Skocz do zawartości

Liczy się tylko dobra zabawa


scierko

Rekomendowane odpowiedzi

Nie wiem jak to się stało, byłem w takim szoku, że już nie mogłem więcej pisać wczoraj ;)

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

W ostatnim meczu w tym sezonie w lidze gościliśmy na własnym stadionie Portsmouth. Biorąc pod uwagę, że ledwie co wróciliśmy z Ukrainy, musiałem zmodyfikować nieco wyjściową jedenastkę. Mimo wszystko, zwłaszcza lekkiego zmęczenia, ponownie na murawę od pierwszych minut wybiegł Arek Piech, który zresztą otworzył wynik meczu w 21. minucie gry! Dobrą piłkę Polakowi dograł Janos Molnar, a Arek minął Tala Ben-Haima, po czym uderzeniem po długim rogu w okienko, zdobył swoją 60 bramkę w tym sezonie w lidze. Jak się później okazało, na tej cyfrze zegar strzelecki Piecha stanął. Zbyt długo prowadzeniem się nie cieszyliśmy, bo już dziesięć minut później do wyrównania doprowadził Liam Lawrence. O połowę tego czasu, co dzielił dwie pierwsze bramki, mniej potrzebował Anderson, aby po raz drugi już tym spotkaniu dać nam prowadzenie! Brazylijczyk zdobył ładnego gola, uderzając technicznie z szesnastki. Tym samym na przerwę schodziliśmy prowadząc 2:1.

 

Druga część gry toczyła się – aż wstyd to przyznać – pod dyktando gości. Głównie się broniliśmy, od czasu do czasu wyprowadzając tylko jakąś kontrę. Na szczęście dobrze bronił Bartek Białkowski, któremu w tym sezonie zawdzięczamy nie jeden punkt. W 69. minucie w końcu musiałem ściągnąć z murawy Arka Piecha, którego zastąpił jego młodszy kolega, Paweł Gmitrzuk. 17-latek dał świetną zmianę, rozruszał trochę naszą grę, a w samej końcówce meczu zdobył gola na 3:1! Kilka minut po tym zdarzeniu sędzia odgwizdał koniec meczu. Wygraliśmy. Liga się skończyła. Teraz czeka nas... Premier League!

 

Białkowski – Clarke, Nyatanga, Spiranovic, Krychowiak – Fox, Anderson, Fleck (McCallion 69') – Pinhel, Molnar, Piech (Gmitrzuk 69')

 

Championship – 46. kolejka – 12.05.2013 r.

[1.] Coventry 3 : 1 Portsmouth [7.]

Piech 21' [1:0]

Lawrence 31' [1:1]

Anderson 36' [2:1]

Gmitrzuk 87' [3:1]

 

Widzów – 32604

MoM – Anderson [7.7]

Odnośnik do komentarza

Po wielu sensacyjnych pojedynkach, po miesiącach zmagań na europejskie arenie, w końcu nadszedł czas na ostatni punkt na drodze zwanej Ligą Europy. Pewne przed meczem było tylko jedno, a mianowicie, że tytułu nie obroni mediolański Inter. Co prawda była szansa, że trofeum ponownie zawita do Włoch, ale nie zamierzaliśmy się przed Napoli położyć i błagać o jak najniższy wymiar kary. Miałem zamiar zwyciężyć, a chłopaki mieli dać z siebie wszystko co najlepsze, bo taki sezon jak ten zdarza się raz na... ileś tam lat. Wielki finał Ligi Europy, Amsterdam ArenA wita, zaczynamy!

 

Przez pierwsze pięć minut na boisku nic się nie działo, obie drużyny rozpoznawały się nawzajem. W końcu moi podopieczni zdecydowali się odważniej zaatakować, na bramkę Napoli uderzył Arek Piech, lecz niestety piłka przeszła jedynie obok słupka. Kilka minut później z prawej strony boiska piłkę w pole karne dośrodkował Jessim Mahaya, głową uderzył Arek Piech, lecz strzał Polaka w fantastycznym stylu obronił Morgan De Sanctis. Graliśmy bardzo dobrze, w momencie gdy po raz pierwszy Bartosz Białkowski musiał interweniować po strzale Włochów – na zegarze była 21. minuta – my mieliśmy na koncie cztery próby, a w dodatku posiadanie piłki na poziomie 68%! Cztery minuty później fantastycznym rajdem popisał się Arek Piech, minął dwóch rywali, tyle że ponownie uderzył tuż obok słupka bramki Napoli. Niewykorzystane sytuacje się mszczą niestety, to okrutne, ale prawdziwe. Minutę po akcji Arka Piecha na bramkę Bartka Białkowskiego uderzył Antonio Candreva. Polak piłkę odbił przed siebie, moi obrońcy nie zdążyli z interwencją, z czego skorzystał Marek Hamsik, pakując piłkę do pustej bramki. W dodatku chwilę później urazu nabawił się Emmanuel Frimpong, którego zastąpił David Fox. Do końca pierwszej połowy niestety to Napoli dyktowało warunki gry. Dwukrotnie w tym czasie uderzał z dystansu Marek Hamsik, ale oba strzały Słowaka minęły naszą bramkę w bezpiecznej odległości. Nastała przerwa, przegrywaliśmy więc – raczej niezasłużenie – 0:1.

 

Wierzyłem, że uda nam się dogonić Napoli w drugiej połowie, a może jedynie chciałem wierzyć? Niesamowicie blisko wyrównania byliśmy w 59. minucie gry, lecz kapitalną szansę zaprzepaścił Arek Piech, ekspediując piłkę w trybuny... strzałem z pięciu metrów. Po raz pierwszy w drugiej części gry Włosi zagrozili naszej bramce dopiero w 73. minucie, a futbolówka po uderzeniu Valona Behramiego wylądowała w trybunach. Chwilę po próbie Szwajcara przeprowadziłem podwójną zmianę, licząc na to, że powiew świeżości zmieni coś w naszej grze na lepsze. Tak też się stało, choć nie za sprawą zmienników. W 76. minucie gry z rzutu wolnego piłkę w pole karne dośrodkował Paweł Gmitrzuk, a gola uderzeniem głową zdobył Lewin Nyatanga! Tym samym Walijczyk odkupił winy za czerwoną kartkę, którą poważnie osłabił nas w pierwszym meczu z Dniprem. Przez resztę czasu my stworzyliśmy sobie jedną stuprocentową sytuację, a Włosi dwie, bramki jednak nie padły. Sędzia odgwizdał koniec regulaminowego czasu gry, czekała nas zatem dogrywka.

 

Pierwszą groźną sytuację w dogrywce stworzyli sobie piłkarze Napoli, w 100. minucie meczu. Rajd prawym skrzydłem przeprowadził Edinson Cavani, dograł w pole karne do Josipa Ilicicia, a ten przegrał pojedynek jeden na jeden z Bartkiem Białkowskim! Polak fantastycznie obronił strzał Słoweńca, ręce same składały się do oklasków. Dwie minuty później Polak po raz kolejny uratował nas przez utratą gola, tym razem broniąc potężne uderzenie Marka Hamsika, który w 105. minucie sprowokowało rzut wolny, po którym zdobyliśmy gola na 2:1! Asystę zaliczył – ponownie – Paweł Gmitrzuk, a z gola – ponownie – cieszył się Lewin Nyatanga! Po pierwszej części dogrywki prowadziliśmy więc z Napoli 2:1.

 

Od fety dzielił nas zaledwie, ale zarazem aż kwadrans gry. Tak jak można było się spodziewać, Włosi od początku nas zaatakowali, a pierwszy swoich sił spróbował uderzając z ostrego konta – niecelnie – Josip Ilicic. Następnie w 117. minucie doskonałą okazję na wyrównującego gola zmarnował Edinson Cavani, strzelając wprost w naszego bramkarza. To by było na tyle! Sędzia doliczył minutę, minęła, po czym zakończył spotkanie! Udało się, niesamowite, udało! Wygraliśmy Ligę Europy!

 

Białkowski – Naughton, Rogalski, Cameron, Nyatanga – Krychowiak – Frimpong [+] (Fox 28'), McKee (Anderson 74') – Gmitrzuk, Mahaya (Kjaeve 74') Piech

 

Liga Europy – Finał – 21.05.2013 r.

[ENG] Coventry 2 : 1 Napoli [iTA]

Hamsik 27' [0:1]

Nyatanga 76' [1:1], 105' [2:1]

 

Widzów – 52960

MoM – Lewin Nyatanga [9.2]

Odnośnik do komentarza

Przepraszam ;P Nie wiem, może nas nie doceniają. Finał był cholernie wyrównany, wygraliśmy dzięki stałym fragmentom i odrobinie szczęścia ;)

----------------

Po kolejnej wpadce – Belgia przegrała u siebie z Serbią 2:0 – na bruk wyrzucony został Georges Leekens. Zgłosiłem się na selekcjonera, a kilka dni później przyszła oferta pracy. Przyjąłem ją, choć przede mną bardzo trudne, wręcz niewykonalne chyba zadanie. Obecnie mamy... ledwie 4 punkty. Do końca eliminacji pozostały cztery mecze, z czego aż trzy rozegramy na wyjeździe. Liderów jest dwóch – Serbia i Szkocja mają na swoim koncie po 10 punktów. W teorii więc, jakbyśmy wszystkie mecze wygrali, to może uda nam się zająć drugie miejsce w grupie. Kadrę przecież mam szeroką i znakomitą, klasa światowa. Cóż, się zobaczy jak to będzie. W roli selekcjonera Belgii zadebiutuję 7 września, na wyjeździe zmierzymy się z Macedonią.

 

Podsumowanie sezonu 2012/2013:

 

Angielska Championship

Król strzelców – Arek Piech (Coventry)

Najlepszy asystent – Jason Puncheon (Reading)

Menedżer sezonu: Ja (Coventry)

 

Polska Ekstraklasa

Król strzelców – Olsxandr Gladkyi (Lech)

Najlepszy asystent – Martin Milec (Polonia W.)

Puchar Polski – Lechia 0 : 1 Legia

Awans: Cracovia oraz Piast

 

Angielska Premier League

Król strzelców – Olivier Giroud (Arsenal)

Najlepszy asystent – Jack Wilshere (Arsenal)

Carling Cup – Coventry (d.) 2 : 0 Swansea

FA Cup – Blackburn 1 : 2 Sunderland

Awans: Coventry, Reading oraz Swansea

 

Hiszpańska La Liga

Król strzelców – Fernando Llorente (Athletic)

Najlepszy asystent – Nuri Sahin (Real Madryt), Borja Valero (Villarreal)

Copa del Rey – Valencia 5 : 2 Granada

Awans: Betis, Almeria oraz Celta Vigo

 

Włoska Serie A

Król strzelców – Edinson Cavani (Napoli)

Najlepszy asystent – Darko Lazovic (Parma)

Coppa Italia – Genoa 0 : 3 Juventus

Awans: Empoli, Torino oraz Grosseto

 

Niemiecka Bundesliga

Król strzelców – Eren Derdiyok (Hoffenheim)

Najlepszy asystent – Urby Emanuelson (Hoffenheim)

DFB-Pokal – Bayern 1 : 1 (k.) Ingolstadt

Awans: Bochum, Hertha oraz Nurnberg

 

Francuska Ligue 1

Król strzelców – Emmanuel Adebayor (Lyon)

Najlepszy asystent – Javier Pastore (PSG)

Coupe de Fance – Nantes (d.) 3 : 2 Monaco

Awans: Lens, Caen oraz Bastia

 

Holenderska Eredivisie

Król strzelców – Alexander Gerndt (Utrecht)

Najlepszy asystent – Ryan Koolwijk (NEC)

KNVB Beker – Ajax (k.) 2 : 2 Alkmaar

Awans: Heracles, FC Oss oraz Den Bosch

 

Portugalska Liga Sagres

Król strzelców – Orlando Sa (Academica)

Najlepszy asystent – Jean-Philippe Sabo (Academica)

Taca de Portugal – Porto 1 : 2 Benfica

Awans: Belenenses oraz Feirense

 

Liga Mistrzów

Barcelona 2 : 1 Leverkusen

Złoty but – David Villa (Barcelona)

Najlepszy piłkarz – Leo Messi (Barcelona)

 

Liga Europy

Coventry (d.) 2 : 1 Napoli

Odnośnik do komentarza

Co prawda, to prawda ;)

------------------------------

Podsumowanie – Coventry – sezon 2012/2013

 

Bramkarze:

Bartek Białkowski

Kevin Crepel

 

Sprowadzając do klubu Bartka Białkowskiego byłem pewien, że sobie poradzi, ale nie spodziewałem się, że będzie grał tak dobrze. Polak niejednokrotnie ratował nam w tym sezonie punkty, za co jestem mu solennie wdzięczny. Dodatkowo obronił kilka karnych, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że chcę postawić na niego w Premier League. Zresztą już postanowiłem, Bartek w przyszłym sezonie wciąż będzie numerem jeden.

 

Co do rezerwowego Kevina Crepela, to nie mogę zbyt wiele o nim powiedzieć. Zagrał w jednym pucharowym meczu, puścił dwa gole, i to by było na tyle. Jaka jest jego przyszłość? Jeszcze nie wiem, albo zostanie na ławce, albo zawita w rezerwach.

 

Obrońcy boczni:

Kyle Naughton

Jordan Clarke

Mikko Sumusalo

Patryk Rogalski

Tomas Hendrych

 

Chyba nikt się nie zdziwi gdy stwierdzę z całym przekonaniem, że najbardziej udany rok ma za sobą Kyle Naughton. Za Anglika latem zapłaciliśmy równe 2 miliony, ale tak jak się spodziewałem, opłacało się. Grał świetnie, w tyłach i do przodu. Strzelił nawet bramkę, zaliczył pięć asyst. Może i mógł zdobyć się na trochę więcej kluczowych podań, ale to zależne jest od taktyki, czy boczni obrońcy mają swobodę w ofensywie czy nie. U mnie wygląda to 50/50, nie mogą przesadnie szarżować, ale od czasu do czasu mają oskrzydlać. Cóż, Kyle z pewnością w przyszłym sezonie będzie naszym podstawowym zawodnikiem.

 

Na lewej obronie głównie występował Patryk Rogalski. Młodziutki, niedoświadczony Polak poradził sobie na zapleczu Premier League, lecz najlepsza liga świata, to w tej chwili dla niego chyba za wysokie progi. Zostanie co prawda w pierwszej drużynie, ale będę musiał latem poszukać jakiegoś innego podstawowego lewego obrońcy, Patryk będzie rezerwowym.

 

Co do reszty piłkarzy, to: Jordan Clarke trochę spotkań rozegrał, zazwyczaj spisywał się bez zarzutu. Zaliczył aż cztery asysty. Pewnie zostanie z nami na kolejny sezon, ponownie w roli rezerwowego. Mikko Sumusalo wraz z końcem wakacji zostanie wystawiony na listę transferową, a nuż ktoś się skusi. Prostymi słowy – nie ma już dla niego miejsca w Coventry.

 

Obrońcy środkowi:

Nathan Cameron

Lewin Nyatanga

Matthew Spiranovic

Mateusz Kuzmicki

Gustav Olsson

 

Podstawową parę stoperów w tym sezonie tworzyli Nathan Cameron oraz Lewin Nyatanga. Obaj grali wyśmienicie, gdybym jednak miał wybierać tego najlepszego, to powiedziałbym, że... odrobinę bardziej wdzięczny za ten sezon jestem Walijczykowi. Dlaczego? Za te dwa gole w finale Ligi Europy, gdyby nie on pucharu też pewnie by nie było. Nie muszę chyba mówić, że obydwoje zostają z nami na kolejny sezon.

 

Rezerwowymi zazwyczaj byli Mateusz Kuzmicki i Matthew Spiranovic. Co do pierwszego, to zawiodłem się strasznie. Dawałem mu tyle szans, a on zawsze coś zjebał. Jak nie tracił głupio piłki przez co traciliśmy gole, to strzelał samobója. Trochę lepiej grał Matthew Spiranovic, ale tylko trochę. Mateusz najprawdopodobniej zostanie przesunięty do rezerw, a Australijczyk latem nas opuści. Premier League to dla nich obu za wysokie progi.

 

Gustav Olsson. Młody, zdolny, dobrze rokuje na przyszłość. Mam plan, aby zostawić go w pierwszej drużynie, jako tego „4” stopera. Musi zbierać doświadczenie, żeby za jakiś czas zacząć poważnie walczyć o wyjściową jedenastkę.

 

Pomocnicy środkowi:

David Fox

Emmanuel Frimpong

Joe McKee

Anderson

Rafał Wolski

Nicolai Christensen

Grzegorz Krychowiak

 

W destrukcji królował Grzesiu Krychowiak. Polak grał wyśmienicie w tym sezonie, oby także i w następnym utrzymał tak wysoką dyspozycję. Tak jak w przypadku Kyle'a Naughtona, 2 miliona zostały solidnie zainwestowane. Grzesiek zdobył przez cały sezon tylko jedną bramkę, ale jakże ładną i ważną. Doprowadził do wyrównania w pierwszym ćwierćfinałowym meczu z Lille, dając tym samym pozytywnego kopa reszcie drużyny, dzięki czemu ostatecznie wygraliśmy na The Ricoh Arena 2:1. Krychowiak ma więc niepodważalną pozycję w drużynie, pewnie na lata.

 

David Fox, Emmanuel Frimpong i Joe McKee – tych trzech piłkarzy grało najczęściej, ale jednocześnie najlepiej. Szkoda, że Ghańczyk już niedługo będzie musiał wrócić do Londynu, niestety nie stać nas na jego wykupienie z Arsenalu. David natomiast latem prawdopodobnie nas opuści, jakoś nie wyobrażam go sobie na poziomie Premier League. Pozostał więc już tylko Joe. Ach, co ten chłopak potrafi, to się w głowie nie mieści. Żywe techniczne srebro, że tak powiem. Strzelił kilka goli z wolnych, kilka z karnych, ogólnie uzbierało się tego siedem trafień. Zaliczył 17 asyst. W przyszłym sezonie pewnie do pierwszego składu się nie przebije, ale będzie niesamowicie wartościowym rezerwowym.

 

Co do reszty, to: Rafał Wolski długo zawodził, aż w końcu odpalił w końcówce sezonu. Zdobył kilka goli, asystował. Nie powiem, uciekł spod gilotyny, bo gdyby nie ta świetna gra w marcu, kwietniu i maju, to raczej byśmy się pożegnali. A tak zasłużył sobie, aby pozostać w drużynie, choć z całą pewnością wciąż będzie jedynie rezerwowym. Nie wiem jeszcze co zrobię z Andersonem. Jakoś mnie nie przekonuje, choć w liczbach wygląda nieźle – 6 goli i 4 asysty. Zobaczy się jeszcze... albo zostanie, albo go sprzedam. Wóz albo przewóz – jak to mówią.

 

Skrzydłowy:

John Fleck

Hakon Kjaeve

Vedran Vinko

Janos Molnar

Paweł Gmitrzuk

Colin Tait

 

Jak ja cholernie żałuję, że John Fleck doznał tej poważnej kontuzji, bo ona praktycznie rozwaliła Szkotowi cały sezon. Kiedy jeszcze był zdrowy, to grał znakomicie. Po przejściu rehabilitacji nie mógł odnaleźć jednak formy sprzed urazu, co daje mi dużo do myślenia. Możliwe, że wystawię go na listę transferową, a jeśli ktoś się zainteresuje, to John nas latem opuści.

 

Słowacki skrzydłowy Vedran Vinko był obok Arka Piecha naszym najskuteczniejszym graczem, choć zdobył osiem razy miej bramek od Polaka... Trochę to śmieszne, ale prawdziwe. Dodatkowo zaliczył 18 asyst, to trochę poprawia mu statystyki. Mimo tego jestem bardzo z niego zadowolony, bo dużo szarpał, wiele dawał drużynie w ofensywie. Czy poradzi sobie w Premier League? Mam małe wątpliwości. Ogólnie planuję ściągnąć dwóch nowych podstawowych skrzydłowych, więc Słoweniec z nami zostanie, ale zapewne siądzie tym samym na ławce rezerwowych.

 

Już w tym sezonie wielkie firmy ostrzyły sobie ząbki na Pawła Gmitrzuka, aż się boję pomyśleć co będzie za kilka miesięcy, gdy to rozpoczniemy rywalizację w Premier League. Może i Polak zdobył mało goli, ale narobił to asystami, których nazbierał 13. Ma chłopak talent, chce go oszlifować, aby powstał prawdziwy piłkarski diament.

 

Janos Molnar także ma przed sobą piękną przyszłość, ale nie wiem, czy akurat w Coventry. Pod koniec sezonu zaczął mnie denerwować naciskami na nowy kontrakt, chciał zarabiać coś w okolicach 15 tysięcy tygodniowo! Zabawny Węgier. Cóż, planuję go wypożyczyć, aby nie psuł atmosfery w drużynie.

 

Napastnicy:

Arek Piech

Luis

Jessim Mahaya

Alexis Pozidis

 

Pan AK-47 zdobył w tym sezonie łącznie aż... 85 goli. To się w głowie nie mieści, wydaje się niemożliwe, ale to prawda. Arek Piech pobił wszelkie rekordy jakie były do pobicia. Został Królem Strzelców Championship, a także Ligi Europy! Z każdym miesiącem jego cena rosła, a obecnie jest wart aż 9 milionów. Ciekawe jak sobie Arek poradzi w najlepszej lidze świata, ciekawe...

 

Zbyt wiele o reszcie piłkarzy powiedzieć się nie da. Jessim Mahaya grał raz na skrzydle, raz na szpicy, ale nigdzie nie zachwycał, choć muszę przyznać, że kilka ważnych goli strzelił. Luis i Alexis Pozidis natomiastto jeszcze młode chłopaki. Mają talent, a przed sobą świetlaną przyszłość, ale muszę jeszcze nad sobą dużo popracować.

Odnośnik do komentarza

Transfery z klubu:

- John Fleck Bolton (3,8 mln. euro)

- Mikko Sumusalo Bochum (1,8 mln. euro)

- Jessim Mahaya Valladolid (wypożyczenie – 1 mln. euro)

- Matthew Spiranovic Mallorca (2,4 mln. euro)

- David Fox Blackpool (3,7 mln. euro)

- Janos Molnar Birmingham (wypożyczenie)

 

Jak widać zbyt wielu piłkarzy od nas nie odeszło. Pozbyłem się jedynie tych, którzy byli za słabi na rywalizację w Premier League. Wyjątek stanowi jedynie Janos Molnar, marudzący Węgier, którego postanowiłem wypożyczyć do Birmingham. Może jeśli spędzi jeszcze jeden rok w Championship, to sodówka, która uderzyła mu do głowy, zniknie tak szybko jak się pojawiła. Szczerze na to liczę, bo chłopak ma wielki talent, szkoda byłoby go zmarnować. Najwięcej zarobiliśmy na Johnie Flecku, który za sumę 3,8 miliona euro przeniósł się do jednego z naszych ligowych rywali, Boltonu. Ledwie 100 tysięcy mniej na nasze konto wpłynęło za Davida Foxa, który w tym sezonie będzie reprezentował barwy Blackpool. Niestety nikt nie chciał wyłożyć gotówki na Jessima Mahayę, tak więc wypożyczyłem Francuza z opcją pierwokupu do hiszpańskiej Mallorki. Łącznie na tych wszystkich transferach zarobiliśmy 12,75 miliona, całkiem nieźle, choć liczyłem na więcej.

 

Transfery do klubu:

- Derek Vince (Burnley – 1,6 mln. euro)

- Rodney Strasser (Milan – wolny transfer)

- Vincent Roos (Genk – wolny transfer)

- Goran Pandev (Napoli – 2,1 mln. euro )

- Eugen Polański (Leverkusen – 900 tys. euro)

- Atila Turan (Sporting – 1,6 mln. euro)

- Bakary Kone (Lyon – 3,1 mln. euro)

- Simone Pepe (Juventus – 2,2 mln. euro)

- Paweł Brożek (wolny transfer)

 

Tak jak zapowiadałem, sprowadziłem dwóch nowych podstawowych skrzydłowych. Po prawej stronie boiska od tej pory hasać będzie Simone Pepe. Doświadczony Włoch w poprzednim sezonie był wypożyczony do niemieckiego Leverkusen, gdzie grał całkiem nieźle – zdobył 5 bramek i zaliczył 4 asysty. Tym razem Juventus postanowił pozbyć się Simone definitywnie, a ja go przygarnąłem za śmieszne 2,2 miliona. O 100 tysięcy mniej wykosztował nas inny piłkarz, który także przybył do nas z Włoch, a mianowicie Goran Pandev. Macedończyk ma grać na lewym skrzydle, liczę, że będzie jedną z najjaśniejszych postaci w mojej drużynie. Musiałem wzmocnić środek pola, tak więc zatrudniłem trzech nowych pomocników – Eugena Polańskiego, Rodneya Strasser oraz młodziutkiego Anglika Dereka Vince. Zapowiadałem także, że sprowadzę do klubu podstawowego lewego obrońcę. Miałem na oku Urby'ego Emanuelsona, lecz nie było nas niestety na Holendra stać. Ostatecznie sprowadziłem za 1,6 miliona 21-letniego Francuza Atile Turana. Najbardziej cieszy mnie natomiast fakt, że moi nowym podopiecznym został Bakary Kone. Reprezentant Burkina Faso to świetny piłkarz, aż dziw bierze, że Lyon postanowił się go pozbyć, zwłaszcza za takie grosze. Ostatnim piłkarzem jakiego sprowadziłem przed rozpoczęciem okresu przygotowawczego był Paweł Brożek, który ma być alternatywą dla Arka Piecha, gdyby temu coś się stało. Oprócz wymienionych, dołączyło do nas jeszcze kilku zdolnych młodzieżowców, o których jeśli będą się prężnie rozwijać, pewni niedługo usłyszycie.

 

Spotkania towarzyskie:

Coventry 2 : 0 MK Dons (Pandev, Piech)

Coventry 2 : 0 Charlton (McKee, Polański)

Coventry 3 : 0 Preston (Nyatanga, Strasser, Piech)

Coventry 6 : 0 Grimsby (Piech x3, Nyatanga, Pepe, Strasser)

Coventry 1 : 0 Vitesse (Piech)

Coventry 3 : 1 Colchester (Pepe, Piech, sam.)

Coventry 2 : 0 Kilmarnock (Vince, Piech)

Coventry 10 : 0 Cradley (Pepe x4, Polański x3, Piech x2, Pandev)

Odnośnik do komentarza

Ależ nie mogłem doczekać się tego momentu. Dni dłużyły mi się niemiłosiernie na budowie nowej, mam nadzieję silniejszej drużyny, aż w końcu nadszedł – wyczekiwany od pokoleń – 19 sierpnia. Tego właśnie słonecznego dnia inaugurowaliśmy rozgrywki Premier League. Znaczy jedynie w naszym wykonaniu, bo reszta stawki już jest „po”, my swój mecz rozgrywaliśmy w poniedziałek. Za rywala mieliśmy Tottenham, z którym to w zeszłym sezonie – gdy jeszcze graliśmy w drugiej lidze – spotkaliśmy się trzykrotnie (dwa zwycięstwa i porażka). Pucharowe mecze to jednak nie to samo co liga, inne podejście i tak dalej, tak więc obawiałem się, czy aby nie ośmieszymy się już w pierwszej kolejce. Chowając swoje złe myśli do kieszeni, ustaliłem wyjściową jedenastkę, po czym nadszedł czas na spektakl...

 

Spotkanie rozpoczęło się – co wcale nie dziwi – od ataków w wykonaniu gospodarzy. My natomiast próbowaliśmy jak najszybciej odebrać im piłkę – co niestety nie wychodziło nam najlepiej – aby wyprowadzić jakąś szybką i zabójczą kontrę. Pierwszy strzał w tym meczu oddał w 7. minucie Giovani dos Santos. Siatka zatrzepotała, ale na szczęście Meksykanin trafił tylko w jej boczną część. Moi podopieczni odważniej zaatakowali kilka minut później, jednak akcja zakończyła się faulem w ofensywie Simone Pepe. Dosłownie kilkadziesiąt sekund po wyczynie Włocha pod tytułem „Gdzie? Gdzie te ręce? Gdzie? Gdzie te ręce” (skojarzcie z pewną piosenką), straciliśmy pierwszego gola w tym sezonie. Na listę strzelców wpisał się nowy nabytek Kogutów – Wilfried Zaha. Graliśmy źle, lepiej tego się ująć chyba nie da. Kolejną bramkę straciliśmy – albo strzeliliśmy, zależy jak na to spojrzeć – już osiem minut później. Mniej więcej było to tak: do piłki wyszedł i chciał ją złapać Bartek, do futbolówki doszedł i chciał ją wybić Kyle Naughton, a ostatecznie po strzale głową mojego prawego obrońcy piłka przelobowała Białkowskiego... i wpadła do siatki. Na zegarze była 22. minuta, a my wciąż byliśmy bez choćby niecelnego strzału na bramkę Tottenhamu! Jak już jednak zaatakowaliśmy, to zabójczo skutecznie. Pięć minut przed upływem pół godziny gry kapitalną piłkę za linię obrony do Arka Piecha dograł Grzesiu Krychowiak, a Pan AK-47 po profesorsku zdobył swojego pierwszego gola w tym sezonie! Pojawiła się więc malutka iskierka nadziei, która z każdą upływającą minutą dawała co raz mniej światła. Przez resztę tej części gry wiele ciekawego się nie działo. Goście oddali jeden strzał (z rzutu wolnego Luka Modrić nad bramką) i my też oddaliśmy jeden strzał (Rodney Strasser z szesnastki wysoko w trybuny). Do przerwy więc przegrywaliśmy na inaugurację z Tottenhamem 1:2.

 

Druga połowa rozpoczęła się dla nas fatalnie. Już pięć minut po wznowieniu gry, w pierwszej akcji w ogóle, gola zdobył szybki Ukrainiec – Andriy Yarmolenko. Musiałem jakoś zareagować, więc trochę pobawiłem się ustawieniem swojej drużyny. Czy zmiany w taktyce pomogły? Powiedzmy, że trochę. Miejscowi mieli większe problemy ze stworzeniem akcji, a my w końcu coś tam w ofensywie zdziałać nieudolnie próbowaliśmy. Bardzo blisko zdobycia gola kontaktowego w 66. minucie był Arek Piech. Polak wyszedł sam na sam z bramkarzem Tottenhamu, uderzył po ziemi, a piła odbiła się od cholernego słupka i wyszła poza boisko. Minutę później przed znakomitą szansą stanął Simone Pepe, lecz spierdzielił ją niemiłosiernie, uderzając wprost w goalkeepera Kogutów. Minęła kolejna minuta – tak atakowaliśmy sobie co 60 sekund – na wolne pole piłkę dostał Arek Piech, ale był w nie najlepszej pozycji, zbytnio z boku. Mimo tej niedogodności Polak huknął z całej siły, a piłka wpadła w okienko bramki Declana Rudda! Ależ to był gol, stadiony świata, piłkarska poezja. Nie muszę chyba mówić, że cieszyłem się jak dziecko które dostało lizaka, w końcu do remisu wcale nam tak wiele nie brakowało, a czasu na zdobycie bramki mieliśmy jeszcze sporo. Niemożliwego dokonaliśmy na dziesięć minut przed zakończeniem meczu! Z rzutu rożnego piłkę na krótki słupek dośrodkował Simone Pepe, a gola uderzeniem głową zdobył niepilnowany Arek Piech! Hat-trick w debiucie w najlepszej lidze świata, ach ten mój Aruś. Zaraz potem dokonałem podwójnej zmiany, wpuszczając na boisko między innymi Pawła Brożka. Ten mógł zaliczyć istne wejście smoka, ponieważ kilkadziesiąt sekund po wbiegnięciu na murawę, dograł prostopadłą piłkę od Arka Piecha, który niestety przegrał pojedynek jeden na jeden z bramkarzem Tottenhamu. Była to ostatnia stuprocentowa okazja w tym meczu, biorąc pod uwagę obie ekipy. Po heroicznym boju, szalonej gonitwie, zremisowaliśmy więc na inaugurację sezonu na White Hart Lane z Tottenhamem 3:3.

 

Białkowski – Naughton, Turan, Kone, Nyatanga – Krychowiak – Polański (Vince 82'), Strasser (McKee 53') – Pepe, Pandev (Brożek 82') – Piech

 

Premier League – 1. kolejka – 19.08.2013 r.

[x.] Tottenham 3 : 3 Coventry [x.]

Zaha 12' [1:0]

Naughton sam. 20' [2:0]

Piech 25' [2:1], 68' [3:2], 80' [3:3]

Yarmolenko 50' [3:1]

 

Widzów – 36310

MoM – Arek Piech [9.5]

Odnośnik do komentarza

Wszyscy chcą wykupić ode mnie Pawła Gmitrzuka. Barcelona, Liverpool, Valencia, Manchester United... Nie rozumieją słowa „nie” i co chwila składają kolejne oferty. To samo tyczy się Patryka Rogalskiego, którego upatrzył sobie trener Fulham, co rusz przysyłając nową propozycję. Dobrze chociaż, że o Arka Piecha nikt się nie bije, zresztą nikogo na niego chyba nie stać.

 

W pierwszym meczu przed własną publicznością w tym sezonie podejmowaliśmy Sunderland (znowu w poniedziałek). Drużyna prowadzona przez Martina O'Neilla w pierwszej ligowej kolejce przegrała na Stadium of Light 0:1 ze Stoke City, choć bynajmniej z przebiegu spotkania na to nie zasługiwała. Byłem małym optymistą co do tego meczu. Nasze szanse na zwycięstwo były minimalnie większe dlatego, że cztery dni temu Sunderland grał w Lidze Europy – pokonali 3:0 portugalską Academicę. Moi podopieczni byli więc bardziej wypoczęci, i właśnie w tym pokładałem swoje nadzieje...

 

Kibice jeszcze nie zdążyli pewnie rozsiąść się wygodnie na krzesełkach, a my już przegrywaliśmy 0:1. W 3. minucie sam na sam z Bartkiem Białkowskim wyszedł Nathan Delfouneso, po czym perfekcyjnie wykonanym lobem pokonał wychodzącego z bramki Polaka. W kolejnych minutach goście przycisnęli nas w poszukiwaniu drugiego gola, ale jakimś cudem udało nam się wybronić. Pierwszy strzał w tym spotkaniu moi podopieczni oddali dopiero w 24. minucie gry. Z dystansu – 30 metrów... – zaskoczyć goalkeepera gości próbował „Ojgen” Polański, ale piłka po jego uderzeniu prawdopodobnie wyleciała poza stadion. Po raz kolejny zaatakowaliśmy dopiero czternaście minut później. Prawym skrzydłem indywidualną akcję przeprowadził Simone Pepe, dograł płasko w pole karne, a piłkę uderzeniem w długi róg do siatki skierował Arek Piech! Po kolejnych trzech minutach mogliśmy już prowadzić, lecz strzał „Ojgena” w cudownym stylu obronił mój podopieczny z kadry Belgii – Simon Mignolet. AK-47 w ostatniej minucie pierwszej połowy postanowił zrewanżować się Simonowi Pepe, dograł do Włocha na wolne pole, w uliczkę, a ten uderzeniem z pierwszej piłki posłał futbolówkę wprost w okienko bramki Sunderlandu! Dzięki więc tej dwójce, do przerwy prowadziliśmy z Czarnymi Kotami 2:1.

 

Drugą połowę mogliśmy, nie, powinniśmy otworzyć bramką na 3:1. Świetnym zagraniem do niepilnowanego Arka Piecha popisał się Goran Pandev, a Polak zamiast zdobyć swojego drugiego gola w tym meczu, fatalnie uderzył, nie dość, że lekko, to jeszcze wprost w Simona Mignoleta. O dziwo – jak dla mnie – goście w ogóle nie stwarzali zagrożenia pod naszą bramką. Graliśmy dobrze w defensywie, szybko odbieraliśmy piłkę, dzięki czemu łatwiej było moi ofensywnym graczom dochodzić do sytuacji strzeleckich. Równo dziesięć minut po zmarnowanej setce przez Arka Piecha, w poprzeczkę uderzeniem głową trafił Simone Pepe. Kilka minut później na strzał zza pola karnego zdecydował się Rodney Strasser, ale fatalnie spudłował. Chwilę potem ściągnąłem go z boiska, a szanse debitu w Premier League dostał Rafał Wolski. Po raz kolejny natarliśmy na bramkę gości na kwadrans przed zakończeniem meczu. Szarżującego Simone Pepe sfaulował Kevin McNaughton, za co sędzia podyktował dla nas rzut wolny. Ze stojącej piłki w pole karne dośrodkował Goran Pandev, a próbującego uderzyć głową Arka Piecha do parteru ściągnął doświadczony Carlos Cuellar. Arbiter tego meczu – Mark Clattenburg – wszystko widział jak na dłoni, tak więc bez namysłu podyktował dla nas jedenastkę. Karnego natomiast perfekcyjnie wykonał mój lewoskrzydłowy Macedończyk, Goran Pandev! Prowadziliśmy więc już z Sunderlandem 3:1, co oznaczało, że już raczej jedynie trzęsienie ziemi mogło odebrać nam pierwszy komplet punktów w tym sezonie. Goście do odrabiania strat się nie palili, o czym najlepiej poświadczy fakt, że po stracie trzeciej bramki oddali tylko jeden strzał, w dodatku łatwy do złapania. Zwyciężyliśmy więc po raz pierwszy w tym sezonie w lidze, pewnie ogrywając Sunderland 3:1.

 

Białkowski – Naughton, Turan, Kone, Nyatanga – Krychowiak – Polański, Strasser (Wolski 68') – Pepe (Vinko 77'), Pandev – Piech (Brożek 77')

 

Premier League – 2. kolejka – 26.08.2013 r.

[13.] Coventry 3 : 1 Sunderland [16.]

Delfouneso 3' [0:1]

Piech 38' [1:1]

Pepe 45' [2:1]

Pandev kar. 75' [3:1]

 

Widzów – 32604

MoM – Arek Piech [9.1]

Odnośnik do komentarza

Odbyło się losowanie fazy grupowej Ligi Europy na sezon 2013/2014. Zostaliśmy rozstawieni w pierwszym koszyku – czyli pośród najlepszych, w teorii, drużyn. Niestety nie mieliśmy szczęścia, trafiliśmy do jednej z trudniejszych grup. Zmierzymy się z hiszpańską Malagą, rosyjskim Dynamo Moskwa oraz ukraińskimi Karpatami. Mimo wszystko jednak brak awansu będzie katastrofą.

 

A już kilka godzin po losowaniu, mierzyliśmy się w ramach Superpucharu Europy z wielką Barceloną. Nie wywierałem niepotrzebnej presji na swoich podopiecznych, mieli wyjść na boisko i pokazać się z jak najlepszej strony. Zagrać na maksimum swoich umiejętności, bo jeśli tak zrobią, wynik zejdzie na drugi plan. Po luźnej rozmowie motywującej, sędzia Claudio Circhetta rozpocząć przedstawienie...

 

Graliśmy w stolicy Czech, na kameralnym stadionie Eden, którego gospodarzem jest na co dzień Slavia Praga. Po raz pierwszy tego wieczoru Barcelona zaatakowała nas w 4. minucie spotkania. Z prawego skrzydła piłkę w pole karne dośrodkował Dani Alves, a gola strzelił Jordi Alba... tyle, że Hiszpan był na spalonym, więc sędzia prawidłowo bramki nie uznał. Następnie na boisku zapanowała nuda, straszna nuda, przeogromna. Nic się nie działo, w ogóle. Żadna z drużyn nie kwapiła się do ataków, co z jednej strony mnie cieszyło, bo oznaczało, że skutecznie broniliśmy się przed popularną tiki-taką. Straszna rzecz wydarzyła się za to w 38. minucie meczu – kontuzji doznał Arek Piech! Zmienił go inny Polak, Paweł Brożek. Oby to nie było coś poważnego, oby... Przez resztę czasu nic się już ciekawego nie działo, tak więc pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem. Śmieszne, przez pierwsze 45 minut oddaliśmy cztery strzały (0 celnych), a Barcelona spróbowała zaledwie jednokrotnie, w dodatku niecelnie.

 

A wraz z początkiem drugiej połowy odważnie zaatakowaliśmy, co zaowocowało bramką w 52. minucie gry! Po raz kolejny już w tym sezonie kapitalnym prostopadłym podaniem popisał się Grzesiu Krychowiak, a bramkę uderzeniem po ziemi zdobył Simone Pepe. Niestety zbyt długo moja szalona radość z prowadzenia nie trwała, ledwie pięć minut. Do wyrównania bowiem – był to pierwszy celny strzał piłkarzy Barcelony w tym meczu – doprowadził, wykorzystując sytuację jeden na jeden, David Villa. Zdobywając bramkę w 52. minucie, najwyraźniej zbudziliśmy smacznie śpiącego sobie niedźwiedzia, bo od tego momentu Blaugrana co rusz gościła w naszym polu karnym. Wszystkie jednak uderzenia Hiszpanów padały łupem dobrze broniącego Bartka Białkowskiego. Kiedy już podopieczni Tito Vilanovy się wyszaleli, zaatakowaliśmy jednorazowo i od razu zdobyliśmy gola! Na listę strzelów wpisał się Paweł Brożek, pakując piłkę do siatki uderzeniem z kilku metrów. Kilka minut później dokonałem podwójnej zmiany, licząc, że świeżaki wniosą do gry coś dobrego. Barcelona atakowała długo rozgrywając piłkę, a my kontratakowaliśmy. W takiż też sposób zdobyliśmy gola w 78. minucie, tyle, że dobijający uderzenie Vedrana Vinko, Eugen Polański był na spalonym, więc sędzia prawidłowo trafienia Polaka nie uznał. Cztery minuty później Barcelona zaatakowała nas prawie całą jedenastką, nie było rady upilnować każdego, tak więc kiedy piłka trafiła w końcu pod nogi Jordiego Alby, ten ze spokojem zdobył gola wyrównującego. Przez resztę regulaminowego czasu gry więcej bramek już nie oglądaliśmy, tak więc czekała nas dogrywka.

 

Pierwszą sytuację podbramkową w ramach dogrywki stworzyła sobie Barcelona. W 102. minucie futbolówkę w nasze pole karne z prawego skrzydła dośrodkował Thiago, piłka trafiła w plecy Lewina Nyatangi, po czym machnął się próbując wybić ją Bakary Kone, z czego skrzętnie skorzystał Brazylijczyk Leo, pakując futbolówkę do bramki, uderzeniem z metra. Mogliśmy odpowiedzieć ekspresowo, bo już dwie minuty później Victor Valdes cudownie obronił uderzenie głową autorstwa Pawła Brożka. Co 30-letniemu Polakowi nie udało się wtedy, wyszło kilka minut później! Ponownie Paweł strzelał głową, tyle, że tym razem hiszpański goalkeeper Blaugrany był bez szans. Po pierwszej połowie dogrywki wciąż utrzymywał się więc remis, ale nie 2:2, tylko 3:3.

 

Mając świeżo w pamięci finał Ligi Europy, spodziewałem się, że w drugiej części dogrywki obie drużyny będą już jedynie wyczekiwać rzutów karnych. Nic z tego! Barcelona zaatakowała już kilkadziesiąt sekund po wznowieniu gry, a my im odpowiedzieliśmy strzałem minutę później. W 114. minucie po raz kolejny pogubili się moi stoperzy, przez co sam na sam z Bartkiem Białkowskim wyszedł Leo. Na nasze szczęście Brazylijczyk fatalnie spudłował, uderzył dobre kilka metrów obok słupka. W odpowiedzi dwie minuty później na bramkę Barcelony głową uderzył Paweł Brożek, a piłka przefrunęła tuż nad poprzeczką! Polak mógł zostać bohaterem, no właśnie – mógł. Na minutę przed końcem Paweł miał na nodze piłkę meczową, ale fatalnie uderzył z kilku metrów, prosto w Victora Valdesa. To się na nas zemściło w niesamowicie okrutny sposób... Upływała już 121. minuta, gdy gola – uderzając dwukrotnie, bo pierwszy strzał Bartek wybronił – zdobył Thiago. Na własne życzenie więc przegraliśmy, 3:4. Mimo tego jestem bardzo zadowolony, bo pokazaliśmy się ze znakomitej strony. Oddaliśmy więcej strzałów niż Barcelona, dłużej posiadaliśmy piłkę, zabrakło jedynie skuteczności, i po trosze szczęścia...

 

Białkowski – Naughton, Turan, Kone, Nyatanga – Krychowiak – Polański, Strasser (McKee 75') – Pepe, Pandev (Vinko 75') – Piech [+] (Brożek 38')

 

Superpuchar Europy – Finał – 30.08.2013 r.

[ENG] Coventry 3 : 4 Barcelona [ESP]

Pepe 52' [1:0]

Villa 57' [1:1]

Brożek 70' [2:1], 105+1' [3:3]

Alba 82' [2:2]

Leo 102' [2:3]

Thiago [3:4]

 

Widzów – 20800

MoM – Simone Pepe [8.9]

Odnośnik do komentarza

Arek Piech będzie pauzował przez trzy tygodnie, co oznacza, że zabraknie go w kilku najbliższych spotkaniach. Do pełni sprawności Polak wróci najprawdopodobniej pod koniec września, dopiero... Cóż, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Szansę gry w pierwszym składzie dostanie zatem Paweł Brożek, który wchodząc z ławki wnosił do naszej gry sporo dobrego.

 

Moje pierwsze powołania za sterami Belgii zostały rozesłane → lista wybrańców. Wypadło mi co prawda w ostatniej chwili kilku piłkarzy, ale jakoś dziury załatałem. Najgorszej wygląda obsada prawej defensywy, niestety dwaj najlepsi obrońcy grający na tej flance są kontuzjowani. A co nas czeka we wrześniu? Najpierw zagramy na wyjeździe z Macedonią, a potem w ostatnim meczu na własnym terenie w tych eliminacjach, podejmiemy Walijczyków. Plan minimum? Sześć punktów.

 

Ależ my mamy w tym sezonie pecha do wszelkich losowań. Najpierw dostaliśmy ciężką grupę w Lidze Europy, a teraz obronę tytułu Carling Cup rozpoczniemy od wyjazdowego meczu z Manchesterem City! Brak słów po prostu, brak słów...

 

Podsumowanie – Lipiec/Sierpień 2013

Bilans meczy (klub): 1-1-1 (9-8)

Najlepszy strzelec (klub): Arek Piech (4 bramki)

Budżet: 20,47 mln. euro (+ 4,81 mln. euro)

| ----------------------------------------------------------------------------------------------------|
| 1.	|	   | Man City	|	   | 3	 | 3	 | 0	 | 0	 | 8	 | 1	 | +7	| 9	 |
| ----------------------------------------------------------------------------------------------------|
| 2.	|	   | Liverpool   |	   | 3	 | 3	 | 0	 | 0	 | 6	 | 1	 | +5	| 9	 |
| ----------------------------------------------------------------------------------------------------|

 

 

| ----------------------------------------------------------------------------------------------------|
| 5.	|	   | Aston Villa |	   | 3	 | 2	 | 1	 | 0	 | 5	 | 3	 | +2	| 7	 |
| ----------------------------------------------------------------------------------------------------|
| 6.	|	   | Stoke	   |	   | 3	 | 2	 | 0	 | 1	 | 3	 | 2	 | +1	| 6	 |
| ----------------------------------------------------------------------------------------------------|
| 7.	|	   | Coventry	|	   | 2	 | 1	 | 1	 | 0	 | 6	 | 4	 | +2	| 4	 |
| ----------------------------------------------------------------------------------------------------|
| 8.	|	   | West Brom   |	   | 3	 | 1	 | 1	 | 1	 | 5	 | 4	 | +1	| 4	 |
| ----------------------------------------------------------------------------------------------------|
| 9.	|	   | Swansea	 |	   | 2	 | 1	 | 1	 | 0	 | 3	 | 2	 | +1	| 4	 |
| ----------------------------------------------------------------------------------------------------|

 

 

Transfery (Świat):

Leighton Baines [28, O/WO (L), ENG 20/0] (Everton) → Arsenal Londyn (25,5 mln. euro)

Sandro [24, DP/P (Ś), BRA 22/1] (Tottenham) → Inter Mediolan (21,5 mln. euro)

Jadson [29, OP (Ś), BRA 4/1] (Sao Paulo) → Arsenal Londyn (20 mln. euro)

Diego Renan [23, O/WO/P (PL), BRA 1/0] (Cruzeiro) → Juventus Turyn (19,5 mln. euro)

Aaron Lennon [26, P/OP (PL), ENG 33/2] (Tottenham) → Liverpool (18,75 mln. euro)

Seamus Coleman [25 O/WO/P/OP (P), OPŚ, IRL 22/3] (Fulham) → Tottenham (15,75 mln. euro)

Rhodolfo [27, O (Ś), BRA 10/0] (Internacional) → Napoli (15,5 mln. euro)

Ante Vukusic [22, N, CRO 3/4] (Dnipro) → Leverkusen (14,5 mln. euro)

 

Transfery (Polska):

Tomasz Kupisz [23, OP (PLŚ), POL 3/0] (Śląsk Wrocław) → Celtic Glasgow (4 mln. euro)

Martin Milec [21, P (L)/OP (LŚ), SVN 1/0] (Polonia Warszawa) → Valladolid (2,2 mln. euro)

Eugene Selin [25, O (PL)/WO/P (L), UKR] (Lechia Gdańsk) → Krasnodar (2,1 mln. euro)

Adam Bodi [22, P (PŚ), HUN 6/0] (Zagłębie Lubin) → 1860 Monachium (1,9 mln. euro)

Łukasz Tymiński [22, DP/P (Ś), POL 9/0 (j)] (Jagiellonia) → Wisła Kraków (1,9 mln. euro)

Maciej Makuszewski [23, P/OP (PL) , POL 1/0] (Jagiellonia) → Wisła Kraków (1,8 mln. euro)

Mateusz Możdżeń [22, O (P)/ P (PŚ), POL 1/0] (Zagłębie Lubin) → Salzburg (1,8 mln. euro)

Arek Milik [19, OP (P)/N, POL 15/13 (j)] (Widzew Łódź) → Lech Poznań (1,6 mln. euro)

 

Ligi w Europie:

Polska: Polonia W. (+1)

Niemcy: Dortmund/Werder (+1)

Hiszpania: Atletico/Sociedad/Getafe (+2)

Włochy: -

Francja: Ajaccio/Toulouse/Montpellier (+1)

Holandia: Venlo/PSV (+3)

Portugalia: Benfica/Naval/Nacional (+2)

 

Ranking FIFA:

1. Hiszpania

2. Francja

3. Portugalia

...

54. Polska

62. Belgia

Odnośnik do komentarza

Możliwe, choć zawsze gra się o zwycięstwo, czyż nie? Na każdym froncie ;) A nam jakoś wygrywać się udaje... Chyba po raz pierwszy w życiu idzie mi tak dobrze, sam jestem zaskoczony.

------------------

W roli selekcjonera Belgii debiutowałem spotkaniem przeciwko Macedonii. Nie oczekiwałem fajerwerków, byle byśmy zdobyli trzy punkty, wykonali pierwszy z czterech kroków do awansu. Bo naprawdę wierzę, że zdołamy pojechać do Brazylii, jeśli dam z siebie wszystko, i będzie sprzyjać nam szczęście...

 

Prowadzenie powinniśmy objąć już w 2. minucie gry, lecz sytuacji sam na sam nie wykorzystał Eden Hazard. Aż złapałem się za głowę, przecież tak klasowy piłkarz powinien wykańczać takie sytuacje z zamkniętymi oczami. Chłopak z Londynu zrehabilitował się pięć minut później. Eden minął trzech rywali, po czym dograł piłkę do Romela Lukaku, któremu pozostało już tylko kopnąć futbolówkę do pustej bramki! Kolejnego gola wbiliśmy Macedonii już osiem minut później – cudowną bramkę uderzeniem z woleja zdobył Alex Witsel. Po zaledwie kwadransie gry prowadziliśmy więc już 2:0. Upłynęły kolejne cztery minuty, a gospodarze wykonywali rzut rożny. Piłkę z naszego pola karnego główką wybił Vincent Kompany, a ta wpadła pod nogi Eden Hazarda, który chwilę ją holował, po czym zagrał na wolne pole do Romela Lukaku. Młody snajper bieg w osamotnieniu jakieś dobre dwadzieścia metrów, a akcję wykończył płaskim uderzeniem tuż obok słupka – prowadziliśmy więc już 3:0! Byłem zachwycony, nie tylko z bramek, a także z tego, że całkowicie dominowaliśmy nad rywalami – w owym momencie Macedończycy wciąż byli bez choćby strzału na koncie, nawet niecelnego. Kolejną doskonałą okazję do zdobycia gola miał w 28. minucie Alex Witsel, ale chłop mocno przestrzelił z dziesięciu metrów, piłka wylądowała w trybunach. Następnie trochę zmniejszyliśmy obroty, żeby ponownie przycisnąć na pięć minut przed końcem pierwszej połowy. W poprzeczkę uderzając piłkę głową trafił Romelu Lukaku, a dobitkę w wykonaniu Driesa Mertensa w kapitalnym stylu obronił bramkarz Macedończyków – Martin Bogatinov. W 44. minucie w końcu udało się gospodarzom oddać pierwszy strzał na naszą bramkę, co prawda niecelny, ale lepsze to niż nic. W końcu nastała przerwa. Po pierwszej połowie, która toczyła się pod nasze dyktando, prowadziliśmy z Macedonią 3:0.

 

Drugą połowę, jak pierwszą, otworzyliśmy bramką – rzut rożny doskonale wykonał Eden Hazard, a piłkę do siatki uderzeniem głową skierował Romelu Lukaku, zaliczając tym samym hat-tricka. Młody napastnik po raz kolejny błysnął wraz z upływem godziny gry, wbijając Macedończykom kolejnego gola! Robiliśmy na murawie co chcieliśmy, gospodarze jedynie asystowali. Nawet najpiękniejszy scenariusz, których kilka miałem przed meczem w głowie, nie zakładał aż tak dobrego występu moich podopiecznych. Ostatnie pół godziny meczu było nudne, choć od czasu do czasu stwarzaliśmy zagrożenie pod bramką gospodarzy. Byłem zdziwiony, że Macedończycy nie walczą o uratowanie honoru, o choćby jedną bramkę. Ostatecznie spotkanie zakończyli z ledwie trzema próbami na koncie, których my zaliczyliśmy aż siedem razy więcej. W moim debiucie w roli selekcjonera Belgii rozbiliśmy więc w pył Macedonię 5:0!

 

Wygrana niestety nie zmieniła naszej beznadziejnej sytuacji w grupie. Serbia wygrała, Szkocja zremisowała... Jeśli chcemy awansować musimy wygrać wszystkie mecze, ale także nasi rywale muszą gubić punkty. Cóż, teraz na rozkładzie Walia, łatwo pewnie nie będzie.

 

Courtois – Durwael (Alderweireld 72'), Van Damme, Kompany, Vermaelen – Vertonghen – Fellaini, Witsel (Nainggolan 72') – Mertens, Hazard – Lukaku (Vossen 72')

 

Eliminacje MŚ – 7/10 – 07.09.2013 r.

[6.] Macedonia 0 : 5 Belgia [5.]

Lukaku 7' [0:1], 19' [0:3], 51' [0:4], 60' [0:5]

Witsel 15' [0:2]

 

Widzów – 31028

MoM – Romelu Lukaku [9.8]

Odnośnik do komentarza

Tyle samo bramek co my wbiliśmy Macedonii, Anglicy wpakowali Polakom. Z ta różnicą, że podopieczni Waldka Fornalika uratowali honor – gola zdobył Maciej Rybus. Nasi biało-czerwoni chłopcy szans na awans już raczej nie mają. Do końca pozostały trzy kolejki, a punktów straty do drugiej Ukrainy pięć. Matematycznie więc jeszcze może... ale bądźmy poważni.

 

Plan na mecz z Walią był oczywisty – wygrać, choćby jednym golem. W wypadku naszego zwycięstwa, wyprzedzilibyśmy wyspiarzy o jedno oczko, pnąc się tym samym mozolnie w górę tabeli. Nie mogliśmy tego zawalić, komplet punktów był naszym zasranym obowiązkiem.

 

Pierwszy strzał w tym meczu oddali goście, a mianowicie w 5. minucie gry na bramkę Thibauta Courtoisa niecelnie uderzył Ched Evans. Następnie rajd lewą stroną boiska przeprowadził Gareth Bale, dośrodkował na pierwszy słupek, a w bramkę z kilu metrów ponownie nie trafił Ched Evans. Nie ukrywam, że pierwszy kwadrans należał do wyspiarzy, którzy zaskoczyli nas ofensywną postawą. Z czasem się jednak otrząsnęliśmy, i powoli zaczęliśmy przeważać na murawie. W 34. minucie blisko zdobycia gola był Romelu Lukaku, jednak piłka po jego uderzeniu minimalnie minęła słupek. Następnie kolejno próbowali Eden Hazard, Alex Witsel i Marouane Fellaini, jednak ich uderzenia wybronił świetnie dysponowany Wayne Hennessey. To wszystko zaczęło już mnie frustrować, bo mimo świetnej gry, wciąż jedynie bezbramkowo remisowaliśmy z Walijczykami. Czara goryczy przelała się w 44. minucie, gdy to w sytuacji jeden na jeden fatalnie spudłował Romelu Lukaku! Byłem wściekły, naprawdę wściekły.

 

W przerwie padło kilka ostrych słów, co zaowocowało diablo dobrym początkiem - bramką już w pierwszych sekundach drugiej połowy. Uderzenie Edena Hazarda jeszcze Wayne Hennessey obronił, lecz przy dobitce Marouane Fallainiego goalkeeper Walii był bez szans! Szalałem z radości, bo po pierwszej połowie miałem dziwne przeczucie, że stracimy dziś dwa oczka. Na szczęście się myliłem. Graliśmy dobrze, może nie tak jak w meczu z Macedonią, ale znowu mieliśmy wszystko pod kontrolą. Zdecydowanie przeważaliśmy, jedynie brakowało nam skuteczności. Pudłowaliśmy prawie co akcję, a jeśli już moi podopieczni wcelowali w bramkę, to świetnie bronił Wayne Hannessey. Na 13. minut przed końcem meczu dokonałem potrójnej zmiany, ściągając z boiska między innymi niewidocznego Alexa Witsela. Piłkarz hiszpańskiego Atletico Madryt zagrał dziś beznadziejnie, o czym najlepiej świadczy jego nota – 5.8. W momencie gdy myślami już byłem przy kolejnym ligowym meczu z Premier League, gola na 2:0 zdobył Marouane Fellaini. Zagraliśmy średnio, choć i tak mieliśmy zdecydowaną przewagę nad Walijczykami. Wygraliśmy, to najważniejsze.

 

Macedonia 1 : 3 Serbia

Szkocja 0 : 2 Chorwacja

 

| Poz   | Inf   | Zespół    |	   | M	 | Wyg   | R	 | P	 | ZdG   | StG   | R.B.  | Pkt   |
| --------------------------------------------------------------------------------------------------|
| 1.    |	   | Serbia    |	   | 8	 | 3	 | 5	 | 0	 | 14    | 8	 | +6    | 14    |
| --------------------------------------------------------------------------------------------------|
| 2.    |	   | Szkocja   |	   | 8	 | 3	 | 4	 | 1	 | 11    | 9	 | +2    | 13    |
| --------------------------------------------------------------------------------------------------|
| 3.    |	   | Chorwacja |	   | 8	 | 3	 | 3	 | 2	 | 17    | 14    | +3    | 12    |
| --------------------------------------------------------------------------------------------------|
| 4.    |	   | Belgia    |	   | 8	 | 2	 | 4	 | 2	 | 13    | 9	 | +4    | 10    |
| --------------------------------------------------------------------------------------------------|
| 5.    |	   | Walia	 |	   | 8	 | 2	 | 3	 | 3	 | 13    | 17    | -4    | 9	 |
| --------------------------------------------------------------------------------------------------|
| 6.    |	   | Macedonia |	   | 8	 | 1	 | 1	 | 6	 | 7	 | 18    | -11   | 4	 |
| --------------------------------------------------------------------------------------------------|

 

Courtois – Alderweireld, Van Damme, Kompany, Vermaelen – Vertonghen – Fellaini, Witsel (Nainggolan 77') – Mertens, Hazard (Dembele 77') – Lukaku (Vossen 77')

 

Eliminacje MŚ – 8/10 – 11.09.2013 r.

[5.] Belgia 2 : 0 Walia [4.]

Fellaini 46' [1:0], 90+1' [2:0]

 

Widzów – 42181

MoM – Marouane Fellaini [8.8]

Odnośnik do komentarza

Polscy piłkarze nie dali się Czarnogórczykom, zremisowali z nimi na wyjeździe 2:2. Dla nas gole zdobyli: Sheran „jestem Polakiem” Yeini oraz Maciej Rybus. Ukraina także zremisowała, tak więc do końca dwie kolejki, a Polacy wciąż tracą do wschodnich sąsiadów cztery oczka. Szanse na awans są, a jakże! Musimy jedynie pokonać Ukraińców, następnie ograć San Marino i jednocześnie liczyć, że Mołdawia urwie jakieś oczka naszym wschodnim sąsiadom...

 

Po przerwie na mecze międzynarodowe wróciła liga, a w ramach 3. kolejki gościliśmy na własnych śmieciach Liverpool. Piłkarze Brendana Rodgersa sezon rozpoczęli idealnie, od trzech zwycięstw, tak więc nie oczekiwałem, że akurat w meczu z nami The Reds jakieś punkty zgubią. Gdzieś tam jednak, na samym dnie mej duszy, iskierka nadziei na dobry występ się tliła...

 

Tak jak można się było spodziewać, goście zaatakowali nas od pierwszych minut meczu. Najpierw na bramkę Bartka niecelnie głową uderzył Martin Skrtel, a następnie strzałem z dystansu zaskoczyć Polaka próbował legendarny Steven Gerrard. Jakoś się trzymaliśmy, ale z każdą upływającą minutą broniliśmy się co raz bardziej rozpaczliwie. Aż do 21. minuty, gdy to w ekstazę naszych kibiców wprowadził Goran Pandev. W owym momencie meczu wyszliśmy w szybką kontrą, skrzydłem z piłką przy nodze popędził Simone Pepe, dośrodkował, a futbolówkę głową przed własne pole karne wybił Lucas Leiva. Ta trafiła pod nogi Grzesia Krychowiaka, który nie myśląc długo, uderzył na bramkę Liverpoolu. Jose Reina strzał Polaka odbił przed siebie, z czego skrzętnie skorzystał Goran Pandev, wyprowadzając nas tym samym na zaskakujące prowadzenie! The Reds chcieli szybko wyrównać, co stwarzało nam okazje do kolejnych kontrataków. W 27. minucie – tuż po strzale w środek bramki autorstwa Stevena Joveticia – doskonałą okazję na podwyższenie naszego prowadzenia miał Simone Pepe, lecz Włoch fatalnie uderzył z kilkunastu metrów... Gdyby trafił może byłoby po meczu, a tak w The Reds wyrównali na pięć minut przed końcem pierwszej połowy. Karnego sprokurował faulem Atila Turan, a gola z jedenastu metrów zdobył Steven Gerrard. Mogliśmy jeszcze wbić rywalom bramkę do szatni, ale w doskonałej sytuacji pomylił się Paweł Brożek. Do przerwy więc remisowaliśmy z Liverpoolem 1:1.

 

Druga część gry rozpoczęła się od stuprocentowej okazji Stevena Joveticia, którego w cudownym stylu powstrzymał Bartek Białkowski. Kilka minut później oddaliśmy pierwszy strzał na bramkę Jose Reiny w drugiej połowie – w trybuny piłkę posłał Rodney Strasser. Na kolejną ciekawą akcję czekaliśmy do 61. minuty gry. Swoją wielkością błysnął Simone Pepe, który minął za jednym razem dwóch rywali, wpadając tym samym z piłką w pole karne. Następnie Włoch uderzył po ziemi w środek bramki, a wychodzący do niego Jose Reina nie zdążył z interwencją, tak więc ponownie prowadziliśmy, 2:1! The Reds zareagowali natychmiastowo, już pięć minut później na bramkę Bartka uderzył groźnie Luis Suarez, lecz Polak strzał Urugwajczyka wybronił. Kolejnego gola powinniśmy zdobyć w 73. minucie gry. Niestety Joe McKee, który wszedł na boisko kilka minut wcześniej, uderzając z dziesięciu metrów, przestrzelił wysoko nad poprzeczką. Chwilę później z boiska zejść musiał z powodu kontuzji Atila Turan. Goście do ostatnich sekund meczu jak lwy walczyli o wyrównanie, lecz przeszkodą nie do przejścia był dla nich tego popołudnia Bartek Białkowski. Polak został cichym bohaterem spotkania, gdyby nie on, pewnie byśmy przegrali. A tak sensacyjnie pokonaliśmy wielki Liverpool 2:1!

 

Białkowski – Naughton, Turan (Clarke 75'), Kone, Nyatanga – Krychowiak – Polański, Strasser (McKee 70') – Pepe, Pandev – Brożek (Saidi 70')

 

Premier League – 3. kolejka – 15.09.2013 r.

[8.] Coventry 2 : 1 Liverpool [2.]

Pandev 21' [1:0]

Gerrard kar. 40' [1:1]

Pepe 61' [2:1]

 

Widzów – 32074

MoM – Goran Pandev [8.0]

Odnośnik do komentarza

Dzięki ;)

----------

Bez Arka Piecha – który już jest zdrowy, ale wciąż kiepsko wygląda kondycyjnie – wybraliśmy się do stolicy Rosji, aby tam rozpocząć walkę w fazie grupowej Ligi Europy. Obawiałem się Dinama, bo to naprawdę dobra drużyna, w której grają między innymi tacy piłkarze jak Kevin Kuranyi czy Balazs Dzsudzsak. Trzecie miejsce w rosyjskiego ekstraklasie także o czymś świadczy, bo przecież nie zajęli go za piękne oczy. Podsumowując, wiedziałem, że o punkty łatwo nie będzie.

 

Pierwszy strzał w tym meczu oddał w 9. minucie Eugen Polański. Polski pomocnik potężnie uderzył z 25 metrów, jednak piłka przeleciała minimalnie obok słupka bramki gospodarzy. Chwilę później groźnie skrzydłem zaatakowali piłkarze Dinama, ale na nasze szczęście strzał Kevina Kuranyiego wybronił Bartek Białkowski. Na boisku panował chaos, jakby żadna z drużyn nie chciała przejąć pałeczki lidera, obie chciały grać wyłącznie z kontrataku. Do czasu, a dokładnie do 17. minuty. Wtedy to po rzucie rożnym wykonanym przez Simone Pepe w polu karnym gospodarzy powstało ogromne zamieszanie, które zakończył sytuacyjnym uderzeniem do bramki Lewin Nyatanga! Po golu stopera prowadziliśmy więc z Rosjanami 1:0. Miejscowi nie mieli jednak zamiaru oddać nam łatwo punktów, co to, to nie. Z każdą upływającą minutą ich przewaga nad nami rosła, a od utraty gola ratowały nas tylko dobre interwencje Bartka. W 30. minucie spotkania piłkarze Dinama długo rozgrywali piłkę na lewej flance, po czym w końcu futbolówka została dośrodkowana w nasze pole karne, gdzie świetnie głową uderzył Kevin Kuranyi, a jeszcze lepiej zainterweniował Bartek Białkowski, odbijając strzał Niemca, tym samym rozpoczynając kontrę w naszym wykonaniu! Prawym skrzydłem z piłką przy nodze rajd przeprowadził Simone Pepe, dograł w pole karne do biegnącego co sił w nogach Rodneya Strassera, a ten uderzeniem szczupakiem podwyższył nasze prowadzenie! Może i nie zasługiwaliśmy, ale było już 2:0 dla nas. Na odpowiedź Ruskich ponownie długo czekać nie musieliśmy, lecz wciąż przeszkodą nie do przejścia był dla nich Bartek Białkowski. Po pierwszej połowie więc prowadziliśmy z Dinamem 2:0.

 

Już w przerwie musiałem dokonać pierwszej zmiany – za zmęczonego Atile Turana wszedł Jordan Clarke. Kolejną musiałem wykorzystać już trzy minuty po wznowieniu gry, ponieważ kontuzji doznał Eugen Polański. Za Polaka na boisku pojawił się Joe McKee. Kiedy już skończyły się zdrowotne problemy w mojej drużynie, wróciliśmy na serio do meczu. Pierwszy kwadrans drugiej połowy zbyt ciekawy nie był. Mało się działo, akcję były rwane, zazwyczaj kończyły się tak samo szybko jak rozpoczynały. Z czasem jednak spotkanie się rozkręciło, a momentem przełomowym była 65. minuta, gdy to gola na 2:1 – wykorzystując sytuację sam na sam – strzelił Kevin Kuranyi. Ruscy chcieli pójść za ciosem, ale mieli problemy z celownikami. Byli na fali wznoszącej, która zadziwiająco szybko opadła, ich zaciekłe ataki w poszukiwaniu kolejnego gola trwały ledwie z dziesięć minut. Ostatni kwadrans meczu już toczył się pod nasze dyktando. W 82. minucie powinniśmy prowadzić już 3:1, lecz Bakary Kone uderzając głową z kilku metrów, posłał piłkę prosto w ręce bramkarza Dinama. W końcu sędzia odgwizdał koniec pojedynku, którego żeśmy wygrali 2:1. Co do meczu, to był bardzo wyrównany, a zwyciężyliśmy dzięki minimalnie większej skuteczności, oraz wybitnej postawie Bartka Białkowskiego.

 

Malaga 1 : 1 Karpaty (?!)

 

Białkowski – Naughton, Turan (Clarke 45'), Kone, Nyatanga – Krychowiak – Polański [+] (McKee 48'), Strasser – Pepe, Pandev (Gmitrzuk 77') – Brożek

 

Liga Europy – Faza grupowa 1/6 – 19.09.2013 r.

[RUS] Dinamo Moskwa 1 : 2 Coventry [ENG]

Nyatanga 17' [0:1]

Strasser 30' [0:2]

Kuranyi 65' [1:2]

 

Widzów – 11326

MoM – Bartosz Białkowski [7.5]

Odnośnik do komentarza

Na mecz z Reading dokonałem trzech zmian, w porównaniu z jedenastką, która ograła w Moskwie Dinamo 2:1. Po pierwsze: do ataku wrócił Arek Piech, zsyłając tym samym Pawła Brożka na ławkę rezerwowych. Po drugie: zmęczonego Atile Turana na lewej obronie zastąpił młody Patryk Rogalski, który tym samym miał zadebiutować w Premier League. Po trzecie: zagrać nie mógł kontuzjowany Eugen Polański (tydzień przerwy), a ja wymyśliłem sobie, że szanse w środku pola dostanie... Paweł Gmitrzuk. Słowo jeszcze należy poświęcić naszemu rywalowi. Reading sezon rozpoczęło beznadziejnie, od czterech porażek! Oczekiwałem więc od swoich podopiecznych trzech punktów, każdy inny wynik byłby katastrofą.

 

Pierwsze dziesięć minut spotkania upłynęło pod znakiem ogromnej przewagi gospodarzy. Moi podopieczni nie radzili sobie ze świetnie dysponowanym prawo skrzydłowym Reading – Mauricio Sperduttim – który co rusz wrzucał piłkę w nasze pole karne. Cudem uniknęliśmy starty gola. Należy raczej powiedzieć, że fantastyczną robotę odwalił Bartek Białkowski, który bronił jak natchniony. Pierwszy strzał w tym meczu oddaliśmy dopiero w 12. minucie – nad bramką, uderzając głową, piłkę przeniósł Simone Pepe. Poprawiliśmy się kilka minut później. Z prawego skrzydła piłkę dośrodkował Kyle Naughton, a pięknego gola – uderzeniem z woleja pod poprzeczkę – zdobył Arek Piech! Gospodarze za wszelką cenę chcieli wyrównać, szybko nas dogonić, tak więc atakowali większą ilością graczy niż zazwyczaj. To stwarzało nam doskonale okazje do wyprowadzania kontr, jak ta z 30. minuty spotkania. Lewym skrzydłem rajd przeprowadził Goran Pandev, dograł po ziemi w pole karne do Arka Piecha, który zachował się fatalnie – uderzył wprost w Adama Federici! Ta niewykorzystana sytuacja zemściła się natychmiastowo, dosłownie. Już minutę później gola dla Reading zdobył Pavel Pogrebnyak. Odpowiedzieliśmy gospodarzom w 38. minucie, a bramkę po szybkiej akcji – kończąc ją uderzeniem po długim rogu – zdobył Simone Pepe! Włoch strzelił perfekcyjnie, bramkarz Reading był bez szans. Warto jeszcze wspomnieć, że drugą asystę w tym meczu zaliczył Kyle Naughton. Do przerwy prowadziliśmy więc z Królewskimi 2:1.

 

Po przerwie na boisko nie wybiegł Rodney Strasser, który skarżył się na zmęczenie (?!). Zastąpił go w środku pola młody Anglik, Derek Vince. W przeciwieństwie do pierwszej połowy, w drugiej to my zaatakowaliśmy wraz ze wznowieniem gry. W 48. minucie gola mógł zdobyć Paweł Gmitrzuk, lecz jego uderzenie z dystansu – lecące w okienko – świetnie obronił Adam Federici. Już minutę później prowadziliśmy 3:1, a bramkę uderzeniem głową zdobył... Arek Piech! Tak! Polak wraca po kontuzji w znakomitej formie! AK-47 miał ochotę na zdobywanie kolejnych goli, lecz albo zatrzymywał go Adam Federici, albo Arek najzwyczajniej w świecie okazje marnował. Z każdą upływającą minutą nasza przewaga rosła, gospodarze jakby opadali z sił – fizycznych oraz mentalnych. Kolejna bramka była więc jedynie formalnością. Na 4:1 wraz z upływem godziny gry nasze prowadzenie podwyższył rezerwowy Derek Vince! 17-latek uderzył płasko tuż obok słupka, goalkeeper Reading był więc bez szans na skuteczną interwencję. Prowadząc już trzema trafieniami moi podopieczni nazbyt się rozluźnili, z czego skorzystał w 63. minucie Simon Church, wchodząc w naszą obronę jak w masło, z zimną krwią wykańczając indywidualną akcję celnym strzałem do siatki. Dwie minuty później na boisko za Pawła Gmitrzuka wbiegł Joe McKee, a ostatnią zmianę byłem zmuszony wykorzystać już po upływie kolejnych kilku minut... Kontuzjowanego Simone Pepe zmienił Paweł Brożek. W końcówce spotkania moi podopieczni także zaczęli wysiadać fizycznie, co odbiło się na atrakcyjności widowiska. Mimo wszystko zdołaliśmy jeszcze raz pokonać Adama Federcici! W ostatniej minucie regulaminowego czasu gry fantastycznym, długim podaniem za linię obrony na wolne pole do Arka Piecha popisał się Patryk Rogalski. Mój ukochany snajper nie miał najmniejszych problemów z trafieniem do siatki, uderzył płasko tuż przy słupku, zaliczając tym samym hat-tricka! Wygraliśmy więc z Reading 5:2! Był to naprawdę dobry mecz, nie tylko w naszym wykonaniu, ogólnie było to świetne piłkarskie widowisko.

 

Białkowski – Naughton, Rogalski, Kone, Nyatanga – Krychowiak – Gmitrzuk (McKee 64'), Strasser (Vince 45') – Pepe [+] (Brożek 69'), Pandev – Piech

 

Premier League – 4. kolejka – 22.09.2013 r.

[20.] Reading 2 : 5 Coventry [5.]

Piech 15' [0:1], 49' [1:3], 90' [2:5]

Pogrebnyak 31' [1:1]

Pepe 38' [1:2]

Vince 60' [1:4]

Church 63' [2:4]

 

Widzów – 20241

MoM – Arek Piech [9.6]

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...