Skocz do zawartości

Diabelska Przystań


Makk

Rekomendowane odpowiedzi

22.08.1998, Larne, The Woods Road, godz.20:37.

 

- Cześć mamo, już jestem.

- To dobrze. Jak było?

- Fajnie. Zaprosiłem ją na koncert. Pomogłem z towarem bo akurat miały przyjęcie.

- Miło czas spędziliście?

- Bardzo.

- Chcesz coś jeść?

- Nie, nie jestem głodny. Byliśmy na obiedzie, potem pani Marry zrobiła ciasto i musiałem jeść.

- Jak wolisz. W razie czego w lodówce są naleśniki to sobie weź na zimno albo odgrzej.

- Dobra. Na razie nie chcę. Gdzie ojciec?

- Pojechał spotkać się z Jackiem. Coś tam mają gadać o polu. Się nakręcili.

- Ta, jak dzieci, jak dzieci.

- Te dziecko…

- Umówiłem się z Kat na kolejną niedzielę, że ją zabiorę z przystani i wybierzemy się to tu to tam do Belfastu.

- Ok., my się chyba udamy do mojej koleżanki na jakieś tam przyjęcie.

- Wiem, dlatego ja odpadam. W sobotę nie dam raczej rady bo mamy trening. Jak znam życie to coach nas nieźle przećwiczy za ten dzisiejszy mecz.

Odnośnik do komentarza

17.09.1998, Larne, Shamrock Road, szkoła, godz. 11:24.

 

- Ale mi się nie chce tu siedzieć już. Polazłby do domu. Idziemy, Eam?

- Bo ja wiem?! Tylko dwie zostały. O której przypływa Kate?

- O 17 z minutami. Podjadę po nią.

- O 19 zaczynają wpuszczać do klubu.

- Wiem, ale koncert zacznie się najwcześniej o 20. Więc możemy się spokojnie umówić o 19:30 gdzieś.

- Spoko. Będę. A potem?

- Mój stary po nas przyjedzie bryczką.

- Nocuje u ciebie?

- No ba. Oczywiście. Więc w piątek mnie nie będzie w szkole. Odwiozę ją jakoś po południu a w dzień się poszlajamy gdzieś tam.

- Spoko. Też chyba nie dam rady iść. Wolę odpocząć przed sobotą i meczem. Tylko nie wykorzystaj sytuacji w swoim łóżku, hehe.

- Zboczach. Nie jest taka. Nie jest dziunią na jedną noc.

- Nic takiego nie powiedziałem. Wyluzuj Makk. Ale fakt- bardzo ładna jest.

- Wiem. Te oczy ma zabójcze.

- Te, obwiechu!

- Patrz Maciek, ten głupek idzie.

- Widzę właśnie. Chyba w ryj chce dostać.

- Co prostaczki Glentoran?! Przegrana na dzień dobry. Cały sezon będziecie tak mieli.

- Dobra, dobra. Zobaczymy jeszcze. Poza tym możesz już odejść. Z prostakami nie gadamy. Idziemy Eam?

- Ta, nie ma co z debilami gadać.

- Co mówisz?

- Jajco. Idź się pałować nad Linfield. Tylko to wam zostało.

- Chcesz w ryj?

- Żebyś ty nie dostał cieciu.

- Wyluzuj Maciek, chodź idziemy. Po co ci obita gęba przy Kate.

- Patrzcie, fajfus ma dziewczynę. Ciekawe czy też taka paskudna jak on.

- No, no, hehehe.

- Zamknij ryja bo zraz ci przyj***e.

- Ty? Ahaha.

 

- F**k, zobacz! Ząb mi uszczerbiłeś głąbie!

- Mówiłem żebyś zamknął jadaczkę. Chciałeś to masz. Chodź spadamy Eam.

- Ta, chodź.

Odnośnik do komentarza

17.09.1998, Larne, Olderfleet Rd, przystań, godz.17:44.

 

- Hi, witam moją droga dziewczynę. Jak się płynęło?

- Cześć chłopaku. Dobrze. Wszystko w porządku.

- To dobrze. Teraz idziemy do autobusu, podjedziemy 2 przystanki i przejdziemy się kawałek. Jakieś 5 minut spacerkiem.

- Ok. w szkole byłeś?

- Ta, nic ciekawego. Lekko się pobiłem i tyle.

- Jak to? Z kim? Po co?

- Z takim jednym głupkiem. Nie ważne.

- A co poszło?

- Generalnie się czepia i nie podoba się mu, że z Eamonnem- tym moim kumplem gramy w Glentoran. On jest za Linfield.

- Oj chłopcy, chłopcy! Macie prawie 17 lat a jak 5-ciolatkowie się zachowujecie.

- Poza tym zaczął wieżdżać na ciebie moja droga. Dałem mu raz w pysk raz i tyle.

- Och, ty mój bohaterze.

- Dostał to co chciał.

- Dam ci za to buziaka soczystego.

- Bardzo chętnie. Czekam.

Odnośnik do komentarza

18.09.1998, Stranraer, Seabank Road, sklep Marry, godz.17:17.

 

- Cześć dzieciaki. Jak tam było? Opiekował się tobą dobrze, Kat?

- Nawet bardzo dobrze babciu.

- Witam, pani Marry.

- Dobrze się bawiliście?

- Tak. Oby więcej takich dni było, hehe.

- Dokładnie tak jak mówi Maciek.

- Zostaniesz jeszcze trochę z nami? Ze mną?

- Bardzo chętnie bym został, ale nie mogę. Jutro mamy mecz u siebie. Muszę rano wstać.

- Pan zostanie, panie Maczku jeszcze trochę. Coś do picia zrobię, do jedzenia.

- Nie, naprawdę dziękuję. Muszę lecieć. Wpadnę do domu, coś lekkiego przegryzę, przebiegnę się i spać. O 8 jutro pobudka.

- Szkoda. Dobra zostawię was samych to się pożegnajcie czy co tam.

- Dobrze, do widzenia pani.

- No cześć, pa.

- Nie zostaniesz? Chociaż godzinkę…

- Bardzo bym chciał, Kat. Ale nie tym razem.

- Już tęsknię.

- Ja też.

- No cóż, trudno. Nie chcesz to nie.

- Ta, pewnie, że nie chcę. Bo cię nie lubię i nie podobasz mi się wcale.

- Dowcipasek!!

- Dobra lecę.

- Trzymam kciuki za was jutro. Zadzwoń od razu i powiedz jak poszło.

- Ok. dam znać. Pa.

- Bye, bye.

Odnośnik do komentarza

19.09.1998, Belfast, Parkgate Drive, szatnia, godz.08:52.

 

- Dobra chłopaki, skład trochę zmieniłem w porównaniu do tego z przed tygodnia. Makk, Murrey, Williams siadacie na ławce. Reszta gra swoje. Ci z Cliftonville grają najczęściej środkiem, więc nasza szansa to skrzydła. Pamiętajcie- obrona to zagęszczenie środka, gramy wąsko. Atakujemy szeroko skrzydłami. Proste. Wystawiają 3 obrońców więc można im pocisnąć dziś.

Tyle mam uwag. Zapraszam na środek. ONE!! TWO!! ONE!! TWO!! THE GLENS!!

- Brawoo!!!

- Idziemy.

 

45 minut później.

 

- Siadajcie. Dobra robota. Jesteśmy 3-0 do przodu. Bardzo fajnie dziś gracie. Podoba mi się. Nadal wierzę, że mecz z Linf był wypadkiem. Kiedyś się musiało zdarzyć. Dziś sobie i kibicom wynagrodzicie ilość bramek. Makk, podejdź.

- Tak, trenerze?

- Wchodzisz w 60 minucie. Wpuszczę cię. Wejdź na prawe skrzydło i zakręć tym obrońcą. Strasznie cienki jest.

- Tak jest!

- Jedziemy dalej.

 

 

19.09.1998, Belfast, Parkgate Drive, szatnia, godz.10:48.

 

- The Glens! The Glens! The Glens! Kill them all!

- Ładne zwycięstwo, boys! Mówiłem iż odrobicie bramki z poprzedniego meczu. Oni wcale nie byli tacy słabi! Wy byliście mocni. Zagraliście tak jak w poprzednim sezonie. Nasz trener już wie kogo weźmie na kolejne ligowe spotkanie. Dziś potwierdziliście, że to najlepszy rocznik piłkarzy odkąd ja pamiętam. Będzie z was pożytek. Dużo gadać dziś nie będę. Gratuluje. Bawcie się dobrze, odpocznijcie i do zobaczenia w poniedziałek na treningu.

Cześć.

- Cześć trenerze.

- Na razie.

- Do widzenia.

Odnośnik do komentarza

19.09.1998, Larne, The Woods Road, godz..11:33..

 

- Dzień dobry. Maciek mówi. Zastałem Kat?

- Cześć Maczku. Już daje ją. Jak tam mecz?

- Dobrze, dziękuję. Wygraliśmy. 5-0 dla nas.

- Gratuluje.

- Nie ma na razie czego. Ale dziękuję.

- Już masz Kat..

- Hi.

- Hi, pięknooka. Dzwonię jak kazałaś, hehe.

- Jak mecz?

- Dopiero wróciłem. Wygraliśmy 5-0.

- Ile strzeliłeś?

- Nic. Wlazłem dopiero w 60 minucie. Jedno dośrodkowanie dałem centralnie na główkę kumpla i bramka.

- No to super. Muszę, któregoś razu się wybrać na wasz mecz. Będę ci ogromnie, najgłośniej kibicować!

- Właśnie się tego obawiam, hehe.

- Wredny typ z ciebie.

- Wiem.

- Ale to właśnie mi się podoba w tobie. Kiedy się widzimy? Może jutro?

- Hmm, niech stracę. Może być.

- Paskud. Mam dla ciebie zaproszenie.

- Na co?

- Na imprezę. Moja koleżanka robi. Na początku października. Jej starych nie będzie bo jadą do Glasgow. Pozwolili jej. Będziesz?

- Z tobą mam iść?

- Nie. Z moją babcią.

- Hehe. Nie widzę problemu. W niedziele mamy trening wtedy bo dopiero w poniedziałek gramy mecz. Więc raczej luz.

- Super. U niej kimniemy się albo wrócimy do nas.

- Ok.

- To jesteśmy umówieni.

- Tak. Dobra, kończę. Idę odpoczywać.

- No to pa.

- Pa pa.

Odnośnik do komentarza

03.10.1998, Larne, The Woods Road, godz.13:49.

 

- Ja się będę powoli zbierał mamo.

- Dobrze. Tata cię podwiezie?

- Tak.

- To uważaj na siebie. Baw się dobrze i pamiętaj, że jutro masz trening.

- Wiem, wiem. Trudno zapomnieć. Spotkanie mamy o 12 więc około 10 będę wracał. Tak jakoś prom jest.

- Aha. Dobrze.

- Potem od razu pojadę do Eama. Razem pojedziemy na stadion.

- Ok. Baw się dobrze. Nie narozrabiaj tylko!

- Yes, mom!

- Gotowy?

- Tak, możemy jechać.

- Podjechać jutro po ciebie?

- Nie, jadę do Murreyów przed treningiem.

- Ok., spoko.

 

03.10.1998, Starnraer, Port Rodie, przystań, godz.15:03.

 

- Hej.

- Heja. Cześć laska. Co słychać? Długo czekasz?

- Nie, jakieś 15 minut. Gotowy na imprezę?

- No ba, w końcu wieczór co możemy go spędzić razem.

- Nom. Kris mówiła, żebyśmy przyszli koło 8. Więc mamy jakąś chwilę dla siebie tylko. Chodź do domu. Przebiorę się i naszykuje.

- A po co? Już wyglądasz super!

- Co chcesz?

- Jak to?

- Tak się przymilasz, to znaczy, że chcesz coś…

- Hehe, ta. Nic nie chcę. No może małego/dużego całusa.

- To możesz dostać.

- To dawaj.

CMOK!!!

 

03.10.1998, Starnraer, Seabank Road, sklep Marry, godz.15:23.

 

- O której dzieciaki idziecie?

- Już ci mówiłam babciu- na 8!

- Aha, no tak. Sorry.

- Nie wiem, o której wrócimy. Zapytam czy będzie miejsce do nocowania i dam ci znać, ok.?!

- Ok. będę czekać na telefon. Tylko mi tam grzecznym być proszę państwa.

- TAK JEST! Hehe.

- Nie chcę jeszcze zostawać prababcią, hihihi. Jasne?

- Jasne jak słońce psze pani Marry.

- Świetnie, dajcie buziaki i lećcie sobie. Do zobaczenia.

- Dowidzenia pani.

Odnośnik do komentarza

03.10.1998, Starnraer, Lochdale, impreza, godz.11:07.

 

- Cześć mała. Wyspałaś się?

- Yhy. A ty?

- Ja też. Która godzina? Zaraz będę musiał się zbierać.

- Hmm, jest 11:08.

- O w mordę! Jestem już spóźniony na trening! Ja pierdziele! O której jest prom?

- Zdaje się, że o 11:25.

- Jeszcze zdążę! Godzina drogi, potem 30 minut i będę. Kurde, spóźnię się!!

- To leć.

- Lecę pędem. Pa. Potem zadzwonię do ciebie.

- Dobra. Powodzenia.

 

03.10.1998, Belfast, Parkgate Drive, boisko, godz.12:42.

 

- Proszę, proszę! Kto to się pojawił. Pan Makk łaskawie do nas dołączył. Cieszymy się bardzo. Bez pana byśmy sobie nie dali rady. Wszystkich zapraszam do trenera O`Hary. Wyda polecenia. Ja zapraszam pana Maczka do mnie.

- Dobry dzień. Wiem, przepraszam za spóźnienie trenerze. Byłem w Starnraer i na prom zaspałem. Budzik nie zadzwonił.

- Witam. Nic się wielkiego nie stało. Od tego na szczęście nie zależało niczyje życie. Damy radę.

- To dobrze. Przepraszam jeszcze raz. Mogę dołączyć do chłopaków?

- Tak, w zasadzie tak.

- To lecę.

- Moment. Jeszcze jedna rzecz.

- Jaka?

- Zawieszam cię chłopcze. Możesz trenować z drużyną ale na najbliższe mecze nie wychodzisz.

- Ale trenerze…

- Twoja wina. Dyscyplina musi być. Trzeba się poświęcić temu co się robi. Jak tylko chcesz tylko kawałek się poświęcać to lepiej daj se spokój. Na razie do końca rundy tej siedzisz.

- Ok. niech tak będzie.

- No to jazda.

Odnośnik do komentarza

03.10.1998, Larne, The Woods Road, godz.17:42.

 

- Hej synek.

- Hej mamo.

- Jak się impreza udała?

- Bardzo dobrze.

- To co masz taką dziwną minę? Coś się stało?

- Ta, spóźniłem się na prom i na trening. Trener odstawiał mnie od składu do końca rundy. No trudno, zdarza się.

- Co ja poradzę?!

- Nic. Mogę trenować z resztą ale nie będę grał i nie będę nawet na ławie. Nie moja wina. Budzik mi nie zadzwonił. Jakoś to przeboleje. Szkoda tylko bo ostatnio nas obserwował główny trener pod kątem pierwszej drużyny.

- A co tam poza tym? Jak Kate?

- Dobrze. Była bardzo zadowolona, że byłem z nią na imprezie i z koncertu. Chcieliśmy razem spędzić sylwestra. Nie wiemy jeszcze dokładnie gdzie ale razem. Zobaczymy.

- Aha. No to dobrze. Dobra impreza?

- Mogła być. Idę na górę się umyć i odpocząć.

- W lodówce masz obiad jak chcesz.

- Później.

- Ok.

Odnośnik do komentarza

17.10.1998, Larne, The Woods Road, godz.11:01.

­

- Idziesz tato dziś na mecz?

- Z kim grają?

- Z Glenovan. Dziś o 16:15.

- A jak stoją nasi?

- Bardzo dobrze. Mamy 9 punktów przewagi nad Linfield. Mamy szanse na mistrza. Wczoraj Linf przegrali więc możemy już dziś odskoczyć na 12.

- O to fajnie. Gorąco na stadionie będzie.

- Mam nadzieję.

- Dobra. Zjemy coś tam i możemy skoczyć. Mama pewnie zostanie w domu więc potem zajedziemy jeszcze do pubu. Co ty na to?

- Może i tak być.

- To jesteśmy ustawieni.

- Nom. Zadzwonię do Eama, zapytam czy będzie.

- Ok.

Odnośnik do komentarza

09.01.1999, Belfast, Parkgate Drive, stadion, godz.15:11.

 

- Dobra robota chłopaki. Dobrze ćwiczycie. Z resztą to widać po wynikach. 6 spotkań, 5 wygranych, jeden remis. Te van Makk, chodź no tu.

- Tak trenerze?

- Dla ciebie okres odsunięcia minął. Przywracam cię do teamu. Będziesz grał w kolejnym meczu. Za tydzień gramy z Coloraine. U siebie. Damy radę. Zespół z najmniejszą ilość strzelonych bramek. Teraz już nie pamiętam- są ostatni albo przedostatni w tabeli.

- Przedostatni trenerze.

- No właśnie. Jak zagracie jak tu na treningu macie wygraną. Cisnąć przy środku boiska i skrzydłami szeroko.

Pokonamy ich spokojnie. Widzimy się w środę na treningu. W sobotę spotkamy się tutaj u nas o 12. Życzę zdrowia i do zobaczenia.

- Na razie trenerze.

- Na razie.

- Cześć.

- Cześć.

 

09.01.1999, Larne, The Woods Road, godz.18:02

 

- Dobry. Zastałem Kat. Maciek mówi.

- Dzień dobry Maczku. Tak już ją wołam. Poczekaj sekundę.

- Dobrze.

- Halo?

- Cześć dziewczyno.

- O co tam? Co słychać?

- Dobrze. Przywrócili mnie do teamu. Za tydzień gram już i pomyślałem żebyś wpadła na mecz.

- A który to będzie?

- 16 styczeń. O godzinie 13. wpadniesz?

- No ba. Oczywiście.

- To powiem ojcu, żeby podjechał po ciebie. Po meczu gdzieś skoczymy.

- Dobra, będę czekała.

- To już ci nie zawracam głowy i kończę.

- Już zawróciłeś, hehe.

- Dobra, dobra. Kończę. Pa.

- Pa.

 

- Maciek, dzwonisz jeszcze?

- Nie, już skończyłem.

- To teraz ja dzwonię.

- Ok!

- Z Kate gadałeś?

- Tak mamo. Zaprosiłem ją na mecz za tydzień. I poproszę tatę ażeby podjechał na przystań po nią.

- Już cię przywrócili?

- Tak. Powiedział trener, że dobrze bardzo trenuję i chce mnie z powrotem.

- Aha. No to dobrze. Graj.

Odnośnik do komentarza

16.01.1999, Belfast, Parkgate Drive, szatnia, godz.12:52.

 

- Pamiętajcie. Skrzydła muszą pracować. Ich trzeba zepchnąć do obrony i szybko grać piłką panowie! W środku pomocy Willis, White, Corey. Na bokach obrony- Makk z prawej i Taylor z lewej. Wy dwaj musicie dosyć mocno się podłączać do przodu. Jak będziecie się tego dobrze trzymać to gwarantuję wam, że tamci nie zejdą ze swojej połowy. Rozumiemy się?

- TAK!!

- To zapraszam na boisko i jedziemy.

- THE GLENS!

- Ej Eam, stawaj na krótkim słupku tam będę wrzucał jak coś. Podejrzewam iż się przyzwyczaili do piłek na środek. Taki mam pomysł.

- Dobra możemy tak zrobić. Będę na biegał na niego.

- Spoko.

- Aa.. Maciek- jest dziś Kat na trybunach?

- Jest. Z ojcem moim miała się pojawić.

- To walcz dla niej, hehe.

- Wal się leszczu. Lepiej strzelaj, hihi.

- Dobra idziemy wygrać z nimi.

- Idziemy.

 

16.01.1999, Belfast, Parkgate Drive , szatnia, godz.13:47.

 

- Co ja mam powiedzieć? 4-0 po pierwszej połowie. Oby tak dalej. Skrzydła dziś o perfekcję się ocierają. Bardzo dobra gra panowie. Brawo. Murrey- Makk bardzo dobra współpraca. Jak przez 45 minut wbiliście im 4 bramki. Jak się przyłożycie dołożycie drugie tyle.

Macie ku temu warunki. Dla kibiców to zróbcie. 3 punkty mamy. Grajcie dla tych co tam siedzą i wam biją brawa. Wyjdziecie i dokończycie dzieła zniszczenia.

Powodzenia.

 

45 minut później, szatnia.

 

- Zawsze tak grajcie. Jak dla mnie złote pokolenie „The Glens” jesteście. Fantastyczny mecz. Każdego z osobna i wspólnie. Mi najbardziej zaimponowali boczni obrońcy. Chyba to dosunięcie ci pomogło van Makk! 7-0 bardzo ładny wynik. W sumie mają szczęście, że się zamurowali. Jak nie to by był dwu cyfrowy wynik.

To co mam do przekazania to w poniedziałek na spotkaniu. Na razie odpoczywajcie i gratulacje.

Jeszcze trener Roy Coyle chciał powiedzieć dwa słowa. Zapraszam.

- Witajcie. Doskonała robota. Jestem pod wrażeniem. I żeby nie przedłużać, powiem krótko- niektórzy z was już niebawem mogą dostać powołanie do pierwszej drużyny. Ja już wiem kto trafi. Taką grą jak dziś pokazujecie iż jesteście bardzo zdolni. Miłego dnia życzę i do zobaczenia.

Odnośnik do komentarza

16.01.1999, Belfast, Parkgate Drive, godz.14:12.

 

- No moje gratulacja dla pana. Bardzo ładny wynik.

- Dzięki wielkie piękna, nieznajoma pani.

- Super zagrałeś. Dla mnie?

- No ba! Oczywiście, że tak.. Chcę żebyś zdobyła mistrzostwo w tym sezonie, hehe.

- Świntuch.. Bardzo się cieszę, że w końcu zobaczyłam jak gracie. Fajnie tu macie. Kiedy będziesz grał w pierwszej drużynie? Kiedy zdobędziesz mistrzostwo świata?

- Jak się ze mną prześpisz moja draga, hihi.

- Zbok.

- Ahaha, możesz się złościć dalej- bardzo ładnie wtedy wyglądasz.

- Dobra chodź bo zmarzłam trochę.

- To już cię za moment rozgrzeję gdzieś w szatni w ukryciu, hehe.

- Przeginasz Maciek, oj przeginasz.

- Pani wybaczy, moja droga. Poprawię się. Chodź tam mój stary stoi bryką. Podwiezie nas do Larne i pójdziemy coś zjeść. Chcesz?

- Jestem strasznie głodna. Dawaj idziemy.

 

- Cześć ojciec. Dzięki, że poczekałeś. Podrzucisz nas do Larne? Chcemy coś zjeść.

- Dobra. Pakujcie się. Dobry mecz. Fajnie zagraliście.

- Dzięki. Dobrze się grało dziś.

- Ile asyst miałeś? Ja doliczyłem się 3.

- W protokole zapisali mi też tą ostatnią. Czyli 4.Eamonn też zagrał fajnie.

- Aha. Taka dziwna sytuacja była. Powtórek nie ma to nie widziałem.

- Coach powiedział, że chyba mi dobrze zrobiło odsunięcie od gry, hehe.

- Może i ma rację.

- Ta, zapewne. Jasne.

Odnośnik do komentarza

13.02.1999, Larne, The Woods Road, godz.12:12.

 

- Tato, dasz mi 25 funtów?

- A po co ci?

- Jutro Walentynki. Chciałem Kat kupić cały bukiet róż. Już zamówiłem w Stranraer ale jeszcze nie zapłaciłem, hehe.

- Weź sobie, w portfelu na stole.

- Dzięki.

- A swoich nie masz?

- Mam, ale musiałbym iść do banku a mi nie po drodze dziś albo jutro.

- Aha. Zmieniając temat- wiadomo coś o jakiś powołaniach do pierwszego składu?

- Nie, na razie nie. Do końca sezonu zostało 6 spotkań. Nie, sorry, 7. Jedno zaległe jeszcze jest. Mamy 10 punktów przewagi nad Crusaders więc jest szansa dla nas. Zobaczymy.

- Ano. A powiedz mi jeszcze jedno, Maciek- za 4 dni masz urodziny. Chciałbyś coś konkretnego? Jakież życzenie?

- Nie, chyba nie. Musiałbym się zastanowić.

- No to możesz. Bo jak nie to dostaniesz niespodziankę.

- Ok.

Odnośnik do komentarza

03.03.1999, Larne, The Woods Road, godz.16:12.

 

- Hej, jest ktoś w domu? Mamo?

- Na werandzie jestem!!

- Aha, to już idę do ciebie.

- Cześć.

- Cześć. Co tam? Jak na treningu?

- Dobrze. Jest tata?

- Nie, jeszcze nie wrócił ze Staranraer. Z Jackiem tam jakoś rano pojechali.

- Aha.

- Czemu pytasz?

- Nic, nic. Tak tylko.

- Oj nie ściemniaj. Mów!

- No dobra. Dostałem powołanie na sobotę na mecz.

- Pierwszy skład?

- Ta.

- Świetnie. Gratuluję. To już coś. W wieku 17 lat zagrasz w pierwszej drużynie, fiu, fiu. To już możesz myśleć gdzie dalej będziesz grał.

- Jasne! Spokojnie. Na razie dostałem powołanie. To nie znaczy w końcu, że zagram.

- Na pewno. Ktoś jeszcze?

- Ta, Eam i Corey. Jak nie ma ojca to zadzwonię do Kat i jej powiem. Może się skusi i wpadnie na mecz.

- Dzwoń.

 

- Halo? Dzień dobry, Maciek mówi. Jest może Kate?... Aha, szkoda… Nie, nic się nie stało, proszę pani… Chciałem jej powiedzieć, że dostałem powołanie do pierwszego zespołu na sobotę… Tak, to jest 6 marca, ta sobota. Myślałem iż może wpadnie na mecz… Dobrze, to proszę przekazać, że dzwoniłem… Dobrze, jak coś to wieczorem jestem w domu cały czas… Będę czekał… Do widzenia.

Odnośnik do komentarza

06.03.1999, Belfast, Parkgate Drive, stadion, godz.15:01.

 

- No Maciek już jesteśmy. Życzę ci wyjścia od razu na boisku. Połamania nóg, hehe.

- Dzięki mamo. Jest już tata i Kate?

- Nie, nie widziałam ich. Zaraz pewnie będą. Prom dopiero jakieś 15 minut temu chyba był.

- Dobra. Jak siedzicie tam gdzie zawsze to zobaczę was.

- Dobra. Leć już i jeszcze raz powodzenia.

- Nie dziękuję, hehe.

- Pa.

 

5 minut później, szatnia.

 

- Witam panowie. Proszę usiąść. Zaczynamy odprawę. Jako, że mamy sporą przewagę nad Crusaders to dziś wprowadzimy powoli do teamu młodzież. Niech się ogrywają. Są bardzo zdolni. Widziałem ich w akcji. Naprawdę są nieźli. Mogą namieszać w składzie jak i w meczu.

Już wypisuję pierwszą jedenastkę. Od razu powiem- dwie niespodzianki. Prawa obrona- van Makk. Druga- Murrey w ataku, razem z tobą Hill.

- Ok. trenerze.

- Gramy swoje panowie. Szeroko, wysoko wychodzimy. Prawie pod środek. Ściśniemy ich, szyba kontra. Takim sposobem wygramy. Murrey- twoim atutem jest szybkość i skoczność. Prawdopodobnie ciebie będzie krył ten… no… wysoki, hmm…

- McRoy?

- O tak, właśnie. Zapomniało mi się. Więc słuchaj Murrey- wysoki, ale straszna kłoda z niego. Powinieneś go mijać jak tyczkę.

- Ok. trenerze.

- To chyba wszystko. Zróbmy ten kolejny kroczek do mistrzostwa.

Chodźcie tu.

- ONE!! TWO!! ONE!! TWO!! THE GLENS!

 

- Ej, Maciek.

- Co?

- Kat ma być?

- No miała przyjechać dziś. Ale jak wchodziłem to jeszcze jej nie było.

- Aha. Spoko. Zaraz pewnie się pojawi.

- Pewnie tak. Dobra teraz się skupmy, Eam. Pojedziemy dziś dobrze to może zostaniemy z pierwszą drużyną.

- No może.

 

06.03.1999, Belfast, Parkgate Drive, szatnia, godz.16:16.

 

- Siadać. Dobrze jest. 4-1 mamy. Tak możemy już skończyć. Dobra gra panowie. Dalej robimy swoje. Jak tam twoja noga Makk?

- Dobrze. Już nie boli tak bardzo. Siniak będzie na bank.

- No niestety, tak to jest jak ci cham po łydce w korkach przebiegnie. Chcesz zmiany?

- Nie, dam radę.

- To dobrze. Bardzo dobrze się dziś jak na razie spisujesz. Oby tak dalej. Hill jak widzisz, że Eamonn wychodzi na wolne pole to mu podaj. Nie trzymaj tego. Opóźniasz akcję. Oddaj mu, lecisz do przodu a on ci przecież odda ją.

Tak trzymać.

 

 

To był mój debiut w pierwszym składzie Glentoran. Na początku spotkania miałem lekką tremę ale po jakiś 10 minutach i dwóch dobrych wślizgach przeszła.

Całe spotkanie wygraliśmy 5-2. obie bramki to nie moja wina. Pierwsza padła po rzucie rożnym, druga po karnym. Faulował środkowy obrońca.

Zaliczyłem jedną asystę. Mój kolega Murrey- jedna bramka. Chyba całkiem nieźle jak na świeżaków.

Rodzice byli zachwyceni moim występem. Poszliśmy na fajną kolację z tej okazji. Mojej Kat też się gra podobała.

Odnośnik do komentarza

06.03.1999, Larne, The Woods Road,godz.19:47.

 

- Mój ty najlepszy piłkarzu.

- Ahaha, śmiej się dalej.

- Nie śmieję się. Jestem dumna z ciebie. Bardzo mi się podobasz jak jesteś taki skupiony i walczysz z całych sił, hehe.

- Dobra, dobra. Zaraz idziemy na prom.

- Wiem. Szkoda. Chętnie bym została.

- Nom, fajnie by było. Byśmy coś obejrzeli, poprzytulali się. Poświntuszyli trochę, hehe.

- Tak myślałam, że to powiesz.

- No widzisz. Nawet myślisz o tym samym, hehe.

- Daj mi swoją koszulkę, w której grałeś dziś. Plizz…

- Nie ma problemu. Ale pod dwoma warunkami.

- Ok., jakie?

- Pierwszy- jak się koszulka upierze i nie będzie śmierdzieć, hehe. Drugi- jak obiecasz, że któregoś razu założysz dla mnie tylko tą koszulkę. I nic więcej, hihihihi.

- Pierwsze jak najbardziej do przyjęcia. Akceptuję. Ale drugie…

- Co drugie?

- Jeszcze bardziej, hehe. Zgoda.

Odnośnik do komentarza

27.04.1999, Larne, The Woods Road, godz.12:27.

 

- Marek, Maciek, Liza chodźcie na obiad. Już gotowe.

- Już idę mamo.

- Co tam dobrego żono zrobiłaś dziś?

- Papryczki faszerowane.

- Yhy, super. Dawno nie jedliśmy.

- Ano. Dobra, siadać i smacznego.

- Wzajemnie.

- I jak tam pole, Marek?

- Na razie wszystko idzie zgodnie z planem. Za tydzień, zdaje się, jedziemy już podpisać wszystkie dokumenty. Prosta sprawa. Zajedziemy razem z panią Connroy do klubu i wrzucimy im kasę na konto. Taka jej wola.

- Ok.

- Będę mógł jechać z wami, tato?

- Jasne.

- A co to za dzień?

- Nie wiem jeszcze dokładnie. Jakoś może w środę.

- To jadę z wami.

- Dobra. Zobaczymy co to za klub i tak dalej.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...