Skocz do zawartości

Magazyn Polska Ekstraklasa


Escort

Rekomendowane odpowiedzi

Piotr Gil, Korona Kielce:

 

Nie, nie, nie. Jestem mocno niezadowolony z tej porażki ze słabą przecież Polonią Bytom. O ile dobrze to spotkanie rozpoczęliśmy i w miarę szybki Stokić strzelił na 1-0 dla nas, o tyle później popełniliśmy zbyt dużo prostych, niewymuszonych błędów, które zaważyły na zwycięstwie gospodarzy. Taki jest sport i się z tym godzę, ale zrobię wszystko co w mojej mocy, by w najbliższej kolejce wygrać w Gdańsku. Na szybko myślę, że trzeba coś podreperować jeśli chodzi o pomocników, a także pomyśleć nad jakimś zestawieniem bez Kuprienki. Będzie ciężko, lecz celem będą trzy punkty. Wracając do meczu z Polonią, która odniosła pierwsze zwycięstwo, to chyba na wszystkim zaważyła kontuzja Czarneckiego i moja decyzja o tym, by ten defensor grał do samego końca. Ponadto zamiast wymienić defensywnego Tapalovicia zdjąłem Galkauskasa. Biorę winę tylko na siebie. Chcę też pochwalić Stokicia, który nie dość, że strzelił gola, to jeszcze hasał po prawym skrzydle aż miło. Oby tak dalej.

Odnośnik do komentarza
Nienajlepszy początek sezonu w wykonaniu Śląska. Teraz tylko remis z Arką. Gazeta Wrocławska 34/2010 (Robert Skrzyński)

 

W meczu trzeciej serii spotkań Ekstraklasy Śląsk Wrocław zaledwie zremisował z Arką Gdynia, chociaż patrząc na przebieg spotkania trzeba uznać, że wynik ten jest sukcesem, bowiem to Gdynianie nadawali ton tej realizacji. Chyba piłkarze Śląska byli już myślami przy meczu z Salzburgiem, co z resztą można było wywnioskować z ich wypowiedzi po poprzednim meczu ligowym. Arka po słabym początku sezonu teraz wyraźnie nabiera wiatru w żagle. Piłkarze Śląska zaś muszą jak najszybciej zapommnieć o tej wpadce i w meczu z Austriakami w środę zagrać znacznie lepiej. Oto, co o meczu powiedzieli piłkarze oraz trener Śląska.

 

 

 

Marco Polo:

 

Nie spodziewałem się aż tak trudnej przeprawy w meczu z Arką. Przed meczem remis uznalibyśmy za wynik poniżej oczekiwań, ale teraz, gdy spotkanie już się zakończyło musimy przyjąć ten jeden punkt z ulgą, bo ten punkcik został uratowany w końcówce. Ten mecz to kolejny dowód, jak trudny i wymagający dla nas to będzie sezon, ale na pewno będziemy w każdym meczu, czy to na podwórku ligowym, czy europejskich pucharów, walczyć o zwycięstwo. Mam nadzieję, że w końcu złapiemy rytm gry, jaki prezentowaliśmy w poprzednim sezonie. Liczę również, że nowe nabytki szybciej dostosują się do stylu drużyny.

 

 

 

Adam Kiła:

 

Ten mecz nam nie wyszedł, trzeba to sobie otwarcie powiedzieć. Zamiast wykorzystać kryzys w Arce, która od początku tego sezonu wyraźnie nie może się odnaleźć, pozwoliliśmy rywalom na zbyt wiele i tylko Wosiowi możemy zawdzięczać, że tego meczu nie przegraliśmy, bo z przebiegu spotkania nawet na ten remis specjalnie nie zasłużyliśmy. Sam do siebie również mam spore pretensje, bo to był jeden z moich słabszych występów w całej mojej karierze w Śląsku.

 

 

 

Grzegorz Małkowski:

 

Z jednej strony cieszę się, że mogłem zagrać już w tym meczu po wyleczeniu urazu, ale z drugiej strony – nie jestem zadowolony z tego, co zaprezentowałem dziś na boisku. Co gorsza, uraz chyba nie został do końca wyleczony. Trener zdjął mnie z boiska na moją wyraźną sygnalizację i mam nadzieję, że jednak to nie jest odnowienie tamtej kontuzji, a chwilowa niedyspozycyjność lub też konsekwencja pewnych braków w przygotowaniu fizycznym. Na mecz z Salzburgiem postaram się jednak być gotowym w stu procentach i dam z siebie wszystko.

 

 

 

Krzysztof Piątek:

 

Na pewno powinniśmy byli zagrać lepsze zawody. Arka pokazała nam, że po początkowym kryzysie już chyba nie ma śladu. Drużyna wyraźnie łapie wiatr w żagle i gra coraz lepiej. My musimy popracować nad tym, aby utrzymywać maksymalną koncentrację nie tylko w meczach europejskich pucharów, ale również ligowych, bo jak na razie w Lidze Mistrzów idzie nam świetnie, ale w Ekstraklasie notujemy dużo słabszy początek sezonu niż rok temu.

 

 

Odnośnik do komentarza

Red Bull Salzburg – Śląsk Wrocław, 4. runda eliminacji do Ligi Mistrzów, TV

 

Pierwszy pojedynek w ramach playoff o Champions League w grupach mistrzowskich, gdzie austriacki Salzburg podejmuje Śląska, Mistrza Polski. W drużynie obu trenerów brak osłabień, dlatego mogli sobie pozwolić na najmocniejsze składy. Mowa o kontuzjach, bo z powodu kartek na pewno nie zagra Mazurek, który zasiadł już wygodnie na trybunach, gdzieś w loży vip wraz z zawodnikami, którzy nie zmieścili się do meczowej kadry. W miejsce Mazurka wskoczył Malinowski, który odgrywał dotychczas dobrą rolę rezerwowego. Dodatkowo kontrakt przedłużył Zieliński i na pewno będzie chciał zaprezentować się z jak najlepszej strony. Po drugiej stronie barykady jeden Polak... Gawęcki, który nie miał wielkiej okazji występować w pierwszej jedenastce Lechii, a gdy przyszedł kontrowersyjny Moniuszko, został sprzedany do mistrza Austrii. Z powodzeniem sobie radzi w ramach Bundesligi, występując regularnie w pierwszej jedenastce. Na pewno będzie chciał pokazać się z dobrej strony między innymi przed polskim selekcjonerem oraz przed kibicami przyjezdnymi z Wrocławia. Zapraszamy na widowisko.

Polo od początku przy ławce trenerskiej, jakby już wszystko powiedział zawodnikom w szatni i posłał ich na pojedynek z silnym przeciwnikiem. Nie zamierzał teraz wtrącać się do własnej koncepcji, żeby nie zdekoncentrować swoich piłkarzy. Wyglądało na to, że Salzburg rozpracował taktykę dzisiejszych gości. Ani Warzycha, ani Kiła nie mieli dość miejsca na swoje rajdy w początkowych minutach. Do skrzydłowych od razu doskakiwało po dwóch rywali. Piłkarze Polo starali się dyktować warunki gry, jednak szybko reagowali rywale ostrymi wślizgami w nogi. W 7. minucie strata Kiły zamieniła się w groźny kontratak przeciwników, szybka piłka na Kovacevica, który szukał przedarcia lewą stroną Skrby, lecz został zatrzymany w polu karnym i futbolówka wybita na rzut rożny. Przy stałym fragmencie dobre zachowanie Żurka w środku szesnastki, szybkie wybicie na uwolnienie. Salzburg nie odpuszczał, sporo gry na siebie brał Gawęcki. W okolicach 10. minuty ponownie nacisnął zespół gospodarzy, jednak dobrze na bokach pracowali Skrba i Piątek, świetnie przerywając ataki oskrzydlające rywali. Gdy piłka miała wylądować na głowie jednego z napastników to współpracowali stoperzy, którzy wygrywali pojedynki w powietrzu. Prawdziwe oblężenie trwało przez dobre kilka minut. W 16. minucie poważny błąd Skrby, który zagrał nieszczęśliwie do rywala pod własnym polem karnym, Gawęcki przejął futbolówkę, uderzył z szesnastego metra, ale świetną paradą popisał się Pałys. Szybko Mosór do przodu do Małkowskiego, który na połowie przeciwnika odgrywa szybko do Warzychy. Ten w odpowiednim momencie wyczuł, że Małkowski wybiega zza linii obrony, wyszedł na dogodną sytuację, sam na sam z golkiperem, który stara się skrócić kąt, uderzenie... i goool! Śląsk wychodzi na prowadzenie. Pierwsza okazja w meczu i taki finał! Doskonale, nikt w Austrii nie spodziewał się takiego rozwoju sytuacji. Austriacy chcieli szybko odpowiedzieć, ale Tobóna zatrzymał Warzycha bardzo skutecznie, po chwili gracz Polo był faulowany. W 24. minucie nadarzyła się kolejna niespodziewana okazja, tym razem z rzutu wolnego dośrodkował Żurek, uderzał głową Kiła, ale znakomita interwencja golkipera rywali uratowała Salzburg. W ostatnim kwadransie to nasi zawodnicy starali się poszanować piłkę. W 35. minucie Tobón ujrzał żółtą kartkę, to był jego kolejny faul na prawoskrzydłowym Śląska. W 38. minucie znakomita interwencja, już kolejna Warda przy strzale Żurka z dwudziestego metra z rzutu wolnego. Rywale próbowali wykorzystać mniejszą koncentrację Wrocławian w końcówce, szybkie wymiany piłek i podania na dobieg, Tobón nie popisał się i fatalnie przyjął piłkę, szybko przechwycił Warzycha na połowie przeciwnika, ruszył do ataku, jednak zatrzymany przez rywala nadal walczył o piłkę, wtrącił się Piątek, który wygarnął futbolówkę spod nóg rywalowi, komentatorzy zachwyceni zaangażowaniem Piątka! Szybkie podanie do Małkowskiego, ten jeszcze dograł na drugi słupek lekkim technicznym lobem, bramkarz zaskoczony, Martinez spóźniony do Kiły, który szybko pakuje piłkę do siatki. Szykuje się prawdziwa niespodzianka, bo do przerwy prowadzi Śląsk.

Po przerwie znów chcieliśmy zagrozić za pomocą stałych fragmentów gry, lecz po uderzeniu głową Zielińskiego rywale bardzo dobrze przechwycili piłkę i ruszyli do kontry. Dobrym przerwaniem akcji popisał się Piątek, ponownie, pomimo kilku drobnych błędów w pierwszej połowie. Wprowadzenie Zitouniego po przerwie było świetnym zagraniem trenera Austriaków, gdyż zaczęli grać szybciej i więcej wykorzystywali tego świeżego gracza, który dysponował znakomitym dryblingiem, co pokazał w 55. minucie, gdzie minął Żurka i Mosóra, uderzył, lecz minimalnie niecelnie. Szczęście Pałysa. W 66. minucie dobrze na przedpolu Pałys, do prostopadłej piłki wybiegał już napastnik rywali, Skrba wydawał się być spóźniony, ale tylko dlatego, bo pilnował też rywala na boku. Rozstrzygnięcie mogło paść w 68. minucie, kiedy znów w kontrze Śląsk, najpierw starał się uderzyć Małkowski, ale z rytmu wybili go rywale, po chwili szybko przymierzył Warzycha, ale fantastycznie golkiper przeciwników! Zaczęli lekką panikę, ale również nerwowo było w szeregach gości, co próbowano wykorzystać na przykład w 80. minucie, gdy wszedł świetnie Zitouni w pole karne, uderzył, ale Pałys na szczęście zachował trzeźwość umysłu i znakomicie sparował strzał. W 86. minucie katastrofa Warzychy. Coś się stało z kolanem... to wygląda na coś poważnego. Szkoda tego piłkarza, szybko wchodzi Woś na jego miejsce. Do ostatniego gwizdka obrońcy Śląska starali się nie stracić gola. Dwubramkowa zaliczka na wyjeździe to doskonały wynik. Śląsk bardzo blisko awansu do Ligi Mistrzów. Polo może osiągnąć coś niesamowitego!

 

Red Bull Salzburg – Śląsk Wrocław 0:2

16’ Małkowski 0:1

44’ Kiła 0:2

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Alberto Undiano Mallenco

Widzów: 15800

 

 

 

 

 

Legia Warszawa – Athletic Bilbao, 4. runda Ligi Europejskiej, TV

 

W ten czwartkowy wieczór jedynie Legia walczy na arenie Ligi Europy. GKS dopiero zmierzy się z niemieckim rywalem za tydzień, kiedy Legia będzie walczyła na wyjeździe z Hiszpanami. Na stadionie ponad 12 tysięcy ludzi. Na ławce trenerskiej jedna z najważniejszych postaci – Skura. Ogromna presja, ale tylko z pozorów. Kibice oczywiście oczekują, że zawodnicy zostawią serce na murawie. W podstawowym składzie Wojskowych brakuje Bernala. Złamana noga może złamać mu karierę. Skura szuka następcy na najbliższe pół roku w tym okienku transferowym, jednak nikt nie chce zdradzić nazwisk negocjowanych piłkarzy. Póki co, skupmy się na Lidze Europejskiej i pojedynku z Hiszpanami. Ostatnio przegrali mecz o Superpuchar z Realem Madryt, niedługo rozpoczną rozgrywki ligowe. Mentalnie wyglądają dobrze, podobnie jest z umiejętnościami, w tym elemencie na każdej pozycji mają lepszego gracza. Czas na wielkie wyzwanie. Piłkarze Legii niesieni dopingiem wierzą, że stać ich na spektakularny wynik.

Rozpoczęli goście bardzo rozważnie, próbowali kontrolować przebieg gry i nie narażali się wzajemnie na głupie straty futbolówki. Początkowo Gueye nie mógł poradzić sobie z rywalem na swojej stronie, jednak ten nie wykorzystywał lepszego fragmentu swoich kolegów, dlatego Athletic powolnie przesuwało się w kierunku pola karnego Legii. Trener Skura pokazywał coś z ławki do swoich piłkarzy, jakby mieli zachować rozwagę podczas akcji rywali, pełna koncentracja. W 2. minucie szybka piłka na Fernandeza to nie był najlepszy pomysł, bo obrońcy gości świetnie przecinali te ostatnie podania. Długa piłka w pole karne Soleya nie znalazła adresata, bo podobnie dobrze w przecinaniu podań był Sibanda. W 3. minucie Owusu bardzo aktywnie w odbiorze, ale Fernandez bez większego pomysłu na grę. Podał do Kowalczyka, lecz ten przeciwko trzem rywalom nie miał szans, dlatego Legioniści woleli spokojnie wymienić kilka podań. W 5. minucie Jaskólski zaskoczył uderzeniem, ale ostatecznie niecelnie. W 13. minucie markowe zagranie Miljkovica w stronę Kowalczyka, który najpierw miał przyjąć piłkę na klatkę piersiową, a potem wbiec z nią w pole karne, ale zgrabnie rywale wytrącili młodziutkiego napastnika z równowagi i przechwycili. Chwilę potem długie podanie Rybaczuka w kierunku Kowalczyka, ale ten nie potrafił poradzić sobie z dobrze wyszkolonym Vazquezem. W 19. minucie bardzo nerwowo, bo błąd najpierw popełnił Garcia, przepuszczając rywala swoją stroną, a potem gdzieś zagubił się Gueye, bo rywale postanowili przerzucić ciężar gry. Wszystko szczęśliwie się zakończyło, bo przy ostatnim podaniu w polu karnym agresywnie zareagował Sibanda, lecz jednocześnie bardzo skutecznie. W 32. minucie kolejny błąd Garcii, a może nie błąd, lecz szybkie rozegranie przeciwników z pierwszej piłki, dzięki czemu zaskoczyli prawego obrońcę. Trójkowy atak zakończył się fiaskiem, bo Luis oddał strzał niecelny z dalekiej odległości, jak na złość kolegom. Legia też próbowała pokazywać to, co w poprzednich spotkaniach, między innymi futbol z dwumeczu z Bazyleą. W 35. minucie dogranie główką Owusu do Kowalczyka, ten powalczył w polu karnym, ale bezradnie, nagle piłka szczęśliwie spadła na głowę Fernandeza, jednak jego strzał doskonale wybronił golkiper. W 39. minucie korner dla Legii po walce Jaskólskiego z lewej strony. Piłkę ustawił właśnie wspomniany piłkarz. Dogranie na dalszy słupek, świetnie, zrywem wręcz, zerwał się Sibanda, obrońca rywali nie zdążył, szybko defensor Legii uderzył głową, golkiper bez szans i nagle na tablicy świetlnej mamy 1:0 dla gospodarzy!!! Bilbao starało się wyrównać, ale za nerwowo i do szatni piłkarze Legii schodzili z korzystnym rezultatem. Ogromna presja, którą w szatni będzie musiał zdjąć z piłkarzy trener Skura.

Udało się to wręcz idealnie, świetnie to rozegrali zawodnicy gospodarzy. Na drugą część gry wyszli jeszcze bardziej zmobilizowani i zdeterminowani z nadzieją na korzystny wynik już u siebie – Owusu z Rybaczukiem po prawej stronie, przy polu karnym, wymienili kilka składnych podań, w końcu Rybaczuk zdecydował się na techniczne zagranie w obręb szesnastki, szybko przyjął Kowalczyk, jeszcze szybciej wypuścił piłkę i nagle uderzył. Całkowicie zaskoczył bramkarz i linię defensywy! Goool! Kowalczyk wyprowadził Wojskowych na 2:0. Skura wyskoczył z ławki trenerskiej jak szalony. W 56. minucie Jose Luis z rzutu wolnego chciał się zrehabilitować za popełniane błędy, ale trafił w słupek, asekuracja Soleya i szybkie wybicie do przodu, gdzie stał tylko jeden napastnik. W 57. minucie kartka dla Miljkovica za brzydki faul od tyłu. Ostra walka, spotkanie wyglądało na coraz brutalniejsze. W 65. minucie znów Legia nacierała, ale brakowało tego ostatniego zagrania. Trójkąt napastników doskonale się rozumiał, a gdy podłączał się Owusu, wyglądało na to, jakby rzeczywiście Legia miała pomysł na kolejne sytuacje. W 74. minucie losy rozstrzygnięte – Miljkovic odegrał do włączającego się pod akcję ofensywną Garcię, ten dośrodkował, Kowalczyk idealnie przyjął na nogę, uderzył obok kładącego się golkipera, goool! Legia 3:0! Cóż za wynik! Dziś piłkarze Skury grają jak z nut. Prezentują to, czego od nich oczekuje szkoleniowiec. Ostatni kwadrans nerwowy, ale wprowadzenie Majki na miejsce Mastelarza uspokoiło szybki defensywne i jakby Legia kontrolowała przebieg spotkania. Jeszcze w doliczeniu groźna akcja przeciwników, lecz spokój obrońców uratował Legionistów przed stratą gola i Bilbao wyjeżdża z Warszawy z niczym! Doskonale Legia! Obejrzeliśmy kawałek efektywnego futbolu, sporo konsekwencji i mnóstwo asekuracji w liniach obronnych. Brawo!

 

Legia Warszawa – Athletic Bilbao 3:0

39’ Sibanda 1:0

49’ Kowalczyk 2:0

74’ Kowalczyk 3:0

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Gianluca Rocchi

Widzów: 12839

 

 

 

___________________________________________________

Kontuzje przed ligą – czekam na jakieś korekty i na pozostałe składy do jutra do 20:00.

Odnośnik do komentarza
Austria zdobyta! Jan III Sobieski nowym patronem WKS Śląsk Wrocław! Gazeta Wrocławska, 35/2010 (Robert Skrzyński)

 

 

 

Takiego meczu nikt tu się nie spodziewał! Śląsk Wrocław rozegrał kapitalne zawody i ograł gospodarzy z Salzburga 2:0. Świetne spotkanie rozegrała cała jedenastka wrocławskiej drużyny i to zwycięstwo jest z pewnością zasłużone. Przed rewanżem sytuacja Wrocławian jest niemal komfortowa. Raczej trudno uwierzyć w to, że rywale będą w stanie strzelić Śląskowi przy Oporowskiej więcej niż dwa gole i to jeszcze licząc, że WKS nie dołoży nic do swojego dorobku. Trener Polo i piłkarze zachowują jednak wstrzemięźliwość w ocenie szans na awans. Oto, co powiedzieli po meczu.

 

 

 

Marco Polo:

 

Chyba znów zaskoczyliśmy wielu fachowców i obserwatorów polskiej piłki. Po ostatnim słabym meczu w lidze, gdzie zaledwie zremisowaliśmy z Arką na Oporowskiej, nie dawano nam wiele szans na dobry wynik wywieziony z Austrii. Tymczasem zwycięstwo i dwubramkowa zaliczka przed rewanżem to moim zdaniem wynik niemalże idealny. Oczywiście nie sprawia on jeszcze, że awans jest formalnością, ale stawia nas mimo wszystko w bardzo komfortowej sytuacji. We Wrocławiu postaramy się pokazać kawałek dobrego futbolu i udowodnić rywalom, że zwycięstwo na ich obiekcie nie było przypadkiem. Z drugiej strony, wielka szkoda, że tę wygraną okupiliśmy stratą Warzychy. Wszystko wskazuje na to, że może on nie zagrać aż przez dwa miesiące. Byłby to dla nas wielki cios.

 

 

 

Jacek Warzycha:

 

Zagraliśmy znakomicie i teraz zbieramy tego owoce. Drubramkowa przewaga przed rewanżem, który będziemy rozgrywać przy wsparciu naszej publiczności daje nam bardzo dużo pewności. Na pewno jednak nie zlekceważymy rywala. Musimy pokazać całej Europie, że znamy się na kopaniu piłki i zasługujemy na awans do grona najlepszych trzydziestu dwóch zespołów Starego Kontynentu. Ja niestety w tym meczu nie zagram i najprawdopodobniej też w kilku kolejnych. Kontuzja na szczęście nie jest tak groźna, jak początkowo sądzono, ale i tak czeka mnie przynajmniej sześć tygodni pauzy. Ze swej strony będę się jednak starał wspierać chłopaków z zespołu mentalnie, wspomagając ich dopingiem na trybunach.

 

 

 

Dawid Malinowski:

 

Cieszę się, że trener dał mi możliwość zastąpienia zawieszonego Mazurka, przez co miałem swój udział w tym niemal historycznym zwycięstwie nad austriackim rywalem. Prasa pisze, że awans do fazy grupowej mamy już w kieszeni, ale my wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że tak wcale nie jest i na mecz rewanżowy wyjdziemy maksymalnie skoncentrowani, aby nie popełnić błędów, które mogłyby otworzyć Salzburczykom drogę do naszej bramki. Szkoda tej kontuzji Jacka [Warzychy, przyp. red], którego na pewno będzie nam bardzo brakować, ale ufam, że gracz, który zajmie jego miejsce, a będzie to najprawdopodobniej Krzysiek Woś, udanie zastąpi naszego skrzydłowego. Teraz trzeba jednak zagrać tak samo dobrze w niedzielę przeciwko Zagłębiu, aby nieco poprawić naszą sytuację w ligowej tabeli, bo zdajemy sobie sprawę, że jeśli chodzi o ligę to gramy trochę poniżej oczekiwań.

Odnośnik do komentarza

Adrian Skura - Legia Warszawa

 

Wynik wczorajszego spotkania to niesamowity sukces. Przed meczem w ciemno wziąłbym 1:0, a tu proszę, Bilbao nie mogło dojść do głosu, a my strzeliliśmy trzy bramki. Ten mecz będzie można wspominać latami, gdyż rzadko kiedy zdarzają się takie zwycięstwa polskich drużyn, zwłaszcza przeciwko tak silnym rywalom jak Athletic Bilbao. Cały zespół spisał się znakomicie, każdy zagrał na sto procent własnych możliwości, zaangażowanie było ogromne. Bardzo się cieszę, że w Lidze Europejskiej w 5 meczach nie straciliśmy nawet bramki, a strzeliliśmy ich aż 13. To na pewno dobrze świadczy o jakości mojego zespołu. Piłkarze już przyzwyczaili się do mojego systemu gry, niedługo będzie można liczyć, że gra Legii w kolejnym meczach będzie jeszcze lepsza. Jeśli, że w rewanżu z Bilbao zagramy rozważnie, rywale nie będą w stanie wydrzeć nam awansu do Ligi Europejskiej.

Odnośnik do komentarza

Kamil Gibała, Górnik Zabrze;

 

No cóż, po raz kolejny nie udało nam się zwyciężyć. Zdaje sobie sprawę, że wszyscy oczekują od nas wygranych w meczach z takimi przeciwnikami jak Odra, czy Polonia Bytom. Jednak cały czas będę powtarzał, że potrzebujemy czasu, czasu i jeszcze raz czasu. Doszło do nas kilku nowych chłopaków i nie od razu wszystko zaiskrzyło. A co do meczu, to zdaje sobie sprawę, że nie zagraliśmy najlepszych zawodów. Odra miała zdecydowaną przewagę i tylko doskonała forma naszego bramkarza sprawiła, że nie przegraliśmy. Na szczęście po stracie bramki udało nam się zdobyć bramkę i utrzymać bądź co bądź w naszej sytuacji cenny remis. Na tym etapie sezonu musimy walczyć o każdy, choćby jeden punkt. Teraz czeka nas najważniejszy mecz sezonu, wielkie derby. Jestem pewien, że my jak i zawodnicy z Chorzowa wyjdą na ten mecz bardzo zmobilizowani i będziemy świadkami wspaniałego widowiska, w świetnej atmosferze. Mam nadzieje, że w końcu nasza gra zatrybi i zgarniemy pełną pulę!

Odnośnik do komentarza

Ruch Chorzów – Górnik Zabrze

 

Wielkie Derby Śląska jak określają to wielkie wydarzenie w całej Polsce. Dobrze, że spotkanie godziną nie pokryło się z hitem kolejki, jakim na pewno jest pojedynek Wisły i Lecha. Na razie ważne będzie to, co wydarzy się przy ulicy Cichej, gdzie piłkarze trenera Organka zdobyli pierwsze zwycięstwo w tym sezonie. Na pewno będą chcieli to powtórzyć w meczu z Górnikiem. W barwach gości w pierwszym składzie pojawi się Fernandes, jednak gdy pojawił się na rozgrzewce szybko został wygwizdany. Według fanatyków wybrał tragicznego wyboru, twierdząc przy tym, że to krok na przód. Górnik nastawiony bojowo, szczególnie, że pierwsze trzy kolejki słabe, a szkoleniowiec Gibała potwierdza swoje niewielkie umiejętności kolejnymi zmianami taktycznymi.

W pierwszych fragmentach wydawało się, że trener Gibała chce zachęcić swoich piłkarzy do odważnych ataków, wskazywał piłkarzom, by ci podłączali się pod akcje ofensywne i stwarzali wyraźną przewagę liczebną. Śmieszną sytuację dostrzegli nasi reporterzy, którzy zauważyli, że trójka napastników w ogóle przy takim rozwoju sytuacji nie wspomaga defensywy i gracze Górnika byli skazani na ataki dobrze zorganizowanych Chorzowian. Pierwszą akcję przeprowadził w 2. minucie M. Dziubiński biorąc rozgrywanie na siebie, po wymianie piłek ze środkowymi pomocnikami znów otrzymał podanie, lecz zmarnował akcję, w ostatnim momencie czystym wślizgiem popisał się Smółka, który po raz kolejny pokazywał, że jest pewnym punktem Zabrzan. W 10. minucie Ruch miał pierwszą stuprocentową okazję, by objąć prowadzenie, bo prawą stroną bardzo łatwo przedarł się M. Dziubiński, zagrał do R. Dziubińskiego, ten jeszcze przedłużył lekkim podaniem po ziemi do Jasińskiego, lecz młodemu skrzydłowemu zabrakło zimnej krwi i trafił z dwóch metrów w golkipera. Grubesic i Jasiński starali się zaskoczyć rywali oskrzydlającymi akcjami, jak ta w 15. minucie, kiedy Grubesic świetnie zagrał na R. Dziubińskiego, ale ten zmarnował szansę niecelnym strzałem głową. W 23. minucie najpierw doskonała prostopadła piłka Dylewskiego w kierunku wybiegającego Jasińskiego, później zgranie na Petrova, który nadbiegł, uderzenie, lecz spojenie uratowało Wosia. Piłkarze Górnika powolnie przesuwali się na połowę przeciwnika, ale nie mieli żadnego pomysłu – znów dobrze w odbiorze Petrov i Zieliński. W 27. minucie niecelny strzał Zielińskiego z dystansu, ale ważne, że próbował. Ruch szukał drogi do siatki, mieli sporo okazji do otworzenia wyniku. Górnik pierwszą sytuację miał w 29. minucie, kiedy dobrze dograł Stankiewicz na głowę Bieńka, ten minimalnie się pomylił. Kantor całkowicie zaskoczony, mało brakowało. Kolejną szansę miał wygwizdany po raz kolejny Fernandes, tym razem w 35. minucie, uderzał za prosto dla Kantora, który chwycił pewnie futbolówkę. W 40. minucie fatalny strzał Szewczyka z rzutu wolnego, który posłał piłkę jednemu z kibiców na pamiątkę. Do przerwy bez bramek.

Zdecydowana przewaga Ruchu musiała w końcu przemienić się w zasłużonego gola. W 47. minucie to nie był jeszcze ten kluczowy moment, ale kibice wzdychali, gdy widzieli znakomitą współpracę na boku Grubesica i M. Dziubińskiego, którzy kilkoma podaniami bardzo łatwo poradzili sobie ze Stankiewiczem i Szewczykiem. W 52. minucie najpierw dośrodkował M. Dziubiński na głowę Jasińskiego, ale ten blokowany uderzył zbyt lekko i Woś złapał. Górnicy nie wyciągali żadnych wniosków – dalekie wybicie nie znalazło żadnego adresata, znów Niebiescy w natarciu, tym razem skutecznie: Petrov zabawił się z Lachowskim, dwukrotnie ośmieszył skrzydłowego, Jasiński podawał za Cieślaka, wybiegł R. Dziubiński, który płaskim strzałem po ziemi pokonał Wosia. Golkiper Górnika nie mógł pracować przez 90 minut na gracza meczu. W 57. minucie fatalny błąd Michniewicza, który w jednej sekundzie zgubił M. Dziubińskiego, znakomite dogranie Jasińskiego, wybiegł młodziutki snajper, który wziął przykład z R. Dziubińskiego i w taki sam sposób pokonał Wosia. Ruch nadal atakował. Gibała popełnił kilka katastrofalnych błędów, na dodatek przed meczem asystent jeszcze pokrzykiwał do trenera, by Zabrzanie nie zagrali otwartej piłki. Wyraźnie nie byli do tego przygotowani, co wykorzystał doświadczony Ruch. W 66. minucie kolejna dobra akcja Petrova, tym razem indywidualna, ale zabrakło gola. Dominacja w całym meczu przełożyła się na kolejne trafienia – w 78. minucie ciągle zawodnicy Ruchu znajdowali się pod bramką rywali, zero wyprowadzenia akcji w wykonaniu podopiecznych Gibały. W końcu dogranie Grubesica po ziemi do Jareckiego, ten strzałem bardzo mocnym nabił Wosia i wpakował tym samym futbolówkę do siatki. W 81. minucie druga sytuacja Fernandesa, który wybiegł sam na sam po dobrym dograniu Lachowskiego, ale jego strzał zatrzymał Kantor. Warte odnotowania była radość kibiców przy niepowodzeniu byłego napastnika Ruchu. W 89. minucie chwila nieuwagi, Fernandes zagrał do Moskala, ten strzałem po ziemi w prawy róg pokonał Kantora, który spóźnił się z interwencją (miał sporo czasu na impuls, nie był zasłaniany). Chorzowianie chcieli pokazać, że to oni zasłużyli na wygraną – znów Jarecki przebił się prawą stroną po podaniu Grubesica, dopadło do niego dwóch przeciwników, ale ich bezradność sięgała zenitu, podanie do nabiegającego R. Dziubińskiego, który ustalił wynik. Koniec meczu i kompromitacja w wykonaniu Górnika. Trener Gibała na pewno pozostanie na swojej posadzie, bo dopiero zaczyna. Ruch idzie do góry. Brawo za konsekwentną, ambitną i efektowną grę!

 

Ruch Chorzów – Górnik Zabrze 4:1

53’ R. Dziubiński 1:0

59’ M. Dziubiński 2:0

78’ Jarecki 3:0

89’ Moskal 3:1

90+3’ R. Dziubiński 4:1

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Artur Radziszewski

Widzów: 8429

 

 

 

Wisła Kraków – Lech Poznań

 

Hit kolejki, jak określono starcie Białej Gwiazdy z Kolejorzem, już na nowym obiekcie przy Reymonta, gdzie zjawiło się ponad 33 tysięcy widzów. Coś fantastycznego – początkowa oprawa robiła wrażenie, ale również kibice z Poznania zaskoczyli i od początku spotkania nie zamierzali się oszczędzać, wymagając tego samego od swoich zawodników. W drużynie Lecha praktycznie bez zmian, na ławce jedynie pojawia się wielki nieobecny – Bozinovic, który szanuje decyzje trenera o jego braku w poprzednich meczach. Inni piłkarze jakby o ponurych minach wybiegli na murawę. Przeciwne humory w Krakowie – doskonałe mecze pokazują, że Wisła od początku będzie liczyć się w walce o mistrzostwo.

W pierwszych minutach Kolejorz sprawiał wrażenie drużyny, która chce sięgnąć pewnie po trzy punkty, ale umiejętnościami jakby ustępowali rywalom. Bozinovic żył na ławce rezerwowych i gestykulował w kierunku kolegów, jakby lepiej wiedział czego od nich wymagać niż Szymandera. W 9. minucie doczekaliśmy pierwszej sytuacji podbramkowej, atakowali gospodarze, długa piłka Kokoszki w tempo znalazła adresata w postaci Brozia, który uwolnił się spod opieki Markowskiego, lecz uderzył jedynie w boczną siatkę. W 11. minucie uderzał Bekric z rzutu wolnego, ale słabo, bo obił mur i wywalczył jedynie rzut rożny. Pierwszy kwadrans zakończony skuteczną interwencją Francisco przy odbiorze piłki Broziowi, który znów pojawił się do podania, tym razem Zielińskiemu. W 24. minucie Wasilewski minimalnie nad poprzeczką. Sporo takich szarpanych akcji, czasami po prostu jedno podanie otwierające drogę do bramki i strzał. Kibice mogli narzekać na poziom spotkania, ale z drugiej strony wiedzieli, że rywale wzajemnie się szanują i jedna bramka może zadecydować. W 27. minucie stuprocentowa okazja po dośrodkowaniu Zająca, który znalazł Markowskiego w powietrzu, lecz ten minimalnie przestrzelił głową. Gulbrandsen nie miałby nic do powiedzenia. Bardzo wiele pracowali gracze Lecha na stałe fragmenty gry, ale kolejny zmarnował Magallanes w 31. minucie po dograniu Demela. W 40. minucie znakomita gra z pierwszej piłki, najpierw Zieliński, potem Kokoszka, Ivanovski, ten oddał do Zielińskiego, zrobił też jakby przejście dla Brozia, który wbiegł pomiędzy stopera a Francisco, uderzył znakomicie pod poprzeczkę i nie dał żadnych szans wykazać się Postolovowi! Wisła wyszła na prowadzenie. Wynik utrzymał się do przerwy.

Po zmianie stron trener Szymandera jeszcze mobilizował swoich zawodników, natomiast Głos zakreślał jak ważna jest koncentracja, szczególnie w pierwszym kwadransie, by wpaść w rytm spotkania. W 48. minucie Ivanovski pokazał znakomity drybling, wyprzedzając wyjściem do piłki Markowskiego, potem zwiódł go w banalnie prosty sposób, uderzył nisko lecącą nad ziemią piłkę, przymierzył idealnie w lewy róg Postolova i podwyższył! Zagrywał Lewandowski po podaniu od Zielińskiego, prawdziwego mózgu zespołu. Końca tej masakry nie było widać. Lechici załamani dopuszczali na bardzo wiele, Kokoszka do Zielińskiego, ten prostym podaniem odnalazł Brozia na skraju pola karnego, gdzie byli stoperzy?! Gdzieś znikli, wybiegł napastnik Wisły, uderzył po ziemi i pokonał ponownie Postolova. 3:0 to prawdziwy pogrom. W 60. minucie faul taktyczny Górskiego i upomnienie w postaci żółtej kartki, ale warto było zaryzykować, bo Lech szukał kontaktu w postaci pierwszej bramki. Wisła poza tym perfekcyjnie w obronie, szczególnie Djukic, który nie przepuścił ani razu Zająca i wbiegającego Adamusa, który wkrótce opuścił boisko. W 68. minucie kolejna świetna okazja Białej Gwiazdy, tym razem Ivanovski zagrał do Soaresa, który świeżo po kontuzji wygrywał pojedynek biegowy z Sobiechem i Markowskim, uderzył, ale fantastyczna parada Postolova! W 71. minucie kolejna dobra interwencja golkipera gości, tym razem Zieliński długim podaniem za obronę odnalazł Brozia, ale strzał nie znalazł drogi do siatki. Pochwalić warto Zielińskiego, który odważnymi podaniami i niekonwencjonalnymi rozwiązaniami zaskakiwał kibiców. Za chwilę musiał opuścić boisko z Kokoszką, bo obaj narzekali na lekkie urazy. W 78. minucie chyba najpiękniejsza bramka kolejki, jak nie całej ligi – podanie Zuba ze skraju linii końcowej, znalazł się przed polem karnym Górski, znakomicie przymierzył, piłka odbiła się pod poprzeczki, od ziemi i wpadła do siatki. Postolov bez szans. Trener Szymandera chyba zrezygnował. Przygnębiony stał przy ławce trenerskiej, jakby powtarzał się koszmar z końca poprzedniego sezonu. W 84. minucie dopełnienie strasznego koszmaru – Lewandowski z rzutu rożnego, dobrze na Soaresa, ale w powietrzu lepsi goście, wybicie na Zofcaka, temu za dużo miejsca pozostawili Świątek i Markowski. Kolejny strzał z dystansu ustanowił wynik. 5:0 to prawdziwa klęska Lechitów. Wiślacy nie spodziewali się takiej formy z początkiem sezonu. Idzie im znakomicie. Trener Głos okazuje się prawdziwym taktykiem, z genialną myślą! Brawo. W tym momencie obejmują fotel lidera.

 

Wisła Kraków – Lech Poznań 5:0

40’ Broź 1:0

48’ Ivanovski 2:0

58’ Broź 3:0

78’ Górski 4:0

84’ Zofcak 5:0

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Robert Małek

Widzów: 33 680

 

 

 

GKS Bełchatów – ŁKS Łódź

 

Bełchatowianie obciążeni występami w europejskich pucharach mieli kilka dni odpoczynku, dopiero w najbliższą środę zagrają z VfL Wolfsburg. Przedtem czeka ich starcie z ŁKSem, który nie zdobył punktów na ligowych boiskach, dlatego może okazać się jeszcze trudniejszym przeciwnikiem. Z każdym meczem presja narasta, a GKS w Ekstraklasie gra mocno w kratkę. Albo brakuje skuteczności, albo w obronie zawodnicy popełniają proste błędy, jakby zapominali na chwilę jakimi umiejętnościami dysponują.

ŁKS zaczął z dużą determinacją i odwagą, dlatego ruszyli bardzo ofensywnie w kierunku przeciwnika. Gospodarze chwilowo byli zepchnięci do defensywy, jednak po odzyskaniu futbolówki próbowali ją spokojnie rozegrać, dlatego zakończyło się na chwilowym strachu przez kibiców. Białek wiedział jak uspokoić zawodników z ławki trenerskiej. Dokonał kilku zmian personalnych, które na pewno nie będą mogły wpłynąć w znaczący sposób na styl gry, jaki prezentuje GKS. Piłkarze ŁKSu znów próbowali oskrzydlającej akcji w 5. minucie, ale po dośrodkowaniu Gacevica piłki nie sięgnął Vasiliauskas. W 9. minucie kolejna próba zagrania na napastnika gości, lecz tym razem Konieczny niezbyt dokładnie, a świetny przechwyt podania zaliczył Okoro, dzisiejszy kapitan gospodarzy. W 14. minucie kolejna szansa ŁKSu, GKS jakby na stojąco. Dogranie Gacevica do Vasiliauskasa, ale ten szukał sporo swobody. Nie miał szans, by poradzić sobie z dwoma z rywalami. W 19. minucie dobrze do boku zbiegł Mikołajczak, którego podaniem znalazł Kołodziejczyk, Okoro do Giela, ten świetnie znalazł wbiegającego Sobolewskiego, który przy przyjęciu futbolówki znakomicie zasłonił się przed obrońcami, uprzedził ich i znalazł się pierwszy przy piłce, nie dał szans golkiperowi mocnym strzałem w samo okienko. Mógł przesadzić z siłą, ale dopisało mu szczęście – GKS wyszedł na prowadzenie. Giel zagrał ponownie do Sobolewskiego w 22. minucie, a ten poczekał aż linia obrony ruszy do przodu, w jego kierunku wybiegło dwóch stoperów, ale zostali boczni obrońcy, wykorzystał to, zagrał górą do Łukasika, który spokojnie przyjął piłkę i strzałem po ziemi ośmieszył Króla. GKS starał się dyktować warunki. Kolejną szansę mieli w 27. minucie, lecz zabrakło tego ostatniego podania do któregoś z napastników. Wierzbicki starał się wspomagać Okoro, by ten mógł ofensywniej wejść w akcję i wymienić kilka podań z Kołodziejczykiem. Takim manewr całkowicie rozregulował obronę gości, podanie na Sobolewskiego, który obił jedną z band reklamowych. W 42. minucie wydawało się, że Chałas dobrze zagrywa na głowę Gacevicovi w polu karnym, lecz jeszcze lepiej do piłki na przedpolu wyszedł golkiper, K. Kowalczyk. Do przerwy prowadzenie po efektywnej grze i pokazaniu, że jest się dzisiejszym gospodarzem.

W 55. minucie, już w ramach drugiej połowie, ŁKS w natarciu. Znaleźli się przed polem karnym i na krótkiej przestrzeni zaczęli wymieniać podania. Po kilku przypadkach, jak odbijaniu się futbolówki od nogi do nogi, piłkę przejął Vasiliauskas, znalazł na skrzydle Gacevica, któremu udało się zagrać na piąty metr przed interwencją M. Kowalczyka, tam świetnie wbiegł Konieczny, który w odpowiednim momencie dostawił nogę pomiędzy tłum piłkarzy, idealnie w tempo, piłka wtoczyła się ostatnim tchem do bramki. Zawodnicy GKSu musieli się otrząsnąć. Nie oglądaliśmy porywającego spotkania, ale gracze trenera Płaskownikowskiego jakby zaczęli gryźć trawę. Zejście Wierzbickiego miało pomóc, bo to on popełnił błąd przy stracie gola. W 62. minucie Sobolewski pospieszył się ze strzałem po dobrym odbiorze i zagraniu Giela. Odległość zbyt wielka i ostatecznie niecelny strzał. ŁKS postanowił postawić na ofensywę – trener wprowadził drugiego napastnika, zmienił również Vasiliauskasa. Zrobiło się więcej miejsca w środkowej części boiska. Na niewiele zdały się interwencje szkoleniowca gości, który musiał oglądać jak jego piłkarze są spóźnieni o dwa tempa do piłki. W 75. minucie dobra akcja Giela, który minął dwóch rywali, ale nie znalazł bramki swoim strzałem. W 80. minucie Łukasik po dograniu na głowę przez Giela ośmieszył Króla. Piłka przefrunęła przez ręce jak przez sito po lekkim strzale, wcześniej pozycję Gielowi wypracował Sobolewski, który zażarcie walczył na prawej stronie przy narożniku. 3:1 raczej zakończyło sprawę. Łukasik nie składał broni i nadal zamierzał walczyć o trafienia dla Bełchatowian – Sobolewski wycofał się do pomocy, zagrał do Piotrowicza, jedno prostopadłe podanie, przy okazji Sobolewski bez trudu wyciągnął z defensywy Polaka, który zrobił sporo swobody na dogranie do Łukasika, ten przyjął, uciekł Rączce do boku, strzelił obok golkipera i ustalił ostatecznie wynik. Zawodnicy ŁKSu jeszcze przy stanie 2:1 walczyli, stwarzali sobie sytuacje, ale kolejne gole w wykonaniu gospodarzy przytłoczyły ich. Płaskownikowski musi pogodzić się z zerowym dorobkiem. Wahana forma GKSu nadal aktualna – po słabej 3. kolejce znów pokazali pazur i pewnie wygrali. Powodzenia w środę!

 

GKS Bełchatów – ŁKS Łódź 4:1

19’ Sobolewski 1:0

22’ Łukasik 2:0

55’ Konieczny 2:1

80’ Łukasik 3:1

84’ Łukasik 4:1

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Dawid Piasecki

Widzów: 3309

 

 

 

Odra Wodzisław – Polonia Warszawa

 

Czarne Koszule zaskoczyły nas w pierwszych spotkaniach, szczególnie dobrym poukładaniem taktycznym, co nie należało nigdy do mocnych punktów trenera Kucharskiego. Tego na dodatek krytykowano w ostatnich dniach, dlatego zechce udowodnić, że argumenty w jego kierunku były bezpodstawne. Odra po trzech remisach zamierza w końcu wygrać. Liczy się jeszcze, że nie ponieśli porażki jak większość drużyn Ekstraklasy. Trener Chybiorz jest coraz bardziej ceniony, bo gra na krótkiej przestrzeni robi największe wrażenie.

Przechodzimy od razu do akcji, bo pierwsze minuty za bardzo nas uśpiły. Nie mogliśmy rozpoznać którzy piłkarze wykazują mniej chęci do gry. Okazało się, że to goście w przekroju całego spotkania nie zaprezentowali swojego optymalnego poziomu. Zapowiadało się świetnie, bo Odra w 11. minucie pozwoliła na zbyt wiele rywalom, którzy po przejściu piłki od Owczarka do Szczepanika stworzyli zagrożenie pod bramka Witkowskiego. Polski bramkarz otrzymał szansę od Chybiorza i już na początku w pierwszym kwadransie popisał się znakomitą paradą i wybronił strzał Szczepanika. Po chwili nadszedł ratunek Demiriego i szybkie wybicie futbolówki. Największym błędem, jaki popełnił Kucharski był Szewczyk na prawej pomocy. Kibice naprawdę byli zbulwersowani, że 19-letni obrońca został wystawiony nie na swojej pozycji. Sam zawodnik w wywiadzie pomeczowym stwierdził, że to nie jego strefa do odważnej gry. Nie radził sobie, o czym świadczy 18. minuta i paniczny strzał z dystansu czy 25. minuta i dobre zagranie Dimitrijevica i kiepska główka Szewczyka, piłka wpadła wprost do rąk Witkowskiego. Wcześniej Markowski starał się strzelić z dystansu na bramkę Malinowskiego, lecz za wolno podchodził do uderzenia, dzięki czemu został zablokowany. Naprawdę gra toczyła się w bardzo wolnym tempie, a kibice chyba marzyli, by usłyszeć ostatni gwizdek i pójść do domu. Pozory mylą. Odra zaczynała się rozkręcać, dokładniej Konieczny brylował na lewej stronie i nie dawał żadnych szans Szewczykowi i Dżerlekowi. W 38. minucie Moneke długim prostopadłym podaniem znalazł wybiegającego Mitrovica, ale napastnika uprzedził Drozdov odważną interwencją w polu karnym. Koniec pierwszej połowy.

Na początku drugiej połowy Cristiano ujrzał żółtą kartkę za popchanie Grada, który o dziwo nie wybuchnął złością tylko zamierzał nadal grać, szybko wznowił podaniem i ruszył do ataku. Opłacało się, gdzie nadal piłkarze Czarnych Koszul woleli wykłócać się z ignorującym sędzią – Wołkiewicz do Mitrovica w pole karne, ten zamierzał zakręcić Drozdovem, przegrał, ale Grad czaił się przy szesnastce, zagrał do Fernandeza, który sprytnym technicznym przerzutem w powietrzu zmylił Da Silvę, uderzył mocno pod poprzeczkę pokonując Malinowskiego! Golkiper Polonii nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Polonia starała się odpowiedzieć, lecz brakowało wyraźnego impulsu do zdecydowanej gry. Z wielu podań nie wynikało zbyt wiele, natomiast Odra znów zaskakiwała kilkoma podaniami na krótkiej przestrzeni, które otwierały drogę do prostopadłych piłek w kierunku snajperów. W 61. minucie Fernandez znów ubiegł Da Silvę, tym razem zagrał do Mitrovica, od którego przed chwilą dostał podanie, Mitrovic wybiegł zza plecy Drozdova, uderzył po ziemi i znów Malinowski mógł mieć pretensje do biernej postawy innych zawodników, którzy tłumaczyli się kryciem innych zawodników. Para napastników Odry pokazywała klasę, tę, z ubiegłego sezonu. W 65. minucie Fernandez poszukał Moneke do strzału, ale zabrakło więcej porozumienia, Polonia ratuje się panicznym wybiciem, gdzie z przodu Szczepanik nie radzi sobie z Dziubińskim, pewnym w swoich decyzjach i dziś ten młodziutki stoper nie popełnił żadnego błędu! W 69. minucie Grad starał się rozegrać, sporo wykorzystywał czystych na bokach Stanikaitisa i Markowskiego. Moneke podał do Fernandeza, który był na spalonym, mocne uderzenie ponowne napastnika Odry, Malinowski znów bez szans, ale mógł bardziej skrócić kąt napastnikowi. 3:0, ustalił wynik spotkania. Czarne Koszule załamane przebiegiem spotkania. Sporo nerwów na ławce trenerskiej, gdzie Kucharski liczył na lepszy rezultat. Został ostatni kwadrans, Odra grała bardzo konsekwentnie i z zębem. Szczególnie z Koniecznym na lewej flance, który robił sporo szumu. W 80. minucie Łoszakiewicz po dograniu Dżerleka pospieszył się z decyzją i trafił jedynie w boczną siatkę, zamiast grać na głowę Szczepanika, który uciekał tymczasem spod opieki Dziubińskiego. W 86. minucie Dżerlek pokazał, że nie zależy mu na wysokości porażki – nie spieszył się do długiego niecelnego podania Mitrovica, na tyle, że... Fernandez dopadł do piłki, akcji zapobiegł zdenerwowany Da Silva. W końcówce oglądaliśmy opanowaną Odrę, która do końca doliczenia wymieniała podania nawet na połowie przeciwnika. Znakomita wygrana i zasłużone trzy punkty. Chybiorz na pewno jeszcze uśmiechnie się na konferencji prasowej.

 

Odra Wodzisław – Polonia Warszawa 3:0

51’ Fernandez 1:0

61’ Mitrovic 2:0

69’ Fernandez 3:0

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Tomasz Mikulski

Widzów: 5354

Odnośnik do komentarza

Polonia Bytom – Cracovia

 

Cracovia w potrzasku – niskie miejsca na początek ligi mogą stać się ich wyrokiem. Bytomianie, którzy niespodziewanie wystrzelili w górę tabeli po jednej wygranej mają ochotę znów pokazać, że będą zdobywać punkty na każdym kroku przy nadarzającej się sytuacji. Cracovia w kryzysie to odpowiedni moment. Czyżby wiedza Laskosza wypaliła się? Musimy dać jego piłkarzom więcej czasu, bo tabela jest na tyle płaska po krótkiej ilości meczów, że w każdym momencie mogą wyskoczyć na wyższe miejsca.

W pierwszym składzie Cracovii jedna niespodzianka – Georgiev, który według Laskosza może okazać się prawdziwym objawieniem. W Piaście w rundzie jesiennej szło mu dosyć dobrze, zawodził na wiosnę, ale widać po jego dyspozycji, że nadal nie jest najlepiej. Nawet w pierwszych minutach przy świetnych podaniach Michniewicza miał sporo problemów z opanowaniem piłki. Brkovic pewnie cierpiał na ławce. Na dodatek przy długim podaniu Osucha do Georgieva, napastnik Pasów przegrał pojedynek biegowy na krótkim dystansie z Maciejewskim, który odgrywał rolę niechcianego w Koronie. Polonia naciskana starała się grać rozważnie, ale wychodziło z różnym skutkiem, czasami jedno podanie lądowało na aucie. Sporo szukali się Bobolokic z Bondarenką. Ten drugi dobrze wbiegł prawą stroną bliżej bramki w 3. minucie, zagrał do Sanou, który prostopadłym podaniem chciał uruchomić Bobolokica, bardzo aktywnego od pierwszych sekund, lecz Basta świetnie przeciął i odbił tym samym piłkę na rzut rożny. W 7. minucie Cracovia chciała przeprowadzić jedną ze swoich zabójczych kontr, ale Adamski fatalnie obił tylko twarz rywalowi i wywalczył rzut rożny. Przy stałych fragmentach gry sporo szukania, ale grane piłki pozostawiały sporo do życzenia. Czasami zdawało się, jakby rzeczywiście piłkarze Cracovii oddychali rękawami. W 21. minucie bardzo chamskie zachowanie Basty, który pociągnął rywala za koszulkę i wydawało się, że Bondarenko już się nie podniesie. Z lewej strony walczył o futbolówkę Osuch z Bondarenką, ten zagrał po odbiciu od rywala do Didiego, uderzenie z dystansu... fantastyczny gol! Nalepa nie miał nic do powiedzenia. Polonia niespodziewanie wyszła na prowadzenie, lecz trener Laskosz spodziewał się trudnej przeprawy. Chyba gracze Karpińskiego zbytnio żyli tym prowadzeniem, bo zostali szybko zepchnięci do defensywy. W 27. minucie sędzia zdecydował się podyktować jedenastkę na korzyść Cracovii – przy rzucie rożnym faulowany był Adamski przez Majewskiego. Decyzja dosyć kontrowersyjna. Piłkę na jedenastym metrze ustawił Terlecki i mocnym strzałem doprowadził do remisu. Znów piłkarze Pasów mieli sporo ochoty do gry, ale Michniewicz nie mógł znaleźć wspólnego języka z kolegami. Eze jeszcze starał się strzelać z dystansu, ale mało błyskotliwie. W 31. minucie szybka kontra po tej akcji w wykonaniu Bytomian, zagranie Bobolokica bardzo szybkie pomiędzy Osucha i Bastę, nie mieli nic do powiedzenia, gorzej, że nikt nie upilnował Klimaviciusa, uderzenie po ziemi, Nalepa starał się obronić, ale odbił niefortunnie piłkę w ten sposób, że skierował ją do własnej siatki. Znów trzeba było odrabiać. Długie piłki na Georgieva nie zdawały testu. Większość zgarniali defensorzy. Jeszcze w 39. minucie Klimavicius mógł podwyższyć, ale strzelał niecelnie.

W przerwie miał wejść Szyszko, ale sędzia miał pretensje do jego łańcuszka na szyi i pierścionka ozdobnego na ręce, dlatego młodzieniec wszedł nieco później. Zanim się pojawił na boisku, strzałem zaskoczył Eze, który w 57. minucie doznał poważnej kontuzji i na noszach opuścił boisko. Laskosz tylko łapał się za głowę. Poza tym Zarate nie miał wiele pracy. Wszedł również Brkovic. W kilka sekund potrafił wywalczyć nawet piłkę pod polem karnym rywali, ale samemu nie był w stanie zagrozić Zarate. Bytomianie sporo utrzymywali się na połowie przeciwnika, zagranie kolejne Bobolokica na głowę Szyszki, ten minął się z piłką, a niewiele brakowało do podwyższenia. W 73. minucie Polonia stanęła, nie miała nic do powiedzenia, bo Michniewicz najwyraźniej pozazdrościł Bobolokicowi rozegrania – najpierw przegrał do prawej flanki do Pietronia, ten odegrał do Brkovica, rozegranie z Koniecznym, wszystko z pierwszej piłki, wypuszczenie Michniewiczowi, który strzałem z dwudziestu kilku metrów nie dał szans bramkarzowi. Piłka znalazła drogę pod poprzeczką. W 79. minucie Semenov zagrywał z prawej strony z rzutu wolnego na Klimaviciusa, ten znalazł się w dogodnej sytuacji i jakimś cudem nie trafił z trzech metrów! Fatalne pudło, bo Nalepa był gdzie indziej ustawiony. Cracovia prezentowała się blado z momentami przebłysków. Pressing w końcówce spowodował, że Bytomianie mieli więcej miejsca do kontr. W pierwszej groźnej pokazał się Szyszko w 80. minucie, ale ostatecznie zatrzymał go Terlecki. Sporo udanych interwencji zaliczali w końcówce defensorzy Laskosza. W doliczonym czasie gry z rzutu wolnego podawał Konieczny na głowę Terleckiego, ale ten nie sięgnął. Warto odnotować, że sędzia w 83. minucie nie podyktował jedenastki dla Polonii po ewidentnym faulu Zawadzkiego, który pociągał za koszulkę urywającego się Semenova. Ostatecznie remis po przeciętnym meczu i podział punktów. Na pewno w Krakowie spodziewano się efektownej wygranej, ale trzeba jeszcze poczekać. W Bytomiu niemała radość po utrzymaniu w miarę dobrej lokaty w tabeli Ekstraklasy. Karpiński jest coraz bardziej ceniony w polskim środowisku trenerskim.

 

Polonia Bytom – Cracovia 2:2

22’ Didi 1:0

28’ Terlecki (kar) 1:1

31’ Klimavicius 2:1

73’ Michniewicz 2:2

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Hubert Siejewicz

Widzów: 5142

 

 

 

Lechia Gdańsk – Korona Kielce

 

Lechia bez straty bramki, choć to może ciążyć na zawodnikach Moniuszki. Taka dodatkowa presja na pewno nie pomoże w starciu z Kielczanami, lecz z drugiej strony pewność szyków defensywnych dodaje pewności siebie. Korona po przeciętnym początku zapowiada walkę o utrzymanie, ale na pewno zechcą pokusić się o urwanie punktów Lechistom, choćby bezbramkowym remisem.

Widać było od początku, że gra Lechistów się kleiła. Wiedzieli gdzie jest ustawiony kolejny piłkarz i piłka chodziła jak po sznurku. Dlatego Kielczanie mieli w pierwszych sekundach tak sporo problemów z nadążeniem nad akcją Gdańszczan. Nawet Sagi dołożył cegiełkę do pierwszej akcji, bo wymienił dwa z wielu podań z kolegami z zespołu. Polak z Woźniakiem znaleźli się po prawej stronie, ten drugi chciał dośrodkować po ziemi na Ozima, lecz nie doszła do niego piłka, bo odbiła się od pleców Kryszaka, na tyle nieszczęśliwie, że do futbolówki dopadł Owczarek, przymierzył z dystansu, bo miał dość czasu. Znakomite uderzenie trafiło do siatki pod poprzeczkę i nawet lecący niczym ptak Kowalski nie uratował Korony w pierwszych sekundach. Gil rzucił napojem na boisko. Naprawdę niesportowe zachowanie, Szczepanik tylko zbierał pozostałości po napoju. W 7. minucie mogli podwyższyć gospodarze, bo przeprowadzili świetną akcję z pierwszej piłki – wszyscy byli doskonale ustawieni i nie musieli za wiele się przemieszczać, Ozim znakomicie piętką do Woźniaka, ale strzał wylądował na bandzie reklamowej. W 10. minucie z lewej strony znalazł się Jasiński, który obniżył linię obrony, także wciskając ją mocniej do pola karnego, podał do Woźniaka, ale ten fatalnie przestrzelił. Przez pierwszy kwadrans totalna dominacja gospodarzy, Moniuszko mógł być zadowolony ze swoich graczy. W 18. minucie znakomicie przy akcji znalazł się Jasiński, piłka odbiła się od kilku rywali po słabym strzale Owczarka, by przypadkiem trafić pod nogi napastnika, uderzenie znakomicie wybronił Kowalski. W 23. minucie dobra akcja Stokica, odegranie do Tapalovica, ale ten zagrał do Augustyniaka, który znalazł się na pozycji spalonej. W 32. minucie najpierw Jasiński próbował dryblingu pod polem karnym, później zagranie Owczarka do Ozima, ten szukał strzału, ale wytrącony z równowagi przegrał pojedynek o pozycję. Kryszak... wybił piłkę na aut. Dziś miał swój słabszy dzień. W 40. minucie stuprocentową okazję zmarnował Augustyniak, bo znalazł się na wysokości siódmego metra, by przelobować bramkę Halima po dośrodkowaniu Stokica z rzutu wolnego. Do przerwy wydawało się, że nic się nie wydarzy, lecz w doliczonym czasie gry wykorzystanie Wójcika na lewym skrzydle, podanie do Owczarka, ten odnalazł Jasińskiego. Napastnik Lechii poszukał pozycji, by w odpowiednim momencie przymierzyć idealnie wprowadzając piłkę w lot minimalnie nad ziemią, przez co sprawiła spory kłopot Kowalskiemu. Nagle na tablicy świetlnej pojawiło się 2:0. Jasiński strzelcem.

Po przerwie bardzo groźna akcja Korony, która zmusiła Lechię do głębokiej defensywy, przerzucenie Augustyniaka do Rogowskiego, który świetnie podłączył się pod akcję ofensywną, na dodatek dobrze strzelił, ale dobrą paradą popisał się Halim, wybronił na korner. Przy stałym fragmencie gry Lechiści świetnie się ustawili i wybili piłkę z dala od pola karnego. Widać, że sporo pracowali nad tymi elementami na treningu. W 59. minucie dobry strzał z rzutu wolnego w wykonaniu Owczarka, ale minimalnie nad poprzeczką. Wyglądało na to, że jedynie Gil pamiętał o rezultacie dzisiejszego meczu, gdyż piłkarze wykazywali determinację taką samą jak przy stanie jednej straconej bramki. Niewiele działo się z przodu, więc szkoleniowiec Korony wprowadził ożywienie w postaci Nunesa i Kosiorowskiego Galkauskas po raz kolejny pokazał, że ofensywny pomocnik to nie jest pozycja stworzona dla niego i Gil próbuje na siłę stworzyć z niego dobrego gracza w tej strefie. W 67. minucie Szczepanik zaskoczył z rzutu wolnego Halima, bo dośrodkowanie okazało się na tyle silne, że bramkarz wypuścił piłkę z rąk, w pobliżu czaił się Bąk, ale z metra nabił tylko Polaka, który uratował Lechię. W 72. minucie stuprocentowa okazja Jasińskiego po podaniu prostopadłym Ozima, ale zabrakło koncentracji i ostatecznie Kowalski popisał się kolejny raz dobrą paradą. Lechia dobrze funkcjonowała jako zespół, a najlepiej ustawiali się w defensywie, gdzie piłkę potrafili dobrze wyprowadzić Polak jak i Wójcik, później Trustful, który otrzymał szansę z ławki. Korona w ostatnim kwadransie całym zespołem znajdowała się na połowie przeciwnika, ale długie piłki przerywali obrońcy wybiciami głową lub Kosowski, który wszedł za zmęczonego Idemudię. W 82. minucie doskonałe zagranie Nunesa w pole karne do Kosiorowskiego, lecz napastnik za późno wystartował i dobrą postawą na przedpolu popisał się Halim. W 85. minucie dobrze Nunes na siłę z rzutu wolnego do Kryszaka, ten trafił, ale na tyle przypadkowo, że przelobował bramkę, posyłając piłkę gdzieś na trybuny. W ostatnich minutach jeszcze wejście Sinkali, który musi mieć więcej czasu, by przekonać Moniuszkę. Rywalizacja w Gdańsku rozgorzała na dobre, bo wszyscy zawodnicy dokładają cegiełkę do kolejnych trzech punktów. Znów bez straty bramki, co dodaje pewności siebie na tyłach – Korona znów słabo. Kolejna strata punktów to spadek w tabeli.

 

Lechia Gdańsk – Korona Kielce 2:0

1’ Owczarek 1:0

45+2’ Jasiński 2:0

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Adam Lyczmański

Widzów: 9850

 

 

 

Legia Warszawa – Arka Gdynia

 

Legia po starciu z Hiszpanami jest naładowana pozytywną energią, a Skura świętował swój kolejny sukces, jakim było położenie na łopatki bezbronnego Bilbao. Arka ma być kolejną ofiarą. Trener Grabowski z dodatkową presją skierowaną ze strony zarządu, który oczekuje, że tym razem szkoleniowiec bardziej się zmobilizuje. Ten ciągle ufa tym samym piłkarzom, a najgorsze jest to, że kolejny mecz ma zagrać bezradny Stefanik, totalny niewypał transferowy Grabowskiego. Na ławce Legii pierwszy ich transfer w tym okienku – reprezentant Argentyny, Arce.

Legia od pierwszych sekund chciała nadawać tempa spotkaniu. Spodziewali się, że obrona Arki może popełnić rażące błędy, co można szybko wykorzystać. Na początek Legioniści musieli ulec kilku faulom, bo tym jedynie ratowali się zawodnicy gości. Skazani na pożarcie mieli walczyć, ale trener Grabowski chyba wszystko powiedział już w szatni, bo teraz nie był tak mocno zaangażowany w poczynania swojego zespołu. Skura chyba żył meczem, podobnie jak tym czwartkowym. W 2. minucie dobrze Fernandez z rzutu wolnego w kierunku Sibandy, ten urwał się spod krycia Orzechowskiego, uderzenie głową, ale fantastyczna interwencja Szczepanika uratowała gości. Przez pierwsze cztery minuty ciągle Wojskowi znajdowali się na połowie rywala – długie krosowe zagranie Garcii na Miljkovica, ten podał do Kowalczyka, a napastnik pociągnięty za koszulkę przez Jaskólskiego domagał się jedenastki. Marciniak nie miał wątpliwości – rzut karny. Sam poszkodowany ustawił piłkę na jedenastym metrze, podwyższył tym samym swój dorobek strzelecki w lidze. W poprzednim sezonie miał podobny start. Legia na prowadzeniu. W 9. minucie było bardzo blisko wyrównania, bo o piłkę powalczył Santos, zagrał do Flavio, a ten wypuścił Toleskiemu, jednak strzał niecelny. Mało brakowało, a wszystko po stracie Gikiewicza, osaczyło go trzech rywali przy wyprowadzaniu piłki. Czasami bardzo szeroko starali się grać gospodarze, by jeszcze bardziej zaskoczyć Gdynian – krosowe podania Skorupskiego na Miljkovica wprawiały kibiców w osłupienie i zachwyt. Długie piłki gości na Flavio nie były zbyt efektowne i zazwyczaj przechwytywali je Sibanda wraz z Majką. W 25. minucie po jednym z nich Flavio wyszedł na dogodną pozycję, ale ostatecznie po konsultacji z sędzią bocznym odgwizdano spalonego, pomimo tego Soley wybronił mocny strzał napastnika Arki. W 31. minucie pierwsza dobra akcja gospodarzy, w której wymienili kilka podań po ziemi z pierwszego tempa, dobiegł do niej Toleski, nie pozwolił Flavio na strzał, samemu egoistycznie się zachowując i niecelnie uderzając. W 35. minucie podobna sytuacja, w której Fernandez i Owusu chcieli uderzać, wyszło bardzo słabo, to nie bajka w stylu Kapitana Tsubasy. Do przerwy prowadzenie Legii, ale końcówka piorunująco nudna.

W 48. minucie Arka skoncentrowała się na połowie przeciwnika, ale przechwycenie Miljkovica otworzyło drogę do kontry, zagranie do Owusu, który znów pokazał, że potrafi podać – tym razem w tempo wypuścił długim podaniem Popielę, ten genialnie przyjął piłkę w polu karnym na klatkę piersiową, idealnie ją sobie ustawił, po czym przymierzył w przeciwległy narożnik bramki i nie dał szans Szczepanikowi. Podwyższenie oznaczało, że Arce będzie bardzo ciężko. W 54. minucie doskonałe prostopadłe podanie Fernandeza do Owusu, a ten z najbliższej odległości nie zdołał pokonać golkipera gości. W 57. minucie przy dośrodkowaniu Gilewicza dobrze uderzał Flavio, ale za lekko dla Soleya. Jeszcze jedna szansa dla Arki na nawiązanie kontaktu była w 60. minucie przy dośrodkowaniu Toleskiego, ale w powietrzu górował Majka. W 67. minucie kolejna dobra okazja Flavio, ale tym przekonał trenera, że jest do zmiany. Słabo spisywał się przy każdej sytuacji. Legia nie zamierzała jeszcze odpuszczać i przy stałym fragmencie gry w 70. minucie pokazał się Majka na dalszym słupku – Jaskólski zagrał do środkowego obrońcy, a ten przyjął, uderzył z dystansu i znakomitym strzałem pokazał, że potrafi to robić bardzo dobrze nie tylko na treningach. Arka po kolejnym ciosie starała się podnieść, ale ostatni kwadrans to bardziej plątanie się między swoimi nogami. Legia starała się poszanować posiadanie, a czasami stworzyć kolejną okazję. Na boisko wszedł nawet Arce, ale nie miał za wiele czasu na pokazanie się, gdzie Arka szukała chociażby trafienia kontaktowego. W 80. minucie Stefanik do Gilewicza, ten głową, ale jeszcze przeciął piłkę Sibanda na korner. Przy rzucie rożnym dobrze w powietrzu ponownie stoperzy Legii. Pokazali, że wygrana nad Athletic Bilbao nie było dziełem przypadku. Takim samym rozmiarem pozdrowili Arkę i Grabowskiego.

 

Legia Warszawa – Arka Gdynia 3:0

5’ Kowalczyk (kar) 1:0

48’ Popiela 2:0

70’ Majka 3:0

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Szymon Marciniak

Widzów: 10163

 

 

 

Śląsk Wrocław – Zagłębie Lubin

 

Niedzielne starcie, w którym Mistrzowie Polski zamierzają odebrać cenne punkty Lubinianom. Zagłębie bardzo przeciętnie rozpoczęło sezon, a na dodatek szczęśliwie zdobyli punkty w starciu z Polonią Bytom. Dziś przychodzi czas weryfikacji przygotowania do sezonu. Jeśli się nie powiedzie, powolnie nad trenerem Kowalczykiem będą zbierać się czarne chmury w stosunku o przygotowanie do rundy, tym razem jesiennej. We Wrocławiu bardziej żyją emocjami związanymi z Ligą Mistrzów, dlatego każdy wynik dziś zostanie przyjęty z prostą nadzieją na lepszą środę, gdzie Śląsk przypieczętuje awans do Champions League.

Zawodnicy trenera Kowalczyka starali się zaskoczyć gospodarzy i wymieniali podania z pierwszego tempa, jednak po kilku próbach musieli się uspokoić, bo zaliczali więcej strat niż dokładnych rozegrań. W 6. minucie zagrywał Woś, który dziś zastępuje kontuzjowanego Warzychę. Przy wybiciu piłka niefortunnie spadła pod nogi Mazurka, który przymierzył, ale po drodze strzału futbolówka odbiła się jeszcze od jego kolegi z ataku i wyszła za boisko. W 15. minucie Kołodziejczyk zagrał do Kiły, który starał się dwukrotnie urwać Didiemu, ale ten nie dawał za wygraną i blokował piłkę, Śląsk z rzutem rożnym. Przy dośrodkowaniu poszukiwania Żurka, ale jeszcze lepiej Szczęsny, który miał już okazję grać z bardziej doświadczonym kolegą na zgrupowaniu kadry. Mendy obserwowany przez selekcjonera nie dawał zbyt wielkich nadziei, bo zaliczał sporo strat, jak ta z 20. minuty, gdzie Śląsk miał okazję do kontry, ale asekuracja ze strony Sibandy okazała się skuteczna. W 23. minucie dobra interwencja Maximenki na przedpolu, dogranie długie od Pałysa wprost na Małkowskiego, którego wyprzedziła piłka. W 29. minucie Woś został ukarany żółtą kartką za symulację faulu w polu karnym. Kolejne akcje napędzał wspomniany już Woś, który szukał podań od Piątka, by za chwilę ruszyć i zakończyć rajd dośrodkowaniem. Większość z nich blokował Klimek wybiciem na rzut rożny, dlatego gospodarze mieli sporo okazji do objęcia prowadzenia, ale Lubinianie radzili sobie w dosyć konsekwentny sposób. W 38. minucie Małkowski zszedł do boku, niespodziewanie w pole karne wbiegł Zieliński, który przy odrobinie szczęścia znalazł się w dogodnej sytuacji, ale jego strzał odbił się jeszcze od nogi jednego ze stoperów i... kolejny korner. W 40. minucie uderzenie Mendiego, ale przesadził, by podejmować taką decyzję z trzydziestu kilku metrów. Do przerwy bez bramek, na dodatek bardzo nudno.

Śląsk po przerwie chciał jakby udowodnić na polecenie trenera Polo, że zamierzają powalczyć o obronę tytułu mistrzowskiego. Bardzo słabo w szeregach gości spisywał się Angeleski, który miał problem nawet z prostym opanowaniem piłki. Dziś działacze Kolejorza odetchnęli, że Szymandera nie ściągnął ostatecznie tego zawodnika do Poznania. W 51. minucie Kołodziejczyk ze Skrbą wymienili kilka podań, przesunęli akcję w pobliże pola karnego, zagranie na Kiłę, ten chciał już strzelać, ale w ostatnim momencie ostro w nogi lewoskrzydłowemu wszedł Szczęsny. Bez przewinienia. W 60. minucie długa piłka na Małkowskiego... główka i piłka w jakiś przedziwny sposób odbija się od poprzeczki, bramkarz był blisko, ale zaskoczony rozwojem sytuacji został dobrze zaasekurowany przez obrońców – ci wybili piłkę z dala od pola karnego. W szesnastce aż się zagotowało. W 63. minucie idealne dośrodkowanie Kiły, który poradził sobie z Didim tym razem, dobrze wyskoczył Woś, prawie zawieszając się na plecach Ogórka, jednak posłał piłkę minimalnie nad poprzeczką. Przez długi czas brakowało tego ostatniego strzału, który otworzyłby wynik spotkania. Zagłębie atakowało sporadycznie. Wejście Sikorskiego miało wspomóc i pokazać go ponownie w roli jokera, ale wprowadził to samo co Angeleski, czyli bezradność w ataku. Pomimo trójki z przodu, pokazywali jak mało znaczą wobec czwórki obrońców. W 70. minucie z rzutu wolnego uderzał Skrba, ale niecelnie. Musi zdecydowanie nad tym popracować. Sporo musieliśmy czekać do 87. minuty, która okazała się kluczową dla całego przebiegu spotkania – Piątek do Małkowskiego, który wymienił się pozycją z Wosiem, jednak zagranie do zbiegającego Kiły do środka, Woś ściągnął na siebie parę stoperów, Kiła wbiegł jeszcze dosyć blisko rywali, przyjął piłkę, by w ostatnim momencie sprzątnąć ją sprzed oczu bramkarzowi – mocnym strzałem wpakował ją w prawy róg bramki. Gracze z Lubina załamali się, bo osobiście uważali, że zasługują na remis po typowy meczu walki. Śląsk w swoim stylu wygrał mecz w tym sezonie – pamiętamy, że w rundzie jesiennej 09/10 potrafili właśnie walką do końca zdobywać cenne punkty. Przed nimi ważny pojedynek w środę.

 

Śląsk Wrocław – Zagłębie Lubin 1:0

87’ Kiła 1:0

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Paweł Gil

Widzów: 7815

 

 

 

 

Tabela Polska Ekstraklasa (4/30)

 

 

Jedenastka 4. Kolejki Polskiej Ekstraklasy:

Halim (Lechia) – Stanikaitis (Odra, 2), Majka (Legia), Górski (Wisła) – Jasiński (Ruch, 2), Kiła (Śląsk), Bobolokic (Polonia B., 2), Owczarek (Lechia) – Broź (Wisła), Łukasik (GKS, 2), Fernandez (Odra)

 

 

Najlepsi strzelcy:

Kowalczyk (Legia) 7 goli

Ivanovski (Wisła) 6 goli

Łukasik (GKS) 5 goli

Fernandez (Odra) 3 gole

Broź (Wisła) 3 gole

Szczepanik (Polonia W.) 3 gole

 

 

Najlepsi asystenci:

Zieliński (Wisła) 5 asyst

Owusu (Legia) 3 asysty

Semenov (Polonia B.) 3 asysty

Bobolokic (Polonia B.) 3 asysty

 

 

 

Najbliższe mecze:

 

Europejskie puchary:

Eliminacje Ligi Mistrzów:

25. sierpnia, środa

20:45 Śląsk Wrocław – Red Bull Salzburg

 

4. runda Ligi Europejskiej:

25. sierpnia, środa

20:45 VfL Wolfsburg – GKS Bełchatów

26. sierpnia, czwartek

20:45 Athletic Bilbao – Legia Warszawa

 

5. kolejka:

 

27. sierpnia, piątek

17:45 Polonia Warszawa – Polonia Bytom

20:00 Zagłębie Lubin – Wisła Kraków

 

28. sierpnia, sobota

14:45 Cracovia Kraków – Ruch Chorzów

17:00 Odra Wodzisław – GKS Bełchatów

19:15 Górnik Zabrze – Lechia Gdańsk

 

29. sierpnia, niedziela

14:45 Arka Gdynia – ŁKS Łódź

15:00 Lech Poznań – Legia Warszawa

17:00 Korona Kielce – Śląsk Wrocław

 

 

 

Kontuzje – czekam na składy pucharowców do soboty. Liga zapewne zostanie rozegrana za tydzień w czwartek.

Odnośnik do komentarza

Adrian Skura - Legia Warszawa

 

Kto by w pierwszym składzie Legii nie zagrał, to i tak spisuje się bardzo dobrze. Kadra Legii jest na tyle szeroka i wyrównana, że jestem spokojny nawet w wypadku kontuzji któregoś z zawodników. U nas nie ma podziału na podstawowego zawodnika i na rezerwowego, wszyscy stoją na jednym, równym poziomie i tylko forma danego zawodnika może mnie nakłonić do wystawienia go w jedenastce. Mecz z Arką to pewna nasza wygrana, rywale może oddali więcej strzałów, jednak były one niegroźne dla Soleya. Cieszę się, że we wszystkich rozgrywkach Legia spisuje się bardzo dobrze i odnieśliśmy aż 8 zwycięstw i tylko 1 remis. To na pewno sukces całego zespołu. Do meczu z Bilbao podchodzimy spokojnie, jak zagramy rozważnie, nic nie może nam się stać.

Odnośnik do komentarza

Łukasz Głos, Wisła Kraków

Coś pięknego! Przed meczem nikt nie spodziewał się, że rozgromimy Lecha. Trener Szymandera będzie miał z pewnością dużo materiału do analizy.

Jak zwykle świetne wrażenie wywarł Zieliński, który pokazuje że nie jest wcale gorszy od zapomnianego już w Krakowie Szymańskiego. Ale należy pochwalić wszystkich zawodników. Chłopcy bez wyjątku spisali się na medal, dzięki czemu od początku sezonu zajmujemy miejsce w czołówce, ustępując jedynie równie świetnie spisującemu się zespołowi z Gdańska. Nie oznacza to jednak, że pojedynek z Zagłębiem potraktujemy z przymrużeniem oka, bo jak wiemy to solidna drużyna i stać ich na niespodzianki. W tej kolejce długo bronili się w pojedynku z będącym jedną nogą w Lidze Mistrzów Śląskiem. Z niecierpliwością oczekuję już najbliższego piątku.

Odnośnik do komentarza

Damian Organek, Ruch Chorzów

Wspaniały mecz! W zasadzie nie mam do nikogo zastrzeżeń, wszyscy zagrali na bardzo dobrym poziomie. Strzałem w dziesiątkę okazało się wystawienie doświadczonego Rafała Dziubińskiego. Z Lubinem zagrał średnie zawody, bez gola, ale dziś - w jakże ważnym meczu - strzelił dwie bramki. Wiele przy nim zyskuje jego bratanek Mariusz Dziubiński, którego gol był kopią pierwszej bramki Rafała. Nawet rezerwowy Jarecki przez kwadrans potrafił pozostawić bardzo dobre wrażenie oraz zdobyć gola.

Górnik nie mógł się przedrzeć przez środek pola, świetny "rygiel" założyli Zieliński do spółki z Petrovem. Ponadto Białorusin często był widoczny w ofensywie. Na skrzydłach brylowali Grubesić z Jasińskim, szczególnie Adrian, widać bardzo dobrze rozumie się z zespołem.

Chyba już nikt nie ma prawa mówić, że nowi zawodnicy w obronie są niezgrani. Dzisiaj zagrali kolejny dobry mecz w tym ustawieniu, a bramka była raczej przypadkowa, Darek Kantor trochę usnął w końcówce, ale chwilę potem przypieczętowaliśmy wynik na 4:1.

W tabeli mocno podskoczyliśmy, jesteśmy już za czołową trójką tabeli. Teraz czeka nas trudny mecz w Krakowie. Cracovia może i jest w dołku, ale cały czas to dobra drużyna z bardzo dobrym trenerem na ławce. Mam nadzieję, że ich przełamanie nie nastąpi podczas meczu z nami.

No i najważniejsza wiadomość: przez pół roku to Ruch rządzi na Górnym Śląsku!

Odnośnik do komentarza

Michał Moniuszko, Lechia Gdańsk

4 mecze, 12 punktów... Te wyliczanki powoli stają się nudne. Korona rozbita jako już czwarty z kolei zespół. Obrona bez Gonzaleza wygląda wciąż świetnie, nie straciliśmy gola (choć tym razem było gorąco), myślę, że jeden z najtrudniejszych sprawdzianów rundy, mówię o naszej defensywie, za nami. Korona w ataku to piekielnie mocny zespół, tym większy szacunek dla naszej siódemki odpowiadającej za obronę bramki. Czwórka z przodu również na sześć, dwie świetne szanse, dwa gole i zwycięstwo zapewnione już po 45 minutach. Znakomicie, hura, brawo i - jak to mówi gdańska młodzież - propsy.

Wyjazd do Zabrza jak zwykle trudny, tj. pewnie potraktują nas tam jak zwykle (jak nazistów). W tamtym roku w Bytomiu nie mieliśmy w szatni ciepłej wody, ba!, całkowicie ogrzewanie w tym jednym pomieszczeniu wyłączyli. Ale piłkarsko nie mam wątpliwości, że nad Górnikiem górujemy i im niezłe manto spuścimy, zgodnie z planem.

Odnośnik do komentarza

Michał Karpiński, Polonia Bytom:

 

Kolejny niezły występ w naszym wykonaniu. Remis z Cracovią to dobry rezultat, plan minimum został wykonany. Nie wiem, czy był karny. Szanuję decyzję arbitra. Kolejny kapitalny mecz zagrał Bobolokić, świetnie zaprezentował się Didi. Ta dwójka ma obecnie pewne miejsce w składzie. Lada chwila treningi wznowi Kuklis, ale w Warszawie raczej nie zagra. Celem na wyjazd do stolicy jest zdobycie przynajmniej jednego punktu. Zmian w składzie nie planuję. Słabszy mecz zdarzył się Majewskiemu, ale to nie powód, aby go zostawić na ławce. Po pauzie za czerwoną kartkę wraca Konieczny, ale najprawdopodobniej wróci na rezerwę. Chciałbym odnieść się do jednej sprawy. W najbliższej kolejce liderująca Lechia zmierzy się w Zabrzu z Górnikiem. Jestem pod wrażeniem dobrej gry Gdańszczan, choć sądzę, że po kilku kolejkach biało-zieloni spadną z podium. Liczę, że ich passa zostanie przerwana w Zabrzu. Życzę Górnikowi trzech punktów. Z całego serca.

Odnośnik do komentarza

 

Szczęście sprzyja lepszym. Śląsk Wrocław – Zagłębie Lubin, 1:0, Robert Skrzyński (Gazeta Wrocławska, 36/2010)

 

 

 

W Wielkich Derbach Dolnego Śląska, meczu czwartej serii spotkań polskiej Ekstraklasy, Śląsk Wrocław pokonał na stadionie przy ulicy Oporowskiej Zagłębie Lubin. Wynik jest jednak znacznie gorszy niż gra. Śląsk dominował przez całe spotkanie, ale nie potrafił tego udokumentować. Mimo prowadzenia gry w środkowej strefie boiska oraz na skrzydłach, niewiele z tego wynikało. Większość ataków wrocławskiej drużyny kończyło się na konsekwentnie grającej obronie Lubinian. Szalę zwycięstwa przeważył na naszą stronę Kiła, którego gol w końcówce dał bardzo ważne trzy punkty. Oto, co o meczu powiedzieli piłkarze oraz trener wrocławskiego Śląska.

 

 

 

Marco Polo:

Mam świadomość, że to nie był nasz najlepszy mecz, ale proszę również kibiców o wyrozumiałość. Musimy łączyć grę na dwóch frontach, ligę z rozgrywkami europejskimi, w których bardzo chcemy się pokazać z dobrej strony. Dlatego mimo mocno średniego występu moich podopiecznych, jestem zadowolony, bowiem udało się osiągnąć cel. Nie zawsze będziemy grać ładnie dla oka i strzelać wielu bramek. Takie mecze, jak ten dzisiejszy będą nam teraz zdarzały się znacznie częściej i musimy się cieszyć z każdych zdobyczy punktowych.

 

 

 

Adam Kiła:

 

Cieszę się, że mój gol pomógł drużynie odnieść zwycięstwo. Uważam, że powinniśmy byli wygrać to spotkanie wyżej, ale rywale mieli sporo szczęścia. Zwłaszcza w pierwszej połowie, kiedy najpierw jeden z moich kolegów uderzał w słupek, a po kolejnej akcji Śląska piłka zatrzymała się na poprzeczce bramki Zagłębia. Mecze derbowe zawsze rządzą się swoimi prawami, stąd wygrana, nawet w tak minimalnym stosunku i w nienajlepszym stylu, bardzo cieszy. Na pewno poprawi ona nasze samopoczucie przed środowym pojedynkiem z Salzburgiem.

 

 

 

Krzysztof Woś:

 

Zwycięstwo z Zagłębiem zawsze smakuje we Wrocławiu wyjątkowo. Nie inaczej pewnie będzie i tym razem, choć może akurat nie zagraliśmy jakiegoś rewelacyjnego meczu. Nie da się ukryć, że myślami już częściowo byliśmy przy środowym meczu, dlatego cieszę się, że udało nam się zachować koncentrację i zimną krew do ostatniej minuty. Właśnie z takiej gry do końca Śląsk słynął z poprzedniego sezonu. W tym musimy pokazać, że nadal potrafimy grać skutecznie przez pełne dziewięćdziesiąt minut.

 

Odnośnik do komentarza

Michał Moniuszko, Lechia Gdańsk

Karpiński wie, jaka jest główna różnica pomiędzy nami. On cieszy się z dobrej gry, a ja cieszę się ze zwycięstw. On liczy, że spadniemy z podium, a ja liczyć na to nie mogę, ba!, nie mogę powiedzieć, że Bytom z podium spadł - nigdy go tam nie było. Więc wpie**zanie się w cudze mecze to nienajlepszy pomysł, panie Karpiński. Nie pamiętam, kiedy tam gramy ze sobą, ale to nie jest ważne. Żadna Śląska drużyna w starciu z moją, odrzucając oczywiście dwa rodzaje farta (rzeczywisty i sędziowski), nie ma większych szans. Cóż, ale można sobie podbudować ego w mediach...

Cóż, ja remis z Cracovią potraktowałbym jako osobistą porażkę. Nie twierdzę, że to niemożliwe, byśmy z Krakusami przegrali... ale to byłaby klęska na całej linii.

Odnośnik do komentarza

Paweł Laskosz - Cracovia Kraków

 

Czy odniosę się do słów Pana Moniuszko? Nie. Ten człowiek ani mnie grzeje, ani ziębi, poza tym nie mam zamiaru wciągać się w jałowe dyskusje z kimkolwiek. Ważny dla mnie jest mój zespół i na nim się skupiam. W meczu z Polonią znów zagraliśmy słabo. Szczerze powiedziawszy to Polonia nawet zasłużyła na to, by to spotkanie wygrać, ale dzięki jedynemu któremu się chciało - Michniewiczowi, zremisowaliśmy. W najbliższej kolejce mierzymy się z Ruchem mojego dobrego kolegi - Organka. Liczę na dobre widowisko. Mam nadzieję że poprawimy mankamenty w naszej grze i uda nam się w końcu zwyciężyć. Wiem że nie będzie łatwo, bo zespół z Chorzowa bardzo dobrze zaczął rozgrywki. Mam jednak nadzieję, że zła karta w końcu się odwróci, i zaczniemy grać na miarę oczekiwań.

Odnośnik do komentarza

Znakomity trener, czy niesamowity szczęściarz? Gazeta Wyborcza, 27.11.2010

Zmartwieni słabą formą zespołu, postanowiliśmy porozmawiać z głównym dowodzącym Zagłębia - Danielem Kowalczykiem. O transferach, stosunkach z zarządem i meczu z Wisła przeczytacie w dzisiejszym numerze Gazety.

 

GW: Obserwując Pana z boku można zauważyć, że piłka nożna to całe pańskie życie.

 

Daniel Kowalczyk: Absolutnie nie. Uważam, że jest wiele ważniejszych spraw. Futbol to tylko zawód, hobby. Gdybym piłkę traktował śmiertelnie poważnie, to zapewne długo bym w tym zawodzie nie wytrwał.

 

Przejdźmy do konkretów. Co się dzieje z napastnikami, którzy byli siłą tej drużyny w tamtym sezonie? Angeleski długo był kandydatem do tytułu króla strzelców. Holmstrom strzelił kilka ważnych bramek.

 

Proszę mi uwierzyć, że cały czas pracujemy nad tym, aby wrócić do optymalnej formy z tamtego sezonu. Gdyby to było takie łatwe, to udało by się to nam o wiele wcześniej.

Tadeusz Szczęsny. Znakomity obrońca, czołowa postać naszej ligi, reprezentant Polski. Jest szansa by został w Lubinie?

 

To bardzo trudne pytanie. Tadek sam deklaruje, że tutaj czuje się znakomicie, ale z drugiej strony chciałby się sprawdzić w mocniejszej lidze. Na dzień dzisiejszy jest piłkarzem Zagłębia. Jeżeli powie mi, że chce odejść, to nie będę mu się przeciwstawiał.

 

Podobno ciężko Panu dobrać nowych piłkarzy, bo nie jest Pan zadowolony z pracy skautów, którzy przysłali, mówiąc kolokwialnie, szrot na testy.

 

Nie ma się co oszukiwać, Lubin to nie jest metropolia, nie jest to miejsce chętnie wybierane przez piłkarzy. Staramy się nad tym pracować, intensywnie przeszukujemy rynek wschodni i mogę powiedzieć, że mamy na oku kilku ciekawych chłopakow.

 

W mediach krążą plotki, że stosunki na linii zarząd - trener ostatnio bardzo się popsuly.

 

Mogę Pana zapewnić, że z kierownictwem klubu cały czas jesteśmy w dobrych relacjach. Zarząd Zagłębia to bardzo profesjonalna grupa, która wie czego chce. Bardzo lubią ten klub, są gotowi zrobić dla niego jeszcze wiele dobrego. Ja ze swojej strony prosiłbym tylko o cierpliwość i zrozumienie. Nie jest łatwo zbudować dobrą drużynę w jeden sezon. Sam jestem początkującym trenerem, staram się być na bieżąco z nowinkami futbolowymi.

 

Przed Zagłębiem bardzo trudny mecz. Przyjeżdża Wisła Kraków, chyba najmocniejsza w tej chwili drużyna w polskiej lidze.

 

Dokładnie. Jestem pod wrażeniem ich postawy. Trener Głos wykonuje kawał dobrej roboty. Nikomu nie będzie łatwo z nimi w tym sezonie. Nadal jestem pod wrażeniem ich gry z Lechem. My dołożymy wszelkich starań, by powalczyć o komplet punktów.

Odnośnik do komentarza

Trener Lecha,

 

Dobrze, że takie mecze mają miejsce, bo trochę zmienią może podejście piłkarzy do wykonywanego zawodu. Nie można w spotkanie z takim rywalem wejść na pół gwizdka i przegrywać w takim stosunku w jakim dzisiaj przegraliśmy. Mógłbym powiedzieć taka jest piłka, bądź każdy mecz jest inny, ale odnoszę wrażenie, że kilku graczom albo nie chce się grać, albo muszę się zastanowić nad tym, co wyprawiają na boisku, dlatego sądzę, że niewykluczone będą zmiany w jedenastce, a może nawet osiemnastce meczowej. Wyniki trzeba zmienić i to już, bo kibice pewnie cierpliwość stracili już dawna, ale ja wierzyłem w ten zespół. I chciałbym uwierzyć na nowo.

 

Jestem rozczarowany formą Adamusa, który potwierdza, że słusznie nie stawiałem na niego w pierwszych meczach. Miałem nadzieję, że gdy złapie trochę świeżości i odpocznie od zamieszania medialnego będzie znów grał na wysokim poziomie. Mam nadzieję, że selekcjoner widzi to i także w najbliższym czasie da mu spokój, bo musi popracować na treningach i tam z powrotem potwierdzić swoje aspiracje, które są wysokie.

 

Chciałem coś zmienić w tym zespole i spowodować, że będzie grał zdecydowanie lepiej, niż w poprzednim roku, ale coś się zacięło i będziemy o tym długo rozmawiać.

 

Nie chcę się wypowiadać na temat mojej przyszłości, bo to jakie ja mam stosunki z prezesami zostawiam za drzwiami gabinetu prezesa.

Odnośnik do komentarza

Dawid Białek, GKS Bełchatów:

 

Po tym zdecydowanym zwycięstwie, w końcu wróciliśmy na właściwe tory. Łukasik po raz kolejny pokazał, że jest świetnym zawodnikiem. Wszyscy napastnicy wiedzą, że muszą grać dobrze, aby zachować miejsce w zespole, bo rywalizacja na tej pozycji jest niesamowita. Z resztą, nie tylko tam, reszta drużyny też wie, że jeśli zagrają poniżej pewnego poziomu, to na następny występ będą musieli troche poczekać. Z przebiegu meczu, zasługiwaliśmy na wygraną, chociaż przez troche nasza pozycja była zagrożona. Zespół jednak pokazał charakter, który może być kluczowy w środe z Wolfsburgiem. Nie zamierzam zmieniać zbytnio szkieletu drużyny na ten mecz, jednak zmiany będą, bo ta stracona bramka mi się nie podobała. Ważne jednak, że wykorzystaliśmy to co sobie stworzyliśmy, co było w przeszłości naszym problemem i wygraliśmy mecz. Jeśli w środe zagramy podobnie, to jestem spokojny o wynik.

Odnośnik do komentarza

24. sierpnia, wtorek, Puchar Polski

 

 

Tur Turek – Górnik Zabrze

 

Każdy w Zabrzu spodziewał się, że Górnicy powalczą o awans z rundy wstępnej i przynajmniej trochę namieszają w walce o Puchar Polski. Na drodze stanęli gracze Tur Turka, którzy na co dzień grają w III. lidze. Szukamy Gibały... nie ma. Nie było go na konferencji, zabrakło go w szatni, zawodnicy musieli zdać się na polecenia asystenta. Szkoleniowiec nie pojawiał się w klubie od dwóch dni, dlatego postanowiono po naradzie postawić na zawodników rezerwowych. Szansę mieli otrzymać nowi i nieograni.

Piłkarze wybiegli w taktycznym ustawieniu z jednym napastnikiem i ze skrzydłowymi, gdyż stwierdzono w zarządzie, że nie mogą marnować się piłkarze, którzy dysponują solidnymi umiejętnościami do gry na skrzydłach. Mogło to przynieść oczekiwane rezultaty w pierwszych minutach, kiedy obu skrzydłowych posłało kilka dośrodkowań na Jakubowskiego, jednak ten również szukał gry do boku. Tur Turek mógł zaskoczyć w 5. minucie, kiedy po świetnym podaniu piłka przeszła przez obronę jak przez sito, do strzału wyszedł napastnik, ale pierwszą skuteczną interwencją popisał się Gurga, który miał nawet opaskę kapitańską. W kolejnej akcji Górników, w 12. minucie Jacobsen grał na Jakubowskiego, jednak ten był solidnie pilnowany przez trójkę rywali, którzy świetnie grali w powietrzu. Gospodarze wiedzieli kiedy doskoczyć do napastnika Gibały. Mamy 20. minutę i nagle przy ławce trenerskiej pojawia się Gibała! Niespodzianka! Wynik nadal bezbramkowy, bardzo nudne spotkanie, w którym walka toczy się w środkowej strefie przez większość czasu. Nie chcemy nawet czekać na jakieś głupie wytłumaczenia Gibały w sprawie jego nieobecności, na przykład ze względu na problemy osobiste. Słyszeliśmy to już od wielu, od Demkowicza po Grzelaka i Kucharskiego. Szewczyk spróbował strzału z dystansu w 25. minucie to zabrakło niewiele, ale obrońcy ostatecznie wybijali piłkę gdzie było wolne pole, zazwyczaj na rzut rożny. Szewczyk więcej nie mógł nic zdziałać. Jego umiejętności rozgrywania w tej formacji nie były zbyt dobrze wykorzystywane, bo musiał dostosować się do drugiego pomocnika i grać z nim w linii. W 31. minucie Michniewicz skuteczną interwencją uchronił swój zespół od utraty bramki, bo do napastnika Tura doszła świetna prostopadła piłka. Ostatecznie do przerwy bez bramek.

Niespodziewanie Tur zaczął przeważać w drugiej połowie, a udokumentowaniem tego było trafienie w pierwszym kwadransie – 52. minuta i Czajka bez problemu przebiegł lewą stroną, Hossam, Adamczyk ani Kanik nie starali się go nacisnąć, dlatego zawodnik rywali miał tak wiele swobody, dograł do środka do Wiśniewskiego, zawodnicy tylko spojrzeli za plecy, wypuszczenie do Ikechukwu... znakomite uderzenie pod poprzeczkę i Gurga bez szans! Fantastycznie to strzelił. Można przecierać oczy ze zdumienia. Górnicy wyraźnie się załamali, gotowy do gry był już nowy zawodnik w miejsce Jakubowskiego Nowak. Również przy linii rozgrzewał się Łukasik, jednak zanim doszło do zmiany to sędzia zdążył odgwizdać rzut karny na korzyść gospodarzy – faulował Kanik pociągając rywala za koszulkę, a jedenastkę na bramkę zamienił Batista. Prawdziwa kompromitacja ze strony Górnika. Bardzo słabo. W kolejnych fragmentach próbowali strzelić gola, a dobrą sytuację miał w 73. minucie Nowak, który przestrzelił na pustą bramkę po dograniu Adamczyka. Dobrze i pewnie w środku obrony grał Niedziela, bowiem zaliczył kilka kluczowych odbiorów, gdy rywale wychodzili z kontrą. Górnik nadal bezbarwny, podobnie jak w rozgrywkach ligowych. Z takimi umiejętnościami trener nie mógł wykorzystać potencjału swoich zawodników. Taktycznie wygląda to fatalnie. Ostatni gwizdek pokazał gościom miejsce w szeregu. Słabo. Bardzo słabo. Tur Turek sprawia niespodziankę i gra dalej.

 

Tur Turek – Górnik Zabrze 2:0

52’ Ikechukwu 1:0

62’ Batista (kar) 2:0

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Dawid Piasecki

Widzów: 1761

 

 

 

Resovia Rzeszów – ŁKS Łódź

 

Kibice z Łodzi przyjechali chyba dwoma samochodami. Samo spotkanie nie wzbudzało wielkiego zainteresowania, nawet wśród najwierniejszych fanów. Po prostu ŁKS musi walczyć w lidze o przetrwanie, a najbliższa okazja do tego w 5. ligowej kolejce. Przedtem muszą podejmować Resovię w ramach 1. rundy Pucharu Polski. Trener Płaskownikowski nawet nie pomyślał o jedenastce na to spotkanie, dlatego gdy tylko zajął miejsce w hotelu, zamknął się i chyba położył spać, ze zmęczenia, co? Asystent postanowił wystawić w meczu rezerwowy garnitur, by piłkarze, którzy do tej pory nie zaprezentowali się na boiskach Ekstraklasy, mieli teraz okazję do pokopania piłki.

Od pierwszych minut Resovia udowadniała, że ich silną stroną jest własne terytorium, dlatego zawodnicy Płaskownikowskiego szybko zostali zepchnięci do defensywy. Zabrakło w pierwszej jedenastce zawodników wypożyczonych, którzy nie uzyskali zgody na grę w meczach pucharowych, bo szkoleniowiec z dyrektorem sportowym o tym nawet nie pomyśleli. W 12. minucie pierwsze mocne uderzenie Sadikovica, jednak minimalnie nad poprzeczką, sporo szczęścia tym razem miał Alexanyan. Sporo gry atakiem pozycyjnym, dodatkowo gracze ŁKSu nie kwapili się, by odebrać szybko piłkę. Czekali na każdy ruch rywala, a grali dopiero pressingiem, gdy przeciwnik znajdował się gdzieś na dwudziestym metrze. To przynosiło kolejne okazje dla gospodarzy jak prostopadła piłka do Skorskiego w 20. minucie, jednak strzał z najbliższej odległości wybronił golkiper w fantastyczny sposób. W 26. minucie kolejna szansa, tym razem Dębiec, który zablokowany, wywalczył rzut rożny. Przy stałych fragmentach gry kawał solidnej roboty odwalał Dymkowski i Stachura, którzy większość pojedynków w powietrzu wygrywali z dziecinną radością. Szkoda, że brakowało jakiegoś pomysłu z przodu. Goście atakowali sporadycznie jak w 33. minucie, kiedy dobre podanie Kwieka ze środka boiska na bramkę mógł zamienić Mitić, ale zabrakło zimnej krwi i trafił prosto w golkipera. W 38. minucie Janik uderzał z rzutu wolnego, jednak bramkarz zdążył zareagować i po kilku minutach męczarni do przerwy zawodnicy schodzili z zerowym dorobkiem bramkowym po obu stronach.

W 55. minucie rywale po rzucie wolnym starali się wykorzystać zamieszanie pod polem karnym Alexanyana, jednak żaden z graczy gospodarzy nie chciał wziąć gry na siebie czy po prostu uderzyć z dystansu. Dobra reakcja stoperów ŁKSu. Z przodu nadal nędza. Chwilę potem szybka akcja, podanie do Janika, który uderzył z dystansu, ale Alexanyan bez problemów interweniuje. W 59. minucie znakomita interwencja golkipera gości po strzale Dębca. Napastnik rywali wszedł jak w masło i bez problemu mógł jeszcze dodatkowo oddać strzał. Zabrakło niewiele. Dobrze skracał kąt golkiper. W 63. minucie popis Tomaszewskiego z rzutu wolnego – dogranie bardzo niedokładne, bo wprost w ręce bramkarza. W 70. minucie znów Mitić w natarciu, ale obrońcy bez problemu wyłuskali od niego piłkę. Inni zawodnicy jakby nie chcieli wcale włączać się do akcji ofensywnej. W 75. minucie kontuzji doznał Majewski grający po lewej stronie i ŁKS musiał kończyć zawody w dziesiątkę. To jakby wzbudziło dodatkowe elementy motywacji i ŁKS przeprowadził bardzo ładną akcję w 80. minucie, jednak po strzale głową Vasiliauskasa piłka przeszła nad poprzeczką. W 86. minucie rzut rożny dla gości, ale rywale przejmują piłkę, wyprowadzają szybką kontrę – przeniesienie akcji na lewą flankę, w strefę, gdzie było bardzo małe zagęszczenie, podanie do Stefanika, ten zwiódł z łatwością Stachurę, odegrał do P. Wójcika, który strzałem przy bliższym słupku umieścił piłkę w siatce. Resovia prowadziła. Wyglądało na to, że dojdzie do drugiej niespodzianki. Po wznowieniu trochę zamieszania w środkowej strefie, wynikające z braku dokładnych podań do nogi. W 90. minucie na rzucie wolnym z 30 metrów piłkę ustawił Dymkowski, przymierzył znakomicie, ale piłka obiła spojenie, bramkarz rzucił się litościwie, ale nie sięgnął, wybiegł Vasiliauskas i skierował piłkę do siatki. Mamy remis! Dogrywka stała się rzeczywistością. To ostatnia nadzieja dla trenera Płaskownikowskiego.

W pierwszej części nie działo się zbyt wiele, tyle tylko, że Resovia przeprowadziła dwie bardzo groźne akcje, w których dobrze zachowała się formacja obronna, najpierw nie pozwalając na strzał w światło bramki, później na dokładne rozegranie, dlatego napastnik przeciwników znalazł się w trudnej sytuacji i musiał uderzyć w bramkarza albo po prostu oddać futbolówkę.

W drugiej połowie ŁKS starał się wykorzystać wykończenie kondycyjne rywale, ale brakowało jedenastego gracza, tego, który mógłby pociągnąć zespół, pomimo że z przodu aktywnie na piłki czekał Vasiliauskas. Ale on przecież nie może do siebie podawać. Koniec dogrywki, wszystko działo się jakby wolniej. Rzuty karne będą musiały rozstrzygnąć zwycięzcę. Płaskownikowski przy ławce trenerskiej obgryzał paznokcie, bo mogło dojść do drugiej kompromitacji. Pierwsza seria wykonana dobrze – 1:1. Później nie pomylił się Stachura, powtórzył wyczyn Kowalczyka i trafił do siatki, 2:1 po kiksie rywala po dwóch seriach. Pietrzak bezbłędnie – 3:2. Kwiek również, walka rozstrzygnie się w ostatniej kolejce. Broź przestrzelił, a Kaźmierczak bez problemu pokonał Alexanyana. Careca trafił. Rywal również. 5:5 po 6 serii. Vasiliauskas zdenerwowany, ale również bez błędu. 6:6. Dymkowski bez problemów mocnym strzałem pod poprzeczkę. 7:7. Paweł Wójcik... strzał w środek, ale udało się! Strzał Białka również w środek, ale do obrony dla bramkarza i ŁKS gra dalej!

Resovia Rzeszów – ŁKS Łódź 1:1 d. 0:0 k. 7:8

88’ P. Wójcik 1:0

90’ Vasiliauskas 1:1

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Adam Lyczmański

Widzów: 2647

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...