Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Otoczony gromadą nowo poznanych współpracowników uznałem, że Sergio zasłużył na parę godzin wolnego czasu, toteż powiedziałem mu, że zadzwonię, gdy będę go potrzebował. Następnie wraz ze sztabem szkoleniowym i Moriente udaliśmy się na spotkanie z piłkarzami, na którym mieli stawić się także gracze kontuzjowani. Po drodze zbierałem informacje od trenerów i mojego asystenta Mauro Silvy odnośnie kadry i atmosfery panującej w szatni, tak więc z góry wiedziałem, że drużynę będę musiał wyciągać nie tylko ze sportowego dołka, ale również z niezbyt wesołymi nastrojami związanymi z nie najlepszą grą Rayo w Primera División.

 

Owacje, jakie odziani w dresy w biało-czerwonych barwach Rayo piłkarze zgotowali mi sekundę po tym, jak zmaterializowałem się w sali, mogły przeczyć temu, o czym zapewniał mnie Mauro, ale nie miałem wątpliwości; czekało mnie sporo pracy, by postawić tych chłopaków na mentalne i sportowe nogi.

 

Gdy owacje ucichły, zabrałem się za wygłoszenie powitalnego przemówienia. Odpuściłem sobie utarte, oklepane frazesy o równych szansach i bzdetach na temat "czystych kart". Postanowiłem skoncentrować się na tym, co do tej pory było bolączką w prowadzonych przeze mnie klubach.

 

– Słuchajcie, nie mam pojęcia, jak prowadził was wcześniejszy menedżer. Nie znałem go osobiście, wiem natomiast, jak spisywali się moi wcześniejsi podopieczni, których poznawałem bardzo dobrze. Wiece, co najbardziej cenię w futbolu? – spytałem. – Profesjonalizm, zaufanie okazywane trenerowi i wiara, że to, co mówi, ma sens, a nie bierze się z nieba. Czego nie znoszę? Zabawowego podejścia do swoich obowiązków, kładzenia lachy na wytyczne taktyczne i braku chęci do samodoskonalenia się. Niestety wiele z tych negatywnych cech posiadali piłkarze, których trenowałem przed przybyciem do Madrytu, do was. Potrafię zrozumieć, że ktoś może mieć słabszą formę, tak jak i mi może się trafić okres, gdy będę bez humoru i trudno będzie się ze mną dogadać. Potrafię to zrozumieć, ale tylko pod warunkiem, że będę widział, iż staracie się do tej formy wrócić, a nawet uzyskać jeszcze lepszą, niż przed załamaniem.

 

Podczas przemawiania do zgromadzonych rozglądałem się uważnie po piłkarzach. Dominowali tu Hiszpanie, ale było też paru Brazylijczyków i przedstawicieli Ameryki Południowej.

 

– Cechy, które cenię, znalazłem w reprezentacji Polski – rzekłem, a po sali rozniósł się pomruk uznania; Polska była aktualnie w gronie reprezentacyjnych potęg, a teraz moi nowi podopieczni mieli przed sobą człowieka, który był za to odpowiedzialny. – Moi kadrowicze właściwie od samego początku mojej kadencji, czyli już przeszło dziesięć lat, są gotowi skoczyć za mną w ogień i robią dokładnie to, co mówię. Na samym początku byliśmy dopiero w siódmej dziesiątce rankingu FIFA, a za sobą skopane efektownie eliminacje do mundialu w RPA. Natomiast od czasu, jak zostałem mianowany selekcjonerem, regularnie pięliśmy się w górę, aż w 2014 roku osiągnęliśmy to, co wcześniej wydawało się zdecydowanie niemożliwe, i to, czego się wspólnie dorobiliśmy, trwa do dzisiaj. Powiem wam jedno – jeżeli i wy w pełni mi zaufacie, jesteśmy w stanie zrobić to samo na klubowym pułapie.

 

Gdy zakończyłem swoją przemowę, poinformowałem, że za dwie godziny widzimy się wszyscy w centrum treningowym, gdzie już od dziś zaczniemy naszą wspólną drogę ku budowie nowego, lepszego Rayo Vallecano.

Odnośnik do komentarza

Zgodnie z zapowiedzią już dwie godziny później wszyscy byliśmy zwarci i gotowi w centrum treningowym i zaczęliśmy zajęcia. Już teraz zacząłem wprowadzać swój harmonogram, by piłkarze jak najszybciej zaczęli się przygotowywać do nowego rytmu pracy. W miarę upływu czasu zaczął mi się kształtować w głowie wstępny obraz tego, jaki zespół mam pod swoimi skrzydłami; od razu zacząłem też przyglądać się, na jakich pozycjach szczególnie potrzebne będą wzmocnienia i dublerzy.

 

 

Bramkarze:

– Antonio López Gómez (25 l., BR, Hiszpania; 10/0 U-21) – 3 s. (kontuzjowany)

------

– Eduardo Mendoza (28 l., BR, Hiszpania; U-19) – zespół rezerw – 8 s.

– Carlos Romero (21 l., BR, Hiszpania; 7/0 U-21) – zespół rezerw – 2 s.

 

Ku mojemu olbrzymiemu zdumieniu w kadrze pierwszego zespołu był tylko jeden bramkarz w osobie López Gómeza, i do tego kontuzjowany, toteż czym prędzej wyciągnąłem z rezerw Mendozę z Romero, zawołałem ich na boisko treningowe i nakazałem trenować wraz ze składem A. López Gómez był niekwestionowanym numerem jeden w bramce Rayo i liczyłem na to, że po skończonej rekonwalescencji będzie spisywał się nienagannie, zaś teraz, pod jego nieobecność, do obsady bramki przymierzałem Carlosa Romero, który przekonał mnie do siebie bardziej, aniżeli niezadowolony z braku gry Mendoza; najwyraźniej nie bez powodu okupował trybuny, ale nie wykluczałem, że i on dostanie swoją szansę, jeżeli tylko będę mógł sobie pozwolić na eksperymenty.

 

 

Prawi obrońcy:

– Armando (36 l., O PŚ, DP, P P, Hiszpania) – 10 s.

– Amaral (33 l., O/DBP/P P, Brazylia; 16/1) – 3 s.

 

Prawych obrońców w zespole miałem zaledwie dwóch, ponadto ich metryki nie sprawiały najlepszego wrażenia. Niezniszczalny Armando był weteranem Rayo i hiszpańskich boisk w ogóle, ale nasza współpraca miała potrwać tylko pół roku, gdyż po sezonie miał zamiar zakończyć karierę, od czego nie zamierzałem go odwodzić. Amaral z kolei był znakomitym graczem, wielokrotnym reprezentantem Brazylii, który dotąd twardo opierał się przybywającym latom i nadal stanowił podporę prawej flanki; i u mnie na chwilę obecną miał pewne miejsce w podstawowym składzie. Nie miałem jednak wątpliwości, że będę potrzebował wzmocnić i odmłodzić tę pozycję.

 

 

Środkowi obrońcy:

– Gonzalo Bravo (22 l., O Ś, Hiszpania; 10/0 U-21) – 4 s.

– Francisco Fernández García (25 l., O Ś, Hiszpania) – 3 s.

– Emiliano Piacentini (22 l., O Ś, Hiszpania; 3/0 U-21) – 2 s.

– William (19 l., O Ś, Brazylia) – 2 s. (kontuzjowany)

– Óscar Herrera (23 l., O Ś, DP, Hiszpania; 10/0 U-21) – 6 s. – transfer do Atlético

– Raúl Albiol (35 l., O Ś, DP, Hiszpania; 8/1 U/21) – 3 s.

------

– Lucas Galdino (30 l., O Ś, Brazylia) – zespół rezerw – 3 s.

 

Stoperów nie miałem najgorszych, na miejsce w wyjściowej jedenastce na mój debiut bardzo duże szanse miał przede wszystkim Fernández García, który podobno w tym sezonie spisywał się rewelacyjnie na środku defensywy. Drugim pewniakiem wydawał mi się Piacentini, który również bardzo zadowolił mnie swoją postawą na treningu. Pozostali mieli jeszcze czas, by pokazać mi, że mogą dać coś temu klubowi, Albiol natomiast rozważał już o emeryturze, zaś Herrera myślami był już u naszego rywala zza miedzy, dokąd miał się przenieść już za trzy dni, pierwszego stycznia. Po pewnym namyśle postanowiłem wyciągnąć z drużyny rezerw Lucasa Galdino, a nóż okaże się, że mój poprzednik go nie doceniał.

 

 

Lewi obrońcy:

– Dieyson (32 l., O/DBP L, Brazylia; 15/1 U-21) – 7 s.

------

– Hamíilton de Melo (19 l., O L, Brazylia) – zespół rezerw – 2 s.

 

Na lewej flance sytuacja była niemal identyczna, co na prawej, tyle, że tu było troszkę gorzej. Dieyson z pewnością był klasowym zawodnikiem, lecz Mauro poinformował mnie, że w rundzie jesiennej był w kiepskiej formie. Wyjścia nie miałem, jak tylko mianować go podstawowym lewym obrońcą, ponieważ wyciągnięty pośpiesznie z rezerw de Melo nie był jeszcze gotowy do gry w pierwszym zespole. Znalezienie najlepiej dwóch dobrych lewych obrońców było do tej pory drugim z moich priorytetów transferowych.

Odnośnik do komentarza

Prawi skrzydłowi:

– Fernando Casado (22 l., P P, Hiszpania) – wychowanek, 2 s.

– Jorge Arias (23 l., OP PŚ, Hiszpania) – wychowanek

– Óscar Vega (20 l., OP PL, Hiszpania) – wychowanek, 1 s.

------

– Daniel Reina (19 l., P P, Hiszpania; U-19) – zespół rezerw – wychowanek

 

Na prawym skrzydle do dyspozycji miałem samych wychowanków, z których tylko Arias i Reina spędzili w klubie całą swoją dotychczasową karierę. Szału wśród nich nie było, ale też coś tam umieli, niemniej jednak na chwilę obecną żadnego z nich nie mogłem określić gwiazdą Rayo. Miałem zamiar bacznie przyglądać się Reinie, którego być może z biegiem czasu przesunę do pierwszego zespołu.

 

 

Środkowi i defensywni pomocnicy:

– Coelho (24 l., DP, Portugalia; 13/1 U-21) – 3 s.

– Manuel Maldonado (24 l., DP. Hiszpania; 5/0 U-21) – wypożyczony z Valencii (kontuzjowany)

– Rubén Rayos (33 l., P Ś, Hiszpania) – 10 s.

– Julio Serrano (28 l., P Ś, Hiszpania; 9/0 U-21) – 1 s.

– Alberto Ballesteros (29 l., OP Ś, Hiszpania; U-19) – 3 s.

– Pablo de Lucas (34 l., OP Ś, Hiszpania; 1/0 U-21) – 1 s.

– Jerônimo (34 l., OP Ś, Brazylia; 19/2) – wypożyczony z Betisu Sewilla

– Hiroshi Yamada (28 l., OP Ś, Japonia; 52/6) – 3 s.

------

– Jesús Ángel Márquez (20 l., P Ś, Hiszpania) – zespół rezerw – wychowanek

– Hicham Regragui (31 l., P Ś, Maroko; 45/1) – zespół rezerw – 7 s.

– Segio Ros (29 l., P Ś, Hiszpania; U-19) – zespół rezerw – 3 s.

– Jorge Vásquez (27 l., P Ś, Peru; 69/1) – zespół rezerw – 3 s.

 

W kwestii obsady środka pola miałem w kim wybierać, tak że od samego początku spadł na mnie spory dylemat. Dwójka młodszych graczy w osobach Coelho i Maldonado miała papiery na grę, a Manuela wręcz bardzo chętnie ściągnąłbym do klubu na stałe. Latem przez mojego poprzednika do Rayo sprowadzony został 34-letni Pablo de Lucas, który z pozoru sprawiał wrażenie kogoś, kto najlepsze lata miał za sobą. Nic bardziej mylnego! Doświadczony pomocnik harował na treningu za dwóch i pokazał się z jak najlepszej strony, a nawet mój asystent był zdania, że jego doświadczenie jest dla klubu bezcenne. Kompletnie nie rozumiałem natomiast celu wypożyczenia z Betisu Jerônimo, gdyż nasi obecni zawodnicy wcale nie byli od niego gorsi, a może nawet przeciwnie; Mauro był dokładnie tego samego zdania. Japończyka Yamadę kojarzyłem jeszcze z Mistrzostw Świata 2014, gdy graliśmy swój inauguracyjny mecz w Rzymie, i wyglądał na bardzo dobrego piłkarza, tyle że i w jego przypadku Mauro zaznaczył, że Hiroshi był w tym sezonie w marnej formie. Pozostali pomocnicy, zwłaszcza Serrano, mogli z optymizmem zapatrywać się na swoją przyszłość w zespole.

 

 

Lewi skrzydłowi:

– Gianluca Tommasi (27 l., DBP/P L, Hiszpania; 12/0 U-21) – 1 s.

 

Sprowadzony latem naturalizowany Włoch Gianluca Tommasi był świetnym lewoskrzydłowym, którego na dziś dużym atutem było to, że dotychczas wypracował sobie wysoką formę, toteż z miejsca mógł być pewny miejsca na lewej stronie pomocy. W razie konieczności mogłem przesunąć tu Óscara Vegę lub Davida Barragána.

 

 

Napastnicy:

– David Barragán (20 l., OP PL, N, Hiszpania; U-19) – 1 s.

– Manuel López López (18 l., N, Hiszpania; U-19) – 1 s.

– Ador (35 l., N, Hiszpania) – 12 s.

– Luis Caicedo (24 l., N, Ekwador; 17/12) – 3 s.

– Pablo Gutiérrez (24 l., N, Urugwaj; 28/9) – wypożyczony z Realu Madryt

– Antonio Moya (19 l., N, Hiszpania) – 1 s.

– Óscar Rivas (28 l., N, Hiszpania) 6 s.

------

– Andrés Cabrera (28 l., N, Hiszpania) – zespół rezerw – 7 s.

– Raúl Fernández Fernández (19 l., N, Hiszpania) – zespół rezerw – wychowanek

 

Napastników dostałem pod swoją pieczę całkiem niezłych, nigdzie bym się takich nie powstydził, ale ciągle miałem wrażenie, że coś musi być nie tak, skoro najlepszym strzelcem Rayo był w tym sezonie... 18-letni Manuel López López z siedmioma bramkami na koncie, zaś inni dojrzali gracze, od których Manuel powinien się raczej uczyć, pozostawali w tej kwestii za nim. Pozostało mi wierzyć, że młodzian jest po prostu cudownym dzieckiem hiszpańskiej piłki i będziemy mieli z niego mnóstwo pociechy, a mi uda się pomóc takim graczon, jak Caicedo, czy Rivas wskoczyć w wysoką formę. Kolejnym transferowym nieporozumieniem mojego poprzednika było wypożyczenie z Realu Urugwajczyka Gutiérreza, który w niczym nie wzbijał się ponad naszych permanentnych zawodników. Kolejną z klubowych legend był Ador, niegdyś napastnik-killer, który zasuwał w Rayo już dwunasty sezon, ale niestety nie miał klubowi do zaoferowania już nic więcej. Ja natomiast jemu jak najbardziej, a będzie to posada w sztabie szkoleniowym, jeżeli Ador zdecyduje się zawiesić buty na kołku i będzie chciał kontynuować przygodę ze sportem jako szkoleniowiec.

 

Zdecydowałem jeszcze przesunąć do pierwszego zespołu Cabrerę, którego z nieznanych mi przyczyn do rezerw relegował mój poprzednik.

 

Po skończonych zajęciach wiedziałem już dużo więcej. Miałem pod sobą dobry zespół, który wymagał wyprowadzenia na prostą, oszlifowania i przywrócenia wiary we własne możliwości, która zaginęła gdzieś po drodze wraz z nadejściem spirali gorszych wyników. Liczyłem na to, że dostanie się pod moją opiekę wpłynie na skołatane nerwy piłkarzy kojąco i zmotywuje ich do odmienienia naszych losów, a czułem, że ich na to stać.

 

Ten dzień był zarazem ostatnim, jaki w Madrycie spędzić miała czwórka naszych scoutów. Już nazajutrz bowiem Santiago López uda się na półroczny objazd kraju w poszukiwaniu wzmocnień i zdolnych juniorów, Fernando León najbliższy rok na identycznych zasadach spędzi za oceanem, w Ameryce Południowej, Raúl będzie wiódł życie wędrowca w krajach Europy Środkowej, zaś Aleksiej Smiertin również na rok uda się w najbardziej sobie znane rejony, czyli na wschód Starego Kontynentu.

Odnośnik do komentarza

W nawale pracy w Rayo tylko w przelocie wyłapałem wiadomość, że z reprezentacją Polski jako aktualni mistrzowie świata na przyszłorocznym Pucharze Konfederacji zmierzymy się w grupie B z Arabią Saudyjską (35.), Włochami (4.) i Nową Zelandią (18.), tak więc nie tylko byliśmy faworytami w walce o półfinał, ale też szybko mogliśmy dostać w swoje łapy Włochów, by zrewanżować się im za finał Euro 2020.

 

 

Po zaledwie dwóch dniach intensywnych treningów przyszedł czas na mój debiut w roli szkoleniowca Rayo Vallecano. Zaleta była taka, że miał być to mecz w ramach piątej rundy Copa del Rey, a nie liga, z kolei potężny minus taki, że zderzyć mieliśmy się od razu z Deportivo, liderem Primera División, który w obecnej formie był nie do zatrzymania. Przed wejściem do autokaru, który miał nas zawieźć do A Coruñii, Moriente sprzedał mi symbolicznego kopa w cztery litery.

 

– Powodzenia, muchacho! – klepnął mnie w ramię. – Będziemy czekać ze starszą panią. I bez stresu, wiemy, z kim dziś gramy.

 

Moriente nie musiał mnie w ten sposób pokrzepiać, gdyż sam dobrze wiedziałem, że wskakując z marszu do gry o stawkę w samym środku dołu formy zespołu nie sposób było liczyć na piękną grę już po dwóch dniach, i to na boisku lidera La Liga. Polegałem wyłącznie na tym, co widziałem w centrum treningowym, więc w bramce wystawiłem Romero, skład obrony złożyłem dokładnie tak, jak przewidywałem, w środku pola postawiłem na doświadczenie de Lucasa i klasę Serrano, zaś w ataku po długim namyśle dałem szansę parze Caicedo - Rivas. Nie liczyłem na sukces w tym spotkaniu, ale miałem promyk nadziei, że nie będzie tak źle.

 

Jeżeli owy promyk się tlił, wystarczyło dziesięć minut, by zgasł. Deportivo momentalnie na nas usiadło i zepchnęło do defensywy, a ja w mgnieniu oka byłem już znacznie mądrzejszy, niż po dwóch dniach treningów. Już w 7. minucie Serrano stracił piłkę na środku boiska, gospodarze wymienili kilka podań, D'Auria oddał dość łatwy do obrony strzał z 25 metrów, ale rozkojarzony Romero spóźnił się z interwencją i piłka zatrzymała się dopiero w naszej bramce. Chwilę później było już po wszystkim, gdy Deportivo wznowiło grę z autu na nasze połowie, Jackson dośrodkował na jedenasty metr, De la Fuente uderzył, a Romero tym razem w ogóle nie interweniował i stojąc jak wryty jedynie biernie odprowadził piłkę wzrokiem do bramki. Kiepsko to wyglądało, ale po zdobyciu drugiej bramki gospodarze cofnęli się i zaczęli pilnować wyniku, co pozwoliło nam pograć trochę na ich połowie. W 13. minucie szczęście puściło nam ukradkiem oczko, gdy Quesada podłożył nogę Rivasowi we własnym polu karnym, dzięki czemu Dieyson z rzutu karnego zdobył pierwszą bramkę Los Vallecanos pod moją wodzą.

 

Wyglądało nawet, że gol kontaktowy tchnął w nas motywację do składniejszej gry, bo jeszcze przez kilkanaście minut toczyliśmy z faworyzowanymi gospodarzami wyrównaną walkę w środku pola. Niestety rzeczywistość dogoniła nas w 36. minucie, kiedy to Fernández García popełnił koszmarny błąd na środku obrony niepotrzebnie wychodząc na środek boiska do Garrido, a zostawiając za sobą niekrytego Prieto, który ruszył sam na sam z Romero i przywrócił Deportivo dwubramkową przewagę.

 

W szatni zdjąłem z boiska poobijanego Caicedo, który do tego był kompletnie niewidoczny, lecz wprowadzony zań López López nie pokazał niczego szczególnego, a drugi rezerwowy napastnik Barragán nie dotrwał do końca spotkania i w 81. minucie został zniesiony na noszach z potłuczoną golenią. Druga połowa była lepsza od pierwszej o tyle, że nie straciliśmy więcej bramek, aczkolwiek nie powiem, na ile wynikało to z pilnowania przewagi przez Deportivo, do tego wypracowaliśmy sobie kilka sytuacji, których nie potrafiliśmy jeszcze bezlitośnie zamieniać na gole. Mój debiut w Rayo na pewno nie będzie dniem, do którego chciałbym wracać pamięcią, ale wierzyłem, że z czasem będzie tylko lepiej. Niestety zanim będziemy mieli szansę na poprawienie morale jakimś zwycięstwem, będziemy musieli przeżyć jeszcze jeden łomot od Deportivo w rewanżu 6 stycznia.

30.12.2020, Estadio Riazor, A Coruña, widzów: 16 092

CdR 5R Deportivo [PD] – Rayo Vallecano [PD] 3:1 (3:1)

 

7' G. D'Auria 1:0

9' F. De la Fuente 2:0

13' Dieyson 2:1 rz.k.

36' J. Prieto 3:1

81' D. Barragán (RV) ktz.

 

Rayo Vallecano: C.Romero 7 – Amaral 6, E.Piacentini 7, F.Fernández García 7, Dieyson 7 – F.Casado 6, J.Serrano 7, P.de Lucas 7, G.Tommasi 8 – L.Caicedo 6 (46' M.López López 7), Ó.RIvas 6 (46' D.Barragán Ktz 6, 81' Armando 6)

 

GM: Jesús Prieto (OP/N Ś, Deportivo) - 8

Odnośnik do komentarza

Powróciwszy następnego dnia do Madrytu nie było wielkiego rozpaczania, nikt w końcu nie oczekiwał ode mnie cudów, a przynajmniej nie od razu. Teresa Rivero praktycznie ani słowem nie wspomniała o grze zespołu, czy przebiegu meczu. Bardziej interesowały ją moje wrażenia z pierwszego wyjazdu z Rayo i czy podoba mi się meczowa organizacja w klubie; cóż, zastrzeżeń żadnych nie miałem, opóźnień nie było, wszystko w jak największym porządku. Przed treningiem w sylwestrowy czwartek Moriente próbował namówić mnie na małe posiedzenie przy piña coladzie w klubowym bufecie, ale powiedziałem mu, by wstrzymał się do sylwestrowej imprezy, bo teraz na pierwszym miejscu stoi praca z zespołem.

 

Tego dnia na dwie godziny pierwszy zespół pozostawiłem pod opieką Mauro, a sam udałem się na drugą stronę centrum treningowego, gdzie trenowała nasza młodzieżówka. Tutaj załamałem po prostu ręce nad brakiem trzeźwego myślenia mojego poprzednika i sposobem, w jaki hamowało się rozwój młodzieży; wszyscy jak jeden mąż chłopacy, którzy mogli zostać awansowani wyżej, nadal prowadzeni byli według programu treningowego dla juniorów. Niezwłocznie nakazałem wywołać wszystkich, którzy mają ukończone 17 lat, by zebrali się przede mną w szeregu. Kiedy gromada nastolatków czym prędzej ustawiła się naprzeciw mojej osoby, poinformowałem ich, że z dniem dzisiejszym zostają przeze mnie promowani do drużyny rezerw, gdzie już od dziś zaczną porządny trening, od którego rozpoczną swoje piłkarskie dorosłe życie.

 

Jednocześnie okazało się, że w klubie był wielki talent bramkarski, który ktoś niespełna rozumu cały czas trzymał w U-19. Był to dziewiętnastoletni Brazylijczyk Castro (19 l., BR, Brazylia), mimo młodego wieku wart całe 2 200 000€, zachwycali się nim wszyscy trenerzy, a już teraz jego umiejętności otwierały mu furtkę do przeniesienia od razu do pierwszego zespołu, co też momentalnie uczyniłem.

 

Na Nowy Rok zaplanowany był dzień wolny dla wszystkich, i bardzo dobrze, bo wszyscy mogliśmy się dużo lepiej zaznajomić ze sobą przy pełnym szkle. Pierwszy raz miałem okazję balować w sylwestra na etapie aklimatyzacji w nowym klubie i pewnie z tego powodu była to chyba najlepsza impreza sylwestrowa, na jakiej byłem; drugiej takiej nie doświadczyłem już nigdy później. Moriente odstrzelił się w jaskrawą koszulę hawajską i wytarte, jasne jeansy, tak że wyglądał niemalże jak Wojciech Cejrowski (gdyby tylko miał jeszcze yerbę i krótko ścięte włosy, zamiast dłuższych, matowych piór), tudzież hiszpańska wersja Tommy'ego Vercettiego. Teresa Rivero tego dnia była w doskonałej formie, idealnie trafił jej się dobry dzień, podobnie jak jej armii współpracowników, z którymi wspólnie balowaliśmy aż do bladego świtu, świętując nadejście nowego, 2021 roku na hiszpańskiej ziemi.

 

Nie wszyscy lali w siebie tyle samo, ale ja z Moriente, Sergio, niezłomnym panem Manuelem z finansówki i młodym Pepe z działu prasowego daliśmy porządnie do pieca i zostaliśmy okrzyknięci najlepszymi polewaczami spośród wszystkich amigos w Villa de Vallecas. Ale nie ma nic za darmo; otwarłszy oczy wczesnym popołudniem w Nowy Rok już tak wesoło nie było, tak że z Sergio o godzinie 17 wylecieliśmy do Niemiec dokończyć procedurę transportu mojego bagażu z Osnabrücku z wciąż odczuwalnymi resztkami kaca. Ale było warto, niewiele rzeczy tak dobrze konsoliduje ludzi, jak bezprecedensowa, zakrapiana impreza.

 

 

Grudzień 2020

 

Bilans (Rayo Vallecano): 0-0-1, 1:3

Primera División: 13. [-2 pkt do Espanyolu +0 pkt nad Realem Sociedad]

Copa del Rey: Piąta runda, –:– i 1:3 z Deportivo

Finanse: 23,94 mln euro (+2,48 mln euro)

Gole: Manuel López López (7)

Asysty: Gianluca Tommasi i Pablo de Lucas (po 2)

 

Bilans (Polska): 0-0-0, 0:0

Eliminacje MŚ 2022: piąta grupa [+3 pkt nad Anglią]

Ranking FIFA: 1. [=]

 

 

Ligi:

 

Anglia: FC Liverpool [+2 pkt]

Austria: Austria Wiedeń [+7 pkt]

Francja: AS Monaco [+12 pkt]

Hiszpania: Deportivo [+4 pkt]

Niemcy: Werder Brema [+1 pkt]

Polska: Radomiak Radom [+2 pkt]

Rosja: –

Szwajcaria: FC Basel [+0 pkt]

Włochy: Juventus Turyn [+7 pkt]

 

Liga Mistrzów:

- Wisła Kraków, gr. A, 0:2 u siebie z Betisem Sewilla; out

 

Puchar UEFA:

-

 

Reprezentacja Polski:

-

 

Ranking FIFA: 1. Polska [1361], 2. Brazylia [1290], 3. Francja [1067]

Odnośnik do komentarza

Sergio wykazał się nieocenioną pomocą. Dzięki niemu mój dobytek, który czekał na mnie te parę dni spakowany w moim byłym już domu w Dolnej Saksonii w Niemczech, znalazł się na lotnisku o wiele szybciej, niż miałoby to miejsce, gdybym z każdą torbą miał kuśtykać sam w tę i z powrotem. Klucze od domu pozostawiłem w agencji nieruchomości, a mój bagaż udał się w podróż do Hiszpanii, gdzie zostanie ulokowany w moim tymczasowym mieszkaniu, zanim nie znajdę jakiegoś odpowiedniego, niewielkiego domku w Villa de Vallecas. Przez ten czas sam marzyłem po cichu o powrocie do ciepłego Madrytu po tym, jak w ściętych mrozem Niemczech pośliznąłem się na oblodzonym chodniku i zacząłem nerwowo wywijać ramionami i wierzgać nogami, by wybronić się przed wyrżnięciem orła, prezentując najnowszy taniec zwany Epileptyk Walk. Sergio trząsł się ze śmiechu po tym widoku tak długo, dopóki sam omal się nie wyłożył w tym miejscu, wracając z samochodu po następną torbę.

 

 

Będąc następnego dnia znowu w centrum trenignowym Rayo cieszyłem się, że najbardziej uciążliwe i czasochłonne sprawy mam już za sobą. Teraz mogłem skupić się już tylko na pracy z zespołem, a skoro harmonogram wszystkich treningów na każdy dzień i podział piłkarzy na grupy był przeze mnie poustalany w najdrobniejszych szczegółach, cały czas poświęciłem na uczenie piłkarzy tajników naszej taktyki, jaką wprowadziłem. Nadchodzący wielkimi krokami ciężki mecz rewanżowy z Deportivo w Copa del Rey miał być kolejnym niełatwym sprawdzianem. Ostra praca na treningach mijała w świetnej atmosferze, gdyż relacje nawiązane przy sylwestrowym kieliszku okazały się nad wyraz ciepłe.

 

 

 

 

W końcu szóstego stycznia przyjechał do nas lider Primera División, silne Deportivo. Specjalnie na to spotkanie na swoim miejscu w loży honorowej stadionu pod własnym patronatem zjawiła się sędziwa Teresa Rivero w asyście Javiera Moriente. W składzie na to spotkanie przeprowadziłem tylko dwie zmiany, jakimi było wystawienie Jorge Ariasa na prawym skrzydle w miejsce niewidocznego w A Coruñii Casado, natomiast kontuzjowanego Caicedo zastąpił od pierwszej minuty młody López López. W bramce zdecydowałem dać drugą szansę Romero, ale uznałem, że jeżeli i dzisiaj będzie się oszczędzał w interwencjach, w następnym meczu w bramce sprawdzę kogo innego.

 

Już po kilku minutach na Estadio Nuevo Vallecas Teresa Rivero, na którym zjawiło się 27 tysięcy kibiców, miałem nadzieję, że intensywne kilka dni treningów przynoszą skutek! Na murawie naszej areny fani Los Vallecanos ujrzeli zupełnie inny zespół w biało-czerwonych strojach, niż ten, który tydzień temu nie potrafił wymienić pięciu celnych podań pod rząd w A Coruñii. Graliśmy pewną, dokładną piłkę, Tommasi i Arias na skrzydłach zasuwali na wysokości lamperii i robili mnóstwo wiatru, dla środkowych pomocników nie było straconych piłek, defensywa była uszczelniona, a Romero wziął się w garść i interweniował z imponującą pewnością. Gra toczyła się zdecydowanie częściej na połowie Deportivo, a sami rywale ograniczali się do sporadycznych prób kontrataków. Niestety właśnie po jednej z takowych prób goście wywalczyli w 28. minucie rzut wolny spod linii bocznej, Domínguez dośrodkował na bliższy słupek, a Fernández García ten jeden tylko raz nie upilnował Schweglera, który otworzył wynik spotkania.

 

Wszystkie znaki na niebie i wskazywały, że Deportivo jest w następnej rundzie, ale nie poddaliśmy się i pokazaliśmy, że co jak co, ale cojones to my mamy. W 34. minucie López López napędził nasz atak prawą flanką, Arias po nodze Lukicia precyzyjnie zagrał na wchodzącego w pole karne de Lucasa, który złapał na wykroku João Carlosa i pewnym strzałem po ziemi wyrównał na 1:1! Po zaledwie trzech minutach Fernández García potężną główką pozbył się piłki z naszej szesnastki po rzucie rożnym, a López López zgarnął ją na środku boiska, w pełnym biegu objechał Domíngueza i po solowym rajdzie niczym stary rutyniarz wpakował futbolówkę do bramki Deportivo, dając nam prowadzenie! Gooool! Teraz nie było szans, że goście się oszczędzają i pilnują wyniku; kontaktowy gol w dwumeczu musiał ich skłonić do podwojenia wysiłku.

 

Tyle, że tego wieczoru Rayo było po prostu bardzo mocne. Tuż po przerwie nadal byliśmy w gazie, ku uciesze spoglądającej z loży Teresy Rivero, i w 48. minucie Arias zakręcił się na skrzydle i zagrał do środka, Piacentini posłał długie, prostopadłe podanie, a Bühler błędnie ocenił tor lotu piłki, która spadła prosto na nogę Óscara Rivasa i prowadziliśmy już 3:1, wyrównując stan dwumeczu! Szkoda, że po kolejnym kwadransie w nasze szeregi zaczęło wkradać się zmęczenie, bo López López miał jeszcze na nodze piłkę meczową, ale zabrakło mu precyzji, by pokonać bramkarza Deportivo. Ostatnią, trzecią zmianę postanowiłem zachować na wszelki wypadek, gdyby w dogrywce, do której doszło, zdarzyło się coś nieprzewidzianego. Extra time szczególnych emocji nie przyniósł, nam perspektywa powalczenia o awans w rzutach karnych nie wydawała się taka zła, Deportivo ewidentnie przekonało się, że dziś jesteśmy groźni, i nie decydowało się na odsłonienie tyłów, tak więc o wszystkim zadecydować miał konkurs jedenastek.

 

Jako pierwsi strzelali gracze z A Coruñii, a Prieto nie dał Romero najmniejszych szans. Z naszej strony piersi na liście wykonawców byli Dyeison i Amaral, którzy nie zawiedli i bez trudu zamienili swoje próby na gole. Podobnie ze strony Deportivo uczynił Jahn, a po strzale Bühlera Romero zabrakło szczęścia, gdyż miał już piłkę na ręce. Nasz golkiper odkuł się za to w czwartej serii, kiedy to ku eksplozji radości na trybunach zatrzymał uderzenie Domíngueza; chwilę później z jedenastu metrów nie pomylił się jeden z najlepszych dziś piłkarzy Los Vallecanos López López, a po nim Romero obronił drugą jedenastkę, doprowadzając do rozpaczy Jacksona! Dokonaliśmy niemożliwego, Deportivo za burtą, gramy dalej! Have no fear, Ralf is here!

06.01.2021, Estadio Nuevo Vallecas Teresa River, Madryt, widzów: 27 272

CdR 5R (2/2) Rayo Vallecano [PD] – Deportivo [PD] 3:1 (ft. 3:1) (dp. 2:1) [aggregate: 4:4] [rzuty karne: 4:3]

 

17' T. Brinkmann (D) ktz.

28' B. Schwegler 0:1

34' P. de Lucas 1:1

37' M. López López 2:1

48' Ó. Rivas 3:1

 

Rzuty karne:

– J. Prieto – gol [0:1]

– Dyeison – gol [1:1]

– S. Jahn – gol [1:2]

– Amaral – gol [2:2]

– A. Bühler – gol [2:3]

– A. Cabrera – gol [3:3]

– J. Domínguez – nw. [3:3]

– M. López López – gol [4:3]

– Jackson – nw. [4:3]

 

Rayo Vallecano: C.Romero 8 – Amaral 8, E.Piacentini 8, F.Fernández García 9, Dieyson ŻK 8 – J.Arias 7 (80' Ó.Vega 6), J.Serrano 8, P.de Lucas 7, G.Tommasi 8 – M.López López 8, Ó.RIvas 7 (66' A.Cabrera 6)

 

GM: Francisco Fernández García (O Ś, Rayo Vallecano) - 9

Odnośnik do komentarza

Scouci wyruszyli w świat i z czasem zaczęły do mnie napływać pierwsze raporty. Efektem sprawnego działania naszego scoutingu było podpisanie wstępnego kontraktu z Pietro Montanarim (21 l., O LŚ, Włochy; 5/0 U-21), któremu latem wygaśnie umowa z Middlesbrough i dołączy do nas na prawie Bosmana, by zabezpieczyć formację defensywną. Przy okazji dowiedziałem się, że mój poprzednik zaklepał na czerwiec transfer Chorwata Kresmira Jukicia (20 l., P Ś, Chorwacja; 1/0) z Dinama Zagrzeb. Trudno mi było ocenić tę decyzję, bo niewiele o tym pomocniku wiedziałem; pozostało mi mieć nadzieję, że mój poprzednik wiedział, co robi i nie przybędzie nam zbędny zawodnik, który po pół roku zacznie marudzić na zbyt rzadką grę.

 

 

Po niespodziewanym wyeliminowaniu Deportivo z pozycji parteru, w Villa de Vallecas zapanowała euforia. Moriente nie mógł się mi nagratulować i stwierdził, że starsza pani pierwszy raz od długiego czasu nie posiadała się z radości i regularnie biła brawo w swoim miejscu w loży honorowej, tak że po meczu nie potrzebowała aż tak dużo jego pomocy, jak dotychczas, i mógł sobie trochę odpocząć. Nic dziwnego, że wiązano spore nadzieje przed pierwszym ligowym starciem pod moją wodzą przeciwko Mallorce, która w końcu na papierze była słabsza od lidera Primera División, Deportivo. Na Estadio Nuevo Vallecas Teresa Rivero zgromadziły się dziś ponad 43 tysiące widzów, tak więc po wyjściu z tunelu czułem się prawie tak, jak w Chorzowie. Szybko zacząłem odczuwać sympatię do naszej areny.

 

 

Nie zmieniałem niczego w zwycięskim składzie, jedynie do piątki rezerwowych, jaką narzucają przepisy Copa del Rey, dołożyłem Japończyka Yamadę i Urugwajczyka Gutiérreza, gdyż w La Liga na ławce mogło być zawodników siedmiu. Zatem mieliśmy wszystko, czego było potrzeba, by po pokonaniu Deportivo móc polecieć dalej siłą rozpędu.

 

I wydawało się, że tak też będzie, bo zaczęliśmy z kopyta, momentalnie zepchnęliśmy gości do obrony, a już w 4. minucie bardzo groźny strzał z dystansu, z trudem wybroniony przez Ferrariego, oddał De Lucas. Jak się szybko okazało, była to jedna z bardzo wielu udanych niestety interwencji bramkarza Mallorki, przez którego nakląłem się tego dnia nie jak szewc, ale jak cała brygada cholernych szewców, i to z kilku zakładów pracy razem wziętych. Był to typowy mecz na 0:1 na własne życzenie, więc po okresie początkowego naporu wystarczyło jedno dalekie wybicie defensywy przeciwnika w 8. minucie, by fatalny błąd Piacentiniego, który przepuścił za siebie górną piłkę, pozwolił Pastorowi wyjść sam na sam z Romero i zdobyć bramkę. Jedyną w tym spotkaniu oczywiście.

 

Całkowicie obok meczu przeszli dziś napastnicy, którzy ułatwiali Ferrariemu życie i chyba tylko ten fakt sprawił, że obserwatorzy nie przyznali bramkarzowi Mallorki nagrody dla gracza meczu. Cieniem samego siebie ze spotkania z Deportivo był tym razem López López, choć na jego obronę można powiedzieć to, że kiedy zdobył już bramkę, na całego zawiódł sędzia liniowy, który podniósł w górę chorągiewkę, zupełnie ignorując fakt, że linię spalonego wyraźnie łamał Blanco. Goście rozpaczliwie tłoczyli się pod własną bramką, na stadionie wypełnionym przez imponujące 43 tysiące widzów rosło sfrustrowanie, a kiedy w 80. minucie Gutiérrez w sytuacji sam na sam posłał piłkę obok słupka, zrozumiałem, że mecz jest przegrany i poszedłem pogratulować menedżerowi Mallorki Darrenowi Andertonowi zwycięstwa. W szatni nie omieszkałem wyrazić dosadnie swojej opinii na temat rezultatu spotkania uwzględniając naszą przewagę na boisku; całe szczęście, że na loży nie było dziś Teresy Rivero. W jej wieku niewskazane jest się denerwować nieskutecznością swojego ukochanego zespołu w ofensywie.

10.01.2021, Estadio Nuevo Vallecas Teresa River, Madryt, widzów: 43 285

PD (19/38) Rayo Vallecano [13.] – Mallorca [10.] 0:1 (0:1)

 

8' J. Pastor 0:1

 

Rayo Vallecano: C.Romero 7 – Amaral 6, E.Piacentini 6, F.Fernández García 6, Dieyson 7 – J.Arias 6 (71' Ó.Vega 6), J.Serrano 6, P.De Lucas 7 (65' H.Yamada 6), G.Tommasi 6 – M.López López 6 (55' P.Gutiérrez 6), Ó.Rivas 7

 

GM: Ignacio Blanco (O Ś, Mallorca) - 8

Odnośnik do komentarza

Zacząłem w końcu zabierać się pomalutku za wzmacnianie naszego sztabu szkoleniowego, na dobry początek za odszkodowaniem w wysokości 300 000€ ściągnąłem z Avellino, mojego byłego klubu, Fernando Morientesa (44 l., Trener, Hiszpania; 38/24), który odpowiadać miał za trening ofensywny i przynajmniej przez jakiś czas defensywny.

 

 

Na okazję do pomszczenia frajerskiej porażki z Mallorcą musieliśmy trochę poczekać, bowiem czas do następnego spotkania ligowego przedzielały pierwsze mecze ćwierćfinałowe Copa del Rey. Los skojarzył nas z Villarreal, a więc na tę chwilę czwartą siłą Primera División. Znowu pierwsze spotkanie przyszło nam grać na wyjeździe, a ja mimo rozczarowującej postawy niektórych zawodników przed trzema dniami postanowiłem posłać do boju niezmieniony skład.

 

I uczyniłem to po raz ostatni. Raz jeszcze zaczęliśmy z przytupem, ale tym razem wystarczyły trzy minuty, by po niezbyt udanym rzucie wolnym w naszym wykonaniu gospodarze daleko wybili piłkę, a drugi skandaliczny błąd w drugim meczu z rzędu popełnił Piacentini, który najpierw jak wymoczek głaskał się z Montanarim, a kiedy już go dogonił, postanowił wykosić go w polu karnym. Castro z jedenastu metrów uderzył po ziemi w środek bramki, ale stojący jak wryty Romero nie kiwnął nawet palcem i biernie wpuścił to między nogami, nie ruszając się choćby o ułamek milimetra. Sędzia pozostawił Piacentiniego na boisku, ale Emiliano miał problem, bo o tym, czy dogra mecz do końca, decydowałem również ja, a że tego dnia straciłem do niego cierpliwość, nasz stoper błyskawicznie powędrował do szatni, a po meczu otrzymał ode mnie oficjalny ochrzan za słabą grę. Błyskawicznie też było po meczu, bowiem w 17. minucie Senesi dośrodkował z prawego skrzydła w nasze pole karne, Eugen Polański główkował, a po drodze napatoczyła się druga dziś czarna owca Dieyson, który nie wiem po jaką cholerę pchał się na środek pola karnego, w rezultacie czego Brazylijczyk całkowicie zmylił Romero i było 0:2.

 

Najbardziej wściekało mnie to, że graliśmy naprawdę nieźle, dłużej utrzymywaliśmy się przy piłce i naciskaliśmy Villarreal, ale to rywale strzelali gole, i to z naszą wydatną pomocą, my sami zaś raziliśmy strzelecką nieudolnością. W szatni więc zdecydowałem się solidnie ryknąć, pod prysznic powędrował Dieyson, ale zanim po przerwie zdążyliśmy wejść w mecz, w 51. minucie Serrano dziesięć lat obijał się z zagraniem piłki do przodu, a kiedy ponaglany przez moje ryki zza linii bocznej w końcu zdecydował się na podanie, zagrał prosto do najbliższego przeciwnika, co oczywiście skończyło się kontrą i strzałem Espinosy, przy którym Fernández García bezmyślnym dostawieniem nogi zmienił tor lotu piłki i pokonał własnego bramkarza; nie mam pojęcia, jakim cudem to trafienie nie zostało mu zapisane jako gol samobójczy.

 

Po tej sytuacji ręce mi ostatecznie opadły, przeprowadziłem ostatnią zmianę i nie widząc najmniejszych szans na odwrócenie losów meczu zasiadłem na ławce, z której już niemalże w ogóle nie wstawałem. Jedyny moment, w którym na parę minut podszedłem do linii bocznej nastąpił w 81. minucie, kiedy po jednej z niewielu naszych akcji w drugiej odsłonie López López wreszcie zdołał trafić w bramkę, co dało nam honorowe trafienie. Nie zmieniło to jednak tego, że po raz kolejny wracaliśmy do domu na tarczy, a ja zrozumiałem, jaki ogrom pracy mnie jeszcze czekał, by Rayo w końcu zaczęło grać dobrze. Ogrom pracy, mnóstwo wykrzyczanych przekleństw przy okazji powtarzających się takich spotkań, jak to, i pewnie wielu zawodników przewijających się przez Villa de Vallecas. Miałem tylko nadzieję, że zdrowie Teresy Rivero to wytrzyma.

13.01.2021, Estadio El Madrigal, Villarreal, widzów: 8962

CdR ĆwF (1/2) Villarreal [PD] – Rayo Vallecano [PD] 3:1 (2:0)

 

3' G. Castro 1:0 rz.k.

17' E. Polański 2:0

51' J. Espinosa 3:0

81' M. López López 3:1

 

Rayo Vallecano: C.Romero 7 – Amaral 6, E.Piacentini 4 (4' L.Galdino ŻK 7), F.Fernández García 7, Dieyson 6 (46' D.Barragán ŻK 7) – J.Arias 7, J.Serrano 7, P.De Lucas ŻK 7, G.Tommasi 7 – M.López López 7, Ó.Rivas 6 (56' A.Cabrera 7)

 

GM: Miguel (BR, Villarreal) - 8

Odnośnik do komentarza

Po zasłużonej burze za beznadziejną grę Piacentini zaczął strzelać fochami, jak to on wcale nie uważa, że swoją postawą szkodzi zespołowi, więc na tydzień odesłałem go pod opiekę Mauro do zespołu rezerw.

 

 

Po efektownym harakiri w Villarreal ponownie rozgrywki wznowiła Primera División, a tym razem czekała nas podróż na południe Hiszpanii do Andaluzji, gdzie Los Vallecanos mieli się zmierzyć w Kadyksie z czerwoną latarnią ligi, zdecydowanie najsłabszym zespołem tego sezonu La Liga, czyli Cádiz. Tym razem w ramach reakcji na naszą beznadziejną, a konkretnie skrajnie nieskuteczną w ataku i koślawą w obronie grę przeprowadziłem już cały szereg zmian. Po pierwsze zwolnione przez Piacentiniego miejsce w obronie zajął Lucas Galdino, załamanego Dyeisona zmienił cofnięty ze skrzydła Tommasi, miejsce Włocha wypełnił Barragán, w środku pola za rozbitego mentalnie Serrano zagrał od pierwszej minuty Ballesteros, a w ataku nijakiego Rivasa zastąpił Cabrera.

 

Zamierzałem wygrać ten mecz i nareszcie zdobyć punkty w La Liga, nawet media przepowiadały gospodarzom ciężkie lanie z naszych rąk, ale zamiast tego ponownie chodziłem wzdłuż linii bocznej czerwony z wściekłości i po raz pierwszy po głowie zaczęły mi chodzić myśli, czy aby nie popełniłem błędu, kusząc się na przeprowadzkę do Madrytu. Już w jednej z pierwszych akcji daliśmy się skontrować, nasza defensywa momentalnie zaczęła się gubić jak dzieci we mgle i tylko cud uratował nas przed utratą bramki już w drugiej minucie. Później gra tak jakby się wyrównała, momentami potrafiliśmy nawet stworzyć jakąś pozornie groźną sytuację, ale z uporem maniaka je marnowaliśmy, aż w końcu w 22. minucie Cádiz wyprowadziło kolejny atak, po którym nasi wspaniali stoperzy zostawili Ahmeta samego bez opieki przed naszą bramką i znowu musieliśmy odrabiać straty.

 

Niedługo później można było mieć nadzieję, że wreszcie złamiemy słabiutkich rywali, gdy w 27. minucie w polu karnym sfaulowany został López López, a Lucas Galdino z "wapna" pewnie wyrównał na 1:1. Niestety nie było nam to dane; wprost przeciwnie, trzy minuty po doprowadzeniu do remisu doświadczony niby De Lucas zachował się jak skończony baran, skopał bez piłki Konatégo i sędzia zasłużenie wyrzucił go z boiska. Ręce opadają. Rayo było naprawdę w tragicznym stanie i coraz dobitniej się o tym przekonywałem. Na domiar złego w ostatniej akcji pierwszej połowy cała nasza obrona po prostu się rozsypała w drobny mak, a Oskitz swoim debiutanckim trafieniem przywrócił gospodarzom prowadzenie.

 

W szatni tym razem już nie wytrzymałem i zrugałem zespół, bo w głowie nie mieściło mi się to, jak można tak kompromitować się w meczu z rywalem, który przed tym spotkaniem miał o piętnaście punktów mniej od nas.

 

Ryczący na całe gardło dwukrotny mistrz świata i jeden z największych fachowców współczesnego futbolu musiał zrobić na zawodnikach spore wrażenie, ponieważ od początku drugiej połowy, którą jako uzupełnienie środka pola zaczął Serrano, zaczęliśmy z dużym gazem. I tenże właśnie Serrano już w 50. minucie przeciął kiepskie podanie Ciprianiego, sprintem przedarł się za linię obrony, przebiegł z piłką pół boiska i pokonał na koniec Colellę. Kwadrans później Barragán wygrał pojedynek główkowy na połowie Cádiz, a López López uprzedził Pereyrę i w pełnym biegu minął golkipera gospodarzy, strzałem do pustej bramki dając nam oczekiwane prowadzenie. Mimo gry w dziesiątkę mieliśmy dobre widoki na wywiezienie z Andaluzji kompletu punktów, czego przecież od nas oczekiwano.

 

Ale żeby to osiągnąć, najpierw trzeba mieć w składzie porządnych obrońców i klasowego bramkarza, którym Romero chyba jednak niestety nie był. W 73. minucie Ahmet zagrał prostopadłą piłkę w nasze pole karne, a Romero jak skończony szmaciarz się z nią minął, umożliwiając Oskitzowi wklepanie jej do pustej bramki; w ten sposób Carlos pożegnał się z miejscem w bramce Rayo, bo miałem już dość jego popisów. Znowu pomogliśmy rywalom wbić nam gola, a na dobitkę po raz kolejny się rozsypaliśmy na czynniki pierwsze, ale długo wydawało się, że Cádiz, które w tym sezonie uciułało zaledwie sześć punktów, osiągnęło już swój plan maksimum na to spotkanie. No i gdyby nie to, że używając swoich wpływów udało mi się przemycić na ławkę trenerską Sergio z Moriente, nie miałby mnie kto powstrzymać przed rozwaleniem paru paneli w zadaszeniu boksu, gdyż w doliczonym czasie nasi beznadziejni obrońcy i jeszcze bardziej beznadziejny Romero pozwolili Oskitzowi główką w okienko skompletować hat-tricka i skompromitować nas na całego.

 

Mecz z ostatnim zespołem w ligowej tabeli mieliśmy wygrać, a tymczasem znowu wracaliśmy z porażką, tym razem będąc drużyną słabszą, koncertowo przerżnęliśmy na własne życzenie, zaś oprócz tego, że mieliśmy żałosną obronę i mało skuteczny atak, nie mogłem patrzeć na to, jak moi zawodnicy w środku pola ruszają się do bezpańskich piłek jak otępiale ślimaki, niemal zawsze będąc wyprzedzanymi przez rywali. Po tej przegranej spadliśmy na 17. miejsce w tabeli i mieliśmy już tylko cztery punkty przewagi nad strefą spadkową, czyli być może jeszcze tylko dwa takie mecze i się w niej znajdziemy. Teraz zaś zostaliśmy okrzyknięci przez media jednym z głównych kandydatów do spadku z ligi i czekała nas rozpaczliwa walka o utrzymanie.

17.01.2021, Estadio Ramón de Carraza, Kadyks, widzów: 13 139

PD (20/38) Cádiz [20.] – Rayo Vallecano [13.] 4:3 (2:1)

 

22' D. Ahmet 1:0

27' L. Galdino 1:1 rz.k.

30' P. De Lucas (RV) czrw.k.

45+2' Oskitz 2:1

50' J. Serrano 2:2

66' M. López López 2:3

73' Oskitz 3:3

90+2' Oskitz 4:3

 

Rayo Vallecano: C.Romero 7 – Amaral 6, L.Galdino 7, F.Fernández García 5 (67' G.Bravo 7), G.Tommasi ŻK 6 (85' Dieyson 6) – J.Arias 6, A.Ballesteros 6, P.De Lucas CzK 6, D.Barragán 7 – M.López López 8, A.Cabrera 6 (46' J.Serrano 8)

 

GM: Oskitz (OP/N Ś, Cádiz) - 8

Odnośnik do komentarza

Pedro De Lucas okazał się zawodnikiem całkowicie bez honoru i na zastosowane przeze mnie wobec niego środki dyscyplinarne za swoje bandyckie zachowanie z meczu w Kadyksie zareagował indyczeniem się. Wobec tego i on został eksmitowany na jakiś czas do drużyny rezerw, a ja po zastanowieniu się, czy tak nieodpowiedzialny zawodnik zasługuje na tak wysoką rangę w drużynie zdegradowałem go dodatkowo do poziomu zawodnika szerokiego składu. Być może na tym polegał problem Rayo; za dużo było tu zapatrzonych w siebie, a posiadających braki w umiejętnościach bufonów, a za mało wartościowych piłkarzy, którzy potrafią przyznać się do błędu i wiedzą, na czym polega gra w piłkę.

 

W międzyczasie hurtowo zbroiłem nasz sztab szkoleniowy, ściągając do Madrytu ambitnych i palących się do roboty trenerów. W pierwszej kolejności zaproponowałem posadę Jerônimo (34 l., Trener, Brazylia; 19/2), do tej pory naszemu wypożyczonemu z Betisu Sewilla zawodnikowi, który ogłosił zakończenie po sezonie kariery zawodniczej, a ja zdołałem nakłonić go, by już teraz zajął się szkoleniem swoich następców.

 

Następnie rozpocząłem negocjacje, kontynuując budowę kadry trenerskiej w oparciu na doświadczonych, niegdyś znakomitych piłkarzach europejskiego, a może i światowego formatu. Tak oto w Villa de Vallecas zameldował się wyciągnięty z Wacker Tirol legendarny Deco (43 l., Trener, Portugalia; 72/7), z wolnego transferu chęć rozpoczęcia kariery szkoleniowca wyraził Salomon Kalou (35 l., Trener, Wybrzeże Kości Słoniowej; 105/15), a Mark González (36 l., Trener, Chile; 110/11) otrzymał ode mnie gwarancję zatrudnienia po tym, jak latem zakończył karierę piłkarską w Liverpoolu.

 

Oprócz powyższej czwórki zabrałem się za zmniejszanie bezrobocia w regionie, zatrudniając jako trenerów bramkarzy Roberto Bravo (36 l., Trener, Hiszpania) i Fernando Blanco (42 l., Trener, Hiszpania), a także przybyłego do Hiszpanii za chlebem Jorge Cháveza (34 l., Trener, Argentyna), odpowiedzialnego od tej pory za trening ofensywny. W przeciągu kilkunastu dni nasz sztab szkoleniowy przybrał zatem imponujące rozmiary.

 

 

 

Po kompromitacji w Andaluzji przyszła pora pożegnania z Copa del Rey. W Madrycie zjawiła się więc ekipa Villarreal, a ja ponownie przeprowadziłem poważne zmiany w wyjściowej jedenastce. Przede wszystkim zgodnie z moją zapowiedzią miejsce w bramce stracił Romero, a skoro do gry nieuprawniony był piekielnie utalentowany Castro, po kontuzji między nasze słupki powrócił Antonio López Gómez, dotychczasowy numer jeden w Rayo. Przebudowie uległa też obrona, gdzie na prawej flance postanowiłem sprawdzić Luisa Antônio, na środku u boku Galdino wystąpił Gonzalo Bravo, a na lewą stronę z braku lepszej perspektywy powrócił Dieyson. Puste miejsce po kretynie De Lucasie, na którego komisja dyscyplinarna przymierzała się zwiększyć karę zawieszenia do trzech meczów, zajął Serrano, z kolei na prawe skrzydło przesunąłem Barragána, a na lewe Tommasiego.

 

I to właśnie Gianlucę miałem ochotę zamordować na oczach kibiców po zaledwie sześciu, a jakże!, minutach; nasz lewoskrzydłowy nagle zrezygnował wtedy z holowania piłki do przodu i wycofał ją na pałę na naszą połowę, z czego wyszło mu fantastyczne dogranie do napastnika gości Manotvaniego, co skończyło się spektakularną asystą samobójczą. Skryłem tylko z zażenowaniem twarz w dłoniach, bo i cóż innego mi pozostało; dopóki nie zacznę stopniowo wymieniać kadry z łamag na klasowych zawodników, byłem skazany na tego typu sytuacje być może nawet w każdym spotkaniu. Wynik dwumeczu był zatem błyskawicznie rozstrzygnięty i można było walczyć już tylko o jak najlepsze zaprezentowanie się przed własną publicznością.

 

A to nieoczekiwanie wyszło nam bardzo dobrze. Najpierw przeto już po 25 minutach musiałem zdjąć z boiska López Gómeza, który został bardzo boleśnie poturbowany przez rywali i nie było sensu dalej trzymać go na boisku, zwłaszcza, że był to jego pierwszy występ po urazie, a liczyłem na jego dobrą w przeciwieństwie do Romero grę w lidze. Wprowadzony do bramki jako zmiennik Eduardo Mendoza rozegrał kapitalne spotkanie, wybronił wiele groźnych strzałów i został nagrodzony przez obserwatorów tytułem gracza meczu. A w 31. minucie Rivas dostał dobrą piłkę w pole karne, podciągnął bliżej linii końcowej i zgrał na środek do López Lópeza, który zastawił się przed Senesim i wyrównał na 1:1. Siedem minut później Dieyson dośrodkował z rzutu wolnego, López López tym razem odegrał głową na prawo, gdzie bez opieki znalazł się Barragán, jego strzał sparował Miguel, ale piłka wróciła pod nogi Davida i za drugim razem nasz pomocnik zapewnił nam godne pożegnanie z Pucharem Króla.

 

Villarreal przynajmniej musiało do samego końca drżeć o awans bez konieczności dogrywki i karnych, a po końcowym gwizdu Moriente w swojej nieodłącznej rozpiętej pod szyją koszuli flanelowej z podwiniętymi za łokcie rękawami oparty o barierkę wyciągnął w moją stronę uniesiony kciuk. Gdyby tylko przerzucić taką grę na Primera División...

20.01.2021, Estadio Nuevo Vallecas Teresa Rivero, Madryt, widzów: 19 741

CdR ĆwF (2/2) Rayo Vallecano [PD] – Villarreal [PD] 2:1 (2:1) [aggregate: 3:4]

 

6' F. Mantovani 0:1

31' M. López López 1:1

38' D. Barragán 2:1

42' F. Mantovani (V) ktz.

 

Rayo Vallecano: A.López Gómez 6 (25' E.Mendoza 7) – L.Antônio 6, G.Bravo 7, L.Galdino 7, Dieyson 7 – D.Barragán 7, A.Ballesteros 7 (76' J.Arias 6), J.Serrano 7, G.Tommasi 7 – M.López López 7 (65' A.Cabrera 6), Ó.Rivas 7

 

GM: Eduardo Mendoza (BR, Rayo Vallecano) - 7

Odnośnik do komentarza

Zgodnie z przewidywaniami Komisja Dyscyplinarna nałożyła na De Lucasa dodatkowe dwa mecze zawieszenia, w związku z czym ja dołożyłem mu kolejne dwa tygodnie trenowania w rezerwach. W międzyczasie w klubie zjawił się ostatni już nowy trener w osobie Urugwajczyka Gonzalo Sorondo (41 l., Trener, Urugwaj; 54/3), którego za odszkodowaniem w wysokości 200 000€ sprowadziłem z Osnabrücku. W którym, nawiasem mówiąc, na początku stycznia moim następcą został Anglik Ugo Ehiogu, 48-letni szkoleniowiec, były reprezentant Anglii, który dotąd najpierw przez dziewięć lat prowadził Barnsley, a ostatnio przez trzy lata Southampton, teraz zaś swoją przygodę z Fiołkami rozpoczął od porażki 1:2 z Schalke. Czyli norma.

 

 

Po zakończeniu przygody z Copa del Rey mogliśmy się skupić już wyłącznie na lidze, co było więcej niż wskazane, ale skoro daliśmy dupy nawet z ostatnim zespołem ligi, to tym bardziej pogodnych myśli nie miałem przed starciem z Sevillą, która niby była podobno tegorocznym rozczarowaniem, ale uważałem, że nie ma to żadnego znaczenia. Przed tym meczem przyszedł do mnie grający w rezerwach Peruwiańczyk Jorge Vásquez i zaczął narzekać, że bardzo chciałby grać w pierwszym zespole. Jorge sprawiał całkiem niezłe wrażenie na treningach, więc zdecydowałem docenić to, że w odróżnieniu odniektórych, z którymi w karierze miałem do czynienia, rozmawiał ze mną kulturalnie, przesunąłem go do pierwszego zespołu i obsadziłem w roli rezerwowego środkowego pomocnika na Sevillę.

 

Tym razem przez pierwsze pół godziny nie działo się nic szczególnie godnego uwagi, co w sumie mi odpowiadało, bo dotąd nasze spotkania rozpoczynały się od słomianego zapału, a później była utrata pierwszej frajerskiej bramki, która zazwyczaj prowadziła do porażki w podobnym stylu. Nie stworzyliśmy sobie może w pierwszej odsłonie żadnej klarownej sytuacji, ale jako że Sevilla również nie zagrażała przesadnie naszej bramce, ani trochę mi to nie przeszkadzało. No, może tylko nieznacznie, jeżeli miałbym się upierać. Szkoda więc, że jedynym głośniejszym wydarzeniem była kontuzja López Lópeza tuż sprzed przerwy, który z obitymi żebrami będzie musiał przez jakiś czas pauzować. Z drugiej strony optymizmem napawała mnie postawa Mendozy, który pokazywał Romero, jak się broni.

 

Ostatnie sekundy pierwszej połowy zagraliśmy więc z 35-letnim Adorem u boku Rivasa w ataku; postanowiłem zaryzykować, że może przynajmniej tak doświadczony piłkarz będzie w stanie zachować zimną krew pod bramką rywala, w opozycji do naszych pozostałych gwiazdek tzw. napadu.

 

Po przerwie, w której rozdysponowałem instrukcje taktyczne, nieoczekiwanie zaczęliśmy pomalutku przeważać, a kibice na Estadio Nuevo Vallecas zaczęli się ożywiać, łącznie z patronką naszego stadionu, Teresą Rivero w loży. Ale po raz już kolejny na boisku wydarzyło się coś, po czym dowolny pochwycony przeze mnie przedmiot był potencjalnym narzędziem zbrodni, czyli najzwyklejszy boiskowy sabotaż. W 68. minucie, kiedy po cichu zastanawiałem się, kiedy uda nam się wdusić Sevilli bramkę, Rivas skopiował wyczyn Tommasiego sprzed zaledwie czterech dni, i kretyńskim dalekim wycofaniem przed nasze pole karne wypuścił Goñego sam na sam z Mendozą; kątem oka zobaczyłem tylko, jak starsza pani łapie się za głowę, a miotający się wściekle nieopodal niej Moriente nerwowo gestykulował w kierunku boiska. Po chwili eksplodowałem i ja, gdy Goñi bez trudu wykorzystał prezent od naszego napastnika i zobaczyłem piłkę trzepoczącą w naszej siatce.

 

Sabotażystę, rzecz jasna, czym prędzej wyrzuciłem z boiska, żegnając go, gdy mnie mijał, słowami: "Ku**aaaaaa! Spieprzaj! SPIEPRZAJ z tego boiska!!!". Co gorsza, chwilę później Macías podarował nam rzut karny, a Dieyson uderzył z furią i bardzo precyzyjnie, szkoda tylko, że prosto w bramkarza! Tym samym rozbiłem w drobny mak pierwszy bidon z elektrolitami o beton pod ławką trenerską. Od tej pory zaczęliśmy na powrót grać mało składnie, przez co podania częściej lądowały za linią boczną, niż trafiały do adresatów, tak że już myślałem o trzeciej ligowej porażce w moim trzecim ligowym meczu. Ale w 1977 roku Bon Scott śpiewał, że every dog has his day, a dziś ten dzień się nam zdarzył; w 81. minucie Dieyson odkupił swoje winy za zepsuty rzut karny dalekim wybiciem do Cabrery, ten zaś zagrał do środka na nadbiegającego Adora, a nasz 35-letni napastnik uderzył po ziemi niezbyt mocno, ale celnie obok Tieppo, wyrównując na 1:1.

 

W ścisłej końcówce zdołaliśmy jakoś oddalać grę od naszej bramki, tak więc po ostatnim gwizdku sędziego Calvo kibice w całej Villa de Vallecas poczuli słodki smak punktu w Primera División. Loża honorowa znajdowała się dość wysoko, więc nie widziałem dokładnie, ale zdawało mi się, że daje się dostrzec pełen nadziei uśmiech na twarzy starszej pani. Bo to, że muchacho Moriente z ulgą bił brawo, widać było jak na dłoni.

24.01.2021, Estadio Nuevo Vallecas Teresa Rivero, Madryt, widzów: 42 573

PD (21/38) Rayo Vallecano [17.] – Sevilla [11.] 1:1 (0:0)

 

45+2' M. López López (RV) ktz.

68' J. Goñi 0:1

72' Dieyson (RV) nw.rz.k.

81' Ador 1:1

 

Rayo Vallecano: E.Mendoza 7 – L.Antônio 6, G.Bravo 6, L.Galdino 7, Dieyson 6 – D.Barragán 7, A.Ballesteros 7, J.Serrano 6 (75' J.Vásquez 7), G.Tommasi 7 – M.López López Ktz 7 (45+2' Ador 7), Ó.Rivas 6 (69' A.Cabrera 7)

 

GM: Javier Goñi (OP L, N, Sevilla) - 8

Odnośnik do komentarza

Nie stać mnie na Zorana.

 

----------------------------------------------

 

Polskim kibicom, którzy stęsknili się już za reprezentacją Polski, nie zostało dużo czekania. Wielkimi krokami zbliżało się pierwsze w tym roku zgrupowanie kadry przed otwierającym go meczem towarzyskim z Egiptem, tak że na dzień po spotkaniu z Espanyolem miałem już zabukowany bilet na lot do Polski. Reprezentacyjny zjazd w Chorzowie ominąć miał kontuzjowanych ekstraklasowców Michała Górkę i Zbyszka Pawłowskiego, ale poza nimi gotowi do gry byli wszyscy kluczowi zawodnicy. Oczywiście nie uwzględniwszy jeszcze tego, że prawie na pewno znowu łapy w powołania wsadzą klubowi menedżerowie moich asów i finalnie w Chorzowie zjawi się nieco okrojona kadra.

 

W trakcie rozsyłania powołań dotarła do mnie wieść, że niegrający już w reprezentacji Darek Frankiewicz i król strzelców Mistrzostw Świata 2014 Maciek Korzym ogłosili zakończenie piłkarskiej kariery latem tego roku.

 

Bramkarze:

– Michał Piotrowski (25 l., BR, Groclin Grodzisk Wlkp., 4/0);

– Marek Wróbel (28 l., BR, Legia Warszawa, 2/0);
– Maciej Wrześniak (28 l., BR, Caen, 2/0).

 

Obrońcy:
– Andrzej Brzeziński (23 l., O PŚ, Birmingham, 21/0);
– Dariusz Fornalik (29 l., O L, Ajax Amsterdam, 58/0);

– Mateusz Machnikowski (24 l., O LŚ, P L Werder Brema, 50/5);
– Tomasz Woźniak (28 l., O LŚ, OP LŚ, N, VfL Osnabrück, 72/6);
– Artur Kowalczyk (30 l., O Ś, Liverpool, 77/15);
– Marcin Kowalik (22 l., O Ś, Betis Sewilla, 3/1);
– Marcin Piotrowski (30 l., O Ś, Bayern Monachium, 96/2);
– Zbigniew Lewandowski (24 l., O Ś, DP, Newcastle, 8/0);
– Jakub Błaszczykowski (34 l., O/DBP/P P, Blackburn, 137/4);

– Krzysztof Wróblewski (26 l., O/P P, Le Havre, 27/2).

 

Pomocnicy:
– Tomasz Lemanowicz (21 l., DBP/OP P, Wisła Kraków, 5/0);
– Maciej Kwiatkowski (28 l., DP, Betis Sewilla, 70/12);
– Rafał Piątek (25 l., DP, Southampton, 33/7);
– Grzegorz Owczarek (28 l., P Ś, Osasuna, 35/12);
– Maciej Brodecki (26 l., OP PŚ, Leeds United, 71/7);

– Piotr Szymański (28 l., OP Ś, Real Madryt, 82/25).

 

Napastnicy:
– Krzysztof Malinowski (28 l., OP/N Ś, Rubin Kazań, 3/2)
– Tomasz Adamczyk (26 l., N, AC Milan, 72/63);
– Grzegorz Gorząd (24 l., N, Schalke 04, 31/25);
– Zoran Halilović (24 l., N, VfL Osnabrück, 21/20);
– Marcin Pawlak (23 l., N, Lazio Rzym, 41/20);

– Łukasz Socha (23 l., N, Rosenborg, 12/10).

Odnośnik do komentarza

Jadąc autokarem do Barcelony na mecz z Espanyolem cieszyłem oczy mijanymi hiszpańskimi krajobrazami, ale też rozmyślałem sporo o nadchodzącym spotkaniu. Espanyol klasyfikował się całkiem niedaleko nas w ligowej tabeli toteż teoretycznie powinno być nas stać na nawiązanie walki z gospodarzami, ale dobrze wiedziałem, jak przerażająco słabą mamy obronę, mało waleczną pomoc i nieskuteczny atak, więc zdawałem sobie sprawę, że prawdopodobnie po raz kolejny wrócimy do Madrytu z pustymi rękami.

 

Zanim przeznaczenie tradycyjnie nas dopadło, mieliśmy swoje chwile. Po czterech minutach od pierwszego gwizdka, gdy nasi obrońcy nie mieli jeszcze okazji do zwyczajowych dla siebie błędów, Luis Antônio przypuścił daleką centrę na dalszy słupek, a Mulder beznadziejnie ustawił się do piłki, dzięki czemu Rivasowi pozostało tylko strącić ją do pustej bramki, co też uczynił. Jak się w późniejszym okresie meczu okazało, Óscar w ten sposób odniósł dziś ogromny sukces, bo dla naszych pozostałych zawodników trafienie z główki w bramkę z dwóch metrów stanowiło zadanie nie do wykonania.

 

Nie zdążyło minąć nawet dziesięć minut, a nasze prowadzenie było już tylko wspomnieniem, kiedy to po dograniu Ochoi Mele bez najmniejszego wysiłku przedryblował Luisa Antônio i Lucasa Galdino, i na tablicy widniało już 1:1. Z biegiem czasu Espanyol spokojnie uzyskiwał przewagę, a ja oczom nie wierzyłem, jak słabi jesteśmy na boisku; nie było co się czarować, tylko spojrzeć brutalnej prawdzie w oczy – drużynę mieliśmy niestety co najwyżej drugoligową, stąd problemy z osiąganiem nawet remisów w La Liga, o zwycięstwach mogąc tylko pomarzyć. Gospodarze bawili się z nami w kotka i myszkę, niemalże śmiejąc się z tego, jak gubimy się w o bronie, ale między nami a pogromem stał ciągle Mendoza. Jednak i on nie mógł w kółko naprawiać błędów kolegów z defensywy; w ostatniej akcji przed przerwą Lucas Galdino jak ostatnia sierota biernie dał się minąć Mele w polu karnym, pozwalając mu zdobyć swojego drugiego gola.

 

W tym samym czasie z boiska z nadwerężonym karkiem znoszony był Dieyson, który i tak w szatni powędrowałby pod prysznic. Zmiana jednak tak czy siak tam nastąpiła, a w jej wyniku plac gry opuścił słabiuchny Ballesteros, za którego wszedł wypożyczony z Valencii Maldonado. W drugiej połowie mieliśmy wreszcie zacząć grać jak drużyna z jajami, ale zamiast tego nadal panikowaliśmy, gdy tylko do któregoś z będących przy piłce naszych piłkarzy zbliżał się rywal, co owocowało błyskawicznymi stratami i kolejnymi akcjami Espanyolu. Katalończycy chyba zbyt luźno podeszli do słabiutkiego Rayo, bo w 67. minucie dziadek Ador zdołał przejść dużo młodszego od siebie zawodnika i dograć na linię pola karnego do Barragána, który obrócił się i rąbnął od słupka, wyrównując na 2:2.

 

Nie sądziłem jednak, byśmy mieli dowieźć ten wynik do końca, i miałem cholerną rację, nie dowieźliśmy. Najpierw wywalczyliśmy kilka rzutów rożnych i wolnych z bocznych stref boiska, po dośrodkowaniach z których regularnie moi podopieczni sięgali ich głowami, ale co z tego, skoro nieodmiennie kończyło się to strzałami z dwóch-trzech metrów niemal pionowo ponad bramką. W tej sytuacji w 86. minucie stało się to, na co tylko czekałem, czyli znowu dupy dała cała nasza defensywa, Luis Antônio złamał linię spalonego i Christian Mendoza w sytuacji sam na sam pokonał swojego imiennika w naszej bramce. Dzień jak co dzień, a jeszcze tego samego wieczoru Lucas Galdino i Luis Antônio zostali wystawieni na listę transferową.

31.01.2021, Estadio Lluis Companys, Barcelona, widzów: 28 695

PD (22/38) Espanyol Barcelona [12.] – Rayo Vallecano [16.] 3:2 (2:1)

 

4' Ó. Rivas 0:1

12' M. Mele 1:1

45+2' M. Mele 2:1

45+3' Dieyson (RV) ktz.

67' D. Barragán 2:2

86' Ch. Mendoza 3:2

 

Rayo Vallecano: E.Mendoza 7 – L.Antônio 7, G.Bravo 6, L.Galdino 6, Dieyson Ktz 6 (46+3' J.Arias 67) – D.Barragán 7, A.Ballesteros 6 (46' M.Maldonado 7), J.Serrano 7, G.Tommasi 7 – Ador ŻK 7 (75' P.Gutiérrez 6), Ó.Rivas 7

 

GM: Matteo Mele (OP/N Ś, Espanyol Barcelona) - 8

 

Ten mecz ostatecznie potwierdził moje wnioski, które od kilkunastu już dni dojrzewały w mojej głowie. Latem, o ile jakimś cudem uda mi się utrzymać klub w Primera División, będę potrzebował czterech obrońców z prawdziwego zdarzenia do wyjściowej jedenastki, do tego co najmniej dwóch na ławkę, po jednym solidnym skrzydłowym na każdą flankę, dwóch porządnych środkowych pomocników, a także najlepiej naprawdę skutecznego napastnika, który potrafiłby zamieniać na gole przynajmniej połowę kreowanych przez nas sytuacji. Niestety moje gorączkowe próby sprowadzenia kogoś za gotówkę jeszcze w zimowym okienku spełzły tylko na stercie odrzuconych ofert.

Odnośnik do komentarza

Po kolejnym zawalonym z powodu beznadziejnej postawy w obronie (i nie tylko) meczu ostatecznie się załamałem, wezwałem do siebie Mauro Silvę i zaczęliśmy debatować we dwóch na temat tego, co jest nie tak z tym zespołem. Bardzo szybko doszliśmy do zgodnych wniosków, że dotychczasowa polityka transferowa nie była zbyt trafiona, kadra aktualnie zatrzymała się poziomem gdzieś między Primera a Segunda División, czyli niewystarczająco, byśmy mogli nawiązać walkę w ekstraklasie.

 

– Mauro, nie chcę tutaj drugiego Osnabrücku – rzekłem. – Koniec jakiejkolwiek litości dla tych, którzy są za słabi na ten poziom. Jeżeli nie wywalimy wszystkich, którzy odstają, to sprowadzając nowych graczy nadal będziemy mieli wewnątrz wrzód, który będzie zakażał nowe tkanki. W Niemczech niektórych pozostawiałem w klubie, bo szkoda było mi się ich pozbywać, ale nie wyszedłem na tym dobrze. Ktokolwiek nie przychodził w trakcie sesji transferowej, dziwnym trafem cały czas okazywał się niewypałem, a przewinęło się przez Fiołki sporo ciekawych zawodników, którzy się nie odnaleźli.

 

– Rozumiem, Señor, wiesz, że od początku jestem zdania, że niektórym z obecnych powinniśmy podziękować za dalszą współpracę.

 

Si, Mauro, tyle że teraz mówię o bardzo radykalnych krokach – powiedziałem, unosząc palec. – Jak tylko ktoś nawali, będzie musiał się poważnie liczyć z tym, że latem wypad z baru. Zamierzam dosłownie hurtem przegrzebywać raporty scoutów, również te, których odpisy przywiozłem ze sobą z Niemiec, i jak tylko jakiś zawodnik wyda mi się potencjalnym wzmocnieniem i będzie możliwość jego sprytnego ściągnięcia jak najmniejszym nakładem starań, od razu wysyłam mu propozycję kontraktu.

 

– Czyżby rewolucja? – spytał mój asystent.

 

– Jeżeli uważasz, że takie określenie pasuje, muchacho, to si. Zawziąłem się. Jeżeli mnie stąd nie wywalą na bruk, chcę tu zrobić drużynę z prawdziwego zdarzenia. Samym wściekaniem się po kolejnych zawalonych na własne życzenie bramkach i kreowaniu rywalom groźnych sytuacji pod naszą bramką nic się nie zrobi.

 

Innymi słowy, na najbliższy czas szykowało się mnóstwo ruchów transferowych w klubie, tak w jedną, jak i w drugą stronę. Jeśli tylko ktoś zawali sprawę, po sezonie musi się liczyć z kopniakiem z klubu, bo chętni na zajęcie jego miejsca i przy okazji potencjalnie lepsi, będą ustawiać się w kolejki.

 

Zupełnie jak teraz, bo przenikając wzrokiem na wskroś wszystko to, co dostarczyli mi przez cały czas scouci, upatrzyłem całą gromadę zawodników w różnym wieku, którzy sprawiali bardzo dobre wrażenie i mój faks zasuwał na najwyższych obrotach, aż obudowa była cała ciepła od nieustającej, długiej pracy. Szukałem nowych graczy na absolutnie wszystkie pozycje z wyjątkiem bramki, aczkolwiek zdolni juniorzy byli mile widziani, toteż starałem się, by latem w każdej formacji można było w kim wybierać.

 

Musiałem działać bardzo szybko, by inne kluby nie podebrały mi nikogo, dlatego już pierwszego dnia lutego przez cały dzień byłem obdzwaniany przez agentów głoszących mi złe lub dobre wieści. Naturalnie nie wszyscy uważali Rayo za wystarczająco atrakcyjną perspektywę, trudno było oczekiwać, by każdy leciał do madryckiej Villa de Vallecas w podskokach, ale i tak w przeciągu zaledwie półtorej dnia miałem zaklepanych już dziewięć kolejnych transferów na lipiec. Ogromne nadzieje na znaczne polepszenie postawy całego zespołu pokładałem w zawodnikach, którzy zjawią się w Madrycie na prawie Bosmana. Najbardziej zależało mi na lepszych niż obecni obrońcach, a takimi mieli szansę być Domenico Corti (26 l., O Ś, DP, Włochy) z Club Brugge, który wcześniej dobrze spisywał się nawet w Serie A, obiecujący Mark James (22 l., O PLŚ, Walia; 29/3) z Cardiff, doświadczony Nik Besagno (32 l., Stany Zjednoczone; 88/2) z Olympique Marsylii, Gabriele Bartolucci (26 l., O Ś, DP, Włochy; U-19) z Realu Sociedad i Brazylijczyk Rocha (27 l., O Ś, DP, Brazylia) z francuskiej Bastii.

 

Wzmocnień wymagała też i druga linia. Nową jakość z założenia mieli wprowadzić tacy gracze jak Philippe Lopez (26 l., P Ś, Francja; U-19) z Toulouse, kolega i rodak Cortiego z Brugii, nienaganny technicznie Tiziano Agostini (26 l., DP, Włochy) oraz skrzydłowy Maurício (22 l., OP P, N, Portugalia; 20/7 U-21) z Lecce. Wisienką na torcie wśród graczy ofensywnych był wszechstronny Sébastien Bakar (28 l., OP PŚ, N Ś, Francja; 18/3 U-21) z Atalanty, którego początkowo agent próbował zniechęcić do Los Vallecanos, ale Sébastien ostatecznie postanowił sprawdzić się w Hiszpanii i zaakceptował warunki umowy, która zwiąże go z klubem na stałe już za parę miesięcy.

 

 

Styczeń 2021

 

Bilans (Rayo Vallecano): 2-1-4, 12:14

Primera División: 17. [-2 pkt do Osasuny, +4 pkt nad Murcią]

Copa del Rey: Piąta runda, 2:1 i 1:3 z Deportivo; awans, Ćwierćfinał, 2:1 i 1:3 z Villarreal; out

Finanse: 22,36 mln euro (-1,58 mln euro)

Gole: Manuel López López (11)

Asysty: Gianluca Tommasi, Andés Cabrera, Óscar Rivas (po 2)

 

Bilans (Polska): 0-0-0, 0:0

Eliminacje MŚ 2022: piąta grupa [+3 pkt nad Anglią]

Puchar Konfederacji 2021: grupa B, vs. Arabia Saudyjska, Włochy, Nowa Zelandia

Ranking FIFA: 1. [=]

 

 

Ligi:

 

Anglia: Leeds United [+2 pkt]

Austria: Austria Wiedeń [+7 pkt]

Francja: AS Monaco [+15 pkt]

Hiszpania: Deportivo [+6 pkt]

Niemcy: Werder Brema [+4 pkt]

Polska: Radomiak Radom [+2 pkt]

Rosja: –

Szwajcaria: FC Basel [+0 pkt]

Włochy: Juventus Turyn [+13 pkt]

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

-

 

Reprezentacja Polski:

-

 

Ranking FIFA: 1. Polska [1383], 2. Brazylia [1231], 3. Wochy [1115]

Odnośnik do komentarza

Już mam dziewięciu na lato, z czego linię obrony będę miał całkowicie wymienioną. Wszystko jest napisane w poprzednim odcinku :>

 

--------------------------------------------------------

 

W samolocie gdzieś nad Francją zacząłem się zastanawiać kogo będzie brakowało, gdy wyląduję już w Polsce i spotkam się z piłkarzami na początku zgrupowania. Przypomniałem sobie wcześniejsze mecze towarzyskie i trafnie obstawiłem, że nie będzie śladu po Arturze Kowalczyku, którego jak zwykle w Liverpoolu zatrzymał menedżer. Zaskoczył mnie natomiast brak Adamczyka, którego szkoleniowcy do tej pory nie robili kretyńskich zagrywek, teraz zaś w Milanie postanowili pokrzyżować mi plany. I byłem zdania, że teraz to oni powinni tłumaczyć się niepocieszonym dzieciakom, których ojcowie zabrali na mecz z Egiptem, dlaczego nie zobaczą ich ulubieńca Tomka.

 

 

 

Nie wszyscy byli zresztą w odpowiedniej formie kondycyjnej, dlatego zagraliśmy niekoniecznie optymalnym składzie, ale w końcu najwyższa pora była oswajać z grą w wyjściowej jedenastce Marcina Kowalika, który wreszcie załapał się do odpowiedniej dla siebie klasy rozgrywkowej, gdyż Kowalczyk i Piotrowski przekroczyli już trzydziestkę i należało się spodziewać, że więcej niż dotychczas nie pokażą. Również na prawej obronie na zwiększenie liczby obowiązków powinien być gotowy Krzysiek Wróblewski, bo Kuba Błaszczykowski piłkarsko był już w podeszłym wieku i sam byłem pod wrażeniem, że nadal dobrze się trzyma.

 

Faworyt tego spotkania był tylko jeden i nasi wierni kibice nie brali pod uwagę innego rozwiązania, niż nasze pewne zwycięstwo. Faktycznie, różnica w klasie między nami a Egipcjanami była widoczna gołym okiem od samego początku, ale po ośmiu minutach mogłem poczuć się jak w Villa de Vallecas, ponieważ goście wyprowadzili kontrę prawą flanką, Wróblewski złym ustawieniem się zrobił miejsce Mostafie, który wtargnął w nasze pole karne i strzelił obok Wróbla, dając Egiptowi prowadzenie. Ale spokojnie, wszystko się zrobi, bez paniki. Goście z Czarnego Lądu nie zdołali nacieszyć się wynikiem zbyt długo, ponieważ już w 13. minucie rozpędzony Lemanowicz serią zwodów przeszedł Mahmouda i zawiesił piłkę nad polem bramkowym, skąd Gorząd zgarnął ją, obrócił się i pewnie skierował do bramki. Po trzech minutach sytuacja we wszechświecie wróciła do równowagi, kiedy fenomenalny Lemanowicz przebiegł z piłką pół boiska i w pełnym sprincie dośrodkował, a Piątek zastawił się przed defensorem i rąbnął z półwoleja, tak że bramkarz ani drgnął i objęliśmy prowadzenie. Równo dziesięć minut później mój imiennik cieszył się po raz drugi, gdy doszedł do świetnego crossa od Szymańskiego i ładnym szczupakiem wpakował go w okienko bramki Hassana.

 

Już w przerwie zacząłem przeprowadzać zmiany, a wchodzący na boisko Pawlak po zaledwie czterdziestu ośmiu sekundach gry otrzymał żółtą kartkę, co nie wyglądało najlepiej. Jednak w końcu mogłem puścić to w niepamięć, bo nie tylko Marcin nie szukał drugiego "żółtka", ale w 59. minucie przesunięty na lewe skrzydło Lemanowicz popisał się dobrym przechwytem i fantastycznym zagraniem w uliczkę do Gorząda, który efektownie i z profesorskim spokojem przelobował wychodzącego z bramki Hassana, ustalając wynik meczu. Zatem nowy rok w Chorzowie powitaliśmy w swoim stylu, a w ostatnich trzech spotkaniach towarzyskich zdołaliśmy podtrzymać średnią czterech goli na mecz.

03.02.2021, Stadion Śląski, Chorzów, widzów: 33 261; TV

TOW Polska [1.] – Egipt [38.] 4:1 (3:1)

 

8' H. Mostafa 0:1

13' G. Gorząd 1:1

16' R. Piątek 2:1

26' R. Piątek 3:1

59' G. Gorząd 4:1

 

Polska: M.Wróbel 7 – K.Wróblewski ŻK 7 (78' A.Brzeziński 7), M.Kowalik 8, M.Piotrowski 9, D.Fornalik 8 – T.Lemanowicz 9, R.Piątek 9 (67' M.Kwiatkowski 7), P.Szymański 7 (67' G.Owczarek 7), M.Machnikowski 7 (46' M.Brodecki 7) – G.Gorząd 9 (72' K.Malinowski 6), Ł.Socha 7 (46' M.Pawlak ŻK 7)

 

GM: Rafał Piątek (DP, Polska) - 9

Odnośnik do komentarza

Trzeciego lutego skończyła się przerwa na cieszenie się świetną grą mojego reprezentacyjnego zespołu; teraz należało powrócić do Hiszpanii i skupić się na przygotowaniach zespołu klubowego, czyli Rayo, do ciężkiego meczu z liderującym w La Liga Deportivo. Czując, że jest tak źle, że właściwie nie mamy nic większego do stracenia, raz jeszcze przemeblowałem skład, wracając m.in. do konfiguracji defensywy z pierwszych spotkań pod moją wodzą, z wyjątkiem eksperymentu z Williamem jako partnera Fernández Garcíi. W lutym popołudnia w Madrycie były już tak ciepłe, jak w krajach Europy Środkowej ciepły jest przy dobrych układach kwiecień, więc niedługo przed godziną siedemnastą Moriente wprowadził pod ramię Teresę Rivero na jej stałe miejsce w loży, a ja mogłem tylko trzymać kciuki, byśmy zaprezentowali się tak, by oglądanie nas w akcji nie zaszkodziło jej.

 

Zaszkodzić nie zaszkodziło, po 90 minutach widziałem, jak pogawędziła parę minut z Javierem, zanim ten udał się z nią w stronę wyjścia z trybun, ale nie oznaczało to, że mieliśmy się z czego cieszyć. Co prawda raz w ostatnim czasie pokonaliśmy Deportivo u siebie, ale był to pojedynek w Copa del Rey, którego lider Primera División mógł nie traktować tak bardzo poważnie, jak ligi, więc spodziewałem się, że tym razem nie ma co liczyć na drugi cud. I faktycznie, goście szybko wzięli się do roboty, tak że już po dziesięciu minutach koszmarnych błędów w obronie mieliśmy na koncie tyle, że reprezentacja Polski mogłaby nimi obdzielić dwa ostatnie turnieje razem wzięte i połowę ostatnich eliminacji na dokładkę. W ataku radziliśmy sobie co najwyżej miernie, a na powierzchni utrzymywał nas jedynie Mendoza w bramce, który robił co mógł, by udowodnić mi, że mój poprzednik niesłusznie trzymał go na trybunach; przyznam, że postawa Eduardo bardzo mi imponowała.

 

Być może zdołałby skończyć mecz z czystym kontem i zgarnąć nagrodę dla zawodnika meczu, tyle że niestety nasza defensywa była w takiej rozsypce, że błędów i okazji dla Deportivo było po prostu za dużo, by nic nie wpadło. A wpadło w najgorszym możliwym momencie, bo w ostatniej akcji pierwszej połowy, kiedy Fernández García zawalił pojedynek główkowy z Prieto, który strącił piłkę w kierunku dalszego słupka, nie dając Mendozie szansy zdążyć z interwencją.

 

Bramka do szatni nas pogrążyła, w drugiej połowie nie potrafiliśmy już nic zrobić, a wobec tego, że Murcia zremisowała na wyjeździe z Albacete, nasza przewaga nad strefą spadkową stopniała do trzech punktów. Najgorsze, że do letniej sesji transferowej miałem związane ręce i nasze utrzymanie w Primera División, jak sądziłem, zależało tylko od łutu szczęścia lub nagłego napływu wiary zawodników we własne możliwości. Sad but true.

07.02.2021, Estadio Nuevo Vallecas Teresa Rivero, Madryt, widzów: 43 808

PD (23/38) Rayo Vallecano [17.] – Deportivo [1.] 0:1 (0:1)

 

45+1' J. Prieto 0:1

 

Rayo Vallecano: E.Mendoza 7 – Amaral 7, F.Fernández García ŻK 6, William ŻK 6, G.Tommasi 6 – Ó.Vega 6 (65' J.Arias 6), M.Maldonado 7 (72' H.Yamada 6), Coelho 7, D.Barragán ŻK 7 – Ador 6 (46' L.Caicedo 6), Ó.Rivas 7

 

GM: Jackson (O/DBP P, Deportivo) - 9

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...