wyłącznie w bramkarza lub w trybuny. Na tę chwilę na pewno rywalizację o miejsce na lewym skrzydle przegrał Tommasi, pod nieobecność powołanego do hiszpańskiej młodzieżówki Barragána nie potrafiąc zagrać dobrego dośrodkowania, które nie zostałoby zablokowane przez wracającego bocznego obrońcę.

 

Niedługo przed przerwą strzał z dystansu oddał João Victor, a piłka pechowo przemknęła López Gómezowi między rękami i ugrzęzła w naszej siatce. Wraz z upływem czasu zyskiwaliśmy przewagę, która zaznaczała się szczególnie w oddanych strzałach, i na tym w zasadzie się kończyło. Jako drugi rywalizację z kretesem przegrał Moya, drogę do wyjściowej jedenastki zamykając sobie koszmarnym pudłem z pięciu metrów, skąd jakimś cudem posłał piłkę niemalże pionowo ponad bramką. Zanosiło się na niezasłużoną porażkę 0:1 na koniec okresu przygotowawczego, kiedy w ostatniej minucie doliczonego czasu remis uratował nam Maurício, jako jedyny potrafiąc oddać pewny i skuteczny strzał w sytuacji sam na sam.

31.08.2021, Estádio José Alvalade Século XXI, Lizbona, widzów: 2494; TV

TOW Sporting Lizbona [POR] – Rayo Vallecano [ESP] 1:1 (1:0)

 

40' João Victor 1:0

59' Neto (SP) czrw.k.

90+3' Maurício 1:1

 

 

Sierpień 2021

 

Bilans (Rayo Vallecano): 0-0-0, 0:0

Primera División: –

Copa del Rey: –

Finanse: 26,21 mln euro (-5,78 mln euro)

Gole:

Asysty:

 

Bilans (Polska): 1-0-0, 12:0

Eliminacje MŚ 2022: piąta grupa [+3 pkt nad Anglią]

Ranking FIFA: 1. [=]

 

 

Ligi:

 

Anglia: Leeds United [+3 pkt]

Austria: SV Salzburg [+1 pkt]

Francja: Sochaux [+0 pkt]

Hiszpania:

Niemcy: VfL Wolfsburg [+2 pkt]

Polska: Wisła Kraków [+2 pkt]

Rosja: CSKA Moskwa [+7 pkt]

Szwajcaria: FC Basel [+2 pkt]

Włochy: –

 

Liga Mistrzów:

- Legia Warszawa, druga runda eliminacyjna, 2:0 i 1:0 z FK Tirana; awans, vs. Betis Sewilla

trzecia runda eliminacyjna, 1:2 i 0:1 z Betisem Sewilla; out

 

Puchar UEFA:

- Wisła Kraków, druga runda kwalifikacyjna, 3:0 i 1:0 z Atlantas; awans, vs. Żeljezniczar

- Polonia Warszawa, druga runda kwalifikacyjna, 2:0 i 1:2 z ÍBV; awans, vs. Hertha Berlin

- Radomiak Radom, druga runda kwalifikacyjna, 4:1 i 0:2 z Publikum; awans, vs. Heerneveen

- Legia Warszawa, Pierwsza runda, vs. Sevilla

 

Reprezentacja Polski:

- 28.08, eliminacje MŚ 2022, Polska - Azerbejdżan, 12:0

 

Ranking FIFA: 1. Polska [1380], 2. Brazylia [1361], 3. Wochy [1127]

Odnośnik do komentarza

Operacja "Anglia" wskoczyła na najwyższe obroty, kiedy już dotarłem z Lizbony do Londynu i dopracowałem plan na mecz. W stosunku do spotkania z Azerbejdżanem dokonałem dwóch zmian, które uznałem za konieczne, a więc do bramki powrócił najlepszy polski bramkarz Górka, a w środku pola nie do końca wypoczętego Owczarka zmienił Kwiatkowski. Byliśmy gotowi na mecz walki, nieustanną bitwę o każdy centymetr boiska i wściekle nacierających Anglików, gdyż spotkanie z nami było dla nich po prawdzie jedyną szansą, by wyprzedzić nas w tabeli, bo mało kto w Europie wierzył, że moglibyśmy potknąć się na Finlandii lub Gruzji.

 

Miał być zacięty pojedynek, a tymczasem po kwadransie było pozamiatane. W tym przypadku jednak nie na naszą korzyść, ku mojej wściekłości pod adresem dwóch zawodników. Zaczęliśmy beznadziejnie; jeszcze przed upływem pierwszej minuty szybką żółtą kartkę zebrał Wróblewski, a w 4. minucie Krzysiek ośmieszył się na oczach milionów widzów przed telewizorami, wystawiając Cookowi piłkę do strzału, co Anglik rozsądnie wykorzystał. Całkowicie daliśmy się stłamsić Synom Albionu na początku, jak nie Polska, przez co kolejny ich atak w 12. minucie skończył się na rzucie rożnym, po którym dla odmiany mój gniew ściągnął na siebie Woźniak, który nie raczył wyskoczyć z Woodem do główki, zrobiło się 0:2 i ten kwadrans wystarczył, by przy obecnym wyniku to Anglia wyszła na prowadzenie w tabeli.

 

Niedługo później odesłałem Tomka do szatni, bo grał na tyle beznadziejnie, że zdawał się tylko czekać, by sprezentować gospodarzom trzeciego gola, ale wpuszczony Zbyszek Pawłowski skutecznie starania Woźniaka uciął. Nie zmieniało to jednak faktu, że w tej fazie meczu większość naszej jedenastki zawodziła, między obroną a pomocą ziała gigantyczna dziura, pomocnikom nie chciało się walczyć, a Adamczyk z Haliloviciem przechodzili obok meczu. Szybko zrozumiałem więc, że tego środowego wieczoru żegnamy się z mianem jedynej drużyny, która w tych eliminacjach wygrała wszystkie swoje mecze, mało tego, nie będziemy nawet niepokonani. Jako że dobre 90% naszej formy zostało w Chorzowie, pomyślałem, że skoro nie chcemy dziś powalczyć o korzystny wynik, dobrze byłoby przynajmniej zdobyć chociaż tego jednego gola i nie stracić kolejnych, by pokrzyżować Anglikom plany wyprzedzenia nas w tabeli.

 

Jako tako grać zaczęliśmy dopiero pod koniec pierwszej połowy. I w 39. minucie od razu pozwoliło nam to wyprowadzić akcję prawym skrzydłem, po której dośrodkował Lemanowicz, a Machnikowski zdołał przeskoczyć dwóch Anglików na raz i głową pokonał Jimmy'ego Lee. Przebłysk dwukrotnych mistrzów świata, nic więcej.

 

Po przerwie, w której potrząsnąłem drużyną, to my zaczęliśmy być stroną bardziej aktywną, choć z drugiej strony Anglia jakby zrozumiała, że w każdej chwili możemy się rozkręcić, i zaczęła grać bardziej zachowawczo. Rywale przemęczać się dziś nie musieli, bo w trakcie drugiej połowy mogłem jedynie skupić się na znajdowaniu przyczyn naszej bezproduktywnej gry, która skończyła się dla nas porażką. Prócz dwóch indywidualnych błędów z pierwszego kwadransa decydujące były: słabsza forma Kwiatkowskiego, przez którego Piotrek Szymański był praktycznie osamotniony w środku pola i musiał rozpychać się sam; całkowita bierność Adamczyka z Haliloviciem, choć ten drugi błysnął efektownym rogalem zza pola karnego, z trudem odbitym przez Lee, którzy cały mecz biegali bezużytecznie po murawie; nieumiejętność zachowania chłodnej głowy przez Wróblewskiego, który w końcówce marnował kolejne szanse na wyprawienie Pawlaka za linię obrony podaniami na... aut. Te czynniki złożone do kupy spowodowały, że dziś na Wembley w praktyce przegraliśmy z samymi sobą.

01.09.2021, Wembley, Londyn, widzów: 86 409; TV

EMŚ (8/10) Anglia [7.] – Polska [1.] 2:1 (2:1)

 

4' K. Cook 1:0

12' D. Wood 2:0

39' M. Machnikowski 2:1

 

Polska: M.Górka 7 – K.Wróblewski ŻK 6, M.Kowalik 6, M.Piotrowski 7, T.Woźniak 5 (17' Z.Pawłowski 7) – T.Lemanowicz ŻK 7 (77' M.Brodecki 6), M.Kwiatkowski 6, P.Szymański 7, M.Machnikowski 7 – T.Adamczyk 6 (70' M.Pawlak 6), Z.Halilović 6

 

GM: Karl Cook (N, Anglia) - 8

 

Podczas gdy oddawaliśmy trzy punkty Anglikom na Wembley i tylko dzięki bramce Machnikowskiego zdołaliśmy utrzymać pierwsze miejsce, Dania ogrywała w Kopenhadze Azerbejdżan 2:1, a Finlandia niespodziewanie przegrała u siebie z Gruzją 1:2. Brak woli walki w Londynie spowodował, że w dwóch ostatnich spotkaniach eliminacji musieliśmy pokonać Gruzję i Finlandię, bo byłem pewien, że Anglicy swoje spotkania powygrywają, więc jakakolwiek strata punktów wyrzuci nas do baraży. No i po zejściu do szatni musiałem jakoś poradzić sobie ze złością z powodu zmarnowania niepowtarzalnej szansy na zakończenie eliminacji z kompletem zwycięstw.

 

Piąta grupa:

1. Polska – 21 pkt – 37:7

2. Anglia – 21 pkt – 22:5

3. Dania – 9 pkt – 10:15

4. Gruzja – 9 pkt – 9:17

5. Azerbejdżan – 7 pkt – 8:32

6. Finlandia – 2 pkt – 9:19

Odnośnik do komentarza

Nie dość, że z Londynu wróciłem wściekły, to jeszcze w Madrycie przed otwierającym sezon spotkaniem z Barceloną czekała mnie bardzo niemiła niespodzianka, która w następnych tygodniach mogła zacząć przynosić poważne konsekwencje w postaci słabych wyników, niesnasek w drużynie i tym podobnych franc, które potrafią zrujnować cały sezon. Doszło bowiem do tego, że moja taka sobie znajomość hiszpańskiego w postaci pisanej, jaką posiadłem po zamieszkaniu w Madrycie sprawiła, że pod koniec sierpnia prośba z ZPN-u o zgłoszenie listy numerów na ten sezon okazała się nie być listą numerów, a listą zgłoszeń do rozgrywek Primera División. Oczywiście nie zdziwiło mnie, że liczba dostępnych numerów zaczynała się od 1, a kończyła już na 25, skądże. Rzecz jasna większość numerów była już pozajmowana przez zawodników z poprzedniego sezonu, więc ostatnie wolne numery ponadawałem pierwszym z brzegu Rosze, Besagno, Jamesowi, Bakarowi, Bartoluccemu i Montanaremu, uznając, że resztę załatwi się, gdy przyjdzie do meczu z Barceloną.

 

Hehehe, hehe, he, he? Nie. Hehe. Nie załatwi się. Powyższa szóstka, gdy przyszło co do czego, okazała się jedynymi nowymi zawodnikami Rayo, którzy uprawnieni byli do gry w Primera División na ten sezon. Gdy stało się to dla mnie jasne, zapragnąłem wyć z rozpaczy. Jak najszybciej zwołałem pracowników z biura, którzy zajmowali się siedzeniem za biurkiem i udawaniem, że są potrzebni, i poprosiłem ich o pieczołowite przeszukanie regulaminów La Liga w poszukiwaniu furtek, które pozwoliłyby w trakcie rozgrywek dorejestrować graczy lub podmienić ich za uprzednio już zgłoszonych.

 

Rozum podpowiadał mi, że jest po zawodach i mogę już tylko czekać na marudzenie tych wszystkich Jukiciów, Lopezów, Cortich i innych Agostinich na brak gry oraz status quo w linii pomocy w porównaniu do poprzedniego sezonu, zaś serce nakazywało mieć nadzieję, że któryś z pracowników pomoże mi przejść przez zawiłości hiszpańskich przepisów La Liga i uprawnić do gry resztę nowych graczy, by potencjał Rayo mógł pokazać się na boisku...

Odnośnik do komentarza

Tego dnia jednak nie mogłem nic zrobić, więc gdy Duma Katalonii była już w Villa de Vallecas, pozostało mi robić dobrą minę do złej gry. Bardzo liczyłem na to, że wypracowana letnimi sparingami dobra atmosfera w zespole i poczucie wspólnego celu okażą się naszym asem w rękawie, a w porównaniu do ubiegłego sezonu największe zmiany zaszły w obronie, w której ze starej gwardii z konieczności pozostał jeden tylko William, na lewej flance znalazł się James, na prawej Rocha, a środek uzupełnił Amerykanin Besagno. W bramce naturalnie stanął Antonio López Gómez, prawe skrzydło pomocy zajął Bakar, zaś cała reszta przez wpadkę ze zgłoszeniami do rozgrywek pozostała wis a wis rundy wiosennej 2020/2021.

 

Czułem się mocno pokrzepiony, gdy na Nuevo Vallecas szybko okazało się, że nawiązaliśmy ze słynną Barceloną dziarską walkę bez kompleksów, w ogóle nie przejmujemy się klasą rywala, ani głośnymi nazwiskami, a długimi fragmentami byliśmy zauważalnie lepsi od faworytów do mistrzostwa. Graliśmy dobrze. Więcej, graliśmy cholernie dobrze. Generalnie Blaugrana uciekałaby z piskiem z Madrytu jako najbardziej upokorzona drużyna pierwszej kolejki, gdyby tylko w parze z dobrą grą w polu poszła skuteczność, której porażający brak w tym spotkaniu okazał się naszą zgubą. W 4. minucie prawą stroną rozpędził się Bakar i posłał centrę na środek pola karnego, tam obrońcy Barcelony wpadli w popłoch i nie potrafili wybić piłki, a mający mnóstwo swobody Coelho dopadł bezpańskiej futbolówki i powinno być 1:0, ale uderzenie Portugalczyka wpadło w ręce Szaliapina. I był to nasz jedyny celny strzał na bramkę gości, jaki udało nam się dzisiaj oddać...

 

Pozostałe osiem było uderzeniami na wiwat, a najbardziej zęby bolały mnie przy pudłach Rivasa (piłkę złapał kibic na dziesiątym rzędzie trybuny za bramką po strzale z 12 metrów) i López Lópeza, który uwolnił się spod opieki obrońcy i opanował futbolówkę będąc sam przed Szaliapinem tylko po to, by posłać ją łagodnym łukiem nad poprzeczką. Było to już w drugiej połowie, i jeśli mam być szczery, to po spartaczonej sytuacji Manuela tylko czekałem na przypadkowego zwycięskiego gola dla Barcelony.

 

I znowu okazało się, że co jak co, ale prawa rządzę futbolem znam na wskroś od podszewki. W 73. minucie po jednym z naszych dośrodkowań Szaliapin złapał piłkę, rozejrzał się i daleko ją wyekspediował, a William, który w tym momencie pozbawił się miejsca w wyjściowej jedenastce, pozwolił Ghiottiemu wyjść sam na sam z López Gómezem i zapewnić Blaugranie nie do końca zasłużone trzy punkty. Już pod koniec poprzedniego sezonu ostrzegałem Brazylijczyka, że nie będę dłużej tolerował tego typu numerów, a skoro on nic sobie z tego nie zrobił, będzie grzał ławę. Na swoje własne życzenie.

04.09.2021, Estadio Nuevo Vallecas Teresa Rivero, Madryt, widzów: 43 824

PD (1/38) Rayo Vallecano [–] – FC Barcelona [–] 0:1 (0:0)

 

73' S. Ghiotti 0:1

 

Rayo Vallecano: A.López Gómez 6 – Rocha 6, William 7, N.Besagno 7, M.James 6 – S.Bakar 6, M.Maldonado 7, Coelho 6, D.Barragán 7 – M.López López (71' J.Arias 6), L.Caicedo 6 (46' Ó.Rivas 6)

 

GM: Maurizio Parisi (O L, FC Barcelona) - 7

Odnośnik do komentarza
Doszło bowiem do tego, że moja taka sobie znajomość hiszpańskiego w postaci pisanej, jaką posiadłem po zamieszkaniu w Madrycie sprawiła, że pod koniec sierpnia prośba z ZPN-u o zgłoszenie listy numerów na ten sezon okazała się nie być listą numerów, a listą zgłoszeń do rozgrywek Primera División. Oczywiście nie zdziwiło mnie, że liczba dostępnych numerów zaczynała się od 1, a kończyła już na 25, skądże.

:ściana: :ściana: :ściana: Jestem pod wrażeniem ;D to jest niezły wyczyn!

Odnośnik do komentarza

Taaaa :> W Niemczech też było coś takiego, jak zgłaszanie listy numerów, ale kiedy jakiemuś zawodnikowi nie nadało się numeru, można było to zrobić w dniu meczu, gdy uwzględniało się go w meczowej osiemnastce. Byłem święcie przekonany, że w Hiszpanii będzie tak samo. No ale teraz po raz pierwszy w dziejach gram w Hiszpanii :/ Tak samo, jak na początku opka nigdy wcześniej nie grywałem w Austrii.

Odnośnik do komentarza

Jakby mało było tego, że przez jeden jedyny błąd Williama przegraliśmy z Barceloną, choć wcale przegrać nie musieliśmy, to jeszcze w szatni po meczu szybciutko podszedł do mnie szef naszych fizjoterapeutów i powiedział, że na jego oko wygląda na to, że López Gómez ma wybity palec i powinien przynajmniej przez parę dni odpocząć od treningów.

 

 

A Antonio byłby nam bardzo potrzebny, bo terminarz nas nie oszczędzał i już po tygodniu musieliśmy przejechać się kawałeczek do jednej z sąsiednich dzielnic Madrytu, w której urzędowało Atlético, jeden z naszych dwóch śmiertelnych rywali w całej La Liga. Jak zawsze w przypadku Realu i Atlético do wyjazdu gotowa była jeszcze liczniejsza ekipa naszych kibiców, niż ma to miejsce zwykle, a w naszym autokarze miejsce po Williamie, który zgodnie z moją zapowiedzią powędrował na trybuny, zajął Montanari, zaś w bramce postanowiłem wystawić młodego Castro. Raz się żyje.

 

Dla odmiany tego niedzielnego wieczoru byliśmy strasznie zagubieni i rozkojarzeni, co momentalnie pozwoliło gospodarzom zepchnąć nas do rozpaczliwej defensywy. Zatem nim Castro zdołał się porządnie rozruszać, już musiał rzucić na szalę cały swój talent, byśmy przetrwali początkowe minuty, a życia wcale nie ułatwiała mu nasza defensywa, która swój kunszt pokazywała szczególnie przy stałych fragmentach. A jeden z nich sprokurował Montanari, który w 12. minucie dopuścił się faulu tuż przed narożnikiem pola karnego.

 

Soares!!! SOAREEEEEEES!!! – wrzeszczałem zza linii bocznej najgłośniej jak mogłem, wskazując moim zawodnikom stojącego przy krótkim słupku, pozbawionego wszelkiej opieki napastnika Atlético.

 

Wszystko na próżno, absolutnie nikt nie miał najmniejszego zamiaru podejść do Soaresa, więc Ruiz wrzucił mu gładziutko prosto na główkę, a Soares podskoczył leciutko i strącił piłkę do siatki. Myślałem, że za chwilę koszulę potargam. Jak można zostawić zawodnika bez opieki w promieniu paru ładnych metrów, i to przy samej bramce?!

 

Mijały minuty, a my nadal szybko rezygnowaliśmy z walki o piłki, niecelnie podawaliśmy i byliśmy strasznie powolni. Pachniało drugim golem dla Atlético, a momentami nie był to zwykły zapach, a wręcz odrażający fetor. Z czasem jednak zaczęło się przewietrzać, gdyż w końcu otrząsnęliśmy się i coraz częściej zapuszczaliśmy się pod bramkę Venturego. W 36. minucie po rozegraniu Coelho lewym skrzydłem popędził Barragán, przedryblował dwóch rywali i podjął próbę dośrodkowania, które w ostatniej chwili nogą podbił blokujący go Fernández García, a interwencja stopera gospodarzy była na tyle niefortunna, że opadająca ku bramce piłka wpadła Venturiemu za kołnierz i ten samobójczy gol dał nam wyrównanie.

 

Teraz złapaliśmy wiatr w żagle i zaczęliśmy regularnie nękać Atlético obiecującymi akcjami. W 43. minucie Caicedo zdołał wyjść sam na sam z Venturim, ale z nóg chamsko zwalił go Bühler, który nam podarował rzut karny, a swojej drużynie grę w dziesięciu. Jedenastkę na gola po chwili nerwówki zamienił Barragán, i nagle to my znaleźliśmy się w górującej pozycji.

 

Mimo to w szatni przede wszystkim apelowałem o ostrożność i raczej cierpliwe szukanie okazji, aniżeli podniecanie się grą w przewadze i nierozsądne odsłanianie tyłów. Przed pierwszy kwadrans drugiej połowy graliśmy więc spokojniej i bardziej zachowawczo, aż w końcu skonstatowaliśmy, że z Atlético zeszło powietrze, więc nie pozostało nam nic innego, jak iść i wykończyć odwiecznego rywala. W 61. minucie zupełnie wbrew temu, co działo się na początku spotkania, rozpoczął się sukcesywny exodus z trybun fanów w czerwonych barwach, a ci, którzy zdecydowali się pozostać, omal nie wywołali zamieszek.

 

Zaczęło się od wywalczonego przez nas rzutu rożnego. Dośrodkował Bakar, rywale nieudolnie wybili piłkę, przeklepaliśmy kilka podań dokoła pola karnego, Besagno zacentrował z lewej strony i... Dias zagrał futbolówkę ręką! Do drugiego rzutu karnego znów podszedł najlepszy tego wieczoru na boisku Barragán i po raz drugi silnym strzałem przy słupku nie dał Venturiemu najmniejszych szans. W końcówce trybuny były już mocno opustoszałe, tak że słychać było już tylko radosne ryki i śpiewy kilku tysięcy kibiców, którzy podjechali dziś z Villca de Vallecas. A Teresa Rivero kolejny raz mogła czerpać radość z dokopania lokalnemu rywalowi. Moriente nie inaczej; wyśmienita flaszka, jaką postawił z okazji pokonania Atlético na jego własnym obiekcie była świetnym zwieńczeniem udanego dnia.

 

12.09.2021, Estadio Vicente Calderón, Madryt, widzów: 54 806

PD (2/38) Atlético Madryt [10.] – Rayo Vallecano [16.] 1:3 (1:2)

 

12' Soares 1:0

36' J. Fernández García 1:1 sam.

43' A. Bühler (AM) czrw.k.

44' D. Barragán 1:2 rz.k.

61' D. Barragán 1:3 rz.k.

 

Rayo Vallecano: Castro 8 – Rocha 8, P.Montanari 8, N.Besagno 8, M.James 5 – S.Bakar 7 (82' J.Arias 6), M.Maldonado 8, Coelho 7 (72' A.Ballesteros 7), D.Barragán 9 – M.López López 7 (46' Ó.Rivas 7), L.Caicedo 8

 

GM: David Barragán (OP PL, N, Rayo Vallecano) - 9

Odnośnik do komentarza

Radość z usadzenia Atlético przetrwała tydzień, czyli do pierwszego prawdziwie wyjazdowego spotkania tego sezonu z mistrzem Hiszpanii Valencią, która na koniec poprzedniej kampanii strąciła z tronu Deportivo. Czułem, że na Estadio Mestalla nic dobrego nas nie czeka, nawet pomimo faktu, że do bramki powrócił López Gómez, ale znowuż w zamian z urazem stopy ze składu wypadł López López i musiał zastąpić go Rivas. Na ławkę z kolei wyciągnąłem z rezerw 18-letniego Cabello.

 

Nie ma co się przesadnie rozdrabniać nad tym, co działo się w Walencji. Byliśmy po prostu drużyną o klasę lub dwie gorszą, a nim mecz zdążył dobrze się rozpocząć, już przegrywaliśmy, kiedy w 5. minucie Rivas stracił piłkę, Los Ches wyszły z kontrą, Montanari krył na radar D'Angelo i było 0:1. Dziesięć minut później było już po wszystkim; znów popisaliśmy się przy stałym fragmencie gry, tym razem z prawej strony dośrodkowywał Ruz, a w walce o górną piłkę z Agirre ciała dał James, który nawiasem przybliżył się dziś do ławki rezerwowych, zresztą niedługo później zdjąłem go z boiska.

 

W konfrontacji z Valencią przekonaliśmy się brutalnie na własnej skórze, ile ciężkiej pracy i wylanego potu jeszcze przed nami, zanim osiągniemy zbliżony do Valencii poziom, czyli taki, który uprawniałby nas do walki o czołówkę Primera División. Pod każdym względem byliśmy słabsi, wolniejsi, gorzej zorganizowani, po prostu gorsi, a do przerwy żaden z moich zawodników nie zasługiwał na jakiekolwiek wyróżnienie. W 31. minucie wobec tego trzecim golem dobił nas Bonetti po następnej wrzutce Ruza (tym razem sprawę zawalił Besagno) z rzutu wolnego. Po małej wizycie na terenie mistrza Hiszpanii powróciliśmy w dolne rejony tabeli, a druga połowa odbyła się.

19.09.2021, Estadio Mestalla, Walencja, widzów: 53 426

PD (3/38) Valencia [3.] – Rayo Vallecano [10.] 3:0 (3:0)

 

5' F. D'Angelo 1:0

15' M. Agirre 2:0

31' D. Bonetti 3:0

 

Rayo Vallecano: A.López Gómez 8 – Rocha 7, P.Montanari 7, N.Besagno ŻK 7, M.James 6 (15' F.Fernández García 7) – S.Bakar ŻK 7, M.Maldonado 7, Coelho 7, D.Barragán 7 – Ó.Rivas 6 (46' F.Cabello 7), L.Caicedo ŻK 7 (77' G.Tomassi 7)

 

GM: Matteo Franchi (O LŚ, Valencia) - 8

Odnośnik do komentarza

Szansy odkucia się po kapitulanckiej, zakończonej gładką porażką grze w Walencji upatrywałem w meczu z Sevillą, która w obecnych czasach jedynie nazwę miała groźną, bo na boisku już nie była aż tak silną drużyną, jak jeszcze kilka lat temu. W każdym razie nie sądziłem, by miała być dużo silniejsza od nas i można było pokusić się o dobry wynik. By spróbować jakoś zaradzić coraz gorzej rysującej się sytuacji w obronie, która nieuchronnie zmierzała do kontynuacji cyrków na kółkach z Gratkorn, Avellino i Osnabrücku, odsunąłem na ławkę beznadziejnego Jamesa, na lewą flankę przemieściłem Montanarego, a środek uzupełnił już teraz zaczynający się dopowiadać o grę Bartoluccego.

 

Zmiany oczywiście gówno dały, bo znowu zaczęliśmy tradycyjnie, czyli od straconego w pierwszych minutach gola, do tego tym razem w pożałowania godnym stylu. W 8. minucie miałem ochotę wbiec na boisko i zatrzasnąć Besagno z Bartoluccim, kiedy Prieto wybił piłkę w pole, a dwójka tych błaznów wysunęła się do przodu puszczając Marcina Pawlaka sam na sam, tak że mój reprezentacyjny napastnik musiał tylko przebiec samotnie pół boiska, objechać López Gómeza i wklepać piłkę do pustej bramki. Dawno już nie czułem takiej rządy mordu, jak dziś. Znowu graliśmy jak ostatnie sieroty, nie potrafiąc wypracować choćby jednej sytuacji strzeleckiej, a w środku pola roiło się od strat. Momentami graliśmy nawet gorzej, niż pod koniec poprzedniego sezonu, co było wprost niewiarygodne.

 

Po półgodzinie zaczęło mi się szczerze odechciewać nie tyle samej pracy z Rayo, co po prostu trudnienia się piłką klubową. Podczas gdy nadal nie zdołaliśmy jeszcze oddać ani jednego strzału w kierunku bramki Sevilli, Besagno wyrzekł się swojego doświadczenia i niczym junior wyszedł do zawodnika przy piłce, zostawiając za sobą czekającego na podanie Talesa, który trzy sekundy później podwyższył na 0:2.

 

Suszarka w szatni odniosła taki skutek, że tuż po rozpoczęciu drugiej połowy Coelho jak skończony szmaciarz zgubił piłkę na środku boiska, Sevilla wyprowadziła szybką kontrę, a losy meczu golem na 0:3 rozstrzygnął Goñi. Teraz czułem się już nie wściekły, nie zażenowany (no, może trochę), ale najzwyczajniej w świecie bezradny, wyczerpany z wszelkiej motywacji i w głowie zakiełkowała mi myśl, by wycofać się całkowicie z piłki klubowej i w pełni poświęcić reprezentacji. I nie zmieniło tego nawet nasze przebudzenie na kwadrans przed końcem, które było tylko łabędzim śpiewem. W 74. minucie po akcji lewą stroną w pole karne wbiegł przesunięty do ataku Bakar i, oczywiście na raty, pokonał Bruno, zaś w doliczonym czasie goście chyba trochę nas zlekceważyli, bowiem w obronie zachowali się zupełnie jak my, młodziutki rezerwista Cabello elegancko zgasił wrzutkę Bartolucciego i uderzeniem obok wychodzącego z bramki Bruno zdobył kontaktowego gola.

 

Na wyrównanie zabrakło nam czasu (trzeba było obudzić się wcześniej, a najlepiej w pierwszej minucie meczu!), oleju w głowie, zdecydowania i zgrania. 2:3 wyglądało lepiej, niż 0:3, ale nie zmieniało to faktu, że skończyliśmy bez punktów, a w czterech rozegranych dotąd meczach zdobyliśmy ich zaledwie trzy, podczas gdy przed sezonem zakładałem co najmniej siedem.

22.09.2021, Estadio Nuevo Vallecas Teresa Rivero, Madryt, widzów: 43 896

PD (4/38) Rayo Vallecano [13.] – Sevilla [6.] 2:3 (0:2)

 

8' M. Pawlak 0:1

30' Tales 0:2

46' J. Goñi 0:3

74' S. Bakar 1:3

90+2' F. Cabello 2:3

 

Rayo Vallecano: A.López Gómez 6 – Rocha 6, G. Bartolucci 7, N.Besagno ŻK 7, P.Montanari 7 – S.Bakar 7, M.Maldonado 7, Coelho 7 (47' A.Ballesteros 7), D.Barragán 7 – Ó.Rivas 6 (74' F.Cabello 7), L.Caicedo 6 (46' J.Arias 6)

 

GM: Javier Goñi (OP L, N, Sevilla) - 8

Odnośnik do komentarza

Jak dobrze, że mam jeszcze reprezentację – pomyślałem, obserwując polskie media sportowe, w których obecnie tematem numer jeden są eliminacje do Mistrzostw Świata 2022 i decydujące spotkania z Gruzją i Finlandią. Cały naród oczekiwał w zniecierpliwieniu postawienia kropki nad "i", jakim będzie komplet zwycięstw i przypieczętowanie bezpośredniego awansu na mundial w Portugalii, a także zobaczenia po raz kolejny Orłów Ralfa w akcji.

 

Po nie najlepszym występie na Wembley pozwoliliśmy Anglii zrównać się z nami w punktacji, tak więc teraz zwyczajnie nie było miejsca na najdrobniejsze potknięcia. Bardzo dobrze więc się stało, że wszyscy kadrowicze byli zdrowi, dzięki czemu mogłem powołać najlepszych moim zdaniem piłkarzy, jakimi obecnie dysponowała Polska. Już za parę dni będzie gorąco.

 

Bramkarze:
– Michał Górka (29 l., BR, Wisła Kraków, 61/0);

– Michał Piotrowski (25 l., BR, Hearts, 5/0);
– Marek Wróbel (29 l., BR, Legia Warszawa, 3/0).

 

Obrońcy:
– Andrzej Brzeziński (24 l., O PŚ, AJ Auxerre, 23/1);
– Dariusz Fornalik (30 l., O L, Ajax Amsterdam, 63/0);
– Mateusz Machnikowski (24 l., O LŚ, P L, Werder Brema, 54/7);
– Tomasz Woźniak (29 l., O LŚ, OP LŚ, N, VfL Osnabrück, 81/8);
– Artur Kowalczyk (30 l., O Ś, Liverpool, 80/15);
– Marcin Kowalik (23 l., O Ś, Betis Sewilla, 12/1);
– Marcin Piotrowski (31 l., O Ś, Bayern Monachium, 107/2);
– Tomasz Konieczny (20 l., O Ś, DP, Gillingham, 9/0 U-21);
– Zbigniew Pawłowski (22 l., O/DBP L, DP, P L, SpVgg Greuther Fürth, 12/0);

– Krzysztof Wróblewski (27 l., O/P P, Le Havre, 36/3).

 

Pomocnicy:
– Tomasz Lemanowicz (22 l., DBP/OP P, Wisła Kraków, 14/1);
– Maciej Kwiatkowski (29 l., DP, Betis Sewilla, 78/12);
– Rafał Piątek (25 l., DP, Southampton, 41/9);
– Grzegorz Owczarek (29 l., P Ś, Osasuna, 39/13);
– Maciej Brodecki (26 l., OP PŚ, Leeds United, 78/8);

– Piotr Szymański (29 l., OP Ś, Real Madryt, 93/33).

 

Napastnicy:
– Krzysztof Malinowski (28 l., N, Rubin Kazań, 4/2);
– Tomasz Adamczyk (27 l., N, AC Milan, 82/81);
– Grzegorz Gorząd (25 l., N, Rayo Vallecano, 35/27);
– Zoran Halilović (24 l., N, VfL Osnabrück, 31/23);
– Marcin Pawlak (24 l., N, Sevilla, 45/21);
– Łukasz Socha (24 l., N, Rosenborg, 17/12).

Odnośnik do komentarza

Chciałbym pojechać do Chorzowa na zgrupowanie przed wylotem do Tbilisi od razu, ale niestety najpierw Rayo czekał wyjazdowy mecz na Majorce, gdzie miałem jeszcze bardziej spieprzyć sobie humor. Błyskawiczne staczanie się w tabeli skłoniło mnie do tego, by jednak pójść za radą Mauro Silvy i uwzględnić jego wskazówki odnośnie wyjściowej jedenastki. Postanowiłem przede wszystkim dać szansę w obronie Fernández Garcíi, w środku pola Julio Serrano, a na prawym skrzydle Ariasowi w miejsce Bakara, którego przesunąłem do ataku, gdzie zagrać miał do pary z Caicedo. Mauro prosił też, bym rozważył wystawienie na boku obrony Amarala, ale ten niestety nie doszedł jeszcze do siebie po kontuzji i z musu musiałem kolejny raz postawić na Rochę.

 

I to właśnie Brazylijczykowi miałem ochotę urwać łeb jako pierwszemu. Musimy, po prostu, k***a, musimy obowiązkowo tracić w tym sezonie bramkę w pierwszym kwadransie. Musimy! W 14. minucie pieprzony Rocha najpierw zostawił za sobą niekrytego Gallardo, a następnie w kompletnym odmóżdżeniu swojego tępego śniadego łba wyciął go w polu karnym, co pozwoliło Solerowi pokonać López Gómeza z jedenastu metrów. Ciśnienie miałem podniesione do dwustu, a to był dopiero początek naszych popisów.

 

Przez następne 78. minut moje pizdeczki robiły wszystko, by przypadkiem nie umieścić piłki w siatce Mallorki. W 23. minucie Caicedo przedryblował obrońcę po to, by posłać piłkę w trybuny, chwilę później po świetnej wrzutce Barragána niepilnowany Ballesteros z dziesięciu metrów przeniósł futbolówkę nad poprzeczką, a w 29. minucie Caicedo główkował prosto do rąk Ferrariego. A w 40. minucie...

 

...W 40. minucie Ekwadorczyk rozwścieczył mnie tak, że być może przebił nawet Rochę z 14. minuty. Wtedy bowiem rzut karny podarował nam David Serrano, piłkę na jedenastym metrze ustawił Caicedo, który następnie najpierw kopnął beznadziejną szmatę w środek bramki, a gdy Ferrari wypluł futbolówkę przed siebie, Caicedo niezwłocznie poprawił soczystą bombą prosto w bramkarza Mallorki, po czym piłka uciekła do boku i było po akcji. "Ty pieprzona pokrako, już nigdy nie pozwolę ci podejść do jedenastki!!!", ryczałem wściekle zza linii bocznej, ale zmarnowanej 200-procentowej szansy na gola nam to nie wróciło.

 

W szatni zostali beznadziejni Rocha i Caicedo, ale ich zmiennicy wcale nie byli lepsi. A przynajmniej zmieniający Ekwadroczyka młody Cabello, który dochodził do niezłych sytuacji strzeleckich, ale bramka musiałaby mieć wymiary 30x70, by zdobył choć jednego gola. To samo tyczyło się w zasadzie szmaciarza Bakara, dla którego pięć metrów to nadal zbyt duża odległość, by oddać celny strzał. Byłem już przekonany, że skończy się frajerską porażką 0:1, kiedy w 88. minucie zdarzył się prawdziwy cud, gdy ładnego crossa zagrał Ballesteros, a wbiegającemu Barragánowi chyba nikt nie powiedział, że nie wolno nam krzywdzić Mallorki, i David jako jedyny posiadający jaja i rozum wyrównał na 1:1.

 

Tak czy inaczej po zaledwie pięciu kolejkach znaleźliśmy się w ogonie ligowej tabeli, czekała nas kolejna walka o utrzymanie, a ja po cichu zaczynałem liczyć na to, że wcześniej wyleje mnie nie grzesząca cierpliwością sędziwa Teresa Rivero i będę mógł w spokoju poświęcić się wyłącznie piłce reprezentacyjnej.

26.09.2021, Estadio Son Moix, Palma de Mallorca, widzów: 28 090

PD (5/38) Mallorca [12.] – Rayo Vallecano [13.] 1:1 (1:0)

 

14' J. Soler 1:0 rz.k.

40' L. Caicedo (RV) nw.rz.k.

88' D. Barragán 1:1

 

Rayo Vallecano: A.López Gómez 8 – Rocha ŻK 6 (46' M.James 7), F.Fernández García 8, N.Besagno 7, P.Montanari 8 – J.Arias 7, A.Ballesteros 8, J.Serrano 7, D.Barragán 9 – L.Caicedo 6 (46' F.Cabello 7), S.Bakar ŻK 6 (66' Ó.Rivas 7)

 

GM: David Barragán (OP PL, N, Rayo Vallecano) - 9

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...