Skocz do zawartości

Wielka rodzina


wenger

Wyniki są wiążące.  

88 użytkowników zagłosowało

Nie masz uprawnień do głosowania w tej ankiecie oraz wyświetlania jej wyników. Aby zagłosować w tej ankiecie, prosimy się zalogować lub zarejestrować.

Rekomendowane odpowiedzi

:szkokens: Łolaboga! Co się dzieje! Następnym razem zaproś mnie na sylwestrowy bal u wieloryba, to może i mi się zacznie szczęścić w nowym roku

Syren ci u nas pod dostatkiem, a i wieloryb wie, jak Polaka ugościć.

Zastanawiam się, czy te krewetki nie były, aby napromieniowane? Moi zawodnicy biegają po boisku jak opętani :|

Odnośnik do komentarza

Blady świt,

ptaków śpiew,

zapach rosy w piękny dzień.

Cichy dom,

jeszcze śpi,

blada mgła otula sny.

 

Pierwszy wstaje Citko, grubo przed szóstą. Wciąga rybackie gumowce, bierze wędki, pogwizduje pod nosem, przeskakuje przez leśny przesmyk i puka do moich drzwi.

- Wenger, śpisz? – przyjazny, ale natarczywy stukot budzi mnie z sennych marzeń.

- Nie, teraz już nie śpię.

- Jadę na ryby. Niedługo będę w twoich rodzinnych stronach, może się spotkamy?

 

Rzucam kapciem w jego stronę i przykrywam głowę poduszką. Mimo usilnych starań, senne marzenia nie chcą powrócić. Wstaję, za parę minut kawa z mlekiem i dwie kromki razowego chleba. Dzwoni telefon.

- Wenger, wyjrzyj przez okno! – wyraźnie uradowany Łaziii od razu poprawia mi humor.

 

Wychodzę na dwór. Słońce wygląda zza skalistego brzegu i odbija się od tafli jeziora. Jego promienie plączą zarośla, wciskają się radośnie w głąb lasu, tworząc magiczne refleksy, rozświetlające wielką „scenę polskiego teatru”. Łaziii trzyma w ręku półtorametrowego suma i robi sobie zdjęcia z kompaktowego aparatu.

- Widzisz? Dość mam już tych łososi, gdybym wiedział, że u ciebie takie okazy można złapać, to wybrałbym Szwecję, a nie Finlandię.

 

Łaziii znika, pewnie zagra kolejny mecz w roli faworyta i biada mu, jeśli przegra. Jeszcze tylko raport dla Icona z rocznego połowu ryb i mogę grać. Odpalam FM-a. Wczytuje się cholernie długo, przez ten czas kończę śniadanie. Z oddali słychać odgłos motorówki. Profesor! Przepłynął jezioro, na pokładzie dwie ruskie studentki i flaszka samogonu. Zapraszającym gestem woła mnie na przystań. Pijemy po szklance bimbru, a ja spoglądam ochoczo na krasiwyje diewoczki. Nie… Prawdę mówiąc było to trochę inaczej. To ja wyczułem zapach samogonu na drugim krańcu jeziora, przepłynąłem dystans z językiem na brodzie i przysiadłem się do towarzystwa. Przy ognisku obie ruskie panienki zdawały swój egzamin dorosłości, a Profesor nalał szklankę bimbru dla nieproszonego gościa. Nie… Prawdę mówiąc, takiego wątku nigdy nie było. To tylko moja wyobraźnia. Rzeczywistość, wyobraźnia, dwa światy łączą się ze sobą, a zarazem odpychają. Cienka nitka niedługo pryśnie i zamaże granice, wszystko się zleje w jeden obraz.

 

Mecz wyjazdowy. Długo obmyślam taktykę, coś trzeba zmienić, aby w końcu zaskoczyło. Pierwszy gwizdek sędziego, wyraźnie nam nie idzie. Gospodarze strzelają gola, potem drugiego. Bezradność. Dźwięk telefonu. Uprzejma pani zachęca do zmiany operatora sieci komórkowej. Uprzejmie odmawiam. Ona nie daje za wygraną i staje się natarczywa. Wtedy uprzejmości się kończą. W międzyczasie oglądam w telewizji, jak Gatto z Simiciem rozjeżdżają kolejną ekipę. Wertuję portale z najświeższymi informacjami. Sławoj, zuch chłopak! Prowadzi młode wilczki za rączkę, chucha i dmucha, pilnuje, aby nie zeszli na zła drogę. Awards „wychowawca młodzieży roku” niemalże pewny!

 

Swąd, coraz intensywniejszy. Odsuwam krzesło od monitora i pędzę do kuchni. Spalony czajnik prosi o litość. Waham się w progu, z pokoju dobiegają odgłosy potwornej wrzawy. W kolejnym meczu u siebie nie możemy zawieść. Wracam. Do diabła z czajnikiem, nie pierwszy to i nie ostatni mój spalony czajnik. Gdzie jest ten cholerny gwizdek!?! W tym momencie dzielnicowy Jasonx woła mnie na tyły domu:

- Co to za bałagan? Jak tego nie posprzątasz, to wlepię ci mandat!

- To nie ja, to bobry! – odpowiadam nerwowo, ponieważ zapomniałem wcisnąć pauzy. Gra toczy się dalej, a ja nie śledzę boiskowych wydarzeń. Tragedia!

 

W drugiej części gry rozjeżdżamy rywali. Pieję z zachwytu, spocona dupa wciśnięta w fotel pierdzi ze szczęścia. Ktoś puka do drzwi. To Lagren, coś mu się pomieszało w wypracowaniu z polskiego i prosi o pomoc. Szybko robię korekty.

- Jestem twoim dłużnikiem, przy najbliższej okazji masz u mnie piwo!

 

Piwo! Ma rację, zaschło mi w gardle. W domu robi się potwornie gorąco. Czajnik! Z kuchni wydobywają się płomienie ognia. Wstaję od kompa, ale w tym momencie strzelamy kontaktowego gola na wyjeździe. Nie mogę, przecież ogień jest jeszcze daleko. Z daleka słuchać odgłos syreny. Straż pożarna próbuje mnie ratować. „Skacz!”, słyszę na dole, ale nie reaguję. Ogień rozprzestrzenia się coraz bardziej, ściągam koszulę, rzucam do kąta dres, który topi się błyskawicznie. Gorąco, potwornie gorąco. Co za emocje! Z wypiekami na twarzy oglądam końcówkę meczu. Jakaś brygada antyterrorystyczna otacza mój dom. Widzę lufę pistoletu wycelowaną prosto we mnie.

- Strzelaj! – krzyczę do monitora.

- Tylko nie strzelaj w monitor, bo mi się gra nie zapisze! – krzyczę do komandosa.

 

GOOOLLL!!! Skaczę na krześle, odganiam płomienie, przez otwarte okno przeganiam gryzący dym. Przyjeżdża negocjator. Zza radiowozu pokazuje mi nowiutkiego, zafoliowanego FM-a 2010. Waham się dłuższą chwilę, dom zamienia się w słup ognia. Do końca meczu niewiele, wracam przed ekran. Teściowa przynosi garnek zupy. „Może dosolić?”, pyta się, ale widząc moje śmiertelne spojrzenie ucieka na dół. Ostatnie minuty meczu, sikawki leją wodę prosto na mnie. Wytrzymam! Johansson wbiega w pole karne, piłka na skrzydle. Zachciało mi się srać! Droga do łazienki odcięta, właściwie to nie ma już łazienki, chwila namysłu. Biorę pampersa od syna, gramy dalej. Wokół domu sami znajomi. Trzymają kciuki, dasz radę Wengerze, chcą emocji. Pada zwycięska bramka i świat wiruje dookoła, jestem w niebie! Oklaski, burza oklasków! Brawo, dałeś radę, jesteś wielki!

 

Johansson strzela,

ja triumfuję,

zwyciężam po raz kolejny…

i zostaję sam na zgliszczach spalonego domu*

 

* z przymrużeniem oka, ale ku przestrodze ;)

 

===============

 

W międzyczasie rozegraliśmy mecz w ramach 2 rundy Pucharu Szwecji. Dałem pograć rezerwowym, aby nie marudzili i poczuli się pełnoprawnymi członkami zespołu. W składzie roiło się od 17-latków, którzy wspomagani kilkoma rutyniarzami mieli poradzić sobie z 4-ligową przeszkodą. Mecz, jak na pucharową potyczkę przystało, dostarczył spora dawkę emocji. Prowadziliśmy już 3:0, ale ambitni gospodarze doprowadzili do wyrównania i w końcówce napędzili nam strachu. Całe szczęście, że obyło się bez dogrywki. Kropkę nad „i” postawił doświadczony Ebigbo, który z zimną krwią wykorzystał stuprocentową sytuację, strzelając z bliskiej odległości na pustą bramkę.

 

Puchar Szwecji – 2 runda

Qviding[4L] – Varmbols[1L] 3:4 (1:2)

(Vega 2, Nilsson – Aronsson, Osiako, Dogan, Ebigbo)

 

Widzów: 1526

Notes: Mecz potwierdził siłę moich rezerw. Słabi zmiennicy grają na obronie, ale w pomocy i ataku mamy wartościowych graczy.

Odnośnik do komentarza

Którego? :|

 

A czerwony dywan przygotowywano już do wielkiej fety. Pralnia chemiczna pracowała od rana do wieczora, aby tylko nieskazitelna czerwień, lśniąca w blasku neonów niczym lepka, przepiękna krew tryskająca strumieniem z rozkwaszonego nosa (by Loczek ;) ), nie miała na sobie żadnej, choćby najdrobniejszej skazy. Odkurzacz pożyczony od Amiciusa wyłapywał każdy okruch suchego chleba, każdy kłak parszywej sierści piwnicznego szczura, który ośmielił się zbezcześcić forumową świętość. Kandydaci szyli garnitury, suknie (!?!), dobierali krawaty, nakrochmalone koszule odbierali z magla. Tylko nasza sprzątaczka zachowywała zdrowy rozsądek i karmiąc szczura czerstwą bułką z szyderczą szczerością wyznawała:

 

- Pffff… też mi impreza. Rozścielą se dywan w świetlicy i będą udawać, że to jakieś złote palmy. Palma, to niektórym odbija już przed rozdaniem tych krakersów, awersów, czy jak to się nazywa. Chodzą i plują na siebie, jakby to chodziło o to, czy Natasza Urbańska wygra w końcu jakiś telewizyjny show, czy zawsze będzie druga. Niech idą do baru, strzelą sobie kilka piw, wyrwą jakiegoś lachona i odreagują stres związany z całym tym zamieszaniem.

 

Potem był wyjazd i tradycyjny łomot. Doprawdy, nie widzę żadnego wyjścia z tej sytuacji. Mogę się pogodzić z faktem, że jesteśmy po prostu słabsi, ale dlaczego zatem wygrywamy u siebie?

 

Ekstraklasa - 6 kolejka

Orebro[6] - Varmbols[3] 2:0 (1:0)

35' - Strand

66' - Carlsson

 

Widzów: 8737

Notes: Poszukiwania leku trwają, tylko jak postawić właściwą diagnozę?

Odnośnik do komentarza

Mecz u siebie zwiastował dobre nowiny. Tym razem uporaliśmy się z Helsingborgiem, który chwilę się stawiał, ale gdy zobaczył ułańską szarżę varmbolszczaków raz i drugi, szybko spuścił z tonu i pogodził się z porażką. Jedynym człowiekiem niezadowolonym z wygranej był oczywiście nasz prezes. Ten niedoszły twórca potęgi lekkoatletycznej w regionie nie wysilał się nawet na sztuczny uśmiech. Zaraz po meczu wezwał mnie do gabinetu:

 

- Trenerze, ja wam nie zabraniam wygrywać, ale środków na premie nie mamy i gdy zaległości będą się nawarstwiać, zawodnicy zaczną publicznie okazywać swe niezadowolenie. Czy tego chcemy?

- Zawodnicy mają pana w dupie. Wywalczą sobie awans do europejskich pucharów i każą przelać sobie premie za udział na swoje prywatne konta. Czy jest jakiś sprzeciw?

- To bezczelność, ja tutaj rządzę!

- Mam dużo znajomych na mieście, niedługo wybory, mogą wywieść cię na taczkach. Czy tego chcemy?

- Dobra, założę ze swoich. Jutro zapłacę im te zaległe premie. Potem odbiorę sobie z procentem!

 

Ekstraklasa – 7 kolejka

Varmbols[6] – Helsingborg[13] 4:1 (2:1)

24’ – Skulason 0:1

33’ – Pidre 1:1

45’ – Johansson 2:1

70’ – Bojassen 3:1

77’ – Pidre 4:1

 

Widzów: 711

Notes: Wrócił po kontuzji Bojassen i przy pierwszym kontakcie z piłką zdobył gola. W drugiej części gry wszedł również plaster Koumi i przykrył czapką bardzo aktywnego i niebezpiecznego Quirinio. Zwycięstwa coraz pewniejsze, teraz tylko przełamać się na wyjeździe.

Odnośnik do komentarza

Dziękuję w imieniu chłopców :)

----------------------------------

 

Tydzień później nastąpiło zaćmienie księżyca, zjawisko rzadkie, wyjątkowe i niezrozumiałe dla niekumatych. Pojechaliśmy na kolejny wyjazd, a ja z duszą na ramieniu oczekiwałem pierwszego gwizdka sędziego. Może dzisiaj, może w tym dniu nastąpi cudowne przełamanie?

 

Usiadłem na ławce. Po golu w 3 minucie skuliłem się i zakryłem głowę, jakbym chronił się przed kolejnym ciosem. Cios został zadany, był bardzo bolesny i żadna garda nie pomogła. Stało się to w 14 minucie. Wbiłem się w kąt ławki trenerskiej jeszcze mocniej i patrzyłem z przerażeniem na totalną dominację miejscowej ekipy. Do nokautu było bardzo blisko. Kolejne, mocne uderzenie nastąpiło 10 minut później i praktycznie załatwiło sprawę. 3:0. Przeciwnicy tańczyli w ringu i śmiali się z naszej bezsilności.

 

Coś mnie tknęło, impuls, albo objawienie. Przypomniałem sobie słowa Franka Smudy. „Przy niekorzystnym wyniku, kiedy szanse na zwycięstwo są nikłe, nie wolno chować się do budy, trzeba do końca kierować drużyną. Nawet wtedy, kiedy sytuacja jest naprawdę beznadziejna”.

 

Zrobiłem małe korekty w ustawieniu trójki środkowych pomocników. A w przypływie nieokiełznanej desperacji rzuciłem w stronę zawodników książką Jerzego Dudka „Uwierzyć w siebie”. Przeczytali w trzy minuty! Nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji. Gospodarze byli w odwrocie, a my zaczęliśmy szaleńczą pogoń za korzystnym wynikiem. Jak zamroczony pięściarz, który odzyskał świadomość i złapał drugi oddech zaczęliśmy nękać kompletnie zaskoczonego rywala. Grad ciosów spadł na głowy miejscowych jeszcze w pierwszej rundzie. Nie byli w stanie się pozbierać, sprawy toczyły się dla nich zbyt szybko. Gwizdek sędziego, kończący pierwszą połowę, był dla nich zbawieniem.

 

W szatni nie było zbędnych słów, wystarczyło popatrzeć na twarze piłkarzy i wszystko było jasne. Nie mogli zniweczyć całego wysiłku, zaprzepaścić takiej szansy. Byli gotowi, ziali ogniem… nie, nie, zagalopowałem się.

 

Korekty w ustawieniu bardzo pomogły, miejscowy trener nic nie zmieniał, toteż czekałem na tę jedną, jedyną bramkę jak na zbawienie. Musiała wpaść, z przebiegu gry wynikało jasno, że zadamy decydujący cios, przeciwnik padnie na deski i już się nie podniesie. Lewy prosty, przygotowywany przez całą drugą rundę, dosięgnął celu na 6 minut przed końcem walki. Rywal już się nie podniósł, nie był w stanie skontrować, ręcznik został rzucony.

 

Ekstraklasa – 8 kolejka

Landskrona[9] – Varmbols[6] 3:4 (3:3)

3’ – Bergstrom 1:0

14’ – Bergstrom 2:0

24’ – Walter 3:0

27’ – Johansson 3:1

39’ – Pidre 3:2

44’ – Ostman 3:3

84’ – Johansson 3:4

 

Widzów: nawet nie zerknąłem

Notes: Co ta gra robi z człowieka! Cieszyłem się jak dziecko.

Odnośnik do komentarza

Feno > Masz być w Szopce Noworocznej, ale Maryniarze mi sugerują, że możesz zjebać całe przedstawienie :P

Texas > Królowie Szwecji? Nafaszerowali cię jakimś świństwem w tym szpitalu? Pamiętaj, bierz zawsze białą pigułkę, nigdy kolorową :D Zdrowia życzę :przytul:

--------------------------------

 

Obradujący od kilku dni Komitet Wykonawczy UEFA miał zająć się jedynie przestępstwem Thierry’ego Henry i aferą bukmacherską na kontynencie. Tymczasem w ostatniej chwili doszły mu dwie bardzo ważne i głośne sprawy, które natychmiast pociągnęły za sobą lawinę skandali, sensacyjnych odkryć i położyły cień na wszystkim, co dotyczy futbolu i całej jego komercyjnej otoczki.

 

Prestiżowy brytyjski magazyn "World Soccer" wybrał Brazylijczyka Ronaldinho Piłkarzem Dekady na świecie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby jeden z kontrkandydatów nie zasugerował, że wszystko było już wcześniej ukartowane, a wyniki sfałszowane. Skąd takie przypuszczenie? Dziennikarze TVN przeprowadzili swoje prywatne śledztwo, którego sensacyjne odkrycia szybko obiegły cały piłkarski świat. Podobno firmy farmaceutyczne, produkujące aparaty ortodontyczne, od dawna mają w garści światowe władze piłkarskie i wymusiły takie, a nie inne wyniki. „World Soccer” jest finansowany przez nie od dłuższego już czasu. Teraz czekamy na kolejny plebiscyt, w którym wygra Krystyna. Zapewne zmieni płeć w najlepszej klinice europejskiej, potrzebującej na gwałt szerokopasmowej reklamy.

 

Druga afera wybuchła po druzgocącej porażce Juventusu z odrodzonym Bayernem Monachium. Gospodarze, nie mogąc pogodzić się z taką klęską, zasugerowali, że Ivica Olić, to nie jest prawdziwy człowiek, tylko jakiś regen z Fm-a. Zaczęto robić mu rentgena za rentgenem, aby wykluczyć obecność regena. Wyniki zaskoczyły wszystkich. Do pracowni rentgenowskiej zbiegli się lekarze z całego szpitala i przecierali oczy ze zdumienia na widok wyników badań wyskakujących z komputera:

 

Pracowitość – 100

Waleczność – 100

Determinacja – 100

 

Drugim zawodnikiem, podejrzewanym o nieziemski rodowód stał się natychmiast Van Bommel. I w tym przypadku dymiący, przegrzany komputer wypluł zaskakujące liczby:

 

Znaczenie - 150

Ustawianie się – 150

Przewidywanie - 150

Odbiór – 150

 

Z tego wszystkiego nasuwa mi się tylko jedna refleksja:

 

TAK NAPRAWDĘ, NIC NIE DZIEJE SIĘ NAPRAWDĘ.

 

- Naprawdę? – zapytała z niedowierzaniem Wiedźma, usilnie zmieniająca wizerunek PZPN-u w kraju „zabałtyckim”.

- Tak, przegraliśmy 7:3, ale to oczywiście było wszystko wyreżyserowane.

- Jak to wyreżyserowane? Wyreżyserować to sobie można kolejkę ligową w polskiej ekstraklasie, albo wyniki hokejowe na Słowacji.

- Ho, ho…ale Cię szybko wyszkolili w tej Polsce. Ułożyliśmy się z nimi. Oni wygrali w Pucharze Szwecji, a my w niedzielę pokonaliśmy ich w meczu ligowym.

- Ułożyć to sobie można obsadę sędziowską na całą rewanżową rundę, jak się wie, do kogo podejść. Albo zostać selekcjonerem kadry U-23, jak się ma kolegów z boiska w zarządzie.

- Nie, z tobą już normalnie nie można rozmawiać. Posiedzisz jeszcze trochę w tej Polsce, to będziesz krakać tak jak oni.

- Krakać to sobie może Kaziu Greń w nic nieznaczących regionalnych związkach i dziubać gówno, które mu śmierdzi. W nas jest siła, w nas jest władza. Nam nikt do miodowego pieca zakalca nie wsadza.

- Beton! Wiedźmo, wyjdź z tych murów, może jeszcze uda mi się ciebie uratować. Nie patrz na nich, nie rozmawiaj z nimi, nie wsiadaj do windy z nieznajomymi!

- Pamiętasz 1982 rok i sukcesy pana Antoniego? Co ty możesz mi morały prawić, jak ja mam wokół siebie same autorytety i nie będę słuchała jakiegoś podrzędnego trenerka z bożej łaski.

- Już jest po tobie…

 

Środa, Niedziela. Musiałem obrać strategię działania. W pucharze wystąpili juniorzy i rezerwowi, a w niedzielę, w optymalnym składzie, pokonaliśmy z wielkim trudem podmęczonego rywala.

 

 

Puchar Szwecji – 3 runda

GAIS[1L] – Varmbols[1L] 7:3 (5:0)

(Holmquist 4, Neervoort, Amotaeng, Omotoyossi – Aronsson, Lundberg, Dogan)

 

Widzów: 735

Notes: Gdyby nie mieli Holmquista, byłby remis.

 

 

Ekstraklasa – 9 kolejka

Varmbols[4] – GAIS[12] 1:0 (0:0)

70’ – Johansson

 

Widzów: 735

Notes: Goście mieli kilka wybornych sytuacji, ale fatalnie pudłowali. Zmęczenie meczem pucharowym dało znać o sobie – taki urok tego FM-a.

Odnośnik do komentarza

Citko i Lagren > Co wy, po nocach na ryby razem chodzicie? Dziękuję za wszystko. Citko, rano przed pisaniem kawa, a wieczorem to raczej piwo. Teraz zimno, więc się delektuję przeleżakowanym porterem z Bossa... dwa miesiące po terminie, mmm :_jook:

-------------------------------------------------

 

Zajazd tonął wśród zieleni, wokół były lasy, puszcze i knieje. Przyroda skutecznie odgradzała go od ruchliwej drogi międzynarodowej i ukrywała przed wścibskimi oczami nieproszonych gości.

- Kaziu, Kaziu, wydali nas, wszystko napisali w prasie! Zdrada, zdrada! – podniecony Tomek Borówka w biegu poprawiał zaparowane okulary, chwycił kurczowo Kazika Drania za mankiet i klęknął, szukając pomocy. Kazik szybkimi kroczkami cofnął się na trzy metry, poprawił zmięty mankiet, przygładził lśniącą łysinkę i spokojnie odpowiedział:

- To przecież nic nie zmienia. I tak mają tu gdzieś podsłuchy i wiedzą, że nasza siła to 60% poparcia. Walmy ich, jeszcze parę dni i władza będzie nasza – rozmarzył się niski człowieczek wbity w nienagannie skrojony garniturek. - My uzdrowimy polską piłkę nożną, my! Kibice nas będą kochać, a ja będę wielki! – były sprzedawca wibratorów dostawał orgazmu na samą myśl o świetlanej przyszłości. Jego wyobraźnia roztaczała przed nim wizję wspaniałej kariery. Klaskał sam sobie drobniutkimi rączkami, ale ten natrętny Borówa musiał mu przerwać:

- A jak, dajmy na to, w ostatniej chwili nasi towarzysze się złamią, przejdą na ich stronę, zdradzą i oplują za ten pucz haniebny?

- Co? Jakżeby mogli, nikczemni, Kazika nikt nie zdradzi. Kto im rozdawał breloczki, kto otulał szlafrokami po imprezach przedwyborczych, kto lodówki przenośne z wszelakim dobrodziejstwem stawiał koło łóżka? Muszą być wierni, muszą! - Kazik tupał ze złości drobnymi nóżkami, krzywiąc przy tym fikuśny nosek, który wyraźnie nie przekonał Tomcia Boróweczkę:

- To samo mówiłeś właśnie wtedy, gdy Latę wybierali, a teraz z nami spiskują, nielojalni, takie chorągiewki na wietrze. Nie wierzę im, boję się, Kaziuuuu…

- Czy byliby tacy podli, aby zaraz po wyborach za moimi placami z kim innym spiskować? To przecież niemożliwe, ja tyle dla nich zrobiłem. Czy znasz takiego, kto zawsze wie, w którą stronę przychylne wiatry powieją. Kto jak sprężynka-chorągiewka łapie przychylny podmuch i gna do przodu, wysoko, bardzo wysoko? - Kaziulek zatrzepotał krótkimi rączkami, jakby chciał wznieść się w powietrze i polecieć prosto na Miodową.

- Ty Kaziu, tyś jest… - Tomcio położył zmęczoną główkę na ramieniu swego promotora i usnął snem sprawiedliwym.

 

JUŻ TAKI JESTEM ZIMNY DRAŃ

JA TERAZ ŚPIEWAM, A TY TAŃCZ,

BO W TYM JEST RZECZY SEDNO,

ŻE JESTEM BESTIĄ WREDNĄ,

JUŻ TAKI JESTEM ZIMNY DRAŃ*

 

===========================

 

Deszcz, błoto i mecze co trzy dni. Na dodatek słaba wytrzymałość moich kopaczy. Musiało być źle, chociaż w skrytości ducha wierzyłem, że urwiemy choćby punkcik na własnym stadionie. Stało się inaczej. Do szuflady trzeba będzie schować przyśpiewki o europejskich pucharach i utopijnej potędze Varmbolsu.

 

Ekstraklasa – 10 kolejka

Orgryte[8] – Varmbols[4] 3:0 (2:0)

24’ – Hjelm

30’ – Hjelm

52’ – Ze Antonio

 

Widzów: 12678

Notes: Przeciwnicy byli wyraźnie szybsi, nic nie mogliśmy zrobić.

 

Ekstraklasa – 11 kolejka

Varmbols[4] – Hammarby[5] 2:3 (0:3)

25’ – Moumaife 1:0

31’ – Bjarnason 2:0

31’ – Moumaife 3:0

53’ – Aronsson 1:3

83’ – Aronsson 2:3

 

Widzów: 734

Notes: Trzy zmiany w przerwie odmieniły oblicze drużyny. Niewiele brakło, aby rezerwowy Aronsson wyrósł na bohatera meczu.

 

 

* - zapożyczone z sieci.

Odnośnik do komentarza

Nie byłem do tego przygotowany. Skąd miałem wiedzieć, że w ostatnim tygodniu maja temperatura spadnie do 2 stopni Celsjusza, a boiska zamienią się w bajora? Ja przygotowywałem drużynę na finezyjną, kreatywną grę. Wieloma podaniami mieliśmy zdobywać teren i stwarzać okazje bramkowe, a nie kąpać się w błocie. Na dodatek te mecze co trzy dni. Czy oni chociaż raz ułożą przychylny nam terminarz? Moje lico pokryło się bruzdami, a nad głową krążyły czarne chmury. Bezsilność dręczyła mnie i powodowała nerwowe reakcje. Nie tędy droga, panie Wenger, nie tędy…

 

Ekstraklasa – 12 kolejka

Malmo FF[2] – Varmbols[6] 2:0 (1:0)

33’ – Bjorn Helge Riise

88’ – Pode

 

Widzów: 15175

Notes: Mogliśmy jedynie pogodzić się z honorową porażką.

 

Ekstraklasa – 13 kolejka

Varmbols[7] – Elfsborg[9] 0:1 (0:1)

5’ – Maffei

 

Widzów: 723

Notes: Trauma. Wszystkie statystyki na naszą korzyść.

 

Po ostatnim meczu nie wytrzymałem napięcia i ostro skrytykowałem sędziego, który nie uznał nam prawidłowo strzelonej bramki. Powtórki telewizyjne pokazały, że Ebigbo nie był na spalonym, ale Komisja Dyscyplinarna miała widocznie lepszy wzrok i zawiesiła mnie na kolejny mecz ligowy. Źle się dzieje, mieszam taktyką, robię nerwowe ruchy, czerwienię się i złoszczę przed kompem. Na dodatek kolejny mecz obejrzę na trybunach.

 

Ostatnia próba wskrzeszenia umarłych spaliła na panewce. Po co ja tam jechałem? Trzeba było zostać w domu, przy kominku wypić szklaneczkę whisky i w dupie mieć to całe Varmbols. Ale nie… musiałem być z drużyną, siedzieć na trybunach i patrzeć na tą krwawą rzeź niewiniątek, jaką zaserwowała nam drużyna Djurgarden. Brak zaangażowania, zero pomysłu na grę, koszmarne błędy w obronie - SIĘGNĘLIŚMY DNA.

 

Ekstraklasa – 14 kolejka

Djurgarden[6] – Varmbols[9] 3:0 (1:0)

16’ – Alić

48’ – Catović

90’ – Grendel

 

Widzów: 11142

Notes: Na szczęście mamy trzy tygodnie przerwy, aby przeanalizować zaistniałą sytuację. Będą zmiany, oj będą. Czerwona opaska przesłoni mi czoło, czarny beret założę na głowę, dwie czerwone chorągwie wbiję w klawiaturę – REWOLUCJA! :x

Odnośnik do komentarza

Nasypało śniegu białego,

Wenger go odgarniał do upadłego

Wysprzątane, odmłodzone

varmbolskie zagrody.

 

:D

 

Widzieli mój wzrok pełen gniewu. Zdawali sobie sprawę, że go nie udźwigną i odwracali głowy. Wiedzieli, że gilotyna została naoliwiona i wysoko pod niebem czekała na sygnał. Czuli, że będą ofiary. Znali prawdę, uświadamiali sobie kruchość swojego życia. Zaraz ich rola bohatera mogła się przecież skończyć. Ten wariat Wenger dwoma kliknięciami mógł ich wysłać na listę transferową i sprzedać choćby za grosze. Z dala od blasku jupiterów, achów i ochów userów, kończyliby żywota w nieznanym klubie. To ich przerażało, ale przecież na taki koniec właśnie zasłużyli. Niektórzy byli przebiegli, kombinatorzy. Z doświadczenia wiedzieli, co czynić. Johansson był świadom, że ostrze dotyka jego szyi i zaraz opadnie z przeraźliwym hukiem. Cwaniak, naciągacz. Jeszcze jeden mecz, a kibice by go zlinczowali. Chciałem mu pomóc. Odstawić do rezerw, aby odpoczął, nabrał wiary we własne siły i wrócił mocniejszy. Potrzebowaliśmy go, ale to była wersja oficjalna. W skrytości ducha liczyłem, że sprzedamy go za duże pieniądze.

 

- Trenerze, moja noga! – krzyknął Johansson, który podczas wewnętrznej gierki został ostro potraktowany przez Kumi’ego.

 

Podszedłem, kikut w getrze i bucie leżał obok przerażonego Johanssona. Krew wsiąkała w trawę, piłkarz w poważnym szoku wziął do ręki część oderwanej nogi i przystawił mi pod nos.

 

- Nie udawaj, symulancie! Nic ci nie jest! – krzyknąłem i nakazałem wracać do gry.

 

Nie będziemy mu przecież płacić za bezczynność. Tę nogę może sobie przywiązać sznurówką albo bandażem. Nie z takimi kontuzjami się grało! Jednak gra nie kleiła się, Jimmy kuśtykał, próbował złamaną kość strzałkową unieruchamiać, aby nie przeszkadzała w biegu. Podczas sprintów chował ją pod pachę. Wszystko widziałem, spóźniał się do dośrodkowań, przekładał piłkę na zdrową nogę, to nie była gra na 100%.

 

- Johansson, włóż więcej serca do gry! Nie obijaj się! – próbowałem go motywować, ale wszystko na nic. Zszedł po 20 minutach. Diagnoza była okrutna – 6 miesięcy przerwy. Uciekł spod gilotyny na zwolnienie chorobowe. Jakie to pospolite.

 

Na listę transferową powędrowało wielu zawodników. Mój plan polegał na tym, aby sprzedać najdroższych i wyjść w końcu z długów. Na meczu z Oster zabrakło Bojassena, Johanssona, Ostmana i kontuzjowanego Asplunda. Do składu powrócili natomiast pomijani systematycznie Kurbegović, Osiako i Kumi. W ataku miejsce Johanssona zajął Pidre, który jako jeden z nielicznych grał w ostatnich meczach na przyzwoitym poziomie.

 

Oster, 13 miejsce.

Niepowodzenie oznaczało ciąg dalszy rewolucji kadrowej.

Zawodnicy doskonale zdawali sobie z tego sprawę.

 

Po meczu żałowałem, że tak późno odsunąłem od gry Johanssona i Bojassena, którzy najwyraźniej myśleli, że Varmbols to taka dziura, gdzie wieśniaki płacą za samą obecność na boisku. Pidre biegał wzdłuż i wszerz, czyhając bez przerwy na podania od partnerów. Proszę, jaka odmiana! Mamy napastnika, który szuka gry. Kurbegović harował zarówno w obronie, jak i ataku, zaliczając wiele przechwytów i dwie asysty bramkowe. Proszę, jaka odmiana! W pomocy też można biegać i angażować się w grę. Wynik był przesądzony nawet wtedy, kiedy nieodpowiedzialne podanie Larssona ( kolejny do odstrzału) do bramkarza pozwoliło gościom na zdobycie wyrównującego gola. Ten wieczór należał przecież do niesamowitego Pidre, który pokazał, jak powinien grać prawdziwy snajper. Powróciliśmy na właściwe tory!

 

Ekstraklasa – 15 kolejka

Varmbols[8] – Oster[13] 4:1 (1:0)

34’ – Pidre 1:0

46’ – Ertsas 1:1

51’ – Pidre 2:1

58’ – Pidre 3:1

76’ – Flingmark 4:1

 

Widzów: 728

Notes: Powrót zza światów.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...