Skocz do zawartości

Marynia wylewa 522 łzy nad strasznym losem mieszkańców Podlasia


krzysfiol

  

54 użytkowników zagłosowało

Nie masz uprawnień do głosowania w tej ankiecie oraz wyświetlania jej wyników. Aby zagłosować w tej ankiecie, prosimy się zalogować lub zarejestrować.

Rekomendowane odpowiedzi

.


Tak jak wspominałem jakieś 3 tygodnie temu, zacząłem grać Belenenses, które spadło do drugiej ligi. Ogólnie na Portugalię chęci narobił mi Reaper, który tak ładnie opowiadał o swojej grze Sportingiem. Akurat Belenenses spadło do drugiej ligi (pierwszy rok przeleciałem na urlopie), złożyłem aplikację (pozdro Gacek), poszedłem na rozmowę, w zasadzie na wszystko się zgodziłem i usłyszałem:

 

- Zadzwonimy do Pana.

 

No i zadzwonili.

 

Przyszedłem do klubu jakoś w okolicy 15 czerwca i... zastałem totalny rozpierdol. W pierwszym i drugim zespole łącznie prawie 60 zawodników (razem z u 19), a ja tylko chciałbym zaznaczyć, że nie jestem jak Wujek Przecinak, a raczej jak Mourinho albo Zidane, i wolę korzystać z teoretycznie wąskiej kadry (max 23 zawodników), ale za to nimi regularnie rotować.

 

Zaczęły się więc ogromne czystki - zdecydowanej części zawodników kończyły się kontrakty, więc tu sprawa była prosta, wielu zawodników było w klubie na wypożyczeniu. Łącznie odeszło z klubu 25 zawodników z kontraktów, a do tego całej masie skończyło się wypożyczenie w moim klubie. Do tego zrobiłem porządki w drużynie U19, zrobiłem jakieś transfery, ale tylko dwa do pierwszej jedenastki - szybkiego, silnego napastnika i Pawła Dawidowicza na środek obrony. O Pawle pomyślałem, że to może być świetny ruch, bo zna chłopak ligę, ogarnia język Portugalski, młody, utalentowany, no i Polak! Dostał najwyższą pensję w klubie - 22 tysiące € za miesiąc gry, i kontrakt... do końca sezonu (czyli roczny) - dłuższego nie chciał podpisać.

 

Z klubu odeszło kilku kluczowych zawodników (myślę, że około 4-5, może 5-6), ale kolejka do odejścia była bardzo długa - w zasadzie cały pierwszy zespół chciał odejść z klubu. W pewnym momencie już to było na tyle uporczywe, że podjąłem decyzję, że nikt nie odejdzie, nawet kosztem buntu. Teraz nawet specjalnie wróciłem do sejwa z sierpnia przed pierwszą kolejką ligową, no i 7 z 11 zawodników na pierwszy ligowy mecz miało morale niskie lub bardzo niskie. Jednym słowem: słabo.

 

Jeszcze opowiem o tym, co najważniejsze - o drużynie, i o moim pomyśle na grę. W kadrze miałem naprawdę spoko grajków, ale szczególnie wyróżniał się środek pola - jeszcze przed wielką WYPRZ miałem 5 środkowych pomocników (ale tych takich typowych MC) na bardzo wysokim poziomie. Dwóm pozwoliłem odejść, zostałem z bardzo silną trójką i jeszcze co najmniej dwoma fajnymi chłopakami, którzy mieli aspiracje grać na MC. Do tego dobre skrzydła (z prawej stronie typowi skrzydłowi prawonożni, z lewej strony chyba najlepszy piłkarz drużyny, czyli lewoskrzydłowy z prawą nogą, czyli wymarzony schodzący napastnik - idąc za nomenklaturą FM). Jeden napastnik, ale za to wydawał się dobry (btw, sprzedałem go po 5 pierwszych meczach i wymieniłem na szybkiego/silnego z początku tekstu). No, wymyśliłem sobie, że będę grał ustawieniem 4-5-1 (GK - DL DC DC DR - MC MC - AML AMC AMR - FC). Bardzo, ale to bardzo mocno zależało mi na wykreowaniu AMC na lidera zespołu, na takiego magika, wiecie, rozszarpywacza całej ligi. Problem był taki, że nie bardzo miałem takiego zawodnika w drużynie, więc ściągnąłem jakiegoś Nigeryjczyka z wolnego transferu na tę pozycję. Jeszcze o pomyśle na grę - chciałem rozjebać tę ligę na miękko, bo miałem taką kapelę, że to powinno się zrobić samo - takie wnioski po przejrzeniu składu innych ekip. No więc dużo piłki, dużo strzałów, ALE bez szaleńczego pressingu po całym boisku, no i koniecznie ogarnięcie obrony, w sensie ograniczenie strzałów przeciwnika. Podsumowując - bez ganiania za piłką, ale otwarta, efektowna gra.

 

No i idźmy nieco do przodu, czyli o 3 miesiące. W skrócie: gunwo. Po 3 kolejkach wyjebałem mojego AMC i zmieniłem go na MC, czyli grałem 3xMC. Pozmieniałem wszystkie możliwe suwaki w taktyce, w ogóle rozgardiasz. Jakby plus był taki, że byłem 2 w lidze, ale mecze wygrywałem jedną bramkę, no i zdecydowanie częściej było to 2:1 niż 1:0. Więc kolejne zmiany w taktyce, i doszliśmy do magicznej daty 28 października.

 

Drodzy forumowicze zapytają pewnie - ej, Jacek Bednarz, czemu magiczną? No bo kurwa pomiędzy 28 października a 7 stycznia wygraliśmy JEDEN mecz, a reszta to remisy i porażki (a dokładnie: 1 wygrana, 5 remisów, 6 porażek). Uwierzcie mi, że na skład który posiadałem, to był skandal, naprawdę. Więc zaczęło się: ultimatum od zarządu, jakaś wymiana zdań - która poszła nie po mojej myśli - i nagle musiałem osiągnąć 10 punktów w najbliższych 5 meczach.

 

Stwierdziłem więc, że nowy rok, nowe porządki... Wyjebałem całą taktykę którą miałem, bo pomyślałem sobie: nie tak chciałem grać, nie tak miało być! Wróciłem do ustawienia z AMC, które miało być od początku. AMC ustawiłem jako enganche, napastnika jako 'lis pola karnego', naprawdę mocno usiadłem przy taktyce, i zrobiłem wszystko od A do Z całkowicie świadomie, w sensie każdą opcję przemyślałem po 4 razy. I trochę o tym opowiem teraz.

 

Czyli 4-5-1 (GK - DR DC DC DL - MC MC - AML AMC AMR - FC). Boczni obrońcy raczej z grą do przodu, jeden środkowy obrońca w linii, drugi jako grający piłką z opcją stopera. Dwóch MC - jeden długodystansowiec, drugi to środkowy pomocnik z opcją obrony. Resztę wiecie - lewe skrzydło schodzi do środka, enganche i prawe skrzydło, a do tego FC jako lis. Założenia drużynowe: kontratak, ALE z grą na spalonego. Chciałem, żeby nieco się moi piłkarze cofali przed przeciwnikiem, zaprosili do gry, ALE żeby obrońcy trzymali linię dość wysoko. Efekt - który udało się osiągnąć! - to bardzo zbity, skondensowany zespół, który w zasadzie nie ma wolnych przestrzeni. Do tego utrzymanie piłki, rozegranie po ziemi, zagrania na obieg (wincyj, wincyjn ataktów bocznych obrońców!!!), do tego krótsze krycie i mniej gry przy przeciwniku.

 

Efekt? 10 spotkań, 8 wygranych, 2 remisy. Ogólnie gra świetna, dużo posiadania piłki, szczelna obrona (7 straconych goli, ale z tego 5 w pierwszych dwóch meczach). Ogólnie totalny rozkurw, i nareszcie te moje piłkarzyki grały to, co chciałem. A wszystko to wczoraj o 2 w nocy.

 

No i to byłby finał prawie, bo oczywiście posadę utrzymałem, wróciłem na 2 miejsce w lidze (premiowane awansem), ogólnie miód malina, aż przyszedł czas na mecz z Gil Vicente (3 zespół w lidze). Powiem tak, nie gram save&load, bo nie uznaję, po prostu. Przegram to przegram, trudno. Pewnie coś tam kiedyś z wkurwienia wróciłem do meczu wstecz, albo po prostu wyłączyłem grę po porażce bez zapisu, ale nie z myślą, że 'gram dotąd, aż wygram' - no tak to nie. Tym razem jednak zapisałem przed meczem z Gil Vicente...

 

1 mecz: porażka 0:3.

2 mecz: porażka 1:4.

3 mecz: porażka 2:4.

4 mecz: porażka 1:2.

 

Ja pierdole, a to wszystko o drugiej w nocy. Wkurwiony poszedłem spać.

 

Dzisiaj rano przemyślałem sobie wszystko, przypomniałem jak traciłem bramki, i zmieniłem. Zmieniłem AML i AMR na ML i MR z opcjami: ML - boczny rozgrywający, MR - skrzydłowy.

 

Wygrałem dzisiaj z Gil Vicente 2:0, i kolejny mecz z Porto B też 2:0.

 

No, to by było na tyle. Mam nadzieję, że pokochaliście trochę moje Belenenses, tak jak i ja ich kocham. Kolejne raporty wkrótce!

 

5!

Odnośnik do komentarza

Lepsze są takie:

"Skończył się rok szkolny, zdałem maturę i leżałem sobie z piwkiem na działeczce. Nagle dzwoni telefon z Anglii:

- Halo

-Halo

- Kto mówi?

- Roman Abramowicz, chce Pan być trenerem Chelsea?

- Pewnie

- No to zapraszam do Londynu"

Ee, a gdzie kontuzja kolana w drodze na tą maturę? :>

Odnośnik do komentarza

 

Lepsze są takie:

"Skończył się rok szkolny, zdałem maturę i leżałem sobie z piwkiem na działeczce. Nagle dzwoni telefon z Anglii:

- Halo

-Halo

- Kto mówi?

- Roman Abramowicz, chce Pan być trenerem Chelsea?

- Pewnie

- No to zapraszam do Londynu"

Ee, a gdzie kontuzja kolana w drodze na tą maturę? :>

To inna opowieść:

"Mam 19 lat, do niedawna cały świat stał przede mną otworem. Byłem najlepszym napastnikiem juniorskich lig województwa lubuskiego. Interesowały się mną wielkie kluby. Niestety, w meczu finałowym zerwałem więzadła, co zakończyło moje marzenia o piłce. Kiedy ze smutku siedziałem w barze i piłem dwudzieste piwo zadzwonił telefon:

- Hej, tu Florentino Perez z Realu, słyszeliśmy że posypała Ci się kariera, może chciałbyś zostać trenerem w miejsce Zidana?

- Ok"

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...