Skocz do zawartości

Islands of Peace


łaziii

Rekomendowane odpowiedzi

Ruszył maj – miesiąc, w którym rozstrzygnąć się mają nasze marzenia o trzech trofeach. Najbardziej zależy nam na odzyskaniu miana mistrza Anglii po 7 długich latach przerwy, ale i obrona Pucharu Mistrzów oraz trzecie z rzędu FA Cup wyglądają apetycznie.

 

Na pierwszy ogień poszła Liga Mistrzów i kwestia naszego awansu do finału na Old Trafford. Ciężko wywalczony remis w Porto zapowiadał równie trudną przeprawę w rewanżu. A tutaj proszę bardzo – niespodzianka i nasze gładkie zwycięstwo 5:0.

 

Gdy moi podopieczni są w optymalnej formie, na naszym boisku nie podskoczy nam żaden rywal. Gra ofensywna jest wówczas tak perfekcyjna, że zespół przeciwny nie ma nawet okazji na dłużej nacieszyć się piłką. W środku pola rządził i dzielił Don Lee (9 kluczowych podań, 2 asysty), który uruchamiał śmiercionośne duo Dyke (1 gol) i Marcelo (2 bramki i 1 asysta). Dzięki tej trójce do przerwy było już komfortowe prowadzenie 3:0, a po zmianie stron główki Puljica i Castaignosa dobiły zagubionych przyjezdnych.

 

Liga Mistrzów (półfinał, mecz 2/2), 01.05.2024

[ENG] Chelsea – Porto [POR] 5:0 (3:0), dwumecz 6:1

6’ Dyke 1:0

10’ Marcelo 2:0

33’ Marcelo 3:0

62’ Puljic 4:0

82’ Castaignos 5:0

 

MoM Marcelo (AM C, Chelsea) – 2 gole, 1 asysta, nota 9

 

Widzów – 55 205

 

Faworytem drugiej pary półfinałowej był Juventus, ale po remisie na Delle Alpi 1:1 to Walencji przypisywano więcej szans na awans. Jednak w rewanżu Nietoperze zawiodły swych fanów i do powtórki z fazy grupowej (tzn. meczu Chelsea-Valencia) nie dojdzie. Stara Dama objęła prowadzenie po golu francuskiego stopera Thierry Gay’a w 52. minucie. Co prawda w 84. minucie wyrównał 19-latek Santiago Quiñones, ale chwilę później wychowanek Juve Maximiliano Mancosu zapewnił swojej drużynie awans do finału. W nim spotkają się zwycięzcy rozgrywek z dwóch ostatnich lat.

Odnośnik do komentarza

Tak, ale absurdem jest to, że wśród newgenów z danego rocznika jest dajmy na to trzech gości, którzy mają karne >15, a wśród "zwykłych" kilkadziesiąt (!) razy więcej. Dograj sobie w FM-ie 2008 do roku 2030, gdzie odpadają wszyscy realni piłkarze, to zobaczysz, jak fantastyczne są wyniki w meczach zakończonych jedenastkami. Takie mecze Brazylia-Paragwaj tylko że dwadzieścia razy do roku.

Dobra, koniec offtopu :P

Odnośnik do komentarza

Mecz z Wigan nie mógł nam jeszcze zagwarantować mistrzostwa kraju, ale zwycięstwo przybliżyłoby nas do tego celu dosłownie na krok. Od spotkania z Porto mieliśmy aż tydzień, aby odpowiednio przygotować się do starcia z trzecią drużyną tabeli. Co prawda okres ten był zbawienny pod względem odpoczynku i sfery fizycznej, ale napędzana przez media atmosfera zaczęła nas przygniatać. Wszyscy zadawali sobie pytanie – czy Chelsea, mając swój wymarzony cel na wyciągnięcie ręki, wytrzyma napięcie i spełni oczekiwania. Jak to często bywa w podobnych okolicznościach, poprawna odpowiedź nie była tą najbardziej oczywistą.

 

Wigan to groźny przeciwnik, ale przecież na Stamford Bridge potrafimy pokonać dosłownie każdego. Z tym przekonaniem ruszyliśmy do ataków od pierwszego gwizdka. Akcje zawiązywały się składnie, Dyke z Marcelo dochodzili do sytuacji strzeleckich, ale na tablicy wciąż paliły się dwa zera. Wszystko przez mającego „dzień konia” bramkarza Briana Defoe. Kapitan przyjezdnych fruwał od słupka do słupka i z każdą kolejną udaną interwencją odbierał nam pewność siebie. W przerwie moi piłkarze byli mocno zaniepokojeni, a ja nie zdołałem tchnąć w nich nowej dawki wiary we własne umiejętności i szansy w zwycięstwo. Na domiar złego w 50. minucie prawoskrzydłowy Wigan Gary Thompson ściął w pole karne i po ograniu van der Valla pokonał Bunce’a. 1:0 dla gości, stadion zamilkł, a nam ugięły się nogi.

 

Już nie zdołaliśmy powrócić do żywych i w ciężkim szoku, a może po prostu panicznie przestraszeni, schodziliśmy do szatni.

 

Premiership (kolejka 37/38), 08.05.2024

[1.] Chelsea – Wigan [3.] 0:1 (0:0)

50’ Thompson 0:1

 

MoM Thompson (M R, Wigan) – 1 gol, nota 8

 

Widzów – 53 910

 

Polegliśmy w zaległym spotkaniu i przewaga punktowa nad Arsenalem stopniała do zera. Pozostał nam już tylko lepszy bilans bramkowy, ale handicap nie jest okazały – ledwie dwa trafienia więcej.

 

| Poz   | Zespol 	| M 	| Z 	| R 	| P 	| ZdG   | StG   | R.B.  | Pkt
| ------------------------------------------------------------------------------------
| 1.	| Chelsea    	| 37	| 28	| 5 	| 4 	| 102   | 40	| +62   | 89
| 2.	| Arsenal    	| 37	| 28	| 5 	| 4 	| 95	| 35	| +60   | 89
| 3.	| Wigan      	| 37	| 23	| 7 	| 7 	| 82	| 47	| +35   | 76
| 4.	| Newcastle  	| 37	| 19	| 9 	| 9 	| 73	| 45	| +28   | 66
| 5.	| Middlesbrough  | 37	| 19	| 7 	| 11	| 57	| 41	| +16   | 64

Odnośnik do komentarza

Ostatnia porażka Wigan spowodowała więcej szkód w naszej psychice, niż w układzie tabeli. Wciąż bowiem wszystko leżało w naszych rękach. Wystarczyło wygrać z 15. w tabeli i już pewnym utrzymania Crystal Palace, a w równolegle rozgrywanym spotkaniu Arsenal nie mógł pokonać naszego kata Wigan wyżej o trzy bramki, niż uczynilibyśmy to my. Zadanie proste – tak się przynajmniej wydawało.

 

Na Stamford Bridge wszystko było przygotowane na mistrzowską fetę. Obecny był prezydent FA wraz z oryginałem trofeum (kopia pojechała na Emirates). W tej podniosłej atmosferze nie wytrzymywałem napięcia. Siedziałem na ławce ze ściśniętym żołądkiem i sercem w przełyku. Presję lepiej znosił mój asystent Steve Clark, którego zadaniem było śledzenie wyniku Arsenalu. W 21. minucie mocno przybladł, bo Kanonierzy prowadzili z Wigan już 2:0, a my wciąż nie potrafiliśmy wbić słabiutkim The Eagles choćby jednej bramki. Co gorsza, to goście byli bliżej wyjścia na prowadzenie, ale w 8. minucie John Bunce w cudowny sposób wybronił uderzenie z 5. metrów Denisa Holzingera. Wreszcie w 30. minucie wykorzystaliśmy swoją najgroźniejszą broń i po wrzutce z kornera van der Valla Myles Dyke głową skierował piłkę do siatki.

 

Do przerwy na Stamford Bridge było skromne 1:0 dla The Blues, a na Emirates Arsenal podwyższył na 3:0 i do szczęścia brakowało mu już tylko jednego trafienia. W 64. minucie Clarke zbladł jak papier i z przerażeniem na twarzy zakomunikował czwartą bramkę Kanonierów, którzy w tym momencie byli wirtualnym mistrzem Anglii.

 

Wynik z Emirates obiegł nasze trybuny, a wraz z nim rozległ się szmer zaniepokojenia. Po chwili fani otrzeźwieli i z całych sił zaczęli dopingować swoich pupili. To przecież niemożliwe, aby tak długo wyczekiwany tytuł wymknął się z rąk w ostatnich dwóch kolejkach. Za dużo było pracy, wyrzeczeń i zbyt dużo zależało od nas, aby w kluczowym momencie wszystko posypało się jak domek z kart.

 

Nie było na co czekać. W 69. minuty zdjąłem z boiska nieskutecznego Marcelo, na jego pozycję AMC przesunąłem Dyke’a, a na odgrywającego wpuściłem Castaignosa. Holender był naszym zbawcą w zeszłym sezonie, gdy wspaniałą postawą zapewnił nam triumf w Lidze Mistrzów i FA Cup. Teraz liczyłem na kolejny dar. Niestety gra wciąż się nam nie układała. Najlepszą sytuację miał w 65. minucie Moldoveanu, którego rykoszet po rzucie wolnym o mało nie zaskoczył Josepha. Od tego momentu nie zagroziliśmy bramce Orłów ani razu, czym doprowadziliśmy fanów do stanu paniki. Zaciął się też Arsenal więc nasze szczęście (ale i dramat) wciąż było ledwie one-goal-away. W końcówce wszyscy piłkarze Chelsea myśleli już tylko o ataku, przez co narażeni byliśmy na kontry. W 81. minucie zmroziło mnie, gdy osamotniony Leonardo stanął „oko w oko” z Bunce’em. Brazylijczyk jakimś cudem przestrzelił, a zadecydowało zapewne jego zaskoczenie, że tak łatwo doszedł do dogodnej sytuacji.

 

Mój stan z ostatnich minut jest trudny do opisania. Ciałem stałem przy linii końcowej, ale myślami byłem nieobecny. Co prawda krzyczałem, dyrygowałem, ciągnąłem za przysłowiowe sznurki w mojej drużynie, ale w głowie coraz bardziej dojrzewała myśl o spektakularnej klęsce. Nie wiedziesz czemu najlepsza ofensywa Europy nagle straciła wszystkie atuty, a zagrożenie stwarzała jedynie przy stałych fragmentach gry. Po jednym z nich stał się cud. W 85. minucie Koreańczyk Kim Jung-Hoon sfaulował szarżującego prawym skrzydłem Manco. Z rzutu wolnego dośrodkował van der Vall, celując na 7. metr pola karnego. W tym miejscu znaleźli się jednocześnie Dyke i Castaignos. Panowie mocno sobie przeszkodzili i wydawało się, że w powietrzu rywalizują o piłkę. Pierwszy dosięgnął jej wyższy o 15 cm Holender i głową posłał ją tuż pod poprzeczkę. Gol na 2:0, stadion szaleje, ja upadłem na kolana i o mało co nie zalałem się łzami. Nie łzami szczęścia, jeszcze nie – zwyczajnie zeszła ze mnie część niewyobrażalnego napięcia.

 

Do końca pozostawało 5 minut gry. Na Emirates wciąż było 4:0 dla Arsenalu, do którego piłkarzy już dotarły wieści zza miedzy. Pearce zmienił ustawienie swojego zespołu na 4-2-4 i było pewne, że przed nami jeszcze długie chwile niepewności. Trudno było nam zachować skupienie – niby chcieliśmy atakować, aby oddalić widmo utraty mistrzostwa przez gol Arsenalu w samej końcówce, a z drugiej strony nie chcieliśmy dopuścić do utraty głupiej bramki z kontry. Wreszcie sędzia gwizdnął po raz ostatni. Obroniliśmy wynik 2:0. Minuta nasłuchiwania wieści z Emirates i wreszcie eksplozja radości. Chelsea mistrzem Anglii!!!

 

Premiership (kolejka 38/38), 12.05.2024

[1.] Chelsea – Crystal Palace [15.] 2:0 (1:0)

30’ Dyke 1:0

85’ Castaignos 2:0

 

MoM van der Vall (D L, Chelsea) – 2 asysty, 11 przechwytów, nota 8

 

Widzów – 55 248

 

O tym, jak zacięta była walka w ostatniej kolejce i jak wszystko mogło zmienić się w oku mgnienia, najlepiej mówi tabela - Chelsea i Arsenal z równą liczbą punktów i różnicą bramek. Zadecydowała większa liczba goli strzelonych przez The Blues.

 

| Poz   | Zespol 	| M 	| Z 	| R 	| P 	| ZdG   | StG   | R.B.  | Pkt
| ------------------------------------------------------------------------------------
| 1.	| Chelsea    	| 38	| 29	| 5 	| 4 	| 104   | 40	| +64   | 92
| 2.	| Arsenal    	| 38	| 29	| 5 	| 4 	| 99	| 35	| +64   | 92

Odnośnik do komentarza

Dzięki, ale nerwy były olbrzymie.

----------------------------------------------

 

Mało kto pamięta równie dramatyczną i zaciętą walkę o mistrzostwo Anglii. W tym roku los trofeum ważył się do ostatniej sekundy, a o kolejności mogła zadecydować jedna przypadkowa bramka. Szczęście dopisało Chelsea, dzięki czemu przerwana została trwająca trzy lata hegemonia Arsenalu, a The Blues zatriumfowali po raz pierwszy od 2017 r.

 

Oprócz walki na szczycie, kibice śledzili też losy najsłabszych ekip Premiership. Niestety porażką zakończyła się misja Franka Lamparda, który za wszelką cenę dążył do utrzymania Manchesteru United w gronie najlepszych. To udawało się do 33. kolejki, ale już po następnej Czerwone Diabły wylądowały na przedostatnim miejscu, trener Lampard został zwolniony, a następca nie zdołał już wyciągnąć zespołu z bagna. Druga runda spotkań była w wykonaniu piłkarzy Man Utd fatalna. Wystarczy wspomnieć, że ostatnie zwycięstwo zanotowali 31 stycznia, a później przegrali 9 spotkań i uzbierali ledwie 5 punktów. To pierwsza degradacja gospodarzy Old Trafford od połowy lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia.

 

Tabela końcowa Premiership 2023/24:

| Poz   | Inf   | Zespol 	| M 	| Z 	| R 	| P 	| ZdG   | StG   | R.B.  | Pkt
| --------------------------------------------------------------------------------------------
| 1.	| PM	| Chelsea    	| 38	| 29	| 5 	| 4 	| 104   | 40	| +64   | 92
| 2.	| PM	| Arsenal    	| 38	| 29	| 5 	| 4 	| 99	| 35	| +64   | 92
| 3.	| PM	| Wigan      	| 38	| 23	| 7 	| 8 	| 82	| 51	| +31   | 76
| 4.	| PM	| Newcastle  	| 38	| 20	| 9 	| 9 	| 76	| 45	| +31   | 69
| 5.	| PE	| Middlesbrough  | 38	| 19	| 7 	| 12	| 58	| 43	| +15   | 64
| 6.	| PE	| Man City   	| 38	| 19	| 7 	| 12	| 71	| 57	| +14   | 64
| 7.	| PE	| Aston Villa	| 38	| 18	| 9 	| 11	| 66	| 68	| -2	| 63
| 8.	| PL	| Liverpool  	| 38	| 17	| 9 	| 12	| 65	| 56	| +9	| 60
| 9.	|   	| Everton    	| 38	| 16	| 10	| 12	| 70	| 62	| +8	| 58
| 10.   |   	| Fulham 	| 38	| 14	| 12	| 12	| 58	| 57	| +1	| 54
| 11.   |   	| Tottenham  	| 38	| 17	| 3 	| 18	| 74	| 79	| -5	| 54
| 12.   |   	| West Brom  	| 38	| 13	| 9 	| 16	| 66	| 77	| -11   | 48
| 13.   |   	| Leeds      	| 38	| 11	| 10	| 17	| 72	| 78	| -6	| 43
| 14.   |   	| Blackburn  	| 38	| 10	| 6 	| 22	| 70	| 98	| -28   | 36
| 15.   |   	| Reading    	| 38	| 10	| 5 	| 23	| 49	| 90	| -41   | 35
| 16.   |   	| Crystal Palace | 38	| 8 	| 10	| 20	| 51	| 77	| -26   | 34
| 17.   |   	| Bolton 	| 38	| 7 	| 10	| 21	| 61	| 98	| -37   | 31
| 18.   | S 	| Portsmouth 	| 38	| 4 	| 17	| 17	| 30	| 50	| -20   | 29
| 19.   | S 	| Man Utd    	| 38	| 6 	| 10	| 22	| 48	| 74	| -26   | 28
| 20.   | S 	| Sunderland 	| 38	| 5 	| 10	| 23	| 51	| 86	| -35   | 25

 

Pierwszy w karierze tytuł mistrza Anglii dał mi nagrodę dla Menedżera Roku Premiership. Wyprzedziłem opiekuna Arsenalu Stuarta Pearce’a, który poprawnie zastąpił w klubie legendarnego Mauro Tassottiego. Piłkarzem Roku wybrano mojego podopiecznego Marcelo, który wyprzedził gwiazdę Kanonierów Alaina Pottiera i kolegę z zespołu Mylesa Dyke’a. Wynik plebiscytu nie mógł być inny, gdyż Brazylijczyk z włoskim paszportem w 30 meczach zanotował aż 29 goli (trzeci strzelec ligi), 13 asyst (piąty) i średnią notę 7,93 (pierwszy). Wspaniały sezon zaliczył też 21-letni Australijczyk Tony MacDonald, którego postawa w grudniu i styczniu pozwoliła nam zapomnieć o kontuzjach Dyke’a i Castaignosa. Napastnik z Antypodów zaliczył w sumie 14 asyst w lidze i został uznany Młodym Piłkarzem Roku. Jakby nagród dla piłkarzy The Blues było komuś mało, wystarczy spojrzeć na Jedenastkę Sezonu Premiership. Cała defensywa została powierzona moim podopiecznym (van der Vall, Pedersen, Navarro, Moldoveanu), także oba skrzydła (Abe, Lacroix), a w ataku ustawiono Marcelo.

Odnośnik do komentarza

Emocji było aż nadto. Ale to jeszcze nie koniec...

--------------------------------------

 

Szczęśliwie wywalczone mistrzostwo Premiership świętowaliśmy przez następne dwa dni. Wreszcie zeszło z nas ciśnienie i niesamowity stres, który moim podopiecznym spętał nogi w ostatnich dwóch spotkaniach, a mi obniżył trenerskie IQ. Czuliśmy się ludźmi spełnionymi, bo główny cel ostatnich kilku sezonów został osiągnięty. Ale przecież to jeszcze nie koniec, bo potrójna korona jest wciąż w naszym zasięgu.

 

FA Cup był drugim trofeum w majowym terminarzu. W finale przeciwko Aston Villa występowaliśmy jako jego podwójny obrońca, z szansą na trzeci z rzędu triumf, co ostatni raz udało się Blackburn Rovers w latach... 1884-1886. Bukmacherzy stawiali nas w roli faworyta, ale przecież w kończącym się sezonie wygraliśmy z The Villans ledwie raz, dwa razy remisując i przegrywając w Londynie aż 1:4.

 

Obydwie ekipy stworzyły wspaniałe widowisko, godne dumnego Wembley i tradycji najstarszych klubowych rozgrywek w historii futbolu. Wynik otworzył nasz defensywny pomocnik Ivan Alagic, który w 5. minucie przyjął wybijaną po kornerze piłkę i z 20 metrów huknął tuż przy prawym słupku. Bramkarz Edson nawet nie drgnął, bo strzelca zasłonił tłum stojących przed nim piłkarzy.

 

Nasi rywale ambitnie dążyli do wyrównania, a ich trud został nagrodzony w ostatniej doliczonej minucie pierwszej połowy. Wówczas to Albańczyk Rezart Bulku najlepiej odnalazł się w zamieszaniu na polu karnym i z bliska pokonał Bunce’a. To trafienie miało olbrzymie znaczenie psychologiczne, bo od tego momentu to zawodnicy z Birmingham zdawali się bardziej wierzyć w końcowy sukces. Ta postawa znalazła potwierdzenie w drugiej bramce The Villans. W 60. minucie z lewej flanki dośrodkował Szkot Paul McDonald, a francuski gwiazdor Arnaud Marty ubiegł walczącego z nim Navarro.

 

Opadaliśmy z sił. Ostatnie tygodnie na trzech frontach, w tym stresujące zamknięcie Premiership, dały się nam we znaki. Przegrywaliśmy 1:2 i byliśmy świadomi, że w baku pozostało nam niewiele paliwa. A jednak zdołaliśmy wykrzesać resztę energii i w ostatnim kwadransie cudownie odmieniliśmy sytuację. Kluczową postacią nie tylko tego okresu, ale i całego spotkania był defensywny pomocnik Ivan Alagic. Strzelec pierwszego gola wziął sprawy w swoje ręce i poprowadził nas do kolejnego triumfu. W 78. minucie idealnie wrzucił piłkę na 15. metr, skąd celnym uderzeniem bez przyjęcia popisał się Australijczyk MacDonald. Na tym nie koniec emocji. Upłynęły ledwie trzy minuty, a bośniacki pomocnik znów błysnął w ataku. Alagic po raz drugi zdecydował się na uderzenie z dystansu, które - podobnie jak te z 5. minuty - okazało się zabójczo mocne i precyzyjne.

 

Po tym ciosie rywale już się nie podnieśli. Wspaniały come back pod wodzą walecznego Bośniaka dał nam trzeci z rzędu triumf w FA Cup.

 

FA Cup (finał), 18.05.2024

[PRM] Chelsea – Aston Villa [PRM] 3:2 (1:1)

5’ Alagic 1:0

45+2’ Bulku 1:1

60’ Marty 1:2

78’ MacDonald 2:2

81’ Alagic 3:2

 

MoM Alagic (M C, Chelsea) – 2 gole, nota 8

 

Widzów – 90 000

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...