Skocz do zawartości

Przeklęta klątwa


wenger

Rekomendowane odpowiedzi

Mozolnie, z wielkim trudem staram się również wymieniać moją kadrę szkoleniową, ale to zadanie jest niezmiernie ciężkie. Trenerzy z dobrą reputacją nie popatrzą w stronę Durango i wolą czekać na bezrobotnym, aż trafi się lepsza okazja. Posiłki przychodzą z zagranicy - i to bardzo odległej. Udało mi się zatrudnić trenerów z Chile i Peru, ale tym razem trafiłem na dobrego fachowca z rodzimego kraju. Do naszego klubu sprowadziłem niejakiego Josu, który zapewni bramkarzom trening na czterogwiazdkowym poziomie.

 

Zaragoza, 6 miejsce.

Brak, z powodu kontuzji, najlepszego obrońcy Narbaizy.

Bez namysłu ogrywam młodego Mike Vidala.

Sezon zbliża się ku końcowi.

Może to być nasza ostatnia, teoretyczna szansa na utrzymanie.

 

Mecz jak mecz. Podobny do innych. Tym razem nie było stałego fragmentu gry, ale prezent od jednego z moich zawodników, który podał do Pedrazy, a ten skwapliwie skorzystał z okazji. I pewnie znowu płakalibyśmy po minimalnej porażce, gdyby na boisku nie pojawił się 17-letni Lozano i nie odwrócił losów tego spotkania. Przy pierwszym kontakcie z piłką minął dryblingiem dwóch obrońców, a trzeci powalił go na ziemię, za co wyleciał w trybie natychmiastowym z boiska. Goście cofnęli się do rozpaczliwej obrony, strzeliliśmy wyrównującą bramkę, ale znowu zabrakło przysłowiowej kropki nad „i”. Bohaterem meczu mógł zostać wspomniany wcześniej Lozano, ale w doliczonym czasie, mając przed sobą tylko bramkarza, nie wytrzymał presji i strzelił obok bramki. Szkoda, wielka szkoda…

 

I liga – 32 kolejka

Durango[20] – Zaragoza[6] 1:1 (0:1)

33’ – Pedraza 0:1

83’ – Iker 1:1

 

Widzów: 2956

Notes: Cóż, znowu byliśmy blisko. Mam wrażenie, że powoli ich rozgryzam, nawet statystyki były na naszą korzyść.

Odnośnik do komentarza
Dobry kierunek z trenerami z Ameryki Południowej. Mówią po Hiszpańsku więc wszystko w zgodzie z HC

Bo tam bida, aż piszczy i nawet Durango dla nich lepsze :)

-------------------------------------------------------------------

 

Niesiony zwycięstwem Łaziii'ego nad Barceloną...

 

Tydzień poprzedzający mecz z Xerez był bardzo burzliwy. Oto ich szkoleniowiec, Bernd Schuster, sprowokował mnie na łamach prasy, twierdząc, że nie mamy żadnych szans i czeka nas prawdziwa klęska. Ja na to spokojnie odpowiedziałem, że już go raz zwolniłem z posady, więc z przyjemnością zrobię to po raz drugi. O mało mnie nie pobił przed meczem, ale na szczęście jego wąsy zapaliły się od cygara, niechcący opuszczonego przez naszego prezesa, i zamiast na pięści, pobiegł po gaśnicę przeciwpożarową. Potem chciał mnie dopaść na ławce trenerskiej, ale jego włosy zaplątały się w kamerę operatora canal+, a nasza niewielka grupka kibiców zaczęła skandować: „Do fryzjera, do fryzjera!”, a ja nie wiedziałem, czy to do mnie (że niby innymi sposobami drużynę przed spadkiem trzeba ratować), czy do Schustera, szamoczącego się ze wściekłym kamerzystą.

 

Schuster zatracił ostatki zdrowego rozsądku i ustawił swoją drużyną bardzo ofensywnie 3-4-3, co w konsekwencji skwapliwie wykorzystaliśmy. Poszliśmy z nimi na żywioł, na wymianę ognia i była to jedyna i słuszna droga do zwycięstwa. Już w 7 minucie Izquierdo otrzymał krótkie, prostopadłe podanie od De Pedro i pięknym strzałem bez przyjęcia potwierdził swój wielki talent. Jednak ten sezon jest sezonem dziwnie traconych bramek przez moją drużynę i kilka minut później, zastępujący na bramce Maguregi’ego Fuentes, tak przyjmował piłkę, że Geijo z łatwością mu ją odebrał i strzelił do pustej bramki. Na szczęście ten dzień należał do nas i nie pozostawiliśmy gospodarzom żadnych złudzeń. Najpierw Conde idealnie dośrodkował na głowę Moreno, a w drugiej części meczu znowu dał znać o sobie Izquierdo, wykorzystując długie, prostopadłe podanie od Ocio. Przy stanie 3:1 byłem już spokojny, ale w PD nie możemy przecież zaznać ani minuty spokoju i musieliśmy zaserwować sobie jeszcze nerwową końcówkę. Miejscowi, po strzeleniu kontaktowej bramki, atakowali, atakowali i… przegrali.

 

Schuster na pomeczową konferencję nie przyszedł, w kuluarach nie zauważono także ani jednego piłkarza Xerez. Podobno w szatni miejscowej drużyny doszło do rękoczynów, ktoś kogoś złapał za włosy, ktoś komuś powyrywał wąsy. Panie Schuster, pana dni w kolejnym klubie są policzone. Tak to jest, jak się nie zna na futbolu i trzeba nadrabiać dobrą miną, albo wyszczekaną gębą.

 

I liga – 33 kolejka

Xerez[16] – Durango[20] 2:3 (1:2)

7’ – Izquierdo 0:1

12’ – Geijo 1:1

24’ – Moreno 1:2

62’ – Izquierdo 1:3

73’ – Geijo 2:3

 

Widzów: 18140

Notes: Mamy 8 punktów straty do bezpiecznego miejsca. Teoretycznie zachowaliśmy szansę… A młodzież strzela, aż miło patrzeć!

Odnośnik do komentarza

Dokładnie tak, kiedyś sprzedałem go za 700-800 tysięcy do Athletic Bilbao, ale tam nie miał żadnych szans na przebicie się do pierwszego składu. Był taki moment w grze, że mogłem go odkupić za 110 tysięcy, ale oczywiście wyśmiał naszą ofertę.

----------------------------------------------------

 

Ostatnim promykiem nadziei był dla nas mecz z Deportivo. Zrobiliśmy wszystko, aby należycie przygotować się do tej potyczki – nawet sędziowie byli „urobieni”. Imprezując przez całą noc w najlepszym hotelu Durango o niezwykle znajomej nazwie „Laguna”, obiecali pomoc, jak tylko będzie to możliwe.

 

Aby znacznie ułatwić nam zadanie, już na początku meczu, sędzia wyrzucił z boiska jednego z zawodników gości. Graliśmy w przewadze, więc nasi przeciwnicy cofnęli się do obrony i czekali na okazję do szybkich kontrataków. Jednak moi zawodnicy byli od nich wyraźnie gorsi i nijak nie mogli sforsować zapory postawionej przed linią pola karnego. Na 10 minut przed końcem spotkania podjąłem ryzyko i rzuciłem do ataku wszystkie siły. Jak można było się spodziewać bramka padła… ale dla przeciwników. Rywale skrzętnie wykorzystali nasze luki w ustawieniu, wyprowadzili szybką akcję, po której Aranda z łatwością pokonał Fuentesa.

 

I liga – 34 kolejka

Durango[20]- Deportivo[13] 0:1 (0:0)

84’ – Aranda

 

Widzów: 2895 (do końca z nami!)

Notes: Barcelona w podwójnej koronie! My już się nie łudzimy…

 

 

Tydzień później, to co było nieuchronne, stało się faktem. Pojechaliśmy do Pampeluny, gdzie miejscowa ekipa rozjechała nas z dziecinną łatwością 3:0, fundując tym samym darmowe bilety do II ligi.

Odnośnik do komentarza

ej, ale matematycznie spadles dopiero w 34-35 kolejce - prawde mowiac to spodziewalem sie duzo szybszego "zapewnienia" degradacji

przynajmniej powalczyles, a co nie zabije to wzmocni

bogatszy o doswiadczenia z Primera Division, w cuglach wygrasz Segunda i powrocisz do Primera ze wzmocnionym skladem

Odnośnik do komentarza

Gwiazdy przepowiadające naszą przyszłość mówiły co innego...

---------------------------------------------------------------------------

 

W ostatni dzień roku wybrałem się do firmy, gdzie organizowano tradycyjny Bal Sylwestrowy. Każdy obowiązkowo miał przyjść z osobą towarzyszącą, więc nie zastanawiając się ani chwili zabrałem ze sobą wiedźmę. Niech se stara trochę odsapnie od leśnego powietrza, sowiego łajna i miauczenia kotów, zobaczy trochę cywilizowanego świata, popatrzy jak kulturalni ludzie się bawią, zje, wypije… resztę można sobie dopisać.

 

Koło 18:00 stawiliśmy się w firmie wyglancowani jak para zakochanych, mających zaraz stanąć na ślubnym kobiercu. Podróż przez kibelek minęła przyjemnie, wszystko lśniło, błyszczało i pachniało. No, chłopcy się postarali, ci co mieli bany w „zawiasach”, musieli swoje odpracować. Koło północy, kiedy zabawa trwała na całego, kiedy Raulb tańczył z czarownicą rock and rolla, młodzi Fenomen i Escort popisywali się jakimiś rapowymi solówkami, a starsi przykładnie jechali „dwa na jeden” z uroczymi sekretarkami, zachciało mi się skoczyć do Durango, aby chociaż chwilę posiedzieć z chłopakami i życzyć im udanego sezonu drugoligowego. Byłem jednak lekko zaprawiony, więc nijak nie mogłem trafić w muszlę klozetową. Stara prawda mówi jednak, że zawzięcie i odwaga wzrastają proporcjonalnie do ilości wypitej wódki. Pobiegłem do stołu, wychyliłem kolejną „setkę” i ruszyłem z powrotem do ubikacji rozjuszony jak durangowski byk. Co będzie to będzie, odmierzyłem krokami rozbieg, jak prawdziwy lekkoatleta zaznaczyłem białą kredą moment odbicia i po chwili koncentracji ruszyłem po posadzce, aby tym razem bezbłędnie trafić w dziurę.

 

Trach, ciach, aaałłła!!!

 

Nie trafiłem, kibel pękł na trzy części, ja wyrżnąłem głową o jego kant i wylądowałem pod umywalką. Teraz nie wiadomo było, gdzie tak naprawdę dupa komunikuje się z Wisłą, gdzie ma wisieć spłuczka, a gdzie papier toaletowy. Dramat, jak my teraz do Durango wrócimy? Trzeba pewnie wykręcić tę muszlę i wstawić nową. Ale śruby trzymały mocno i nie można było je odkręcić. Zagadnąłem wychodzącego na dwór z 18-letnią praktykantką Profesora, ale ten wyraźnie nie miał czasu:

- Idź do „technicznego”, ja się na szambie nie znam, a poza tym nie widzisz, że jestem zajęty, hę?

 

Potem zagadnąłem przelatującego koło mnie jak strzała Łaziiiego:

 

- Łaziii, ratuj! Nie rzygaj teraz, połknij, później się wypróżnisz, pomóż!

- Hm… mam znajomych hydraulików, zaraz zadzwonię i się dowiem.

 

Łaziii wykręcił numer i po chwili zadowolony z siebie zakomunikował:

 

– Trzeba kluczem francuskim odkręcić, albo użyć „easy recovery”, jak to nie pomoże, to chyba nic nie pomoże.

 

Nie pomogło, Willow proponował magiczną walizkę Słodowego z cyklu „Zrób to sam”, ja sam poszedłem do kotłowni, mając nadzieję znaleźć jakieś narzędzia, ale i tam nic pasującego nie znalazłem. Aż w końcu stwierdziłem, że jedynym człowiekiem, który mógłby mi pomóc był Amicus, człowiek, który na wszystkim się znał i wszystkim zawsze pomagał. Z tym był jednak problem, Amicus spał w cyckach grubej blondyny z księgowości i nijak nie mogliśmy go dobudzić.

Odnośnik do komentarza

To jeszcze nie koniec... ;)

------------------------------

 

Nie pomogło wiadro lodowatej wody, nie pomogło wycie syreny pogotowia ratunkowego, nawet okrzyk „Redditch wzywa!” nie obudził śpiącego Amicusa. Postanowiliśmy zastosować fortel i obudziliśmy śpiącą blondynę. Blondyna podniosła swoje 120 kilo żywej wagi, a jej rozbujała pierś wystrzeliła Amicusa pod sam, przystrojony balonami i serpentynami, sufit balowej sali. Amicus obudził się, lądując na deskach sosnowej podłogi i to go kompletnie otrzeźwiło.

 

- Mam tutaj zestaw kluczyków „R- Undelete”, to najlepsze co mogę polecić, dotychczas niezawodne.

 

Poszliśmy, śruby puściły zadziwiająco łatwo, za łatwo. Kibelek po odkręceniu rozleciał się na kilkadziesiąt części i została po nim kupa gruzu. Co teraz? Nie było już powrotu do Durango, droga została odcięta. Durango, moje ukochane dziecko, przecież tak nie można kończyć naszej przygody? Zaraz, zaraz… A wiedźma? Jak ona teraz wróci?

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...