Skocz do zawartości

Liczy się tylko dobra zabawa


scierko

Rekomendowane odpowiedzi

Ależ czeka nas teraz pracowity miesiąc. W kwietniu rozegramy aż 11 meczy, z czego 9 w lidze. Będzie się działo, każdy pewnie dostanie szanse żeby się pokazać.

 

Podsumowanie – Marzec 2013

Bilans meczy (klub): 6-1-1 (19-9)

Najlepszy strzelec (klub): Arek Piech (9 bramek)

Budżet: 7,57 mln. Euro (-212 tys. euro)

| ------------------------------------------------------------------------------------------------------|
| 1.    | Br    | Reading	   |	   | 39    | 27    | 3	 | 9	 | 86    | 52    | +34   | 84    |
| ------------------------------------------------------------------------------------------------------|
| 2.    | UEL   | Coventry	  |	   | 33    | 24    | 7	 | 2	 | 92    | 32    | +60   | 79    |
| ------------------------------------------------------------------------------------------------------|
| 3.    |	   | Brighton	  |	   | 39    | 19    | 8	 | 12    | 62    | 49    | +13   | 65    |
| ------------------------------------------------------------------------------------------------------|
| 4.    |	   | Portsmouth    |	   | 39    | 19    | 8	 | 12    | 54    | 46    | +8    | 65    |
| ------------------------------------------------------------------------------------------------------|
| 5.    |	   | Swansea	   |	   | 39    | 17    | 13    | 9	 | 59    | 36    | +23   | 64    |
| ------------------------------------------------------------------------------------------------------|

 

Transfery (Świat): -

 

Transfery (Polska): -

 

Ligi w Europie:

Anglia: Man Utd (+10)

Polska: Lech/Legia (+8)

Niemcy: Dortmund (+1)

Hiszpania: Barcelona (+9)

Włochy: Napoli (+4)

Francja: Lyon (+1)

Holandia: Twente (+1)

Portugalia: Benfica (+4)

 

Ranking FIFA:

1. Hiszpania (-)

2. Niemcy (-)

3. Francja (-)

...

39. Polska (-)

Odnośnik do komentarza

Już dwa dni po ciężkim meczu z Blackpool gościliśmy na własnym obiekcie drużynę Burnley. Od pierwszy minut postanowiłem dać szansę bohaterowi z poprzedniego spotkania, czyli Alexisowi Pozidisowi. Arek musi odpocząć, ponieważ jest cholernie zmęczony. Cóż, przechodząc do relacji wydarzeń z tego popołudnia, na pierwszego gola zbyt długo czekać nie musieliśmy. Na prowadzenie bowiem już w 17. minucie – uderzeniem z kilku metrów pod poprzeczkę – wyprowadził nas Brazylijczyk Anderson. W kolejnych minutach zamiast przycisnąć rywali jeszcze bardziej, odpuściliśmy, przez co wypadliśmy z rytmu, do którego już w tej części gry niestety nie zdołaliśmy powrócić.

 

Graliśmy dobrze, ale oczekiwałem od swoich podopiecznych czegoś więcej, a mianowicie bramek. Chłopaki spełnili moje życzenie, za co jestem im niezmiernie wdzięczny. Prowadzenie podwyższyliśmy już cztery minuty po wznowieniu gry. Lewym skrzydłem rajd przeprowadził w swoim stylu Vedarn Vinko, dograł po ziemi w pole karne, a akcję Słoweńca perfekcyjnie wykończył młodziutki Colin Tait. 17-letni Anglik, za którego zapłaciliśmy prawie dwa miliony, swojego drugiego gola w tym meczu zdobył zaledwie sześć minut później! Zabawne, że jeszcze niedawno zarząd wyraził swoje rozczarowanie, co do tego piłkarza, że niby popełniłem błąd sprowadzając do klubu Colina. Teraz pewnie zmienili zdanie, chłopak skutecznie zamknął im usta. Mimo, że prowadziliśmy 3:0, wciąż byliśmy głodni kolejnych bramek. Ten zapał w moich podopiecznych bardzo mi się podobał, gorzej ze skutecznością, której po raz kolejny brakowało. Jakimś cudem jednak jeszcze jednego gola żeśmy zdobyli, a mianowicie w 83. minucie na listę strzelców wpisał się Hakon Kjaeve. Zwyciężyliśmy więc bardzo pewnie, a co ważniejsze w ładnym dla oka stylu.

 

Białkowski – Clarke, Sumusalo, Cameron, Spiranovic – Fox – McKee (Wolski 67'), Anderson – Tait, Vinko – Pozidis (Kjaeve 67')

 

Championship – 34. kolejka – 01.04.2013 r.

[2.] Coventry 4 : 0 Burnley [8.]

Anderson 17' [1:0]

Tait 49' [2:0], 55' [3:0]

Kjaeve 83' [4:0]

 

Widzów – 20719

MoM – Colin Tait [9.2]

Odnośnik do komentarza

W ramach odrabiania zaległości, już dwa dni po meczu z Burnley, graliśmy na wyjeździe z Doncaster – najsłabszą drużyną ligi. Już na samym początku mogę powiedzieć, że w pierwszej połowie zagraliśmy beznadziejnie. Inaczej tego określić się nie da , no chyba, że trochę brzydszymi słowami. Przez 45 minut oddaliśmy ledwie trzy strzały na bramkę gospodarzy, w tym ani jeden nie leciał w światło bramki! Piłkarze Doncaster nie grali wcale lepiej, nie wiem czy da się w to uwierzyć, ale zaprezentowali się jeszcze gorzej od nas. Po anty-piłkarskiej pierwszej połowie był więc bezbramkowy remis.

 

W drugiej części meczu obraz gry uległ zmianie o 360 stopni. Moi podopieczni najwyraźniej dobrze zareagowali na moje słowa, a raczej krzyki pod ich adresem. Na pozytywne efekty długo czekać nie musiałem, już cztery minuty po wznowieniu gry bramkę zdobył Joe McKee! Szkot ładnie przymierzył zza pola karnego, uderzył swoją lepszą lewą nogą w samo okienko, nie do obrony. Mając wciąż w pamięci pierwszą połowę, byłem w szoku, że moje chłopaki grają tak dobrze. Co rusz atakowaliśmy, oddawaliśmy wiele strzałów, lecz po raz kolejny dopadła nas bramkowa niemoc. Nic nie chciało wpaść, większość uderzeń mijała słupki i poprzeczkę, a jak już piłka leciała w światło bramki, to dobrze bronił Gary Woods. Na szczęście byliśmy wytrwali, nie zrażaliśmy się niepowodzeniami, co zaowocowało w 80. minucie gry! Z narożnika boiska piłkę w pole karne dośrodkował John Fleck, a gola uderzeniem głową zdobył Matthew Spiranovic. Po tej bramce chyba zbytnio się rozluźniliśmy, bo na dwie minuty przed końcem gospodarze zdołali uratować honor, a na listę strzelców wpisał się Lee Martin. Koniec końców wygraliśmy 2:1, z czego – biorąc pod uwagę przebieg meczu – jestem bardzo zadowolony.

 

Białkowski – Naughton, Rogalski [+] (Cameron 82'), Nyatanga, Spiranovic – Krychowiak – Frimpong, McKee – Molnar [+] (Wolski 59'), Fleck (Vinko 82') – Piech

 

Championship – 35. kolejka – 03.04.2013 r.

[24.] Doncaster 1 : 2 Coventry [2.]

McKee 49' [0:1]

Spiranovic 80' [0:2]

Martin 88' [1:2]

 

Widzów – 8720

MoM – Grzegorz Krychowiak [8.0]

Odnośnik do komentarza

Mimo iż Arek Piech był zmęczony, sił miał tylko na jedną połowę, to jednak postanowiłem wystawić go w pierwszym składzie na mecz ze Swansea. Zrobiłem to z szacunku dla rywali, a jednocześnie chciałem ich pokonać, a bez Arka Piecha – grającego choćby tylko 45 minut – mogłoby to być niemożliwe, albo trochę cięższe do wykonania. Przechodząc do meczu, pierwsza część gry była bardzo wyrównana, lecz nie stała na zbyt wysokim poziomie. Obie drużyny bardziej skupiły się na walce w środku pola, ostrej grze, faulach, niż na stwarzaniu sytuacji podbramkowych. Najjaśniejszą postacią na boisku w pierwszej połowie był oczywiście Arek Piech. Polak miał kilka okazji na zdobycie gola, ale wszystkie jego strzały zdołał niestety obronić Michel Vorm. Do przerwy więc, po średnim widowisku, był bezbramkowy remis.

 

Wykończonego Arka Piecha już w przerwie zmienił Alexis Pozidis. Liczyłem, że Grek powtórzy swój wyczyn z meczu przeciwko Blackpool, gdy to zmienił Polaka i zdobył dwa gole. Moje oczekiwania wobec niego, może trochę przesadzone, w pełni się sprawdziły. W 65. minucie Alexis zagrał na klepkę z Vedranem Vinko, po czym Słoweniec cudownym uderzeniem po długim rogu, umieścił piłkę w okienku bramki Michela Vorma! Po dwójkowej akcji Alexisa z Vedranem prowadziliśmy więc 1:0. Zaledwie dziewięć minut później z narożnika boiska piłkę na krótki słupek dośrodkował Rafał Wolski, a gola uderzeniem głową zdobył... Alexis Pozidis! 16-letni Grek po raz kolejny zaliczał więc wejście smoka, ponownie odmienił grę mojej drużyny na lepsze. W 77. minucie zdarzyło się coś bardzo złego. Kontuzji doznał Lewis Nyatanga, a jako że wykorzystałem już pełną pulę zmian, byliśmy zmuszeni do gry w osłabieniu. Dziurę w środku obrony załatał Grzesiek Krychowiak, dzięki czemu dotrwaliśmy bez straty gola do ostatniego gwizdka sędziego, oznaczającego koniec meczu. To, że bramki nie straciliśmy nie oznacza, że żadnej nie zdobyliśmy. A tak się akurat składa, że w drugiej minucie doliczonego czasu gry na listę strzelców wpisał się jeszcze Rafał Wolski! Wygraliśmy więc 3:0. Cieszy mnie fakt, że zmiennicy dali dziś drużynie bardzo wiele dobrego, takiego pozytywnego kopa w tyłek.

 

Dzięki tej victorii zapewniliśmy sobie upragniony awans do Premier League! Potrzebowaliśmy do osiągnięcia celu ledwie 36-u kolejek. Teraz pozostaje nam walczyć o to, żeby zająć pierwsze miejsce w tabeli, chcemy wygrać tą cholerną ligę!

 

Białkowski – Clarke, Sumusalo, Nyatanga [+], Cameron – Krychowiak – Fox, Fleck (Wolski 69') – Gmitrzuk (Mahaya 69'), Vinko – Piech (Pozidis 45')

 

Championship – 36. kolejka – 06.04.2013 r.

[2.] Coventry 3 : 0 Swansea [3.]

Vinko 65' [1:0]

Pozidis 74' [2:0]

Wolski 90+2' [3:0]

 

Widzów – 27372

MoM – Vedran Vinko [8.8]

Odnośnik do komentarza

Odrywając się od ligowej codzienności, gościliśmy na The Ricoh Arena francuskie Lille. Popularni Les Dogues na własnym podwórku zajmują 4. lokatę w tabeli, a ostatnio mają problem z wygraniem meczu, kontynuują serię trzech remisów z rzędu. Licząc na jakiś mały kryzys w drużynie prowadzonej przez Rudiego Garcię, zamierzałem ograć żabojadów na tyle pewnie, żeby do Francji jechać już tylko na wycieczkę krajoznawczą. Moje mocne słowa musieliśmy jednak potwierdzić na boisku. Czy udało nam się dokonać w teorii niemożliwego?

 

Pierwszą informacją jaka do mnie dotarła było to, że na trybunach losy meczu śledził selekcjoner Francuzów – Didier Deschamps. Chłop pewnie zdziwił się, gdy od pierwszych minut zaatakowaliśmy jego rodaków, w oczach mając dziką pasję zwycięstwa. Blisko objęcia prowadzenia byliśmy w 17. minucie, gdy to piłka po uderzeniu Vedrana Vinko obiła poprzeczkę bramki Lille. Zaraz potem goście wyszli z szybką kontrą, którą fatalnym pudłem sfinalizował Dimitri Payet. Minęło dosłownie kolejnych kilkadziesiąt sekund, aż tu nagle z niczego właściwie sam na sam z Bartkiem Białkowskim wyszedł Ola Toivonen. Jako, że Szwed jest bardzo doświadczonym napastnikiem, z niespodziewanej szansy skorzystał, wyprowadzając tym samym swoją drużynę na prowadzenie. Byłem zdruzgotany, bo graliśmy dobrze, a straciliśmy tak przypadkową bramkę. Jeszcze przed przerwą mogliśmy wyrównać, lecz tradycyjnie już brakowało skuteczności, nawet w najłatwiejszych sytuacjach, wręcz dziecinnie prostych.

 

W przerwie najlepiej jak umiałem zmotywowałem swoich podopiecznych do odrobienia strat. Krzyki po raz kolejny okazały się skuteczne, ponieważ w drugiej części gry przeważaliśmy na murawie, lecz musieliśmy cholernie uważać, bo goście z Francji wykorzystywali każdy nasz błąd do wyprowadzania szybkich, zabójczo groźnych kontr. Nasza praca w ofensywie w końcu została jednak wynagrodzona. W 69. minucie przepiękną bramkę uderzeniem zza pola karnego z woleja zdobył Grzesiek Krychowiak! Szalałem ze szczęścia, jednocześnie wiedząc, że to jeszcze nie był koniec emocji w tym meczu. Piłkarze Lille czując, że z rąk wymykam im się bardzo korzystny rezultat, zaczęli atakować bramkę Bartka Białkowskiego coraz większą ilością graczy. W końcu jednak ta zachłanność ich zgubiła, a dokładnie na pięć minut przed końcem meczu. Wtedy to właśnie wyszliśmy z szybką kontrą, którą bramką sfinalizował Arek Piech! Wypełniona do ostatniego krzesełka The Ricoh Arena oszalała z radości. Przez resztę czasu zaciekle broniliśmy prowadzenia, choć nie było łatwo, bo goście co rusz nacierali z kolejną groźną akcją. W końcu jednak sędzia odgwizdał koniec meczu! Zwyciężyliśmy po cudownej gonitwie i heroicznym boju 2:1!

 

Białkowski – Naughton, Rogalski, Nyatanga, Cameron – Krychowiak – Frimpong, McKee (Fox 74') – Gmitrzuk (Mahaya 74'), Vinko – Piech

 

Liga Europy – Ćwierćfinał [1/2] – 09.04.2013 r.

[ENG] Coventry 2 : 1 Lille [FRA]

Toivonen 20' [0:1]

Krychowiak 69' [1:1]

Piech 85' [2:1]

 

Widzów – 32604

MoM – Grzegorz Krychowiak [7.9]

Odnośnik do komentarza

Zaledwie dwa dni po sensacyjnym zwycięstwie nad Lille, wybraliśmy się do stolicy, aby tam powalczyć o kolejny ligowy komplet punktów z Millwall. Z wiadomych przyczyn musiałem dokonać wielu zmian w wyjściowej jedenastce, ale mimo tego wierzyłem, że rezerwowi spokojnie dadzą radzę 15. drużynie Championship. Pierwsze pół godziny meczu było bardzo wyrównane, no może z delikatnym wskazaniem na gospodarzy. Tak my jak i londyńczycy stworzyliśmy sobie po kilka sytuacji bramkowych, jednak żadnej z nich nie wykorzystaliśmy. Przez ostatni kwadrans pierwszej połowy już dominowaliśmy na murawie, tyle, że nie potrafiliśmy tego udokumentować bramką. Najlepsze sytuacje zmarnował John Fleck, dwukrotnie pudłując, uderzając z dosłownie kilku metrów! Widać, że Szkot nie doszedł jeszcze do siebie po ciężkiej kontuzji. Oby kiedykolwiek to się stało, potrzebujemy dawnego Johna.

 

Druga część gry rozpoczęła się dla nas katastrofalnie, od samobójczego trafienia Matthew Spiranovicia. To jednak nie koniec złych wiadomości. Zaledwie dwie minuty po stracie gola, straciliśmy także Johna Flecka! Szkot głupio sfaulował, dostał drugą żółtą kartkę, tak więc musiał opuścić boisko... Ale to jeszcze nie koniec, o nie! Mijają kolejne trzy minuty, w polu karnym Jordan Clarke fauluje napastnika Millwall, za co sędzia dyktuje dla gospodarzy jedenastkę, a dodatkowo 19-letniego Anglika wysyła pod prysznic! Nie mogłem w to uwierzyć, nigdy w życiu nie widziałem tak złej passy, tak katastrofalnych w skutkach kilku minut gry. Wracając do meczu, karnego w fenomenalnym stylu obronił Bartek Białkowski! Tyle naszego, chciałoby się rzec. Grając w dziewięciu nawet nie staraliśmy się atakować, skupialiśmy się wyłącznie na defensywie. Dla potwierdzenia, że jest to najgorszy dzień Coventry na przestrzeni całego roku, od 88. minuty graliśmy w ośmiu, ponieważ z powodu kontuzji z boiska zejść musiał Mikko Sumusalo, a limit zmian został już przeze mnie wcześniej wykorzystany. Gdy sędzia odgwizdał koniec spotkania, byłem mu niezmiernie wdzięczny. Chcę o tym meczu zapomnieć, i to jak najszybciej.

 

Białkowski – Clarke, Sumusalo [+], Spiranovic, Kuzmicki – Fox – Wolski (Christensen 74'), Anderson – Molnar (Nyatanga 54'), Fleck – Piech (Pozidis 74')

 

Championship – 37. kolejka – 11.04.2013 r.

[15.] Millwall 1 : 0 Coventry [1.]

Spiranovic sam. 48' [1:0]

Fleck 50'

Clarke 53'

 

Widzów – 17050

MoM – Geoffrey Tulasne [7.6] → jaki mecz taki jego MVP

Odnośnik do komentarza

Minęły kolejne dwa dni, a my znowu musieliśmy grać, tym razem przed własną publicznością z Birmingham. Chciałem za wszelką cenę zwyciężyć, ponieważ było to ważne spotkanie dla naszych kibiców – derby regionu. Pierwsza połowa była bardzo wyrównana, choć nie stała piłkarsko na zbyt wysokim poziomie. Ot, typowa angielska kopanina. Tu strzał z kilkudziesięciu metrów, tam jakiś stały fragment gry, i tak przez całe 45 minut...

 

Po przerwie radziliśmy sobie na murawie nieco lepiej, nawet zaczęliśmy tworzyć składne akcje, ale co z tego, skoro przeszkodą nie do przejścia był Jack Butland. Próbowaliśmy wszystkiego aby pokonać w końcu angielskiego goalkeepera gości, lecz nic nie skutkowało. Swoją zabójczą skuteczność zagubił gdzieś Arek Piech, który w kolejnym meczu z rzędu zmarnował kilka setek. Nawet się nie obejrzałem, a było już po meczu. Zremisowaliśmy więc bezbramkowo z Birmingham, w dodatku po fatalnym występie. Nici z prezentu dla naszych fanów. Zagraliśmy źle, słabo, beznadziejnie, nieskutecznie, a co najgorsze, po raz kolejny już z rzędu...

 

Białkowski – Naughton, Nyatanga, Cameron, Krychowiak – Fox – McKee (Wolski 67'), Christensen – Vinko, Gmitrzuk (Pozidis 67') – Piech

 

Championship – 38. kolejka – 13.04.2013 r.

[1.] Coventry 0 : 0 Birmingham [16.]

 

Widzów – 31602

MoM – Nathan Cameron [7.4]

Odnośnik do komentarza

Jako, że już 18 kwietnia czekał nas rewanż z Lille, przeciwko Derby wystawiłem bardzo luźną jedenastkę. Wygrzebałem nawet kilku młodzieżowców, którym chciałem dać szansę zagrać po raz pierwszy w brawach dorosłej drużyny Coventry. Niestety sobie nie poradzili. Pierwszego gola straciliśmy już w 10. minucie gry, a na listę strzelców wpisał się Liviu Bajenaru. W kolejnych minutach cudem unikaliśmy następnych straconych bramek, gospodarze zamknęli nas we własnym polu karnym jak naukowcy eksperymentalne szczury w klatce. Zabawne, ale pierwszy strzał w tym meczu oddaliśmy dopiero w 31. minucie, a mą duszę uradował Rafał Wolski. Gdy wydawało się, że na przerwę zejdziemy przegrywając tylko 0:1, drugiego gola wbił nam Jamie Ward.

 

Nie wytrzymałem nerwowo i w przerwie wydarłem się na swoich podopiecznych, no bo przecież jak można grać tak beznadziejnie?! Poskutkowało to bardzo pozytywnie, bo już kilkadziesiąt sekund po wznowieniu gry fantastycznego gola uderzeniem z dystansu zdobył Rafał Wolski. Był to niestety jedynie tylko chwilowy przebłysk w naszej grze. Tuż po tym golu wszystko wróciło do normy, czyli gospodarze mieli nad nami ogromną przewagę. Kwestią czasu więc była kolejna bramka dla Derby, a padła ona w 65. minucie. Po raz drugi tego popołudnia na listę strzelców wpisał się Jamie Ward. W końcówce jeszcze próbowałem coś zmienić w naszej grze na lepsze. Nowe ustawienie nie poskutkowało, zmiany także, nic więcej oprócz tego zrobić nie mogłem. W końcu mecz się skończył, przegraliśmy z Derby zasłużenie 1:3.

 

Hansen – Hendrych, Sumusalo, Spiranovic [+] (Cameron 74'), Olsson – Fox – Wolski, McCallion (McKee 69') – Molnar (Mahaya 69'), Pozidis – Luis

 

Championship – 39. kolejka – 16.04.2013 r.

[7.] Derby 3 : 1 Coventry [1.]

Bajenaru 11' [1:0]

Ward 45+1' [2:0], 65' [3:1]

Wolski 46' [2:1]

 

Widzów – 25864

MoM – Jamie Ward [8.8]

Odnośnik do komentarza

Po trzech z rzędu żenujących występach w lidze, wybraliśmy się do Francji, aby nad Sekwaną obronić jednobramkową zaliczkę, wywalczoną krwią i potem na The Ricoh Arena. Tak jak można się było spodziewać, gospodarze od pierwszych sekund rzucili się na nas z myślą o zdobyciu szybkiego gola, który gwarantował by im awans do półfinału. I nie powiem, mieliśmy kupę szczęścia, że udało nam się przetrwać pierwszy ten kwadrans. Do głosu zaczęliśmy dochodzić dopiero po tym, jak wyszaleli się piłkarze Lille. Pierwszą składną akcję przeprowadziliśmy w 22. minucie gry, i od razu byliśmy zabójczo skuteczni! Z lewego skrzydła futbolówkę w pole karne dośrodkował Vedarn Vinko, a gola uderzeniem głową zdobył Emmanuel Frimpong. To oznaczało, że teraz gospodarze do bezpośredniego awansu potrzebowali aż trzech trafień. Wobec tego piłkarze Lille ponownie zamknęli nas we własnym polu karnym, a gola nie straciliśmy tylko dzięki fenomenalnym interwencjom Bartka Białkowskiego. Historia się powtórzyła – miejscowi się wyszaleli, zmęczyli, a my ich śmiertelnie ukłuliśmy! W 40. minucie z narożnika boiska piłkę w pole karne zacentrował Joe McKee, a bramkę uderzeniem głową zdobył Nathan Cameron. Szybko się nam jednak zrewanżowali, a na listę strzelców wpisał się Brazylijczyk Wellington. W samej końcówce pierwszej połowy udało nam się w końcu rozbić obóz pod bramką Mickaela Landreaupa, co w pewnym sensie poskutkowało czerwoną kartką dla Dmitri Payeta! Francuski skrzydłowy chciał powstrzymać szarżującego na skrzydle Vedrana Vinko, sfaulował Słoweńca, za co sędzia pokazał mu drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę. Drugą połowę mieliśmy więc rozpocząć grając w przewadze jednego zawodnika.

 

Mimo tego w drugiej części spotkania to wciąż gospodarze dominowali, co dla mnie niezrozumiałe, to piłkarze Lille dyktowali warunki gry. W 51. minucie gry z rzutu wolnego, z bocznego sektora boiska, futbolówkę w nasze pole karne posłał Marvin Martin, a do wyrównania uderzeniem głową doprowadził Mathieu Debuchy! Byłem zszokowany i przerażony jednocześnie. Skoro odrobili straty, to mogą jeszcze nasz pokonać pomyślałem, zwłaszcza grając z takim zapałem w ofensywie. Na nasze szczęście pudłowali, marnowali setkę za setką. Aż nastała 67. minuta gry, gdy to marzenia gospodarzy o awansie do półfinału, zdmuchnął jak świeczki z urodzinowego tortu Nathan Cameron! Prowadziliśmy 3:2, tak więc już tylko katastrofa mogła odebrać nam promocję do kolejnej fazy Ligi Europy. Tuż po bramce zdobytej przez angielskiego stopera dokonałem podwójnej zmiany, między innymi na boisko wbiegł Jessim Mahaya. Francuz miał jednak ogromnego pecha, bo już cztery minuty później opuścił boisko na noszach! W dodatku wykorzystałem już limit zmian, tak więc szanse się wyrównały, graliśmy „10” na „10”. Minęły kolejne cztery minuty i musieliśmy sobie radzić w „9”, bo czerwoną kartkę otrzymał Grzesiek Krychowiak! Na zegarze była już jednak 90 minuta gry, tak więc nikt i nic nie mogło nam odebrać awansu. Po 180 doliczonych sekundach sędzia odgwizdał koniec spotkania. Wygraliśmy 3:2! Gramy dalej, jesteśmy w półfinale! Ależ to był mecz, fantastyczne widowisko.

 

No nie mogę uwierzyć we własne szczęście. Los chyba chce, abyśmy zagrali w wielkim finale. Jakimś cudem Dnipro ograł w dwumeczu Juventus 4:1, tak więc to z Ukraińcami przyjdzie nam zawalczyć o finał! Ależ szykują się emocje na końcówkę sezonu. Drugą parę półfinałową tworzą natomiast Napoli oraz Marsylia.

 

Białkowski – Naughton, Rogalski, Nyatanga, Cameron – Krychowiak – Frimpong (Christensen 82'), McKee (Fox 74') – Gmitrzuk (Mahaya 82' [+]), Vinko – Piech

 

Liga Europy – Ćwierćfinał [2/2] – 18.04.2013 r.

[FRA] Lille (1) 2 : 3 (2) Coventry [ENG]

Frimpong 22' [0:1]

Cameron 40' [0:2], 67' [2:3]

Wellington 43' [1:2]

Payet 45+2'

Debuchy 51' [2:2]

Krychowiak 90'

 

Widzów – 34606

MoM – Nathan Cameron [9.2]

Odnośnik do komentarza

„Dwa dni przerwy”, to w ostatnim czasie nasze motto życiowe. Po cudownym występie we Francji, wróciliśmy do Anglii, a zaraz potem wybraliśmy się do Middlesbrough. Kolejny raz już w tym miesiącu musiałem wymienić prawie całą wyjściową jedenastkę, moi podopieczni już zaczynają odczuwać trudy tego wielkiego natłoku meczy. Przechodząc do wydarzeń z tego spotkania, bardzo szybko straciliśmy bramkę, już w 3. minucie gry. Ładnym podaniem za linię obrony popisał się Shikabala, a gola uderzeniem z pierwszej piłki zdobył Marvin Emnes. Co prawda moi podopieczni sygnalizowali spalonego, ale sędzia jak to zawsze bywa zignorował ich protesty. Straty odrobiliśmy już pięć minut później, tyle, że tym razem arbiter uznał, że na „prawidłowym” ofsajdzie był Anderson! No wkurzyłem się, i to bardzo. Na szczęście moje nerwy ukoił w 17. minucie Anderson, zdobywając gola, do którego sędzia przyczepić się nie mógł. Ogólnie rzecz biorąc mecz był bardzo wyrównany, a przy tym niezmiernie ciekawy. Dużo się na murawie działo, a akcja przenosiła się spod jednej bramki pod drugą. W 31. minucie Anderson zagrał piłkę do Arka Piecha, a ten obrócił się mając na plecach jednego ze stoperów Middlesbrough, po czym cudownym uderzeniem pod poprzeczkę wyprowadził nas na prowadzenie! Cieszyłem się bardzo, bo najwidoczniej w końcu mieliśmy zwyciężyć w lidze, co nam się nie udało od pokonania Swansea. Gospodarze jeszcze przed przerwą mogli wyrównać, ale w dziecinnie prostej sytuacji katastrofalnie przestrzelił Scott McDonald.

 

W drugiej części gry radziliśmy sobie o wiele gorzej niż w pierwszej. Gospodarze zdołali zepchnąć nas do defensywy, a z każdą upływającą minutą ich przewaga nad nami rosła. Trwało to aż do 69. minuty meczu, gdy to do wyrównania doprowadził Leonardo Ponzio. Po tym golu obraz gry wrócił do poprzedniego wyglądu, czyli równej walki, cios za cios. Niestety mimo kilku fajnych okazji nie zdołaliśmy już zdobyć bramki na wagę zwycięstwa, gospodarze zresztą tak samo. Zremisowaliśmy więc po raz kolejny, tym samym przedłużając passę meczy w lidze bez zwycięstwa do czterech spotkań...

 

Białkowski – Hendrych, Sumusalo, Cameron, Olsson – Fox – Anderson, Fleck (McKee 88') – Gmitrzuk (Tait 67'), Vinko – Piech (Pozidis 67')

 

Championship – 40. kolejka – 20.04.2013 r.

[14.] Middlesbrough 2 : 2 Coventry [1.]

Emnes 3' [1:0]

Anderson 17' [1:1]

Piech 31' [1:2]

Ponzio 69' [2:2]

 

Widzów – 15806

MoM – Shikabala [8.4]

Odnośnik do komentarza

Ostatnio tracimy w lidze punkty taśmowo, smaku zwycięstwa nie zaznaliśmy już od czterech meczy z rzędu, tak więc szczerze liczyłem, że przełamiemy się w pojedynku z Bristol City. Tym bardziej, że od pierwszej minuty na boisku pojawiła się naprawdę silna jedenastka. Pierwsze kilkadziesiąt minut meczu było nudne jak flaki z olejem. Oddaliśmy co prawda dwa strzały (w niebo), a gospodarze próbowali raz (dziesięć metrów obok bramki), lecz oprócz tych „sytuacji” wiało nudą, jak na pustyni w Afryce. W momencie, kiedy mecz zaczął balansować na krawędzie ligowego spotkania, a pikniku dla zmotoryzowanych, zaczęliśmy śmielej poczynać sobie w ofensywie. Do przerwy stworzyliśmy sobie kilka bramkowych sytuacji, lecz żadnej z nich nie wykorzystaliśmy. Szczególnie zawodził Arek Piech, który zaliczył dwa pudła, w wydawałoby się idiotycznie prostych sytuacjach.

 

W drugiej połowie utrzymywał się obraz gry, w którym to graliśmy całkiem nieźle w ofensywie, a gospodarze za wszelką cenę bronili się przed utratą gola. Byliśmy jednak nieskuteczni. Można było oszaleć, patrząc co kilka minut jak twój podopieczny marnuje kolejną stuprocentową okazję. W końcu jednak się udało, w końcu się przełamaliśmy, po stałym fragmencie gry. Na dwie minuty przed zakończeniem meczu z narożnika boiska piłkę w pole karne zacentrował John Fleck, a bramkę uderzeniem głową zdobył Emmanuel Frimpong! Dowieźliśmy ten wynik do końca, tak więc tym samym przełamaliśmy fatalną passę!

 

Białkowski – Naughton, Rogalski, Cameron, Nyatanga – Krychowiak – Frimpong, McKee (Fleck 70') – Kjaeve, Vinko (Tait 80') – Piech (Pozidis 80')

 

Championship – 41. kolejka – 23.04.2013 r.

[12.] Bristol City 0 : 1 Coventry [1.]

Frimpong 88' [0:1]

 

Widzów – 10865

MoM – Emmanuel Frimpong [7.4]

Odnośnik do komentarza

Podpisałem nowy kontrakt z Coventry. Moje zarobki wzrosły z 3 do aż 30 tysięcy tygodniowo , a nowa umowa będzie obowiązywać do 2017 roku. Co by nie było, chyba mnie się należało, prawda?

 

Mecz z Hull City potraktowałem jako eksperyment dla nowej taktyki, która opierała się na ustawieniu 4-2-3-1. No bo kiedy jak nie teraz – w momencie gdy mamy pewny awans – testować nowe rozwiązania taktyczne? Sparingi to co innego, to mecze o stawkę są świetnym papierkiem lakmusowym. Przechodząc do wydarzeń z tego popołudnia, pierwszą doskonałą sytuację do zdobycia gola zmarnował Vedran Vinko w 11. minucie. Słoweniec biegł z piłką przy nodze samotnie na bramkę gości jakieś kilkanaście metrów, po czym uderzył wprost w goalkeepera Hull City! No aż ręce podniosłem do nieba, jak można tak zrypać okazję sam na sam?! Idąc dalej, graliśmy całkiem dobrze, a co najważniejsze dla mnie, w pełni kontrolowaliśmy boiskowe wydarzenia. Goście w ogóle nam nie zagrażali, co chciałem właśnie osiągnąć poprzez tą nową taktykę. Można więc powiedzieć, że się udało. Na drugiej szali jest jednak atak, który nie sprawował się tak jak tego oczekiwałem. Co prawda od czasu do czasu stwarzaliśmy sobie okazję podbramkową, lecz zdecydowanie za mało, aby zdołać pokonać kogokolwiek. Mimo wszystko liczyłem, że jeszcze moi podopieczni się rozkręcą. Nie pomyliłem się, bo tuż po upływie pół godziny gry bramkę strzelił Arek Piech! Dzięki trafieniu Polaka na przerwę schodziliśmy prowadząc 1:0. Co ważniejsze jednak, nowa taktyka zdawała się sprawdzać na medal.

 

W drugiej połowie na boisku nic się praktycznie nie działo, aż do 69. minuty gry, gdy to z powodu kontuzji z boiska zejść musiał Mikko Sumusalo. Była to już druga kontuzja w tym meczu w mojej drużynie, ponieważ już w pierwszej części boisko z powodu urazu opuścił Vedran Vinko. Od tego feralnego dla nas momentu ponownie mocniej przycisnęliśmy rywali, co zaowocowało na dwie minuty przed zakończeniem spotkania. Z lewego skrzydła piłkę w pole karne dośrodkował Alexis Pozidis, a bramkę uderzeniem głową zdobył Arek Piech! Polak chyba wraca do formy, którą ostatnio gdzieś zagubił. Może po prostu jest już zmęczony tym długim i ciężkim sezonem? Nie znam niestety odpowiedzi. Cóż, taktyka się sprawdziła, to najważniejsze. Zadecydowałem, że w takim samym ustawieniu już za trzy dni podejmiemy na własnym stadionie ukraińskie Dnipro.

 

Dzięki dzisiejszej victorii zapewniliśmy sobie mistrzostwo Championship!

 

Niestety mam też złe nowiny. Jak się okazało po meczu, Vedran Vinko zerwał ścięgno podkolanowe, co oznacza, że już w tym sezonie na boisku Słoweńca nie zobaczymy...

 

Białkowski – Clarke, Sumusalo [+] (Naughton 69'), Cameron, Nyatanga – Fox, Frimpong – Tait, Vinko [+] (Pozidis 28'), Fleck (McKee 69') – Piech

 

Championship – 42. kolejka – 27.04.2013 r.

[1.] Coventry 2 : 0 Hull City [13.]

Piech 32' [1:0], 88' [2:0]

 

Widzów – 23282

MoM – Arek Piech [8.8]

Odnośnik do komentarza

Dzięki ;)

------------

Ze złożeniem wyjściowej jedenastki na pierwszy półfinałowy mecz z Dnipro miała ogromne problemy. W ostatniej chwili wypadł mi Vedran Vinko, nie mogłem skorzystać z niezgłoszonych do gry młodzieżowców, a w dodatku z powodu zawieszenia za czerwoną kartkę zagrać nie mógł Grzesiek Krychowiak. Na obronę narzekać nie mogłem, ale atak nie sprawiał najlepszego wrażenia – Arka Piecha wspierać mieli Paweł Gmitrzuk oraz Colin Tait. Mimo tego nie traciłem wiary w swoich podopiecznych, liczyłem na pewne zwycięstwo, które zapewniłoby nam komfort psychiczny w rewanżu.

 

Od początku meczu odważnie zaatakowaliśmy rywali. Już w 5. minucie doskonałą sytuację do zdobycia gola miał Emmanuel Frimpong, jednak Ghańczyk pomylił się o dosłownie kilka centymetrów. Pięć minut później po raz kolejny odważnie zaatakowaliśmy, ale straciliśmy piłkę w środku pola, goście wyszli z kontrą, którą faulem zastopować postanowił Lewin Nyatanga. Sędzia nie zastanawiając się w ogóle nad swoją decyzją, pokazał Walijczykowi czerwoną kartkę! Wściekłem się nie na żarty, przez ewidentny jak dla mnie błąd arbitra od 10. minuty graliśmy w osłabieniu. Musiałem więc dokonać już pierwszej zmiany w tym meczu, za Joe'a McKee wszedł Matthew Spiranovic, który zapełnił dziurę w obronie po Lewinie. Mimo gry w „10” wciąż przeważaliśmy na murawie, byliśmy drużyną... lepiej zorganizowaną, tak to można określić. My budowaliśmy składne akcje, goście natomiast prawie ciągle grali długą piłką, bądź uderzali na bramkę Bartka Białkowskiego z dystansu. Nasza waleczna, wręcz heroiczna postawa została wynagrodzona na sekundy przed końcem pierwszej połowy. Fantastycznym rajdem popisał się Arek Piech, zagrał prostopadłą piłkę w pole karne do Andersona, a Brazylijczyk uderzeniem przy słupku wyprowadził nas na prowadzenie!

 

Szczerze wierzyłem, że w drugiej połowie będziemy kontynuować swoją dobrą grę, mimo jednoosobowego osłabienia. Przeliczyłem się, i to bardzo. A może nie doceniłem rywali? Goście z Ukrainy szybko wyrównali, już dziesięć minut po wznowieniu gry bramkę uderzeniem głową zdobył Ante Vukusic. Piłkarze Dnipra nie zamierzali jednak poprzestać na jednym golu, najwyraźniej chcieli nam wbić tyle bramek ile tylko się da. Remis utrzymał się jedynie kilkanaście minut, a gości na prowadzenie uderzeniem głową wyprowadził Denys Kulakov. Zaledwie trzy minuty później przegrywaliśmy już 1:3, a po raz drugi tego wieczoru na listę strzelów wpisał się Ante Vukusic. Byłem załamany. Dojście do półfinału kosztowało nas wiele zdrowia i nerwów, a teraz przez błąd sędziego najprawdopodobniej pożegnamy się z Ligą Europy... Na szczęście więcej bramek już nie straciliśmy, skończyło się 1:3. Czy mamy jakieś szanse w rewanżu? Tak, ale chyba tylko matematyczne...

 

Białkowski – Naughton, Rogalski, Cameron, Nyatanga – Anderson, Frimpong (Fox 69') – Tait (Kjaeve 45'), Gmitrzuk, McKee (Spiranovic 11') – Piech

 

Liga Europy – Półfinał [1/2] – 30.04.2013 r.

[ENG] Coventry 1 : 3 Dnipro [uKR]

Nyatanga 10'

Anderson 45+2' [1:0]

Vukusic 55' [1:1], 75' [1:3]

Kulakov 72' [1:2]

 

Widzów – 32604

MoM – Ante Vukusic [8.8]

Odnośnik do komentarza

Podsumowanie – Kwiecień 2013

Bilans meczy (klub): 7-2-3 (21-13)

Najlepszy strzelec (klub): Arek Piech (5 bramek)

Budżet: 9,19 mln. Euro (+ 1,56 mln. euro)

| ------------------------------------------------------------------------------------------------------|
| 1.    | M	 | Coventry	  |	   | 42    | 29    | 9	 | 4	 | 107   | 39    | +68   | 96    |
| ------------------------------------------------------------------------------------------------------|
| 2.    | A	 | Reading	   |	   | 44    | 28    | 3	 | 13    | 91    | 61    | +30   | 87    |
| ------------------------------------------------------------------------------------------------------|
| 3.    |	   | Derby		 |	   | 44    | 21    | 12    | 11    | 76    | 52    | +24   | 75    |
| ------------------------------------------------------------------------------------------------------|
| 4.    |	   | Blackpool	 |	   | 44    | 21    | 12    | 11    | 79    | 66    | +13   | 75    |
| ------------------------------------------------------------------------------------------------------|
| 5.    |	   | Swansea	   |	   | 44    | 20    | 13    | 11    | 70    | 45    | +25   | 73    |
| ------------------------------------------------------------------------------------------------------|

 

Transfery (Świat): -

 

Transfery (Polska): -

 

Ligi w Europie:

Anglia: Man Utd (+11)

Polska: Lech (+4)

Niemcy: Dortmund (+3)

Hiszpania: Barcelona (+4)

Włochy: Napoli (+4)

Francja: PSG (+2)

Holandia: Twente (M)

Portugalia: Porto (+2)

 

Ranking FIFA:

1. Francja (+2)

2. Hiszpania (-1)

3. Niemcy (-1)

...

47. Polska (-8)

Odnośnik do komentarza

Na otwarcie maja podejmowaliśmy przed własną publicznością, broniące się przed degradacją Huddersfield. Od pierwszego gwizdka sędziego w tym meczu zdecydowanie przeważaliśmy na murawie, co zresztą udokumentowaliśmy tuż przed upływem kwadransa gry. Ładną bramkę uderzeniem zza pola karnego zdobył David Fox! W kolejnych minutach mogliśmy strzelić jeszcze ze dwie albo nawet trzy, brakowało jednak skuteczności, jak prawie zawsze zresztą. W 35. minucie rajd lewym skrzydłem przeprowadził Filipe Pinhel, dośrodkował w pole karne, a piłka po uderzeniu głową autorstwa Luisa przeleciała tuż nad poprzeczką bramki gości. Najlepszą sytuację do podwyższenia prowadzenia zmarnował natomiast w 41. minucie Joe McKee. Szkot już nie raz w tym sezonie wykonywał jedenastkę, ani razu się nie pomylił, aż do dzisiejszego meczu. Joe może i nie uderzył wcale tak źle, lecz mimo wszystko piłka trafiła w słupek i wyleciała za boisko, gola więc nie zdobył. Do przerwy, po bardzo dobrej grze, prowadziliśmy 1:0.

 

W drugiej części meczu wciąż zdecydowanie dominowaliśmy na boisku, dalej jednak mieliśmy spore problemy ze skutecznością. Najbardziej ośmieszył się w 68. minucie gry Janos Molnar, nie trafiając do pustej bramki. Wspomnę jeszcze tylko, że Węgier uderzał z jakiś pięciu, góra sześciu metrów. Te wszystkie niewykorzystane okazje zemściły się na nas w 81. minucie spotkania, gdy to do remisu uderzeniem z szesnastki doprowadził Johnny Russell. Po raz kolejny więc zgubiliśmy ligowe oczka... przez własną nieporadność w ataku. Dobrze, że jakiś czas temu zapewniliśmy sobie mistrzostwo ligi, w innym wypadku pewnie bym już dawno przez swoich chłopaków zwariował.

 

Białkowski – Clarke, Hendrych, Olsson, Nyatanga – Krychowiak, Fox (McCallion 76') – Molnar, Pinhel (Tait 76'), McKee – Luis (Pozidis 76')

 

Championship – 43. kolejka – 02.05.2013 r.

[1.] Coventry 1 : 1 Huddersfield [21.]

Fox 14' [1:0]

Russell 81' [1:1]

 

Widzów – 17361

MoM – Gustav Olsson [7.8]

Odnośnik do komentarza

Po bardzo pechowym remisie z Huddersfield, wybraliśmy się do Wigan. Mecz z gospodarzami DW Stadium był dla nas ostatnim w tym sezonie w lidze na wyjeździe, tak więc chciałem w ładnym stylu pożegnać się z obczyzną. Początek spotkania zapowiadał, że będzie to niesłychanie ciekawe widowisko. Na boisku co chwila coś się działo, aż dziw bierze, że na pierwszą bramkę czekaliśmy aż do 26. minuty. Przepięknego gola zdobył uderzeniem głową John Fleck, a piłka nim wpadła do bramki odbiła się jeszcze od słupka! Ach, byłbym zapomniał... Szkot niestety pomylił strony, pokonując tym samym swojego kolegę z drużyny Bartka Białkowskiego. Zaledwie trzy minuty później przegrywaliśmy już 0:2, a gola uderzeniem z dystansu zdobył Simen Brenne. Bardzo się wkurzyłem, i to nie dlatego, że przegrywaliśmy, tylko z powodu, iż przegrywaliśmy w pełni zasłużenie. Zrezygnowałem więc z diamentowego ustawienia, wracając do klasyki Coventry, czyli 4-1-2-2-1. Efekty były widoczne od razu. Jeszcze przed przerwą bramkę kontaktową zdobył Arek Piech!

 

W drugiej połowie graliśmy o niebo lepiej od gospodarzy. Co rusz stwarzaliśmy zagrożenie pod bramką Brama Castro, tyle, że dopadła nas po raz kolejny pewna piłkarska dolegliwość, a zwą ją nieskuteczność. Wszystko do czasu jednak, wszystko do czasu. W 66. minucie gry na boisku, zmieniając Alexisa Pozidisa, zameldował się Hiszpan Luis, i już pięć minut później chłopak wpisał się na listę strzelców, tym samym dając nam wyczekiwane wyrównanie! Równe dziesięć minut później przeprowadziliśmy szybką kontrę, która trafieniem na 3:2 sfinalizował Arek Piech! Ależ to był comeback! Niestety mina zrzedła mi w doliczonym czasie gry, gdy to do wyrównania – po indywidualnej akcji – doprowadził Victor Moses... No tylko się zasztyletować pozostało...

 

Białkowski – Naughton, Nyatanga, Cameron, Spiranovic – Frimpong, Wolski – Gmitrzuk, Pozidis (Luis 66'), Fleck (Christensen 66') – Piech

 

Championship – 44. kolejka – 04.05.2013 r.

[16.] Wigan 3 : 3 Coventry [1.]

Fleck sam. 26' [1:0]

Brenne 29' [2:0]

Piech 42' [2:1], 81' [2:3]

Luis 71' [2:2]

Moses 90+2' [3:3]

 

Widzów – 15852

MoM – Arek Piech [9.2]

Odnośnik do komentarza

No szkoda :/

---------------

W przedostatniej ligowej kolejce w tym sezonie gościliśmy na własnym stadionie londyńskie Millwall. Oczekiwałem zwycięstwa, zresztą jak zwykle, gdy występujemy na The Ricoh Arena. Już na samym początku mogę powiedzieć, że pierwsza część gry zakończyła się bezbramkowym remisem. Graliśmy lepiej od gości, stworzyliśmy więcej bramkowych sytuacji, ale tradycyjnie byliśmy... tak, nieskuteczni.

 

Tak to już bywa, że kiedy się goli nie strzela, to się przegrywa. Druga część meczu była bardzo nudna, aż oczy bolały. Jedynie muszę wspomnieć o bramce dla gości, którą w 56. minucie zdobył z rzutu karnego Alex Barthe. Niby staraliśmy się wyrównać, ale tak tylko na alibi, żeby nie było, że nie próbowaliśmy. Przegraliśmy więc 0:1, niezasłużenie, w kiepskim stylu. Mecz paradoksów normalnie, mecz paradoksów.

 

Białkowski – Clarke, Hendrych, Spiranovic, Olsson – Fox, McKee (Wolski 78'), Anderson (Pinhel 78') – Tait (Gmitrzuk 78'), Fleck, Luis

 

Championship – 45. kolejka – 07.05.2013 r.

[1.] Coventry 0 : 1 Millwall [15.]

Barthe kar. 56' [0:1]

 

Widzów – 28344

MoM – Alex Barthe [7.5]

Odnośnik do komentarza

Po trzech beznadziejnych w naszym wykonaniu spotkaniach ligowych z rzędu, przyszedł w końcu czas na wycieczkę na Ukrainę. Co prawda gdzieś tam tliła się we mnie nadzieja na odrobienie strat, ale biorąc pod uwagę formę w jakiej w ostatnim czasie się znajdujemy, nie byłem zbytnim optymistą. Przejdę już może do zdania sprawozdania, co tego magicznego wieczoru działo się na murawie Arena-Dnipro. W pierwszych minutach praktycznie całym zespołem rzuciliśmy się do ataków, chcieliśmy jak najszybciej zdobyć gola, objąć prowadzenie. Mogliśmy to uczynić już w 7. minucie gry, jednak Hakon Kjaeve nie trafił w bramkę, uderzając głową z pięciu metrów! Gospodarze także nie próżnowali jeśli chodzi o stwarzanie sobie sytuacji podbramkowych, na nasze szczęście jednak Ante Vukusic był dziś w bardzo kiepskiej dyspozycji. W 24. minucie gry zakotłowało się w polu karnym Dnipra, w końcu piłka trafiła pod nogi Rafała Wolskiego, który uderzeniem pod poprzeczkę wyprowadził nas na prowadzenie! Zaledwie dwie minuty później z prawego skrzydła piłkę w pole karne dośrodkował Hakon Kjaeve, a na bramkę gospodarzy z pięciu metrów uderzył po ziemi Paweł Gmitrzuk. Fatalny błąd popełni goalkeeper ukraińskiej drużyny, który z niewiadomych przyczyn przepuścił piłkę między nogami! Ostatecznie gola zaliczono Martinowi Silvie, tak więc po samobóju Urugwajczyka prowadziliśmy 2:0! Szalałem z radości, sen zamieniał się w rzeczywistość, mozolnie odrabialiśmy straty z pierwszego meczu! Kolejną cudowną akcję przeprowadziliśmy na siedem minut przed zakończeniem pierwszej części gry. Pograliśmy z Ukraińcami w dziadka w środkowej strefie boiska, po czym kapitalnym prostopadłym podaniem do Arka Piecha popisał się Rafał Wolski. Mój AK-47 się nie pomylił, uderzył nie do obrony, dzięki czemu prowadziliśmy już 3:0! W owym momencie to my byliśmy w finale Ligi Europy, nie mogłem w to uwierzyć, aż przecierałem oczy ze zdumienia. W samej końcówce gospodarze kilka razy groźnie zaatakowali na bramkę Bartka Białkowskiego, lecz Polak wszystkie ich strzały wybronił. Do przerwy więc, po niesamowitym widowisku, prowadziliśmy 3:0.

 

Druga część gry, tak jak można się było tego spodziewać, rozpoczęła się od ataków gospodarzy. Długo nie było jednak mocnych na Bartka Białkowskiego, bronił świetnie, ale do czasu. W 54. minucie spotkania Kyle Naughton sfaulował w polu karnym rozpędzonego Eugene Konoplyankę, a arbiter nie zastanawiając się nawet sekundę, podyktował dla Dnipra jedenastkę. Do rzutu karnego podszedł świetny napastnik Nikola Kalinic, uderzył perfekcyjnie, tak więc prowadziliśmy już tylko 3:1. Gospodarze chcieli pójść za ciosem, dobić nas kolejnym trafieniem. Bardzo blisko straty drugiego gola byliśmy w 65. minucie, gdy to Nikola Kalinic potężną bombą z szesnastki obił poprzeczkę bramki Bartka Białkowskiego. Nie pozostawaliśmy dłużni rywalom, także stwarzaliśmy sobie doskonałe sytuacje do zdobycia gola, tyle, że tak jak piłkarze Dnipra byliśmy nieskuteczni. Czas upływał niemiłosiernie szybko, nim się obejrzałem na zegarze widniały już dwie cyferki – 90. Sędzia doliczył do regulaminowego czasu gry dwie minuty, w których to mogliśmy zapewnić sobie awans do finału. Niestety w doskonałej sytuacji – sam na sam! – Arek Piech uderzył wprost w bramkarza gospodarzy! Skończyło się 3:1, tak więc czekała nas dogrywka.

 

Czwartego gola powinniśmy zdobyć już w 94. minucie, jednak po raz kolejny zawiódł mnie Arek Piech, z kilku metrów uderzając w słupek. Gospodarze odpowiedzi szybką akcją skrzydłem, po której tuż nad bramką głową uderzył Nikola Kalinic. Nastała chwilowa przerwa, po czym wróciliśmy do gry. Druga połowa dogrywki nie opiewała w bramkowe sytuacje. Tak my jak i Ukraińcy czekaliśmy na ostateczne rozstrzygnięcie, na rzuty karne...

 

- Do piłki podchodzi Patryk Rogalski. Obawiam się o młodego obrońcę, ale niepotrzebnie, chłopak pakuje piłkę w samo okienko!

- W drużynie gości pierwszy do karnego podchodzi doświadczony Ruslan Rotan... i pudłuje! Piłka leci daleko w trybuny!

- Co zrobi kolejny młody Polak w mojej ekipie? Paweł Gmitrzuk... uderza po ziemi i choć bramkarz gości wyczuł jego intencje, to piłki nie sięgnął! Prowadzimy więc 2:0.

- Teraz przed szansą staje Nikola Kalinic, który już w tym meczu jedną jedenastkę wykorzystał. Nie pomylił się niestety i tym razem, pewnie umieszcza piłkę w siatce.

- Arek Piech, mój super snajper, musi trafić, musi! Tak! Polak całkowicie myli goalkeepera Dnipro i prowadzimy 3:1!

- Do piłki podchodzi zdolny Ukrainiec, Eugene Konoplyanka. Bierze długi rozbieg... i pudłuje, tak samo jak Ruslan Rotan!

- Od awansu do finału dzieli nas tylko jeden rzut karny. Wszystko w nogach Davida Foxa. Doświadczony Anglik uderza mocno po ziemi, jednak jakimś cudem Martin Silva broni jego uderzenie! Nie załamuje się, wciąż prowadzimy 3:1.

- Denys Kulakov czy Bartosz Białkowski? Emocje sięgają zenitu... gol. Polak nawet nie drgnął.

- Za chwilę wszystko może się zakończyć. O naszym ewentualnym awansie może zadecydować młodziutki Colin Tait. 18-latek uderza w środek na siłę, nie do obrony! Udało się! Jesteśmy w finale!

 

Stał się cud. Sam nawet nie wierzyłem, że jesteśmy w stanie odrobić starty i awansować do finału. Cud! Czeka nas więc już niedługo wycieczka do Holandii, gdzie na Amsterdam ArenA przyjdzie nam powalczyć o puchar Ligi Europy z włoskim Napoli!

 

Białkowski – Naughton, Rogalski, Cameron, Krychowiak – Frimpong, Wolski (Fox 90'), Anderson (McKee 45') – Gmitrzuk, Kjaeve (Tait 66'), Piech

 

Liga Europy – Półfinał [2/2] – 09.05.2013 r.

[uKR] Dnipro (3) 1 : 3 (1) Coventry [ENG]

Wolski 24' [0:1]

Silva sam. 26' [0:2]

Piech 38' [0:3]

Kalinic kar. 54' [1:3]

 

Widzów – 30188

MoM – Nathan Cameron [9.0]

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...